Klejąca się od
wysokiej temperatury i wilgotności skóra, zarumieniona słońcem.
Odświeżone umysły i ciepłe, przyjemne oddechy. Nieskrywane
uśmiechy, odznaczające się już powoli na tle opalenizny zęby.
Włosy zmierzwione, dawno nie czesane ani nie traktowane niczym
bardziej skomplikowanym od słonej wody i najzwyklejszego szamponu.
Ciała wypoczęte i energiczne, brak worów pod oczami i opadających
powiek z bezsilności. To wszystko towarzyszyło mi przez ostatnie
tygodnie.
Nie mogłam się nim
nacieszyć. Nie mogłam przestać na niego patrzeć, uśmiechać się,
całować. Wprowadził mnie w stan wszechogarniającego szczęścia,
którego nie zamieniłabym na nic innego w świecie. Chłonęłam go
swoim wzrokiem całe dnie i noce, kiedy to nie spałam, a nadrabiałam
zaległości w studenckich obowiązkach.
Rześkie, lecz wciąż
ciepłe powietrze dostawało się do naszej tymczasowej sypialni,
przyjemnie owiewając rozgrzane ciała. Gdybym lepiej się wsłuchała,
słyszałabym szum morza i chlapanie wody o drobny mostek
poprowadzony spomiędzy kilku drewnianych domków przez płytką
wodę. Co jednak słyszałam, było równie piękne i prawdziwe. Jego
oddech, raz równomierny, a raz nie. W tamtej chwili cichy i
regularny, zagłuszany jedynie co chwila jakimiś słowami. Niewiele
znaczącymi, nie przynoszącymi całej gamy uczuć. Zwyczajnymi,
codziennymi, takimi jakie być powinny już zawsze.
Leżałam w połowie
przykryta cienką warstwą materiału, który służył tutaj za
kołdrę - nie było powodu, by w takim klimacie martwić się o brak
ciepła. W zasadzie chowałam się pod białą bawełnianą płachtą
tylko dlatego, że nie lubiłam leżeć całkiem naga. Pozwoliłam,
żeby materiał swobodnie okrywał moją miednicę i kawałek brzucha
- obojętnie jak odkryta bym się nie czuła, było mi stanowczo za
gorąco, żeby chować siebie całą.
On był tuż obok -
trochę na boku, trochę na plecach. Leżał z rozkraczonymi nogami,
jedną postawioną dla wygody na materacu. Trzymał sobie nad głową
mój aparat, przeglądając dzisiejsze (wczorajsze, ale kto patrzył
na zegarek?) zdjęcia. Mięśnie barków napięte, widocznie
uwydatnione przez niemałą opaleniznę. Na początku był jedynie
czerwony, bałam się go dotykać w obawie, że sprawię ból jego
poparzonej skórze. Z biegiem czasu przyzwyczajała się jednak do
prażącego słońca, przybierając coraz cieplejsze, jasnobrązowe
barwy. Sprawiła, że wyglądał na jeszcze bardziej atrakcyjnego i
gdy spoglądałam na jego ciało, czy choćby już bardziej
wyróżniające się, błękitne oczy - nie mogłam oderwać wzroku.
To tak, jakby producenci ulubionego filmu udostępnili za darmo
dodatkowe sceny. Coś dodatkowego do idealnej całości,
sprawiającego wrażenie czegoś wyżej od perfekcji, w osobistej
definicji.
- To jest świetne! -
zaśmiał się w głos, zaciskając oczy z radości. Odwrócił
sprzęt ekranem do mnie i zobaczyłam ten sam obrazek, z którego
cieszyłam się dzisiaj rano. Szliśmy wtedy wzdłuż plaży, wszyscy
o czymś rozmawialiśmy. Wszyscy poza Eoghanem, który zapatrzony
był, nie tak skromnie, w małą grupkę ćwiczących, skąpo
ubranych dziewczyn. Na pierwszym planie jego wpatrzona twarz, na
drugim napięte w przysiadach pośladki dwóch brunetek.
- Bardziej bym się tego
spodziewała po Deo albo Willie'm, szczerze mówiąc. - skomentowałam
z uśmiechem, myśląc nad całą naszą grupą. W przeważającej
większości składającej się z mężczyzn.
- Racja.. - mruknął. -
Ale wszystko jedno, lalka. Facet to facet. Nic nie poradzisz. -
wzruszył ramionami i uśmiechnął się kąśliwie, na co pokręciłam
w dezaprobacie głową. Zaśmiał się znów, lekko i radośnie,
ucieszony ze swojego komentarza.
- Ty nie masz takiego
zdjęcia, to jakaś różnica. - zauważyłam, całkowicie odwracając
do niego swoją głowę.
- No nie mam. - przyznał
mi rację. - Ale znajdzie się kilka zdjęć ciebie, które cieszą
oko. - mrugnął do mnie. Westchnęłam lekko i obojętnie jak bym
się nie czuła jako obiekt jego seksualnych komentarzy, były one
pozytywne na mój temat. I wszystko jedno jak reagowałam, moje
wnętrzności wykonywały potrójne salta na sam widok jego zalotnej
miny.
Trudno było więc
powstrzymać się od słów:
- Stop talking and
make out with me, Horan.
Przyciągnęłam
go do siebie za kark i czekając, aż bezpiecznie odłoży mój
ulubiony aparat w bezpieczne miejsce na półce obok łóżka,
napawałam się widokiem. Tak pociągającym i seksownym, że
musiałam pociągnąć go za niefarbowane dawno włosy. Wydał z
siebie ciche warknięcie, gdy zmusiłam go do wpicia swoich ust w
moje. Zaśmiał się w nie, przeniósł swoje ręce w wolne miejsca
obok mojej głowy i wygodniej przemieścił swoje ciało. Gorące,
opalone, lepiące się od pogody i aktywnej nocy.
-
Ktoś tu jest bardzo napalony.. - mruknął. Nie mogłam być zła,
uśmiechnęłam się. Mówił prawdę, a nasze szczęśliwie spędzane
wakacje nie pozwalały mi się na niego złościć. A jeśli już, to
nie na długo. Oboje więc zaśmialiśmy się, zanim moje gardło
było zdolne do wydawania z siebie zupełnie innych dźwięków.
***
-
Hej, Ann. - słyszałam nad sobą niski, zaspany głos. Myślałam
przez chwilę, że przeszkadzała mu moja pozycja, dlatego odsunęłam
się bardziej w stronę piasku, na którym leżał wyniesiony z
pokoju czerwony koc. Przytuliłam się bardziej do ręki, która
robiła za moją poduszkę i odpływałam dalej w senną krainę. -
Kochanie, obudź się. - Czułam już na twarzy jego oddech, zbliżył
się do mnie na tyle by móc połaskotać mnie nosem po policzku.
Odrobinę
uchyliłam ciężkie powieki i nie musiałam mrużyć oczu, bo na
dworze wciąż było ciemno. Ognisko, które rozpaliliśmy wieczorem
w przeznaczonym do tego miejscu na plaży, wciąż jeszcze tliło się
i dawało lekką poświatę. Odwróciłam się bardziej na plecy i
zderzyłam się z jego podpartym na łokciu ciałem, już nie tak
gorącym jak w ciągu upalnego dnia.
-
Co? - wymamrotałam, trąc leniwie oczy. Byłam święcie przekonana,
że planowaliśmy zostać całą noc na piasku, Willie nawet
przynosił sobie poduszkę dla lepszej wygody. W ciemnościach
wyglądał na jeszcze bardziej opalonego, jego skóra miała
przydymioną, jasnobrązową barwę i zachęcała mnie do ciągłego
podziwiania jego urody.
-
Chodź, chcę ci coś pokazać. - odparł cicho, nie chcąc obudzić
pozostałych. Podniosłam się do pozycji siedzącej i przeciągle
ziewnęłam, przyzwyczajając wzrok do nocnych szarości.
Zorientowałam się w swojej sytuacji, wciąż miałam na sobie
kwiecisty kostium kąpielowy przykryty cienką, zwiewną tuniką.
Odwróciłam
do niego głowę i czekałam na jakieś wytłumaczenie. Mój świeżo
wybudzony organizm potrzebował prostego przekazu informacji, nie
miałam siły myśleć. Nie, kiedy morska bryza tak przyjemnie
ululała mnie do głębokiego i spokojnego snu, w obliczu wielu nocy
bez zmrużenia oka.
Jego
błękitne oczy świeciły się od ostatnich płomyków przed nami,
włosy wciąż całe w bałaganie - ale takie były najpiękniejsze.
Najpiękniejszy był, kiedy był wypoczęty i szczęśliwy. Powoli
więc, z bardzo małą gracją i potrzebną jego pomocą, podniosłam
się z naszego prowizorycznego łóżka na piaszczystym podłożu i
łapałam równowagę. Oparłam czoło na jego ramieniu, tak na
chwilę, by raz jeszcze zamknąć oczy i przemówić do siebie, że
muszę zwalczyć senność. Przeczesał palcami moje pełne soli od
pływania włosy i ucałował bok mojej głowy, zanim znalazł moją
dłoń i splótł nasze palce.
-
To nie daleko. - szepnął, na co znalazłam tylko siłę by pokiwać
głową.
Zmrużyłam
oczy, by nie zdeptać niczyich ubrań ani ręki. Podążałam za nim
po chłodnym, wystudzonym już piasku, który przyjemnie pobudzał
moje zmysły. Zaczęliśmy powoli wędrować między palmami, na
skraju piasku i położonych zaraz przy terenie resortu desek.
Oddalaliśmy się nieco od naszych towarzyszy i szliśmy równolegle
do zatoki, do której kilka dni wcześniej przypłynęliśmy lokalną
łódką, w zasadzie sklejką desek.
-
Dziś walentynki. - Mruknął, pewniej ściskając moją dłoń, gdy
zachwiałam się na nierównym podłożu. Ściągnęłam brwi i
spojrzałam na niego zdziwiona, do czego zmierza.
-
A nie wczoraj? - spytałam, na tyle pamiętając miliony owoców
powycinanych w kształcie serca na lokalnym targu, gdy spacerowaliśmy
po wiosce.
-
W Londynie wciąż trwają. W Warszawie i Mullingar, też. - mruknął,
a moje nogi zatrzymały się w miejscu. Stanęłam jak wryta, patrząc
jak odwraca się do mnie i delikatnie uśmiecha.
-
No co? - wciąż nie puszczał mojej dłoni, pewnie ją trzymał i
nie miał zamiaru zwolnić naszego uścisku.
Doskonale
pamiętałam naszą przedwczorajszą rozmowę, gdy Bas poruszył
temat Świętego Walentego. Ani ja nie byłam nigdy typem
romantyczki, nie marzyła mi się kolacja przy świecach i dwieście
czerwonych róż, ani chłopaki nie chcieli za bardzo myśleć o tym
dniu. Doszliśmy więc wszyscy do bezsprzecznego porozumienia, że to
będzie dzień jak co dzień. I wydawało mi się, że wszystkim nam
z tym dobrze.
Nie
lubiłam stereotypowych randek ani przesadnego słodzenia sobie. Ale
nie znaczyło to, że nie mogły mi zmięknąć nogi na to, co
powiedział. Jak sprytnie pamiętał, że różne strefy czasowe to
też różne dni i pory, oraz że nie tylko Londyn jest dla nas
ważnym miejscem. Kłóciłabym się, mówiąc że dom jest tam,
gdzie jesteśmy razem, ale już nie chciałam wnikać. Bardziej
przejmowałam się faktem, że pamiętał. I mimo wszystko, nie
chciał zapomnieć.
-
No dawaj, bo nie zdążymy i będzie mi źle z tym, że cię
obudziłem. - uśmiechnął się, ciągnąc mnie delikatnie za ramię.
Ruszyłam więc, ale przytulając się do jego boku i idąc tak
przyklejoną do ciepłego tułowia.
Szliśmy
nieco bardziej dziką ścieżką, nie wyłożoną deskami ani nie
tkniętą w żaden sposób przez człowieka, poza regularnym
karczowaniem wadzących gałęzi. Wciąż słyszałam szum morza,
więc nie sposób było się zgubić - zatoka dotykała piaszczystych
plaż na całej długości, jedynie z klifami na "złamanych"
końcach naszej wyspy. Gdzie byśmy nie poszli i zgubili drogę,
zawsze musieliśmy kierować się w stronę wody.
-
Patrz pod nogi, żeby nie zdeptać żadnych maleństw. - mruknął,
co od razu zwróciło moją uwagę. Co mógł mieć na myśli?
Wszyscy wiedzieliśmy, że wyprawa w tak dzikie tereny równała się
konfrontacjom z niezliczonymi, nieznanymi nam gatunkami zwierząt i
przyznaję, na początku trochę mnie to przerażało. Z biegiem
czasu przyzwyczaiłam się jednak do tego, że co jakiś czas
przeleci mi nad głową papuga, koło stopy przejdzie nieznany mi
chrabąszcz (co mimo wszystko nie należało do przyjemnych), a w
wodzie pływają tysiące kolorowych stworzeń, tych łagodnych ale
też i groźnych.
-
O czym ty.. - zaczęłam, ale urwałam zasłoniwszy sobie dłonią
usta.
Wyszliśmy
na otwartą plażę, całkowicie naturalną i zachowaną w swojej
naturalnej kondycji. Piasek był jeszcze drobniejszy, nie zabrudzony
i idealnie przesypujący się pomiędzy palcami. Nie zajmował wiele
powierzchni, nie zmieściłyby się tutaj dziesiątki turystów. Ale
był idealny dla widoku, który zaparł mi dech w piersi. Musiałam
zatrzymać się, objąć to wszystko umysłem i uszczypnąć w ramię,
wątpiąc w rzeczywistość.
Na
całej długości wybrzeża, tam gdzie dosięgały podczas przypływu
fale, rozciągały się drobne, jaskrawo świecące kropeczki.
Wyglądały jak duży, fluorescencyjny brokat, albo lampki
dekoracyjne. Z tą różnicą, że to były drobne, piękne
stworzonka. Plankton, jeden z najrzadszych gatunków, tak trudno
spotykany. Noc od razu stała się jaśniejsza za sprawą tych
jaskrawych cudeniek, które tylko potwierdzały moją miłość i
uwielbienie do otwartych wód. Byłam w tak ogromnym szoku, że
zapomniałam o bożym świecie. Natura była naprawdę piękna.
-
O mój.. Niall.. - wydukałam, wciąż zaczarowana tym widokiem. -
Myślałam, że można to zobaczyć tylko na Malediwach? - mówiłam,
pamiętając wszystkie zdjęcia w internecie, które przeglądałam w
chwilach tęsknoty za jakąś przygodą. - Skąd wiedziałeś?
-
Rozmawiałem z facetem, który sterował naszą łódką. Powiedział,
że raz na kilka ładnych miesięcy, przez kilka nocy można zobaczyć
je też tutaj. Pokazał mi, w której części wyspy najlepiej
szukać. Siedziałaś wtedy z chłopakami z tyłu. - wytłumaczył,
również podziwiając ten cud natury. Nie miałam słów na to, co
widziałam przed sobą. Powoli weszliśmy w głąb plaży, zbliżając
się coraz bardziej do zjawiskowych światełek. I przez chwilę
martwiłam się, że nie miałam ze sobą aparatu - tylko przez
chwilę. Taki widok nie zasługiwał na odkrycie przez innych.
Czułam, że zachowanie tego między nami było najlepszą i
najbardziej wartościową rzeczą, jaką mogliśmy zrobić. Bez
telefonów, bez aparatów.. byliśmy tylko my i plankton.
Gdy
sądziłam, że piękniej być nie może, Niall ukucnął na mokrym
od fal piasku. Zaczął wpatrywać się w czarne plamki, które na
początku uważałam za pozostałości po roślinach morskich. W
pewnym momencie uśmiechnął się tak ciepło, że moje serce zabiło
mocniej. Wysunął do mnie rękę i pokazał, bym się do niego
zbliżyła.
-
Chodź tu do mnie. - powiedział, na co bez zawahania podeszłam i
zajęłam tę samą pozycję. - Look at these lil' cuties.
- mruknął, wyraźnie
zadowolony. Dopiero teraz, kucając tuż obok i poświęcając temu
co widzę jeszcze więcej uwagi zdałam sobie sprawę, o jakie
maleństwa mu chodziło. Wyciągnął dłoń do ciemnego, maleńkiego
i prawie bezradnego żółwia i przywitał, pełnym troski głosem. -
Hey there, buddy. -
Przysunął do niego palec i sprawdził, czy się przestraszy.
Nie
byłam w stanie nic powiedzieć. Byłam w szoku, tym szczęśliwym i
bardzo rzadko spotykanym, pełnym niecodziennych emocji i doznań.
Każdy kto był kiedyś nad morzem zna to uczucie, gdy uparcie szuka
się muszelek w piasku. Nigdzie żadnych nie widać, powoli zaczyna
ogarniać nas frustracja, aż w końcu znajdujemy. Jedną, drugą, a
później rozrastają się one w całe mnóstwo wyrzuconych przez
fale darów morza, dla których potrzebowaliśmy dobrych kilka minut,
żeby je odnaleźć. To samo uczucie towarzyszyło mi wtedy, gdy
Nialla wzrok powędrował nieco dalej.
Przed
nami poza magicznym, fluorescencyjnym planktonem, wędrowało całe
stadko żółwi. Powoli przebierały swoimi drobnymi płetwami, jedne
oddalały się od wody, jeszcze inne co chwila moczyły w płytkiej
tafli. Żółwie od zawsze należały do jednych z moich ulubionych
zwierząt, kojarzyły mi się bezpośrednio z oceanem, dalekimi
wyprawami, ogromnym szczęściem. Przy jednej z ręcznie zrobionych
bransoletek, które kupiliśmy sobie u lokalnej sprzedawczyni, wisiał
sobie malutki, starannie wyżłobiony w farbowanej muszelce żółw.
Nie
mogłam się posiąść z radości na to, co widziałam. Myślałam,
że wiele wspaniałych chwil mnie spotkało. Dziesiątki pięknych
widoków, nieskończone ilości wspaniałych miejsc. Żadne z nich
nie dorównywało jednak temu, co mi pokazał Niall. Nigdy nie
spędziłam ani chwili w obliczu tak pięknego, niespotykanego
zjawiska.
-
Czy możemy tu jeszcze trochę zostać? - spytałam, zakłócając
naszą idealną ciszę podziwiania cudów natury. Odwrócił się do
mnie i uśmiechnął. Wiedział, że mu się udało. Kiwnął głową
i usiadł na wilgotnym piasku, nieco bliżej wędrujących maleństw.
Wyciągnął do mnie ramię i zaprosił do siebie, więc bez chwili
zastanowienia usiadłam tuż obok. - Dziękuję, że mnie obudziłeś.
- dodałam. Oparłam głowę na jego ramieniu i czułam, jak
przyjemnie obejmuje moje plecy.
Jak
głupki zagadywaliśmy do pełzających żółwi. Pomagaliśmy im
pokonać zbyt wysokie górki piasku i większe kamienie, które
leżały na mokrym podłożu. Wsłuchiwaliśmy się w szum morza i
wydaje mi się, że w pewnym momencie słyszałam nawet plusk taki,
jaki wywołałyby dwa delfiny. Ale może piękno tego miejsca już za
bardzo zawróciło mi w głowie.
-
Just me, her and, the moon... -
zanucił po kilkudziesięciu minutach ciszy, gdy oparci o siebie
nawzajem obserwowaliśmy całe wybrzeże. Uderzyłam go w ramię
orientując się, że naśmiewa się ze mnie i śpiewa fragment
swojej piosenki.
-
Nie próbuj być romantyczny, Niall. - zaśmiałam się. Czasami mnie
irytował, ale później i tak kończyłam w jego ramionach.
***
Unosiłam
się i opadałam w jednostajnym rytmie. Nie za szybko, nie za wolno.
Pierwsze promienie dzisiejszego słońca wpadały do sypialni przez
otwarte, drewniane drzwi balkonowe, zza których widać było
przejrzystą wodę zatoki i najbliższą okolicę. Cykanie tutejszych
świerszczy i słyszalne z oddali nuty miejscowych utworów,
wygrywanych na gitarach - to wszystko tworzyło jedynie tło.
Dekoracja dla jego głębokich oddechów i mimowolnych stęknięć,
gdy ciężej i głębiej opadałam na jego biodra. Jego opalona twarz
wykrzywiała się w przyjemności, z miłością podziwiałam każdy
skrawek jego skóry tak pięknie potraktowany słońcem. Był moim
bogiem, nie mogłam przestać go wielbić. Za cele stawiałam sobie
bycie jeszcze bliżej niego, sprawianie nam obojgu przyjemności,
uszczęśliwianie go. Coś się we mnie działo, gdy nie mógł
powstrzymać swoich dłoni od dotykania mnie gdzie popadnie. Moje
podbrzusze ściskało się w ekstazie, gdy zerkałam na jego pełną
pożądania twarz i słyszałam niepohamowane, gardłowe jęki.
Doprowadzał mnie tym do białej gorączki, kusił bym jeszcze
częściej schylała się, zlepiała nasze spocone tułowia, całowała
jego szyję, obojczyk, policzki i mierzwiła jeszcze bardziej włosy.
-
Kurwa, Ann... - warknął, co mnie jeszcze bardziej podnieciło.
-
Tak, kochanie. No dalej.. - zachęcałam go, chcąc ujrzeć jego
wrażliwy moment, poczuć jak ściska mnie mocniej w talii, pocałować
sekundy później w usta i samej widzieć przez chwilę jedynie
ciemność, do której mnie doprowadził.
Zrobił
jednak coś, czego najmniej się spodziewałam. Myślałam, że był
już w takim stanie niemocy, że tylko czekał aż doprowadzę go do
końca. Chwycił mnie mocno w biodrach i nie rozłączając nas,
przewrócił mnie na plecy i górował nade mną, uwydatniając przy
tym swoje mięśnie barków, napięte plecy i tors. Gdy zajmował tę
pozycję przestawałam się zastanawiać, co najbardziej mnie w nim
pociąga podczas naszych "bliższych" chwil. Miałam to
przed oczami.
-
Jesteś zbyt seksowna, to powinno być karane. - zatopił twarz w
mojej szyi, gdy to mówił. Syczał. Dyszał. Nie odpowiedziałam
nic, mimo że chciałabym to samo powiedzieć o nim. Jedynie objęłam
ręką jego szyję i przycisnęłam mocniej do siebie, o ile było to
w ogóle możliwe.
Coraz
częściej zaczął kląć, jęczeć i opierać czoło o mój bark.
Składał mokre całusy na mojej szyi i w żwawym rytmie poruszał
biodrami, co jakiś czas wydając tym dźwięk obijania się skóry o
skórę. Zaczął ruszać się całym korpusem, jedną ręką ścisnął
mocno mój pośladek.
-
Jesteś blisko? - wysapał, już ostatkami tchu. Doprowadzał mnie
tym do szaleństwa, każdym słowem, dotykiem i oddechem.
-
Oh, Niall.. - tylko tyle byłam w stanie z siebie wydobyć, stanowczo
za dużo działo się w moim organizmie, żebym coś innego z siebie
wydusiła. Miałam w głowie tylko jego.
-
Dawaj, mała. - mówił. Krople potu spływały po jego szyi gdy
podniósł głowę i złączył nasze czoła. Przez ułamek sekundy
widziałam jego szarmancki uśmieszek razem z błyskiem w
ciemnoniebieskim oku, zanim spojrzał w dół, tam gdzie łączył
nasze ciała. Przełożył rękę z mojego pośladka na moje
najbardziej wrażliwe miejsce, które doskonale znał i wiedział, co
z nim robił. Zaczął mnie obserwować, gdy nie mogłam pohamować
jeszcze głośniejszych i częstszych jęków. Czułam na sobie
nawet, jak jego brzuch się napina. Gardło trzęsie od warknięć,
palce nie przestają pracować. Potem już zaczęłam widzieć
ciemność, w uchu słyszeć jego oddech i zachęcające szepty.
-
Spójrz na mnie. - jedna prośba, a tak trudna do spełnienia.
Spojrzenie na jego wyraz twarzy i wpatrywanie się w ogniki w oczach
podwoiły, albo i potroiły mimo wszystko moją przyjemność, nie
pamiętałam jak się zachowuje moje ciało. Całował mnie po szyi i
łączył nasze usta, gdy jego korpus coraz wolniej już się
poruszał, a mój tułów mimowolnie napinał się, unosił i opadał.
Jedno co pamiętałam to to, że wpatrywał się we mnie z miłością,
w momencie największej ekstazy był tuż obok i całował. A te
czynności wysyłały mnie na zupełnie inną orbitę szczęścia.
Jęknęłam
niezadowolona, gdy wysunął się ze mnie po kilkunastu minutach
leżenia w bezruchu i łapaniu oddechu. Opadł na plecy tuż obok i
mimo wszystko nie uwolnił się ode mnie, bo potrzebowałam
bliskości. Moje ciało było w stanie nieprzerwanej rozkoszy, więc
ostrożnie złączyłam nogi i dałam chwilę odpocząć
nadwyrężonemu kroczu. Zwinęłam się w kulkę i przytuliłam do
jego boku, czekając aż wygodniej się ułoży. Skończył z twarzą
tuż przy mojej, kładąc rękę na mojej talii.
-
To było.. - zaczął, ale nie dokończył. Szukał właściwego
słowa, ale nie znalazł.
-
Tak. - przytaknęłam więc, zyskując tym jego niski śmiech i czułe
cmoknięcie w czoło.
Z
chwilowego transu, w którym oboje się znajdowaliśmy, wyrwał nas
wibrujący telefon. W ciągu ostatniej godziny wydawało mi się, że
już coś dzwoniło, ale oboje byliśmy zbyt zajęci, by zajmować
sobie tym głowę. Byliśmy też na odległość z telefonami, a
przynajmniej większą niż na co dzień, starając się jak
najwięcej wynieść z wakacji i wspólnego czasu.
-
Twój dzwoni. - mruknął, zerknąwszy za swoje ramię. Dosięgnął
do małej szafki nocnej i odłączył urządzenie od ładowarki.
-
Kto to? - spytałam, nie chcąc bez potrzeby odbierać. Jeśli nie
był to nikt z rodziny, na pewno mógł poczekać. Zerknął więc na
ekran, trzymając go sobie tuż nad głową.
-
Ktoś z Anglii, nie zapisany numer. - podał mi, a ja wyraźnie
westchnęłam.
-
Jeśli będą chcieli mi sprzedać odkurzacz, już więcej nie
odbieram od nikogo poza mamą. - skomentowałam, na co zaśmiał się
w głos. Przesunęłam palcem po ekranie i przyłożyłam aparat do
ucha. - Halo?
-
Cześć, Ania. - usłyszałam po drugiej stronie, a moje serce
stanęło. Za bardzo cieszyłam się wolnością, prawda? Za dużo
mieliśmy oboje spokoju? Za mało miałam zmartwień? - Tu Damian. -
Nie musiał dodawać. I tak wiedziałam. Czułam to w kościach,
wystarczyły te dwa słowa i już wiedziałam, do kogo ten głos
należy.
-
Uhm, hej.. - mruknęłam, niezbyt przekonana. Nie chciałam z nim
rozmawiać. Musiałam postarać się o jak najmniej emocji, żeby
mnie nie poniosło. Nic nie mogło zakłócić mi mojego czasu
wolnego z Niallem. Nie było o tym mowy. - Dzwoniłeś? Byłam
zajęta. - Nie rozmawiałam z nim po polsku. Nie chciałam wzbudzać
od razu podejrzeń u Nialla który by się domyślił. Dlatego
jedynie zaczął się cicho śmiać, gdy użyłam słowa "zajęta".
Sprośny chłopak.
-
Tak, ja.. - zawahał się, a ja robiłam wszystko żeby się nie
rozłączyć. Tak bardzo chciałam to zrobić... - Zastanawiałem
się, czy może moglibyśmy spotkać. Porozmawiać. Nie odzywałaś
się... - próbował. Przymknęłam oczy i głęboko odetchnęłam,
dla zachowania spokoju. Nie mogłam dać się zwieźć jego miłym,
troskliwym tonem. Nie mogłam się rozpłynąć. Zabroniłam sobie.
-
Nie mówiłam ci, że wyjeżdżam? Nie wróciłam jeszcze.
-
Wspominałaś. Nie sądziłem, że na tak długo. - Był zmieszany,
nie wiedział co powiedzieć. Gdy przez chwilę zrobiło mi się go
żal, ugryzłam się w język. - I co, jak wakacje? Gdzie jesteś? -
pytał, nieco żywszym tonem. I co miałam mu powiedzieć, gdy tak
miło pytał? Wylać mu całą prawdę?
-
W porządku.. - zaczęłam, nie bardzo wiedząc co powiedzieć. -
Posłuchaj, nie za bardzo mogę rozmawiać. Dużo razy dzwonił
telefon i myślałam, że coś się stało..
-
Gdyby się stało, mogłabyś rozmawiać? - spytał, a mnie
zamurowało. Lubił krótkie piłki, zawsze był konkretny. Ale
teraz.. mnie uprzedził.
-
Nie wiem.. - powiedziałam szczerze, jak najciszej wzdychając. -
Słuchaj, porozmawiamy jak wrócę. Okej? - zaproponowałam, ze
świadomością jak bardzo źle robię.
-
Jasne, nie mogę się doczekać. Trzymaj się, mała. - nie byłam w
stanie się pożegnać. Nie po tym, jakich słów użył. Ogromna
gula blokowała mi gardło bo wiedziałam, że tylko jeden mężczyzna
powinien mnie tak nazywać. Ten, który leżał obok mnie.
Ten
sam, który już po chwili zadał najgorsze pytanie.
-
Kto dzwonił?
Nie
odpowiedziałam. Patrzyłam na niego i wiedziałam, że ciszą
odpowiem wystarczająco dobrze. Wiercił we mnie dziury wzrokiem i
warknął niezadowolony. Wiedział jednak, że nie przyda mi się
jego złość. Po naszej ostatniej rozmowie pamiętał, że
niezadowoleniem pogorszy moje samopoczucie, odrobinę winne
samopoczucie.
-
Ugh, jesteś moja. - jęknął, bardzo mocno się do mnie
przytulając, wciskając wręcz w materac. Zaśmiałam się
bezdźwięcznie na jego reakcję i zaczęłam delikatnie masować
jego plecy. Nie puszczał mnie ze swoich objęć i nie zamierzał,
dlatego spokojnie wyszeptałam:
Naprawdę nie mogę doczekać się by przeczytać cos nowego od ciebie :). Wchodzę tutaj codziennie z malutka nadzieja ze jednak cos będzie 😏
OdpowiedzUsuńBędzie, obiecuję! Zajmuje mi to teraz troszkę więcej czasu, ale będzie. Nie masz pojęcia jak mi miło, że jesteś i zaglądasz tutaj! :) postaram się więcej z siebie wykrzesać i niebawem czymś się z Wami podzielić.
Usuń