Manny

piątek, 4 marca 2016

#39



I need someone to miss me as much as I miss them.











 Chciałam wmieszać się w tłum. Zależało mi na tym, moje nerwy wynikające z obawy przed niepotrzebnym zwróceniem czyjejś uwagi wymieszane zabójczo ze zmęczeniem nie tworzyły zdrowego połączenia. Chowałam głowę, chciałam zatopić się w swoim swetrze, utonąć w miękkich butach, wtulić się w szalik i schować w szarym jak dzisiejsze niebo płaszczu. Nie miałam słuchawek w uszach, muzyka mnie nie uspokajała - wcisnęłam je rano zbyt głęboko do plecaka, żeby teraz wyciągnąć je swobodnie bez zatrzymywania się. Musiałabym opróżnić całą wielką kieszeń, potem znów ją zapełnić - nie miałam jak tego zrobić, nie podczas godzin szczytu na terenie Uniwersytetu w Londynie.
Mój umysł był już wyczerpany, wiele dni wczesnego wstawania i intensywnej pracy dały się we znaki i uprzykrzały mi dzień. Niestety wraz ze zmęczeniem pogłębiały się nerwy, szerzyły zlęknione myśli i zbyt długie rozważania nad najprostszymi rzeczami. Kuliłam się w swoim ciele i próbowałam zapewnić sobie choć odrobinę więcej spokoju. Chowałam nos w szaliku, który pachniał słodkimi perfumami, wbijałam wzrok w podłogę. Jedynie zgodnie z wyczuciem omijałam innych, spieszących się studentów i nauczycieli, liczyłam na łaskawość dzisiejszego szczęścia chociaż w tym fragmencie dnia, kiedy bardzo nie chciałam obijać się o ludzi. Czułam na sobie obce pary oczu, choć mogło być to równie dobrze przewrażliwienie wywołane niewyspaniem. Złudne czy nie, uczucie to krępowało moje ruchy i pewność stawianych kroków. Otrząsnęłam się z nieprzyjemnych myśli jedynie w momencie, gdy poczułam jak mocno ściskany przez moją dłoń telefon w kieszeni płaszcza zaczął wibrować. Drobinką komfortu było jego wyświetlone na ekranie imię wraz z domowym, kochanym zdjęciem, sygnalizujące przychodzące połączenie.
- What's the craic, pet? Where are ya? - usłyszałam płynny, dla moich uszu piękny akcent. Wewnętrznie odetchnęłam z ulgą, mogąc na chwilę odciąć się od otaczających mnie ludzi i wyłączyć ze świata, mając na uwadze tylko i wyłącznie jego.
- Zaraz wracam z uniwerku, załatwiłam kilka rzeczy i zaliczyłam jeden przedmiot. - odparłam, doszukując się w tle jego oddechu, warkotu silnika, czegokolwiek znajomego, co jeszcze bardziej pomogłoby mi się uspokoić i zrelaksować. Wyminęłam grupkę, na oko, pierwszorocznych studentów i otrzymałam od nich długie spojrzenia, jakbym nie wiadomo jaką krzywdę im zrobiła. Ściągnęłam brwi i starałam się skupić na znajomym mi głosie. - A co tam?
- Dwa skrzyżowania i jestem na parkingu przy głównym wejściu. Pasuje? - powiedział. Pokiwałam ochoczo głową, nie skrywając lekkiego uśmiechu z niespodziewanej poprawy samopoczucia. Zorientowałam się jednak, że oczywiście nie zobaczy mojej reakcji.
- Pasuje.


Zobaczenie w oddali jego dużego samochodu spowodowało, że wewnętrznie westchnęłam z ulgą. Wciąż chowałam się w sobie przed wszystkimi, ale już kierowałam się ku znajomym i ciepłym emocjom, więc o tyle było mi lepiej. Szczelniej zawinęłam dookoła siebie płaszcz i przyspieszyłam kroku. Czarny Range Rover wyróżniał się wśród pozostałych aut na parkingu, biorąc pod uwagę niestabilne życie przeciętnego studenta. Czułam się jak młodsza wersja siebie, tyle że wyjęta z jakiejś bajeczki, opowiastki dla nastolatek. Zbliżywszy się do miejsc parkingowych wysiadł z okularami przeciwsłonecznymi na nosie i w czarnej zamszowej bomberce, którą tak na nim lubiłam. Oczywiście, że nie było mu zimno - wysiadł z ogrzewanego samochodu. Nie towarzyszyło mu przewrażliwienie tak jak mnie, która opatulała się płaszczem dla własnego komfortu jak tylko mogła. Obszedł samochód przed maską i stanął przy drzwiach pasażera, otwierając je dla mnie. Poprawił okulary i zerknął w bok, gdy czyjś podniesiony głos i wołanie zwróciły jego uwagę. Nie dał się jednak na długo rozproszyć, bo sięgnął wolną od trzymania drzwi ręką po telefon w tylnej kieszeni spodni, przesunął palcem po ekranie i przyłożył sobie do ucha. Mimo rozpoczętej rozmowy spoglądał na mnie i obdarował mnie promiennym uśmiechem, gdy byłam już na wyciągnięcie ręki. Zrobił krok w przód, gdy miałam zamiar wsiąść do samochodu i powstrzymał mnie od tego, w ostatniej chwili łapiąc mnie za ramię. Podniosłam na niego wzrok i zobaczyłam, jak zbliża się do mnie i przytula mnie, w zamian za inne powitanie, którym pewnie by mnie potraktował gdyby nie fakt, że musiał co i rusz odpowiadać do słuchawki.
- Jasne, wezmę to pod uwagę. Dzięki. - mówił. Słysząc jego ton głosu rozumiałam, dlaczego wciąż mnie nie puszczał z objęć, dlatego postanowiłam to wykorzystać. Wsunęłam obydwie ręce pod jego kurtkę i zaplotłam na plecach, schowałam twarz w jego piersi i tak oddychałam jego ciepłem, gdy duża dłoń bezmyślnie wędrowała po moich ramionach. - W porządku. Zgadamy się później, okej? - kontynuował, a ja pozwalałam moim napiętym mięśniom zrelaksować się. Powoli odpuszczało złe samopoczucie skumulowane w najciemniejszych zakamarkach mojego ciała, rozpuszczało się pod wpływem przyjemnego piżmowego zapachu, wibrującego i głębokiego głosu oraz rozbrajającego serca, którego bicie czułam bez nadmiernego wysiłku czy skupienia. - No, odezwę się. Na razie. - odsunął urządzenie od ucha i szybko opróżnił dłoń. Zamknął mnie w ciasnym uścisku i zniżył głowę jak najbliżej mojej, wydając przy tym odgłos jak atleta podnoszący ogromny ciężar. - Cześć, przytulanko! - zaskomlał zabawnie, mocno cmoknąwszy mnie w bok głowy. Podniosłam na niego wzrok i lekko się uśmiechnęłam na widok jego uradowanej, pięknej twarzy, zasłoniętej jedynie okularami przeciwsłonecznymi na wysokości oczu.
- Lubię takie niespodzianki. - mruknęłam. W odpowiedzi dostałam mokrego buziaka w nos i podejrzewam, że byłoby ich znacznie więcej, gdyby nie podniesiony głos w oddali, mówiący "O mój Boże, to naprawdę on!". Lekko westchnął i odsunął się o kawałeczek, w sam raz tak, bym mogła zerknąć mu przez ramię i zorientować się, co się dzieje.
Dwie dziewczyny, które raz już dzisiaj minęłam w jednym z korytarzy, patrzyły na nas wielkimi oczyma. Zaczynały się kłócić o to, czy powinny podejść do niego czy nie, dlatego raz jeszcze spojrzałam na blondyna i kiwnęłam głową w stronę samochodu. Ze spuszczoną głową usiadłam w fotelu pasażera i cierpliwie poczekałam, aż zajął swoje miejsce i włączył silnik. Tego drugiego jednak nie doczekałam się, bo zamiast charakterystycznego warkotu silnika poczułam delikatne muśnięcie jego dłoni na moim podbródku. Odwrócił mnie do siebie i słabo się uśmiechnął, odgarniając kilka ciemniejszych już kosmyków za lewe ucho.
- Hej, uśmiechnij się. Masz takie śliczne rumieńce, gdy to robisz. - powiedział, zalotnie unosząc przy tym kąciki ust. Speszyłam się, moje palące policzki były czymś, na czego punkcie byłam przewrażliwiona. Odwróciłam nieśmiało głowę i nie mogłam nie uśmiechnąć się, kiedy tak igrał z moimi reakcjami na jego ciepłe, przesłodzone czasami (celowo albo i nie) słowa. Nie trudno było u mnie o zawstydzenie, jeśli grał romantycznością przy mnie. Nie odnajdowałam się w niej, dlatego już po chwili śmiał się pod nosem i mruczał: - Ah, there ya go. The prettiest smile in the world!

Siedząc już w znajomym i miękkim fotelu w aucie, otoczona "domowymi" zapachami, mogłam się niemalże całkowicie zrelaksować. Niall podłączył swój telefon do radia i z głośników płynęły przyjazne pociągnięcia strun, uderzenia perkusji lub basów oraz głosy zachęcające do wspólnego śpiewania. Wolnym tempem wyjeżdżaliśmy ze ścisłego centrum Londynu, nie mając już w tej okolicy nic do załatwienia i chcąc uniknąć tłoku i zamieszania.
- Jadłaś coś? - spytał, hamując na czerwonym świetle.
- Nie. - pokręciłam głową. - Jakoś przed jedenastą kupiłam sobie kawę i kanapkę, później już nic. Nie miałam za bardzo kiedy, poza tym wszędzie było pełno ludzi. - tłumaczyłam, obserwując jak samochody przed nami mozolnie przesuwają się do przodu.
- To co, jedziemy gdzieś? - zaproponował, na co chętnie pokiwałam głową.
- Jasne, możemy. - uśmiechnęłam się do niego, zadowolona z propozycji.
Kontynuowaliśmy naszą podróż przez zatłoczone ulice Londynu, cierpliwie próbując dostać się do obrzeży miasta. Godziny szczytu skutecznie wydłużały nam jazdę, dlatego wyciągnęłam się nieco wygodniej w fotelu i oparłam ramię na podłokietniku między naszymi siedzeniami, gdzie było od groma miejsca i oboje mogliśmy się oprzeć. Mimo udogodnień samochodu, Niall wciąż wolał tradycyjną obsługę pojazdu, dlatego co i rusz poruszał nadgarstkiem, by zmienić bieg. Gdy miał od tego wolną chwilę lub zatrzymywał się na skrzyżowaniu, bawił się moimi palcami dla zajęcia dłoni.
- Patrz, taka dobra muzyka, a tacy niemili. - mruknęłam, gdy jako kolejna rozbrzmiała piosenka Mumford & Sons. Zerknęłam na niego, jak jego wątłe ciało wygodnie siedziało za kierownicą, tułów delikatnie wygięty od przygarbionej pozycji. Spojrzał przelotnie na mnie, gdy zerkał w lusterko i zmieniał pas na nieco szybszej już drodze. Mruknął jedynie w odpowiedzi, widocznie ciesząc się z luzu na drodze. Przycisnął pedał gazu i swobodniej złapał kierownicę prawą ręką, lewą kontrolując co chwilę biegi. Lubiłam go oglądać skupionego i zrelaksowanego jednocześnie, bo był jednym z tych, którzy odpoczywali za kółkiem. Okulary wciąż na nosie, mimo nie atakującego aż tak słońca. Mimo wszystko również ja nauczyłam się już nosić okulary przeciwsłoneczne w ponure dni, jako zboczenie naszych realiów. - To znaczy, na pewno są mili, ale wiesz. - dodałam, nie chcąc uogólniać i nazywać kogoś burakiem. Pamiętałam jednak kilka sytuacji, w których dwa odmienne zespoły się skonfrontowały... nie należały te chwile to przyjaznych.
- Mili, czy nie... Muzyka zostaje, mam rację? - skomentował, na chwilę się do mnie odwracając. Przytaknęłam i pozwoliłam, by spokojne brzmienie uzupełniło wygodną ciszę między nami.
Hrabstwo Hertfordshire było naszym spokojem. Pełne mniejszych miasteczek, domów jednorodzinnych i bliźniaków, rozsiane polami i szkółkami golfowymi. Tak niedaleko od samego Londynu, a pachnące tak odmiennym powietrzem od tego miejskiego, wręcz światowego. Supermarkety na końcach głównych dróg, kilka pomniejszych stacji kolejowych, nieduży uniwersytet - to wszystko tworzyło całkiem urokliwą całość, zadowalając nas a głównie Nialla, który to kilka lat temu zdecydował się razem z Williamem na wyprowadzkę z ośrodka hałasu i zgiełku.
Niall wjechał na rozsypany żwirkiem parking przed drewnianym, dobrze znanym nam nam budynkiem. Nie raz przejeżdżaliśmy obok tej knajpki w drodze do domu, a i blondyn często wspominał o ichniejszych wyśmienitych stekach, które lubili zjadać z kuzynem. Poza naszym autem stały jedynie trzy inne, co wróżyło nam jeszcze przyjemniejszą atmosferę. Normalne wyjście na obiad często było dla nas wyzwaniem, dlatego taki widok uszczęśliwiał.
Zatrzymaliśmy się z boku, pod płotem. Powoli zaczęliśmy zbierać swoje manatki, Niall tradycyjnie chowając niektóre rzeczy do schowka pod podłokietnikiem i wciskając telefon z portfelem do ciasnych kieszeni dopasowanych jeansów. Zapięłam swój mały, różowy plecak i widząc, że już zaczął wysiadać zrobiłam to samo. Obeszłam samochód dookoła, chrupocząc trampkami o podłoże. Stał zwrócony już w stronę dojścia do budynku, tyle że z wyciągniętą do mnie ręką. Złapałam ją, splatając nasze dłonie i ciesząc się, że był dla mnie i robił to z przyjemnością.
Ruszyłam do przodu, on jednak miał inny pomysł i pociągnął mnie za rękę, odwracając tym samym do siebie. Wylądowałam kilka centymetrów przed nim, szukając odpowiedzi w jego na wpół zakrytej twarzy i powoli ją odkrywałam, gdy nonszalancko uniósł kącik ust.
- Czy mogę cię pocałować? - spytał, lekko zwilżywszy usta językiem. Zniżył swoją głowę do mojej i dałabym sobie rękę uciąć, że wiercił mi dziury w oczach przez swoje grube szkła przeciwsłoneczne.
- Nie wiem. Możesz? - pytałam, ciekawa reakcji. Uniósł głowę i dyskretnie rozejrzał się dookoła, dbając jak zwykle o naszą prywatność. Okazywanie sobie uczuć poza domem bywało rzeczą zakazaną, nie tylko przez prawo posiadania klasy i dobrego wychowania. Ograniczaliśmy się do chodzenia za rękę, choć i to bywało niedozwolone. Dlatego moment, w którym spojrzał znów na mnie, wolną ręką objął moją talię i cwaniacko się wyszczerzył, był dla mnie potężną dawką radości.
- Chyba mogę. - mruknął, zbliżając się do mnie. Przywarł do mnie mocno ustami, trwając tak w jednym, zapierającym dech w piersi pocałunku przez kilka dobrych sekund. Zaczęłam się przechylać do tyłu pod naciskiem jego warg, nie trzymającą go dłonią objęłam odrobinę szorstki policzek i nabrałam dużo powietrza przez nos. Oderwał się ode mnie z głośnym cmoknięciem i nie zdążył się dobrze uśmiechnąć, a ja kilka razy pod rząd, krótko ale wystarczająco pożądliwie pocałowałam go w te ciepłe, lekko malinowe usta. Potem przez kilka sekund szczerzyliśmy się do siebie jak idioci, ale to dobrze. Póki idioci są szczęśliwi, nikt im nie zabroni.
Pociągnął mnie w końcu za sobą do lokalnej restauracji i otworzył drzwi, żebym mogła swobodnie wejść. Ogarnęły mnie przyjemne ciepło i porcja smacznych zapachów, ciemny ale przytulny wystrój i domowy charakter. Zrobiłam kilka kroków w przód z Niallem drepczącym tuż za mną, asekuracyjnie trzymającym dłoń na moim biodrze. Nie zdążyłam zacząć się zastanawiać, przy którym z drewnianych stołów moglibyśmy usiąść, bo średniego wzrostu kelnerka pojawiła się tuż obok z uśmiechem na twarzy.
- Dzień dobry, dla dwóch osób stolik? - spytała, zbierając z lady po naszej prawej stronie karty dań.
- Tak, poprosimy. - usłyszałam za sobą, na co brunetka zaczęła nas prowadzić w głąb pomieszczenia.

Usiedliśmy w wygodnej loży wykończonej bordowymi zdobieniami, daleko przy ścianie. Niall jak zwykle zaczął od wyłożenia na stół portfela i telefonu, żeby przypadkiem nie uszkodzić swoich czterech literek. Kelnerka położyła nam przed nosami menu i upewniła się, że wszystko jest ładnie wysprzątane i nie będziemy mieli do czego się przyczepić. Wątpliwe, znając przyjazną atmosferę tej okolicy, ale miło było widzieć jej starania.
- Za kilka minut podejdziemy i zbierzemy zamówienie. – poinformowała nas, grzecznie odchodząc ze swoim dyndającym czarnym kucykiem.
Zaczęłam rozglądać się za czymś do zjedzenia i faktycznie czytałam kartę dań, w przeciwieństwie do blondyna. On już zdążył zerknąć na jedną stronę i zamknąć kartę, położyć na niej łokcie i przeglądać coś zawzięcie lub z nudów w telefonie.
- Ty już? – zdziwiłam się, choć może nie powinnam. Mogłam się tego spodziewać, a zamiast tego patrzyłam jak nonszalancko potakuje głową i uśmiecha się do mnie znad ekranu.
- Stek z warzywami i ziemniaczanym puree. Klasyk. – odparł, odkładając na bok telefon i poświęcając mi cała swoją uwagę. Zdjął już z nosa okulary i co i rusz rozglądał się dookoła.
- To co ja mam wziąć? – jęknęłam, nie mogąc się podziać w dziesiątkach przeróżnych propozycji obiadowych. Zdecydowanie dłużej myślę nad jedzeniem niż przygotowuję się rano do wyjścia.
- Weź jakiś makaron, dasz mi później spróbować. - zaproponował, wyczekując mojej decyzji. Skanowałam wzrokiem wszystkie proponowane pasty przez kolejne minuty i już byłam pewna, że poradzę sobie z decyzją, kiedy jak zwykle obecność kelnera rozbiła moje skupienie i bardzo, ale to bardzo byłam nieprzygotowana. Zawsze w tym samym momencie ogarniały mnie nerwy, mimo że to ja byłam klientką i nie ja powinnam się martwić. Miałam pustkę w głowie i prosiłam w myślach, żeby Niall nie robił za aż takiego dżentelmena i złożył zamówienie jako pierwszy.
- Dzień dobry, czy mógłbym przyjąć już od państwa zamówienie? - usłyszałam młody, męski głos nad sobą. Zbierałam się w sobie, żeby być gotową do podjęcia teraz już spontanicznej decyzji. To tylko restauracja, a zawsze tyle nerwów.
Zerknęłam kontrolnie na blondyna i zobaczyłam, jak kiwa na mnie głową.
- Poproszę spaghetti po bolońsku. - powiedziałam na wydechu, godząc się z samą sobą na zamówione jedzenie. Klasyczne spaghetti nie mogło być złe, prawda?
- Dla mnie średnio wysmażony stek.. - mówił, gdy zamykałam menu. Dogadywał się w szczegółach a propos swojego dania i dodatków, a za chwilę obsługujący nas mężczyzna zwrócił się raz jeszcze do mnie.
- Coś do picia?
- Wodę mineralną poproszę. - odparłam, dopiero pod koniec zdania dokładniej spoglądając na kelnera.
Bardzo nie lubiłam gęsiej skórki, nie przepadałam też za suchością w gardle i w nieprzyjemny sposób przyspieszającym sercem. Te i wiele innych objawów spotkały mnie wraz z krótkim, bo niemalże od razu przerwanym przeze mnie samą, spojrzeniem na bruneta. Wysokiego, o piwnych oczach, dobrze zbudowanego i z wyraźną pewnością w głosie i mimice twarzy. Nie zwracałam wcześniej uwagi na jego głos bo nie sądziłam, że jest to możliwe. Byłam przekonana, że nie trafię na nikogo tak znajomego w pobliżu domu, tego na Wyspach.
Faktycznie, gdy wyostrzyłam wzrok i zdałam sobie sprawę, że to on, zaczęłam nagle oglądać swoje paznokcie. Nie wiedziałam czy zdążył mnie rozpoznać ale miałam nadzieję, że nie. Nie byłam gotowa na taką konfrontację, nie miałam na nią ochoty obojętnie jak bardzo bym jej nie pragnęła kilka lat wcześniej.
Nie pomagał fakt, że czułam na sobie jego wzrok. Nie chciałam panikować, silnie ze sobą walczyłam ale i modliłam się, żeby już poszedł. Czułam się jeszcze drobniejsza i bardziej bezbronna, zwłaszcza z nieświadomym wszystkiego Niallem na przeciwko mnie, nawet nie do końca na wyciągnięcie ręki. Wróciło niespokojne samopoczucie, które zdążyłam już częściowo zwalczyć od momentu, gdy przyjechał po mnie chłopak.
- Zostawiam jedną kartę, gdyby zdecydowali się państwo na coś jeszcze. - z tymi słowami odszedł, a dla mnie były one jedynie potwierdzeniem. Znałam jego dobry, naprawdę przekonujący akcent. Zawsze ciepły głos, bo lubił się śmiać. Zacisnęłam na chwilę powieki, próbując pozbyć się wszelkich myśli, każdych wspomnień i niechcianych rozproszeń. Nabrałam dużo powietrza przez nos i zaczęłam spokojnie je wypuszczać, starając się nie doprowadzić do ataku rosnącej paniki. Przeczesałam obydwiema dłońmi włosy i poczułam lekkie kopnięcie pod stołem. Ocknęłam się z nieprzyjemnego stanu uspokajania siebie samej i wmawiania sobie, że wszystko jest w porządku; zerknęłam przed siebie i zobaczyłam uniesioną w zastanowieniu brew blondyna.
- Co jest? - spytał, bez ogródek. Znał mnie za dobrze, żeby nie rozpoznać zmiany w moim samopoczuciu. Zazwyczaj dobra cecha, w tamtej chwili nie do końca.
Ciężko odetchnęłam. Obiecywaliśmy sobie szczerość bez względu na to, jak nacechowaną. I wiedziałam, że prędzej czy później się dowie, że będąc w liceum nie tylko Patryk miał na mnie oko. Pytanie tylko brzmiało, dlaczego moja przeszłość musiała wciąż wracać? Dlaczego nie mogłam po prostu iść dalej, nie zastanawiać się, zapewnić spokój sobie i Niallowi? Dlaczego wyjdę na łatwą dziewczynę tylko dlatego, że więcej niż jednemu się kiedyś spodobałam? Nie planowałam nic z tego, co kręci się teraz po mojej głowie.
- To będzie niezręczne.. - mruknęłam, hamując z całej siły lawinę myśli. Skupiłam się na jego dłoniach, które swobodnie leżały złączone na stole. Gdy poczułam, że powinnam spojrzeć na niego, utkwiłam wzrok w jego ustach, wędrowałam oczyma po całej jego twarzy, szukałam tam spokoju i ukojenia dla nerwów.
- Bardziej niezręczne od faktu, że ten kelner nie przestaje gapić się na ciebie? - uniósł brew w zaciekawieniu, lekko się uśmiechnął ale wiedziałam, że jedynie częściowo w żartobliwy sposób.
Zagryzłam wargę i spojrzałam mu w oczy. Uśmiechał się, ale radość nie dosięgała jego oczu. Był odrobinę podirytowany, o ile nie oceniam zbyt delikatnie. Bajka czytana w książkach ziściła się, jego oczy faktycznie przybrały ciemniejszy odcień niebieskiego.
- Co? - spytał, obserwując moje milczenie. Wpatrywał się we mnie i próbował przeczytać cokolwiek z wyrazu twarzy, błądził wzrokiem po niej tak samo jak ja nieustannie.
- Ma na imię Damian, kelner. - Zaczęłam, czując napływające do policzków ciepło, tym razem niezbyt przyjemne. - Chodziliśmy razem do klasy w liceum. - dodałam, nie chcąc od razu podawać mu na talerzu wszystkich szczegółów. Uniósł brwi w zdziwieniu.
- Serio? - w odpowiedzi jedynie kiwałam potakująco głową, zwinęłam usta do wewnątrz i przez chwilę milczałam. - Mieliście od tamtej pory jakiś kontakt? - spytał, wyraźnie wciąż zastanawiając się nad całą sytuacją.
- Nie.. - od razu zaprzeczyłam, zgodnie z prawdą. - Dlatego to dla mnie szok, że akurat tutaj go widzę. - dokończyłam, wzruszając ramionami.
- Jaki ten świat mały.. - mruknął. Przez cały czas wyglądał na nieco zamyślonego, na pewno próbował wywęszyć temat.
Zanim jednak cokolwiek więcej ode mnie wyciągnął, cała zamarłam. Przyszedł z napojami tak nagle, że gdy myślałam nad naszą rozmową, bez uprzedzenia przed moimi oczami pojawiła się jego duża dłoń Damiana, pewnie trzymająca moją szklankę i butelkę z wodą jednocześnie. Pewnie przez chwilę wstrzymałam oddech, bojąc się o wyczucie tego samego, znajomego zapachu. Bolałyby mnie zmysły, byłyby rozkojarzone i niespokojne. Przełknęłam ślinę i nie podnosiłam wzroku wyżej, niż to było konieczne. Zatrzymałam go na blondynie, który w przeciwieństwie do mnie zachowywał się jak człowiek, zwrócił uwagę na obecność kelnera i odsunął się dla zrobienia miejsca na stole. Nie potrzebowałam odwracać głowy by dostrzec, że przez chwilę zawieszono na mnie piwne oczy. Ja jednak trwałam wpatrzona w Nialla, który wydał z siebie grzeczne "dzięki", kiwając przy tym głową i miałam nadzieję wykonując ten gest za nas obojga.
Wdech, wydech. Błękitne oczy. Okrągły nos. Pieprzyki na szyi. Wszystkie jego cechy charakterystyczne, które zwracały moją uwagę i odwracały myśli. Wszystko to, za co go kochałam. Chociaż, czy ja naprawdę potrzebowałam przypomnienia, dlaczego go kocham? Z każdym oddechem to wiedziałam, nawet w ułamkach sekundy kiedy nie oddychałam, byłam tego świadoma.
Nie trudno było się zorientować, dlaczego Niall ciasno obejmował moją talię, kiedy wstawaliśmy od stołu. Pomógł mi nawet ubrać płaszcz, czego nie robi codziennie a jedynie wtedy gdy ociągam się i czeka, aż zbiorę swoje manatki. Za każdym razem kiedy Damian podchodził do naszego stolika, ja się dusiłam. Panikowałam, źle się czułam. Blondyn widział to, wiedział jak mnie obserwować i mimo że widziałam każde jego sceptyczne spojrzenie w stronę bruneta, robił wszystko dla mojego komfortu. Rozmawiał ze mną na przyjemne i zabawne tematy, nie pokazywał słowami, że jest zazdrosny. Jedynie słowami.
Głęboko odetchnęłam, gdy wyszliśmy na powietrze. Potrzebowałam odrobiny rześkiego wiatru, specjalnie nie zapinałam guzików i pozwoliłam, żeby chłód owiał moją szyję i rozluźnił wszystkie napięte mięśnie. Wyraźnie się zrelaksowałam, dlatego objął moje ramiona i mocno do siebie przycisnął, wyciągając w tym samym czasie kluczyki do samochodu.
- Ania? - usłyszałam za sobą i bardzo, ale to bardzo chciałam się przesłyszeć.
Wyszedł z restauracji w swoim kelnerskim fartuchu i niepewnie robił kroki w przód, aż w końcu dzieliło nas niewiele więcej niż kilka metrów. Dookoła było pusto i cicho, więc bez problemu dogadalibyśmy się z takiej odległości. Pochłaniał mnie wzrokiem, tak jakby przypominał sobie każdą chwilę, w której mnie widział. Wszystkie przerwy między lekcjami, podczas których rozmawialiśmy. Każda minuta, którą spędzał na komplementowaniu mojego wyglądu. Wszystkie niewypowiedziane komentarze na temat mojego związku z Patrykiem. Każde spojrzenie, którym błagał mnie o rozsądek i danie mu szansy. Każde moje spojrzenie, którym nie wiedziałam co robić, sprawiałam ból nam obojgu. Bo potrzebowałam czegoś prawdziwego, ale nie mogłam się uwolnić od tego toksycznego. Nie dałam mu nigdy szansy poza kilkoma skradzionymi buziakami, które zostawiały nas w milczeniu przez kolejne dni.
- Nie powinieneś pracować? - spytałam, bardzo niepewnie. Po polsku. Zamrugał kilka razy, wyrwałam go tym z intensywnego toku myślowego.
- Kolega wszedł za mnie. Głupio się nie przywitać, nie porozmawiać. - wytłumaczył, wzruszając delikatnie ramionami. Przestąpiłam z nogi na nogę nie bardzo wiedząc, co robić. Serce biło mocniej, bo pamiętało wszystkie dobre rzeczy, zaś głowa myślała za dużo i sprawiała, że czułam się bardzo nieswojo. - Nie myślałem, że cię tu znajdę. Nikt nie wiedział, gdzie się podziałaś. - zauważył.
- Bo nikomu nie mówiłam. - mruknęłam, zgodnie z prawdą. - Potrzebowałam zmiany. - dodałam po chwili namysłu. Bardzo żałowałam, że Niall nie stał obok, dla wsparcia. Kątem oka widziałam, że opiera się o maskę samochodu, ale nie miał pojęcia o czym rozmawiamy. Nie chciałabym być na jego miejscu.
- Tęskniłem. - Powiedział cicho. Wywołało to mój wewnętrzny wybuch emocji, mało brakowało do płaczu. Byłam rozdarta, nie wiedziałam co robić. Za dużo wróciło do głowy, za dużo działo się teraz. Dwa odmienne światy, dwie różne historie.
- Hey, Pet? - usłyszałam za sobą. Zauważył, że się trzęsę. Przypomniał mi o swojej obecności, zaczął stawiać drobne kroki na żwirowym parkingu.
- Już idę. - odwróciłam się do niego na moment i obdarowałam ciasnym uśmiechem. - Damian, słuchaj, porozmawiajmy kiedy indziej, co ty na to? Mamy kilka rzeczy do załatwienia, poza tym nie chcę cię zatrzymywać w pracy. - Siliłam się na spokój, co było nie lada wyzwaniem. Stałam pomiędzy dwoma mężczyznami, z którymi coś mnie łączyło. Co z tego, że jeden był przeszłością, skoro wszystkie żarty i półsłówka, najprzyjemniejsze wspomnienia, wróciły? - Masz mój telefon. - Ann, co ty robisz? Nie wyjmuj tego portfela. Nie szukaj wizytówki. Nie dawaj mu. Idź do samochodu. - W chwili wolnej możemy się zobaczyć. Trzymaj się. - Odwróciłam się. Poszłam. Niall otworzył mi drzwi i poczekał, aż wsiądę.
Odjechaliśmy.
A Damian stał z wizytówką w ręku.

***


- Co było między wami?
Pytanie to spowodowało, że upuściłam telefon. Odbił się od drewnianych paneli i chwilę zajęło mi zarejestrowanie, co się stało. Podniosłam szybko urządzenie i upewniłam się, że nic mu nie jest - nie chciałam znowu mieć z nim problemu. Odłożyłam na szafkę nocną i podłączyłam do ładowarki. Zdjęłam z nadgarstka gumkę do włosów i zaczęłam formować na głowie coś przypominającego kok, nie do końca udany, nadający się do snu.
- Annie. - zwrócił raz jeszcze moją uwagę, tym razem o wiele bardziej zdecydowanym głosem. Był zły, dał w końcu upust emocjom, które tłumił w sobie przez całą podróż powrotną do domu, popołudnie z Williem i kolację. Ja milczałam, on milczał. Było zimno.
Odwróciłam się do niego, stojącego przy garderobie. Opierał się o framugę drzwi z założonymi na piersi rękoma, odrobinę niecierpliwy. Wiedziałam, że teraz już nie ucieknę przed prawdą.
- Jesteś na mnie zły. - stwierdziłam, cienkim głosem. Usiadłam bokiem na łóżku, przodem do niego.
- Annie, panikujesz na widok starego znajomego, później rozmawiacie, denerwujesz się, dajesz mu swój numer.. - wyliczał. - Zrobił ci coś?
- Nie.. - mruknęłam, kręcąc przecząco głową. Nabrałam dużo powietrza do płuc, zanim cokolwiek innego powiedziałam. - Byliśmy blisko.
- Co, był twoim chłopakiem? Kolejny, którego będę chciał pobić? - spytał, pół żartem pół serio. Miał napiętą żuchwę, wystawała mu żyła z boku szyi. Był zazdrosny i niezadowolony. - Lalka, no..
- Chcieliśmy być razem, ale nie byliśmy. Byłam z Patrykiem, bałam się od niego odejść, a w szkole, no.. - mówiłam trzęsącym się głosem. - W szkole nie było Patryka. Nie widział, że coś się dzieje. Lubiliśmy swoje towarzystwo, próbowaliśmy ale.. - urwałam, nie wiedząc co dalej dopowiedzieć. - Wyjechałam, kontakt się urwał. Nie rozmawiałam z nim od tamtej pory. Aż do dzisiaj.
- Czyli technicznie rzecz biorąc, wciąż mu się podobasz. - Skomentował, zdejmując z siebie podkoszulek.
- Skąd mogę wie...
- Annie, to widać. - przerwał mi, kładąc się na swojej stronie łóżka. - Dałaś mu swój numer, więc facet ma do ciebie swobodny dostęp.
- Niall, a co miałam zrobić? Powiedzieć "fajnie cię widzieć, do zobaczenia nigdy"? - spytałam. Obserwowałam jak przykrywa się kołdrą i ustawia budzik w telefonie. Nie spojrzał na mnie ani przez chwilę. - Wiesz, że bym tego nie zrobiła.
- Tak, bo jesteś za dobra dla ludzi. - powiedział pewnie, na co zamknęłam usta. Ściągnęłam do środka i zamilkłam. - Dajesz wolną rękę kolesiowi, do którego coś czułaś. Obok mnie. Może mam cię zawieźć na waszą kawę? - mówił, po czym odwrócił się do mnie tyłem i zgasił swoją lampkę nocną. - Najlepiej zaprośmy go do domu, upiekę mu babeczki i porozmawiamy o piłce nożnej. - dokończył.
Przez chwilę wpatrywałam się jeszcze w jego plecy, oszołomiona tym co się właśnie stało. Czułam się jeszcze mniejsza, bezradna i bezsilna. Serce mnie bolało, bo przecież nie chciałam wrócić do Damiana. Nie chciałam w ogóle z nim od nowa zaczynać. Pojawił się, trudno. Wspomnienia wróciły, co zrobię. Czułam się rozdarta.. Kto by się nie czuł? Niall miał prawo być zazdrosnym, rozumiałam to, ale.. Nie wtedy, kiedy nic się nie dzieje. Nie czułam się dobrze z tym, że na mnie naskoczył.
Zwinęłam się w kłębek po swojej stronie łóżka, przodem do drzwi. Starałam się zabrać jak najmniej kołdry. Było mi zimno i nie mogłam zasnąć. Moją klatkę piersiową rozsadzał ból, głowa pękała mi od tysięcy myśli. Wypłynęły z pierwszymi łzami, bo nigdy tego nie chciałam. Nie lubiłam się kłócić i nie chciałam, żeby był na mnie zły.
Minuty leżenia w ciemności mijały, słone stróżki zaczęły wchłaniać się w moją poduszkę. Było ich tyle, że musiałam pociągnąć nosem. Nie chciałam się ruszać, rozbudzać go czy jeszcze bardziej złościć wstawaniem do łazienki, lub wychodzeniem do salonu. Wtuliłam się mocniej w pościel i starałam zasnąć, ale sen nie przychodził.
Przyszło natomiast jego zdenerwowane westchnięcie. Odwrócił się na materacu i nie spodziewając się ani oczekując protestu z mojej strony, przytulił mnie. Schował twarz w mojej szyi i ciasno objął ręką, ogrzewając moje zziębnięte i przygnębione ciało. Pociągnęłam kilka razy nosem bo wiedziałam, że był świadom.
- No już, nie płacz. - mruknął, wciąż niezbyt szczęśliwym tonem. Ale przytulił. - Jesteś za ładna, żeby płakać. - dodał, jakby włączyła mu się klapka na mówienie. - Taka ładna, że niedługo wszyscy będą cię zjadać wzrokiem, a ja będę musiał siedzieć i...
- Niall. - głos mi się złamał. Nie chciałam więcej słyszeć.
- Przepraszam. Śpij, mała.

Zasnęłam.








________________________________________________





Czy ktoś jeszcze o mnie pamięta?


1 komentarz:

  1. JAkie to świetne uczucie, znowu czytać co się dzieje u Annie i Niall'a :)
    ehh, Niall zazdrośnik! Ale mam nadzieję, że Annie nic głupiego nie zrobi :)
    Świetny rozdział aw, jasne że o Tobie pamiętamy!! ♥♥♥
    @nivllx

    OdpowiedzUsuń