Podświadomość mi mówiła, że jest
wieczór. Nie przeliczyłam się. Ocknąwszy się z ciemności, zastałam jedynie
światło latarni na ulicy. Jasny z założenia pokój był przepełniony smutnym,
przygnębionym półmrokiem. Tak samo ja się czułam. Rozejrzałam się po
skotłowanej pościeli. Nie znalazłam telefonu, dlatego znajdując w sobie
odrobinę siły zaczęłam odkładać niepotrzebną zawartość mojego łóżka na podłogę.
Czarny iphone znalazł się pod drugą poduszką, zmęczony kilkunastoma
wiadomościami. Podniosłam się całkowicie do pozycji siedzącej i spojrzałam na
odbicie w lustrze, które przymocowane do kremowej, ogromnej szafy znajdowało
się naprzeciwko łóżka. Moim oczom ukazała się postać rozczochranej, farbowanej
blondynki, ze zmęczonym wyrazem twarzy. Na widok czarnego stanika znajdującego
się prawie w całości poza zasięgiem różowego topa, skrzywiłam się i
doprowadziłam do pozornego ładu. Wzięłam głęboki oddech i postawiłam stopy na
jasnej wykładzinie. Zapaliłam lampkę nocną, która oślepiła mnie swoim mlecznym
światłem. Chwiejnym krokiem doczłapałam się do kuchni, która skrzyła się
czystością. Nigdy nie lubiłam bałaganu w miejscu, gdzie przygotowuję jedzenie.
Ale tym razem nie miałam ochoty na przełykanie niczego, co miało konkretny
smak. A już na pewno nie ciepłego. Być może gorącego, jak malinowa herbata z
goździkami. Tak, tego było mi trzeba. Leniwie wyciągnęłam duży kubek z
wizerunkiem Kubusia Puchatka z szafki i wrzuciłam do niego torebeczkę herbaty,
zasypując kilkoma goździkami wyjętymi ze słoika. Dodałam miodu zamiast cukru,
bo kiedyś ktoś mówił o jego uzdrawiającym działaniu. Nie pamiętam kto to był,
ale w tym momencie zawierzałam mu moje samopoczucie. Czekając, aż woda się
zagotuje gapiłam się tępo w jasny blat kuchenny. Podskoczyłam, gdy usłyszałam
nieśmiałe pukanie do drzwi. Zaraz.. pukanie? Przecież mam dzwonek…
Obraz zaczął na nowo swój taniec,
bo zbyt gwałtownie zareagowałam na gościa. Opierałam się o ściany i meble po
drodze do jasnych drzwi. Zapaliłam skromną lampkę nad lustrem, które pokazało
mi bladą jak ściana skórę, z którą różowy podkoszulek kontrastował bardziej niż
zwykle. Czułam narastające napięcie, tętno mi przyspieszyło. W takim stanie
miałam przyjmować jakiegokolwiek gościa? Przerazi się…
No i się przeraził. Gość, jak i
mój żołądek który odwrócił się o 180 stopni. Zamrugałam gwałtownie, nie wierząc
własnym oczom. Z pamięci wypadła mi popołudniowa rozmowa, po której tak mocno
płakałam. Czułam, że zaraz znów zacznę. Po uchyleniu drzwi, oprócz chłodem z korytarza
zostałam również obdarowana przeszywającym, zatroskanym wzrokiem Jego
błękitnych tęczówek. Kosmyki włosów latały na wszystkie strony, a ciemna bluza
spadała z jednego ramienia. Trzymał w rękach reklamówkę, chyba z jakiegoś
supermarketu oraz pokrowiec na gitarę. Wszedł głębiej do mieszkania, by
odstawić zbędne rzeczy. Wyjął zza koszulki ciemne okulary i odłożył. Milczałam.
Nie byłam w stanie nic z siebie wyksztusić. Wraz ze ściekającymi pierwszymi
łzami, wypływała ze mnie tęsknota za nim. Za charakterystycznym zapachem ubrań,
przesiąkniętych nutą perfum i skórzanego fotela w samochodzie. Za
przeszywającym mnie, spragnionym wzrokiem.
Niedowierzając w to co widzę,
zamknęłam drzwi. Spojrzałam na niego. Zamrugałam
i poczułam zimne kropelki na rozgrzanych od gorączki policzkach. Zaczął zbliżać się do mnie powoli. Dotknęłam dłonią jego klatki piersiowej upewniając się, czy aby na pewno to on.
I gdy musnęłam wiotkimi palcami bawełnianą, miękką koszulkę, rozpłakałam się na dobre. Czułam jak mnie do siebie przytula. Wsuwa ręce na plecy, ogrzewając mnie swoim ciałem. Przykłada głowę do mojej, próbując opanować dreszcze, które przeze mnie przebiegają co chwila.
i poczułam zimne kropelki na rozgrzanych od gorączki policzkach. Zaczął zbliżać się do mnie powoli. Dotknęłam dłonią jego klatki piersiowej upewniając się, czy aby na pewno to on.
I gdy musnęłam wiotkimi palcami bawełnianą, miękką koszulkę, rozpłakałam się na dobre. Czułam jak mnie do siebie przytula. Wsuwa ręce na plecy, ogrzewając mnie swoim ciałem. Przykłada głowę do mojej, próbując opanować dreszcze, które przeze mnie przebiegają co chwila.
- Jesteś głupi. – wyszlochałam,
ukrywając twarz w materiale jego bluzy. Ten tylko mocniej do mnie przywarł,
obdarowując pocałunkiem moją głowę.
Nogi zaczęły się pode mną uginać
od nadmiaru emocji w głowie. Poczuł, jak moje ciało zaczyna się bezwładnie
osuwać. W porę chwycił mnie pod pośladkami i podtrzymał.
- Jestem aż taki przystojny, że
mdlejesz mi w ramionach? – zaśmiał się, ale gdy w odpowiedzi jedynie się
uśmiechnęłam słabo, spoważniał. Delikatnie mnie uniósł, jedną ręką
naprowadzając moje uda na jego biodra. Trzymał mnie jak ojciec, gdy byłam mała.
Oplotłam rękoma jego szyję, a głowę ułożyłam na ramieniu, napawając się całą
jego obecnością. W duchu modliłam się żeby nie utracić świadomości, bo moje
obecne uczucie było nieprawdopodobne. Powoli przemieszczał się w stronę
sypialni, stąpając delikatnie i nie trzęsąc moim ciałem.
- Herbata… - mruknęłam, przypominając
sobie o niedawno wykonywanej czynności w kuchni. Delikatnie usiadł jednym
kolanem na łóżku, gdy mnie kładł. Przykrył mnie obfitą kołdrą, po czym przejechał wargami po moich ustach.
Zrobił to tak delikatnie, że zapragnęłam więcej. Szkoda tylko, że znów
odpłynęłam w krainę ciemności…
Znów
ten głupi moment, kiedy się budzę i nie wiem o co chodzi. Tym razem jednak
odnosiłam wrażenie, że ciemność trwała nieco krócej niż poprzednim razem.
Otworzyłam szerzej oczy. Na stoliku obok stała lekko parująca jeszcze herbata,
o wspaniałym zapachu. Już miałam po nią sięgać, ale uzmysłowiłam sobie że o
czymś zapomniałam. Skąd ta herbata się tu wzięła? Sama siebie nie przykryłabym
tak szczelnie… Rozejrzałam się wokoło i nie zobaczyłam nikogo. Czyżby to był
tylko sen? Złudzenie? A może od tego przemęczenia mam już omamy?
- Niall.. – szepnęłam tak cicho,
że ledwie ja usłyszałam mój zachrypnięty głos, a co dopiero ktoś.. Rozejrzałam się raz jeszcze. Spojrzałam na
fotel, który spowity kolorową narzutą też był pusty. Zniknął?
- Niall.. – powtórzyłam raz
jeszcze, donośniejszym głosem. Bałam się. Serce zaczęło mi mocniej bić.
Podniosłam się do pozycji siedzącej i nerwowo czekałam na jakikolwiek znak. To
nie mogło mi się przecież śnić..
Wzdrygnęłam się, gdy do moich uszu
doszedł dźwięk odkładanego zeszytu i długopisu na stolik w salonie. Ten
charakterystyczny, szklany, obity metalową ramą. Ten, o którego chłód zawsze
się opierałam w upalne dni. Puls wciąż przyspieszał, mimo słyszalnych kroków,
stawianych miękką skarpetą na drewnianej posadzce. Odetchnęłam z niesamowitą
ulgą, gdy zobaczyłam go stojącego w progu sypialni. Miał świeże, umyte włosy
skrzące się jeszcze kilkoma kroplami wody. Zapachniało cytrusowym żelem pod
prysznic, który stał w łazience czekając zawsze na jego odwiedziny. Poczułam
się jeszcze bardziej jak w domu, zwłaszcza po ujrzeniu na nim niedawno
prasowanej przeze mnie, białej koszulki bez rękawów, z jakimś bliżej
nieokreślonym nadrukiem. Musiał szperać w szafie, gdy.. spałam. Podciągnął
nogawki dresów, gdy kucał obok łóżka. Wziął do ręki moją drżącą dłoń i ucałował
ją swymi ciepłymi wargami. Tak bardzo mi tego brakowało. Uśmiechnął się lekko,
gdy mu się przyglądałam. Nie odkładał mojej dłoni od swoich ust. Tak, jakby bał
się mojego zniknięcia… A chyba to ja powinnam bardziej się tego obawiać. Nie
chciałam znów widzieć ciemności, tracić poczucia czasu.
- Nie męcz się… oprzyj się na
poduszkach. – szepnął czule, gdy podniósł się i zaczął majstrować przy miękkich
jaśkach i poduchach. Spróbowałam się podsunąć bliżej oparcia, ale mięśnie
całkowicie odmówiły współpracy. Co się ze mną działo?
Delikatnie objął moje plecy i
podsunął tak, jak chciałam. Obdarowałam go nieśmiałym uśmiechem wdzięczności.
Podał mi do ręki herbatę, która tak przykuwała moją uwagę zapachem. Upiłam łyk,
rozkoszując się jej pysznością. A On znów gdzieś zniknął. Słyszałam jakieś
pobrzękiwania w kuchni, szelest reklamówek i opakowań. Rozejrzałam się po
pokoju. Na stoliku obok miękkiego fotela, w którym zwykłam czytać położył
laptopa i kilka drobiazgów, które jeszcze jakiś czas temu walały się po
podłodze. Gdy odstawiałam kubek opróżniony niemalże w połowie, dostrzegłam mój
telefon, leżący tuż obok lampki. Sięgałam po niego w tym samym momencie, kiedy
Niall pojawił się w pokoju.
- Wyłączyłem go, żebyś nie
drażniła oczu. – uprzedził moją uwagę, gdy po kilku kliknięciach ekran wciąż
był czarny. Odłożyłam więc go z powrotem i spojrzałam na niego. Szedł,
trzymając w rękach jeszcze jeden kubek z parującym napojem oraz coś, co
wyglądało mi na dwie tabliczki czekolady. W zębach zaciskał paczkę herbatników,
a pod pachą słoik… nutelli? Obszedł łóżko, by znaleźć się po drugiej stronie i
usiąść obok mnie. Założył nogi po turecku i siedząc obok mnie, rzucił wszystko
na łóżko.
- Co robisz? – odrobinę się zaśmiałam,
widząc jego zaciętą minę, gdy patrzył na to wszystko. Uśmiechnął się do mnie.
- Cały dzień nic nie jadłaś. Nie
włożysz nic ciepłego do ust. Nie pytaj, ja po prostu wiem co będzie najlepsze.
Rozerwał opakowanie mlecznej
czekolady, która niebiańsko pachniała. Ułamał kilka kostek i włożył mi jedną do
ust ze szczerym uśmiechem. Sam również wrzucił w siebie dwie kostki. Gdy
cudowny smak rozchodził mi się w buzi, lekko się uśmiechnęłam. Poczułam
wracające siły. Czy to możliwe, żeby czekolada z jego rąk zdziałała cuda?
Uznam, że jak najbardziej.
Widząc mój uśmiech na twarzy,
rozjaśniły mu się oczy. Już dawno zapomniałam, że miałam mdłości. Sama
sięgnęłam po kolejny kawałek wspaniałego afrodyzjaku, a to jeszcze bardziej go
ucieszyło. Ulżyło mu. Jego mina wyrażała mniej zmartwienia, niż po
przekroczeniu progu mojego mieszkania. Zaczęłam się przesuwać w Jego stronę, po
czym schyliłam się, by objąć go ramionami. W połowie drogi do jego uścisku
jednak mięśnie nie chciały współpracować. Tuż przed osunięciem się do bardzo
dziwnej siedzącej pozycji, zostałam przytulona jego ciepłym ciałem.
- A to co było? – zaśmiał się,
układając mnie ponownie na poduszkach. Póki schylał się nade mną, zdążyłam choć
odrobinę wtulić się w niego, wykorzystując do tego maksimum mojej energii. Mruknęłam
coś niezrozumiałego, gdy mnie puszczał. Ujrzał mój niezadowolony wzrok i ułożył
tuż obok mnie, pozwalając wtulić się mojej głowie w jego ramię. Czułam się
jeszcze bezpieczniej, niż chwilę temu. Chłonęłam zapach jego skóry niczym
zwyczajne powietrze. Przymknęłam powieki, ciesząc się z obecności blondyna. Zgiął
w łokciu rękę, którą mnie obejmował i zaczął otwierać paczkę herbatników. Wyjął
kilka i położył na moim brzuchu. Spojrzałam na niego zdziwiona, a ten tylko
zrobił minę mówiącą „to jeszcze nie koniec”. Uniósł brew w swój
charakterystyczny, zabawny sposób i odkręcił duży słoik z kremem
czekoladowo-orzechowym. Wynalazł skądś łyżeczkę i zaczął smarować nim powierzchnię
herbatników, co chwila oblizując ją zawzięcie. Kąciki moich ust znów podniosły
się. Złożył dwa posmarowane ciastka i dał mi, pozwalając wspomnieć nasze
ulubione zajęcie, gdy mieliśmy odrobinę więcej wspólnego wolnego czasu. Zachichotałam,
gdy poczułam znajomy, przywołujący wspomnienia smak. Kanapki, które powstawały
z ciastek i nutelli były smaczniejsze niż zwykle, gdy je robiłam. Chyba coś do nich dodał… Ach, no tak. Była w nich Jego miłość i troska.
z ciastek i nutelli były smaczniejsze niż zwykle, gdy je robiłam. Chyba coś do nich dodał… Ach, no tak. Była w nich Jego miłość i troska.
Poczułam, jak w kieszeni dresów
zaczyna mu coś wibrować. Delikatnie drgnęłam, czując łaskotanie. Z buzią pełną
słodyczy wymamrotał coś, co mogłam uznać za „wybacz” i zerknął na ekran
telefonu.
- To Harold. Chcemy z nim gadać? –
zapytał, przeżuwając. Leciutko kiwnęłam głową
i wtuliłam się w niego jeszcze mocniej. – Nasza rozmowa jest publiczna. – powiedział po odebraniu i włączeniu głośnika. Położył urządzenie na swoim brzuchu i sięgnął po łyżeczkę pełną brązowego smakołyku.
i wtuliłam się w niego jeszcze mocniej. – Nasza rozmowa jest publiczna. – powiedział po odebraniu i włączeniu głośnika. Położył urządzenie na swoim brzuchu i sięgnął po łyżeczkę pełną brązowego smakołyku.
- Jak bardzo publiczna? – typowa dla
niego chrypa zadźwięczała ze smukłej komórki.
- Jednoosobowy podmiot mdlejący
na mój widok. – wymlaskał, a ja zaśmiałam się cicho.
- Jak się masz, Annie?
- Teraz nie najgorzej… -
mruknęłam, zastanawiając się co mogę dodać. Niall mnie jednak wyprzedził.
- Bo ja przyjechałem. – Loczek
się zaśmiał.
- No tak, to było do
przewidzenia. – czułam, jak na moje blade lica wpadają rumieńce. On to zauważył
i zadowolony z poprawy mojego wyglądu, lub też reakcji na te słowa ucałował
jeden z policzków. – Co robicie?
- Jemy ciastka z nutellą… -
zaczął.
- I czekoladę. – dodałam z
uśmiechem.
- O tej porze? Pogrzało was? – No
tak, przezorny Styles się odezwał. – Ach.. w sumie to zapomniałem, że to
przecież wy. – zaczął swój złośliwy rechot, ale my się tylko uśmiechnęliśmy
szerzej.
- Już po dwudziestej drugiej,
można robić zakazane rzeczy. – odparł, a ja się przez chwilę zastanowiłam. Już było
tak późno? W takim razie, pół dnia spędziłam na ciemnościach…
- Racja. Ale dzwonię żeby z
przykrością poinformować, że Nialler musi być najpóźniej po dziesiątej na
próbie.
- Psujesz nastrój, Styles. – odpowiedział
mu, a ja spuściłam wzrok. Przeze mnie siedzi tutaj, a nie odpoczywa tam…
- Och, sorry… Moment, Louis ma
specjalną wiadomość.
- Tylko nie robić mi tam
sprośnych rzeczy, robaczki! Annie, kochamy cię. Nie pozwól Irlandczykowi
zaszaleć zanadto… Kto wie, co jedna noc w Londynie może z nim zrobić. –
usłyszeliśmy znajomy, ciepły głos. Śmiałam się z niego. Po chwili jednak
słychać było w tle jeszcze jedną osobę.
- Napisz o tym książkę, Lou.
- Liam, jesteś genialny. To
będzie bestseller. A wy tam uważać, wysłałem Kevina na przeszpiegi!
- Dobra, muszę kończyć bo Zayn
wygrywa w pokera. Annie, jakby co to dzwoń do wujka Harolda, uratuję cię przed
tą blondynką.
- Piłeś coś? – owa „blondynka”
spytała, powstrzymując śmiech.
- Nie, tylko piwo. Na razie.
Rozłączył się, a uśmiech nie
opuszczał mojej twarzy jeszcze przez chwilę.
Leżałam
wtulona w niego, z żołądkiem uradowanym solidną porcją pysznych kalorii. Delikatnie
przesuwał dłonią po moim ramieniu i plecach, zatrzymując ją gdy przechodził
przez moje ciało dreszcz. Wtedy przytulał mnie mocniej do siebie i całował w
czubek nosa. Dzielnie przynosił gorącej herbaty
z miodem, ani razu nie parząc sobie przy tym dłoni… To był nie lada wyczyn. A ja tylko podziwiałam go
i próbowałam nacieszyć się jego obecnością. I mimo, że kazałam mu iść spać, on chciał przy mnie czuwać.
I kiedy podczas brzdąkania na gitarze kleiły mu się oczy, kazałam mu ją odłożyć, nie ważne jak kojąco na mnie działała. Siląc się na stanowczy ton, poprosiłam by wsunął nogi pod kołdrę i zasnął. Razem ze mną.
z miodem, ani razu nie parząc sobie przy tym dłoni… To był nie lada wyczyn. A ja tylko podziwiałam go
i próbowałam nacieszyć się jego obecnością. I mimo, że kazałam mu iść spać, on chciał przy mnie czuwać.
I kiedy podczas brzdąkania na gitarze kleiły mu się oczy, kazałam mu ją odłożyć, nie ważne jak kojąco na mnie działała. Siląc się na stanowczy ton, poprosiłam by wsunął nogi pod kołdrę i zasnął. Razem ze mną.
Podziałało i przez te cztery
marne godziny, wtuleni w siebie napawaliśmy się sobą. Oddychaliśmy swoim
powietrzem, by o siódmej rano móc pożegnać się najczulszym pocałunkiem, jaki w
ciągu tych ledwie kilku godzin otrzymałam.
Nie poszłam na zajęcia. Obiecałam
mu, że zostanę w domu.
Zostałam i czekałam na jego
powrót. Byśmy znów mogli zajadać się czekoladą, zanim wyjedzie po raz kolejny.