Manny

niedziela, 9 października 2016

#46



*Miałam napisany długi wstęp ale chuj strzelił bloggera i skasował wszystko yaaayyyyy*









            Chciałam już być z nim. Nie mogłam zapomnieć jego wyrazu twarzy z tamtej nocy. Nie potrafiłam dłużej tak ciągnąć bez jego zapachu, dotyku i zwyczajnej, przyziemnej obecności. Źle spałam po obchodach moich urodzin, bo mój umysł przetwarzał wszystko to, co się wydarzyło przez ostatnie godziny. Podczas kolejnych dni nie myślałam o niczym innym jak o nadejściu kolejnego poniedziałku, kiedy to miałam do niego lecieć. Dzień przed moimi faktycznymi urodzinami, bo od dawna planował dla mnie niespodziankę. Prezent, którego się spodziewałam, aczkolwiek nie wierzyłam własnym zmysłom, gdy do mnie to docierało.
            Od feralnego wieczoru, Laura nie odstępowała mnie na krok. Wciąż upewniała się, czy wszystko w porządku i czy nie potrzebuję czegoś. Troszczyła się o mnie tu w Londynie jak nikt inny, pomimo swoich licznych obowiązków i napiętego grafiku. Telefon przypominał mi niestety również o kilku innych osobach żądających choć słowa z mojej strony. Z Charlie nie miałam jednak ochoty rozmawiać i liczyłam, że to zrozumie, a Damian… Jego omijałam szerokim łukiem. Próba przyjaźni z nim przyprowadziła jedynie problemy, których chciałam uniknąć. Skoro nie mogłam mu dać tego, czego oczekiwał, nie mógł mieć w takim razie nic.
            Większość lotu starałam się przespać. Wiedziałam, że po wylądowaniu będzie mnie jeszcze czekał cały dzień ze względu na zmianę stref czasowych, dlatego chciałam choć trochę ułatwić sobie życie na miejscu. LAX było potężnym lotniskiem, a ja miałam ze sobą ciężkie bagaże. Fizycznie, jak i w przenośnym, emocjonalnym znaczeniu. Tłumy i zamieszanie nie działały korzystnie na moje samopoczucie i nieokrzesane nerwy.
            Z bałaganem na i w głowie, z dużą walizką, torbą i plecakiem, stanęłam przy taśmie bagażowej, zaraz przed wyjściem. Nie czekał na mnie żaden ochroniarz ani pracownik lotniska, byłam sama w tym wielkim budynku. Wszyscy dookoła spieszyli do swoich bliskich, samochodów, do taksówek. Wiedzieli co ich za chwilę czeka. A ja? Nie miałam pojęcia. Czułam się jak bezradna dziewczynka, która zgubiła się już na początku wyprawy przez życie.
            Wyciągnęłam z kieszeni bluzy telefon w nadziei, że już się połączył z jakimś operatorem sieci. Od początku odmawiał jakiejkolwiek współpracy i kumulował moje nerwy. Westchnęłam z ulgą, gdy jednak zobaczyłam drobny napis z nazwą sieci i kilka powiadomień. Od razu czułam się o kilka stopni lepiej. Tym bardziej, że pojawiło się kilka wiadomości od Nialla.
            Niall ICE: I’m gonna pick you up, no worries
            Niall ICE: Are ya here? I tracked your flight on that radar thingy you showed me, it told me you've landed
            Niall ICE: I'm outside the main exit that you'll see after the baggage claim
            Niall ICE: Big white Jaguar F-Pace, bet you'll notice. The one you were excited about
            Niall ICE: Everything good? Call me

            Tak też zrobiłam. Kliknęłam na jego numer i zaczęłam dzwonić, nie musząc czekać długo na odpowiedź z jego strony.
- ‘Ello.
- Hej, nie mogłam wcześniej się odezwać, bo telefon nie chciał działać. – Szybko wytłumaczyłam. Poprawiłam plecak na ramionach i wolną ręką położyłam torbę na górze walizki, by łatwiej mi się wszystko prowadziło.
- Czekam przed wejściem. Jest chyba jeden gość z aparatem, czai się na zewnątrz. – Mówił, uprzedzając mnie. Mogłam się tego spodziewać, choć faktycznego ataku paparazzi i fanów na tym gigantycznym lotnisku jeszcze nie przeżyłam. Chyba miałam szczęście.
- Zauważę cię? – Dopytywałam. Chciałam być pewna, że zaraz go zobaczę i wszystko będzie dobrze.
- Tak. Spodoba Ci się moje auto, więc na pewno. – Czułam niemalże, jak uśmiecha się do słuchawki. Zabiło mi mocniej serce i ruszyłam w stronę hali przylotów.
            Rozłączyliśmy się, a mnie ogarnął nagły strach. Ile ludzi tam będzie? Co się stanie, jak go rozpoznają? Czy w ogóle go znajdę? Nie będę musiała jechać sama taksówką nie wiadomo gdzie? Te i setki innych myśli zapanowały nad moją głową, dlatego przeszedł przeze mnie potężny dreszcz. Przymknęłam na chwilę oczy, by się uspokoić. Byłam w za cieplej jak na Los Angeles, ale komfortowej i miękkiej bluzie, maszerowałam do mojej miłości, byłam w Ameryce. Nie mogłam dać się zestresować.
            Przyloty pełne były ludzi, ale starałam się nie zwracać na nich uwagi. Opuściłam głowę i zaczęłam pewnym krokiem iść w stronę głównego wyjścia, którego nikt nie byłby w stanie przeoczyć. Trzymając pewnie moją walizkę, przeszłam przez rozsuwane drzwi i odetchnęłam ciepłym, suchym powietrzem. Tak odmiennym od londyńskiej wilgoci. Rozejrzałam się dookoła i po lewej stronie, kawałeczek dalej, stał lśniący, biały SUV. W rzeczy samej ten, na widok którego jakiś czas temu miękły mi nogi, gdy mijałam go po raz pierwszy Londynie. Zagryzłam więc wargę, by powstrzymać mój szeroki uśmiech i ruszyłam w tamtą stronę, widząc w oddali jego charakterystyczne okulary przeciwsłoneczne na nosie.
            Po drodze jednak stało się to, czego oboje się obawialiśmy. Wysoki, nieco otyły mężczyzna z aparatem zaczął do mnie biec i powtarzać moje imię, wyczekując mojej reakcji i upewniając się, że znalazł właściwą ofiarę. Wyprzedził mnie i zaczął non stop robić zdjęcia mojego każdego kroku, na co zmrużyłam oczy i opuściłam głowę. Zaczął wypytywać o mnie i o Nialla, a zaraz potem dobiegło do nas dwóch innych natrętnych z aparatami, robiąc to samo. Z mojego szybkiego marszu do samochodu zrobiło się powolne zbiegowisko, bo kilka młodych dziewczyn głośno krzyknęło. Panikowałam. Nie widziałam nic przed sobą, bo wbijałam wzrok w kostkę brukową.
            Krzyki się natężyły, w tle słyszałam otwieranie i zamykanie drzwi samochodu. Kilka razy padło to dobrze znane mi imię, dlatego niepewnie podniosłam wzrok przed siebie. Wywołało to natychmiastową reakcję ciekawskich fleszy, które bez przerwy strzelały.
- Czy potwierdzasz publicznie, że to twoja dziewczyna?!
- Niall, co z solowym albumem?!
- Podpiszesz to dla mojej córki?!
- Niall, wciąż jesteś singlem?!
            Pytania się nie kończyły. Krzyki się wzmagały. Moje serce biło jak szalone z nerwów, nie mogłam sobie z nimi poradzić. Nieuprzejmie przecisnął się przez dwie fanki, przepraszając je po drodze. Dotruchtał tych kilka kroków do mnie, z napiętą postawą ciała i gotową do wszystkiego.
- C’mon, petal. – Powiedział cicho, tylko do mnie. Szybko złapał ze mną kontakt wzrokowy przez swoje ciemne szkła w ramach przywitania, po czym wziął ode mnie walizkę razem z torbą. Wolną dłoń splótł z moją, pewnie ciągnąc mnie w stronę białego Jaguara.
            Otworzył drzwi od strony pasażera i dopilnował, żebym szybko wsiadła. Zatrzasnął za mną drzwi, a dwa aparaty zajęły jego miejsce za szybą i znów we mnie celowały. Szybko wkładał bagaże do bagażnika i coś jeszcze odkrzyknął, ale nie zarejestrowałam, co. Gwałtownie wsiadł do auta i nawet bez zapinania pasów, włączył silnik i ruszył z potężnym warkotem silnika, zostawiając za sobą sznur fleszy i niezaspokojonych fanów.
            Byłam zbyt oszołomiona tym co się stało, by zarejestrować podstawowe fakty. Dopiero gdy wyjechaliśmy na obwodnicę i Niall zapiął pas, dotarło do mnie. Byłam razem z nim, oddychałam naszym wspólnym powietrzem. Był obok, prowadził ten cholernie drogi samochód i dbał o mnie. Serce biło od razu w innym rytmie, tym szczęśliwszym.
            Z prostej drogi skręcił na zjazd do stacji benzynowej nieopodal lotniska. Nie podjechał jednak do dystrybutora, tylko na boczny parking. Zgasił silnik i głęboko odetchnął. Obserwowałam, jak zdejmuje okulary i odwraca się do mnie, ukazując mi swoje piękne oczy.
- Wszystko w porządku? – Zapytał, mając zapewne na myśli wydarzenia sprzed kilku minut. Na dobrą sprawę dopiero odetchnęłam i uspokoiłam się po nerwowej sytuacji. Faktem było, że gdy Niall był gdzieś indziej, ja miałam spokój od jakiegokolwiek życia publicznego. Wiodłam wtedy, jak nazwał to Damian, normalne życie normalnej dziewczyny. Gdy jednak pomyślę, że w tej normalnej i spokojnej rzeczywistości nie ma miejsca na tego blondyna... Od razu kręcę głową. Nie wyobrażam sobie codzienności bez niego i choćbym miała pozywać paparazzi o nękanie, nie zamieniłabym swojego życia na żadne inne.
- Tak. Nic mi nie jest. – Odparłam, słabo się do niego uśmiechając.
            Wyciągnął do mnie swoją lewą rękę i delikatnie przyłożył ją do mojego policzka, wsuwając też kilka palców w rozczochrane włosy. Uniósł lekko kącik ust i wpatrywał się we mnie, błądził wzrokiem po twarzy tak jakby zapamiętywał każdy jej element.
- Cieszę się, że tu jestem. – Mruknęłam, niemalże wyszeptałam, nie chcąc zakłócać jego myśli. – Tęskniłam za tobą. – Dodałam, już jako wydźwięk prosto z serca.
- Ja też.
            Przysunął do siebie moją twarz, choć i tak było to trudne ze względu na szeroki panel pomiędzy przednimi fotelami. Od razu zarzuciłam prawą rękę na jego kark, chcąc mieć go jak najbliżej siebie. Złączył nasze czoła i zaciągnął się powietrzem, przymykając przy tym powieki. Do czół dołączyły nasze nosy i tym razem to ja zachłysnęłam się zapachem jego skóry. Oboje mocno trzymaliśmy swoje głowy i nie puszczaliśmy. Potrzebowałam więcej, gdy dostrzegłam jego malinowe usta. Chciałam je pocałować i prawidłowo się z nim przywitać, ale moje wargi spotkały się z… jego policzkiem. Serce mocno mi zabiło z bólu i zmartwienia. Specjalnie się przesunął, o dosłownie milimetry. Odetchnął przez otwarte usta i przełknął głośno ślinę, następnie całując mój policzek bardzo delikatnie.
- Jedźmy. – Odchrząknął, szybko cmokając jeszcze moje czoło. Odsunął się ode mnie, założył okulary na nos i przekręcił kluczyki w stacyjce. Tak, jakby nic się nie stało. – Jesteś zmęczona, a czeka na ciebie prezent urodzinowy. – Puścił do mnie oko. Włączył radio i z rozbrzmiewającym w tle głosem Chrisa Martina, ruszył w stronę autostrady.
            Mnie zostawiając z kłębiącymi się myślami i niezaspokojonym sercem.

           
            Nie chciałam zachowywać się jak osioł ze „Shreka” i wypytywać co chwilę, czy daleko jeszcze. Cierpliwie jechałam i rozglądałam się dookoła, nie mogąc pojąć piękna tej okolicy. Ogromne wille otoczone egzotyczną roślinnością, prażące słońce, palmy przy drodze. Czerwone i różowe kwiaty hibiskusa, bujne trawniki przed posesjami i bramami wjazdowymi do lepiej strzeżonych budynków. Wszystko to sprawiało, że nie mogłam przestać wzdychać nad urokami stanu Kalifornia.      
- Jeszcze chwila i jesteśmy na miejscu. – Usłyszałam od niego w końcu, gdy któryś raz z rzędu skręcaliśmy na skraju spadzistej drogi przez wzgórza. Jechaliśmy znów kawałek pod górę, nie zamieniając ani słowa na temat tego, dokąd w zasadzie dojeżdżamy. Podświadomość nasuwała mi prawdę na myśl, ba, byłam jej pewna. Brzmiała jednak jak pewne tabu, którego nie wolno dotykać aż do momentu zobaczenia na własne oczy.
            Zwolniliśmy przy długim, białym murze. Samochód zatrzymał się zaraz obok potężnych drzwi garażowych w tym samym kolorze, zlewających się z ogrodzeniem.  Przełknęłam nerwowo ślinę na widok pięknego budownictwa w samym środku Wzgórz Hollywood.
            Zaczął wysiadać z auta, więc zrobiłam to samo. Znów narzuciłam mój różowy plecak na ramiona, ale już podwinęłam rękawy ciepłej bluzy. Palące słońce atakowało z góry, gdy zadzierałam oczy i lepiej przyglądałam się ogromnej willi. Pojedyncze krzaczki i drzewka zdobiły białe mury i tworzyły stylową kompozycję, która wpasowywała się idealnie w uroki okolicy. Zapatrzyłam się w to wszystko tak intensywnie, że nawet nie słyszałam jak wyjmował moją walizkę z bagażnika. Ledwie czułam, gdy splatał swoją dłoń z moją i zaczynał prowadzić mnie w stronę furtki.
- Skoro już tu jesteś, mogę w końcu nazwać to miejsce domem. – Powiedział, obserwując mnie ostrożnie. Zerknęłam na niego z szeroko otwartymi oczyma, dostając jasne potwierdzenie z jego ust.
- Jest twój? – Spytałam dla pewności, nie chcąc później snuć głupich domysłów.
- Nasz. – Przytaknął głową, poprawiwszy mnie. - Chodź do środka.

            Mnóstwo przestrzeni. Ogromne okna, wpuszczające dużo światła, które zaś powielane było przez jasną farbę na ścianach. Piękne, drewniane panele. Belki pod sufitami, które mimo nowoczesnego wzornictwa przypominały bardzo stary, drewniany dom gdzieś na obrzeżach miasta. Wszystko było nowe, przytulne, dopracowane co do centymetra. Wszędzie światło, które nie pozwalało na zachmurzone i nieszczęśliwe myśli. Mnóstwo drewnianych i wiklinowych elementów, które dodawały uroku. Wymięte już poduszki w zdecydowanych barwach, które łamały biele i beże pokoi dziennych. Duży taras zaraz przy soczyście zielonym trawniku i basenie, nad którym można było się rozsiąść w wygodnych fotelach. Łazienki czyste i schludne, pełne drewna i marmuru. Sypialnie przytulne i zachęcające do snu i odpoczynku. Drugi taras, na dachu, z którego rozpościerał się widok na okolicę. Cały dom był wspaniale urządzony i zadbany, wszystko trzymało się siebie i nie było w nim nic zbędnego. Wszelkie detale, które dopiero miałam odkryć, już mi się podobały. Wystrój przygotowany był zarówno męską ręką, ale nie wyglądało to źle. Wręcz przeciwnie.
- Wszystkiego najlepszego. – Powiedział, gdy zatrzymałam się w końcu przy szklanym stole w jadalni. Przejechałam dłonią po świeżym i niezarysowanym szkle, zanim spojrzałam na niego. Zaczęłam kręcić głową z uśmiechem.
- Urodziny mam jutro, jeszcze masz trochę czasu na życzenia. – Uśmiechnęłam się.
Podszedł do mnie bliżej o tych kilka kroków, które nas dzieliły. Przyciągnął mnie do swojej piersi i mocno, całym sobą, przytulił mnie. Objęłam ramionami jego boki i wczepiłam się w niego, czując jak oddycha zaraz przy mojej głowie. Nie całował mnie, nie masował ramion. Po prostu trwał w uścisku i nie puszczał.
- Druga sypialnia na górze jest nasza, zobaczysz tam moje rzeczy. Idź się zdrzemnij, bo zmiana czasu i tak w ciebie uderzy. Lepiej teraz, niż jutro. – Powiedział, zanim cmoknął moje czoło. Wyciągałam do niego ręce, chciałam zwrócić na siebie trochę więcej uwagi, ale wyślizgnął mi się. Powędrował gdzieś w głąb domu, zostawiając mnie samą w jeszcze niezbyt dobrze znanym pomieszczeniu. Odsunął mnie od siebie dalej, niż na wyciągnięcie ręki.


            Miał rację sądząc, że zasnę od razu. Podróż może i była wygodna, ale długa i męcząca dla mózgu, który dopiero teraz zaczął się przyzwyczajać do nowego czasu i zupełnie innej rzeczywistości. Wybudziłam się już z głębokiego snu, który ogarnął mnie chyba dobrych kilka godzin wcześniej. Drzemałam, wybudzałam się i znów zasypiałam, jedyne z czego sobie zdając sprawę to zmrok, który już zapadł za oknem.
            Pościel była miękka i pachniała moją ulubioną osobą, więc przyjemnie mi się w niej leżało. W dresowych szortach i podkoszulce było mi wygodnie i wystarczająco ciepło, by nie musieć się całkowicie przykrywać kocem – w końcu byliśmy w słonecznym Hollywood, które nie cierpiało na brak słońca.
            Gdy byłam w nowym miejscu, zawsze miałam czujny sen. Dlatego przebudziłam się w chwili, gdy otwierane były drzwi do sypialni. Nie ruszyłam się ani nie otworzyłam oczu zbyt spowita snem i zmęczona tym, że nie wiedziałam którego zegara mam się trzymać. Słyszałam ciche kroki stawiane bosymi stopami po panelach, głęboki oddech. Serce mocniej zaczęło mi bić w nadziei, że otrzymam od niego trochę więcej ciepła. Wspaniałym było, że spałam w naszym kolejnym domu w rajskim miejscu. Cudownie, że zadbał o to z okazji moich urodzin. Ale nic nie jest w stanie zastąpić tego, co on może mi dać samym sobą.
            Łóżko ugięło się tuż za mną pod jego ciężarem. Czułam na sobie jego wzrok, trwał w bezruchu przez kilkadziesiąt dobrych sekund.
- Annie? – Szepnął. Chciał pewnie sprawdzić, w jak głębokim śnie jestem. Byłam świadoma tego, co się dzieje dookoła, więc przeciągle odmruknęłam poprawiając poduszkę pod głową. Przełknęłam ślinę i przeciągle ziewnęłam, nie mogąc pożegnać się z uczuciem senności. – Oficjalnie masz już dwadzieścia trzy lata. – Dodał. Przysunął się do mnie i pocałował moje ramię, rozgrzewając tym moją skórę, która nie dostała wystarczającej dawki miłości od niego.
- Nie, dopóki nie wybije za piętnaście dziesiąta rano.. – Odburknęłam gdzieś w poduszkę, nie odwracając się do niego.
- Tak czy inaczej, jesteś moją solenizantką. – Skomentował.
            Zaczął składać drobne, motyle wręcz pocałunki wzdłuż mojego ramienia. Położył delikatnie dłoń na moim biodrze i wsunął ją na mój wrażliwy brzuch, lekko łaskocząc i ogrzewając go jedocześnie. Stanowczo, ale niezbyt mocno przepchnął mnie na plecy, wywołując tym moje jęknięcie zaskoczenia. Przyciągnęłam ręce do twarzy, przecierając ją dłońmi. Zaczęłam wyciągać swoje całe ciało, wybudzona już niemalże całkowicie, jedynie ze sklejonymi snem oczami. Wykorzystał chwilę, gdy koszulka podciągnęła mi się pod biust. Zatrzymał ją tam, wręcz odsuwając jej koniec aż po samą krągłość moich piersi. Pochylił się nade mną i zaczął muskać ustami mój brzuch. Musiałam gwałtownie wciągnąć powietrze, czując tę dawkę drażnienia skóry, od którego chciało mi się śmiać.
- Nie, łaskoczesz.. – Jęknęłam, otwierając w końcu oczy. Zatrzymał swój wzrok na mnie, pozwalając nam na dłuższy kontakt wzrokowy. Uśmiechnął się do mnie lekko, po czym znów zaczął przykładać usta dookoła mojego pępka. Zaśmiałam się cicho, czując tę drażliwą pieszczotę w niemal każdym moim skrawku ciała.
            Podniósł głowę i gwałtownym ruchem złapał mnie za biodra i przesunął tak, że nie pochylał się nade mną prostopadle, lecz leżał wzdłuż mojego zmęczonego korpusu. Leżał podkurczony na łóżku, ale nie aż tak bardzo – w końcu materac był ogromny. Podparł się w ramionach po zewnętrznych stronach mojego tułowia i przeniósł swój ciężar idealnie pomiędzy moje nogi. Żeby uniknąć zgniecenia przez jego tors, rozsunęłam uda. Po tym, jak wygodnie się między nimi ułożył wiedziałam, że tego oczekiwał.
- Co robisz? – Zapytałam z ciekawości. Wsunęłam dłoń w jego włosy, po raz pierwszy od bardzo dawna czując jego miękkie kosmyki pomiędzy palcami. Musiał sam sobie przypomnieć jak to jest, gdy bawię się jego czupryną, bo przymknął na dłuższą chwilkę oczy.
            Wykonał nurkujący ruch głową, zasypując mój brzuch od nowa pocałunkami. Tym razem jednak były solidne i mokre, zdarzyło mu się kilka razy zagryźć wrażliwą skórę. Spojrzał na mnie i kontrolował moją reakcję, gdy jego palce jak gdyby nigdy nic zaczęły zsuwać moje spodenki poniżej linii bioder. Całował moje podbrzusze i lizał miejsca, gdzie zostawił czerwone ślady od ugryzień. Czułam się jak we śnie, gdy traktował mnie swoim łagodnym ale i parzącym dotykiem. Moje ciało rumieniło się, gdy mnie dotykał, a serce płonęło z miłości. Ogień był jednak przytłumiony z niepewności, bo moje zmysły szukały brakującego elementu.
            Kiedy ja zastanawiałam się nad różnicami między snem a jawą, on zsunął z moich pośladków spodenki i bieliznę. Poczułam jego ciepły oddech na udach, co automatycznie wywołało moje dreszcze. Zaplótł ręce wokół moich bioder i nóg, składając wszędzie lekkie jak piórka pocałunki. Przyjemnym było, gdy owiewał wydychanym powietrzem moje najbardziej wrażliwe miejsce. Z przymkniętymi oczami i nie do końca świadoma tego, co się dzieje, niczym odruch powędrowałam dłonią do jego włosów po raz kolejny, by w nich bezwiednie błądzić opuszkami palców. W momencie, gdy dotknął językiem mojej kobiecości, jedna z lampek z tyłu mojej głowy się zaświeciła. Wstrzymałam oddech i otworzyłam oczy, wpatrując się w ciemność nocy.
            Mój umysł zaczął niespodziewanie analizować to, co się działo. Przetwarzał fakty i mielił informacje. Pamiętałam aż za dobrze, że nie chciał mnie pocałować. Odsuwał mnie od siebie na pewną odległość. Był obok, ale nie w stu procentach. Sprawiał mi przyjemność, albo raczej chciał to zrobić. Dopuszczał się intymnego dotyku, ale nie tego prowadzonego przez najgłębsze uczucie. Nie patrzył mi w oczy. Nie pocałował mnie. Zawrócił mi w głowie motylimi buziakami i muśnięciami skóry. Sprawił, że mdlałam, bo tak się za nim stęskniłam i było mi wszystko jedno co robił, bylebym go widziała i miała przy sobie. Wiedział, że jest moją słabością. Ale musiał nie zdawać sobie sprawy z tego, że bez tej najważniejszej rzeczy, nie dotrze do mojego serca. Nie chciałam doprowadzać do nieprzyjemnej wymiany zdań. Nie chciałam w ogóle poruszać z nim żadnego dotkliwego tematu, zwłaszcza podczas takiej okazji. Ale brak wyznania miłości z jego strony wiązał się z moją bezbronnością, uczuciem wstydu i nieśmiałości.
            Dlatego jęknęłam, na wpół z przyjemności i przykrego samopoczucia. Zmarszczyłam czoło i podkurczyłam nagle nogi, przekręcając biodra na bok i odsuwając się od jego twarzy.
- No, don’t… - Mruknęłam, zwijając się w kulkę. Zasłoniłam sobie twarz ręką, nie chcąc pokazywać mu swoich czerwonych policzków i niepewnej miny.
- Co jest? – Spytał cicho, przerywając spokojną aurę dookoła nas. Spokojnie było jedynie na zewnątrz, bo w środku moje serce robiło bałagan.
Nie odpowiadałam, jedynie mocniej się skuliłam i milczałam. Próbował mnie zaczepić, drapał mnie w pośladek i złożył kilka ciepłych pocałunków na odsłoniętym biodrze. Jeśli jedynym co chciał mi ofiarować był intymny dotyk, musiałam najpierw rozprawić się z tym w swojej głowie. Żeby zrozumieć jego tok myślenia i dojść dlaczego nie ma miejsca na ciepło i najprostsze akty miłości.
            Słyszałam, jak westchnął. Po ruchu na materacu rozpoznałam, że podnosi się do pozycji siedzącej. Uchyliłam powieki i ujrzałam go, siedzącego bokiem do mnie. Zasłaniał sobie usta ręką, podpierając się w łokciu na swoim kolanie. Sfrustrowany, przejechał dłońmi po swojej blond czuprynie. Sięgnął do podłogi i podniósł z niej moje ubrania, kładąc mi je na udzie. Zauważył, że go obserwuję. Zatrzymał wtedy na mnie swój wzrok i wpił we mnie swoje błękitne tęczówki, po raz pierwszy tak intensywnie. Chciał przerwać ten kontakt i się odwracał, gdy poczuł intensywność mojej tęsknoty. Unikał jej. Dlatego zebrałam się na odwagę i niewiele myśląc, z czerwonymi policzkami i przeszklonymi oczami, odezwałam się.
- Nie unikaj mnie. – Padło z moich ust. Chciał coś odpowiedzieć, ale się powstrzymał i zamknął usta. Zacisnął je w cienką linię, zanim gotów był wdać się w rozmowę ze mną.
- Ja.. – Urwał. Przetarł palcami swoje oczy i raz jeszcze odetchnął głęboko, zanim opuścił rękę z tępym hukiem na materac. – Po prostu nie mogę przestać o tym myśleć.
- Naprawdę? Przestaniesz mnie kochać tylko dlatego, że ktoś wbrew mojej woli mnie pocałował? – Zapytałam. Może zbyt bezpośrednio, ale inaczej nie potrafiłam. Jeśli nie nazwałabym wszystkiego po imieniu, mijalibyśmy się w bezsensownych tłumaczeniach i nieporozumieniach. Na moje słowa podniósł wzrok z powrotem na mnie i przez chwilę widziałam w jego oczach panikę. Jego oczy zadrżały, gdy mnie obserwowały. Uspokoiły się dopiero, gdy kilka razy zamrugał.
- Nie przestałem cię kochać. – Mruknął, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
            Sięgnęłam po kawałek narzuty, żeby zakryć nią swoje powoli stygnące ciało. Podniosłam się i usiadłam, lądując tuż obok niego. Nie chciałam się złościć, tylko w końcu dojść do normalnej relacji i mieć go przy sobie. Potrzebowałam jego obecności również duchowej, nie tylko fizycznej. Założyłam luźne kosmyki włosów za ucho, nieprzyzwyczajona do tego, że sama to robiłam gdy był obok. Sięgnęłam po jego lewą dłoń i gdy nie chciał nią ruszyć, jęknęłam jak dziecko.
- No dalej. Daj mi rękę. – Poprosiłam. Przeniósł ciężar ciała na drugą stronę i poddał się mojemu dotykowi. Chwyciłam jego nadgarstek i przysunęłam sobie jego dłoń do klatki piersiowej. Ułożyłam ją sobie tam, gdzie najlepiej mógł poczuć bicie mojego serca. Ostrożnie obserwował moje ruchy i nie mógł dojść, o co mi chodzi. – Wyznaj mi miłość. – Poprosiłam.
- Annie.. – Zaczął odsuwać rękę. Chwyciłam ją mocniej, nie chcąc odpuścić. Zaczął kręcić głową z niezadowolenia. Oczy mi się zaszkliły na jego reakcję, z bólu i smutku.
- Po prostu to powiedz. Kiedyś powtarzałeś mi to codziennie. – Prosiłam. Westchnął lekko, patrząc jak powoli łamię moje wszelkie bariery. Jak łamię się sama pod tym ciężarem emocjonalnym. Chciałam, żeby poczuł jak na niego reaguję. Żeby wiedział, że wciąż jest tym jedynym. Przełknął ślinę, po czym sam przycisnął dłoń do mojej skóry. Nie musiałam jej przytrzymywać, bo sam już dotykał nią mojej piersi.
- Kocham cię, Annie. – Powiedział ochrypłym głosem, a moje serce przyspieszyło rytm. Puls mi wariował na te słowa, dlatego czekałam z niecierpliwością na jego reakcję.
            Jego oczy zabłysły. To, co się za chwilę stało, było ułamkiem sekundy.
            Przesunął rękę z mojej piersi na tył głowy i przyciągnął mnie do siebie mocno, całując moje usta czule i przeciągle. Nie pozwalał mi oddychać, a ja nie protestowałam. Chętniej udusiłabym się w jego pocałunku, niż żyła bez jego obecności. Od razu wplotłam palce w jego włosy i zacieśniłam nasz uścisk, wdychając jego zapach bez opamiętania. Masował moje wargi jak szalony, nie odrywając się ani na moment. Założyłam ramię na jego szyję i tym samym przylgnęłam mocniej do jego torsu, w końcu oddychając miłością.
            Za bardzo chciał kontrolować naszą pieszczotę, więc skończyło się moim opadnięciem na materac. Pociągnęłam go ze sobą i teraz już bez chwili wytchnienia, nadrabialiśmy wspólnie stracony czas. Objęłam nogami jego tułów i przyciskałam jak najbliżej się dało. Podparł się łokciem koło mojej głowy, drugą ręką ciasno obejmując moją talię. Zaciągał się mocno powietrzem, tak jakby chciał upić się zapachem mojej skóry. Kręciło mi się w głowę na samą myśl, że przyciska mnie do materaca i tak mocno całuje. Prawdziwie czułam, że jest ze mną, że mam przy sobie tych siedemdziesiąt kilo irlandzkiego szczęścia, pięknej twarzy, nieco dłuższego już zarostu, rozczochranych włosów i opalonego ciała. Każdy jego pocałunek, dotyk, czy oddech blisko mnie, był jak spełnienie najskrytszych marzeń. Nie potrzebowałam nic innego do pełni szczęścia, jeśli masował moje usta.
            Zaczął cmokać każdy skrawek warg z osobna, wywołując przy tym mój przytłumiony chichot. Chichot ze szczęścia, bo minuty wcześniej byłam na granicy rozpaczy. Kolejny dowód na to, że ten mężczyzna miał mnie i moje emocje w garści. Idea przerażająca, ale jakże piękna – wydawało się mojemu sercu.
            Wycałował całe moje policzki, uśmiechając się przy tym zalotnie. Łaskotał mnie swoim zarostem i rozbawiał swoimi dziecinnymi buziakami, więc sama się uśmiechnęłam. Z miłości. Szybko jednak skończyła się zabawa dla zakochanych małolat, bo zsunął usta na moją żuchwę. Prześledził nią całą ścieżkę aż do mojego ucha, gdzie delikatnie szczypał zębami. Zastygł w bezruchu zaraz po oderwaniu ode mnie zębów, jakby się zawahał. Głośniej zaczął oddychać i gdy tak unosił się nade mną, poczułam siłę z jaką biły nasze serca. Ruch jego lewej dłoni na mojej talii nagle wydał się bardziej odczuwalny. Fragment jego nadgarstka dotknął mojej nagiej skóry, bo koszulka się znów podwinęła.       
            Wszystko to sprawiało wrażenie odkrywania intymności na nowo. Czułam się tak, jakby nowa chemia powstawała między nami. Z jednej strony chciałam o to pytać i mieć wątpliwości, dlaczego tak się dzieje. Czy coś się między nami zmieniło? Czy coś zdążyło wygasnąć, skoro od nowa czuję potężne motyle w brzuchu, a on sam waha się przed każdą czynnością? A może to właśnie powinno tak wyglądać, każda intymna chwila miała przynosić nowe doznania?
- Boże.. – Zaczął, a mi przez myśl przyszło tysiąc słów, które mógł zaraz wypowiedzieć. Zorientowałam się, że uniósł nieco swoje biodra, nie stykając się z moimi. Był za daleko mnie i obojętnie co miał choćby szepnąć, chciałam mieć go bliżej. Mocniej napięłam uda i starając się wygrać z jego mocnymi mięśniami, przyciągnęłam go do siebie. Wywołało to jego niekontrolowany, gardłowy jęk. Poczułam, dlaczego się odsunął. Nie chciał, żebym zwróciła uwagę na jego twarde wybrzuszenie w kroku. – W cholerę za tobą tęskniłem, mała. – Dokończył, łącząc nasze czoła. Spojrzał mi prosto w oczy właśnie wtedy, gdy chciałam je na chwilę przymknąć. Trwać w rozmyśleniu nad tym, że to właśnie On powinien zawsze mnie tak nazywać. Nie Damian, w jego ustach nie brzmiało to prawidłowo. Moje palce zaczęły kreślić szlaczki między jego kosmykami włosów zaraz nad karkiem. Gorący oddech owiewał moją twarz i czułam, że jestem we właściwym miejscu na świecie. Bo byłam z Niallem.
            Dłuższą chwilę nie odzywałam się, w ogóle nie reagowałam. Przyciskałam go do siebie w zadumie i szczęściu, że mam go przy sobie. Było to jednak za długo dla niego i parsknął nerwowym chichotem. Opuścił wzrok wzdłuż naszych korpusów i widziałam na jego uszach ciąg dalszy rumieńców, które pojawiły się na jego policzkach.
- Wiem, co sobie myślisz.. – „Dopiero nie chciał ze mną rozmawiać, a już jest napalony jak dzieciak..” – Mówił, na co uśmiechnęłam się z rozbawienia. Oboje spojrzeliśmy na jego wyróżniającego się w dresowych spodenkach członka. Z tą różnicą, że on nie wracał wzrokiem do mnie, zawstydzony. Dlatego pozwoliłam sobie położyć palec wskazujący pod jego brodą i pociągnąć tak, żeby złapać z nim kontakt wzrokowy. Czułam, jak mi samej czerwienieją policzki. – Ale leżysz pode mną praktycznie naga.. – Kontynuował, co już kompletnie zmiotło mnie ze sceny jak aktora w przypływie ataku paniki.
- Zamknij się. – Zachichotałam, nie chcąc pogrążać się w głębszym zażenowaniu. Uśmiechnął się dźwięcznie, opierając znów swoje czoło i moje i głęboko wzdychając.
- Tęskniłem za tym. – Mruknął. Gdybym była uszczypliwa skomentowałabym, że się powtarza. Ale nie byłam. Nie chciałam być, a na pewno nie wtedy, kiedy jesteśmy tak blisko siebie i burzymy wszelkie mury, które między nami powstały.
- Mówisz tak, żeby mnie przekonać do ręcznej roboty? – Uniosłam ze śmiechem brew, mimo że w środku paliłam najbardziej czerwonego buraka na świecie. Mimo wszystko chciałam przypomnieć swojej pewności siebie i seksualności, że mogą wrócić, że Niall jest ze mną i nie mam czym się martwić.
- Oczywiście, że nie! – Oburzył się, ściągając brwi. Jej twarz przybrała poważny wyraz na moje słowa, ale po kilku chwilach złagodniała. Dokładnie wtedy, kiedy przeniosłam jedną z dłoni na jego plecy, wsunąwszy ją pod materiał jego koszulki. Delikatnie wbiłam paznokcie w jego skórę i czułam, jak drży pod moim dotykiem, a zaraz potem się napina razem z okolicznymi mięśniami.
- Ty kłamco! – Zaśmiałam się w głos. Obserwował mnie intensywnie i z przytłumionym uśmiechem, bo zagryzał dolną wargę. Nawet gdy się uspokoiłam i szerzej otworzyłam oczy, które ze śmiechu zamknęłam, wciąż się we mnie wpatrywał. – Co? – Spytałam w końcu.
- I make you happy, don’t I? – Rzucił, ze spokojem wymalowanym w swoich błękitnych tęczówkach. Wiedziałam, po prostu wiedziałam, że żadne słowa nie będą w stanie nawet opisać szczęścia, jakim mnie obdarzał. Dlatego ochoczo pokiwałam głową i uśmiechnęłam się do niego. Zniżył się do mnie jeszcze bardziej i zaczepił swój nos o mój, przymykając przy tym powieki. Złożył delikatny pocałunek na moich ustach, ciepły i wystarczający, bym czytała między wierszami. Kochał mnie.
- You make me the happiest gal in the universe. – Dopowiedziałam, gdy znów wisiał swoją głową nade mną. Uśmiech, jakim mnie obdarzył, był najpiękniejszy na świecie. Szeroki i prawdziwy. Mogłabym go oglądać całe życie i byłam na to gotowa.
            Zaczął mnie znów całować, powoli i ostrożnie. Tak jakby chciał zapamiętać każdy szczegół. Po chwili zaczął to robić mocniej, zapierając mi dech w piersiach. Oboje zaczynaliśmy coraz ciężej oddychać, moje usta powoli drętwiały od tak potężnej dawki pieszczoty. Zsunął się na moją szyję, gdzie już odruchowo znalazł moje wrażliwe miejsce. Zaskomlałam, czując jak zasysa tam skórę, liże i zagryza. Zjechałam dłonią, bardzo powoli, na jego tors. Zaczęłam ją przesuwać coraz niżej, aż poczułam granicę jego spodenek. Skupiłam się na tym, jak zachłannie i idealnie pieści moją szyję, by dodać sobie jeszcze odrobinę odwagi. Przełknęłam ślinę i wsunęłam rękę za gumkę, niemalże od razu dotykając jego członka. Odrobinę za mocno ugryzł mnie w szyję, gdy objęłam go dłonią. Gardłowy jęk odbił się od mojej skóry, co było miodem dla moich uszu. Instynktownie poruszył biodrami do przodu, przez co ułatwił mi wykonanie masujących ruchów palcami.
- Oh fuck.. – warknął, gdy już stałymi, konkretnymi ruchami dłoni traktowałam jego członka.
Jego reakcja pociągała za sobą moją, kiedy to moje usta pozwoliły cichemu jęknięciu na wydostanie się. Przyjemne ciepło opanowywało moje podbrzusze, podniecały mnie same jego odgłosy trwania w przyjemności. Schował twarz w mojej szyi i trwał tak w bez ruchu, jedynie ciężko oddychając i oddając się całkowicie ruchom mojej ręki. Jęknął głośno, gdy zatrzymałam się na jego czubku i drażniłam go kciukiem. Krew pulsowała w moich żyłach i dopływała do najbardziej wrażliwych miejsc, prosząc się o trochę więcej uwagi.
- Nie wytrzymam długo.. – mruknął, po czym stęknął z przyjemności, gdy wymacałam palcami żyłę wzdłuż członka, czyli jego najsłabszy punkt.
            W pewnym momencie chwycił mój nadgarstek i powoli wyciągnął go ze swoich spodni, dysząc niesamowicie. Uśmiechnął się do mnie, co od razu odwzajemniłam z dodatkowym zagryzieniem wargi. Żeby się podroczyć. Znów zaczął mnie całować, mocno i zachłannie. Poczułam na swojej dolnej wardze jego język, który prosił się o wpuszczenie. Od razu szerzej otworzyłam usta i z cichym jękiem pozwoliłam, żeby pocałunek zrobił się jeszcze gorętszy.
            Opierając się na jednej stronie ciała, wolną ręką zsunął nieco swoje spodenki. Zaraz potem poczułam, jak opuszkami palców drażni wnętrze mojego uda, zanim dotarł nimi aż do mojej kobiecości. Wydałam z siebie stłumione przez jego usta jęknięcie, które wprawiło nasze wargi w wibracje. Zaczął mnie masować tam, gdzie znajdował się jeden z najbardziej wrażliwych punktów. Odchyliłam głowę do tyłu, wbijając ją mocniej w poduszkę i tym samym odrywając się od niego. Odsłoniłam mu swoją szyję, co skrzętnie wykorzystał i przeciągle ją polizał, wciąż traktując mnie swoimi długimi palcami. Serce niemalże odbijało się od moich żeber, ledwie radząc sobie z tak potężną dawką bodźców.
- Can I fuck you? – Wymruczał gdzieś na mojej żuchwie. Przesunął dwa palce tam, gdzie miał większe pole do popisu. Moje przeciągłe jęknięcie musiało być dla niego wystarczającą odpowiedzią, bo przeniósł swoje usta znów na moje wargi. Mocno mnie pocałował, zanim złapał ze mną kontakt wzrokowy.
Ciężko oddychałam, a widok jego spoglądającego w dół naszych ciał tylko bardziej mnie podniecił. Zsunął do końca swoje spodenki razem z bokserkami i wygodnie ułożył się między moimi nogami. Objęłam jedną ręką jego kark a drugą położyłam na jego nagim pośladku, wiedząc że bez problemu sobie sam poradzi. Ułożył się odpowiednio i wykonał ostrożny ruch do przodu. Zamknęłam oczy i otworzyłam usta, potrzebując więcej powietrza. Czułam jak we mnie powoli wchodzi, kontrolując całą sytuację. Gdy już doszedł do pewnego miejsca, opadł również drugą ręką obok mojej głowy i znów mnie pocałował.
Byliśmy jęczącym bałaganem. Regularnie się ruszał we mnie, warcząc co chwilę i przygryzając moje ucho lub całując wszędzie, gdzie dosięgał. Jedyne co miałam w głowie, to Niall. Jego ruchy, jego skóra, jego napinające się mięśnie. Jego zapach i każde muśnięcie ustami. Przeklinał i komplementował moje ciało, a ja mruczałam jego imię nie potrafiąc skupić się na czymkolwiek innym. Tylko on przychodził mi na myśl.




Wydawało mi się, że śniłam. Czułam błogość ciała i umysłu. Było mi ciepło, przykryta byłam szczelnie cienką kołdrą, ale przytulałam się też do jego rozgrzanej piersi. Nad ranem pozwolił mi użyć jego jako poduszki, gdy tak bardzo potrzebowałam być blisko niego. Uczucie silniejsze ode mnie, bo po intensywnym i długim stosunku i przekroczonej normie pocałunków, nie mogłam nagle spotkać się z chłodem pościeli. Potrzebowałam czegoś, co zaspokoi moje zmysły. A raczej kogoś.           
Delikatny powiew wiatru poruszył powietrzem w sypialni. Przez otwarte okno balkonowe wpadały promienie porannego słońca. Widziałam je zza przymrużonych oczu. Tworzyły dookoła jego piersi idealną poświatę, jeszcze bardziej mi przypominając, że za nim tęskniłam. Nie spał, poznałam to po jego oddechu. Nie był aż tak spokojny i wyrównany, nie współgrał z nieregularnymi uderzeniami serca, w które się wsłuchiwałam gdy zapadałam co chwila w kolejną drzemkę.
- Happy birthday to you… - Zaczął mruczeć gdzieś nad moją głową, co wybudziło mnie z kolejnego stanu dryfowania w marzeniach sennych. Uśmiechnęłam się na dźwięk tego nieco zachrypniętego, porannego głosu. Rozgrzewała mnie myśl o tym, że to ja mogłam słyszeć go z samego rana jako przyjemna pobudka.
            Odsunęłam od niego na chwilę twarz, by móc sennie wygiąć szyję i spojrzeć na niego. Uśmiechał się do mnie delikatnie, ale jakże promiennie. Jakbym była tym, na co czekał bardzo długo. Policzki mi się zaczerwieniły, na co cicho zachichotał po dokończeniu urodzinowej piosenki. Nie musiałam zerkać na zegar by wiedzieć, że jest za kwadrans dziesiąta. Wiedział, kiedy i jak mnie obudzić. Idealnie w moje urodziny.
            Ułożyłam się wygodniej na jego barku, a jego ramię objęło mnie ciasno. Pocałował moją głowę i zaczął masować moje przykryte bawełną ciało, nie rozluźniając splotu naszych nóg. Znów zapadła przyjemna cisza, w której jednak brakowało mi jego głosu. Za długo go nie było, żebym potrafiła spokojnie wytrzymać minuty bez słów. Owszem, i takie były potrzebne, ale nie kiedy docierało do mnie ile traciłam na spaniu bez niego w tym samym łóżku, kradnącego kołdrę i ogrzewającego mnie swoim przegrzanym ciałem.
- Zaśpiewasz mi coś jeszcze? – Zapytałam cicho, a potem odchrząknęłam. Mój poranny głos po jego nocnych wyczynach nie należał do najpiękniejszych, skazany był nieprzyjemnymi drganiami i skrzypnięciami.
- Mam ci zaśpiewać? – Zaśmiał się cicho i nerwowo. To tak jakby on poprosił mnie o zrobienie przy nim zdjęcia i edytowania go, lub napisania eseju na studia i wyrecytowania. Zaczęłabym się obawiać jego reakcji i za dużo myśleć, czy przypadkiem czegoś nie zepsułam.
            Pokiwałam głową. Swoim śpiewem nie byłby w stanie nic zepsuć. Był dla mnie zbyt idealny.
- Co chcesz, żebym zaśpiewał? – Spytał po chwili namysłu. Jego serce przyspieszyło swój rytm, dłoń kręciła delikatniejsze kręgi po moim boku. Poprawił się, podciągając nas obojga trochę wyżej na poduszkach. Tak, aby było mu wygodniej wypuszczać z siebie śpiewne słowa.
- Niech to będzie niespodzianka. – Odparłam, znów przymykając sklejone jeszcze snem oczy. Mój organizm wariował, bo nie wiedział wciąż której pory dnia ma się trzymać, dlatego zmuszałam siebie samą do pozostania na jawie.

- Waking up to kiss you and nobody’s there, the smell of your perfume still stuck in the air. It’s hard.. – Zaczął cicho śpiewać swoim anielskim głosem. Słowa brzmiały znajomo, bo niejednokrotnie je w moją stronę wypowiadał w różnych kontekstach. Nigdy jednak niepołączone tą melodią. Melodią, której nie znałam.
- Yesterday I thought I saw your shadow running round
It's funny how things never change in this old town
So far from the stars

And I want to tell you everything
The words I never got to say the first time around
And I remember everything
From when we were the children playing in this fairground
Wish I was there with you now

If the whole world was watching I'd still dance with you
Drive highways and byways to be there with you
Over and over the only truth
Everything comes back to you


I saw that you moved on with someone new
In the pub that we met he's got his arms around you
It's so hard
So hard

And I want to tell you everything
The words I never got to say the first time around
And I remember everything
From when we were the children playing in this fairground
Wish I was there with you now

'Cause if the whole world was watching I'd still dance with you
Drive highways and byways to be there with you
Over and over the only truth
Everything comes back to you
You still make me nervous when you walk in the room
Then butterflies they come alive when I'm next to you
Over and over the only truth
Everything comes back to you

And I know that it's wrong
That I can't move on
But there's something about you

'Cause if the whole world was watching I'd still dance with you
Drive highways and byways to be there with you
Over and over the only truth
Everything comes back to you
You still make me nervous when you walk in the room
Then butterflies they come alive when I'm next to you
Over and over the only truth
Everything comes back to you

            Mogły minąć dni, zanim całkowicie poznałabym prawdę o tle tej piosenki. Ale nic mnie nie powstrzyma przed stwierdzeniem, że była ona jednym z najlepszych prezentów urodzinowych, jakie mógł mi dać. Razem z wibracjami klatki piersiowej, gdy mruczał zamiast śpiewać. Uśmiechem, który ulepszał moje życie.