Manny

wtorek, 10 stycznia 2017

#50



Rozdział niespodziewany. Ale prawdziwy. Bo wiem jak czuje się Annie.
Z tą różnicą, że Niall nie ululał mnie do snu.




*




                Łóżko traci wszystkie swoje zalety w momencie, gdy pojawia się bezsenność. Zwykle niebiański materac zaczyna denerwować i uwierać, poduszki się wygniatają i tylko wykrzywiają kark. Kołdra zdążyła się obrócić i uwiera mnie swoim rantem, bo tak bardzo się wierciłam i odwracałam z boku na bok. Wszystkie drobne, domowe odgłosy wydawały mi się niesamowicie głośne, a moja głowa… To był zupełnie inny świat. Kiedy wydawało mi się, że zamykam oczy i gotowa jestem do krainy snów, mój mózg włączał taśmę ze wszystkimi możliwymi myślami, zmartwieniami i radościami. Myślałam więcej i szybciej niż w ciągu dnia, co doprowadzało mnie do niezadowolenia i frustracji. Bo w momencie, gdy powinnam odpłynąć i dać sobie odpocząć, głowa robiła odwrotnie.
            Chciałam dzisiaj wcześniej zasnąć. Po powrocie z Irlandii, wraz z nowym rokiem, powróciły do mnie wszystkie obowiązki we wzmożonej ilości i nie dawały mi spokoju. Gdy myślałam, że po zakończonej pracy w ciągu dnia usiądę z herbatą i przygotuję się na zajęcia, było to niemożliwe. Padałam na kanapę i nie ruszałam się przez kwadranse, myśląc z niechęcią o rosnącej górze prac do nadrobienia. Wydawała się ona jeszcze wyższa gdy nie miałam siły, toteż od razu zaczęłam się wszystkim więcej martwić.
Zbliżała się sesja egzaminacyjna, a czasu na naukę powoli mi brakowało. Uwielbiałam studiować i zawsze starałam się cierpliwie i z dystansem podchodzić do moich zadań, stawiając dobrą organizację za priorytet. Coś się jednak zaczęło walić, mój umysł za bardzo utonął w bożonarodzeniowej swobodzie. Zaczęłam od nowa martwić się swoim wyglądem. Mnóstwo ubrań leżało w kącie półki, ponieważ skończyły się ich czasy zwiewności. Swetry były za bardzo dopasowane, koszulki idealnie podkreślały moją trzęsącą się warstwę na brzuchu, a najlepsze spodnie ledwo się dopinały. Albo wcale.
Wszystkie te zmartwienia zwaliły się na mnie jak lawina, nie dając mi chwili na złapanie oddechu i zebranie się w sobie. Miesiące wcześniej byłabym w stanie sobie z tym wszystkim poradzić, ale teraz było inaczej. Czułam się bezsilna i zmęczona. Brakowało mi snu i odpoczynku, które nawet nie wyglądały na mnie zza rogu.
Gdy wróciłam dzisiaj wieczorem z zajęć, postanowiłam. Chciałam położyć się stosunkowo wcześniej spać i kolejnego dnia wstać wypoczęta i gotowa do nadrobienia zaległości w notatkach i esejach, które spiętrzyły się przez okres świąt. Byłam przekonana, że mi się to uda – w końcu cierpiałam na potężne zmęczenie, które wręcz prosiło o pójście do łóżka.
Niallowi spodobał się mój pomysł. Widział w jakim stanie wracam ze wszystkich moich codziennych zajęć do domu i jak bardzo potrzebuję odpoczynku, skoro przede mną wyzywający miesiąc. Jego zwieńczeniem miała być kolejna wycieczka, zachęcał mnie nią do mobilizacji, jednak bezskutecznie. Bo skoro nie miałam pewności gdzie jadę na zimowe wakacje i czy w ogóle gdzieś z nim wyruszę, to tym bardziej nie miałam pojęcia, czy dam sobie ze wszystkim radę.
Otworzyłam oczy. Głęboko westchnęłam i przyciągnęłam do siebie telefon, który daleko ode mnie leżał – odłączony od internetu i wyciszony, żeby absolutnie nic mnie nie rozpraszało. Było po północy. Od ponad trzech godzin starałam się odpłynąć w przyjemną, senną podróż. Moje nozdrza od dawna przyzwyczaiły się do zapachu olejków, którymi potraktowałam swoją skórę pod prysznica. Cała wysmarowana byłam maziami z majeranku, jałowca i lawendy. Nie pomagały.
Zdenerwowana i zmęczona, podniosłam się do pozycji siedzącej. Wskazówki zegara na ścianie tykały nadzwyczaj głośno, ale poza nimi nic mnie nie było w stanie wybudzić. Wiedziałam jednak, że jeśli będę leżeć jeszcze pięć minut dłużej, będzie ze mną źle. Wstałam na włochaty dywanik i poprawiłam swoje spodnie od piżamy, po czym obciągnęłam cienką koszulkę. Nie chciałam patrzeć na swój brzuch. Wymacałam ręką bluzę, którą pamiętałam, że rzucałam na podłogę, gdy było mi za ciepło. Ubrałam ją, by zachować trochę ciepła i przy okazji nie pokazywać swojej zbyt dopasowanej góry, w której spałam.
W szufladzie w łazience znalazłam pudełko tabletek, których po które od dawna nie musiałam sięgać. Wycisnęłam z listka dwie białe pigułki i włożyłam je sobie pod język. Z nadzieją, że chociaż leki nasenne przyniosą mi ulgę.
            Powoli i cicho wyszłam z sypialni, podążając za światłami zapalonymi w całym domu. W salonie grał wyciszony telewizor, bez duszyczki siedzącej na kanapie. Domyślałam się, że chłopakom nie chciało się po kolacji ruszać od stołu. Poza Williem miał być jeszcze Deo, żeby mogli w trójkę spędzić męski wieczór przy dobrym jedzeniu i piwie. Wręcz doskonałą była okazja, gdy jedyna damska towarzyszka poszła spać, więc panowie mogli o wszystkim porozmawiać.
- Aye, look who’s alive! – Usłyszałam od zarośniętego Deo, zanim nabrał haust z butelki. Nieśmiało uśmiechnęłam się i pomachałam im, zajmując się szukaniem dużego kubka i nalewaniem wody do czajnika.
            W kuchni panował porządek – jak zwykle, gdy Niall gotował. Na stole stały puste już talerze, półmisek z resztą kurczaka i ryżem. Kilka opróżnionych butelek piwa znalazło się na końcu stołu, ale nie były to potężne ilości. Widywałam więcej.
- Obudziliśmy cię? – Zapytał zatroskany, gdy wrzucałam do wysokiego kubka torebkę ze sporą ilością melisy. Miała mi pomóc zasnąć.
- Nie, nie słyszałam was w ogóle. – Odparłam z ciasnym uśmiechem. Postawiłam wodę w czajniku i nie zdążyłam oprzeć się biodrem o blat, bo od niedawna już naturalny brunet skinął na mnie głową, odsunąwszy krzesło obok siebie.
            Podeszłam więc do stołu i usiadłam po jego lewej stronie. Podwinęłam pod siebie jedną nogę, żeby jeszcze bardziej zmęczyć swoje mięśnie i szybciej odpłynąć, gdy się położę.
- Co jest? – Wsparł swoje ramię na oparciu mojego krzesła i pozwolił mi przylgnąć do jego boku. Położyłam głowę na jego barku. Pocałował jej czubek, pomimo obserwujących nas oczu jednego z jego kuzynów. Willie przyzwyczajony był do troski Nialla, więc nie przejął się jego minimalnym aktem czułości. Już gdy weszłam do kuchni wpatrzony był w swój telefon, więc kontynuował swoje zajęcie, co chwila jedynie wtrącając się do rozmowy.
            Pachniał sobą, dobrym jedzeniem i guinnessem. Nie wyglądał na nawet odrobinę pod wpływem alkoholu, czyli dobrze znosił dzisiejszy wieczór i nie przesadzał z niczym. Mieli prawdziwie kulturalny wieczór przy dobrym jedzeniu, które oceniłam po smacznych zapach unoszących się w pomieszczeniu, zanim jeszcze zasnęłam.
- Nie mogę spać. – Mruknęłam, nie chcąc głośno oznajmiać swojej słabości. Dobrze mi było wtulonej w materiał jego koszulki, która przywodziła mi na myśl najprawdziwszy komfort.
- Próbowałaś z muzyką? – Dopytywał. Słuchanie spokojnych nut często pomagało mi się zrelaksować.
- Znam już na pamięć szum każdej fali. – Uśmiechnęłam się, ale nie oczami. Były zmęczone i z pewnością smutne. – Próbowałam wszystkiego. Herbata i tabletki to moja ostatnia nadzieja. – Podkreśliłam słowo „wszystkiego”, podniósłszy głowę z jego ramienia i spojrzawszy mu prosto w niebieskie oczy. Złapał ze mną kontakt wzrokowy przez dłuższą chwilę, analizując moje słowa. Delikatnie się zarumieniłam. Zmarszczył brwi, myśląc intensywnie i widocznie martwiąc się. Wiedział, że jednym ze sposobów na uśpienie mnie było również doprowadzenie mnie do orgazmu, gdy byłam zmęczona. Wystarczyła minuta i już odpływałam do krainy najpiękniejszych snów o jego ciele i tym, co potrafi ze mną zrobić. Skoro niegrzeczne myśli i pomaganie sobie nie pomogło, było ze mną coś nie tak.

*

            Stałam po środku korytarza. Kilka metrów dalej stało kilku policjantów i oficerów straży granicznej. Stali dookoła zakrwawionego ciała, przykrytego białym materiałem. Jeden z nich pokazał mi skinieniem głowy, że powinnam się przesunąć, odejść kawałek. Nie powinnam być tak blisko. Zaczęłam się więc wycofywać, ale podbiegła do mnie kobieta. Niska, z przetłuszczonymi włosami. Zaczęła krzyczeć do mnie po rosyjsku. Nie znałam rosyjskiego. Serce mocno mi biło i zaczęłam się denerwować, bo nie rozumiałam. Agresywnie gestykulowała i wyraźnie miała do mnie pretensje. Stałam, w szoku, po czym próbowałam ją uspokoić. Nie wiedziałam, dlaczego miałaby zachowywać się wobec mnie tak groźnie. Próbowałam złapać kontakt wzrokowy z funkcjonariuszami, ale nie pozwoliła mi. Chwyciła mnie za szyję i podniosła, dusząc, wyciągając cały korpus w szkodliwy sposób. Próbowałam się uwolnić, ale nie miałam tyle siły. Nie mogłam nawet użyć nóg, by ją odepchnąć. W końcu splunęła mi w twarz, po czym ciasną pięścią uderzyła mnie w twarz.
            Gdy się obudziłam, leżałam na plecach. Miałam unieruchomione ciało i dłonie splecione na brzuchu, jakbym leżała w trumnie. Szybko oddychałam, łzy zaczęły ściekać mi po policzkach. Dookoła było ciemno, ale poza tykaniem zegara słyszałam też drugi, równomierny oddech. Bałam się ruszyć w obawie, że jestem sparaliżowana przez strach. Starałam się najpierw poruszyć palcami u stóp, żeby sprawdzić. Serce nie przestawało mi szybko bić, a łzy samowolnie płynęły. Nie pamiętałam, kiedy ostatni raz płakałam przez koszmar senny. Odwróciłam głowę w jego stronę i w ciemności dostrzegłam, że leży przodem do mnie. Przerażenie, jakie ogarniało moje serce, nie pozwalało mi się uspokoić. Zdawałam sobie sprawę, że w końcu zasnęłam, ale więcej nie chciałam. Nie, jeśli miałabym ujrzeć ciąg dalszy nieprzyjemnych wytworów mojej wyobraźni.
            Nie zważając na to, czy go obudzę, przysunęłam się jak najbliżej i wcisnęłam twarz w jego szyję, chwytając obiema dłońmi jego rękę.
- Niall… - Jęknęłam. Potrzebowałam go nie tylko śpiącego obok. – I had a nightmare, please wake up… ­- Kontynuowałam, wciąż próbując jeszcze bardziej się w niego wtulić.
            Nabrał dużo powietrza przez nos, co oznaczało że się wybudził. Wciąż czułam na swojej szyi ciasny uścisk kobiety i słyszałam jej krzyki. Zacisnęłam mocno oczy, licząc że to pomoże. Było wręcz przeciwnie, ciemność nie pomagała. Chciałam być świadoma swojego otoczenia i tego, co się dzieje.
- Ann? – Wychrypiał. Poprawił głowę na poduszce, nie chcąc mieć w buzi moich włosów.
- Przytul mnie. – Brzmiałam żałośnie. Bałam się. Potrzebowałam pomocy.
            Wyplątał rękę z mojego uścisku i objął nią mój tułów, przyciągając mnie do siebie. Zbliżyłam się do jego torsu, z którego dochodziło równomierne bicie jego serca pod ciepłą skórą.
- Jesteś bezpieczna. Śpij. – Mruczał. Odpływał z powrotem do swojego snu, skojarzyłam to po charakterystycznym połknięciu śliny i odetchnięciu.
            Jego ciepło było przejmujące i wszechogarniające. Oddech uspokajał. Ramię ogrzewało i sprawiało wrażenie przyjemniejszego od kołdry. Mimo wszystko jednak drżałam ze strachu i zmęczenia. Bo mijały minuty, może i kwadranse, a ja wciąż nie spałam.
- But when I’m cold… - Usłyszałam nagle z głębi jego zaspanego gardła. Serce mi stanęło, przestraszyłam się. Zauważył to, bo poprawił swoje ramię na moim ciele i w pocieszającym geście masował moje plecy. A byłam pewna, że już zasnął i znów zostałam sama. Jednak jaki sens miały jego słowa? – Cold… When I’m cold… - Mówił powoli, szeptał wręcz, niskim i spowitym snem głosem. – Cold… - Nadał słowom odrobinę melodyjności, równomiernie oddychając i gładząc mnie ręką. Uspokoiłam się w momencie, gdy rozpoznałam to jako piosenkę. Śpiewał mi do snu. – There’s a light that you give me, when I’m in shadow, there’s the feeling within me, an everglow…

            Moja podświadomość słuchała śpiewanego przez niego utworu. Wychrypianego i wysapanego przez sen, bo bardzo chciało mu się spać. Ale nie rejestrowałam nic innego poza jego kojącymi ruchami dłonią i ciepłym głosem, który ululał mnie do snu. 





*