Manny

czwartek, 17 marca 2016

#40













 Klejąca się od wysokiej temperatury i wilgotności skóra, zarumieniona słońcem. Odświeżone umysły i ciepłe, przyjemne oddechy. Nieskrywane uśmiechy, odznaczające się już powoli na tle opalenizny zęby. Włosy zmierzwione, dawno nie czesane ani nie traktowane niczym bardziej skomplikowanym od słonej wody i najzwyklejszego szamponu. Ciała wypoczęte i energiczne, brak worów pod oczami i opadających powiek z bezsilności. To wszystko towarzyszyło mi przez ostatnie tygodnie.
Nie mogłam się nim nacieszyć. Nie mogłam przestać na niego patrzeć, uśmiechać się, całować. Wprowadził mnie w stan wszechogarniającego szczęścia, którego nie zamieniłabym na nic innego w świecie. Chłonęłam go swoim wzrokiem całe dnie i noce, kiedy to nie spałam, a nadrabiałam zaległości w studenckich obowiązkach.
Rześkie, lecz wciąż ciepłe powietrze dostawało się do naszej tymczasowej sypialni, przyjemnie owiewając rozgrzane ciała. Gdybym lepiej się wsłuchała, słyszałabym szum morza i chlapanie wody o drobny mostek poprowadzony spomiędzy kilku drewnianych domków przez płytką wodę. Co jednak słyszałam, było równie piękne i prawdziwe. Jego oddech, raz równomierny, a raz nie. W tamtej chwili cichy i regularny, zagłuszany jedynie co chwila jakimiś słowami. Niewiele znaczącymi, nie przynoszącymi całej gamy uczuć. Zwyczajnymi, codziennymi, takimi jakie być powinny już zawsze.
Leżałam w połowie przykryta cienką warstwą materiału, który służył tutaj za kołdrę - nie było powodu, by w takim klimacie martwić się o brak ciepła. W zasadzie chowałam się pod białą bawełnianą płachtą tylko dlatego, że nie lubiłam leżeć całkiem naga. Pozwoliłam, żeby materiał swobodnie okrywał moją miednicę i kawałek brzucha - obojętnie jak odkryta bym się nie czuła, było mi stanowczo za gorąco, żeby chować siebie całą.
On był tuż obok - trochę na boku, trochę na plecach. Leżał z rozkraczonymi nogami, jedną postawioną dla wygody na materacu. Trzymał sobie nad głową mój aparat, przeglądając dzisiejsze (wczorajsze, ale kto patrzył na zegarek?) zdjęcia. Mięśnie barków napięte, widocznie uwydatnione przez niemałą opaleniznę. Na początku był jedynie czerwony, bałam się go dotykać w obawie, że sprawię ból jego poparzonej skórze. Z biegiem czasu przyzwyczajała się jednak do prażącego słońca, przybierając coraz cieplejsze, jasnobrązowe barwy. Sprawiła, że wyglądał na jeszcze bardziej atrakcyjnego i gdy spoglądałam na jego ciało, czy choćby już bardziej wyróżniające się, błękitne oczy - nie mogłam oderwać wzroku. To tak, jakby producenci ulubionego filmu udostępnili za darmo dodatkowe sceny. Coś dodatkowego do idealnej całości, sprawiającego wrażenie czegoś wyżej od perfekcji, w osobistej definicji.
- To jest świetne! - zaśmiał się w głos, zaciskając oczy z radości. Odwrócił sprzęt ekranem do mnie i zobaczyłam ten sam obrazek, z którego cieszyłam się dzisiaj rano. Szliśmy wtedy wzdłuż plaży, wszyscy o czymś rozmawialiśmy. Wszyscy poza Eoghanem, który zapatrzony był, nie tak skromnie, w małą grupkę ćwiczących, skąpo ubranych dziewczyn. Na pierwszym planie jego wpatrzona twarz, na drugim napięte w przysiadach pośladki dwóch brunetek.
- Bardziej bym się tego spodziewała po Deo albo Willie'm, szczerze mówiąc. - skomentowałam z uśmiechem, myśląc nad całą naszą grupą. W przeważającej większości składającej się z mężczyzn.
- Racja.. - mruknął. - Ale wszystko jedno, lalka. Facet to facet. Nic nie poradzisz. - wzruszył ramionami i uśmiechnął się kąśliwie, na co pokręciłam w dezaprobacie głową. Zaśmiał się znów, lekko i radośnie, ucieszony ze swojego komentarza.
- Ty nie masz takiego zdjęcia, to jakaś różnica. - zauważyłam, całkowicie odwracając do niego swoją głowę.
- No nie mam. - przyznał mi rację. - Ale znajdzie się kilka zdjęć ciebie, które cieszą oko. - mrugnął do mnie. Westchnęłam lekko i obojętnie jak bym się nie czuła jako obiekt jego seksualnych komentarzy, były one pozytywne na mój temat. I wszystko jedno jak reagowałam, moje wnętrzności wykonywały potrójne salta na sam widok jego zalotnej miny.
Trudno było więc powstrzymać się od słów:
- Stop talking and make out with me, Horan.
Przyciągnęłam go do siebie za kark i czekając, aż bezpiecznie odłoży mój ulubiony aparat w bezpieczne miejsce na półce obok łóżka, napawałam się widokiem. Tak pociągającym i seksownym, że musiałam pociągnąć go za niefarbowane dawno włosy. Wydał z siebie ciche warknięcie, gdy zmusiłam go do wpicia swoich ust w moje. Zaśmiał się w nie, przeniósł swoje ręce w wolne miejsca obok mojej głowy i wygodniej przemieścił swoje ciało. Gorące, opalone, lepiące się od pogody i aktywnej nocy.
- Ktoś tu jest bardzo napalony.. - mruknął. Nie mogłam być zła, uśmiechnęłam się. Mówił prawdę, a nasze szczęśliwie spędzane wakacje nie pozwalały mi się na niego złościć. A jeśli już, to nie na długo. Oboje więc zaśmialiśmy się, zanim moje gardło było zdolne do wydawania z siebie zupełnie innych dźwięków.



***




- Hej, Ann. - słyszałam nad sobą niski, zaspany głos. Myślałam przez chwilę, że przeszkadzała mu moja pozycja, dlatego odsunęłam się bardziej w stronę piasku, na którym leżał wyniesiony z pokoju czerwony koc. Przytuliłam się bardziej do ręki, która robiła za moją poduszkę i odpływałam dalej w senną krainę. - Kochanie, obudź się. - Czułam już na twarzy jego oddech, zbliżył się do mnie na tyle by móc połaskotać mnie nosem po policzku.
Odrobinę uchyliłam ciężkie powieki i nie musiałam mrużyć oczu, bo na dworze wciąż było ciemno. Ognisko, które rozpaliliśmy wieczorem w przeznaczonym do tego miejscu na plaży, wciąż jeszcze tliło się i dawało lekką poświatę. Odwróciłam się bardziej na plecy i zderzyłam się z jego podpartym na łokciu ciałem, już nie tak gorącym jak w ciągu upalnego dnia.
- Co? - wymamrotałam, trąc leniwie oczy. Byłam święcie przekonana, że planowaliśmy zostać całą noc na piasku, Willie nawet przynosił sobie poduszkę dla lepszej wygody. W ciemnościach wyglądał na jeszcze bardziej opalonego, jego skóra miała przydymioną, jasnobrązową barwę i zachęcała mnie do ciągłego podziwiania jego urody.
- Chodź, chcę ci coś pokazać. - odparł cicho, nie chcąc obudzić pozostałych. Podniosłam się do pozycji siedzącej i przeciągle ziewnęłam, przyzwyczajając wzrok do nocnych szarości. Zorientowałam się w swojej sytuacji, wciąż miałam na sobie kwiecisty kostium kąpielowy przykryty cienką, zwiewną tuniką.
Odwróciłam do niego głowę i czekałam na jakieś wytłumaczenie. Mój świeżo wybudzony organizm potrzebował prostego przekazu informacji, nie miałam siły myśleć. Nie, kiedy morska bryza tak przyjemnie ululała mnie do głębokiego i spokojnego snu, w obliczu wielu nocy bez zmrużenia oka.
Jego błękitne oczy świeciły się od ostatnich płomyków przed nami, włosy wciąż całe w bałaganie - ale takie były najpiękniejsze. Najpiękniejszy był, kiedy był wypoczęty i szczęśliwy. Powoli więc, z bardzo małą gracją i potrzebną jego pomocą, podniosłam się z naszego prowizorycznego łóżka na piaszczystym podłożu i łapałam równowagę. Oparłam czoło na jego ramieniu, tak na chwilę, by raz jeszcze zamknąć oczy i przemówić do siebie, że muszę zwalczyć senność. Przeczesał palcami moje pełne soli od pływania włosy i ucałował bok mojej głowy, zanim znalazł moją dłoń i splótł nasze palce.
- To nie daleko. - szepnął, na co znalazłam tylko siłę by pokiwać głową.
Zmrużyłam oczy, by nie zdeptać niczyich ubrań ani ręki. Podążałam za nim po chłodnym, wystudzonym już piasku, który przyjemnie pobudzał moje zmysły. Zaczęliśmy powoli wędrować między palmami, na skraju piasku i położonych zaraz przy terenie resortu desek. Oddalaliśmy się nieco od naszych towarzyszy i szliśmy równolegle do zatoki, do której kilka dni wcześniej przypłynęliśmy lokalną łódką, w zasadzie sklejką desek.
- Dziś walentynki. - Mruknął, pewniej ściskając moją dłoń, gdy zachwiałam się na nierównym podłożu. Ściągnęłam brwi i spojrzałam na niego zdziwiona, do czego zmierza.
- A nie wczoraj? - spytałam, na tyle pamiętając miliony owoców powycinanych w kształcie serca na lokalnym targu, gdy spacerowaliśmy po wiosce.
- W Londynie wciąż trwają. W Warszawie i Mullingar, też. - mruknął, a moje nogi zatrzymały się w miejscu. Stanęłam jak wryta, patrząc jak odwraca się do mnie i delikatnie uśmiecha.
- No co? - wciąż nie puszczał mojej dłoni, pewnie ją trzymał i nie miał zamiaru zwolnić naszego uścisku.
Doskonale pamiętałam naszą przedwczorajszą rozmowę, gdy Bas poruszył temat Świętego Walentego. Ani ja nie byłam nigdy typem romantyczki, nie marzyła mi się kolacja przy świecach i dwieście czerwonych róż, ani chłopaki nie chcieli za bardzo myśleć o tym dniu. Doszliśmy więc wszyscy do bezsprzecznego porozumienia, że to będzie dzień jak co dzień. I wydawało mi się, że wszystkim nam z tym dobrze.
Nie lubiłam stereotypowych randek ani przesadnego słodzenia sobie. Ale nie znaczyło to, że nie mogły mi zmięknąć nogi na to, co powiedział. Jak sprytnie pamiętał, że różne strefy czasowe to też różne dni i pory, oraz że nie tylko Londyn jest dla nas ważnym miejscem. Kłóciłabym się, mówiąc że dom jest tam, gdzie jesteśmy razem, ale już nie chciałam wnikać. Bardziej przejmowałam się faktem, że pamiętał. I mimo wszystko, nie chciał zapomnieć.
- No dawaj, bo nie zdążymy i będzie mi źle z tym, że cię obudziłem. - uśmiechnął się, ciągnąc mnie delikatnie za ramię. Ruszyłam więc, ale przytulając się do jego boku i idąc tak przyklejoną do ciepłego tułowia.
Szliśmy nieco bardziej dziką ścieżką, nie wyłożoną deskami ani nie tkniętą w żaden sposób przez człowieka, poza regularnym karczowaniem wadzących gałęzi. Wciąż słyszałam szum morza, więc nie sposób było się zgubić - zatoka dotykała piaszczystych plaż na całej długości, jedynie z klifami na "złamanych" końcach naszej wyspy. Gdzie byśmy nie poszli i zgubili drogę, zawsze musieliśmy kierować się w stronę wody.
- Patrz pod nogi, żeby nie zdeptać żadnych maleństw. - mruknął, co od razu zwróciło moją uwagę. Co mógł mieć na myśli? Wszyscy wiedzieliśmy, że wyprawa w tak dzikie tereny równała się konfrontacjom z niezliczonymi, nieznanymi nam gatunkami zwierząt i przyznaję, na początku trochę mnie to przerażało. Z biegiem czasu przyzwyczaiłam się jednak do tego, że co jakiś czas przeleci mi nad głową papuga, koło stopy przejdzie nieznany mi chrabąszcz (co mimo wszystko nie należało do przyjemnych), a w wodzie pływają tysiące kolorowych stworzeń, tych łagodnych ale też i groźnych.
- O czym ty.. - zaczęłam, ale urwałam zasłoniwszy sobie dłonią usta.
Wyszliśmy na otwartą plażę, całkowicie naturalną i zachowaną w swojej naturalnej kondycji. Piasek był jeszcze drobniejszy, nie zabrudzony i idealnie przesypujący się pomiędzy palcami. Nie zajmował wiele powierzchni, nie zmieściłyby się tutaj dziesiątki turystów. Ale był idealny dla widoku, który zaparł mi dech w piersi. Musiałam zatrzymać się, objąć to wszystko umysłem i uszczypnąć w ramię, wątpiąc w rzeczywistość.
Na całej długości wybrzeża, tam gdzie dosięgały podczas przypływu fale, rozciągały się drobne, jaskrawo świecące kropeczki. Wyglądały jak duży, fluorescencyjny brokat, albo lampki dekoracyjne. Z tą różnicą, że to były drobne, piękne stworzonka. Plankton, jeden z najrzadszych gatunków, tak trudno spotykany. Noc od razu stała się jaśniejsza za sprawą tych jaskrawych cudeniek, które tylko potwierdzały moją miłość i uwielbienie do otwartych wód. Byłam w tak ogromnym szoku, że zapomniałam o bożym świecie. Natura była naprawdę piękna.
- O mój.. Niall.. - wydukałam, wciąż zaczarowana tym widokiem. - Myślałam, że można to zobaczyć tylko na Malediwach? - mówiłam, pamiętając wszystkie zdjęcia w internecie, które przeglądałam w chwilach tęsknoty za jakąś przygodą. - Skąd wiedziałeś?
- Rozmawiałem z facetem, który sterował naszą łódką. Powiedział, że raz na kilka ładnych miesięcy, przez kilka nocy można zobaczyć je też tutaj. Pokazał mi, w której części wyspy najlepiej szukać. Siedziałaś wtedy z chłopakami z tyłu. - wytłumaczył, również podziwiając ten cud natury. Nie miałam słów na to, co widziałam przed sobą. Powoli weszliśmy w głąb plaży, zbliżając się coraz bardziej do zjawiskowych światełek. I przez chwilę martwiłam się, że nie miałam ze sobą aparatu - tylko przez chwilę. Taki widok nie zasługiwał na odkrycie przez innych. Czułam, że zachowanie tego między nami było najlepszą i najbardziej wartościową rzeczą, jaką mogliśmy zrobić. Bez telefonów, bez aparatów.. byliśmy tylko my i plankton.
Gdy sądziłam, że piękniej być nie może, Niall ukucnął na mokrym od fal piasku. Zaczął wpatrywać się w czarne plamki, które na początku uważałam za pozostałości po roślinach morskich. W pewnym momencie uśmiechnął się tak ciepło, że moje serce zabiło mocniej. Wysunął do mnie rękę i pokazał, bym się do niego zbliżyła.
- Chodź tu do mnie. - powiedział, na co bez zawahania podeszłam i zajęłam tę samą pozycję. - Look at these lil' cuties. - mruknął, wyraźnie zadowolony. Dopiero teraz, kucając tuż obok i poświęcając temu co widzę jeszcze więcej uwagi zdałam sobie sprawę, o jakie maleństwa mu chodziło. Wyciągnął dłoń do ciemnego, maleńkiego i prawie bezradnego żółwia i przywitał, pełnym troski głosem. - Hey there, buddy. - Przysunął do niego palec i sprawdził, czy się przestraszy.
Nie byłam w stanie nic powiedzieć. Byłam w szoku, tym szczęśliwym i bardzo rzadko spotykanym, pełnym niecodziennych emocji i doznań. Każdy kto był kiedyś nad morzem zna to uczucie, gdy uparcie szuka się muszelek w piasku. Nigdzie żadnych nie widać, powoli zaczyna ogarniać nas frustracja, aż w końcu znajdujemy. Jedną, drugą, a później rozrastają się one w całe mnóstwo wyrzuconych przez fale darów morza, dla których potrzebowaliśmy dobrych kilka minut, żeby je odnaleźć. To samo uczucie towarzyszyło mi wtedy, gdy Nialla wzrok powędrował nieco dalej.
Przed nami poza magicznym, fluorescencyjnym planktonem, wędrowało całe stadko żółwi. Powoli przebierały swoimi drobnymi płetwami, jedne oddalały się od wody, jeszcze inne co chwila moczyły w płytkiej tafli. Żółwie od zawsze należały do jednych z moich ulubionych zwierząt, kojarzyły mi się bezpośrednio z oceanem, dalekimi wyprawami, ogromnym szczęściem. Przy jednej z ręcznie zrobionych bransoletek, które kupiliśmy sobie u lokalnej sprzedawczyni, wisiał sobie malutki, starannie wyżłobiony w farbowanej muszelce żółw.
Nie mogłam się posiąść z radości na to, co widziałam. Myślałam, że wiele wspaniałych chwil mnie spotkało. Dziesiątki pięknych widoków, nieskończone ilości wspaniałych miejsc. Żadne z nich nie dorównywało jednak temu, co mi pokazał Niall. Nigdy nie spędziłam ani chwili w obliczu tak pięknego, niespotykanego zjawiska.
- Czy możemy tu jeszcze trochę zostać? - spytałam, zakłócając naszą idealną ciszę podziwiania cudów natury. Odwrócił się do mnie i uśmiechnął. Wiedział, że mu się udało. Kiwnął głową i usiadł na wilgotnym piasku, nieco bliżej wędrujących maleństw. Wyciągnął do mnie ramię i zaprosił do siebie, więc bez chwili zastanowienia usiadłam tuż obok. - Dziękuję, że mnie obudziłeś. - dodałam. Oparłam głowę na jego ramieniu i czułam, jak przyjemnie obejmuje moje plecy.
Jak głupki zagadywaliśmy do pełzających żółwi. Pomagaliśmy im pokonać zbyt wysokie górki piasku i większe kamienie, które leżały na mokrym podłożu. Wsłuchiwaliśmy się w szum morza i wydaje mi się, że w pewnym momencie słyszałam nawet plusk taki, jaki wywołałyby dwa delfiny. Ale może piękno tego miejsca już za bardzo zawróciło mi w głowie.
- Just me, her and, the moon... - zanucił po kilkudziesięciu minutach ciszy, gdy oparci o siebie nawzajem obserwowaliśmy całe wybrzeże. Uderzyłam go w ramię orientując się, że naśmiewa się ze mnie i śpiewa fragment swojej piosenki.
- Nie próbuj być romantyczny, Niall. - zaśmiałam się. Czasami mnie irytował, ale później i tak kończyłam w jego ramionach.




***





Unosiłam się i opadałam w jednostajnym rytmie. Nie za szybko, nie za wolno. Pierwsze promienie dzisiejszego słońca wpadały do sypialni przez otwarte, drewniane drzwi balkonowe, zza których widać było przejrzystą wodę zatoki i najbliższą okolicę. Cykanie tutejszych świerszczy i słyszalne z oddali nuty miejscowych utworów, wygrywanych na gitarach - to wszystko tworzyło jedynie tło. Dekoracja dla jego głębokich oddechów i mimowolnych stęknięć, gdy ciężej i głębiej opadałam na jego biodra. Jego opalona twarz wykrzywiała się w przyjemności, z miłością podziwiałam każdy skrawek jego skóry tak pięknie potraktowany słońcem. Był moim bogiem, nie mogłam przestać go wielbić. Za cele stawiałam sobie bycie jeszcze bliżej niego, sprawianie nam obojgu przyjemności, uszczęśliwianie go. Coś się we mnie działo, gdy nie mógł powstrzymać swoich dłoni od dotykania mnie gdzie popadnie. Moje podbrzusze ściskało się w ekstazie, gdy zerkałam na jego pełną pożądania twarz i słyszałam niepohamowane, gardłowe jęki. Doprowadzał mnie tym do białej gorączki, kusił bym jeszcze częściej schylała się, zlepiała nasze spocone tułowia, całowała jego szyję, obojczyk, policzki i mierzwiła jeszcze bardziej włosy.
- Kurwa, Ann... - warknął, co mnie jeszcze bardziej podnieciło.
- Tak, kochanie. No dalej.. - zachęcałam go, chcąc ujrzeć jego wrażliwy moment, poczuć jak ściska mnie mocniej w talii, pocałować sekundy później w usta i samej widzieć przez chwilę jedynie ciemność, do której mnie doprowadził.
Zrobił jednak coś, czego najmniej się spodziewałam. Myślałam, że był już w takim stanie niemocy, że tylko czekał aż doprowadzę go do końca. Chwycił mnie mocno w biodrach i nie rozłączając nas, przewrócił mnie na plecy i górował nade mną, uwydatniając przy tym swoje mięśnie barków, napięte plecy i tors. Gdy zajmował tę pozycję przestawałam się zastanawiać, co najbardziej mnie w nim pociąga podczas naszych "bliższych" chwil. Miałam to przed oczami.
- Jesteś zbyt seksowna, to powinno być karane. - zatopił twarz w mojej szyi, gdy to mówił. Syczał. Dyszał. Nie odpowiedziałam nic, mimo że chciałabym to samo powiedzieć o nim. Jedynie objęłam ręką jego szyję i przycisnęłam mocniej do siebie, o ile było to w ogóle możliwe.
Coraz częściej zaczął kląć, jęczeć i opierać czoło o mój bark. Składał mokre całusy na mojej szyi i w żwawym rytmie poruszał biodrami, co jakiś czas wydając tym dźwięk obijania się skóry o skórę. Zaczął ruszać się całym korpusem, jedną ręką ścisnął mocno mój pośladek.
- Jesteś blisko? - wysapał, już ostatkami tchu. Doprowadzał mnie tym do szaleństwa, każdym słowem, dotykiem i oddechem.
- Oh, Niall.. - tylko tyle byłam w stanie z siebie wydobyć, stanowczo za dużo działo się w moim organizmie, żebym coś innego z siebie wydusiła. Miałam w głowie tylko jego.
- Dawaj, mała. - mówił. Krople potu spływały po jego szyi gdy podniósł głowę i złączył nasze czoła. Przez ułamek sekundy widziałam jego szarmancki uśmieszek razem z błyskiem w ciemnoniebieskim oku, zanim spojrzał w dół, tam gdzie łączył nasze ciała. Przełożył rękę z mojego pośladka na moje najbardziej wrażliwe miejsce, które doskonale znał i wiedział, co z nim robił. Zaczął mnie obserwować, gdy nie mogłam pohamować jeszcze głośniejszych i częstszych jęków. Czułam na sobie nawet, jak jego brzuch się napina. Gardło trzęsie od warknięć, palce nie przestają pracować. Potem już zaczęłam widzieć ciemność, w uchu słyszeć jego oddech i zachęcające szepty.
- Spójrz na mnie. - jedna prośba, a tak trudna do spełnienia. Spojrzenie na jego wyraz twarzy i wpatrywanie się w ogniki w oczach podwoiły, albo i potroiły mimo wszystko moją przyjemność, nie pamiętałam jak się zachowuje moje ciało. Całował mnie po szyi i łączył nasze usta, gdy jego korpus coraz wolniej już się poruszał, a mój tułów mimowolnie napinał się, unosił i opadał. Jedno co pamiętałam to to, że wpatrywał się we mnie z miłością, w momencie największej ekstazy był tuż obok i całował. A te czynności wysyłały mnie na zupełnie inną orbitę szczęścia.


Jęknęłam niezadowolona, gdy wysunął się ze mnie po kilkunastu minutach leżenia w bezruchu i łapaniu oddechu. Opadł na plecy tuż obok i mimo wszystko nie uwolnił się ode mnie, bo potrzebowałam bliskości. Moje ciało było w stanie nieprzerwanej rozkoszy, więc ostrożnie złączyłam nogi i dałam chwilę odpocząć nadwyrężonemu kroczu. Zwinęłam się w kulkę i przytuliłam do jego boku, czekając aż wygodniej się ułoży. Skończył z twarzą tuż przy mojej, kładąc rękę na mojej talii.
- To było.. - zaczął, ale nie dokończył. Szukał właściwego słowa, ale nie znalazł.
- Tak. - przytaknęłam więc, zyskując tym jego niski śmiech i czułe cmoknięcie w czoło.

Z chwilowego transu, w którym oboje się znajdowaliśmy, wyrwał nas wibrujący telefon. W ciągu ostatniej godziny wydawało mi się, że już coś dzwoniło, ale oboje byliśmy zbyt zajęci, by zajmować sobie tym głowę. Byliśmy też na odległość z telefonami, a przynajmniej większą niż na co dzień, starając się jak najwięcej wynieść z wakacji i wspólnego czasu.
- Twój dzwoni. - mruknął, zerknąwszy za swoje ramię. Dosięgnął do małej szafki nocnej i odłączył urządzenie od ładowarki.
- Kto to? - spytałam, nie chcąc bez potrzeby odbierać. Jeśli nie był to nikt z rodziny, na pewno mógł poczekać. Zerknął więc na ekran, trzymając go sobie tuż nad głową.
- Ktoś z Anglii, nie zapisany numer. - podał mi, a ja wyraźnie westchnęłam.
- Jeśli będą chcieli mi sprzedać odkurzacz, już więcej nie odbieram od nikogo poza mamą. - skomentowałam, na co zaśmiał się w głos. Przesunęłam palcem po ekranie i przyłożyłam aparat do ucha. - Halo?
- Cześć, Ania. - usłyszałam po drugiej stronie, a moje serce stanęło. Za bardzo cieszyłam się wolnością, prawda? Za dużo mieliśmy oboje spokoju? Za mało miałam zmartwień? - Tu Damian. - Nie musiał dodawać. I tak wiedziałam. Czułam to w kościach, wystarczyły te dwa słowa i już wiedziałam, do kogo ten głos należy.
- Uhm, hej.. - mruknęłam, niezbyt przekonana. Nie chciałam z nim rozmawiać. Musiałam postarać się o jak najmniej emocji, żeby mnie nie poniosło. Nic nie mogło zakłócić mi mojego czasu wolnego z Niallem. Nie było o tym mowy. - Dzwoniłeś? Byłam zajęta. - Nie rozmawiałam z nim po polsku. Nie chciałam wzbudzać od razu podejrzeń u Nialla który by się domyślił. Dlatego jedynie zaczął się cicho śmiać, gdy użyłam słowa "zajęta". Sprośny chłopak.
- Tak, ja.. - zawahał się, a ja robiłam wszystko żeby się nie rozłączyć. Tak bardzo chciałam to zrobić... - Zastanawiałem się, czy może moglibyśmy spotkać. Porozmawiać. Nie odzywałaś się... - próbował. Przymknęłam oczy i głęboko odetchnęłam, dla zachowania spokoju. Nie mogłam dać się zwieźć jego miłym, troskliwym tonem. Nie mogłam się rozpłynąć. Zabroniłam sobie.
- Nie mówiłam ci, że wyjeżdżam? Nie wróciłam jeszcze.
- Wspominałaś. Nie sądziłem, że na tak długo. - Był zmieszany, nie wiedział co powiedzieć. Gdy przez chwilę zrobiło mi się go żal, ugryzłam się w język. - I co, jak wakacje? Gdzie jesteś? - pytał, nieco żywszym tonem. I co miałam mu powiedzieć, gdy tak miło pytał? Wylać mu całą prawdę?
- W porządku.. - zaczęłam, nie bardzo wiedząc co powiedzieć. - Posłuchaj, nie za bardzo mogę rozmawiać. Dużo razy dzwonił telefon i myślałam, że coś się stało..
- Gdyby się stało, mogłabyś rozmawiać? - spytał, a mnie zamurowało. Lubił krótkie piłki, zawsze był konkretny. Ale teraz.. mnie uprzedził.
- Nie wiem.. - powiedziałam szczerze, jak najciszej wzdychając. - Słuchaj, porozmawiamy jak wrócę. Okej? - zaproponowałam, ze świadomością jak bardzo źle robię.
- Jasne, nie mogę się doczekać. Trzymaj się, mała. - nie byłam w stanie się pożegnać. Nie po tym, jakich słów użył. Ogromna gula blokowała mi gardło bo wiedziałam, że tylko jeden mężczyzna powinien mnie tak nazywać. Ten, który leżał obok mnie.
Ten sam, który już po chwili zadał najgorsze pytanie.
- Kto dzwonił?
Nie odpowiedziałam. Patrzyłam na niego i wiedziałam, że ciszą odpowiem wystarczająco dobrze. Wiercił we mnie dziury wzrokiem i warknął niezadowolony. Wiedział jednak, że nie przyda mi się jego złość. Po naszej ostatniej rozmowie pamiętał, że niezadowoleniem pogorszy moje samopoczucie, odrobinę winne samopoczucie.
- Ugh, jesteś moja. - jęknął, bardzo mocno się do mnie przytulając, wciskając wręcz w materac. Zaśmiałam się bezdźwięcznie na jego reakcję i zaczęłam delikatnie masować jego plecy. Nie puszczał mnie ze swoich objęć i nie zamierzał, dlatego spokojnie wyszeptałam:
- I love you, munchkin.










piątek, 4 marca 2016

#39



I need someone to miss me as much as I miss them.











 Chciałam wmieszać się w tłum. Zależało mi na tym, moje nerwy wynikające z obawy przed niepotrzebnym zwróceniem czyjejś uwagi wymieszane zabójczo ze zmęczeniem nie tworzyły zdrowego połączenia. Chowałam głowę, chciałam zatopić się w swoim swetrze, utonąć w miękkich butach, wtulić się w szalik i schować w szarym jak dzisiejsze niebo płaszczu. Nie miałam słuchawek w uszach, muzyka mnie nie uspokajała - wcisnęłam je rano zbyt głęboko do plecaka, żeby teraz wyciągnąć je swobodnie bez zatrzymywania się. Musiałabym opróżnić całą wielką kieszeń, potem znów ją zapełnić - nie miałam jak tego zrobić, nie podczas godzin szczytu na terenie Uniwersytetu w Londynie.
Mój umysł był już wyczerpany, wiele dni wczesnego wstawania i intensywnej pracy dały się we znaki i uprzykrzały mi dzień. Niestety wraz ze zmęczeniem pogłębiały się nerwy, szerzyły zlęknione myśli i zbyt długie rozważania nad najprostszymi rzeczami. Kuliłam się w swoim ciele i próbowałam zapewnić sobie choć odrobinę więcej spokoju. Chowałam nos w szaliku, który pachniał słodkimi perfumami, wbijałam wzrok w podłogę. Jedynie zgodnie z wyczuciem omijałam innych, spieszących się studentów i nauczycieli, liczyłam na łaskawość dzisiejszego szczęścia chociaż w tym fragmencie dnia, kiedy bardzo nie chciałam obijać się o ludzi. Czułam na sobie obce pary oczu, choć mogło być to równie dobrze przewrażliwienie wywołane niewyspaniem. Złudne czy nie, uczucie to krępowało moje ruchy i pewność stawianych kroków. Otrząsnęłam się z nieprzyjemnych myśli jedynie w momencie, gdy poczułam jak mocno ściskany przez moją dłoń telefon w kieszeni płaszcza zaczął wibrować. Drobinką komfortu było jego wyświetlone na ekranie imię wraz z domowym, kochanym zdjęciem, sygnalizujące przychodzące połączenie.
- What's the craic, pet? Where are ya? - usłyszałam płynny, dla moich uszu piękny akcent. Wewnętrznie odetchnęłam z ulgą, mogąc na chwilę odciąć się od otaczających mnie ludzi i wyłączyć ze świata, mając na uwadze tylko i wyłącznie jego.
- Zaraz wracam z uniwerku, załatwiłam kilka rzeczy i zaliczyłam jeden przedmiot. - odparłam, doszukując się w tle jego oddechu, warkotu silnika, czegokolwiek znajomego, co jeszcze bardziej pomogłoby mi się uspokoić i zrelaksować. Wyminęłam grupkę, na oko, pierwszorocznych studentów i otrzymałam od nich długie spojrzenia, jakbym nie wiadomo jaką krzywdę im zrobiła. Ściągnęłam brwi i starałam się skupić na znajomym mi głosie. - A co tam?
- Dwa skrzyżowania i jestem na parkingu przy głównym wejściu. Pasuje? - powiedział. Pokiwałam ochoczo głową, nie skrywając lekkiego uśmiechu z niespodziewanej poprawy samopoczucia. Zorientowałam się jednak, że oczywiście nie zobaczy mojej reakcji.
- Pasuje.


Zobaczenie w oddali jego dużego samochodu spowodowało, że wewnętrznie westchnęłam z ulgą. Wciąż chowałam się w sobie przed wszystkimi, ale już kierowałam się ku znajomym i ciepłym emocjom, więc o tyle było mi lepiej. Szczelniej zawinęłam dookoła siebie płaszcz i przyspieszyłam kroku. Czarny Range Rover wyróżniał się wśród pozostałych aut na parkingu, biorąc pod uwagę niestabilne życie przeciętnego studenta. Czułam się jak młodsza wersja siebie, tyle że wyjęta z jakiejś bajeczki, opowiastki dla nastolatek. Zbliżywszy się do miejsc parkingowych wysiadł z okularami przeciwsłonecznymi na nosie i w czarnej zamszowej bomberce, którą tak na nim lubiłam. Oczywiście, że nie było mu zimno - wysiadł z ogrzewanego samochodu. Nie towarzyszyło mu przewrażliwienie tak jak mnie, która opatulała się płaszczem dla własnego komfortu jak tylko mogła. Obszedł samochód przed maską i stanął przy drzwiach pasażera, otwierając je dla mnie. Poprawił okulary i zerknął w bok, gdy czyjś podniesiony głos i wołanie zwróciły jego uwagę. Nie dał się jednak na długo rozproszyć, bo sięgnął wolną od trzymania drzwi ręką po telefon w tylnej kieszeni spodni, przesunął palcem po ekranie i przyłożył sobie do ucha. Mimo rozpoczętej rozmowy spoglądał na mnie i obdarował mnie promiennym uśmiechem, gdy byłam już na wyciągnięcie ręki. Zrobił krok w przód, gdy miałam zamiar wsiąść do samochodu i powstrzymał mnie od tego, w ostatniej chwili łapiąc mnie za ramię. Podniosłam na niego wzrok i zobaczyłam, jak zbliża się do mnie i przytula mnie, w zamian za inne powitanie, którym pewnie by mnie potraktował gdyby nie fakt, że musiał co i rusz odpowiadać do słuchawki.
- Jasne, wezmę to pod uwagę. Dzięki. - mówił. Słysząc jego ton głosu rozumiałam, dlaczego wciąż mnie nie puszczał z objęć, dlatego postanowiłam to wykorzystać. Wsunęłam obydwie ręce pod jego kurtkę i zaplotłam na plecach, schowałam twarz w jego piersi i tak oddychałam jego ciepłem, gdy duża dłoń bezmyślnie wędrowała po moich ramionach. - W porządku. Zgadamy się później, okej? - kontynuował, a ja pozwalałam moim napiętym mięśniom zrelaksować się. Powoli odpuszczało złe samopoczucie skumulowane w najciemniejszych zakamarkach mojego ciała, rozpuszczało się pod wpływem przyjemnego piżmowego zapachu, wibrującego i głębokiego głosu oraz rozbrajającego serca, którego bicie czułam bez nadmiernego wysiłku czy skupienia. - No, odezwę się. Na razie. - odsunął urządzenie od ucha i szybko opróżnił dłoń. Zamknął mnie w ciasnym uścisku i zniżył głowę jak najbliżej mojej, wydając przy tym odgłos jak atleta podnoszący ogromny ciężar. - Cześć, przytulanko! - zaskomlał zabawnie, mocno cmoknąwszy mnie w bok głowy. Podniosłam na niego wzrok i lekko się uśmiechnęłam na widok jego uradowanej, pięknej twarzy, zasłoniętej jedynie okularami przeciwsłonecznymi na wysokości oczu.
- Lubię takie niespodzianki. - mruknęłam. W odpowiedzi dostałam mokrego buziaka w nos i podejrzewam, że byłoby ich znacznie więcej, gdyby nie podniesiony głos w oddali, mówiący "O mój Boże, to naprawdę on!". Lekko westchnął i odsunął się o kawałeczek, w sam raz tak, bym mogła zerknąć mu przez ramię i zorientować się, co się dzieje.
Dwie dziewczyny, które raz już dzisiaj minęłam w jednym z korytarzy, patrzyły na nas wielkimi oczyma. Zaczynały się kłócić o to, czy powinny podejść do niego czy nie, dlatego raz jeszcze spojrzałam na blondyna i kiwnęłam głową w stronę samochodu. Ze spuszczoną głową usiadłam w fotelu pasażera i cierpliwie poczekałam, aż zajął swoje miejsce i włączył silnik. Tego drugiego jednak nie doczekałam się, bo zamiast charakterystycznego warkotu silnika poczułam delikatne muśnięcie jego dłoni na moim podbródku. Odwrócił mnie do siebie i słabo się uśmiechnął, odgarniając kilka ciemniejszych już kosmyków za lewe ucho.
- Hej, uśmiechnij się. Masz takie śliczne rumieńce, gdy to robisz. - powiedział, zalotnie unosząc przy tym kąciki ust. Speszyłam się, moje palące policzki były czymś, na czego punkcie byłam przewrażliwiona. Odwróciłam nieśmiało głowę i nie mogłam nie uśmiechnąć się, kiedy tak igrał z moimi reakcjami na jego ciepłe, przesłodzone czasami (celowo albo i nie) słowa. Nie trudno było u mnie o zawstydzenie, jeśli grał romantycznością przy mnie. Nie odnajdowałam się w niej, dlatego już po chwili śmiał się pod nosem i mruczał: - Ah, there ya go. The prettiest smile in the world!

Siedząc już w znajomym i miękkim fotelu w aucie, otoczona "domowymi" zapachami, mogłam się niemalże całkowicie zrelaksować. Niall podłączył swój telefon do radia i z głośników płynęły przyjazne pociągnięcia strun, uderzenia perkusji lub basów oraz głosy zachęcające do wspólnego śpiewania. Wolnym tempem wyjeżdżaliśmy ze ścisłego centrum Londynu, nie mając już w tej okolicy nic do załatwienia i chcąc uniknąć tłoku i zamieszania.
- Jadłaś coś? - spytał, hamując na czerwonym świetle.
- Nie. - pokręciłam głową. - Jakoś przed jedenastą kupiłam sobie kawę i kanapkę, później już nic. Nie miałam za bardzo kiedy, poza tym wszędzie było pełno ludzi. - tłumaczyłam, obserwując jak samochody przed nami mozolnie przesuwają się do przodu.
- To co, jedziemy gdzieś? - zaproponował, na co chętnie pokiwałam głową.
- Jasne, możemy. - uśmiechnęłam się do niego, zadowolona z propozycji.
Kontynuowaliśmy naszą podróż przez zatłoczone ulice Londynu, cierpliwie próbując dostać się do obrzeży miasta. Godziny szczytu skutecznie wydłużały nam jazdę, dlatego wyciągnęłam się nieco wygodniej w fotelu i oparłam ramię na podłokietniku między naszymi siedzeniami, gdzie było od groma miejsca i oboje mogliśmy się oprzeć. Mimo udogodnień samochodu, Niall wciąż wolał tradycyjną obsługę pojazdu, dlatego co i rusz poruszał nadgarstkiem, by zmienić bieg. Gdy miał od tego wolną chwilę lub zatrzymywał się na skrzyżowaniu, bawił się moimi palcami dla zajęcia dłoni.
- Patrz, taka dobra muzyka, a tacy niemili. - mruknęłam, gdy jako kolejna rozbrzmiała piosenka Mumford & Sons. Zerknęłam na niego, jak jego wątłe ciało wygodnie siedziało za kierownicą, tułów delikatnie wygięty od przygarbionej pozycji. Spojrzał przelotnie na mnie, gdy zerkał w lusterko i zmieniał pas na nieco szybszej już drodze. Mruknął jedynie w odpowiedzi, widocznie ciesząc się z luzu na drodze. Przycisnął pedał gazu i swobodniej złapał kierownicę prawą ręką, lewą kontrolując co chwilę biegi. Lubiłam go oglądać skupionego i zrelaksowanego jednocześnie, bo był jednym z tych, którzy odpoczywali za kółkiem. Okulary wciąż na nosie, mimo nie atakującego aż tak słońca. Mimo wszystko również ja nauczyłam się już nosić okulary przeciwsłoneczne w ponure dni, jako zboczenie naszych realiów. - To znaczy, na pewno są mili, ale wiesz. - dodałam, nie chcąc uogólniać i nazywać kogoś burakiem. Pamiętałam jednak kilka sytuacji, w których dwa odmienne zespoły się skonfrontowały... nie należały te chwile to przyjaznych.
- Mili, czy nie... Muzyka zostaje, mam rację? - skomentował, na chwilę się do mnie odwracając. Przytaknęłam i pozwoliłam, by spokojne brzmienie uzupełniło wygodną ciszę między nami.
Hrabstwo Hertfordshire było naszym spokojem. Pełne mniejszych miasteczek, domów jednorodzinnych i bliźniaków, rozsiane polami i szkółkami golfowymi. Tak niedaleko od samego Londynu, a pachnące tak odmiennym powietrzem od tego miejskiego, wręcz światowego. Supermarkety na końcach głównych dróg, kilka pomniejszych stacji kolejowych, nieduży uniwersytet - to wszystko tworzyło całkiem urokliwą całość, zadowalając nas a głównie Nialla, który to kilka lat temu zdecydował się razem z Williamem na wyprowadzkę z ośrodka hałasu i zgiełku.
Niall wjechał na rozsypany żwirkiem parking przed drewnianym, dobrze znanym nam nam budynkiem. Nie raz przejeżdżaliśmy obok tej knajpki w drodze do domu, a i blondyn często wspominał o ichniejszych wyśmienitych stekach, które lubili zjadać z kuzynem. Poza naszym autem stały jedynie trzy inne, co wróżyło nam jeszcze przyjemniejszą atmosferę. Normalne wyjście na obiad często było dla nas wyzwaniem, dlatego taki widok uszczęśliwiał.
Zatrzymaliśmy się z boku, pod płotem. Powoli zaczęliśmy zbierać swoje manatki, Niall tradycyjnie chowając niektóre rzeczy do schowka pod podłokietnikiem i wciskając telefon z portfelem do ciasnych kieszeni dopasowanych jeansów. Zapięłam swój mały, różowy plecak i widząc, że już zaczął wysiadać zrobiłam to samo. Obeszłam samochód dookoła, chrupocząc trampkami o podłoże. Stał zwrócony już w stronę dojścia do budynku, tyle że z wyciągniętą do mnie ręką. Złapałam ją, splatając nasze dłonie i ciesząc się, że był dla mnie i robił to z przyjemnością.
Ruszyłam do przodu, on jednak miał inny pomysł i pociągnął mnie za rękę, odwracając tym samym do siebie. Wylądowałam kilka centymetrów przed nim, szukając odpowiedzi w jego na wpół zakrytej twarzy i powoli ją odkrywałam, gdy nonszalancko uniósł kącik ust.
- Czy mogę cię pocałować? - spytał, lekko zwilżywszy usta językiem. Zniżył swoją głowę do mojej i dałabym sobie rękę uciąć, że wiercił mi dziury w oczach przez swoje grube szkła przeciwsłoneczne.
- Nie wiem. Możesz? - pytałam, ciekawa reakcji. Uniósł głowę i dyskretnie rozejrzał się dookoła, dbając jak zwykle o naszą prywatność. Okazywanie sobie uczuć poza domem bywało rzeczą zakazaną, nie tylko przez prawo posiadania klasy i dobrego wychowania. Ograniczaliśmy się do chodzenia za rękę, choć i to bywało niedozwolone. Dlatego moment, w którym spojrzał znów na mnie, wolną ręką objął moją talię i cwaniacko się wyszczerzył, był dla mnie potężną dawką radości.
- Chyba mogę. - mruknął, zbliżając się do mnie. Przywarł do mnie mocno ustami, trwając tak w jednym, zapierającym dech w piersi pocałunku przez kilka dobrych sekund. Zaczęłam się przechylać do tyłu pod naciskiem jego warg, nie trzymającą go dłonią objęłam odrobinę szorstki policzek i nabrałam dużo powietrza przez nos. Oderwał się ode mnie z głośnym cmoknięciem i nie zdążył się dobrze uśmiechnąć, a ja kilka razy pod rząd, krótko ale wystarczająco pożądliwie pocałowałam go w te ciepłe, lekko malinowe usta. Potem przez kilka sekund szczerzyliśmy się do siebie jak idioci, ale to dobrze. Póki idioci są szczęśliwi, nikt im nie zabroni.
Pociągnął mnie w końcu za sobą do lokalnej restauracji i otworzył drzwi, żebym mogła swobodnie wejść. Ogarnęły mnie przyjemne ciepło i porcja smacznych zapachów, ciemny ale przytulny wystrój i domowy charakter. Zrobiłam kilka kroków w przód z Niallem drepczącym tuż za mną, asekuracyjnie trzymającym dłoń na moim biodrze. Nie zdążyłam zacząć się zastanawiać, przy którym z drewnianych stołów moglibyśmy usiąść, bo średniego wzrostu kelnerka pojawiła się tuż obok z uśmiechem na twarzy.
- Dzień dobry, dla dwóch osób stolik? - spytała, zbierając z lady po naszej prawej stronie karty dań.
- Tak, poprosimy. - usłyszałam za sobą, na co brunetka zaczęła nas prowadzić w głąb pomieszczenia.

Usiedliśmy w wygodnej loży wykończonej bordowymi zdobieniami, daleko przy ścianie. Niall jak zwykle zaczął od wyłożenia na stół portfela i telefonu, żeby przypadkiem nie uszkodzić swoich czterech literek. Kelnerka położyła nam przed nosami menu i upewniła się, że wszystko jest ładnie wysprzątane i nie będziemy mieli do czego się przyczepić. Wątpliwe, znając przyjazną atmosferę tej okolicy, ale miło było widzieć jej starania.
- Za kilka minut podejdziemy i zbierzemy zamówienie. – poinformowała nas, grzecznie odchodząc ze swoim dyndającym czarnym kucykiem.
Zaczęłam rozglądać się za czymś do zjedzenia i faktycznie czytałam kartę dań, w przeciwieństwie do blondyna. On już zdążył zerknąć na jedną stronę i zamknąć kartę, położyć na niej łokcie i przeglądać coś zawzięcie lub z nudów w telefonie.
- Ty już? – zdziwiłam się, choć może nie powinnam. Mogłam się tego spodziewać, a zamiast tego patrzyłam jak nonszalancko potakuje głową i uśmiecha się do mnie znad ekranu.
- Stek z warzywami i ziemniaczanym puree. Klasyk. – odparł, odkładając na bok telefon i poświęcając mi cała swoją uwagę. Zdjął już z nosa okulary i co i rusz rozglądał się dookoła.
- To co ja mam wziąć? – jęknęłam, nie mogąc się podziać w dziesiątkach przeróżnych propozycji obiadowych. Zdecydowanie dłużej myślę nad jedzeniem niż przygotowuję się rano do wyjścia.
- Weź jakiś makaron, dasz mi później spróbować. - zaproponował, wyczekując mojej decyzji. Skanowałam wzrokiem wszystkie proponowane pasty przez kolejne minuty i już byłam pewna, że poradzę sobie z decyzją, kiedy jak zwykle obecność kelnera rozbiła moje skupienie i bardzo, ale to bardzo byłam nieprzygotowana. Zawsze w tym samym momencie ogarniały mnie nerwy, mimo że to ja byłam klientką i nie ja powinnam się martwić. Miałam pustkę w głowie i prosiłam w myślach, żeby Niall nie robił za aż takiego dżentelmena i złożył zamówienie jako pierwszy.
- Dzień dobry, czy mógłbym przyjąć już od państwa zamówienie? - usłyszałam młody, męski głos nad sobą. Zbierałam się w sobie, żeby być gotową do podjęcia teraz już spontanicznej decyzji. To tylko restauracja, a zawsze tyle nerwów.
Zerknęłam kontrolnie na blondyna i zobaczyłam, jak kiwa na mnie głową.
- Poproszę spaghetti po bolońsku. - powiedziałam na wydechu, godząc się z samą sobą na zamówione jedzenie. Klasyczne spaghetti nie mogło być złe, prawda?
- Dla mnie średnio wysmażony stek.. - mówił, gdy zamykałam menu. Dogadywał się w szczegółach a propos swojego dania i dodatków, a za chwilę obsługujący nas mężczyzna zwrócił się raz jeszcze do mnie.
- Coś do picia?
- Wodę mineralną poproszę. - odparłam, dopiero pod koniec zdania dokładniej spoglądając na kelnera.
Bardzo nie lubiłam gęsiej skórki, nie przepadałam też za suchością w gardle i w nieprzyjemny sposób przyspieszającym sercem. Te i wiele innych objawów spotkały mnie wraz z krótkim, bo niemalże od razu przerwanym przeze mnie samą, spojrzeniem na bruneta. Wysokiego, o piwnych oczach, dobrze zbudowanego i z wyraźną pewnością w głosie i mimice twarzy. Nie zwracałam wcześniej uwagi na jego głos bo nie sądziłam, że jest to możliwe. Byłam przekonana, że nie trafię na nikogo tak znajomego w pobliżu domu, tego na Wyspach.
Faktycznie, gdy wyostrzyłam wzrok i zdałam sobie sprawę, że to on, zaczęłam nagle oglądać swoje paznokcie. Nie wiedziałam czy zdążył mnie rozpoznać ale miałam nadzieję, że nie. Nie byłam gotowa na taką konfrontację, nie miałam na nią ochoty obojętnie jak bardzo bym jej nie pragnęła kilka lat wcześniej.
Nie pomagał fakt, że czułam na sobie jego wzrok. Nie chciałam panikować, silnie ze sobą walczyłam ale i modliłam się, żeby już poszedł. Czułam się jeszcze drobniejsza i bardziej bezbronna, zwłaszcza z nieświadomym wszystkiego Niallem na przeciwko mnie, nawet nie do końca na wyciągnięcie ręki. Wróciło niespokojne samopoczucie, które zdążyłam już częściowo zwalczyć od momentu, gdy przyjechał po mnie chłopak.
- Zostawiam jedną kartę, gdyby zdecydowali się państwo na coś jeszcze. - z tymi słowami odszedł, a dla mnie były one jedynie potwierdzeniem. Znałam jego dobry, naprawdę przekonujący akcent. Zawsze ciepły głos, bo lubił się śmiać. Zacisnęłam na chwilę powieki, próbując pozbyć się wszelkich myśli, każdych wspomnień i niechcianych rozproszeń. Nabrałam dużo powietrza przez nos i zaczęłam spokojnie je wypuszczać, starając się nie doprowadzić do ataku rosnącej paniki. Przeczesałam obydwiema dłońmi włosy i poczułam lekkie kopnięcie pod stołem. Ocknęłam się z nieprzyjemnego stanu uspokajania siebie samej i wmawiania sobie, że wszystko jest w porządku; zerknęłam przed siebie i zobaczyłam uniesioną w zastanowieniu brew blondyna.
- Co jest? - spytał, bez ogródek. Znał mnie za dobrze, żeby nie rozpoznać zmiany w moim samopoczuciu. Zazwyczaj dobra cecha, w tamtej chwili nie do końca.
Ciężko odetchnęłam. Obiecywaliśmy sobie szczerość bez względu na to, jak nacechowaną. I wiedziałam, że prędzej czy później się dowie, że będąc w liceum nie tylko Patryk miał na mnie oko. Pytanie tylko brzmiało, dlaczego moja przeszłość musiała wciąż wracać? Dlaczego nie mogłam po prostu iść dalej, nie zastanawiać się, zapewnić spokój sobie i Niallowi? Dlaczego wyjdę na łatwą dziewczynę tylko dlatego, że więcej niż jednemu się kiedyś spodobałam? Nie planowałam nic z tego, co kręci się teraz po mojej głowie.
- To będzie niezręczne.. - mruknęłam, hamując z całej siły lawinę myśli. Skupiłam się na jego dłoniach, które swobodnie leżały złączone na stole. Gdy poczułam, że powinnam spojrzeć na niego, utkwiłam wzrok w jego ustach, wędrowałam oczyma po całej jego twarzy, szukałam tam spokoju i ukojenia dla nerwów.
- Bardziej niezręczne od faktu, że ten kelner nie przestaje gapić się na ciebie? - uniósł brew w zaciekawieniu, lekko się uśmiechnął ale wiedziałam, że jedynie częściowo w żartobliwy sposób.
Zagryzłam wargę i spojrzałam mu w oczy. Uśmiechał się, ale radość nie dosięgała jego oczu. Był odrobinę podirytowany, o ile nie oceniam zbyt delikatnie. Bajka czytana w książkach ziściła się, jego oczy faktycznie przybrały ciemniejszy odcień niebieskiego.
- Co? - spytał, obserwując moje milczenie. Wpatrywał się we mnie i próbował przeczytać cokolwiek z wyrazu twarzy, błądził wzrokiem po niej tak samo jak ja nieustannie.
- Ma na imię Damian, kelner. - Zaczęłam, czując napływające do policzków ciepło, tym razem niezbyt przyjemne. - Chodziliśmy razem do klasy w liceum. - dodałam, nie chcąc od razu podawać mu na talerzu wszystkich szczegółów. Uniósł brwi w zdziwieniu.
- Serio? - w odpowiedzi jedynie kiwałam potakująco głową, zwinęłam usta do wewnątrz i przez chwilę milczałam. - Mieliście od tamtej pory jakiś kontakt? - spytał, wyraźnie wciąż zastanawiając się nad całą sytuacją.
- Nie.. - od razu zaprzeczyłam, zgodnie z prawdą. - Dlatego to dla mnie szok, że akurat tutaj go widzę. - dokończyłam, wzruszając ramionami.
- Jaki ten świat mały.. - mruknął. Przez cały czas wyglądał na nieco zamyślonego, na pewno próbował wywęszyć temat.
Zanim jednak cokolwiek więcej ode mnie wyciągnął, cała zamarłam. Przyszedł z napojami tak nagle, że gdy myślałam nad naszą rozmową, bez uprzedzenia przed moimi oczami pojawiła się jego duża dłoń Damiana, pewnie trzymająca moją szklankę i butelkę z wodą jednocześnie. Pewnie przez chwilę wstrzymałam oddech, bojąc się o wyczucie tego samego, znajomego zapachu. Bolałyby mnie zmysły, byłyby rozkojarzone i niespokojne. Przełknęłam ślinę i nie podnosiłam wzroku wyżej, niż to było konieczne. Zatrzymałam go na blondynie, który w przeciwieństwie do mnie zachowywał się jak człowiek, zwrócił uwagę na obecność kelnera i odsunął się dla zrobienia miejsca na stole. Nie potrzebowałam odwracać głowy by dostrzec, że przez chwilę zawieszono na mnie piwne oczy. Ja jednak trwałam wpatrzona w Nialla, który wydał z siebie grzeczne "dzięki", kiwając przy tym głową i miałam nadzieję wykonując ten gest za nas obojga.
Wdech, wydech. Błękitne oczy. Okrągły nos. Pieprzyki na szyi. Wszystkie jego cechy charakterystyczne, które zwracały moją uwagę i odwracały myśli. Wszystko to, za co go kochałam. Chociaż, czy ja naprawdę potrzebowałam przypomnienia, dlaczego go kocham? Z każdym oddechem to wiedziałam, nawet w ułamkach sekundy kiedy nie oddychałam, byłam tego świadoma.
Nie trudno było się zorientować, dlaczego Niall ciasno obejmował moją talię, kiedy wstawaliśmy od stołu. Pomógł mi nawet ubrać płaszcz, czego nie robi codziennie a jedynie wtedy gdy ociągam się i czeka, aż zbiorę swoje manatki. Za każdym razem kiedy Damian podchodził do naszego stolika, ja się dusiłam. Panikowałam, źle się czułam. Blondyn widział to, wiedział jak mnie obserwować i mimo że widziałam każde jego sceptyczne spojrzenie w stronę bruneta, robił wszystko dla mojego komfortu. Rozmawiał ze mną na przyjemne i zabawne tematy, nie pokazywał słowami, że jest zazdrosny. Jedynie słowami.
Głęboko odetchnęłam, gdy wyszliśmy na powietrze. Potrzebowałam odrobiny rześkiego wiatru, specjalnie nie zapinałam guzików i pozwoliłam, żeby chłód owiał moją szyję i rozluźnił wszystkie napięte mięśnie. Wyraźnie się zrelaksowałam, dlatego objął moje ramiona i mocno do siebie przycisnął, wyciągając w tym samym czasie kluczyki do samochodu.
- Ania? - usłyszałam za sobą i bardzo, ale to bardzo chciałam się przesłyszeć.
Wyszedł z restauracji w swoim kelnerskim fartuchu i niepewnie robił kroki w przód, aż w końcu dzieliło nas niewiele więcej niż kilka metrów. Dookoła było pusto i cicho, więc bez problemu dogadalibyśmy się z takiej odległości. Pochłaniał mnie wzrokiem, tak jakby przypominał sobie każdą chwilę, w której mnie widział. Wszystkie przerwy między lekcjami, podczas których rozmawialiśmy. Każda minuta, którą spędzał na komplementowaniu mojego wyglądu. Wszystkie niewypowiedziane komentarze na temat mojego związku z Patrykiem. Każde spojrzenie, którym błagał mnie o rozsądek i danie mu szansy. Każde moje spojrzenie, którym nie wiedziałam co robić, sprawiałam ból nam obojgu. Bo potrzebowałam czegoś prawdziwego, ale nie mogłam się uwolnić od tego toksycznego. Nie dałam mu nigdy szansy poza kilkoma skradzionymi buziakami, które zostawiały nas w milczeniu przez kolejne dni.
- Nie powinieneś pracować? - spytałam, bardzo niepewnie. Po polsku. Zamrugał kilka razy, wyrwałam go tym z intensywnego toku myślowego.
- Kolega wszedł za mnie. Głupio się nie przywitać, nie porozmawiać. - wytłumaczył, wzruszając delikatnie ramionami. Przestąpiłam z nogi na nogę nie bardzo wiedząc, co robić. Serce biło mocniej, bo pamiętało wszystkie dobre rzeczy, zaś głowa myślała za dużo i sprawiała, że czułam się bardzo nieswojo. - Nie myślałem, że cię tu znajdę. Nikt nie wiedział, gdzie się podziałaś. - zauważył.
- Bo nikomu nie mówiłam. - mruknęłam, zgodnie z prawdą. - Potrzebowałam zmiany. - dodałam po chwili namysłu. Bardzo żałowałam, że Niall nie stał obok, dla wsparcia. Kątem oka widziałam, że opiera się o maskę samochodu, ale nie miał pojęcia o czym rozmawiamy. Nie chciałabym być na jego miejscu.
- Tęskniłem. - Powiedział cicho. Wywołało to mój wewnętrzny wybuch emocji, mało brakowało do płaczu. Byłam rozdarta, nie wiedziałam co robić. Za dużo wróciło do głowy, za dużo działo się teraz. Dwa odmienne światy, dwie różne historie.
- Hey, Pet? - usłyszałam za sobą. Zauważył, że się trzęsę. Przypomniał mi o swojej obecności, zaczął stawiać drobne kroki na żwirowym parkingu.
- Już idę. - odwróciłam się do niego na moment i obdarowałam ciasnym uśmiechem. - Damian, słuchaj, porozmawiajmy kiedy indziej, co ty na to? Mamy kilka rzeczy do załatwienia, poza tym nie chcę cię zatrzymywać w pracy. - Siliłam się na spokój, co było nie lada wyzwaniem. Stałam pomiędzy dwoma mężczyznami, z którymi coś mnie łączyło. Co z tego, że jeden był przeszłością, skoro wszystkie żarty i półsłówka, najprzyjemniejsze wspomnienia, wróciły? - Masz mój telefon. - Ann, co ty robisz? Nie wyjmuj tego portfela. Nie szukaj wizytówki. Nie dawaj mu. Idź do samochodu. - W chwili wolnej możemy się zobaczyć. Trzymaj się. - Odwróciłam się. Poszłam. Niall otworzył mi drzwi i poczekał, aż wsiądę.
Odjechaliśmy.
A Damian stał z wizytówką w ręku.

***


- Co było między wami?
Pytanie to spowodowało, że upuściłam telefon. Odbił się od drewnianych paneli i chwilę zajęło mi zarejestrowanie, co się stało. Podniosłam szybko urządzenie i upewniłam się, że nic mu nie jest - nie chciałam znowu mieć z nim problemu. Odłożyłam na szafkę nocną i podłączyłam do ładowarki. Zdjęłam z nadgarstka gumkę do włosów i zaczęłam formować na głowie coś przypominającego kok, nie do końca udany, nadający się do snu.
- Annie. - zwrócił raz jeszcze moją uwagę, tym razem o wiele bardziej zdecydowanym głosem. Był zły, dał w końcu upust emocjom, które tłumił w sobie przez całą podróż powrotną do domu, popołudnie z Williem i kolację. Ja milczałam, on milczał. Było zimno.
Odwróciłam się do niego, stojącego przy garderobie. Opierał się o framugę drzwi z założonymi na piersi rękoma, odrobinę niecierpliwy. Wiedziałam, że teraz już nie ucieknę przed prawdą.
- Jesteś na mnie zły. - stwierdziłam, cienkim głosem. Usiadłam bokiem na łóżku, przodem do niego.
- Annie, panikujesz na widok starego znajomego, później rozmawiacie, denerwujesz się, dajesz mu swój numer.. - wyliczał. - Zrobił ci coś?
- Nie.. - mruknęłam, kręcąc przecząco głową. Nabrałam dużo powietrza do płuc, zanim cokolwiek innego powiedziałam. - Byliśmy blisko.
- Co, był twoim chłopakiem? Kolejny, którego będę chciał pobić? - spytał, pół żartem pół serio. Miał napiętą żuchwę, wystawała mu żyła z boku szyi. Był zazdrosny i niezadowolony. - Lalka, no..
- Chcieliśmy być razem, ale nie byliśmy. Byłam z Patrykiem, bałam się od niego odejść, a w szkole, no.. - mówiłam trzęsącym się głosem. - W szkole nie było Patryka. Nie widział, że coś się dzieje. Lubiliśmy swoje towarzystwo, próbowaliśmy ale.. - urwałam, nie wiedząc co dalej dopowiedzieć. - Wyjechałam, kontakt się urwał. Nie rozmawiałam z nim od tamtej pory. Aż do dzisiaj.
- Czyli technicznie rzecz biorąc, wciąż mu się podobasz. - Skomentował, zdejmując z siebie podkoszulek.
- Skąd mogę wie...
- Annie, to widać. - przerwał mi, kładąc się na swojej stronie łóżka. - Dałaś mu swój numer, więc facet ma do ciebie swobodny dostęp.
- Niall, a co miałam zrobić? Powiedzieć "fajnie cię widzieć, do zobaczenia nigdy"? - spytałam. Obserwowałam jak przykrywa się kołdrą i ustawia budzik w telefonie. Nie spojrzał na mnie ani przez chwilę. - Wiesz, że bym tego nie zrobiła.
- Tak, bo jesteś za dobra dla ludzi. - powiedział pewnie, na co zamknęłam usta. Ściągnęłam do środka i zamilkłam. - Dajesz wolną rękę kolesiowi, do którego coś czułaś. Obok mnie. Może mam cię zawieźć na waszą kawę? - mówił, po czym odwrócił się do mnie tyłem i zgasił swoją lampkę nocną. - Najlepiej zaprośmy go do domu, upiekę mu babeczki i porozmawiamy o piłce nożnej. - dokończył.
Przez chwilę wpatrywałam się jeszcze w jego plecy, oszołomiona tym co się właśnie stało. Czułam się jeszcze mniejsza, bezradna i bezsilna. Serce mnie bolało, bo przecież nie chciałam wrócić do Damiana. Nie chciałam w ogóle z nim od nowa zaczynać. Pojawił się, trudno. Wspomnienia wróciły, co zrobię. Czułam się rozdarta.. Kto by się nie czuł? Niall miał prawo być zazdrosnym, rozumiałam to, ale.. Nie wtedy, kiedy nic się nie dzieje. Nie czułam się dobrze z tym, że na mnie naskoczył.
Zwinęłam się w kłębek po swojej stronie łóżka, przodem do drzwi. Starałam się zabrać jak najmniej kołdry. Było mi zimno i nie mogłam zasnąć. Moją klatkę piersiową rozsadzał ból, głowa pękała mi od tysięcy myśli. Wypłynęły z pierwszymi łzami, bo nigdy tego nie chciałam. Nie lubiłam się kłócić i nie chciałam, żeby był na mnie zły.
Minuty leżenia w ciemności mijały, słone stróżki zaczęły wchłaniać się w moją poduszkę. Było ich tyle, że musiałam pociągnąć nosem. Nie chciałam się ruszać, rozbudzać go czy jeszcze bardziej złościć wstawaniem do łazienki, lub wychodzeniem do salonu. Wtuliłam się mocniej w pościel i starałam zasnąć, ale sen nie przychodził.
Przyszło natomiast jego zdenerwowane westchnięcie. Odwrócił się na materacu i nie spodziewając się ani oczekując protestu z mojej strony, przytulił mnie. Schował twarz w mojej szyi i ciasno objął ręką, ogrzewając moje zziębnięte i przygnębione ciało. Pociągnęłam kilka razy nosem bo wiedziałam, że był świadom.
- No już, nie płacz. - mruknął, wciąż niezbyt szczęśliwym tonem. Ale przytulił. - Jesteś za ładna, żeby płakać. - dodał, jakby włączyła mu się klapka na mówienie. - Taka ładna, że niedługo wszyscy będą cię zjadać wzrokiem, a ja będę musiał siedzieć i...
- Niall. - głos mi się złamał. Nie chciałam więcej słyszeć.
- Przepraszam. Śpij, mała.

Zasnęłam.








________________________________________________





Czy ktoś jeszcze o mnie pamięta?