Manny

czwartek, 17 marca 2016

#40













 Klejąca się od wysokiej temperatury i wilgotności skóra, zarumieniona słońcem. Odświeżone umysły i ciepłe, przyjemne oddechy. Nieskrywane uśmiechy, odznaczające się już powoli na tle opalenizny zęby. Włosy zmierzwione, dawno nie czesane ani nie traktowane niczym bardziej skomplikowanym od słonej wody i najzwyklejszego szamponu. Ciała wypoczęte i energiczne, brak worów pod oczami i opadających powiek z bezsilności. To wszystko towarzyszyło mi przez ostatnie tygodnie.
Nie mogłam się nim nacieszyć. Nie mogłam przestać na niego patrzeć, uśmiechać się, całować. Wprowadził mnie w stan wszechogarniającego szczęścia, którego nie zamieniłabym na nic innego w świecie. Chłonęłam go swoim wzrokiem całe dnie i noce, kiedy to nie spałam, a nadrabiałam zaległości w studenckich obowiązkach.
Rześkie, lecz wciąż ciepłe powietrze dostawało się do naszej tymczasowej sypialni, przyjemnie owiewając rozgrzane ciała. Gdybym lepiej się wsłuchała, słyszałabym szum morza i chlapanie wody o drobny mostek poprowadzony spomiędzy kilku drewnianych domków przez płytką wodę. Co jednak słyszałam, było równie piękne i prawdziwe. Jego oddech, raz równomierny, a raz nie. W tamtej chwili cichy i regularny, zagłuszany jedynie co chwila jakimiś słowami. Niewiele znaczącymi, nie przynoszącymi całej gamy uczuć. Zwyczajnymi, codziennymi, takimi jakie być powinny już zawsze.
Leżałam w połowie przykryta cienką warstwą materiału, który służył tutaj za kołdrę - nie było powodu, by w takim klimacie martwić się o brak ciepła. W zasadzie chowałam się pod białą bawełnianą płachtą tylko dlatego, że nie lubiłam leżeć całkiem naga. Pozwoliłam, żeby materiał swobodnie okrywał moją miednicę i kawałek brzucha - obojętnie jak odkryta bym się nie czuła, było mi stanowczo za gorąco, żeby chować siebie całą.
On był tuż obok - trochę na boku, trochę na plecach. Leżał z rozkraczonymi nogami, jedną postawioną dla wygody na materacu. Trzymał sobie nad głową mój aparat, przeglądając dzisiejsze (wczorajsze, ale kto patrzył na zegarek?) zdjęcia. Mięśnie barków napięte, widocznie uwydatnione przez niemałą opaleniznę. Na początku był jedynie czerwony, bałam się go dotykać w obawie, że sprawię ból jego poparzonej skórze. Z biegiem czasu przyzwyczajała się jednak do prażącego słońca, przybierając coraz cieplejsze, jasnobrązowe barwy. Sprawiła, że wyglądał na jeszcze bardziej atrakcyjnego i gdy spoglądałam na jego ciało, czy choćby już bardziej wyróżniające się, błękitne oczy - nie mogłam oderwać wzroku. To tak, jakby producenci ulubionego filmu udostępnili za darmo dodatkowe sceny. Coś dodatkowego do idealnej całości, sprawiającego wrażenie czegoś wyżej od perfekcji, w osobistej definicji.
- To jest świetne! - zaśmiał się w głos, zaciskając oczy z radości. Odwrócił sprzęt ekranem do mnie i zobaczyłam ten sam obrazek, z którego cieszyłam się dzisiaj rano. Szliśmy wtedy wzdłuż plaży, wszyscy o czymś rozmawialiśmy. Wszyscy poza Eoghanem, który zapatrzony był, nie tak skromnie, w małą grupkę ćwiczących, skąpo ubranych dziewczyn. Na pierwszym planie jego wpatrzona twarz, na drugim napięte w przysiadach pośladki dwóch brunetek.
- Bardziej bym się tego spodziewała po Deo albo Willie'm, szczerze mówiąc. - skomentowałam z uśmiechem, myśląc nad całą naszą grupą. W przeważającej większości składającej się z mężczyzn.
- Racja.. - mruknął. - Ale wszystko jedno, lalka. Facet to facet. Nic nie poradzisz. - wzruszył ramionami i uśmiechnął się kąśliwie, na co pokręciłam w dezaprobacie głową. Zaśmiał się znów, lekko i radośnie, ucieszony ze swojego komentarza.
- Ty nie masz takiego zdjęcia, to jakaś różnica. - zauważyłam, całkowicie odwracając do niego swoją głowę.
- No nie mam. - przyznał mi rację. - Ale znajdzie się kilka zdjęć ciebie, które cieszą oko. - mrugnął do mnie. Westchnęłam lekko i obojętnie jak bym się nie czuła jako obiekt jego seksualnych komentarzy, były one pozytywne na mój temat. I wszystko jedno jak reagowałam, moje wnętrzności wykonywały potrójne salta na sam widok jego zalotnej miny.
Trudno było więc powstrzymać się od słów:
- Stop talking and make out with me, Horan.
Przyciągnęłam go do siebie za kark i czekając, aż bezpiecznie odłoży mój ulubiony aparat w bezpieczne miejsce na półce obok łóżka, napawałam się widokiem. Tak pociągającym i seksownym, że musiałam pociągnąć go za niefarbowane dawno włosy. Wydał z siebie ciche warknięcie, gdy zmusiłam go do wpicia swoich ust w moje. Zaśmiał się w nie, przeniósł swoje ręce w wolne miejsca obok mojej głowy i wygodniej przemieścił swoje ciało. Gorące, opalone, lepiące się od pogody i aktywnej nocy.
- Ktoś tu jest bardzo napalony.. - mruknął. Nie mogłam być zła, uśmiechnęłam się. Mówił prawdę, a nasze szczęśliwie spędzane wakacje nie pozwalały mi się na niego złościć. A jeśli już, to nie na długo. Oboje więc zaśmialiśmy się, zanim moje gardło było zdolne do wydawania z siebie zupełnie innych dźwięków.



***




- Hej, Ann. - słyszałam nad sobą niski, zaspany głos. Myślałam przez chwilę, że przeszkadzała mu moja pozycja, dlatego odsunęłam się bardziej w stronę piasku, na którym leżał wyniesiony z pokoju czerwony koc. Przytuliłam się bardziej do ręki, która robiła za moją poduszkę i odpływałam dalej w senną krainę. - Kochanie, obudź się. - Czułam już na twarzy jego oddech, zbliżył się do mnie na tyle by móc połaskotać mnie nosem po policzku.
Odrobinę uchyliłam ciężkie powieki i nie musiałam mrużyć oczu, bo na dworze wciąż było ciemno. Ognisko, które rozpaliliśmy wieczorem w przeznaczonym do tego miejscu na plaży, wciąż jeszcze tliło się i dawało lekką poświatę. Odwróciłam się bardziej na plecy i zderzyłam się z jego podpartym na łokciu ciałem, już nie tak gorącym jak w ciągu upalnego dnia.
- Co? - wymamrotałam, trąc leniwie oczy. Byłam święcie przekonana, że planowaliśmy zostać całą noc na piasku, Willie nawet przynosił sobie poduszkę dla lepszej wygody. W ciemnościach wyglądał na jeszcze bardziej opalonego, jego skóra miała przydymioną, jasnobrązową barwę i zachęcała mnie do ciągłego podziwiania jego urody.
- Chodź, chcę ci coś pokazać. - odparł cicho, nie chcąc obudzić pozostałych. Podniosłam się do pozycji siedzącej i przeciągle ziewnęłam, przyzwyczajając wzrok do nocnych szarości. Zorientowałam się w swojej sytuacji, wciąż miałam na sobie kwiecisty kostium kąpielowy przykryty cienką, zwiewną tuniką.
Odwróciłam do niego głowę i czekałam na jakieś wytłumaczenie. Mój świeżo wybudzony organizm potrzebował prostego przekazu informacji, nie miałam siły myśleć. Nie, kiedy morska bryza tak przyjemnie ululała mnie do głębokiego i spokojnego snu, w obliczu wielu nocy bez zmrużenia oka.
Jego błękitne oczy świeciły się od ostatnich płomyków przed nami, włosy wciąż całe w bałaganie - ale takie były najpiękniejsze. Najpiękniejszy był, kiedy był wypoczęty i szczęśliwy. Powoli więc, z bardzo małą gracją i potrzebną jego pomocą, podniosłam się z naszego prowizorycznego łóżka na piaszczystym podłożu i łapałam równowagę. Oparłam czoło na jego ramieniu, tak na chwilę, by raz jeszcze zamknąć oczy i przemówić do siebie, że muszę zwalczyć senność. Przeczesał palcami moje pełne soli od pływania włosy i ucałował bok mojej głowy, zanim znalazł moją dłoń i splótł nasze palce.
- To nie daleko. - szepnął, na co znalazłam tylko siłę by pokiwać głową.
Zmrużyłam oczy, by nie zdeptać niczyich ubrań ani ręki. Podążałam za nim po chłodnym, wystudzonym już piasku, który przyjemnie pobudzał moje zmysły. Zaczęliśmy powoli wędrować między palmami, na skraju piasku i położonych zaraz przy terenie resortu desek. Oddalaliśmy się nieco od naszych towarzyszy i szliśmy równolegle do zatoki, do której kilka dni wcześniej przypłynęliśmy lokalną łódką, w zasadzie sklejką desek.
- Dziś walentynki. - Mruknął, pewniej ściskając moją dłoń, gdy zachwiałam się na nierównym podłożu. Ściągnęłam brwi i spojrzałam na niego zdziwiona, do czego zmierza.
- A nie wczoraj? - spytałam, na tyle pamiętając miliony owoców powycinanych w kształcie serca na lokalnym targu, gdy spacerowaliśmy po wiosce.
- W Londynie wciąż trwają. W Warszawie i Mullingar, też. - mruknął, a moje nogi zatrzymały się w miejscu. Stanęłam jak wryta, patrząc jak odwraca się do mnie i delikatnie uśmiecha.
- No co? - wciąż nie puszczał mojej dłoni, pewnie ją trzymał i nie miał zamiaru zwolnić naszego uścisku.
Doskonale pamiętałam naszą przedwczorajszą rozmowę, gdy Bas poruszył temat Świętego Walentego. Ani ja nie byłam nigdy typem romantyczki, nie marzyła mi się kolacja przy świecach i dwieście czerwonych róż, ani chłopaki nie chcieli za bardzo myśleć o tym dniu. Doszliśmy więc wszyscy do bezsprzecznego porozumienia, że to będzie dzień jak co dzień. I wydawało mi się, że wszystkim nam z tym dobrze.
Nie lubiłam stereotypowych randek ani przesadnego słodzenia sobie. Ale nie znaczyło to, że nie mogły mi zmięknąć nogi na to, co powiedział. Jak sprytnie pamiętał, że różne strefy czasowe to też różne dni i pory, oraz że nie tylko Londyn jest dla nas ważnym miejscem. Kłóciłabym się, mówiąc że dom jest tam, gdzie jesteśmy razem, ale już nie chciałam wnikać. Bardziej przejmowałam się faktem, że pamiętał. I mimo wszystko, nie chciał zapomnieć.
- No dawaj, bo nie zdążymy i będzie mi źle z tym, że cię obudziłem. - uśmiechnął się, ciągnąc mnie delikatnie za ramię. Ruszyłam więc, ale przytulając się do jego boku i idąc tak przyklejoną do ciepłego tułowia.
Szliśmy nieco bardziej dziką ścieżką, nie wyłożoną deskami ani nie tkniętą w żaden sposób przez człowieka, poza regularnym karczowaniem wadzących gałęzi. Wciąż słyszałam szum morza, więc nie sposób było się zgubić - zatoka dotykała piaszczystych plaż na całej długości, jedynie z klifami na "złamanych" końcach naszej wyspy. Gdzie byśmy nie poszli i zgubili drogę, zawsze musieliśmy kierować się w stronę wody.
- Patrz pod nogi, żeby nie zdeptać żadnych maleństw. - mruknął, co od razu zwróciło moją uwagę. Co mógł mieć na myśli? Wszyscy wiedzieliśmy, że wyprawa w tak dzikie tereny równała się konfrontacjom z niezliczonymi, nieznanymi nam gatunkami zwierząt i przyznaję, na początku trochę mnie to przerażało. Z biegiem czasu przyzwyczaiłam się jednak do tego, że co jakiś czas przeleci mi nad głową papuga, koło stopy przejdzie nieznany mi chrabąszcz (co mimo wszystko nie należało do przyjemnych), a w wodzie pływają tysiące kolorowych stworzeń, tych łagodnych ale też i groźnych.
- O czym ty.. - zaczęłam, ale urwałam zasłoniwszy sobie dłonią usta.
Wyszliśmy na otwartą plażę, całkowicie naturalną i zachowaną w swojej naturalnej kondycji. Piasek był jeszcze drobniejszy, nie zabrudzony i idealnie przesypujący się pomiędzy palcami. Nie zajmował wiele powierzchni, nie zmieściłyby się tutaj dziesiątki turystów. Ale był idealny dla widoku, który zaparł mi dech w piersi. Musiałam zatrzymać się, objąć to wszystko umysłem i uszczypnąć w ramię, wątpiąc w rzeczywistość.
Na całej długości wybrzeża, tam gdzie dosięgały podczas przypływu fale, rozciągały się drobne, jaskrawo świecące kropeczki. Wyglądały jak duży, fluorescencyjny brokat, albo lampki dekoracyjne. Z tą różnicą, że to były drobne, piękne stworzonka. Plankton, jeden z najrzadszych gatunków, tak trudno spotykany. Noc od razu stała się jaśniejsza za sprawą tych jaskrawych cudeniek, które tylko potwierdzały moją miłość i uwielbienie do otwartych wód. Byłam w tak ogromnym szoku, że zapomniałam o bożym świecie. Natura była naprawdę piękna.
- O mój.. Niall.. - wydukałam, wciąż zaczarowana tym widokiem. - Myślałam, że można to zobaczyć tylko na Malediwach? - mówiłam, pamiętając wszystkie zdjęcia w internecie, które przeglądałam w chwilach tęsknoty za jakąś przygodą. - Skąd wiedziałeś?
- Rozmawiałem z facetem, który sterował naszą łódką. Powiedział, że raz na kilka ładnych miesięcy, przez kilka nocy można zobaczyć je też tutaj. Pokazał mi, w której części wyspy najlepiej szukać. Siedziałaś wtedy z chłopakami z tyłu. - wytłumaczył, również podziwiając ten cud natury. Nie miałam słów na to, co widziałam przed sobą. Powoli weszliśmy w głąb plaży, zbliżając się coraz bardziej do zjawiskowych światełek. I przez chwilę martwiłam się, że nie miałam ze sobą aparatu - tylko przez chwilę. Taki widok nie zasługiwał na odkrycie przez innych. Czułam, że zachowanie tego między nami było najlepszą i najbardziej wartościową rzeczą, jaką mogliśmy zrobić. Bez telefonów, bez aparatów.. byliśmy tylko my i plankton.
Gdy sądziłam, że piękniej być nie może, Niall ukucnął na mokrym od fal piasku. Zaczął wpatrywać się w czarne plamki, które na początku uważałam za pozostałości po roślinach morskich. W pewnym momencie uśmiechnął się tak ciepło, że moje serce zabiło mocniej. Wysunął do mnie rękę i pokazał, bym się do niego zbliżyła.
- Chodź tu do mnie. - powiedział, na co bez zawahania podeszłam i zajęłam tę samą pozycję. - Look at these lil' cuties. - mruknął, wyraźnie zadowolony. Dopiero teraz, kucając tuż obok i poświęcając temu co widzę jeszcze więcej uwagi zdałam sobie sprawę, o jakie maleństwa mu chodziło. Wyciągnął dłoń do ciemnego, maleńkiego i prawie bezradnego żółwia i przywitał, pełnym troski głosem. - Hey there, buddy. - Przysunął do niego palec i sprawdził, czy się przestraszy.
Nie byłam w stanie nic powiedzieć. Byłam w szoku, tym szczęśliwym i bardzo rzadko spotykanym, pełnym niecodziennych emocji i doznań. Każdy kto był kiedyś nad morzem zna to uczucie, gdy uparcie szuka się muszelek w piasku. Nigdzie żadnych nie widać, powoli zaczyna ogarniać nas frustracja, aż w końcu znajdujemy. Jedną, drugą, a później rozrastają się one w całe mnóstwo wyrzuconych przez fale darów morza, dla których potrzebowaliśmy dobrych kilka minut, żeby je odnaleźć. To samo uczucie towarzyszyło mi wtedy, gdy Nialla wzrok powędrował nieco dalej.
Przed nami poza magicznym, fluorescencyjnym planktonem, wędrowało całe stadko żółwi. Powoli przebierały swoimi drobnymi płetwami, jedne oddalały się od wody, jeszcze inne co chwila moczyły w płytkiej tafli. Żółwie od zawsze należały do jednych z moich ulubionych zwierząt, kojarzyły mi się bezpośrednio z oceanem, dalekimi wyprawami, ogromnym szczęściem. Przy jednej z ręcznie zrobionych bransoletek, które kupiliśmy sobie u lokalnej sprzedawczyni, wisiał sobie malutki, starannie wyżłobiony w farbowanej muszelce żółw.
Nie mogłam się posiąść z radości na to, co widziałam. Myślałam, że wiele wspaniałych chwil mnie spotkało. Dziesiątki pięknych widoków, nieskończone ilości wspaniałych miejsc. Żadne z nich nie dorównywało jednak temu, co mi pokazał Niall. Nigdy nie spędziłam ani chwili w obliczu tak pięknego, niespotykanego zjawiska.
- Czy możemy tu jeszcze trochę zostać? - spytałam, zakłócając naszą idealną ciszę podziwiania cudów natury. Odwrócił się do mnie i uśmiechnął. Wiedział, że mu się udało. Kiwnął głową i usiadł na wilgotnym piasku, nieco bliżej wędrujących maleństw. Wyciągnął do mnie ramię i zaprosił do siebie, więc bez chwili zastanowienia usiadłam tuż obok. - Dziękuję, że mnie obudziłeś. - dodałam. Oparłam głowę na jego ramieniu i czułam, jak przyjemnie obejmuje moje plecy.
Jak głupki zagadywaliśmy do pełzających żółwi. Pomagaliśmy im pokonać zbyt wysokie górki piasku i większe kamienie, które leżały na mokrym podłożu. Wsłuchiwaliśmy się w szum morza i wydaje mi się, że w pewnym momencie słyszałam nawet plusk taki, jaki wywołałyby dwa delfiny. Ale może piękno tego miejsca już za bardzo zawróciło mi w głowie.
- Just me, her and, the moon... - zanucił po kilkudziesięciu minutach ciszy, gdy oparci o siebie nawzajem obserwowaliśmy całe wybrzeże. Uderzyłam go w ramię orientując się, że naśmiewa się ze mnie i śpiewa fragment swojej piosenki.
- Nie próbuj być romantyczny, Niall. - zaśmiałam się. Czasami mnie irytował, ale później i tak kończyłam w jego ramionach.




***





Unosiłam się i opadałam w jednostajnym rytmie. Nie za szybko, nie za wolno. Pierwsze promienie dzisiejszego słońca wpadały do sypialni przez otwarte, drewniane drzwi balkonowe, zza których widać było przejrzystą wodę zatoki i najbliższą okolicę. Cykanie tutejszych świerszczy i słyszalne z oddali nuty miejscowych utworów, wygrywanych na gitarach - to wszystko tworzyło jedynie tło. Dekoracja dla jego głębokich oddechów i mimowolnych stęknięć, gdy ciężej i głębiej opadałam na jego biodra. Jego opalona twarz wykrzywiała się w przyjemności, z miłością podziwiałam każdy skrawek jego skóry tak pięknie potraktowany słońcem. Był moim bogiem, nie mogłam przestać go wielbić. Za cele stawiałam sobie bycie jeszcze bliżej niego, sprawianie nam obojgu przyjemności, uszczęśliwianie go. Coś się we mnie działo, gdy nie mógł powstrzymać swoich dłoni od dotykania mnie gdzie popadnie. Moje podbrzusze ściskało się w ekstazie, gdy zerkałam na jego pełną pożądania twarz i słyszałam niepohamowane, gardłowe jęki. Doprowadzał mnie tym do białej gorączki, kusił bym jeszcze częściej schylała się, zlepiała nasze spocone tułowia, całowała jego szyję, obojczyk, policzki i mierzwiła jeszcze bardziej włosy.
- Kurwa, Ann... - warknął, co mnie jeszcze bardziej podnieciło.
- Tak, kochanie. No dalej.. - zachęcałam go, chcąc ujrzeć jego wrażliwy moment, poczuć jak ściska mnie mocniej w talii, pocałować sekundy później w usta i samej widzieć przez chwilę jedynie ciemność, do której mnie doprowadził.
Zrobił jednak coś, czego najmniej się spodziewałam. Myślałam, że był już w takim stanie niemocy, że tylko czekał aż doprowadzę go do końca. Chwycił mnie mocno w biodrach i nie rozłączając nas, przewrócił mnie na plecy i górował nade mną, uwydatniając przy tym swoje mięśnie barków, napięte plecy i tors. Gdy zajmował tę pozycję przestawałam się zastanawiać, co najbardziej mnie w nim pociąga podczas naszych "bliższych" chwil. Miałam to przed oczami.
- Jesteś zbyt seksowna, to powinno być karane. - zatopił twarz w mojej szyi, gdy to mówił. Syczał. Dyszał. Nie odpowiedziałam nic, mimo że chciałabym to samo powiedzieć o nim. Jedynie objęłam ręką jego szyję i przycisnęłam mocniej do siebie, o ile było to w ogóle możliwe.
Coraz częściej zaczął kląć, jęczeć i opierać czoło o mój bark. Składał mokre całusy na mojej szyi i w żwawym rytmie poruszał biodrami, co jakiś czas wydając tym dźwięk obijania się skóry o skórę. Zaczął ruszać się całym korpusem, jedną ręką ścisnął mocno mój pośladek.
- Jesteś blisko? - wysapał, już ostatkami tchu. Doprowadzał mnie tym do szaleństwa, każdym słowem, dotykiem i oddechem.
- Oh, Niall.. - tylko tyle byłam w stanie z siebie wydobyć, stanowczo za dużo działo się w moim organizmie, żebym coś innego z siebie wydusiła. Miałam w głowie tylko jego.
- Dawaj, mała. - mówił. Krople potu spływały po jego szyi gdy podniósł głowę i złączył nasze czoła. Przez ułamek sekundy widziałam jego szarmancki uśmieszek razem z błyskiem w ciemnoniebieskim oku, zanim spojrzał w dół, tam gdzie łączył nasze ciała. Przełożył rękę z mojego pośladka na moje najbardziej wrażliwe miejsce, które doskonale znał i wiedział, co z nim robił. Zaczął mnie obserwować, gdy nie mogłam pohamować jeszcze głośniejszych i częstszych jęków. Czułam na sobie nawet, jak jego brzuch się napina. Gardło trzęsie od warknięć, palce nie przestają pracować. Potem już zaczęłam widzieć ciemność, w uchu słyszeć jego oddech i zachęcające szepty.
- Spójrz na mnie. - jedna prośba, a tak trudna do spełnienia. Spojrzenie na jego wyraz twarzy i wpatrywanie się w ogniki w oczach podwoiły, albo i potroiły mimo wszystko moją przyjemność, nie pamiętałam jak się zachowuje moje ciało. Całował mnie po szyi i łączył nasze usta, gdy jego korpus coraz wolniej już się poruszał, a mój tułów mimowolnie napinał się, unosił i opadał. Jedno co pamiętałam to to, że wpatrywał się we mnie z miłością, w momencie największej ekstazy był tuż obok i całował. A te czynności wysyłały mnie na zupełnie inną orbitę szczęścia.


Jęknęłam niezadowolona, gdy wysunął się ze mnie po kilkunastu minutach leżenia w bezruchu i łapaniu oddechu. Opadł na plecy tuż obok i mimo wszystko nie uwolnił się ode mnie, bo potrzebowałam bliskości. Moje ciało było w stanie nieprzerwanej rozkoszy, więc ostrożnie złączyłam nogi i dałam chwilę odpocząć nadwyrężonemu kroczu. Zwinęłam się w kulkę i przytuliłam do jego boku, czekając aż wygodniej się ułoży. Skończył z twarzą tuż przy mojej, kładąc rękę na mojej talii.
- To było.. - zaczął, ale nie dokończył. Szukał właściwego słowa, ale nie znalazł.
- Tak. - przytaknęłam więc, zyskując tym jego niski śmiech i czułe cmoknięcie w czoło.

Z chwilowego transu, w którym oboje się znajdowaliśmy, wyrwał nas wibrujący telefon. W ciągu ostatniej godziny wydawało mi się, że już coś dzwoniło, ale oboje byliśmy zbyt zajęci, by zajmować sobie tym głowę. Byliśmy też na odległość z telefonami, a przynajmniej większą niż na co dzień, starając się jak najwięcej wynieść z wakacji i wspólnego czasu.
- Twój dzwoni. - mruknął, zerknąwszy za swoje ramię. Dosięgnął do małej szafki nocnej i odłączył urządzenie od ładowarki.
- Kto to? - spytałam, nie chcąc bez potrzeby odbierać. Jeśli nie był to nikt z rodziny, na pewno mógł poczekać. Zerknął więc na ekran, trzymając go sobie tuż nad głową.
- Ktoś z Anglii, nie zapisany numer. - podał mi, a ja wyraźnie westchnęłam.
- Jeśli będą chcieli mi sprzedać odkurzacz, już więcej nie odbieram od nikogo poza mamą. - skomentowałam, na co zaśmiał się w głos. Przesunęłam palcem po ekranie i przyłożyłam aparat do ucha. - Halo?
- Cześć, Ania. - usłyszałam po drugiej stronie, a moje serce stanęło. Za bardzo cieszyłam się wolnością, prawda? Za dużo mieliśmy oboje spokoju? Za mało miałam zmartwień? - Tu Damian. - Nie musiał dodawać. I tak wiedziałam. Czułam to w kościach, wystarczyły te dwa słowa i już wiedziałam, do kogo ten głos należy.
- Uhm, hej.. - mruknęłam, niezbyt przekonana. Nie chciałam z nim rozmawiać. Musiałam postarać się o jak najmniej emocji, żeby mnie nie poniosło. Nic nie mogło zakłócić mi mojego czasu wolnego z Niallem. Nie było o tym mowy. - Dzwoniłeś? Byłam zajęta. - Nie rozmawiałam z nim po polsku. Nie chciałam wzbudzać od razu podejrzeń u Nialla który by się domyślił. Dlatego jedynie zaczął się cicho śmiać, gdy użyłam słowa "zajęta". Sprośny chłopak.
- Tak, ja.. - zawahał się, a ja robiłam wszystko żeby się nie rozłączyć. Tak bardzo chciałam to zrobić... - Zastanawiałem się, czy może moglibyśmy spotkać. Porozmawiać. Nie odzywałaś się... - próbował. Przymknęłam oczy i głęboko odetchnęłam, dla zachowania spokoju. Nie mogłam dać się zwieźć jego miłym, troskliwym tonem. Nie mogłam się rozpłynąć. Zabroniłam sobie.
- Nie mówiłam ci, że wyjeżdżam? Nie wróciłam jeszcze.
- Wspominałaś. Nie sądziłem, że na tak długo. - Był zmieszany, nie wiedział co powiedzieć. Gdy przez chwilę zrobiło mi się go żal, ugryzłam się w język. - I co, jak wakacje? Gdzie jesteś? - pytał, nieco żywszym tonem. I co miałam mu powiedzieć, gdy tak miło pytał? Wylać mu całą prawdę?
- W porządku.. - zaczęłam, nie bardzo wiedząc co powiedzieć. - Posłuchaj, nie za bardzo mogę rozmawiać. Dużo razy dzwonił telefon i myślałam, że coś się stało..
- Gdyby się stało, mogłabyś rozmawiać? - spytał, a mnie zamurowało. Lubił krótkie piłki, zawsze był konkretny. Ale teraz.. mnie uprzedził.
- Nie wiem.. - powiedziałam szczerze, jak najciszej wzdychając. - Słuchaj, porozmawiamy jak wrócę. Okej? - zaproponowałam, ze świadomością jak bardzo źle robię.
- Jasne, nie mogę się doczekać. Trzymaj się, mała. - nie byłam w stanie się pożegnać. Nie po tym, jakich słów użył. Ogromna gula blokowała mi gardło bo wiedziałam, że tylko jeden mężczyzna powinien mnie tak nazywać. Ten, który leżał obok mnie.
Ten sam, który już po chwili zadał najgorsze pytanie.
- Kto dzwonił?
Nie odpowiedziałam. Patrzyłam na niego i wiedziałam, że ciszą odpowiem wystarczająco dobrze. Wiercił we mnie dziury wzrokiem i warknął niezadowolony. Wiedział jednak, że nie przyda mi się jego złość. Po naszej ostatniej rozmowie pamiętał, że niezadowoleniem pogorszy moje samopoczucie, odrobinę winne samopoczucie.
- Ugh, jesteś moja. - jęknął, bardzo mocno się do mnie przytulając, wciskając wręcz w materac. Zaśmiałam się bezdźwięcznie na jego reakcję i zaczęłam delikatnie masować jego plecy. Nie puszczał mnie ze swoich objęć i nie zamierzał, dlatego spokojnie wyszeptałam:
- I love you, munchkin.










2 komentarze:

  1. Naprawdę nie mogę doczekać się by przeczytać cos nowego od ciebie :). Wchodzę tutaj codziennie z malutka nadzieja ze jednak cos będzie 😏

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będzie, obiecuję! Zajmuje mi to teraz troszkę więcej czasu, ale będzie. Nie masz pojęcia jak mi miło, że jesteś i zaglądasz tutaj! :) postaram się więcej z siebie wykrzesać i niebawem czymś się z Wami podzielić.

      Usuń