Manny

poniedziałek, 23 grudnia 2013

#17

Dobry!


Przede wszystkim pragnę życzyć wszystkim wesołych, ciepłych Świąt Bożego Narodzenia. Nie przejmujcie się niepotrzebnymi sprawami, cieszcie się z rodziną i jedzcie ile wlezie. To jest Wasz czas, nie zapomnijcie
o tym!



Dajcie znać, czy się popłakaliście tak jak ja. 
Nie sprawdzałam, więc mogą być błędy. To dla mnie za dużo.



            Wysiadałam z samolotu z niewyobrażalną złością. Po raz pierwszy stawiałam kroki na płycie lotniska z aż taką niechęcią do tego miejsca. W tym momencie nawet uroki pięknego języka nie były w stanie załagodzić moich uczuć, które mną targały. Nie uśmiechałam się w odpowiedzi do przyjaznej obsługi. Jedyne co chciałam zrobić to jak najszybciej odebrać swój bagaż i wyjść stąd.
Nie obchodziło mnie nic, co wokół się działo. Wykrzykujący ludzie, podekscytowane twarze. Nic. Kompletna pustka wypełniała moje serce przez cały czas, aż na parkingu dostrzegłam znajomego, czarnego vana. Gdy tylko odwróciłam się w przeciwną stronę, słyszałam jak duże drzwi otwierają się, a mimo głośnych ostrzeżeń barczystych ochroniarzy, pasażer biegnie za mną.
- Annie, poczekaj! – usłyszałam chrypliwy głos, a jego zasapany oddech pojawił się tuż obok mnie, gdy stukając swoimi płaskimi obcasami dobiegł do mnie. – Przyjechaliśmy po ciebie, chodź. – pokazał dłonią na samochód.
- Przyjechaliście? – uniosłam brew, nie wiedząc co miał na myśli.
- No.. to znaczy ja i Dave, po drodze zgarnęliśmy też Zayna z miasta. No chodź. - już łapał za ucho mojej torby.
- Mogę sama pojechać, taksówki tam stoją. – odparłam, a on od razu westchnął głęboko i spuścił na chwilę wzrok. Wyciągnął w moją stronę otwartą dłoń i czekał.
- Proszę? 
            Uległam. Nie mogłam cały czas trwać w tym upartym uczuciu. Coś w środku mówiło mi, że potrzebuję troski ze strony bliskiej mi osoby. Złapałam go więc za rękę, żeby pociągnął mnie w stronę wozu. Poczułam się przez chwilę znów jak ta mała Annie, która chadzała z kędzierzawym chłopcem w upalne dni po pustych terenach Cheshire. Zasłonił mnie swoim ciałem, gdy kilka rozemocjonowanych dziewczyn podbiegło do naszej dwójki. Zdążyłam zostać podtrzymana za plecy i posadzona na skórzanym fotelu auta, zanim zdążyli dobiec do nas trzej mężczyźni z aparatami fotograficznymi. Zatrzasnął za sobą rozsuwane drzwi i usiadł obok, prosząc jednocześnie kierowcę-ochroniarza, żeby ruszał.
- Zadzwonię do ciebie później, Wali. Pozdrów mamę. – zwróciłam uwagę, jak wytatuowany brunet przede mną kończył rozmowę. Obdarował mnie słabym uśmiechem, gdy odsunął telefon do ucha. Postarałam się odwzajemnić gest, jednak nie wiem na ile mi się to udało. – Jak minął lot? – spytał delikatnym głosem. Dostrzegłam jak zagryzł wewnętrzną część policzka, jakby zastanawiając się czy padło właściwe pytanie.
- Um… Trochę się dłużył. – mruknęłam. Harry po raz drugi już w mojej obecności westchnął. Wyprostował swoje długie ramię i położył je na oparciu fotela, za moimi plecami.
Atmosfera wokół naszej trójki zgęstniała, a Dave w obawie przed naszą potrzebą ciszy, zmniejszył głośność muzyki lecącej z radia.
- Ann, możesz myśleć i mówić co chcesz, masz do tego pełne prawo a my nic z tym nie zrobimy. Ale jesteśmy z tobą, mała. Wszystko jedno co się dzieje, masz nas. Nigdy o tym nie zapominaj, okej? Masz ludzi wokół siebie. – usłyszałam pewny, ale spokojny głos prawie tuż nad moim uchem.
- Nie daj złym emocjom zniszczyć twojego wielkiego serca, piękna. Wszystko się wyjaśni, a twoje nerwy tylko pobudzają cię w tę złą stronę. – Zayn dodał, a ja kilka razy mrugnęłam. – Jesteś silna, nie zmieniaj tego.
            Przełknęłam ogromną gulę, która blokowała mi gardło. Musiałam przymknąć powieki i schylić głowę, bo wszystkie mięśnie zaczęły nagle pulsować. Ręce zaczęły drżeć, a twarz ukryłam we włosach, które zaczęły spływać na przód i zasłaniać mój widok. Duża, ciepła dłoń zaczęła masować moje plecy okrężnymi ruchami.
- Ja tylko pojechałam robić jebane zdjęcia… - wyszeptałam, kręcąc głową. Tak bardzo nie chciałam o tym myśleć, ale nie byłam w stanie. Tego było za dużo. Zbyt nieprzewidywalne i zbyt ciężkie, żeby od tak zapomnieć. Wymazanie z pamięci nie wchodziło w grę.
- Cii, Annie. – objął mnie ciaśniej ramieniem, a Zayn położył rękę na moim kolanie. – Jeszcze z nim nie rozmawiałaś. Nie spisuj wszystkiego na straty.
- Spójrz na nas, blondie. – Ze smutnym uśmiechem na twarzy, Malik próbował rozjaśnić mnie swoimi skrzącymi się oczami. – Oddychaj.

            Wdech, wydech. Wdech, wydech. Przekroczyłam z Harrym próg hotelu. Jasne światła tylko zwiększyły mój ból głowy, a intensywny zapach kwiatów nie pomagał w skupieniu się. Szybko przeleciałam wzrokiem po brązowo-złotych wykończeniach, które pewnie miały nie wyglądać tandetnie. Recepcjonistka powitała nas szczerym uśmiechem oraz powitaniem, na które nie widziało mi się odpowiadać. Od razu weszliśmy do windy pełnej luster. Błędem było spojrzenie w jedno z nich i ujrzenie zmęczonej, szarej twarzy. Zmęczonej porozrywanymi cząstkami duszy, które walały się teraz po moim całym ciele. Założyłam kosmyki włosów za ucho i zaczęłam wpatrywać się w podłogę. Winda zwolniła, ale jeszcze nie z uwagi na nasze piętro. Drzwi rozsunęły się, a za nimi stały dwie szczupłe postacie, które doskonale znałam.
- …Nie wiem, El. Ale niech nie myśli, że będę jej robić włosy. Królewna się znalazła, w ogóle dlaczeg… - urwała Lou, gdy zwróciła uwagę na naszą obecność.
- Cześć dziewczyny. – słabo uśmiechnął się Styles, a one cicho odpowiedziały. Obydwie podeszły do mnie, by przytulić mnie na przywitanie po tak długim czasie niewidzenia się. Czułam, że wraz z każdym uściskiem dodawały do niego więcej przyjaźni, niż kiedykolwiek. – Chyba musimy cię przytrzymać, wyglądasz jakbyś zaraz miała zemdleć. – ciepłym głosem obdarzyła mnie blondynka, a Eleanor tylko stanowczo pokiwała głową. Wiedziałam, że to pretekst żeby być blisko przy mnie. Bały się, że się złamię za szybko. Brunet wystarczająco się odsunął, żeby moje obydwa przedramiona zostały zamknięte w ciepłych objęciach. Prawdą było, że znajdowałam się nad przepaścią. W każdej chwili mogłam pozwolić łzom powoli spływać po moich policzkach. Używałam całej swojej silnej woli, by stłamsić najtrudniejsze do zniesienia w efekcie emocje. Słyszałam doskonale jak moje serce wybija rytm, gdy zatrzymaliśmy się na naszym piętrze. Niemalże wstrzymałam oddech, gdy musiałam wyjść na korytarz wyłożony czerwoną wykładziną. W pewnej chwili chciałam sięgnąć po moją torbę, ale w porę zauważyłam jak silna dłoń Harry’ego ją trzyma.
- Zaopiekuję się nią. – lekko się uśmiechnął, a ja przytaknęłam. Pomachałam Eleanor, gdy poszła w drugą stronę, gdzie znajdował się pokój jej i Louis’ego. Czułam na sobie jej zmartwiony wzrok, gdy coraz bardziej się od siebie oddalałyśmy.
- To ja.. – Lou zaczęła wskazywać palcem na różne strony wokół siebie, kiedy stanęliśmy w połowie korytarza. Przygryzła wargę; jasnym było, że bije się z myślami. Wycofała się o kilka kroków, by znów do mnie podejść i cmoknąć mnie w czoło i pogłaskać przelotnie po roztrzepanych włosach. Obdarzyła mnie pocieszającym uśmiechem i odeszła, zostawiając nas przed mahoniowymi drzwiami. Nim się zorientowałam, jego palce trzy razy zapukały. Panika przeniknęła przez moje wszystkie kości, a serce nie przestawało głośno uderzać w mój mostek. Odchrząknęłam cicho i zapomniałam o moich marznących z nerwów dłoniach.
- Harry.. – mruknęłam, gdy zaczęła ze mną wygrywać moja słaba strona. Nie wiedziałam jak się zachowam, widząc jego twarz. Niedbale ułożone włosy, błękitne tęczówki.. Nie mogłam myśleć racjonalnie, byłam całkowicie zbita z tropu. Nagle przestały się liczyć mój upór i wściekłość. Miałam ochotę powyrywać sobie wszystkie włosy z głowy, drzwi się otworzyły.
- Stary, masz ważnego gościa. W zasadzie to nie powinien być gość tylko tubylec, ale Twoje zach…
- Harry, zamknij się. – uciszyłam go błagalnie. Tak bardzo nie lubiłam odprawiać szopek, tak bardzo nie cierpiałam takich sytuacji.
- Ann? – próbował nie udawać zdziwionego. Moje uszy wydłużyły się, pragnąc jak zwykle utonąć w przyjemnym brzmieniu jego twardego akcentu. Tym razem jednak powstrzymałam się i skarciłam swoją uległość w myślach. Nie podnosiłam wzroku a mimo to wiedziałam, że  szerzej otworzył drzwi i stanął bokiem, żebym mogła wejść do środka. Wahałam się. Moje ciało tak bardzo chciało jednocześnie dotknąć jego skóry z tęsknoty, jak i również odsunąć się jak najdalej to możliwe. – Powiedziałaś, że nie przylecisz do Cannes. Gdybym wiedział, przyjechałbym… - spojrzałam w końcu na jego twarz, gdy drapał się dłonią po karku. Spojrzałam mu w oczy raz. Jeden jedyny, zanim weszłam powoli do pokoju. Jego wzrok był jakby mi nieznany, zupełnie inny od tego, do którego się przyzwyczaiłam przez ponad dwa lata. Kolejna kula wbiła się w moje serce, gdy przechodziłam obok jego smukłej sylwetki i stanęłam na szarej wykładzinie w średniej wielkości pokoju. Słyszałam, jak zamknął za mną drzwi, zostawiwszy przyjaciela na korytarzu. Nie było tu bałaganu. Ubrania przygotowane na wieczorną galę leżały w pokrowcu na krześle obok stołu. Łóżko było całe pościelone, jedynym śladem użytkowania była zmięta przykrywka, pewnie od leżenia. Telewizor jeszcze chwilę temu włączony, zgasł za jednym kliknięciem pilota. – Wszystko w porządku? – zapytał, a na dźwięk tych słów dwie łzy wypłynęły z moich oczu. Nie mogłam ich powstrzymać, nóż wbity w plecy zbyt mocno dał się we znaki. Odwróciłam się przodem do niego i odważyłam się znów spojrzeć prosto w jego niebieskie tęczówki, w których brak było tego charakterystycznego wyrazu.
- Ty mnie pytasz, czy wszystko w porządku? – mój głos był tak cichy i łamliwy, że cieszyłam się w ogóle z jego wydobycia.
- Co…
- Nie było mnie jeden cholerny dzień, Niall. Pojechałam robić zdjęcia do projektu, a ty… - próbowałam wytłumaczyć, zbierając w sobie coraz więcej siły. Kolejne mokre stróżki pojawiały się na moich policzkach, a serce nie kontrolowało swojego rytmu.
- Pojechałem na golfa, Annie. Co w tym złego? – wzruszył ramionami, a moje oczy powiększyły się na tyle, na ile było to możliwe. Jego dwa kroki w przód spotkały się z moimi dwoma w tył. Obserwował moje reakcje, jakby nie był w ogóle świadom, co miało miejsce.
- Co w tym złego? Oczywiście, że nic. Uwielbiasz grę w golfa, okej. Ale dlaczego znalazłeś sobie inną na moje miejsce? – spytałam, a moje całe ciało zaczęło drżeć.
- Jest moją przyjaciółką, to wszystko! – bronił się, a jego twarz wyrażała czyste oburzenie. – Annie, daj spokój.
- Jeśli nic między wami nie ma, to dlaczego ją całowałeś? – Nie odpowiedział. Spiął mięśnie, zacisnął szczękę i podparł się jedną ręką w pasie, a drugą przejechał po swojej twarzy. Świat mi się na jego oczach walił, a on jedyne co to nic nie mówił. To było gorsze od kłótni. Cisza zawsze sprawiała więcej bólu, niż jakiekolwiek słowa.
- Przesadzasz. – powiedział poważnym tonem, a z mojego gardła wydostał się niekontrolowany szloch.
- Przesadzam? Naprawdę, Niall? – wydusiłam z siebie, nie ocierając nawet łez z policzków. – Co ci się stało? – szepnęłam, a jego twarz znów wpatrzyła się w moją.
            Przez ułamki sekundy odnosiłam wrażenie, że coś w jego oczach się złamało. Pusty wzrok przez tamtą chwilę był przepełniony zmieszaniem, uświadomieniem i skruchą. Wtedy miałam nadzieję, że to się inaczej potoczy. Jednak nie trwało to wszystko długo, bo jego oczy znów przybrały obojętny wyraz. Szczęka znów się napięła, a wzrokiem jak najdalej uciekał. Moje serce wydało z siebie kolejny cichy trzask.
- Jeszcze nigdy nie byłeś aż tak wyłączony z emocji. Perfekcyjne ciało musiało zawrócić ci w głowie. – Nie wiem, dlaczego to zrobiłam, ale słabo się uśmiechnęłam. Nie miałam w sobie siły na walkę. Nie wtedy, kiedy to o co chciałam walczyć, zamieniało się w chłód i obojętność.  Przede mną nie stał chłopak, który wyznawał mi zawsze miłość, był czuły i wrażliwy. Zastąpiło go puste ciało bez żadnych uczuć, które nie zdawało sobie z niczego sprawy. Albo perfekcyjnie udawało. Czyżby był z niego aż tak dobry aktor? Szczerze wolałam chwilowe zaćmienie.
            Moje mięśnie się napięły, a ciało zaczęło zbliżać się do niego. Nie chciałam tego robić, ale coś mi mówiło, że muszę. Chciałam go wyminąć, ale zatrzymałam się ramię w ramię z nim. Odwrócił głowę w moją stronę, a ja swoją spuściłam, nie chcąc czuć się jeszcze gorzej przez bliskość naszych twarzy.
- Pewien chłopak powiedział mi kiedyś, że nie może patrzeć, jak cierpię. – wyszeptałam i przełknęłam jak najciszej ślinę. – Powiedział to z serca. A ten, który obok mnie stoi zgubił je. I nie chcę wnikać, kiedy.
            Ze strzępkami zamiast serca, gdy znów odpowiedział mi ciszą, opuściłam jego pokój. Ponownie znalazłam się na jasno oświetlonym korytarzu. Nie miałam siły na wykonanie żadnego kroku. Powoli ogarniałam umysłem, co się działo. Prawie nie oddychałam, a puls był bardzo niewyrównany. Drżącą ręką wyciągnęłam telefon z kieszeni. Ostatkiem racjonalnego myślenia znalazłam wśród numerów telefonu potrzebne imię i wysłałam wiadomość. Jedyne czego potrzebowałam, to znaleźć moją torbę i pojechać na lotnisko. Nie czekać na nic, po prostu zniknąć stąd.
            „412” – mówiła wiadomość zwrotna, a ja załzawionym wzrokiem zaczęłam nerwowo szukać potrzebnego numeru na drzwiach. Przemierzyłam pół korytarza, nie mogąc znaleźć tych drzwi. Denerwowałam się, a po kilkudziesięciu sekundach zaczęłam płakać jak mała dziewczynka, która zgubiła się wśród nieznanych jej regałów sklepowych.
- Annie, tu jestem. – jego głos rozbrzmiał z drugiego końca korytarza. Odwróciłam się natychmiast, by w oddali zobaczyć jego powoli idącą w moją stronę posturę. Niemalże biegłam do niego, czując jak emocje przejmują nade mną kontrolę. Zniknęła odważna, twarda Holmes. Byłam mała pośród tego wszystkiego, co się we mnie działo. Potknęłam się po drodze do niego, co tylko zwiększyło częstotliwość moich szlochów. Byłam w jednej wielkiej rozsypce, moja emocjonalna warstwa była całkowicie zniszczona. Potrzebowałam, żeby ktoś mnie podtrzymał. Nie mogłam być sama. Nagle poczułam jego znajomy zapach, a już po chwili jego ciepłe ramiona przyciskały mnie mocno do siebie. Twarz przycisnął do mojej głowy i starał się szeptać uspokajające słowa. Jakby w jakiś sposób wyczuł i zrozumiał, że jedyne czego nie mogę znieść to cisza, po tym co przed chwilą zniosłam. Chwyciłam w pięści materiał jego czarnej koszulki, a ciało jedynie drżało od zanoszenia się płaczem. Duże dłonie obejmowały moje plecy ciasno, żebym w razie czego nie upadła.
- Nie jesteś sama. Jestem tutaj. – szepcząc, złożył kilka buziaków na czubku mojej głowy, jak troskliwy ojciec lub brat. – Jesteś moją małą Annie, pomogę ci. Wszyscy ci pomożemy. Jesteś wspaniała, nie zasługujesz na nic złego. – mówił, a ja tylko zacieśniałam uścisk.
- Harry, jeszcze nigdy mnie tak nie bolało.. – powiedziałam między szlochami, a jego mięśnie mocniej się spięły.
- Wiem, mała. Rozumiem.
            Za co byłam mu dozgonnie wdzięczna to to, że nie pocieszał mnie typowymi słowami „będzie dobrze” czy „wszystko się ułoży”. Wiedział, że byłyby to słowa rzucone na wiatr, dlatego zastępował je tymi, które łagodziły moje zranione uczucia. Powoli czułam się bezpieczniej, lepiej. Jednak nic nie było w stanie całkowicie stłumić pulsującego serca ani wspomnień. Wyobraźnia też nie pozwalała mi zapomnieć o pustym wyrazie twarzy osoby, która była w stanie zrobić dla mnie wszystko. Nie mogłam znieść myśli, że zmienił się w tak krótkim czasie. Nie potrafiłam w to uwierzyć, co jeszcze bardziej mnie raniło.
- On był taki…
- Ciii.. nie musisz nic mówić, jeśli nie chcesz. Rozumiem.
            Nie odsuwał mnie od siebie. Pozwalał na płacz, szlochanie i gniecenie koszulki. Szeptał jedynie przyjazne dla ucha słowa, co chwila gładził mnie po plecach i przykładał usta do czubka mojej głowy. W końcu ja odkleiłam swoją twarz od jego klatki piersiowej, a on od razu zaczął ścierać kciukami spływające po policzkach resztki łez.
- Harry, muszę wrócić do Londynu. Nie chcę tu dłużej być. – mruknęłam. Westchnął cicho i poprawił moje roztrzepane kosmyki włosów.
- W porządku. Kupimy ci bilet i zawiozę cię na lotnisko. Jeśli chcesz, poproszę Amirę, żeby po ciebie przyjechała. Dobrze? – spytał, podnosząc lekko moją głowę. Pokiwałam nią w odpowiedzi i pociągnęłam nosem. – Przytulę cię jeszcze raz i idziemy po rzeczy, okej? – ponownie przytaknęłam i po chwili znów przyciskałam policzek do jego mokrej już od łez koszulki.
- Co ja mam robić, Harry? – mruknęłam, łamiącym się głosem. Siłą powstrzymywałam kolejne łzy od wypłynięcia.
- Przede wszystkim oddychać. Musisz oddychać, Annie. – odparł, po czym delikatnie zwolnił uścisk i obejmując mnie jednym ramieniem, zaczął prowadzić mnie przez korytarz.
- Don’t let me fall, Harry. Please.
- I won’t, I promise.


            Nie przeszkadzał mi przenikliwy chłód powietrza. Mimo twardej kostki, którą wykończone było zejście na taras nie wstawałam. Co chwila mocniej przyciskałam do siebie nogi, a rękawy bluzy bardziej zaciągałam na dłonie. Wolną ręką założyłam granatowy kaptur na głowę, gdy kilka kropli deszczu spadło z nieba. W końcu pociągnęłam nosem, starając się powstrzymać nadpływającą falę nieprzyjemnych łez. Wzięłam głęboki oddech, zanim rozłożyłam nogi, by usiąść po turecku. Otworzyłam trzymane w lewej ręce pudełko. Przeprosiłam samą siebie w myślach za to, co właśnie miałam zamiar zrobić. Drżącymi palcami wyciągnęłam długiego papierosa z opakowania i wetknęłam go między wargi. Zapaliłam go czarną zapalniczką, którą wyjęłam z kieszeni czarnych, opiętych spodni. Zaciągnęłam się dymem, który był dla mnie niczym. Sądziłam, że przyniesie mi ulgę. Gdy po kilku głębszych wdechach jedyne co nastąpiło to pobudzenie płuc  i wypełnienie pustych przestrzeni dymem, spuściłam głowę. Wraz z wydychanym powietrzem wypuściłam z siebie łzę, która zaczęła ściekać powoli wzdłuż lewego policzka. Nie ścierałam jej celowo. Wypalała  w mojej skórze ślad, który sprawiał mi choć odrobinę ulgi. Płacz nie pomagał mi w pozbieraniu siebie, natomiast przynosił bolesne ukojenie, którego potrzebowałam.
            Niestety w raz z pierwszą łzą, musiały nadejść kolejne. Wypływały jak krew z mojego serca, zostawiając je coraz bardziej suche, pełne boleści i braku dostępu do wytchnienia. Każde wypełnienie płuc dymem tytoniowym tylko zakrywało swoją warstwą największe rany powstałe pod mostkiem.
            Poczułam jej obecność kilka kroków za mną. Byłam pewna, że stoi oparta o ramę okienną, zawinięta w jeden ze swoich grubych swetrów. Mimo uderzającego w nią mrozu, obserwuje mnie uważnie, jak przystało na kogoś, kto uczył się chociaż podstaw psychologii.
- Przeziębisz się. – powiedziała cicho, ale słyszalnie. Jej delikatny głos uciekł w przestrzeń ogrodu, który z uwagi na porę roku nie wyglądał kolorowo. Przymknęłam powieki i pokręciłam głową, nie odwracając się w jej stronę. Od razu zauważyłaby mokre policzki, z których tak bardzo nie chciałam się tłumaczyć. Wiem, że nie musiałabym. Ale jej pełen troski i zmartwienia wzrok przeszywałby mnie na wskroś do tego stopnia, że musiałabym wylać z siebie kilka słów.
- Daję radę. Jeszcze muszę tu posiedzieć. – odparłam, starając się na niezbyt łamliwy głos. – Wracaj do środka. Zaraz przyjdę. – dodałam, lekko odchylając głowę w jej stronę. Pokazałam swoją twarz na tyle, by spomiędzy moich blond włosów zauważyła słaby uśmiech formujący się z ust, mający zachęcić ją do swojego przeglądania książki z chwil, gdy odpływałam w głębokie zadumy.
            Jej równie drobna, co moja postura pojawiła się tuż obok mnie, gdy lekko dygocąc z zimna usiadła obok. Wcisnęła rękę pod moje ramię i przytuliła się do mnie, przyciskając głowę do mojego ramienia. Starała mi się przekazać jak najwięcej ciepła, którego teoretycznie potrzebowałam. W praktyce było mi wszystko jedno, bo jedyną rzeczą którą udawało mi się odczuwać, był chłód. Wypuściłam dym z ust, odkręcając się w lewą stronę, by jej delikatnych rysów nie skazić nieprzyjemnymi oparami.
- Słyszałam jak się śmiałaś, gdy spieprzył swoją solówkę. – mruknęła powoli, czekając na moją reakcję. Parsknęłam cicho, kręcąc głową na wspomnienie sprzed kilkunastu minut. Prawdą było, że jego popis był fatalny. Nie ułatwiało mi to myślenia, ale pozwalało się odrobinę wyżyć na jego nieumiejętności poradzenia sobie z czymś, nad czym w każdej chwili mógł stracić kontrolę. – Czy to ci pomaga? – spytała, patrząc na moją dłoń trzymającą papierosa. Wzdrygnęłam lekko ramionami, nie wiedząc jak sformułować swoją odpowiedź. Pociągnęłam nosem i przyciągnęłam swoje dawne przyzwyczajenie do ust, zanim cokolwiek powiedziałam.
- Nie wiem. Czuję chyba mniejszą pustkę, bo przesyca mnie śmiercionośny dym. A ból prowadzący do śmierci jest przyjemniejszy od tego, który mi zadał. – zerknęłam w jej stronę, by zobaczyć jak bawi się moimi sznurówkami. Wyciągała je i chowała z powrotem do buta, po czym rozwiązywała i wiązała ponownie pętelki. Robiła to nieuważnie, sprawiała wrażenie skupionej nad tym, co siedziało mi w głowie. Mimo wszystko, jej mimika twarzy nie wyrażała nic poza łagodnością.
- Jesteś pewna, że poradzisz sobie na tej imprezie? - spytała poważnym tonem.
- Nie wiem, Ami. Naprawdę nie wiem. Ale Harry obiecał, że mi pomoże. – odparłam, a ona w geście zrozumienia uniosła jeden z kącików ust.
- Myślę, że jesteś silniejsza, niż byś się tego mogła spodziewać. Każdy byłby słaby w takiej chwili, to naturalne. – mruknęła, a ja pokiwałam głową. Nie wiedziałam, czy zgodzić się z jej słowami dlatego nie skomentowałam. – Zobacz, siedzimy w waszym mieszkaniu, Ann. Nie uciekłaś nigdzie, zostałaś tu.
- Zostałam, bo to mój dom. – odpowiedziałam, a cichy szloch opuścił moje usta. Zmuszona byłam przymknąć powieki, bo oczy piekły za bardzo od nadchodzącej fali łez. Zaczęły spływać ponownie po moich policzkach, tym razem nie zatrzymując się ani na moment. – I dzielę go z chłopakiem, z którym się nie rozstałam mimo, że nie wiem o co tu kurwa chodzi..
            Objęła mnie swoim ramieniem, a ja pozwoliłam łkaniu na uwolnienie się z mojego serca. Zgasiłam papierosa, wgniatając go w tarasową kostkę. Zostanie po nim ślad, który zniknie szybciej, niż każdy szew założony przez walczących o mnie i ze mną osób. Nie od dziś wiadomo, że serce leczy się najwolniej.
           

            Wysiadłam tuż za nim z czarnego wozu. Zatrzasnęłam drzwi i wzięłam dwa głębsze oddechy. Odwrócił się w moją stronę i zaoferował swoje ramię, pod które wsunęłam swoją rękę. Trzymał mnie mocno i blisko siebie. Przywitani przez kilku paparazzich podążaliśmy w kierunku wejścia do klubu, w którym miało się odbyć after party po finale muzycznego programu. Byłam absolutnie świadoma tego, kto razem z nami miał się na nim pojawić. Mogło być to dla mnie punktem przewagi, lub samobójstwem.     
- Ładna sukienka, Ann. – próbował rozproszyć moje myśli, admirując czarny materiał, jaki miałam na sobie. Lekko się uśmiechnęłam, ale gest ten nie trwał długo. – Będę miał na ciebie oko, tak jak obiecałem. – mruknął, zacieśniając splot naszych rąk zanim otworzył mi przeszklone drzwi.
            Muzyka rozbrzmiewała w głośnikach, ludzie z kieliszkami w rękach błąkali się od grupki do grupki, rozmawiając i śmiejąc się. Przesuwaliśmy się powoli wzdłuż pomieszczenia, witając niektórych spośród obecnych szerszymi uśmiechami. Starałam się jak mogłam, by nie myśleć o tym, co niewłaściwe. Musiałam pokazać swoją siłę, którą swego czasu tak zwiększyłam. Nie wolno mi było się złamać, jednak mimo tych obietnic jakaś część mnie czuła, że nie potrwa to długo. Przyjaznym gestem wskazał na półkę pełną alkoholi zaraz za barmanem, do którego oboje podeszliśmy. Aby orzeźwić myśli, poprosiłam o pełne lodu mojito. Mój dzisiejszy kompan odebrał szklankę złocistego piwa, które miało go utrzymać przy stanie trzeźwości. To on dzisiaj miał czuwać.
            W pewnym momencie dostrzegłam ich, a moje całe ciało się spięło. Serce przyspieszyło swój niespokojny rytm, gdy jego postura była idealnie przede mną, w odległości kilkunastu metrów. Niebieskie jeansy, w których często bywał. Biały podkoszulek i czarno-burgundowa baseballówka, która kontrastowała z jego naturalnie jasną barwą skóry. Przełknęłam ślinę na widok jego uśmiechu. Skierowany był do brunetki, która stała obok. W obcisłej, czarnej sukience wyglądała na jeszcze bardziej pewną siebie, niż zapewne wystarczająco była w rzeczywistości. Jego perlisty śmiech rozbrzmiał w moich uszach, więc całą siłę włożyłam w opanowanie emocji.
            Dostrzegł mnie. Twarz, jeszcze chwilę temu pełna radości zamarła na kilka sekund. Wpatrywał się we mnie długo i dokładnie. Mogłam dać sobie rękę uciąć, że właśnie chciał zrobić krok w moją stronę, nie zważając na towarzyszącą mu osobę. Jednak zdążyła go ubiec swoim ciekawskim wzrokiem, a on odwrócił swój i zanurzył usta w alkoholu.
- Nie lubię jej. – wymamrotał brunet tuż nad moim uchem, na widok świecącej w internecie biustem modelki, która zauważywszy mojego przyjaciela zaczęła zbliżać się do nas, ciągnąc blondyna za sobą. Ogarniały mnie złość i zazdrość. Dlaczego ona mogła pójść z moim chłopakiem na imprezę? Dlaczego w ogóle się spotkali? Po co to wszystko?
- Harry, czy ja właśnie mam okazję poznać twoją dziewczynę, którą tak wszyscy uwielbiają? – spytała rozbawiona, lustrując mnie swoim ciekawskim wzrokiem. Mówiąc szczerze, miałam ochotę zobaczyć, jak na jej twarzy pojawia się czerwony ślad po mojej dłoni. Ale zaraz potem spojrzałam, jak Irlandczyk udaje niezorientowanego w sytuacji. Miałam ochotę parsknąć śmiechem i krzyknąć kilka sarkastycznych haseł na jego temat, ale powstrzymałam się.
- Nie, to jest Annie. Moja przyjaciółka. – uśmiechnął się słabo, obejmując mnie ramieniem. Poczułam się nieco pewniej wiedząc, że wciąż jest obok mnie. Czułam na sobie palący wzrok stojącego naprzeciw mnie chłopaka, któremu odważyłam się spojrzeć w oczy. Byłam ciekawa, co w nich znajdę.
            Tęczówki na moment zaświeciły się, gdy spotkały moje. Przybrały pewniejszy, błękitny kolor a ja odniosłam wrażenie, że jego prawdziwa strona wróciła. Wzrok, którym go obdarowałam był pełen bólu i zawodu. Starałam się poprzez ten krótki gest zadać mu pytanie, co tu się właściwie dzieje. Do tej pory nie otrzymałam jasnej odpowiedzi, co powoli wyniszczało każdą ludzką cząstkę mnie. Gdy znalazłam w sobie cień nadziei, że wróciła w nim osobowość, która gdzieś po drodze się zgubiła, dłoń brunetki powędrowała w moją stronę, przerywając mój ówczesny kontakt wzrokowy.
- Miło cię poznać, Annie. Jestem Barbara. – odparła, a ja z udawaną chęcią uścisnęłam jej dłoń. Odwróciła się do blondyna, który wciąż wpatrywał się we mnie. Przełknął dużą gulę, którą trzymał w gardle, co widać było po ruchu jego jabłka Adama. Jego oczy wyglądały w tamtym momencie na wyrażające skruchę i smutek, ale nic nie było w stanie zrekompensować tego, co do tej pory zadziało się we mnie.
- Tak. I w zasadzie Ann jest też… - zaczął, ale ja mu przerwałam. Zrobiłam to z wielkim trudem, lecz znalazłam w sobie resztki odwagi.
- Jestem też bardzo podekscytowana, że mogę poznać tak piękną i wspaniałą dziewczynę jak ty. Jestem pod wrażeniem twoich sukcesów na wybiegu, naprawdę. – wypowiedziałam te słowa prosto w jego stronę, jedynie ostatnich kilka zwracając do niej. – Racja, Niall? – spytałam, a mój głos zadrżał wraz z wymówieniem jego imienia.
- Och, to bardzo miłe z twojej strony! – wyglądała na poruszoną tym, co przed chwilą usłyszała. Nie wierzyłam w to, ale musiałam chociaż stwarzać dobre pozory.
            Rozmowa zaczęła się w jakiś leniwy sposób toczyć. Mimo fałszywego uśmiechu, coraz większy ból rozsadzał moją klatkę piersiową. Było to równoczesne z tym, jak wzrok Nialla stawał się znów pusty i bezuczuciowy, jego kolejne szklanki z alkoholem się opróżniały, a wzrok błąkał się po „idealnej” figurze jego dzisiejszej partnerki. Bycie wstawionym wcale go nie tłumaczyło z bycia raniącym egoistą. I gdzie w tym wszystkim zgubił się mój Nialler? Tak po prostu, zniknął bez śladu?
            Powoli umierałam, gdy prowadziła jego dłoń po swoim ciele. Oczy mnie piekły niemiłosiernie, więc jedyne co zdążyłam zrobić to odwrócić się w momencie, gdy wybuchł śmiechem, w reakcji na żart któregoś ze znajomych. Łzy zbierały się pod powiekami, dusząc mnie i dławiąc od nadmiaru emocji. Pustka w sercu zwiększała się, a ręce ponownie drżały. Był mi tak bliski i jednocześnie obcy, że to nie mieściło się w głowie. Pozwalał oczom na lawirowanie wśród materiału jej sukienki tuż przede mną. Nie wytrzymałam i odsunęłam się kilka kroków, tracąc tym samym bliskość swojego opiekuna. Zaczęłam się łamać, szloch chciał wydostać się z mojego wnętrza, dając duszy ukojenie. Po kilku chwilach samotnej wędrówki między rozweselonymi gośćmi, poczułam dużą dłoń chwytającą mnie za przedramię. Odwróciłam się i ujrzałam bujne loki, które kołysały się nerwowo.
- Annie, on jest jak typowy samiec. Jedyne na co patrzy, to walory zewnętrzne. – tłumaczył, a ja kręciłam głową.
- W takim razie dlaczego traktuje mnie jak powietrze? Tak nagle zapomniał, że dopiero co obchodziliśmy drugą rocznicę związku? Z dnia na dzień nie może sobie przypomnieć, kim jestem? – wyliczałam, a on spojrzał na mnie smutnymi oczyma. Moje były załzawione, pełne bólu i rozpaczy. Ściągnęłam brwi i wpatrywałam się przez chwilę w podłogę.
- Jest kompletnym dupkiem, Annie. Nie mam pojęcia, dlaczego. Okropnie mi przykro, mała. – powiedział cicho, zbliżając się do mnie. Objął mnie swoimi ramionami, by mokra twarz mogła spocząć na jego piersi, przykrytej czarnym materiałem koszuli.
            Nie obejmowałam go, tylko robiłam wszystko żeby moje ciało się uspokoiło. Nie miałam zamiaru robić sceny na dużej imprezie. Wiedziałam, że jeśli dłużej tego już nie zniosę, po prostu wyjdę i zostawię wszystko takim, jakie jest. Nie będę miała na nic wpływu, skoro do tej pory nie miałam. Nic nie wskóram i będę musiała się z tym pogodzić.
            Odsunęłam się od niego delikatnie w momencie, gdy potrzebowałam zaczerpnąć ostrego, dusznego powietrza, a nie wdychać kojący zapach męskich perfum. Musiałam się zahartować, sprawdzić jak sobie dam radę. Przesunął kciukami po moich policzkach, ścierając mokre ślady. Wyczyścił również czarne smugi, które zaczynały się tworzyć pod oczami. Słabo się uśmiechnął, próbował mnie jakoś udobruchać. Doceniałam to, bardzo.
Kątem oka spojrzałam w kierunku, gdzie powinni stać. Zamieniłam to jednak w proste wpatrywanie się, bo coś mi nie odpowiadało. Jego klatka piersiowa szybko się poruszała. Dłoń z alkoholem drżała, nie zwracał uwagi na zgromadzonych wokół siebie ludzi. Skupiony był na tym, że spomiędzy uchylonych warg zamiast oddechu, wydobywał się świst. Lekko kaszlnął, co spowodowało tylko kolejne skurcze jego klatki piersiowej i pokasływanie. Widziałam to już wcześniej. Byłam również święcie przekonana, że nikt wokół niego nie miał pojęcia, co się dzieje.
Moje serce jeszcze bardziej przyspieszyło rytm. Biłam się z myślami, co mam robić. Wyglądało na to że tylko ja miałam świadomość, jak mu pomóc. Zaczął przykładać pięść do ust, udając że się zakrztusił. Nie pomogło mu rozbawienie spowodowane żartem jednego z kolegów. Barbara podała mu swój niegazowany drink, co było błędem. Nie pomoże mu popicie, bo przecież nie złagodzi tym podrażnionych płuc. Idiotą był myśląc, że zaraz mu przejdzie.  Nie mogłam nie zareagować. Zniszczyłaby mnie świadomość, że patrzyłam jak moja miłość powoli dusi się, a nikt mu nie pomógł. Ja mu nie udzieliłam pomocy.
Zaczęłam przepychać się przez rosnące tłumy ludzi, nie zatrzymując się na zawołania przyjaciela. Może jeszcze nie zrozumiał, co mam zamiar zrobić. Niemalże podbiegłam do małej grupki, a błękitny wzrok przeszył mnie całkowicie, jakby czuł wybawienie. Nie protestując, wcisnął brunetce do ręki swoją szklankę z piwem i ujął moją dłoń. Czułam, jak złość mnie ogarnia, ale nie mogłam się poddać. Pociągnęłam go w stronę drzwi co chwila zerkając przez ramię, czy daje jeszcze radę. Jego uścisk stawał się coraz cieplejszy i mocniejszy. Znowu łzy zaczęły ściekać po moich policzkach. Wydałam z siebie kilka pojedynczych szlochów i przepchnęłam nas przez kilku ochroniarzy, którzy pilnowali tylnego wejścia. Z hukiem otworzyłam drzwi i podtrzymałam je, żeby mógł wyjść na świeże powietrze. Chwyciłam mocno jego ramię. Pomogłam mu zsunąć się w dół ściany, żeby znalazł się w pozycji półsiedzącej. Upewniłam się, że nic nie uciska jego szyi ani klatki piersiowej. Zaczął pomiędzy kaszlnięciami i świstami, nabierać w coraz bardziej zrównoważonym tempie powietrza. Patrzyłam na jego mizerną twarz i starałam się myśleć racjonalnie.
- Okej, Niall. Posłuchaj mnie. – zwróciłam się do niego, chowając głęboko łamiący się głos i mówiąc bardziej przekonująco. Chciałam postawić do pionu siebie, jak i jego. Oboje w tym momencie nie mogliśmy się poddać, obojętnie jak bardzo byłam na niego zła i bolało mnie serce. – Słuchasz mnie? Nic nie mów, tylko pokaż kciukiem do góry albo w dół. – dodałam, a jego palec pokazał, że na słuch mu nic nie padło. A mogło, gdyby się przeraził. – Super. Nie denerwuj się, poradzisz sobie. Potrzebuję tylko wiedzieć, czy masz ze sobą inhalator. – pokiwał przecząco głową. Gdy nie przestawał kaszleć, a jego oddech coraz bardziej świszczał, złapał mnie za rękę. Patrzyłam, jak męskie palce delikatnie oplatają moje, drobne. Jego oczy wyrażały czysty ból i żal. Znów pojawił się pełen emocji, dbający o wszystko Niall. Ten, którego tak bardzo kochałam. Darzyłam go takim uczuciem, że mimo igieł wbijanych głębiej w moje wnętrze, nie byłam w stanie zwolnić naszego dotyku. Potrzebowałam tego tak samo, jak i on. Bał się, jego oczy szkliły się. – Nie myśl o niczym nieprzyjemnym, niczym się nie przejmuj. Postaraj się jeszcze bardziej uspokoić oddech, to nie będę wzywała karetki. – mocniej związał nasze palce, a ja zmoczyłam je kapiącymi łzami. Kolana zdarte miałam od klęczenia na ostrym betonie, ale nie przeszkadzało mi to. Nie czułam bólu z krwawiącej skóry. – Jeśli ci to pomoże, pochyl głowę bardziej do przodu. Tylko uważaj, nie chcemy żeby twoje płuca miały ciasno. – powiedziałam spokojnie, a on jedynie o kilka milimetrów przechylił swoją głowę. Wzrok przenosił to z naszych dłoni, to na moją twarz.
- Ja.. – wydusił z siebie, pomiędzy kolejnymi oddechami.
- Niall, nic nie mów. Spokojnie. Zaraz ci przejdzie, wszystko będzie w porządku. – zatrzymałam go od rozwinięcia zdania. Nie chciałam, żeby sam sobie zaszkodził. Uniósł palec wolnej ręki, jakby prosił o więcej uwagi. Przysunął nasze splecione dłonie do swojej drżącej klatki piersiowej, do miejsca gdzie znajdowało się jego serce.
- Nawet, jeśli.. ledwo oddycham.. – zaczął skrzypieć cicho, powstrzymując mnie gestem od przerwania mu. Przez kilka sekund ponownie zbierał w sobie siłę, żeby dokończyć zdanie. - .. chcę żebyś wiedziała… że kocham cię.. – skończył, a jego pierś znów niespokojnie zaczęła się trząść. Spuściłam wzrok i wydałam z siebie jękliwy szloch. Zacisnęłam powieki, a jego dłoń jeszcze mocniej ścisnęła moją. Nie miałam pojęcia, co się działo między nami. Doprowadzało mnie to do jeszcze gorszego stanu mimo tego, że jego słowa były w pewnym sensie i nożem, i miodem na moje rany. Uniósł dłoń do mojego policzka, obejmując go delikatnie. Starł jedną z łez, którą napotkał jego kciuk. Znów zaczął niespokojnie oddychać, mimo chwilowego ustabilizowania. Musiałam zapomnieć na moment o złości, jaką tłumiłam w sobie. Bo ważnym dla mnie było utrzymanie go przy życiu. Kochałam go, dlatego w takiej chwili nie potrafiłam nie oddać mu swojego serca. Z bólem ucałowałam jego dłoń, którą tulił do mojej twarzy. Po tym geście, jego oddech powoli zaczął wracać do normalności. Powoli przestawał się trząść, a z ust wydobywał się coraz mniejszy świst.
            Odsunął swoją dłoń, gdy oboje usłyszeliśmy gwałtownie otwierające się drzwi budynku. Niemalże wypadła z nich Barbara, która zakryła dłonią twarz na widok mizernego chłopaka.
- Mój Boże, co się stało?! – wzrok Nialla niechętnie powędrował w jej stronę. Przesłał mi jedno, pełne wszystkiego spojrzenie. Ból, cierpienie, tęsknota, żal, podziękowanie, miłość – wszystkie uczucia, które wwierciły się we mnie przez jego niebieskie, zaszklone oczy. Gdy odwrócił je do niej, zniknął z nich błysk, który jeszcze chwilę temu widziałam. – Niall, chcesz wstać? Co ci jest? – zasypywała go pytaniami, a on zwyczajnie nie był w stanie odpowiedzieć. Wciąż starał się unormować swój oddech, a wypowiedzenie kilku nawet słów nie pomogłoby mu. Próbowała go podnieść, ale ten jęknął.
- Nie zmieniaj jego pozycji. – powiedziałam ostrym tonem głosu, walcząc ze łzami spływającymi spod powiek. Dopiero chyba zauważyła, że faktycznie siedzę obok niego. Czuwałam nad nim przez tę całą najtrudniejszą chwilę, a ona pojawia się znikąd i liczy, że wszystko jej tak łatwo przyjdzie?
- Co? Dlaczego?! Nic nie rozumiem… - bąknęła, poprawiając jego zgnieciony kawałek kurtki.
- Miał jebany atak jebanej astmy. – wycedziłam, czując jak morka strużka wypala kolejny fragment mojej skóry. Widząc, jak dziewczyna zaczyna miotać się przy nim, nie wiedząc o co chodzi, znów mnie zakłuło. Podniosłam się z kolan, nawet nie oczyszczając ich z krwi i kurzu. Nie syknęłam z bólu, gdy owiało je chłodne powietrze. Po chwili jednak uderzyła we mnie fala kolejnej świadomości. Powstrzymałam się od łkania, natomiast skierowałam się do siedzącej na ziemi pary. – Musi odpocząć, nie może też zostać teraz sam. Ktoś musi sprawdzać, czy nie będzie nawrotu, albo nie zacznie go coś boleć. – powiedziałam chyba bardziej do siebie, niż do nich.
            Nagle obok mnie pojawił się Harry, obserwując wszystko, co się tu działo. Ogarniał powoli wzrokiem usytuowanie każdego z nas, aż w końcu spojrzał na mnie.
- Czy mogę go podnieść? – zapytał, a ja lekko wzruszyłam ramionami. Wiedziałam, że muszę choć odrobinę się wykazać, bo żadne z nich poza blondynem nie wiedziało, co w takiej chwili należy zrobić.
- Jeśli uzna, że ma dość siły. – odparłam, a on bez chwili zawahania pokiwał głowę w stronę Harry’ego. Wyglądał, jakby irytowała go obecność Palvin. Pozwolił pomóc sobie, gdy brunet delikatnie udzielał mu wsparcia podczas wstawania. Wiedziałam, co chciał zrobić. Miałam doskonałą świadomość tego, że miał zamiar zabrać go do domu. Do naszego domu.


            Pierwsza przekroczyłam próg białych drzwi i od razu otworzyłam kilka okien, żeby pozbyć się zapachu tytoniu, który został od popołudnia. Liczyłam, że zniknie zanim chłopcy powoli dowloką się do środka. Prawie wyrwałam sobie włosy, gdy objęłam dłońmi głowę i zaczęłam się zastanawiać, gdzie mógł zostawić inhalator. Zapominając o bólu rozsadzającym pierś, zaczęłam przeszukiwać kieszenie jego bluz, które w nieładzie leżały na półkach w szafie. Warknęłam, gdy nic nie znalazłam. Wpadłam do łazienki, przetrzepując wszystkie szafki, szuflady i pudełka. Miałam ochotę przyłożyć sobie własną pięścią, gdy na umywalce dostrzegłam zgubę. Oparłam się dłońmi o białą, ceramiczną powierzchnię i wzięłam kilka oddechów. Dlaczego to robiłam? Dlaczego mu pomagałam, skoro zrobił mi takie świństwo? Ba, dlaczego podejmowałam się opieki nad nim, gdy jeszcze kilka godzin wcześniej życzyłam mu jak najgorzej?
            Nie rozumiałam tego wszystkiego. Ale może nie powinnam? Z drugiej strony, jak długo będę w stanie żyć z taką boleścią? Czy w ogóle cokolwiek sobie wyjaśnimy? Czy usłyszę jego słowa?
Z rozmyślań w końcu wyrwało mnie ciche wołanie Harry’ego. Prowadził blondyna do sypialni, sadzając go na łóżku. Ten oparł się dłońmi o materac i starał się jak najspokojniej oddychać. Zgasiłam światło w łazience i podeszłam do nich, podając cierpiącemu plastikowy inhalator. Nie czekał na nic, tylko od razu wziął głęboki wdech lekarstwa, które miało mu pomóc. Odrzucił go niedbale na stolik i ponownie podparł się na wyprostowanych łokciach, chyba próbował ogarnąć całą tą sytuację oraz odnaleźć się w swoim oddechu.
            Zostałam pociągnięta przez bruneta za ramię. Weszliśmy do salonu, z którego powoli znikały resztki zapachu papierosów. Stanął przede mną i złapał mnie za obydwa barki, szukając mojego wzroku. Pozwoliłam mu na to, by go odnalazł i przeszył moje ciało swoim zielonym spojrzeniem.
- Jeśli chcesz, zostanę z wami. – powiedział, a ja po chwili pokręciłam przecząco głową. Wystarczająco mi już pomógł. Westchnął cicho, po czym przytulił mnie mocno. Tym razem przycisnęłam go do siebie z równą siłą, pozwalając by mój szloch był tłumiony przez jego ciepłe ciało. – W każdej chwili możesz zadzwonić, pomożemy ci z czymkolwiek. Jasne? – spytał, a ja cicho mruknęłam na znak zrozumienia. – No już Annie. Weź się w garść, mała. W razie czego nasze drzwi są dla ciebie otwarte, wiesz o tym.
- Dziękuję. – odparłam, powoli rozluźniając nasz uścisk. Założył moje kosmyki włosów za ucho i ciepło się uśmiechnął. Wiedziałam, że trzyma za mnie kciuki. Moim zadaniem było stawić czoła temu wszystkiemu oraz połączyć to z niemiłosierną troską i cierpliwością.
Naszą uwagę zwrócił Niall, który pojawił się w progu korytarza. Obserwował nas, jednak po chwili uciekł wzrokiem i zaczął drapać się po głowie, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Czyżby było mu źle z tym, że nie sprawiało mi bólu lecz ulgę przytulanie naszego przyjaciela? Chciałoby się powiedzieć „ups”.
- W zasadzie nie jestem pewien, kto kim powinien się teraz opiekować, wiecie? – Harry powiedział, zwracając się do naszej dwójki. Oboje spuściliśmy wzrok. Brunet ku wyraźnemu niezadowoleniu blondyna przeciągle pocałował mnie w czoło, dodając mi otuchy. Zamykając za nim drzwi, zamknęłam również możliwość szybkiej ucieczki od tego, co miało się dziać we mnie i między nami.
            Kompletna cisza zawitała w całym domu. Bolało mnie to znów, bo tak bardzo mnie ona raniła. Pojedynczy świst wydostał się z jego płuc, na co od razu zareagowałam.
Dlaczego musisz go aż tak bardzo kochać, Holmes?
- Idź się połóż, tylko podłóż sobie dużo poduszek. – mruknęłam, po czym zsunęłam ze stóp eleganckie, czarne buty i postawiłam je przy wyjściu. Nie ruszył się z miejsca, tylko obserwował  mnie bacznie. Nie wiedziałam, czego się mogę po nim spodziewać. Będzie bezduszny i cichy, czy może zacznie ujawniać swoje dawne „ja” i wyzna mi miłość? Obydwie te sytuacje wprawiły mnie w zakłopotanie, co nie ułatwiało całej sprawy.
- Twoje kolana krwawią. – zauważył, a ja wzruszyłam ramionami. Chciałam go wyminąć, powtarzając po raz kolejny, żeby się położył. Nie posłuchał mnie, ale chwycił za rękę. Spowodował, że się zatrzymałam. Serce mocniej zaczęło bić, a głowę starałam się odwrócić od jego palącego wzroku wywołującego u mnie spazmy płaczu.
            Nic nie powiedział. Tylko trzymał mnie przy sobie, ale milczał. Jakby coś mu przeszkadzało w mówieniu, miał zaklejone gardło. Przełknęłam ślinę i wiedząc, że nie otrzymam żadnego słowa z jego strony, z wielką trudnością wydukałam:
- Zdradziłeś mnie, Niall. – widziałam, jak zamyka oczy. Spuścił głowę, a jego dłoń chciała powędrować do mojej. Splótł po raz kolejny dzisiaj nasze palce, a ja znów zaczęłam płakać. Kilka iskier chciało przedostać się z jego skóry do mojej, ale dzieliła nas zimna warstwa lodu, którego do tej pory żadne z nas nie roztopiło. – Dlaczego? – zapytałam, wciąż nie kierując moich oczu ku jego nieświecącym tęczówkom.
- Annie..
- Dlaczego? – nie dawałam za wygraną mimo tego, jak bardzo moje nogi miękły po usłyszeniu mojego imienia w jego ustach.
- Ty jesteś moją dziewczyną, nie ona. – powiedział, a przyszło mu to z trudem. Nie miałam ochoty szukać momentu, kiedy zacznie kłamać. Dlatego chciałam wyrwać dłoń z naszego splotu i oddalić się od niego, chociażby do łazienki. – Nie łączy nas żadne uczucie.
- Nie, poza tym że lubisz ją całować, przytulać i oglądać jej ciało. – zaczęłam szlochać, a on prawie siłą przyciągnął mnie do siebie. Wtulił mnie mocno w swoje ciało, a ja nie miałam siły walczyć. Jego zapach zbił mnie z tropu, stałam się momentalnie słaba. Przysunął usta do mojej głowy, a rękoma objął moją talię. Rzewnie płakałam, co chwila bijąc go piąstkami w plecy. – Jak mogłeś, Niall. – jęknęłam, zanim pociągnęłam nosem. Całkowicie się rozkleiłam, nie powstrzymując ciężkich łez.
- Przepraszam.
- Jedno przepraszam niczego nie zmieni, Niall. – wykrzyczałam w jego klatkę piersiową, a on zaczął gładzić mnie po włosach. Nie mogłam się uspokoić wiedząc, że jednocześnie tak bardzo pragnę się do niego przytulać, jak i wyrzucić z pamięci.
- Wiem, Ann. – westchnął, po raz kolejny całując moją głowę.
- Tak bardzo cię nienawidzę i jednocześnie kocham. To mnie zabija. – jęknęłam, zgniatając dłońmi materiał jego białej koszulki. – Nie wiem, czy dam radę. – dodałam zgodnie z prawdą. Nie radziłam sobie z tym, byłam na skraju załamania. Moje ciało się trzęsło, myśli biły się o pierwszeństwo wyzwolenia, a serce paliło.
- Przyznaję, jestem samolubnym idiotą, który poleciał na modelkę. Ale jesteśmy też przyjaciółmi, nie potrafię tak po prostu jej zostawić. Obiecuję, że już więcej nie zrobię z nią nic, co jest przeznaczone tylko dla Ciebie. – powiedział, a mi trudno było mu zaufać. Odsunęłam się od niego, używając do tego sporo siły. Spojrzałam na niego spuchniętymi oczyma, a na jego twarzy wymalowany był lęk.
- Jak mam ci uwierzyć, Niall? Jak mogę uwierzyć w którekolwiek z twoich słów po tym, co zrobiłeś?
- Daj mi chociaż szasnę. – poprosił, a ja już dłużej nie byłam w stanie na niego patrzeć. Czym prędzej minęłam go i weszłam do łazienki, w której się zamknęłam.
Nie potrafię ci  jej nie dać, bo posiadasz moje serce.
Jestem cholernie słaba. Osłabiła mnie miłość do Ciebie.

            Nawet noc nie potrafiła przynieść mi ukojenia. Musiałam to zrobić. Potrzebowałam wstać z łóżka, które pachniało tak bardzo jego skórą. Mimo tego, że oboje nie spaliśmy nie zamówiliśmy ani słowa. Stąpając bosymi stopami po panelach, dotarłam do kanapy na której zostawiłam wczoraj ciemną bluzę. Ubrałam ją na siebie i cieszyłam się, że jest moja, a nie jego. Znalazłam w kieszeni potrzebne dwie rzeczy i jak najszybciej zamykając za sobą okno tarasowe, usiadłam ponownie na tej samej, twardej powierzchni. Po chwili wypełniałam już płuca dymem, zaciągałam się śmiercionośnym papierosem. Razem z wydychanym oparem, pozbywałam się z siebie myśli. Zastępowały je te, które tłumaczyły mi tak wiele o lepszym uczuciu, jakim jest prowadzenie do powolnej śmierci, niż psychiczne załamanie przez emocje. Owszem, była to ucieczka. Ale w tamtej chwili nie mogłam nic innego zrobić.
- Dlaczego palisz? – podskoczyłam, słysząc za sobą jego zachrypnięty głos. To nie miało tak być. On nie miał za mną iść, nie miał się o mnie martwić, miał żyć swoim podwójnym życiem, a ja powoli przyzwyczajałabym się do tego, zapominając o bólu serca i przypominając sobie o przyjemności z zatruwania sobie organizmu.
- Dlaczego cię to obchodzi? Nie obchodziłam cię, kiedy ją całowałeś. – odpowiedziałam. Nie wypuściłam z siebie ani jednej łzy, widocznie już wyczerpałam swoje wszelkie możliwe zasoby.
            Tak jak się obawiałam, usiadł obok mnie. Z tą różnicą, że nie miał na sobie nic poza spodniami dresowymi. Był obok mnie tak, jak minuty temu w łóżku. Pod ciepłą kołdrą, gdzie uciekałam ciałem od jego dotyku. Nim zdążyłam się zorientować, zabrał mi papierosa i trzymając go w dwóch palcach, przyłożył do ust i swobodnie zaciągnął się. Raz delikatnie kaszlnął, mamrocząc „mocne”.
- Głupi jesteś? Masz astmę. – burknęłam i chciałam mu go zabrać, ale mi nie pozwolił.
- Jeśli ty palisz, to ja też. – powiedział, a ja pokręciłam głową. Wyciągnęłam kolejnego z paczki i zapaliłam.
- Niall? – odważyłam się, nie patrząc na niego. Skupiłam się jedynie na prostym myśleniu i inhalowaniu płuc. – Dlaczego byłeś taki obojętny? Wtedy, we Francji i na imprezie. – zapytałam. Czułam, że jego mięśnie się napinają, w dodatku nie z zimna, choć to swoją drogą. Już nabierał powietrza do płuc, ale przerwałam mu. – Potrzebuję prawdy, Niall. Nie owijaj w bawełnę. Nie martw się tym, że mnie zranisz, bo zrobiłeś to wystarczająco mocno. Nie wiem, czy bardziej się da. – westchnął i kilka razy skulił dłoń w pięść. Walczył ze sobą. Nigdy nie chciał mnie skrzywdzić słowami, dlatego musiałam z niego to wydusić. Potrzebowałam, żeby był ze mną szczery. Bez względu na ból, jaki mi mógł tym zadać.
- Nie chciałem, żeby zaczęły mną kierować wyrzuty sumienia. Ciągle w głowie miałem, że przecież Barbara jest tylko moją przyjaciółką i chcę, żeby tak zostało. Ale nie wyprę się przed tobą tego, że byłem słaby. Dałem się jej uwieść, bo jestem głupi. Przez chwilę myślałem, że to się nie wyda. Bo wiedziałem, że mam ciebie. Ale podobało mi się to, że gdy nie było ciebie obok, mogłem się poczuć podobnie jak wtedy, gdy ty jesteś. – powiedział, a jedna łza spłynęła po moim policzku. By zatrzymać kolejne, zaciągnęłam się papierosem. – I jestem jebanym idiotą, ale nie chcę przez to wszystko przerwać mojego kontaktu z nią. A przede wszystkim nie chcę stracić mojej miłości.
- Wiesz, że to tak czy siak będzie bolało, najpewniej mnie? Masz tego świadomość? – spytałam, całkowicie szczerze. Bo byłam pewna, że tak będzie. Nic nie odpowiedział, dlatego dodałam ciszej: - Czas nie zawsze potrafi wyleczyć rany, a czyny są gorsze od słów. Bo są ich potwierdzeniem lub zaprzeczeniem. A ja przez ten cały czas gdy myślałeś o niej zastanawiałam się, gdzie się podział chłopak, który mnie tak kochał.
- Jest obok i nigdy nie przestanie cię kochać. – odwrócił głowę do mnie w tym samym momencie, gdy chciałam spojrzeć w jego stronę. nasze oczy się spotkały, a moja szczęka się zacisnęła, zanim wypowiedziałam drżącym głosem kolejne zdanie.
- Ale wiedza, że dotykał w ten sam sposób inną dziewczynę nie pozwala mi mu całkowicie zaufać. A nic nie boli bardziej od braku zaufania do osoby, którą się kocha bardziej niż własne życie.
            Wpatrywaliśmy się w siebie do momentu, gdy musiałam wgnieść papierosa w betonowy fragment podestu. Zostawił mi lekko przypalony ślad na skórze, bo nie odłożyłam go odpowiednio wcześniej. Pojedynczy dreszcz przeszedł przez moje ciało, dlatego nie widziałam sensu w dalszym siedzeniu na tarasie. Nie czekając na niego, weszłam do ciepłego pomieszczenia i znów zaczęłam zabijać swoje myśli, które niszczyły mnie coraz bardziej.

            Pozwoliłam mu na to. Zawiózł mnie na lotnisko, wyjął moją walizkę z bagażnika i poprowadził ją za mnie do hali odlotów. Czekał na mnie, gdy stałam przy odprawie. Obserwował mnie, gdy spoglądałam na tablicę informacyjną. Siedział ze mną o późnej, wieczornej godzinie na lotnisku Heathrow, skąd niedługo miałam samolot. Odzywaliśmy się do siebie jedynie półsłówkami, nie dzieliliśmy się uczuciami ani przemyśleniami. Po prostu siedzieliśmy w ciszy.
            W końcu wstałam z twardego siedziska i zaczęłam oddalać się do odprawy celnej. Nie mogłam dłużej zwlekać, nie chciałam czekać do jutra na kolejny samolot do Warszawy. Zbliżałam się do pierwszych taśm odgradzających poszczególne bramki celne. Odwróciłam się, by zobaczyć jak wpatruje się we mnie z odległości kilkunastu centymetrów.
- Annie..
- Muszę iść, Niall. Złóż ode mnie życzenia świąteczne rodzinie. Ucałuj stopę Theo ode mnie.
- Annie proszę..
- Obiecaj mi, że to zrobisz. – odważyłam się spojrzeć mu w oczy. Wyglądał na rozbitego, ale nie mogłam się tym martwić. Nie, kiedy ja sama wyglądałam o niebo gorzej, a moje wnętrze było całkowicie poszarpane.
- Obiecuję. – odparł, wzdychając. Chciał podnieść rękę, żeby objąć mój policzek. Odwróciłam głowę, nie chcąc czuć jego dotyku. Nie chciałam się złamać, nie chciałam czegoś żałować. Ale jak mogłam żałować dotyku ukochanego? – Błagam, zaufaj mi. – mruknął, a ja zrobiłam coś, przez co z pewnością nie przestanę któregoś wieczora płakać.
            Przyciągnęłam go do siebie, ciągnąc za rozczochrane, blond włosy i złączyłam nasze usta, już teraz dając ujście słonym kroplom. Zatopiłam się w pocałunku, jakby miał być ostatnią rzeczą na tym świecie. Kolejne dwie łzy spłynęły na myśl, że te same wargi dotykały innych, nie moich. Ujął moją talię, przekazując więcej ciepła. Łamałam się powoli, czułam jak mięśnie wiotczeją a serce zwalnia rytm. Po raz ostatni zsunęłam głowę na jego ramię, by poczuć jego obecność. Przytulił mnie mocno, mimo że sprawiało mi to ból.
- To nie będzie łatwe. – szepnęłam, zanim odsunęłam się od niego i bez żadnego innego słowa, oddaliłam się od niego. Nie odwracałam się, nie machałam. Po prostu, odwróciłam się i poszłam na odprawę. Poleciałam do rodziny. Poleciałam spędzić święta w towarzystwie osób, które nie zawiodły mnie aż tak, jak moja największa miłość, której niestety powoli wybaczałam.


niedziela, 1 grudnia 2013

#16

Dobry wieczór...

Czy Wy też tak bardzo nie możecie się doczekać Świąt? Marzy mi się, podczas popołudniowego śniegu, pójść na pyszną kawę, usiąść przy oknie i obserwować świat, ludzi. Mam nadzieję, że już niedługo będzie mi to dane. Naprawdę uszczęśliwiłoby mnie to.

Dzisiaj miałam ochotę przekazać Wam choć trochę magii. Nie będę przepraszać, jeśli mi się to nie uda - bo ja ją czułam podczas pisania. A już najbardziej magiczny uśmiech miałam na twarzy, gdy mogłam dotknąć przez skórę brzucha mojej siostry małą, kopiącą stópkę mojego siostrzeńca. Zapiszę to do listy najbardziej magicznych chwil w moim życiu, mimo że miało to miejsce już nie raz.

Kocham Niannie. Są magicznym pyłem, który pozwala mi zapomnieć o codzienności.

Nie będę tłumaczyć się przed Wami z niczego. Po prostu jest rozdział. Nikogo nie powinno obchodzić, że dopiero teraz. Jest. I jest dla mnie czymś ogromnie ważnym.




            Zbliżał się ten dzień. Ta jedna, jedyna w roku data. Za nic w świecie nie oddałbym dwóch lat, które spędziłem właśnie w Jej towarzystwie.  Przetrwaliśmy chyba wszystko, co mogło się wydarzyć a mimo to, wciąż jesteśmy razem. Nigdy nie sądziłem, że będę z jakiegoś powodu aż tak dumny lub szczęśliwy. Zapanowała nad całym moim światem, żaden sukces
z zespołem nie liczył się, gdy chodziło o Nią.
            Tego ranka, dzień przed naszą rocznicą obudziła mnie drobna dłoń, która robiła mi bałagan we włosach. Muszę przyznać, była to jedna z najlepszych pobudek jaką mogłem otrzymać. Zaspany, wymruczałem coś niezrozumiałego i starałem się wrócić do snu, którego tak bardzo mi brakowało. Nie przestawała przeplatać palcami wokół moich włosów, więc przechyliłem głowę tak, że bez trudu ucałowałem wnętrze ledwie trzymanej przez mięśnie dłoni.
- Niall… - jej poranny, zmęczony głos zdawało się, że rozbudził część moich zmysłów.
- Jeszcze masz czas, śpij. – jak najwyraźniej wymamrotałem, po czym przełknąłem ślinę
i przycisnąłem głowę mocniej do poduszki. Słuch mnie nie zawodził, bo ciche, ale głębokie westchnięcie wydostało się z jej ust. Wyciągnąłem przed siebie lewą rękę, by odnaleźć ją obok mnie. Upewniłem się,
że chwytam ją w talii i przyciągnąłem ją do siebie, obejmując ciasno ramieniem i próbując przekazać jeszcze odrobinę sennego nastroju. Jej charakterystyczny, grejpfrutowy zapach szamponu ogarnął moje zmysły, gdy przycisnąłem bezwiednie usta do jej czoła. W takiej pozycji, z drobnym i delikatnym ciałem tuż obok powoli odpływałem znów w tę cudowną krainę.
- Za półtorej godziny macie wywiad i próbę… - powiedziała cicho, a westchnięcie opuściło
z kolei moje usta. Zatopiłem twarz w jej włosach. Tak bardzo nie chciałem wstawać, a już tym bardziej odsuwać się od jej ciepłej skóry, która mnie uspokajała.
- Nie widzisz, że przytulam moją dziewczynę? – mruknąłem. Cmoknąłem kilka razy jej głowę. Uśmiechnąłem się triumfalnie, gdy poczułem jak wtula twarz w moją klatkę piersiową. Podkurczyła mocno kolana tak, że miała je niemalże przy brodzie.
- Ja też muszę wstać. – burknęła niezadowolona.
- Nic nie musisz, zostańmy tu cały dzień… - odparłem.
            Oboje jęknęliśmy głośno, gdy głośny dzwonek telefonu rozbrzmiał na całe mieszkanie.
- Kurwa no… - przekląłem. Ściągnąłem brwi i zdjąłem rękę z jej ciepłej talii, w celu wymacania gdzieś za mną telefonu. Zrzuciłem w międzyczasie jakieś nieinteresujące mnie rzeczy z szafki nocnej, aż w końcu znalazłem wibrujące, denerwujące urządzenie. Na pamięć odebrałem, nawet nie otwierając oczu. – Co? – odezwałem się zdenerwowany, że ktoś przerwał mi tak błogi spokój. – No halo?! – powtórzyłem głośniej, nie słysząc żadnego trzeciego głosu. Po co dzwoni, skoro nic nie mówi?!
- Niall, to był budzik. – zaśmiała się sennie, a ja znów jęknąłem. Rzuciłem telefon gdzieś
w pościel i znów wygodnie się ułożyłem.
            Poczułem, jak jej ciało prostuje się. Jej talia się wyciągnęła, a przeciągłe ziewnięcie spowodowało mój niezamierzony chichot. Szara podkoszulka, którą miała na sobie podciągnęła się na tyle, żeby moja ręka swobodnie mogła dotknąć jej nagiego brzucha.
Z przyjemnością zakręciłem kilka kółek wokół jej pępka i bioder starając się przekonać ją, by jeszcze nie wstawała. Nikły podmuch wiatru uświadomił mi, że właśnie gwałtownie odrzuciła z siebie białą kołdrę
i odsłoniła krótkie spodenki, w których zwykła spać. Mimowolnie uchyliłem powieki, żeby zobaczyć jej niemalże całe nagie nogi, które uwielbiałem.
W zasadzie nie było części ciała, której bym u niej nie kochał. Nim zdążyłem nacieszyć się widokiem, usiadła tyłem do mnie, spuściwszy stopy na podłogę. Wyciągnęła się raz jeszcze, unosząc ramiona do góry. Wykorzystałem moment i wsunąłem dłoń na jej ciepłe plecy, rozgrzane od przyjemnego snu. Zamruczała cicho i chwyciła moją dłoń. Nachyliła się, ucałowała ją i wstała, drapiąc się pod biodrem.
- Hej, a ty gdzie? – spytałem, obserwując jej skąpo ubraną postać. No dobra, może nie aż tak skąpo, ale męska wyobraźnia działa, czyż nie?
- Uhm… do łazienki? – odpowiedziała pytającym tonem. - Możesz zrobić mi w tym czasie kawę. – dodała
i zaczęła kierować się do korytarza. Przed głośnym protestem nie powstrzymały mnie nawet jej sennie kołyszące się pośladki.
- Nieee…. – jęknąłem i zły, odkryłem z siebie kołdrę do wysokości moich czarnych bokserek. Usłyszałem, jak zatrzymała się wpół kroku. Widziałem, jak unosi lewą brew do góry i łapie się jedną ręką pod bok. – Czy ty naprawdę nie widzisz mojej miny skrzywdzonego, niezadowolonego dziecka? – postarałem się o jak najbardziej przykry grymas, który mogłem ubrać. Walczyła z kolejnym ziewnięciem, a zaraz potem ściągnęła brwi. W tamtej chwili,
w jej oczach byłem narzekającym dzieciakiem, któremu nic się nie chce. A to nie o to chodziło… nie głównie… - Nie dostałem buziaka na dzień dobry. – mruknąłem.
Wyglądała na zdziwioną, a jednocześnie spoglądała na mnie z politowaniem. Żeby uciec od jej nieodgadnionej reakcji, schowałem się cały pod kołdrą. Jej warknięcie, którego się obawiałem brzmiało… wesoło. Wiedziałem, że nie będzie tak źle. Łóżko delikatnie ugięło się, a ja dopiero po kilku sekundach zorientowałem się, że usiadła na moim brzuchu. Gwałtownie odsłoniła moją głowę z pościeli. Znów poczułem ten przyciągający zapach jej skóry, gdy zbliżała do mnie swoją twarz. Pewnie objęła moje policzki dłońmi
i zaczęła mówić:
- Ty.. – szybko cmoknęła moje usta tak, że ledwie poczułem ich smak. - ..leniwy.. – mocniej przylgnęła do nich, wpuszczając do mojego ciała drobne, świecące iskierki. - ..dzieciaku… - zachłanniej wpiła się w nie, oblizując językiem nasze wargi. Objąłem dłońmi jej biodra, ale momentalnie zabrała je i położyła wzdłuż mojego torsu. - …wstawaj! – zakończyła zdanie
i zmierzwiła przelotnie moje włosy. Wstała tak szybko, że nawet nie zdążyłem złapać jej za rękę. Uśmiechnąłem się na myśl o tym, jak chwilę wcześniej atakowała moje usta. Była drobna, wyglądała często na bezbronną. Ale prawdą było, że całowała lepiej, niż każdy inny człowiek na tej planecie. Po drodze do łazienki, krzyknęła jeszcze przelotne: - Z mlekiem poproszę! – a ja cicho westchnąłem i cieszyłem się, że ten dzień tak przyjemnie się zaczął.


            Byłem skupiony chyba równie mocno, jak podczas tworzenia muzyki. Przeszukiwałem całą moją wiedzę i pamięć, żeby znaleźć coś odpowiedniego. Coś nie przesłodzonego, a jednocześnie romantycznego. Romantycznego na tyle, żeby odpowiadało komuś, kto nie jest głównym fanem, na przykład, długich kolacji przy świecach w drogiej restauracji. Znów miałem ten sam problem jak za każdym razem, kiedy planowałem
z wyprzedzeniem nasze wspólne wyjście, lub jak to zwą – randkę. Od zawsze wiedziałem,
że trudna z niej zawodniczka. Ale to tylko dodaje więcej pikanterii, czyż nie?
- Niall, błagam, nie ruszaj głową… - zwróciłem uwagę na blondynkę, która jęknęła tuż za mną. Dopiero po chwili zorientowałem się, że monotonnie obijałem brodą o moją pięść, którą się podpierałem.
- Och, wybacz Lou. – mruknąłem i obdarowałem ją przepraszającym uśmiechem. Starałem się rozluźnić, bo być może spontanicznie coś wpadnie mi do głowy. Jednak z każdym jej nakładaniem na moje włosy warstw jakichś specyfików, irytowało mnie to coraz bardziej.
- Wywiad zacznie z opóźnieniem, więc mamy jeszcze trochę czasu. – usłyszałem od Liama, który kręcił się po garderobie wachlując klapami swojej marynarki. Pokiwałem głową, ale zaraz potem wybuchłem śmiechem, widząc w lustrze minę wściekłej fryzjerki.
- Przysięgam, Niall. Jeszcze raz się ruszysz, a na głowie będziesz miał największe siano. – syknęła. Wzięła kilka głębokich oddechów i znów zaczęła majstrować pośród moich pofarbowanych kosmyków. – Co się
z tobą dzieje? Jesteś jakiś nieobecny. – mruknęła. Być może bała się, że dotknie jakiegoś tematu o którym nie chcę, by cały świat wiedział.
- Ehh… ja tylko.. zastanawiam się. – odparłem wzdychając. – Lou, co Tom zorganizował na waszą drugą rocznicę? – spytałem.
- Oooochhh, więc w tym tkwi problem… - uśmiechnęła się i oparła ręce na moich ramionach. Popatrzyła na mnie w odbiciu lustrzanym i mrugnęła. – Dostałam ogromny bukiet róż, naszyjnik – wskazała na złoty łańcuszek, który wisiał na jej szyi. – no i zjedliśmy w domu pyszną kolację. – wyszczerzyła się, ale po chwili przygryzła wargę. – Ale nie martw się, Niall. Annie ucieszy się ze wszystkiego, co dla mniej zrobisz.
- Mam taką nadzieję… ale chcę, żeby to było coś naprawdę wyjątkowego. – odparłem
i przyciągnąłem do twarzy ręce, by ją w nich schować. Zanim jednak do tego doszło, chwyciła mnie mocno w nadgarstkach i pisnęła.
- Nie! Tapetę masz na twarzy!
- Właśnie głośno podważyłaś męskość naszego kolegi, koleżanko. – zaszczebiotał Harry, który nie wiadomo skąd zmaterializował się tuż obok mojego krzesła. Blondynka pokazała mu język i zaczęła chować część fryzjerskiego osprzętu do pokrowców. – Co tam? – uniósł brew. No to się zaczęło…
- Nic, Hazz. Myślę. – mruknąłem, po czym podniosłem się i przeniosłem swoje cztery litery na kanapę, którą zajmował z jednej strony Zayn z lekkim irokezem na głowie.
- Nad czym? Zaaaaraaaaz! – uniósł ręce, jakby o czymś ważnym mu się przypomniało. – Czy ja zapomniałem złożyć ci życzenia z okazji dwóch lat w związku z moją przyjaciółką? – uśmiechnął się w ten swój charakterystyczny sposób.
- Nie. Jeszcze nie. – odpowiedziałem, a ten podparł się rękoma w biodrach i uniósł brwi. – Ten dzień jest jutro. Skąd ty o tym w ogóle wiesz, Styles?
- „Ten dzień”. Jak to dumnie brzmi, młody! – Louis się wtrącił i jako już druga osoba dzisiaj, mrugnął do mnie.
- Twoja dziewczyna pytała mnie, czy będzie ci przykro jeśli w tym dniu pójdzie do pracy. – zmierzwił swoją burzę loków. – Powiedziałem jej, żeby z tobą o tym rozmawiała, nie ze mną. – wzruszył ramionami. Pokiwałem głową, bo wiedziałem co nieco na ten temat. Czaiła się przez dobrych kilka godzin, żeby wspomnieć o obowiązku pracy w jutrzejszym dniu. Zrobiła się czerwona, nerwowo skręcała palce
i zagryzała wargę. Pamiętałem, jak głęboko westchnęła z ulgą, gdy uśmiechnąłem się i powiedziałem, że wszystko jest w porządku. w zasadzie było mi to nawet na rękę, jeśli miałbym coś przygotować. Tylko co?
- Zrób coś oryginalnego, nie słuchaj porad Tommo.
- Ej! Liam, mam się przyczepić twojego związk…. – uniósł się, ale w porę zgromiłem go wzrokiem. Zgodnie twierdziliśmy, że nie w naszej roli jest mieszanie się w jego uczuciowe sprawy.
            Zacząłem bez celu wpatrywać się w sufit, oparłszy głowę o ramię kanapy. Wypuściłem powietrze
z płuc i po raz kolejny zamknąłem oczy, żeby choć trochę poruszyć wyobraźnię.
- Hej, Nialler? – odwróciłem głowę w lewą stronę, skąd dochodził stłumiony wśród rozmów reszty głos Malika. Kiwnąłem zachęcająco, by kontynuował. – Macie z Ann pewnie dużo wspólnych zdjęć, racja? – zastanowiłem się. Podświadomość mi mówiła, że sensownie zaczął.
- No… chyba tak, przeważnie na jej laptopie.
- Jasne. A jak skomentowała nasz teledysk do „Story of my life”? – spytał. Popatrzyłem na niego zdziwiony
i zamrugałem kilka razy.
- „Magiczny”. – wspomniałem jej słowo, które powtarzała jeszcze kilka razy później, gdy była już dawno po obejrzeniu filmiku.
- Myśl, Niall. Na pewno znajdziesz w domu jakiś sznurek. Jeśli nie, możesz podkraść technikom. Klamerki do prania to też nie jest taka skomplikowana sprawa. – uśmiechnął się,
a mi zaczęło się rozjaśniać w głowie. To mogło się udać.
- Ale wiesz, że będę potrzebował pomocy?
- Od czego masz przyjaciół?



           
            Nie mogłam wyjść z przekonania, że dosłownie chwilę temu minęłam się z czarnym Range Roverem Harry’ego. Zamrugałam kilka razy na tę myśl w sam raz zanim dojechałam pod dom. Wjechałam na kryty parking, usytuowany obok mieszkania. Przejechałam ostatni raz dłońmi po skórzanej powierzchni kierownicy. Nie mogłam nie uśmiechnąć się do siebie. Rozpierało mnie szczęście. Nie obchodziło mnie nic innego jak to, że On czekał na mnie
w domu, z przygotowanym „czymś”. Nie zdradził szczegółów. Czułam się wspaniale
ze świadomością, że pamiętał o dzisiejszym dniu. Wystarczyło mi to w zupełności, by cieszyć się z tego, co mieliśmy.
            Zgasiłam silnik czarnego suva i wysiadłam z auta. Zabrałam jeszcze z tylnego siedzenia swoje rzeczy
i zamknęłam samochód, chcąc czym prędzej znaleźć się przynajmniej u progu drzwi. Dojście do nich zajęło mi dosłownie chwilę. Niecierpliwą ręką przebierałam w torebce, aż w końcu znalazłam klucze. Serce mocniej mi zabiło, gdy otwierałam zamek. Wzięłam głęboki oddech i otworzyłam białe drzwi.
           
            Największe źródła światła były zgaszone. Światło dawały drobne lampki, które oplecione były wokół sznurków. Te zaś porozwieszane były na całe długości pomieszczeń, tworząc jedną, wielką pajęczynę. Nie była to zwykła sieć, a pajęczyna wspomnień. Małymi klamerkami, do każdego ze sznurków, w niedużych odstępach zostały przyczepione zdjęcia, które już na pierwszy rzut oka bardzo dobrze znałam. W powietrzu roznosił się zapach świeżo zaparzonej herbaty, chyba wiśniowo-migdałowej. Telewizor wbrew moim oczekiwaniom był wyłączony, pomimo zapowiadanej tygodnie temu transmisji jednego z ważnych meczów piłki nożnej.

We watched the day go by, stories of what we did. It made me think of you.

            Nogi same niosły mnie wzdłuż wiszących linii z fotografiami. Byliśmy na nich my. Ja i on. Pojawiały się również osoby, którym wiele zawdzięczaliśmy, ale to nasze postacie były głównym tematem. Wszystkie już kiedyś widziałam, jednak oglądałam je od nowa,
z ogromną dokładnością. Powieszone zostały nieco wyżej mojej linii oczu, tak jakbym miała nie mieć problemu z ich czytaniem. Nie zorientowałam się nawet, kiedy moje ręce zaczęły powstrzymywać łzy spływające po policzkach. Uśmiechnęłam się przez mokre oczy
i postawiłam krok dalej. Wśród błogiej ciszy usłyszałam lekkie stukanie nóg o podłogę. Odwróciłam wzrok, by zobaczyć mój ideał. Postawił na stoliku przy kanapie dwa duże kubki z parującą herbatą. Podniósł na mnie swój wzrok, a ja wciąż stałam jak oniemiała. Dopasowana do ciała, szara koszula oraz wąskie, ciemne jeansy sprawiły, że moje serce zabiło jeszcze mocniej, jeśli było to w ogóle możliwe. Zapięte drobnymi guziczkami mankiety idealnie obejmowały jego zgrabne nadgarstki, które już po chwili powędrowały do kołnierza mojej kurtki. Zdjął z moich ramion ubranie, które w tym świetle przybrało kolor wina. Powiesił ją przy wejściu, a do mnie samej dopiero dochodziło, że już dawno zakochałam się w zapachu jego perfum. Nie używał ich nigdy dużo, ale wystarczająco bym je poczuła, zachłysnęła się i została pociągnięta podświadomością za rękawy, by być jeszcze bliżej ich źródła – jego skóry. Stałam przed nim w czarnej, krótkiej dzianinowej sukience,
w którą udało mi się przebrać w studiu fotograficznym, zanim pojechałam do domu. Czułam się jak zwykle nieswojo, gdy na moich nogach nie było nic poza cienkimi, czarnymi rajstopami. Gdy przez chwilę zbyt mocno skupiłam się na swoim wyglądzie, przygryzłam dolną wargę i nerwowo podrapałam się po lewym przedramieniu, które odsłoniłam gdy podsunęłam do góry obydwa obcisłe rękawy.
            Nagle poczułam na swojej talii ciepłe, męskie dłonie a wokół mojej szyi rozniósł się jego przyjemny oddech.
- Jesteś piękna. – mruknął mi do ucha, zanim je delikatnie ucałował. Jego usta niemalże parzyły i zostawiły po sobie przyjemne iskierki, które powędrowały wewnątrz mojego ciała powodując gęsią skórę. – Chodź dalej. – szepnął, delikatnie popychając mnie do przodu.
Przytulał mnie do swojego boku, gdy podążaliśmy wzdłuż wszystkich zdjęć, powieszonych w całym domu. Równocześnie chichotaliśmy, kiedy nasze oczy spotykały zabawną scenę, wywołaną na papierze fotograficznym. Okrążyliśmy cały salon, by po kilkunastu minutach wpatrywania się w kolejne obrazy usiąść na kanapie. Podwinęłam pod siebie jedną nogę, a głowę zwróciłam w jego stronę. Wpatrywał się we mnie swoimi niebieskimi oczami tak intensywnie, że nie mogłam nie dostrzec szczęścia buchającego z jego duszy. Wciąż byłam pod wpływem dużych emocji. Podziwiałam go za to, co zrobił. Salon, który zwiedziłam bardzo dokładnie wyglądał perfekcyjnie. Zdjęcia nabrały więcej kolorów,
a moja wyobraźnia została poruszona do granic możliwości. Impresja zapanowała nad moim gardłem – nie mogłam z siebie wydusić ani jednego słowa. Rozejrzałam się raz jeszcze wokół siebie, a jeszcze szerszy uśmiech wymalował się na mojej twarzy. Widok drobnych światełek był nieziemski, a one wszystkie odbijały się w jego oczach.
- Ja.. – zdołałam tyle wydukać, ale zaraz potem pokręciłam głową. Nie byłam w stanie dobrze zacząć ani skończyć zdania. Dwie pojedyncze łzy spłynęły po moich policzkach, a on odstawił kubek ze swoją herbatą z powrotem na stolik i przybliżył się do mnie.
- Hej, nie płacz. – szepnął, obejmując dłońmi moją twarz. Jeden z mokrych śladów starł kciukiem, a drugi pocałunkiem, który zdołał złożyć na mojej skórze.
- Kocham cię. – udało mi się odpowiedzieć, zanim przesunął swoje usta do moich, delikatnie łącząc je ze sobą. Całowaliśmy się powoli, odczuwając każdą najkrótszą sekundę, jaką dzieliliśmy wspólnie. Mój nos zetknął się z jego, a nasze oddechy wymieniły się.
- Czy nie jest zbyt romantycznie? – uśmiechnął się, gdy odsunął się ode mnie na kilka centymetrów. Zaśmiałam się cicho na to pytanie. Doskonale wiedział, co było dla mnie najlepsze, kiedy przejdzie przez granicę przesady w moim pojęciu romantyczności. Ale Niall był wyjątkiem. Cokolwiek by dla mnie zrobił, byłoby perfekcyjnie.
- Jest idealnie. – odparłam i uniosłam kąciki ust. Założył za ucho kilka moich kosmyków włosów i spojrzał mi głęboko w oczy. Przeszył mnie przyjemny, ciepły dreszcz.
- Jestem taki szczęśliwy z tobą, Annie. Zrobiłbym dla ciebie wszystko. – wyszeptał, bo właściwie nie musieliśmy używać swoich pełnych głosów. Słyszeliśmy się doskonale, słowa były słodyczą dla uszu, która dodawała jeszcze więcej magii do całego nastroju, który mnie ogarnął. – To były najlepsze dwa lata mojego życia. – dodał, a ja poczułam jak gorący rumieniec wstępuje na mój policzek. Spuściłam delikatnie wzrok. Czasem trudno było mi uwierzyć, że mimo wszystkiego co przeszliśmy wciąż tak mówił. Nie obchodziło go to, co miało miejsce któregoś dnia w przeszłości. Znosił każdą rzecz, a nawet gdy tracił cierpliwość, nie zostawił tego. Nie odszedł, nigdy. I wierzyłam, że nie odejdzie już nigdy.
- Pokaż mi resztę domu. – szepnęłam, całując jego policzek. Uśmiechnął się szczerze i pociągnął mnie za rękę. Splótł ciasno nasze palce i poprowadził mnie w stronę sypialni.


            W korytarzu, którym szliśmy również wisiały dziesiątki zdjęć, które oglądałam z zaciekawieniem. Nie wypuszczałam go z naszego splotu dłoni ani na sekundę. Pragnęłam być blisko niego, czuć jego ciepło
i motylki w brzuchu, które raz po raz wariowały coraz bardziej.
Czułam się jak w zaczarowanym lesie pamiątek. Jasne światełka wokoło, podkreślające scenę na każdej
z fotografii cieszyły oko tak bardzo. Wymieszane zapachy naszych perfum idealnie współgrały. Gdzieś między nimi wyczuwalna była woń jabłek upieczonych w karmelu. Delikatnie stąpaliśmy palcami po drewnianych panelach. Oddychaliśmy lekko i spokojnie. Co chwila zdarzało mi się mocniej ścisnąć jego dłoń, gdy któreś ze wspomnień wywołało moją gwałtowniejszą, intensywniejszą reakcję.
Dotarliśmy do sypialni, w której panował idealny porządek. Łóżko zaścielone było białą narzutą. Lampki wywieszone były wokół trzech zdjęć, powieszonych na tle ściany. Były to zdjęcia zrobione dokładnie dwa lata wcześniej.

Szliśmy niemalże krok w krok, ramię w ramię po jednym z większych londyńskich parków. Śnieg skrzypiał pod moimi butami, a jego nieduże płatki spadały powoli na nasze głowy i ubrania.
W jego towarzystwie czułam się swobodnie, a moje serce było coraz cieplejsze. Nie przypominało ani trochę tych sopli lodu, które utworzyły się na latarniach. Kolorowe lampki porozwieszane były wokół drzew, ławek i koszy na śmiecie. Wybudowane zostały kolorowe łuki, pod którymi przechodzący mogli odnaleźć kilka pęków świeżej jemioły. Trzymając w jednej ręce kubek z resztą napoju, drugą chwyciłam za aparat, który zwisał z mojego ramienia. Nie zdjęłam go z niego od momentu, gdy blondyn przyszedł po mnie do mieszkania i zaproponował spacer. Nie zawetowałam, mimo późnego wieczoru. oddalił się ode mnie o kilka kroków, by pozbyć się bordowego kubka. Wykorzystałam fakt, że lampki tworzyły z jego postaci rzecz niebywale piękną. Odwracając się w moją stronę uśmiechnął się, na widok obiektywu wycelowanego w jego posturę. Zrobiłam zdjęcie, które miałam nadzieję zapamiętać na zawsze.
Zabrał mi moją zabawkę, gdy dopijałam ostatnie łyki pierniczkowej kawy. Tym razem ja odeszłam o kilka metrów, by pozbyć się tekturowego naczynia. Nerwowo zaczepiłam kilka kosmyków o lewe ucho, gdy wyczułam jak robi mi zdjęcia. Uśmiechał się do mnie, mimo że aparat zasłaniał jego twarz. Wyglądał na szczęśliwego. Nieśmiało odwzajemniłam uśmiech, gdy do niego wróciłam. Znów szliśmy równo, co chwila śmiejąc się po cichu z jakichś słów. Żałowałam, że nie ukryłam
w kieszeniach swojego płaszcza chociaż cienkich rękawiczek. Zaczęłam pocierać dłońmi, by zrobiło mi się cieplej. Po chwili jednak serce mi przyspieszyło, bo obdarował mnie swoim najpiękniejszym uśmiechem i chwycił moją rękę, zamykając ją w swojej. Zrobiło mi się od razu cieplej, a szczere szczęście zapanowało nad mimiką mojej twarzy. Minął nas nieco grubszy, starszy mężczyzna. Miał na sobie czerwony, włochaty strój Świętego Mikołaja i roztaczał przyjemną aurę podśpiewywaniem najweselszych piosenek świątecznych. Odwrócił się, zerkając na nas znad swojego worka, w którym pomyślałby kto, że są prezenty. Zapytał nas, czy może nam zrobić zdjęcie. Wyglądał na przyjaznego człowieka, toteż zaufał mu i podał mój aparat. Poprosił, byśmy cofnęli się o kilka kroków. Blondyn uśmiechnął się tajemniczo, a ja jedyne co czułam, to rozpierającą mnie radość. Nie przeszkadzał mi padający śnieg, ani przeszywający na wskroś mróz. Po chwili wiedziałam, że staliśmy pod jemiołą. Mikołaj zaśmiał się wesoło z oddali, kiedy niepewnie zbliżył swoje usta do moich. Nie zaprotestowałam. Poczułam jego ciepłe wargi na swoich i mówiąc szczerze, nie chciałam końca. Przekazał mi ogromną ilość ciepła. Kilka razy wcześniej miało to już miejsce, ale odnosiłam wrażenie, że to była inna sytuacja. Złapał swoimi dłońmi moje pamiętając o tym, że kostki mi prawie zamarzały. Uśmiechnęliśmy się, kiedy odsunął się ode mnie. I gdy Mikołaj oddał nam aparat, pozdrowił nas i pożyczył wesołych świąt, padły te charakterystyczne, jedyne w swoim rodzaju słowa
z jego ust. Wiedziałam już, że mnie kocha. Jednak mimo to, serce niemalże zatrzymało swój rytm,
a usta zadrżały ze szczęścia.
- Czy zostaniesz moją dziewczyną?
           
            Ledwie wierzyłam w to, co widziałam przed sobą. Po chwili jedyne co byłam w stanie zrobić,
to przytuliłam się mocno do niego. Wtuliłam twarz w jego pierś, gdy ciepłe ramiona ciasno objęły moje plecy.
- To wszystko jest piękne. Dziękuję, Niall. – wyszeptałam, a on ucałował czubek mojej głowy kilka razy.
- Jesteś moją księżniczką, nie zapominaj. – czułam, jak się uśmiecha. – I love you to the moon and back.
            Mój żołądek obrócił się o kilkaset stopni, a ciało było coraz cieplejsze. Byłam niewiarygodnie szczęśliwa w jego ramionach, gdy tulił mnie do siebie. I obojętnie jak bardzo nie chciałam psuć tej chwili, mój nos się o to prosił.
- Niall..? – niepewnie zaczęłam i przygryzłam wargę, powstrzymując się od chichotu.
- Hmm? – mruknął, nie wypuszczając mnie.
- Chyba już nie zjemy twoich jabłek w karmelu… - odparłam i uniosłam głowę, by spojrzeć na jego reakcję. Na początku uniósł brew zastanawiając się, o co chodzi. Po chwili jednak siarczyście przeklął pod nosem
i poleciał do kuchni szybciej, niż mi się wydawało.
            Gdy doszłam do niego, opierał się ramionami o biały blat kuchenny, a przed nim w rondlu, który wyjął z piekarnika leżały.. co tu dużo mówić, spalone jabłka razem z pysznym, płynnym karmelem. Widziałam jego niepocieszoną minę, zrezygnowany pomachał tylko kilka razy nad naczyniem, by odgonić nieprzyjemnie pachnący dym. Uchyliłam okno nad zlewem, by mroźne powietrze zabrało niechciany zapach. Podeszłam do niego i oparłam dłoń na jego ramieniu.
- Niall, nie przejmuj się. Każdemu może się zdarzyć. – uniosłam lewy kącik ust, próbując go pocieszyć.
- Mieliśmy je zjeść. – mruknął. – Robiłem je specjalnie na tę okazję. – westchnął. Po chwili jednak przyciągnął mnie do swojego boku, potrzebując mojego oparcia.
- Nic się nie stało. Ten wieczór i tak jest wspaniały i nic go nie zepsuje. – ucałowałam jego policzek. – Jeśli chcesz, możesz innego dnia je zrobić. Będą równie pyszne, jak zamierzałeś. – uśmiechnęłam się. Spojrzał na mnie z góry, a ja uniosłam brew. Widziałam, że wciąż się martwił swoją dzisiejszą porażką kulinarną. Dlatego przyciągnęłam jego twarz do swojej i obejmując jego policzek, zaczęłam całować jego usta. Robiłam to mocno, starając się odpędzić jego przygnębione myśli. Odwróciłam jego korpus od dymiących się jeszcze trochę jabłek i pozwoliłam, by objął mnie w talii i odwzajemnił intensywny pocałunek. Uśmiechnęłam się triumfalnie, bo osiągnęłam to, co chciałam - zapomniał o swoim niepowodzeniu. Wydał
z siebie cichy pomruk, gdy pociągnęłam za fragment koszuli. Po kilku minutach zachłannej pracy naszych warg, odsunęliśmy się od siebie na kilka milimetrów. Przejechał dłońmi delikatnie po moich biodrach, a ja zamieniłam mój zwyczajny szept w magiczne słowa.
- Make love to me, Niall.
Patrzył w moje oczy przez chwilę, kiedy zetknął nasze czoła. Dotknął czubkiem swojego nosa mój, a moje nogi rozpływały się.
- With a pleasure, Annie.  
Szliśmy nieporadnie, nie odrywając od siebie naszych ust. Czułam, jak iskierki szczęścia między nami rozjaśniły się tak, jak magiczne lampki w sypialni. Gdy stanęliśmy obok dużego łóżka, zwolniliśmy. Mimo, że powietrze zrobiło się o wiele gęstsze, nie byłam w stanie oprzeć się wrażeniu, że wszystko wokół mnie było magiczne. To uczucie, gdy każdy detal jest niesamowicie piękny, wyjęty jak z baśni, a uśmiech znajduje miejsce na twojej twarzy – nazwę je prawdziwie magicznym. Patrzyliśmy sobie w oczy, a ja powoli zsunęłam dłonie na wysokość jego nadgarstków. Delikatnie odpięłam mankiety i przesunęłam palcami wzdłuż przyjemnego, szarego materiału. Następnie bez pośpiechu, guzik po guziczku, rozpięłam jego koszulę. Odnosiłam wrażenie, że jeśli przyspieszylibyśmy i zdalibyśmy się jedynie na instynkt i pragnienie, cały czar by prysł. Wiedziałam też, że odczytał to w moich oczach. Rozpoznałam to po sposobie adorowania mojego ciała. Wsunął dłonie pod moją sukienkę, by chwycić koniec moich rajstop.
- Mogę? – spytał, a ja jeszcze bardziej pokochałam go za to. Całkowicie dopełnił tym wspaniałości chwili, na której mi zależało. Zaczął powoli zsuwać czarny materiał. Uklęknął, gdy zjechał na tyle nisko, że nie był się w stanie schylić. Składał delikatne pocałunki na moich stopniowo odkrywanych nogach. Spoglądałam na niego z podziwem i wdzięcznością. Uniosłam kolejno stopy, by mógł całkowicie pozbawić moje nogi okrycia. Podniósł się i obdarzył mnie ciepłym uśmiechem. Przysunęłam twarz do jego torsu, by kilkakrotnie ucałować jego skórę. Przytuliłam się delikatnie do niego, a po chwili niepewnie zsuwałam dłonie do zapięcia czarnych spodni. Czułam się znów jak nieśmiała, pełna uczuć dziewczyna, która stoi przed czymś ważnym, chwile dzielą ją od przekroczenia pewnej granicy. Ledwie zauważalnym ruchem odpięłam guzik i rozsunęłam rozporek, a mój oddech przyspieszył. Nazwałby mnie w tym momencie niewinną Annie. Ujął moje palce
i uniósł na wysokość swoich ust, by po kolei ucałować każdy z nich. Rumieniec zalał moją twarz. Chwilę później chwytał koniec mojej sukienki i ze wzrokiem wpatrzonym w moje oczy, podnosił ją. Zerwaliśmy kontakt, gdy przeciągał ją przez moje ramiona i głowę. Stałam przed nim w samej czarnej, koronkowej bieliźnie. Nie oblizał ust. Nie wpatrywał się w moje krągłości. Czytał mi z oczu. Pociągnęłam w dół jego rękawy, by wzdłuż nóg zsunęła się jego koszula. Przygryzłam dolną wargę, a moje serce nie przestawało wybijać miłosnego rytmu. Położył dłoń na mojej talii i zaczął przesuwać mnie bliżej łóżka. W końcu opadłam na nie, ale przyciągając go ze sobą. Nie chciałam stracić kontaktu z jego dotykiem, który sprawiał, że czułam się inaczej. Zaczął od całowania mojego brzucha. Robił to dokładnie, włączając w to charakterystyczne okrążenia ustami wokół miejsca, gdzie miesiące temu rosło nasze dziecko. Wiedziałam, że robił to celowo – w  taki sam sposób całował moją skórę właśnie wtedy. Nie miałam mu tego za złe, wręcz przeciwnie. Cieszyłam się, że pamiętał drobne rzeczy.
- Kocham cię. – szeptał między każdym zbliżeniem ust do mojego ciała. Składał pocałunki na prawie każdym centymetrze mojej skóry, nie zatrzymując swojego szeptu. Przeszedł ze swoimi ustami wyżej, na mój dekolt i ramiona. Dotarł do szyi i żuchwy, aż w końcu zatrzymał się przed moją twarzą.
- You, my everything. – złączył nasze usta w długim, pełnym miłości pocałunku. Nie pragnęłam przyjemności, lecz jego bliskości. Świadomości, że jest tuż obok i szanuje mnie taką, jaka jestem. Kocha mnie taką, jaka jestem.

So why don't we go somewhere only we know?