Manny

poniedziałek, 23 grudnia 2013

#17

Dobry!


Przede wszystkim pragnę życzyć wszystkim wesołych, ciepłych Świąt Bożego Narodzenia. Nie przejmujcie się niepotrzebnymi sprawami, cieszcie się z rodziną i jedzcie ile wlezie. To jest Wasz czas, nie zapomnijcie
o tym!



Dajcie znać, czy się popłakaliście tak jak ja. 
Nie sprawdzałam, więc mogą być błędy. To dla mnie za dużo.



            Wysiadałam z samolotu z niewyobrażalną złością. Po raz pierwszy stawiałam kroki na płycie lotniska z aż taką niechęcią do tego miejsca. W tym momencie nawet uroki pięknego języka nie były w stanie załagodzić moich uczuć, które mną targały. Nie uśmiechałam się w odpowiedzi do przyjaznej obsługi. Jedyne co chciałam zrobić to jak najszybciej odebrać swój bagaż i wyjść stąd.
Nie obchodziło mnie nic, co wokół się działo. Wykrzykujący ludzie, podekscytowane twarze. Nic. Kompletna pustka wypełniała moje serce przez cały czas, aż na parkingu dostrzegłam znajomego, czarnego vana. Gdy tylko odwróciłam się w przeciwną stronę, słyszałam jak duże drzwi otwierają się, a mimo głośnych ostrzeżeń barczystych ochroniarzy, pasażer biegnie za mną.
- Annie, poczekaj! – usłyszałam chrypliwy głos, a jego zasapany oddech pojawił się tuż obok mnie, gdy stukając swoimi płaskimi obcasami dobiegł do mnie. – Przyjechaliśmy po ciebie, chodź. – pokazał dłonią na samochód.
- Przyjechaliście? – uniosłam brew, nie wiedząc co miał na myśli.
- No.. to znaczy ja i Dave, po drodze zgarnęliśmy też Zayna z miasta. No chodź. - już łapał za ucho mojej torby.
- Mogę sama pojechać, taksówki tam stoją. – odparłam, a on od razu westchnął głęboko i spuścił na chwilę wzrok. Wyciągnął w moją stronę otwartą dłoń i czekał.
- Proszę? 
            Uległam. Nie mogłam cały czas trwać w tym upartym uczuciu. Coś w środku mówiło mi, że potrzebuję troski ze strony bliskiej mi osoby. Złapałam go więc za rękę, żeby pociągnął mnie w stronę wozu. Poczułam się przez chwilę znów jak ta mała Annie, która chadzała z kędzierzawym chłopcem w upalne dni po pustych terenach Cheshire. Zasłonił mnie swoim ciałem, gdy kilka rozemocjonowanych dziewczyn podbiegło do naszej dwójki. Zdążyłam zostać podtrzymana za plecy i posadzona na skórzanym fotelu auta, zanim zdążyli dobiec do nas trzej mężczyźni z aparatami fotograficznymi. Zatrzasnął za sobą rozsuwane drzwi i usiadł obok, prosząc jednocześnie kierowcę-ochroniarza, żeby ruszał.
- Zadzwonię do ciebie później, Wali. Pozdrów mamę. – zwróciłam uwagę, jak wytatuowany brunet przede mną kończył rozmowę. Obdarował mnie słabym uśmiechem, gdy odsunął telefon do ucha. Postarałam się odwzajemnić gest, jednak nie wiem na ile mi się to udało. – Jak minął lot? – spytał delikatnym głosem. Dostrzegłam jak zagryzł wewnętrzną część policzka, jakby zastanawiając się czy padło właściwe pytanie.
- Um… Trochę się dłużył. – mruknęłam. Harry po raz drugi już w mojej obecności westchnął. Wyprostował swoje długie ramię i położył je na oparciu fotela, za moimi plecami.
Atmosfera wokół naszej trójki zgęstniała, a Dave w obawie przed naszą potrzebą ciszy, zmniejszył głośność muzyki lecącej z radia.
- Ann, możesz myśleć i mówić co chcesz, masz do tego pełne prawo a my nic z tym nie zrobimy. Ale jesteśmy z tobą, mała. Wszystko jedno co się dzieje, masz nas. Nigdy o tym nie zapominaj, okej? Masz ludzi wokół siebie. – usłyszałam pewny, ale spokojny głos prawie tuż nad moim uchem.
- Nie daj złym emocjom zniszczyć twojego wielkiego serca, piękna. Wszystko się wyjaśni, a twoje nerwy tylko pobudzają cię w tę złą stronę. – Zayn dodał, a ja kilka razy mrugnęłam. – Jesteś silna, nie zmieniaj tego.
            Przełknęłam ogromną gulę, która blokowała mi gardło. Musiałam przymknąć powieki i schylić głowę, bo wszystkie mięśnie zaczęły nagle pulsować. Ręce zaczęły drżeć, a twarz ukryłam we włosach, które zaczęły spływać na przód i zasłaniać mój widok. Duża, ciepła dłoń zaczęła masować moje plecy okrężnymi ruchami.
- Ja tylko pojechałam robić jebane zdjęcia… - wyszeptałam, kręcąc głową. Tak bardzo nie chciałam o tym myśleć, ale nie byłam w stanie. Tego było za dużo. Zbyt nieprzewidywalne i zbyt ciężkie, żeby od tak zapomnieć. Wymazanie z pamięci nie wchodziło w grę.
- Cii, Annie. – objął mnie ciaśniej ramieniem, a Zayn położył rękę na moim kolanie. – Jeszcze z nim nie rozmawiałaś. Nie spisuj wszystkiego na straty.
- Spójrz na nas, blondie. – Ze smutnym uśmiechem na twarzy, Malik próbował rozjaśnić mnie swoimi skrzącymi się oczami. – Oddychaj.

            Wdech, wydech. Wdech, wydech. Przekroczyłam z Harrym próg hotelu. Jasne światła tylko zwiększyły mój ból głowy, a intensywny zapach kwiatów nie pomagał w skupieniu się. Szybko przeleciałam wzrokiem po brązowo-złotych wykończeniach, które pewnie miały nie wyglądać tandetnie. Recepcjonistka powitała nas szczerym uśmiechem oraz powitaniem, na które nie widziało mi się odpowiadać. Od razu weszliśmy do windy pełnej luster. Błędem było spojrzenie w jedno z nich i ujrzenie zmęczonej, szarej twarzy. Zmęczonej porozrywanymi cząstkami duszy, które walały się teraz po moim całym ciele. Założyłam kosmyki włosów za ucho i zaczęłam wpatrywać się w podłogę. Winda zwolniła, ale jeszcze nie z uwagi na nasze piętro. Drzwi rozsunęły się, a za nimi stały dwie szczupłe postacie, które doskonale znałam.
- …Nie wiem, El. Ale niech nie myśli, że będę jej robić włosy. Królewna się znalazła, w ogóle dlaczeg… - urwała Lou, gdy zwróciła uwagę na naszą obecność.
- Cześć dziewczyny. – słabo uśmiechnął się Styles, a one cicho odpowiedziały. Obydwie podeszły do mnie, by przytulić mnie na przywitanie po tak długim czasie niewidzenia się. Czułam, że wraz z każdym uściskiem dodawały do niego więcej przyjaźni, niż kiedykolwiek. – Chyba musimy cię przytrzymać, wyglądasz jakbyś zaraz miała zemdleć. – ciepłym głosem obdarzyła mnie blondynka, a Eleanor tylko stanowczo pokiwała głową. Wiedziałam, że to pretekst żeby być blisko przy mnie. Bały się, że się złamię za szybko. Brunet wystarczająco się odsunął, żeby moje obydwa przedramiona zostały zamknięte w ciepłych objęciach. Prawdą było, że znajdowałam się nad przepaścią. W każdej chwili mogłam pozwolić łzom powoli spływać po moich policzkach. Używałam całej swojej silnej woli, by stłamsić najtrudniejsze do zniesienia w efekcie emocje. Słyszałam doskonale jak moje serce wybija rytm, gdy zatrzymaliśmy się na naszym piętrze. Niemalże wstrzymałam oddech, gdy musiałam wyjść na korytarz wyłożony czerwoną wykładziną. W pewnej chwili chciałam sięgnąć po moją torbę, ale w porę zauważyłam jak silna dłoń Harry’ego ją trzyma.
- Zaopiekuję się nią. – lekko się uśmiechnął, a ja przytaknęłam. Pomachałam Eleanor, gdy poszła w drugą stronę, gdzie znajdował się pokój jej i Louis’ego. Czułam na sobie jej zmartwiony wzrok, gdy coraz bardziej się od siebie oddalałyśmy.
- To ja.. – Lou zaczęła wskazywać palcem na różne strony wokół siebie, kiedy stanęliśmy w połowie korytarza. Przygryzła wargę; jasnym było, że bije się z myślami. Wycofała się o kilka kroków, by znów do mnie podejść i cmoknąć mnie w czoło i pogłaskać przelotnie po roztrzepanych włosach. Obdarzyła mnie pocieszającym uśmiechem i odeszła, zostawiając nas przed mahoniowymi drzwiami. Nim się zorientowałam, jego palce trzy razy zapukały. Panika przeniknęła przez moje wszystkie kości, a serce nie przestawało głośno uderzać w mój mostek. Odchrząknęłam cicho i zapomniałam o moich marznących z nerwów dłoniach.
- Harry.. – mruknęłam, gdy zaczęła ze mną wygrywać moja słaba strona. Nie wiedziałam jak się zachowam, widząc jego twarz. Niedbale ułożone włosy, błękitne tęczówki.. Nie mogłam myśleć racjonalnie, byłam całkowicie zbita z tropu. Nagle przestały się liczyć mój upór i wściekłość. Miałam ochotę powyrywać sobie wszystkie włosy z głowy, drzwi się otworzyły.
- Stary, masz ważnego gościa. W zasadzie to nie powinien być gość tylko tubylec, ale Twoje zach…
- Harry, zamknij się. – uciszyłam go błagalnie. Tak bardzo nie lubiłam odprawiać szopek, tak bardzo nie cierpiałam takich sytuacji.
- Ann? – próbował nie udawać zdziwionego. Moje uszy wydłużyły się, pragnąc jak zwykle utonąć w przyjemnym brzmieniu jego twardego akcentu. Tym razem jednak powstrzymałam się i skarciłam swoją uległość w myślach. Nie podnosiłam wzroku a mimo to wiedziałam, że  szerzej otworzył drzwi i stanął bokiem, żebym mogła wejść do środka. Wahałam się. Moje ciało tak bardzo chciało jednocześnie dotknąć jego skóry z tęsknoty, jak i również odsunąć się jak najdalej to możliwe. – Powiedziałaś, że nie przylecisz do Cannes. Gdybym wiedział, przyjechałbym… - spojrzałam w końcu na jego twarz, gdy drapał się dłonią po karku. Spojrzałam mu w oczy raz. Jeden jedyny, zanim weszłam powoli do pokoju. Jego wzrok był jakby mi nieznany, zupełnie inny od tego, do którego się przyzwyczaiłam przez ponad dwa lata. Kolejna kula wbiła się w moje serce, gdy przechodziłam obok jego smukłej sylwetki i stanęłam na szarej wykładzinie w średniej wielkości pokoju. Słyszałam, jak zamknął za mną drzwi, zostawiwszy przyjaciela na korytarzu. Nie było tu bałaganu. Ubrania przygotowane na wieczorną galę leżały w pokrowcu na krześle obok stołu. Łóżko było całe pościelone, jedynym śladem użytkowania była zmięta przykrywka, pewnie od leżenia. Telewizor jeszcze chwilę temu włączony, zgasł za jednym kliknięciem pilota. – Wszystko w porządku? – zapytał, a na dźwięk tych słów dwie łzy wypłynęły z moich oczu. Nie mogłam ich powstrzymać, nóż wbity w plecy zbyt mocno dał się we znaki. Odwróciłam się przodem do niego i odważyłam się znów spojrzeć prosto w jego niebieskie tęczówki, w których brak było tego charakterystycznego wyrazu.
- Ty mnie pytasz, czy wszystko w porządku? – mój głos był tak cichy i łamliwy, że cieszyłam się w ogóle z jego wydobycia.
- Co…
- Nie było mnie jeden cholerny dzień, Niall. Pojechałam robić zdjęcia do projektu, a ty… - próbowałam wytłumaczyć, zbierając w sobie coraz więcej siły. Kolejne mokre stróżki pojawiały się na moich policzkach, a serce nie kontrolowało swojego rytmu.
- Pojechałem na golfa, Annie. Co w tym złego? – wzruszył ramionami, a moje oczy powiększyły się na tyle, na ile było to możliwe. Jego dwa kroki w przód spotkały się z moimi dwoma w tył. Obserwował moje reakcje, jakby nie był w ogóle świadom, co miało miejsce.
- Co w tym złego? Oczywiście, że nic. Uwielbiasz grę w golfa, okej. Ale dlaczego znalazłeś sobie inną na moje miejsce? – spytałam, a moje całe ciało zaczęło drżeć.
- Jest moją przyjaciółką, to wszystko! – bronił się, a jego twarz wyrażała czyste oburzenie. – Annie, daj spokój.
- Jeśli nic między wami nie ma, to dlaczego ją całowałeś? – Nie odpowiedział. Spiął mięśnie, zacisnął szczękę i podparł się jedną ręką w pasie, a drugą przejechał po swojej twarzy. Świat mi się na jego oczach walił, a on jedyne co to nic nie mówił. To było gorsze od kłótni. Cisza zawsze sprawiała więcej bólu, niż jakiekolwiek słowa.
- Przesadzasz. – powiedział poważnym tonem, a z mojego gardła wydostał się niekontrolowany szloch.
- Przesadzam? Naprawdę, Niall? – wydusiłam z siebie, nie ocierając nawet łez z policzków. – Co ci się stało? – szepnęłam, a jego twarz znów wpatrzyła się w moją.
            Przez ułamki sekundy odnosiłam wrażenie, że coś w jego oczach się złamało. Pusty wzrok przez tamtą chwilę był przepełniony zmieszaniem, uświadomieniem i skruchą. Wtedy miałam nadzieję, że to się inaczej potoczy. Jednak nie trwało to wszystko długo, bo jego oczy znów przybrały obojętny wyraz. Szczęka znów się napięła, a wzrokiem jak najdalej uciekał. Moje serce wydało z siebie kolejny cichy trzask.
- Jeszcze nigdy nie byłeś aż tak wyłączony z emocji. Perfekcyjne ciało musiało zawrócić ci w głowie. – Nie wiem, dlaczego to zrobiłam, ale słabo się uśmiechnęłam. Nie miałam w sobie siły na walkę. Nie wtedy, kiedy to o co chciałam walczyć, zamieniało się w chłód i obojętność.  Przede mną nie stał chłopak, który wyznawał mi zawsze miłość, był czuły i wrażliwy. Zastąpiło go puste ciało bez żadnych uczuć, które nie zdawało sobie z niczego sprawy. Albo perfekcyjnie udawało. Czyżby był z niego aż tak dobry aktor? Szczerze wolałam chwilowe zaćmienie.
            Moje mięśnie się napięły, a ciało zaczęło zbliżać się do niego. Nie chciałam tego robić, ale coś mi mówiło, że muszę. Chciałam go wyminąć, ale zatrzymałam się ramię w ramię z nim. Odwrócił głowę w moją stronę, a ja swoją spuściłam, nie chcąc czuć się jeszcze gorzej przez bliskość naszych twarzy.
- Pewien chłopak powiedział mi kiedyś, że nie może patrzeć, jak cierpię. – wyszeptałam i przełknęłam jak najciszej ślinę. – Powiedział to z serca. A ten, który obok mnie stoi zgubił je. I nie chcę wnikać, kiedy.
            Ze strzępkami zamiast serca, gdy znów odpowiedział mi ciszą, opuściłam jego pokój. Ponownie znalazłam się na jasno oświetlonym korytarzu. Nie miałam siły na wykonanie żadnego kroku. Powoli ogarniałam umysłem, co się działo. Prawie nie oddychałam, a puls był bardzo niewyrównany. Drżącą ręką wyciągnęłam telefon z kieszeni. Ostatkiem racjonalnego myślenia znalazłam wśród numerów telefonu potrzebne imię i wysłałam wiadomość. Jedyne czego potrzebowałam, to znaleźć moją torbę i pojechać na lotnisko. Nie czekać na nic, po prostu zniknąć stąd.
            „412” – mówiła wiadomość zwrotna, a ja załzawionym wzrokiem zaczęłam nerwowo szukać potrzebnego numeru na drzwiach. Przemierzyłam pół korytarza, nie mogąc znaleźć tych drzwi. Denerwowałam się, a po kilkudziesięciu sekundach zaczęłam płakać jak mała dziewczynka, która zgubiła się wśród nieznanych jej regałów sklepowych.
- Annie, tu jestem. – jego głos rozbrzmiał z drugiego końca korytarza. Odwróciłam się natychmiast, by w oddali zobaczyć jego powoli idącą w moją stronę posturę. Niemalże biegłam do niego, czując jak emocje przejmują nade mną kontrolę. Zniknęła odważna, twarda Holmes. Byłam mała pośród tego wszystkiego, co się we mnie działo. Potknęłam się po drodze do niego, co tylko zwiększyło częstotliwość moich szlochów. Byłam w jednej wielkiej rozsypce, moja emocjonalna warstwa była całkowicie zniszczona. Potrzebowałam, żeby ktoś mnie podtrzymał. Nie mogłam być sama. Nagle poczułam jego znajomy zapach, a już po chwili jego ciepłe ramiona przyciskały mnie mocno do siebie. Twarz przycisnął do mojej głowy i starał się szeptać uspokajające słowa. Jakby w jakiś sposób wyczuł i zrozumiał, że jedyne czego nie mogę znieść to cisza, po tym co przed chwilą zniosłam. Chwyciłam w pięści materiał jego czarnej koszulki, a ciało jedynie drżało od zanoszenia się płaczem. Duże dłonie obejmowały moje plecy ciasno, żebym w razie czego nie upadła.
- Nie jesteś sama. Jestem tutaj. – szepcząc, złożył kilka buziaków na czubku mojej głowy, jak troskliwy ojciec lub brat. – Jesteś moją małą Annie, pomogę ci. Wszyscy ci pomożemy. Jesteś wspaniała, nie zasługujesz na nic złego. – mówił, a ja tylko zacieśniałam uścisk.
- Harry, jeszcze nigdy mnie tak nie bolało.. – powiedziałam między szlochami, a jego mięśnie mocniej się spięły.
- Wiem, mała. Rozumiem.
            Za co byłam mu dozgonnie wdzięczna to to, że nie pocieszał mnie typowymi słowami „będzie dobrze” czy „wszystko się ułoży”. Wiedział, że byłyby to słowa rzucone na wiatr, dlatego zastępował je tymi, które łagodziły moje zranione uczucia. Powoli czułam się bezpieczniej, lepiej. Jednak nic nie było w stanie całkowicie stłumić pulsującego serca ani wspomnień. Wyobraźnia też nie pozwalała mi zapomnieć o pustym wyrazie twarzy osoby, która była w stanie zrobić dla mnie wszystko. Nie mogłam znieść myśli, że zmienił się w tak krótkim czasie. Nie potrafiłam w to uwierzyć, co jeszcze bardziej mnie raniło.
- On był taki…
- Ciii.. nie musisz nic mówić, jeśli nie chcesz. Rozumiem.
            Nie odsuwał mnie od siebie. Pozwalał na płacz, szlochanie i gniecenie koszulki. Szeptał jedynie przyjazne dla ucha słowa, co chwila gładził mnie po plecach i przykładał usta do czubka mojej głowy. W końcu ja odkleiłam swoją twarz od jego klatki piersiowej, a on od razu zaczął ścierać kciukami spływające po policzkach resztki łez.
- Harry, muszę wrócić do Londynu. Nie chcę tu dłużej być. – mruknęłam. Westchnął cicho i poprawił moje roztrzepane kosmyki włosów.
- W porządku. Kupimy ci bilet i zawiozę cię na lotnisko. Jeśli chcesz, poproszę Amirę, żeby po ciebie przyjechała. Dobrze? – spytał, podnosząc lekko moją głowę. Pokiwałam nią w odpowiedzi i pociągnęłam nosem. – Przytulę cię jeszcze raz i idziemy po rzeczy, okej? – ponownie przytaknęłam i po chwili znów przyciskałam policzek do jego mokrej już od łez koszulki.
- Co ja mam robić, Harry? – mruknęłam, łamiącym się głosem. Siłą powstrzymywałam kolejne łzy od wypłynięcia.
- Przede wszystkim oddychać. Musisz oddychać, Annie. – odparł, po czym delikatnie zwolnił uścisk i obejmując mnie jednym ramieniem, zaczął prowadzić mnie przez korytarz.
- Don’t let me fall, Harry. Please.
- I won’t, I promise.


            Nie przeszkadzał mi przenikliwy chłód powietrza. Mimo twardej kostki, którą wykończone było zejście na taras nie wstawałam. Co chwila mocniej przyciskałam do siebie nogi, a rękawy bluzy bardziej zaciągałam na dłonie. Wolną ręką założyłam granatowy kaptur na głowę, gdy kilka kropli deszczu spadło z nieba. W końcu pociągnęłam nosem, starając się powstrzymać nadpływającą falę nieprzyjemnych łez. Wzięłam głęboki oddech, zanim rozłożyłam nogi, by usiąść po turecku. Otworzyłam trzymane w lewej ręce pudełko. Przeprosiłam samą siebie w myślach za to, co właśnie miałam zamiar zrobić. Drżącymi palcami wyciągnęłam długiego papierosa z opakowania i wetknęłam go między wargi. Zapaliłam go czarną zapalniczką, którą wyjęłam z kieszeni czarnych, opiętych spodni. Zaciągnęłam się dymem, który był dla mnie niczym. Sądziłam, że przyniesie mi ulgę. Gdy po kilku głębszych wdechach jedyne co nastąpiło to pobudzenie płuc  i wypełnienie pustych przestrzeni dymem, spuściłam głowę. Wraz z wydychanym powietrzem wypuściłam z siebie łzę, która zaczęła ściekać powoli wzdłuż lewego policzka. Nie ścierałam jej celowo. Wypalała  w mojej skórze ślad, który sprawiał mi choć odrobinę ulgi. Płacz nie pomagał mi w pozbieraniu siebie, natomiast przynosił bolesne ukojenie, którego potrzebowałam.
            Niestety w raz z pierwszą łzą, musiały nadejść kolejne. Wypływały jak krew z mojego serca, zostawiając je coraz bardziej suche, pełne boleści i braku dostępu do wytchnienia. Każde wypełnienie płuc dymem tytoniowym tylko zakrywało swoją warstwą największe rany powstałe pod mostkiem.
            Poczułam jej obecność kilka kroków za mną. Byłam pewna, że stoi oparta o ramę okienną, zawinięta w jeden ze swoich grubych swetrów. Mimo uderzającego w nią mrozu, obserwuje mnie uważnie, jak przystało na kogoś, kto uczył się chociaż podstaw psychologii.
- Przeziębisz się. – powiedziała cicho, ale słyszalnie. Jej delikatny głos uciekł w przestrzeń ogrodu, który z uwagi na porę roku nie wyglądał kolorowo. Przymknęłam powieki i pokręciłam głową, nie odwracając się w jej stronę. Od razu zauważyłaby mokre policzki, z których tak bardzo nie chciałam się tłumaczyć. Wiem, że nie musiałabym. Ale jej pełen troski i zmartwienia wzrok przeszywałby mnie na wskroś do tego stopnia, że musiałabym wylać z siebie kilka słów.
- Daję radę. Jeszcze muszę tu posiedzieć. – odparłam, starając się na niezbyt łamliwy głos. – Wracaj do środka. Zaraz przyjdę. – dodałam, lekko odchylając głowę w jej stronę. Pokazałam swoją twarz na tyle, by spomiędzy moich blond włosów zauważyła słaby uśmiech formujący się z ust, mający zachęcić ją do swojego przeglądania książki z chwil, gdy odpływałam w głębokie zadumy.
            Jej równie drobna, co moja postura pojawiła się tuż obok mnie, gdy lekko dygocąc z zimna usiadła obok. Wcisnęła rękę pod moje ramię i przytuliła się do mnie, przyciskając głowę do mojego ramienia. Starała mi się przekazać jak najwięcej ciepła, którego teoretycznie potrzebowałam. W praktyce było mi wszystko jedno, bo jedyną rzeczą którą udawało mi się odczuwać, był chłód. Wypuściłam dym z ust, odkręcając się w lewą stronę, by jej delikatnych rysów nie skazić nieprzyjemnymi oparami.
- Słyszałam jak się śmiałaś, gdy spieprzył swoją solówkę. – mruknęła powoli, czekając na moją reakcję. Parsknęłam cicho, kręcąc głową na wspomnienie sprzed kilkunastu minut. Prawdą było, że jego popis był fatalny. Nie ułatwiało mi to myślenia, ale pozwalało się odrobinę wyżyć na jego nieumiejętności poradzenia sobie z czymś, nad czym w każdej chwili mógł stracić kontrolę. – Czy to ci pomaga? – spytała, patrząc na moją dłoń trzymającą papierosa. Wzdrygnęłam lekko ramionami, nie wiedząc jak sformułować swoją odpowiedź. Pociągnęłam nosem i przyciągnęłam swoje dawne przyzwyczajenie do ust, zanim cokolwiek powiedziałam.
- Nie wiem. Czuję chyba mniejszą pustkę, bo przesyca mnie śmiercionośny dym. A ból prowadzący do śmierci jest przyjemniejszy od tego, który mi zadał. – zerknęłam w jej stronę, by zobaczyć jak bawi się moimi sznurówkami. Wyciągała je i chowała z powrotem do buta, po czym rozwiązywała i wiązała ponownie pętelki. Robiła to nieuważnie, sprawiała wrażenie skupionej nad tym, co siedziało mi w głowie. Mimo wszystko, jej mimika twarzy nie wyrażała nic poza łagodnością.
- Jesteś pewna, że poradzisz sobie na tej imprezie? - spytała poważnym tonem.
- Nie wiem, Ami. Naprawdę nie wiem. Ale Harry obiecał, że mi pomoże. – odparłam, a ona w geście zrozumienia uniosła jeden z kącików ust.
- Myślę, że jesteś silniejsza, niż byś się tego mogła spodziewać. Każdy byłby słaby w takiej chwili, to naturalne. – mruknęła, a ja pokiwałam głową. Nie wiedziałam, czy zgodzić się z jej słowami dlatego nie skomentowałam. – Zobacz, siedzimy w waszym mieszkaniu, Ann. Nie uciekłaś nigdzie, zostałaś tu.
- Zostałam, bo to mój dom. – odpowiedziałam, a cichy szloch opuścił moje usta. Zmuszona byłam przymknąć powieki, bo oczy piekły za bardzo od nadchodzącej fali łez. Zaczęły spływać ponownie po moich policzkach, tym razem nie zatrzymując się ani na moment. – I dzielę go z chłopakiem, z którym się nie rozstałam mimo, że nie wiem o co tu kurwa chodzi..
            Objęła mnie swoim ramieniem, a ja pozwoliłam łkaniu na uwolnienie się z mojego serca. Zgasiłam papierosa, wgniatając go w tarasową kostkę. Zostanie po nim ślad, który zniknie szybciej, niż każdy szew założony przez walczących o mnie i ze mną osób. Nie od dziś wiadomo, że serce leczy się najwolniej.
           

            Wysiadłam tuż za nim z czarnego wozu. Zatrzasnęłam drzwi i wzięłam dwa głębsze oddechy. Odwrócił się w moją stronę i zaoferował swoje ramię, pod które wsunęłam swoją rękę. Trzymał mnie mocno i blisko siebie. Przywitani przez kilku paparazzich podążaliśmy w kierunku wejścia do klubu, w którym miało się odbyć after party po finale muzycznego programu. Byłam absolutnie świadoma tego, kto razem z nami miał się na nim pojawić. Mogło być to dla mnie punktem przewagi, lub samobójstwem.     
- Ładna sukienka, Ann. – próbował rozproszyć moje myśli, admirując czarny materiał, jaki miałam na sobie. Lekko się uśmiechnęłam, ale gest ten nie trwał długo. – Będę miał na ciebie oko, tak jak obiecałem. – mruknął, zacieśniając splot naszych rąk zanim otworzył mi przeszklone drzwi.
            Muzyka rozbrzmiewała w głośnikach, ludzie z kieliszkami w rękach błąkali się od grupki do grupki, rozmawiając i śmiejąc się. Przesuwaliśmy się powoli wzdłuż pomieszczenia, witając niektórych spośród obecnych szerszymi uśmiechami. Starałam się jak mogłam, by nie myśleć o tym, co niewłaściwe. Musiałam pokazać swoją siłę, którą swego czasu tak zwiększyłam. Nie wolno mi było się złamać, jednak mimo tych obietnic jakaś część mnie czuła, że nie potrwa to długo. Przyjaznym gestem wskazał na półkę pełną alkoholi zaraz za barmanem, do którego oboje podeszliśmy. Aby orzeźwić myśli, poprosiłam o pełne lodu mojito. Mój dzisiejszy kompan odebrał szklankę złocistego piwa, które miało go utrzymać przy stanie trzeźwości. To on dzisiaj miał czuwać.
            W pewnym momencie dostrzegłam ich, a moje całe ciało się spięło. Serce przyspieszyło swój niespokojny rytm, gdy jego postura była idealnie przede mną, w odległości kilkunastu metrów. Niebieskie jeansy, w których często bywał. Biały podkoszulek i czarno-burgundowa baseballówka, która kontrastowała z jego naturalnie jasną barwą skóry. Przełknęłam ślinę na widok jego uśmiechu. Skierowany był do brunetki, która stała obok. W obcisłej, czarnej sukience wyglądała na jeszcze bardziej pewną siebie, niż zapewne wystarczająco była w rzeczywistości. Jego perlisty śmiech rozbrzmiał w moich uszach, więc całą siłę włożyłam w opanowanie emocji.
            Dostrzegł mnie. Twarz, jeszcze chwilę temu pełna radości zamarła na kilka sekund. Wpatrywał się we mnie długo i dokładnie. Mogłam dać sobie rękę uciąć, że właśnie chciał zrobić krok w moją stronę, nie zważając na towarzyszącą mu osobę. Jednak zdążyła go ubiec swoim ciekawskim wzrokiem, a on odwrócił swój i zanurzył usta w alkoholu.
- Nie lubię jej. – wymamrotał brunet tuż nad moim uchem, na widok świecącej w internecie biustem modelki, która zauważywszy mojego przyjaciela zaczęła zbliżać się do nas, ciągnąc blondyna za sobą. Ogarniały mnie złość i zazdrość. Dlaczego ona mogła pójść z moim chłopakiem na imprezę? Dlaczego w ogóle się spotkali? Po co to wszystko?
- Harry, czy ja właśnie mam okazję poznać twoją dziewczynę, którą tak wszyscy uwielbiają? – spytała rozbawiona, lustrując mnie swoim ciekawskim wzrokiem. Mówiąc szczerze, miałam ochotę zobaczyć, jak na jej twarzy pojawia się czerwony ślad po mojej dłoni. Ale zaraz potem spojrzałam, jak Irlandczyk udaje niezorientowanego w sytuacji. Miałam ochotę parsknąć śmiechem i krzyknąć kilka sarkastycznych haseł na jego temat, ale powstrzymałam się.
- Nie, to jest Annie. Moja przyjaciółka. – uśmiechnął się słabo, obejmując mnie ramieniem. Poczułam się nieco pewniej wiedząc, że wciąż jest obok mnie. Czułam na sobie palący wzrok stojącego naprzeciw mnie chłopaka, któremu odważyłam się spojrzeć w oczy. Byłam ciekawa, co w nich znajdę.
            Tęczówki na moment zaświeciły się, gdy spotkały moje. Przybrały pewniejszy, błękitny kolor a ja odniosłam wrażenie, że jego prawdziwa strona wróciła. Wzrok, którym go obdarowałam był pełen bólu i zawodu. Starałam się poprzez ten krótki gest zadać mu pytanie, co tu się właściwie dzieje. Do tej pory nie otrzymałam jasnej odpowiedzi, co powoli wyniszczało każdą ludzką cząstkę mnie. Gdy znalazłam w sobie cień nadziei, że wróciła w nim osobowość, która gdzieś po drodze się zgubiła, dłoń brunetki powędrowała w moją stronę, przerywając mój ówczesny kontakt wzrokowy.
- Miło cię poznać, Annie. Jestem Barbara. – odparła, a ja z udawaną chęcią uścisnęłam jej dłoń. Odwróciła się do blondyna, który wciąż wpatrywał się we mnie. Przełknął dużą gulę, którą trzymał w gardle, co widać było po ruchu jego jabłka Adama. Jego oczy wyglądały w tamtym momencie na wyrażające skruchę i smutek, ale nic nie było w stanie zrekompensować tego, co do tej pory zadziało się we mnie.
- Tak. I w zasadzie Ann jest też… - zaczął, ale ja mu przerwałam. Zrobiłam to z wielkim trudem, lecz znalazłam w sobie resztki odwagi.
- Jestem też bardzo podekscytowana, że mogę poznać tak piękną i wspaniałą dziewczynę jak ty. Jestem pod wrażeniem twoich sukcesów na wybiegu, naprawdę. – wypowiedziałam te słowa prosto w jego stronę, jedynie ostatnich kilka zwracając do niej. – Racja, Niall? – spytałam, a mój głos zadrżał wraz z wymówieniem jego imienia.
- Och, to bardzo miłe z twojej strony! – wyglądała na poruszoną tym, co przed chwilą usłyszała. Nie wierzyłam w to, ale musiałam chociaż stwarzać dobre pozory.
            Rozmowa zaczęła się w jakiś leniwy sposób toczyć. Mimo fałszywego uśmiechu, coraz większy ból rozsadzał moją klatkę piersiową. Było to równoczesne z tym, jak wzrok Nialla stawał się znów pusty i bezuczuciowy, jego kolejne szklanki z alkoholem się opróżniały, a wzrok błąkał się po „idealnej” figurze jego dzisiejszej partnerki. Bycie wstawionym wcale go nie tłumaczyło z bycia raniącym egoistą. I gdzie w tym wszystkim zgubił się mój Nialler? Tak po prostu, zniknął bez śladu?
            Powoli umierałam, gdy prowadziła jego dłoń po swoim ciele. Oczy mnie piekły niemiłosiernie, więc jedyne co zdążyłam zrobić to odwrócić się w momencie, gdy wybuchł śmiechem, w reakcji na żart któregoś ze znajomych. Łzy zbierały się pod powiekami, dusząc mnie i dławiąc od nadmiaru emocji. Pustka w sercu zwiększała się, a ręce ponownie drżały. Był mi tak bliski i jednocześnie obcy, że to nie mieściło się w głowie. Pozwalał oczom na lawirowanie wśród materiału jej sukienki tuż przede mną. Nie wytrzymałam i odsunęłam się kilka kroków, tracąc tym samym bliskość swojego opiekuna. Zaczęłam się łamać, szloch chciał wydostać się z mojego wnętrza, dając duszy ukojenie. Po kilku chwilach samotnej wędrówki między rozweselonymi gośćmi, poczułam dużą dłoń chwytającą mnie za przedramię. Odwróciłam się i ujrzałam bujne loki, które kołysały się nerwowo.
- Annie, on jest jak typowy samiec. Jedyne na co patrzy, to walory zewnętrzne. – tłumaczył, a ja kręciłam głową.
- W takim razie dlaczego traktuje mnie jak powietrze? Tak nagle zapomniał, że dopiero co obchodziliśmy drugą rocznicę związku? Z dnia na dzień nie może sobie przypomnieć, kim jestem? – wyliczałam, a on spojrzał na mnie smutnymi oczyma. Moje były załzawione, pełne bólu i rozpaczy. Ściągnęłam brwi i wpatrywałam się przez chwilę w podłogę.
- Jest kompletnym dupkiem, Annie. Nie mam pojęcia, dlaczego. Okropnie mi przykro, mała. – powiedział cicho, zbliżając się do mnie. Objął mnie swoimi ramionami, by mokra twarz mogła spocząć na jego piersi, przykrytej czarnym materiałem koszuli.
            Nie obejmowałam go, tylko robiłam wszystko żeby moje ciało się uspokoiło. Nie miałam zamiaru robić sceny na dużej imprezie. Wiedziałam, że jeśli dłużej tego już nie zniosę, po prostu wyjdę i zostawię wszystko takim, jakie jest. Nie będę miała na nic wpływu, skoro do tej pory nie miałam. Nic nie wskóram i będę musiała się z tym pogodzić.
            Odsunęłam się od niego delikatnie w momencie, gdy potrzebowałam zaczerpnąć ostrego, dusznego powietrza, a nie wdychać kojący zapach męskich perfum. Musiałam się zahartować, sprawdzić jak sobie dam radę. Przesunął kciukami po moich policzkach, ścierając mokre ślady. Wyczyścił również czarne smugi, które zaczynały się tworzyć pod oczami. Słabo się uśmiechnął, próbował mnie jakoś udobruchać. Doceniałam to, bardzo.
Kątem oka spojrzałam w kierunku, gdzie powinni stać. Zamieniłam to jednak w proste wpatrywanie się, bo coś mi nie odpowiadało. Jego klatka piersiowa szybko się poruszała. Dłoń z alkoholem drżała, nie zwracał uwagi na zgromadzonych wokół siebie ludzi. Skupiony był na tym, że spomiędzy uchylonych warg zamiast oddechu, wydobywał się świst. Lekko kaszlnął, co spowodowało tylko kolejne skurcze jego klatki piersiowej i pokasływanie. Widziałam to już wcześniej. Byłam również święcie przekonana, że nikt wokół niego nie miał pojęcia, co się dzieje.
Moje serce jeszcze bardziej przyspieszyło rytm. Biłam się z myślami, co mam robić. Wyglądało na to że tylko ja miałam świadomość, jak mu pomóc. Zaczął przykładać pięść do ust, udając że się zakrztusił. Nie pomogło mu rozbawienie spowodowane żartem jednego z kolegów. Barbara podała mu swój niegazowany drink, co było błędem. Nie pomoże mu popicie, bo przecież nie złagodzi tym podrażnionych płuc. Idiotą był myśląc, że zaraz mu przejdzie.  Nie mogłam nie zareagować. Zniszczyłaby mnie świadomość, że patrzyłam jak moja miłość powoli dusi się, a nikt mu nie pomógł. Ja mu nie udzieliłam pomocy.
Zaczęłam przepychać się przez rosnące tłumy ludzi, nie zatrzymując się na zawołania przyjaciela. Może jeszcze nie zrozumiał, co mam zamiar zrobić. Niemalże podbiegłam do małej grupki, a błękitny wzrok przeszył mnie całkowicie, jakby czuł wybawienie. Nie protestując, wcisnął brunetce do ręki swoją szklankę z piwem i ujął moją dłoń. Czułam, jak złość mnie ogarnia, ale nie mogłam się poddać. Pociągnęłam go w stronę drzwi co chwila zerkając przez ramię, czy daje jeszcze radę. Jego uścisk stawał się coraz cieplejszy i mocniejszy. Znowu łzy zaczęły ściekać po moich policzkach. Wydałam z siebie kilka pojedynczych szlochów i przepchnęłam nas przez kilku ochroniarzy, którzy pilnowali tylnego wejścia. Z hukiem otworzyłam drzwi i podtrzymałam je, żeby mógł wyjść na świeże powietrze. Chwyciłam mocno jego ramię. Pomogłam mu zsunąć się w dół ściany, żeby znalazł się w pozycji półsiedzącej. Upewniłam się, że nic nie uciska jego szyi ani klatki piersiowej. Zaczął pomiędzy kaszlnięciami i świstami, nabierać w coraz bardziej zrównoważonym tempie powietrza. Patrzyłam na jego mizerną twarz i starałam się myśleć racjonalnie.
- Okej, Niall. Posłuchaj mnie. – zwróciłam się do niego, chowając głęboko łamiący się głos i mówiąc bardziej przekonująco. Chciałam postawić do pionu siebie, jak i jego. Oboje w tym momencie nie mogliśmy się poddać, obojętnie jak bardzo byłam na niego zła i bolało mnie serce. – Słuchasz mnie? Nic nie mów, tylko pokaż kciukiem do góry albo w dół. – dodałam, a jego palec pokazał, że na słuch mu nic nie padło. A mogło, gdyby się przeraził. – Super. Nie denerwuj się, poradzisz sobie. Potrzebuję tylko wiedzieć, czy masz ze sobą inhalator. – pokiwał przecząco głową. Gdy nie przestawał kaszleć, a jego oddech coraz bardziej świszczał, złapał mnie za rękę. Patrzyłam, jak męskie palce delikatnie oplatają moje, drobne. Jego oczy wyrażały czysty ból i żal. Znów pojawił się pełen emocji, dbający o wszystko Niall. Ten, którego tak bardzo kochałam. Darzyłam go takim uczuciem, że mimo igieł wbijanych głębiej w moje wnętrze, nie byłam w stanie zwolnić naszego dotyku. Potrzebowałam tego tak samo, jak i on. Bał się, jego oczy szkliły się. – Nie myśl o niczym nieprzyjemnym, niczym się nie przejmuj. Postaraj się jeszcze bardziej uspokoić oddech, to nie będę wzywała karetki. – mocniej związał nasze palce, a ja zmoczyłam je kapiącymi łzami. Kolana zdarte miałam od klęczenia na ostrym betonie, ale nie przeszkadzało mi to. Nie czułam bólu z krwawiącej skóry. – Jeśli ci to pomoże, pochyl głowę bardziej do przodu. Tylko uważaj, nie chcemy żeby twoje płuca miały ciasno. – powiedziałam spokojnie, a on jedynie o kilka milimetrów przechylił swoją głowę. Wzrok przenosił to z naszych dłoni, to na moją twarz.
- Ja.. – wydusił z siebie, pomiędzy kolejnymi oddechami.
- Niall, nic nie mów. Spokojnie. Zaraz ci przejdzie, wszystko będzie w porządku. – zatrzymałam go od rozwinięcia zdania. Nie chciałam, żeby sam sobie zaszkodził. Uniósł palec wolnej ręki, jakby prosił o więcej uwagi. Przysunął nasze splecione dłonie do swojej drżącej klatki piersiowej, do miejsca gdzie znajdowało się jego serce.
- Nawet, jeśli.. ledwo oddycham.. – zaczął skrzypieć cicho, powstrzymując mnie gestem od przerwania mu. Przez kilka sekund ponownie zbierał w sobie siłę, żeby dokończyć zdanie. - .. chcę żebyś wiedziała… że kocham cię.. – skończył, a jego pierś znów niespokojnie zaczęła się trząść. Spuściłam wzrok i wydałam z siebie jękliwy szloch. Zacisnęłam powieki, a jego dłoń jeszcze mocniej ścisnęła moją. Nie miałam pojęcia, co się działo między nami. Doprowadzało mnie to do jeszcze gorszego stanu mimo tego, że jego słowa były w pewnym sensie i nożem, i miodem na moje rany. Uniósł dłoń do mojego policzka, obejmując go delikatnie. Starł jedną z łez, którą napotkał jego kciuk. Znów zaczął niespokojnie oddychać, mimo chwilowego ustabilizowania. Musiałam zapomnieć na moment o złości, jaką tłumiłam w sobie. Bo ważnym dla mnie było utrzymanie go przy życiu. Kochałam go, dlatego w takiej chwili nie potrafiłam nie oddać mu swojego serca. Z bólem ucałowałam jego dłoń, którą tulił do mojej twarzy. Po tym geście, jego oddech powoli zaczął wracać do normalności. Powoli przestawał się trząść, a z ust wydobywał się coraz mniejszy świst.
            Odsunął swoją dłoń, gdy oboje usłyszeliśmy gwałtownie otwierające się drzwi budynku. Niemalże wypadła z nich Barbara, która zakryła dłonią twarz na widok mizernego chłopaka.
- Mój Boże, co się stało?! – wzrok Nialla niechętnie powędrował w jej stronę. Przesłał mi jedno, pełne wszystkiego spojrzenie. Ból, cierpienie, tęsknota, żal, podziękowanie, miłość – wszystkie uczucia, które wwierciły się we mnie przez jego niebieskie, zaszklone oczy. Gdy odwrócił je do niej, zniknął z nich błysk, który jeszcze chwilę temu widziałam. – Niall, chcesz wstać? Co ci jest? – zasypywała go pytaniami, a on zwyczajnie nie był w stanie odpowiedzieć. Wciąż starał się unormować swój oddech, a wypowiedzenie kilku nawet słów nie pomogłoby mu. Próbowała go podnieść, ale ten jęknął.
- Nie zmieniaj jego pozycji. – powiedziałam ostrym tonem głosu, walcząc ze łzami spływającymi spod powiek. Dopiero chyba zauważyła, że faktycznie siedzę obok niego. Czuwałam nad nim przez tę całą najtrudniejszą chwilę, a ona pojawia się znikąd i liczy, że wszystko jej tak łatwo przyjdzie?
- Co? Dlaczego?! Nic nie rozumiem… - bąknęła, poprawiając jego zgnieciony kawałek kurtki.
- Miał jebany atak jebanej astmy. – wycedziłam, czując jak morka strużka wypala kolejny fragment mojej skóry. Widząc, jak dziewczyna zaczyna miotać się przy nim, nie wiedząc o co chodzi, znów mnie zakłuło. Podniosłam się z kolan, nawet nie oczyszczając ich z krwi i kurzu. Nie syknęłam z bólu, gdy owiało je chłodne powietrze. Po chwili jednak uderzyła we mnie fala kolejnej świadomości. Powstrzymałam się od łkania, natomiast skierowałam się do siedzącej na ziemi pary. – Musi odpocząć, nie może też zostać teraz sam. Ktoś musi sprawdzać, czy nie będzie nawrotu, albo nie zacznie go coś boleć. – powiedziałam chyba bardziej do siebie, niż do nich.
            Nagle obok mnie pojawił się Harry, obserwując wszystko, co się tu działo. Ogarniał powoli wzrokiem usytuowanie każdego z nas, aż w końcu spojrzał na mnie.
- Czy mogę go podnieść? – zapytał, a ja lekko wzruszyłam ramionami. Wiedziałam, że muszę choć odrobinę się wykazać, bo żadne z nich poza blondynem nie wiedziało, co w takiej chwili należy zrobić.
- Jeśli uzna, że ma dość siły. – odparłam, a on bez chwili zawahania pokiwał głowę w stronę Harry’ego. Wyglądał, jakby irytowała go obecność Palvin. Pozwolił pomóc sobie, gdy brunet delikatnie udzielał mu wsparcia podczas wstawania. Wiedziałam, co chciał zrobić. Miałam doskonałą świadomość tego, że miał zamiar zabrać go do domu. Do naszego domu.


            Pierwsza przekroczyłam próg białych drzwi i od razu otworzyłam kilka okien, żeby pozbyć się zapachu tytoniu, który został od popołudnia. Liczyłam, że zniknie zanim chłopcy powoli dowloką się do środka. Prawie wyrwałam sobie włosy, gdy objęłam dłońmi głowę i zaczęłam się zastanawiać, gdzie mógł zostawić inhalator. Zapominając o bólu rozsadzającym pierś, zaczęłam przeszukiwać kieszenie jego bluz, które w nieładzie leżały na półkach w szafie. Warknęłam, gdy nic nie znalazłam. Wpadłam do łazienki, przetrzepując wszystkie szafki, szuflady i pudełka. Miałam ochotę przyłożyć sobie własną pięścią, gdy na umywalce dostrzegłam zgubę. Oparłam się dłońmi o białą, ceramiczną powierzchnię i wzięłam kilka oddechów. Dlaczego to robiłam? Dlaczego mu pomagałam, skoro zrobił mi takie świństwo? Ba, dlaczego podejmowałam się opieki nad nim, gdy jeszcze kilka godzin wcześniej życzyłam mu jak najgorzej?
            Nie rozumiałam tego wszystkiego. Ale może nie powinnam? Z drugiej strony, jak długo będę w stanie żyć z taką boleścią? Czy w ogóle cokolwiek sobie wyjaśnimy? Czy usłyszę jego słowa?
Z rozmyślań w końcu wyrwało mnie ciche wołanie Harry’ego. Prowadził blondyna do sypialni, sadzając go na łóżku. Ten oparł się dłońmi o materac i starał się jak najspokojniej oddychać. Zgasiłam światło w łazience i podeszłam do nich, podając cierpiącemu plastikowy inhalator. Nie czekał na nic, tylko od razu wziął głęboki wdech lekarstwa, które miało mu pomóc. Odrzucił go niedbale na stolik i ponownie podparł się na wyprostowanych łokciach, chyba próbował ogarnąć całą tą sytuację oraz odnaleźć się w swoim oddechu.
            Zostałam pociągnięta przez bruneta za ramię. Weszliśmy do salonu, z którego powoli znikały resztki zapachu papierosów. Stanął przede mną i złapał mnie za obydwa barki, szukając mojego wzroku. Pozwoliłam mu na to, by go odnalazł i przeszył moje ciało swoim zielonym spojrzeniem.
- Jeśli chcesz, zostanę z wami. – powiedział, a ja po chwili pokręciłam przecząco głową. Wystarczająco mi już pomógł. Westchnął cicho, po czym przytulił mnie mocno. Tym razem przycisnęłam go do siebie z równą siłą, pozwalając by mój szloch był tłumiony przez jego ciepłe ciało. – W każdej chwili możesz zadzwonić, pomożemy ci z czymkolwiek. Jasne? – spytał, a ja cicho mruknęłam na znak zrozumienia. – No już Annie. Weź się w garść, mała. W razie czego nasze drzwi są dla ciebie otwarte, wiesz o tym.
- Dziękuję. – odparłam, powoli rozluźniając nasz uścisk. Założył moje kosmyki włosów za ucho i ciepło się uśmiechnął. Wiedziałam, że trzyma za mnie kciuki. Moim zadaniem było stawić czoła temu wszystkiemu oraz połączyć to z niemiłosierną troską i cierpliwością.
Naszą uwagę zwrócił Niall, który pojawił się w progu korytarza. Obserwował nas, jednak po chwili uciekł wzrokiem i zaczął drapać się po głowie, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Czyżby było mu źle z tym, że nie sprawiało mi bólu lecz ulgę przytulanie naszego przyjaciela? Chciałoby się powiedzieć „ups”.
- W zasadzie nie jestem pewien, kto kim powinien się teraz opiekować, wiecie? – Harry powiedział, zwracając się do naszej dwójki. Oboje spuściliśmy wzrok. Brunet ku wyraźnemu niezadowoleniu blondyna przeciągle pocałował mnie w czoło, dodając mi otuchy. Zamykając za nim drzwi, zamknęłam również możliwość szybkiej ucieczki od tego, co miało się dziać we mnie i między nami.
            Kompletna cisza zawitała w całym domu. Bolało mnie to znów, bo tak bardzo mnie ona raniła. Pojedynczy świst wydostał się z jego płuc, na co od razu zareagowałam.
Dlaczego musisz go aż tak bardzo kochać, Holmes?
- Idź się połóż, tylko podłóż sobie dużo poduszek. – mruknęłam, po czym zsunęłam ze stóp eleganckie, czarne buty i postawiłam je przy wyjściu. Nie ruszył się z miejsca, tylko obserwował  mnie bacznie. Nie wiedziałam, czego się mogę po nim spodziewać. Będzie bezduszny i cichy, czy może zacznie ujawniać swoje dawne „ja” i wyzna mi miłość? Obydwie te sytuacje wprawiły mnie w zakłopotanie, co nie ułatwiało całej sprawy.
- Twoje kolana krwawią. – zauważył, a ja wzruszyłam ramionami. Chciałam go wyminąć, powtarzając po raz kolejny, żeby się położył. Nie posłuchał mnie, ale chwycił za rękę. Spowodował, że się zatrzymałam. Serce mocniej zaczęło bić, a głowę starałam się odwrócić od jego palącego wzroku wywołującego u mnie spazmy płaczu.
            Nic nie powiedział. Tylko trzymał mnie przy sobie, ale milczał. Jakby coś mu przeszkadzało w mówieniu, miał zaklejone gardło. Przełknęłam ślinę i wiedząc, że nie otrzymam żadnego słowa z jego strony, z wielką trudnością wydukałam:
- Zdradziłeś mnie, Niall. – widziałam, jak zamyka oczy. Spuścił głowę, a jego dłoń chciała powędrować do mojej. Splótł po raz kolejny dzisiaj nasze palce, a ja znów zaczęłam płakać. Kilka iskier chciało przedostać się z jego skóry do mojej, ale dzieliła nas zimna warstwa lodu, którego do tej pory żadne z nas nie roztopiło. – Dlaczego? – zapytałam, wciąż nie kierując moich oczu ku jego nieświecącym tęczówkom.
- Annie..
- Dlaczego? – nie dawałam za wygraną mimo tego, jak bardzo moje nogi miękły po usłyszeniu mojego imienia w jego ustach.
- Ty jesteś moją dziewczyną, nie ona. – powiedział, a przyszło mu to z trudem. Nie miałam ochoty szukać momentu, kiedy zacznie kłamać. Dlatego chciałam wyrwać dłoń z naszego splotu i oddalić się od niego, chociażby do łazienki. – Nie łączy nas żadne uczucie.
- Nie, poza tym że lubisz ją całować, przytulać i oglądać jej ciało. – zaczęłam szlochać, a on prawie siłą przyciągnął mnie do siebie. Wtulił mnie mocno w swoje ciało, a ja nie miałam siły walczyć. Jego zapach zbił mnie z tropu, stałam się momentalnie słaba. Przysunął usta do mojej głowy, a rękoma objął moją talię. Rzewnie płakałam, co chwila bijąc go piąstkami w plecy. – Jak mogłeś, Niall. – jęknęłam, zanim pociągnęłam nosem. Całkowicie się rozkleiłam, nie powstrzymując ciężkich łez.
- Przepraszam.
- Jedno przepraszam niczego nie zmieni, Niall. – wykrzyczałam w jego klatkę piersiową, a on zaczął gładzić mnie po włosach. Nie mogłam się uspokoić wiedząc, że jednocześnie tak bardzo pragnę się do niego przytulać, jak i wyrzucić z pamięci.
- Wiem, Ann. – westchnął, po raz kolejny całując moją głowę.
- Tak bardzo cię nienawidzę i jednocześnie kocham. To mnie zabija. – jęknęłam, zgniatając dłońmi materiał jego białej koszulki. – Nie wiem, czy dam radę. – dodałam zgodnie z prawdą. Nie radziłam sobie z tym, byłam na skraju załamania. Moje ciało się trzęsło, myśli biły się o pierwszeństwo wyzwolenia, a serce paliło.
- Przyznaję, jestem samolubnym idiotą, który poleciał na modelkę. Ale jesteśmy też przyjaciółmi, nie potrafię tak po prostu jej zostawić. Obiecuję, że już więcej nie zrobię z nią nic, co jest przeznaczone tylko dla Ciebie. – powiedział, a mi trudno było mu zaufać. Odsunęłam się od niego, używając do tego sporo siły. Spojrzałam na niego spuchniętymi oczyma, a na jego twarzy wymalowany był lęk.
- Jak mam ci uwierzyć, Niall? Jak mogę uwierzyć w którekolwiek z twoich słów po tym, co zrobiłeś?
- Daj mi chociaż szasnę. – poprosił, a ja już dłużej nie byłam w stanie na niego patrzeć. Czym prędzej minęłam go i weszłam do łazienki, w której się zamknęłam.
Nie potrafię ci  jej nie dać, bo posiadasz moje serce.
Jestem cholernie słaba. Osłabiła mnie miłość do Ciebie.

            Nawet noc nie potrafiła przynieść mi ukojenia. Musiałam to zrobić. Potrzebowałam wstać z łóżka, które pachniało tak bardzo jego skórą. Mimo tego, że oboje nie spaliśmy nie zamówiliśmy ani słowa. Stąpając bosymi stopami po panelach, dotarłam do kanapy na której zostawiłam wczoraj ciemną bluzę. Ubrałam ją na siebie i cieszyłam się, że jest moja, a nie jego. Znalazłam w kieszeni potrzebne dwie rzeczy i jak najszybciej zamykając za sobą okno tarasowe, usiadłam ponownie na tej samej, twardej powierzchni. Po chwili wypełniałam już płuca dymem, zaciągałam się śmiercionośnym papierosem. Razem z wydychanym oparem, pozbywałam się z siebie myśli. Zastępowały je te, które tłumaczyły mi tak wiele o lepszym uczuciu, jakim jest prowadzenie do powolnej śmierci, niż psychiczne załamanie przez emocje. Owszem, była to ucieczka. Ale w tamtej chwili nie mogłam nic innego zrobić.
- Dlaczego palisz? – podskoczyłam, słysząc za sobą jego zachrypnięty głos. To nie miało tak być. On nie miał za mną iść, nie miał się o mnie martwić, miał żyć swoim podwójnym życiem, a ja powoli przyzwyczajałabym się do tego, zapominając o bólu serca i przypominając sobie o przyjemności z zatruwania sobie organizmu.
- Dlaczego cię to obchodzi? Nie obchodziłam cię, kiedy ją całowałeś. – odpowiedziałam. Nie wypuściłam z siebie ani jednej łzy, widocznie już wyczerpałam swoje wszelkie możliwe zasoby.
            Tak jak się obawiałam, usiadł obok mnie. Z tą różnicą, że nie miał na sobie nic poza spodniami dresowymi. Był obok mnie tak, jak minuty temu w łóżku. Pod ciepłą kołdrą, gdzie uciekałam ciałem od jego dotyku. Nim zdążyłam się zorientować, zabrał mi papierosa i trzymając go w dwóch palcach, przyłożył do ust i swobodnie zaciągnął się. Raz delikatnie kaszlnął, mamrocząc „mocne”.
- Głupi jesteś? Masz astmę. – burknęłam i chciałam mu go zabrać, ale mi nie pozwolił.
- Jeśli ty palisz, to ja też. – powiedział, a ja pokręciłam głową. Wyciągnęłam kolejnego z paczki i zapaliłam.
- Niall? – odważyłam się, nie patrząc na niego. Skupiłam się jedynie na prostym myśleniu i inhalowaniu płuc. – Dlaczego byłeś taki obojętny? Wtedy, we Francji i na imprezie. – zapytałam. Czułam, że jego mięśnie się napinają, w dodatku nie z zimna, choć to swoją drogą. Już nabierał powietrza do płuc, ale przerwałam mu. – Potrzebuję prawdy, Niall. Nie owijaj w bawełnę. Nie martw się tym, że mnie zranisz, bo zrobiłeś to wystarczająco mocno. Nie wiem, czy bardziej się da. – westchnął i kilka razy skulił dłoń w pięść. Walczył ze sobą. Nigdy nie chciał mnie skrzywdzić słowami, dlatego musiałam z niego to wydusić. Potrzebowałam, żeby był ze mną szczery. Bez względu na ból, jaki mi mógł tym zadać.
- Nie chciałem, żeby zaczęły mną kierować wyrzuty sumienia. Ciągle w głowie miałem, że przecież Barbara jest tylko moją przyjaciółką i chcę, żeby tak zostało. Ale nie wyprę się przed tobą tego, że byłem słaby. Dałem się jej uwieść, bo jestem głupi. Przez chwilę myślałem, że to się nie wyda. Bo wiedziałem, że mam ciebie. Ale podobało mi się to, że gdy nie było ciebie obok, mogłem się poczuć podobnie jak wtedy, gdy ty jesteś. – powiedział, a jedna łza spłynęła po moim policzku. By zatrzymać kolejne, zaciągnęłam się papierosem. – I jestem jebanym idiotą, ale nie chcę przez to wszystko przerwać mojego kontaktu z nią. A przede wszystkim nie chcę stracić mojej miłości.
- Wiesz, że to tak czy siak będzie bolało, najpewniej mnie? Masz tego świadomość? – spytałam, całkowicie szczerze. Bo byłam pewna, że tak będzie. Nic nie odpowiedział, dlatego dodałam ciszej: - Czas nie zawsze potrafi wyleczyć rany, a czyny są gorsze od słów. Bo są ich potwierdzeniem lub zaprzeczeniem. A ja przez ten cały czas gdy myślałeś o niej zastanawiałam się, gdzie się podział chłopak, który mnie tak kochał.
- Jest obok i nigdy nie przestanie cię kochać. – odwrócił głowę do mnie w tym samym momencie, gdy chciałam spojrzeć w jego stronę. nasze oczy się spotkały, a moja szczęka się zacisnęła, zanim wypowiedziałam drżącym głosem kolejne zdanie.
- Ale wiedza, że dotykał w ten sam sposób inną dziewczynę nie pozwala mi mu całkowicie zaufać. A nic nie boli bardziej od braku zaufania do osoby, którą się kocha bardziej niż własne życie.
            Wpatrywaliśmy się w siebie do momentu, gdy musiałam wgnieść papierosa w betonowy fragment podestu. Zostawił mi lekko przypalony ślad na skórze, bo nie odłożyłam go odpowiednio wcześniej. Pojedynczy dreszcz przeszedł przez moje ciało, dlatego nie widziałam sensu w dalszym siedzeniu na tarasie. Nie czekając na niego, weszłam do ciepłego pomieszczenia i znów zaczęłam zabijać swoje myśli, które niszczyły mnie coraz bardziej.

            Pozwoliłam mu na to. Zawiózł mnie na lotnisko, wyjął moją walizkę z bagażnika i poprowadził ją za mnie do hali odlotów. Czekał na mnie, gdy stałam przy odprawie. Obserwował mnie, gdy spoglądałam na tablicę informacyjną. Siedział ze mną o późnej, wieczornej godzinie na lotnisku Heathrow, skąd niedługo miałam samolot. Odzywaliśmy się do siebie jedynie półsłówkami, nie dzieliliśmy się uczuciami ani przemyśleniami. Po prostu siedzieliśmy w ciszy.
            W końcu wstałam z twardego siedziska i zaczęłam oddalać się do odprawy celnej. Nie mogłam dłużej zwlekać, nie chciałam czekać do jutra na kolejny samolot do Warszawy. Zbliżałam się do pierwszych taśm odgradzających poszczególne bramki celne. Odwróciłam się, by zobaczyć jak wpatruje się we mnie z odległości kilkunastu centymetrów.
- Annie..
- Muszę iść, Niall. Złóż ode mnie życzenia świąteczne rodzinie. Ucałuj stopę Theo ode mnie.
- Annie proszę..
- Obiecaj mi, że to zrobisz. – odważyłam się spojrzeć mu w oczy. Wyglądał na rozbitego, ale nie mogłam się tym martwić. Nie, kiedy ja sama wyglądałam o niebo gorzej, a moje wnętrze było całkowicie poszarpane.
- Obiecuję. – odparł, wzdychając. Chciał podnieść rękę, żeby objąć mój policzek. Odwróciłam głowę, nie chcąc czuć jego dotyku. Nie chciałam się złamać, nie chciałam czegoś żałować. Ale jak mogłam żałować dotyku ukochanego? – Błagam, zaufaj mi. – mruknął, a ja zrobiłam coś, przez co z pewnością nie przestanę któregoś wieczora płakać.
            Przyciągnęłam go do siebie, ciągnąc za rozczochrane, blond włosy i złączyłam nasze usta, już teraz dając ujście słonym kroplom. Zatopiłam się w pocałunku, jakby miał być ostatnią rzeczą na tym świecie. Kolejne dwie łzy spłynęły na myśl, że te same wargi dotykały innych, nie moich. Ujął moją talię, przekazując więcej ciepła. Łamałam się powoli, czułam jak mięśnie wiotczeją a serce zwalnia rytm. Po raz ostatni zsunęłam głowę na jego ramię, by poczuć jego obecność. Przytulił mnie mocno, mimo że sprawiało mi to ból.
- To nie będzie łatwe. – szepnęłam, zanim odsunęłam się od niego i bez żadnego innego słowa, oddaliłam się od niego. Nie odwracałam się, nie machałam. Po prostu, odwróciłam się i poszłam na odprawę. Poleciałam do rodziny. Poleciałam spędzić święta w towarzystwie osób, które nie zawiodły mnie aż tak, jak moja największa miłość, której niestety powoli wybaczałam.


25 komentarzy:

  1. Niall ty idioto . ! WESOŁYCH ŚWIĄT . !

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja bym mu nie wybaczyła... Zachował się tak strasznie egoistycznie. Nie jest jednak idealny, ale przecież każdy ma jakąś skazę... Wesołych Świąt.
    Ryczałam i byłem zmieszana. Myślę, że w tym rozdziale dałaś upust swoim emocją dotyczącym Nialla i Barbarę w prawdziwym świecie. Mnie osobiście nie boli fakt, że ma dziewczynę, wiedziałam, że to kiedyś nastąpi. Boli mnie kłamstwo, kiedy mówił, że nie chce modelki, bo są one perfekcyjne, a perfekcja jest nudna. To kłamstwo sprawiło, że moje poglądy na temat mężczyzn zmieniły się, są jeszcze gorsze....

    OdpowiedzUsuń
  3. jejku skarbie cudowny rozdział, proszę napisz szybko następny xx

    OdpowiedzUsuń
  4. coś ty ze mną zrobiła dziewczyno? nie mogę sie doczekać nowej xx

    OdpowiedzUsuń
  5. Wow. Nie spodziewałam się tego. Rozdział jest GENIALNY ! :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Wow. Nie spodziewałam się tego po Niallu. Stał się strasznym egoistą. Te rozdział naprawdę ogromnie mnie zaskoczył. Myślałam, że teraz będzie coraz lepiej, a tu takie zaskoczenie. Nie mam pojęcia czym jest spowodowane takie zachowanie Nialla. Mam nadzieję, że niedługo się wszystko wyjaśni.Ten rozdział jest naprawdę cudowny. Idealnie oddałaś emocję i przeżycia bohaterów. Według mnie jest to Twój najlepszy rozdział. Akcja rozwija się coraz bardziej. Już się boję co się wydarzy dalej. Strasznie niecierpliwie czekam na następny ♥

    OdpowiedzUsuń
  7. Napisałam takii fajny kom po czym nie odznaczając "Konto Google" na "Anonimowy" wypierdoliło mnie w kosmos
    Drugi raz nie napiszę tego samego bo nie pamiętam :c
    Więc krótko:
    ROZDZIAŁ ZAJEBISTY
    BLOG ZAJEBISTY
    CZEKAM NA NASTĘPNY
    I NASTĘPNY
    I NASTĘPNY *.*

    OdpowiedzUsuń
  8. Jest wspaniały!! Przeszłaś samą siebie !! Przepiękny <3

    Ann. xx

    OdpowiedzUsuń
  9. Hej, czytam od jakiegoś czasu i chciałam żebyś wiedziała, że jestem bo to o tworzysz jest świetne!
    K, xoxo

    OdpowiedzUsuń
  10. Płakałam. Płakałam rzewnie, ślepo czytając kolejne linijki, kiedy moje serce waliło mi w piersi i pompowało ból zadany Annie. Zdrada. Czy to nie najdotkliwszy cios zadany w najczulsze miejsce w naszym ciele, w centrum uczuć? Serce. Zastanawiam się, jakie uczucie przynosi świadomość, kiedy ciało drugiej kobiety jest dotykane przez Twojego mężczyznę w ten sam sposób, w który dotykał mnie zeszłej nocy, jak bardzo bolą nas uszy, kiedy słuchamy głosu, który szeptał te same słowa do ucha drugiej kobiety, najpierw zdradzając małe sekrety nam. Wiem, jak to jest, kiedy uwaga, która skupiona powinna być na mnie, jest przelewana na drugą blondynkę, dla ironii... Z długimi blond włosami, długimi nogami, idealnie zaokrąglonym ciałem. Wiem, jak to jest, gdy chłopak ma przyjaciółkę, która, myślał, że jest niegroźna. Naiwny Niall czy naiwna Annie?
    Jak to się dzieje, że kobieta jest największą słabością mężczyzny? Jak to się dzieje, że zakochany po uszy Niall zaświadczający na każdym kroku o wspaniałym darze, jakim został obdarowany w postaci Annie, dał się zwieść? Jak można ufać? Zastanawiam się nad potęgą uczucia Holmes i jest ono dla mnie nie zrozumiałe. Jak znosi jego głos, jego dotyk, jak wciąż pragnie ust, których ja bym się brzydziła? Jak pragnie mu za wszelką cenę wybaczyć i spróbować zaufać jak jeszcze? Jak Niall może prosić o szansę? Jak...?
    Tyle pytań kłębi się w mojej głowie. Próbuję wyobrazić sobie różne sytuacje, w których miłość leczy rany i zwycięża nad bólem. Próbuję, ale wciąż nie potrafię wyjaśnić, jak Annie znosi jego obecność. Czy jej miejsce wciąż jest u jego boku? Czy ich buty wciąż powinny zajmować półkę w jednej szafie? Czy ich ubrania powinny mieszać się ze sobą na podłogach? Czy oni wciąż będą potrafili wyglądać ze sobą tak dobrze? Czy Barbara nie będzie cieniem, koszmarem prześladującym Annie? Czy nie będzie końcem przygody Niannie.
    Na dzień dzisiejszy oczy mojej wyobraźni nie widzą tej dwójki trzymającej się za ręce. Aura anioła i dobre serce Nialla również zostały wymazane. Jest rozczarowanie, zawiedzenie się. Wiedziałam, że między tą dwójką dojdzie do kłótni, ale nie spodziewałam się, że Ann poczuje na własnej skórze, co znaczy być zdradzoną. Nie sądziłam, że Horan jest zdolny posunąć się do tego stopnia. Mimo kurwa wszystko, jak on mógł to zrobić?

    Popłakałam się z frustracji, z niedowierzanie.

    Podczas czytania fragmentów kluczowych, gdzie przychodził czas na konfrontację głównych bohaterów, moje serce waliło z siłą, jaką buldożer niszczy ściany. Wszystko to, co wydarzyło się w hotelu, na tarasie w ich domu, nie tylko zmoczyło moje policzki, ale po raz wtórny utwierdziło, jak ważnym aspektem w życiu jest przyjaźń. Przyjaciela nie da się zastąpić, żadne uczucie mylone z miłością i sama miłość nigdy nie zmieni miejsca przeznaczonego dla naszego anioła stróża. Myślę, że kiedy mamy przyjaciół, życie bez miłości przestaje być dla nas w końcu niespełnieniem. Myślę, że Annie przeszłaby przez życie z uniesioną głową bez pomocy Nialla. Może ona tego nie rozumie, ale jak wielkim masochistą jest człowiek, trzymając przy sobie osobę, która zadała nam uśmiercający ból.

    I chociaż wiem, że ich nie rozdzielisz, Niallowi się to należy.

    Twoja Oli.

    OdpowiedzUsuń
  11. Dziewczyno jesteś genialną pisarką, kocham Cię za tego bloga i te opowiadania. W tej części zupełnie się rozkleiłam, płakałam jak małe dziecko za ukochaną zabawką. Czytałam dużo opowiadań i można w nich było przewidzieć ciąg dalszy nie czytając go, a u Ciebie nie da się nic przewidzieć, bo wszystko dzieje się znienacka. Uwielbiam twojego bloga i Ciebie. Z niecierpliwością czekam na następną część, która zgaduję, że pewnie pojawi się po nowym roku.
    Marysiaaaa :)
    PS. Szczęśliwego nowego roku.

    OdpowiedzUsuń
  12. Cześć Mania.
    Przeczytałam ten rozdział kilka razy i szczerze nie byłam w stanie napisać od razu nic, co by oddawało moje uczucia. W sumie to nadal nie jestem w stanie, dlatego odsyłam do linku, który opisuje to, co czuję, stawiając się na miejscu Ann w stosunku do Niallera: http://www.youtube.com/watch?v=LrupSRxdvNw

    OdpowiedzUsuń
  13. Niezwykły C: <3

    OdpowiedzUsuń
  14. Dlaczego ci których kochamy, są przyczyną naszego cierpienia? Czy miłość jest w stanie uchronić przed samotnością?

    OdpowiedzUsuń
  15. Na prawde nie wiem od czego zacząc, moze dlatego po 12 minutach wpatrywania się w okienko komentarza postanowiłam dopiero coś napisać. Po pierwsze jestem nową czytelniczką i zadaje sobie pytanie: dlaczego tak późno znalazłam tego bloga? Jest niesamowity, ty jesteś nieamowita mając tak cholernie wielki talent pisarski. Niecały miesiac temu byłam pewna czytajac jakieś opowiadanie o Niallu że jest ono najlepsze jednak teraz stu procentowo zmieniam zdanie, TO opowiadanie jest najlepszym opowiadaniem z Niallem w roli głównej. Znaczy oczywiscie wiem, że to Annie jest bohaterką, jednak zaraz po niej pojawia sie Niall : ) WIec na bloga przypadkowo weszłam poprzez jakiś link i nie wiem dlaczego komentuję to dopiero teraz, przepraszam! Zaczełabym od początkowych rozdziałów więc gdy przeczytałam pierwszy rozdział byłam zdezorientowana, oczywiscie przez sytuację, jaka została przedstawiona w pierwszym odcinku, może po prostu do końca go nie zrozumiałam :3 ale gdy po przeczytaniu wszystkich rozdziałów, zaczełam czytanie od nowa wszystko stało sie jasne. Wraz z kolejnymi odcinkami nabiera sie wprawy to jest cholerna racja! Gdy czytałam je jeden po drugim, widziałam jak sprawnie opersujesz jezykiem i z jaką lekkością piszesz kolejne odcinki,które- wierz lub nie, z jednego na drugi stają się coraz lepsze, cholera o ile się da bo jestem zachwycona tym całym opowiadaniem, nawet nie wiesz jak bardzo i oh! mam nadzieje, że nie denerwujesz się gdy czytasz ten komentarz, któy pewnie wyjdzie długi a do tego mnóstwo razy będe zapewne powtarzała to samo ;c ale chce skomentować wiec to robie! W niektórych odcinkach znów zastanawiałam sie nad zachowaniem Annie, gdzie prawie wszystko wprawić mogło ją w płacz, ale za chwile zdałam sobie sprawe że brawo! mam tak samo, także no cóż, przez chwile byłam hipokrytką. Gdy czytałam rozdziały o tych szczęśliwych chwilach jak ranka w ZOO, lub ich rocznica, moje serce skakało jak szalone, a z każdym uśmiechem bohaterów, moja szczęka rozciągała sie w gigantycznym uśmiechu. Jak Ty to robisz, że wszystkie odczucia bohaterów potrrafisz tak znakomicie przelać na czytelnika? wow. Widzę, ze Annie bezgranicznie kocha Nialla, to jest takie urocze. Ale widziałam również jakim uczuciem Niall darzy Annie. I zastanaiałam się jakie to cudowne, gdy ma dokoła miliony piekniejszych kobiet, moedelek i różnych osobowości a on jest z Nią, zwykłą Annie, które zawładneła jego sercem. Chciałam aby cośtakiego przytrafilo sie mi, gdzie osoba którą kocha, będzie darzyła mnie takim samym pięknym uczuciem! ale boom boom boom! Zaczełam czytać odcinek 17 i moje serce zaczeło rozpadać sie na milion kawałeczków. Jak on mógł to zrobić? Ja rozumiem że Barbara jest naprawde niezłą kobietą ale do cholery jest jego przyjaciółką, powtarzam TYLKO przyjaciółką, a kobietąktóra powinna czuć jego dotyk i usta i wszystko jest ANNIE, Annie która tak bardzo go kocha. I nagle po tym odcinku to jak bardzo uwielbiam Niallera, zmieniło się na chwile i w jednym momencie miałam ochote wydrapać mu oczy - mimo ze to czysta fikcja. Ale rozumiem Annie, nie zostawi go bo zbyt bardzo go kocha i kurcze, płakałam jak mimo bólu który jej zadał, ta widząc go w potrzebie od razu pobiegła do niego z pomocą, ponieważ go KOCHA. ale wtedy gdy barbara przyszła do nich na dwór po raz kolejny miałam ochote wyciągnąć ją z tego komputera i pobić!... a teraz przyjaciele! Tak bardzo widać tu jakie mają znaczenie dla nas. Annie jest cholerną szczęsciarą, ze ma takich ludzi wokół siebie, ludzi którzy ja kochają. Ich wsparcie jest dla niej niezywkle wazne i o matkoHarry sie tak o nią troszczy! wszyscy sie troszczą ale Hazz ma w sobie swój urok, gdzie jego najmniejszy gest będzie uroczy! i kurcze powinnam kończyć, bo jesli czytasz te komentarze to zapewne przy tym nudzisz sie na smierc. Wiec życze powodzenia w dalszym pisaniu i wszystkiego dobrego! Trzymaj sie kochaa, pozdrawiam, K.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ah i własnie, odcinek gdy Annie dowiedziała sie o dziecku, byłam tak bardzo dumna z Nialla, że postanowili nie załamywać sie tylko sobie z tym poradzić. A na Annie byłam zła, bo jak mogła w niego zwątpić? że ją zostawi bo to znisczyłoby mu kariere? ughhh ale cieszyłam sie że wszystko sie rozwiazało. Jednak utrata drugiego człowieka cholernie boli. Zwłaszcza, że stracili to co sami stworzyli. jestem pełna podziwu dla nich, ale również mamnadzieje że doczekam sie odcinka, gdzie zaraz obok N i A pojawi sie mała osóbka o tak fenomenalnych genach! i teraz na prawde kończe! K.

      Usuń
    2. Ah i jeszcze, boże przepraszam że tak dużo komentuje ale co chwila mi sie coś przypomina! Zwiastun, zwiastun opowiadania jest genialny! i znów; obejrzałam go przed czytaniem opowiadania i tak sie zastanawiałam na sensem ciasteczek Oreo, ale gdy obejrzałamgo ponownie wczoraj wszystko miało sens! Mogłabym Ci mówić miliony razy jak genialna jesteś, jak pięknie piszesz ale Ty o tym wszystkim wiesz! A do tego jesteś z 96 tak? wiec jesteśmy z jednego rocznika i no ehh mieć taki talent? z a z d r o s z c z e ♥ I jestem wielką shiperką Nialla i Annie ale eh za to co zrobił jej ten skurwiel - mim że kocham go z całego serca! Powinien troszeczke pocierpieć, gdyby zobaczył ją w objęciach innego mężczyzny, dopiero poczułby prawdziwy ból zdrady. Ale to Annie i Annie kocha go zbyt mocno by wyrządzić mu taką krzywde - znaczy ja wnioskuje to wszystko po tym co czytam więc pewnie sie myle, ale swoje przypuszzenia napisać mogę :> I wiem, i Ty wiesz jak piękną tworzą pare - a czytajac poprzedni komentarz jakiś,dodam że MAM NADZIEJE ZE ICH NIE ROZDZIELISZ! i no teraz na prawde już sie zamykam, paaaaaa! - K.

      Usuń
  16. Jest niesamowity! Ja nie płakałam, ja ryczałam jak głupia. Nie mogę uwierzyć, że po tym co przeszli razem Niall jej coś takiego zrobił. Powinien ja teraz wspierać, a nie zdradzać z 'przyjaciółką'. Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału <3

    OdpowiedzUsuń
  17. OMG OMG OMG jaki piękny *O* masz talent dziewczyno!!! :*****

    OdpowiedzUsuń
  18. G.E.N.I.A.L.N.Y ! ♥♥

    OdpowiedzUsuń
  19. Jest genialny *-*

    OdpowiedzUsuń
  20. Mega! Serio masz talent! Życzę weny i z niecierpliwością czekam na następny rozdział! Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  21. Będzie nastepny ??? Błagam odpisz

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będzie. Pisałam na twitterze, że do końca stycznia nic się nie pojawi, zawsze możecie pytać na asku co i jak.

      Usuń