Manny

wtorek, 22 kwietnia 2014

#20

Dobry wieczór!

Minęły prawie dwa miesiące, prawda? Mam nadzieję, że chociaż tym rozdziałem uda mi się nadrobić czas nieobecności. 
Ogromną radość sprawiliście mi komentarzami pod #19 a także pytaniami na asku - możecie robić to wciąż, macie w zamian moją dozgonną wdzięczność i miłość do Was, czytelników!
Jak się macie tej wiosny?



            Jeśli nie próbował się czymś zająć, by pozbyć się swojej frustracji, to obserwował każdy mój ruch. Było tak przez całe popołudnie, gdy dochodziła do niego świadomość, że wychodzę dzisiejszego wieczoru sama. Kuśtykał po całym mieszkaniu robiąc wszystko, żeby opóźnić moje przygotowania zawracając mi byle czym głowę. Wystarczająco radził sobie z normalnym funkcjonowaniem już dobrych kilka dni po operacji kolana, więc miałam mniej skrupułów decydując się na dołączenie do grona ludzi ze świata fotografii i nie tylko na ekskluzywnej imprezie.
            Wyjęłam z szafy wcześniej przygotowane ubrania i zamknęłam się z nimi w łazience. Zależało mi na tym, żeby dobrze wyglądać. Potrzebowałam obudzić w sobie pewną siebie Anne, która jest w stanie czuć się wręcz… seksownie w swoim ciele. Na nasmarowane kremem nawilżającym nogi wsunęłam czarne, skórzane szorty z wysokim stanem, które opinały się na moich pośladkach i biodrach. Wzięłam kolejny głębszy oddech, kiedy zakładałam krótki czarny top z masywnymi, złotymi łańcuchami na dekolcie. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze nad umywalką i widząc gwałtownie unoszącą się i opadającą klatkę piersiową, przełknęłam ślinę i ubłagałam serce by uspokoiło swój rytm. Nałożyłam na twarz niedużą warstwę kryjącego makijażu, żeby aż sztucznie nie wyglądać. Rzęsy potraktowałam kilkoma sporymi pociągnięciami maskary, a nad nimi pojawiły się kreski i odrobina cienia do powiek, bym mogła uzyskać upragniony efekt smoky eyes. Zanim przeszłam do kolejnego etapu, mocno przygryzłam wargę. Denerwowałam się swoim dobrym, odważnym wyglądem. Usta drżały mi, kiedy przesuwałam po nich ciemnoczerwoną szminką. Nie widziałam innej możliwości, jak zrobić dobre wrażenie. Blond włosy przełożyłam na jedno ramię, pozwalając by kilka kosmyków w całkowitym nieładzie wypadło z garści, którą po chwili zamieniałam w długiego kłosa. Zawiązałam koniec cienką gumką mniej więcej w kolorze moich włosów a palcami zaczęłam bawić się w zaplecionej luźno fryzurze, jeszcze bardziej rozrzedzając splot. Wystarczyły dwa mocne psiknięcia, żeby moja skóra zaczęła przesiąkać wieczorowym zapachem od Lanvin. Niemalże odczuwałam nadchodzącą presję wydarzenia, gdy intensywna woń czarnych porzeczek, róży i drzewa lukrecji przechadzała się po mojej szyi. Ze świadomością dobrze wykonanego makijażu, odblokowałam drzwi łazienki i wyszłam na korytarz, słysząc już nieco głośniej pracujący telewizor w salonie. Znalazłam w dużej szafie sypialnianej długą marynarkę i przewiesiłam ją sobie przez ramię. W niewielkiej szkatułce odszukałam dwa takie same złote kolczyki na sztyft, z najniższej półki wyciągnęłam niewielką torebkę z czarnej, lakierowanej skóry obitej ćwiekami. Wrzuciłam do niej minimum tego, co potrzebowałam. Widząc po raz ostatni przed wyjściem z pokoju swoje odbicie w lustrze, westchnęłam. Pozostało mi jeszcze skonfrontować mężczyznę siedzącego w salonie.
            Stąpałam boso po chłodnych panelach, czując jak coraz bardziej zjadają mnie nerwy. Wiedziałam, że gdybym poszła z osobą towarzyszącą, byłabym pewniejsza tego, co i jak robię. Jednak zaproszenie nie mówiło o możliwości zabrania kogoś jeszcze, co doskonale rozumiałam. Powoli stawałam się obiektem marketingowym, któremu w okresie wzrostu popularności na korzyść idzie dobry wizerunek.
Uśmiechnęłam się na dźwięk znajomego śmiechu, który rozbrzmiał w całym mieszkaniu.           
- Znowu oglądasz ten głupi program? – spytałam, widząc na dużym ekranie jedną z najmniej mądrych par komików z północnej Szkocji. Za każdym razem, gdy spędzaliśmy razem popołudnia przed telewizorem toczyła się walka na argumenty, dlaczego powinniśmy obejrzeć właśnie ich program, a nie coś bardziej interesującego lub chociaż zadowalającego również mnie. Przez nich moje zaskakujące czasem poczucie humoru podupadało coraz bardziej. Obawiam się, że niedługo skończę jak ten blondyn, który zamiast odpowiedzieć, gapi się w ten telewizor i nie potrafi pohamować swojego wesołego rechotu. – Widziałeś może duże, czarne pudło z butami? – dodałam, szukając mojej zguby. Postarałam się tym razem o wysokie obcasy, które na szczęście były takie miękkie, że nie wymagały wcześniejszego rozchodzenia. Tylko kochać takie buty.
            Sięgnął ręką za kanapę z drugiej strony i podniósł to, czego szukałam. Położyłam torebkę i marynarkę na oparciu czarnej sofy i wyciągnęłam do niego dłoń. Jego ciekawość musiała wygrać tym razem, bo otworzył pudło i zerknął do środka. Uniósł jedną brew w zastanowieniu i odwrócił głowę w moją stronę, po raz pierwszy na mnie spoglądając.
- O kurwa. – było jego pierwszą reakcją, razem z wybałuszonymi oczami. Jeździł nimi po całym moim ciele i nie przestał nawet wtedy, gdy odchrząknęłam i zabrałam od niego pudełko. Podpierając się o materiałowy mebel, wsunęłam kolejno stopy w czarne, połyskujące botki z laserowo wyciętym wzorem i zapięłam je z tyłu. – Cholera. – powtórzył, mierzwiąc swoją blond czuprynę. Całe szczęście, że odrobina pudru na mojej twarzy skutecznie ukrywała czerwieniące się policzki.
            Podparłam się rękoma w biodrach i patrzyłam na niego, oczekując na jakąkolwiek inną reakcję poza żrącym wzrokiem i wulgaryzmami.
- Och, kochanie! Wyglądasz cudownie, baw się dobrze, jeśli chcesz mogę na ciebie zaczekać, albo upewnić się że taksówka po ciebie przyjedzie! – zaczęłam udawać, co dopiero po chwili do niego dotarło. Przełknął ślinę i podniósł się, kuśtykając powoli w moją stronę.
- Może mnie wpuszczą, jeśli się wproszę razem z tobą. – mruknął, zatrzymując w końcu wzrok na mojej twarzy. Westchnęłam i pokręciłam głową. Już miałam się odwrócić i zrezygnować z próby wyciągnięcia od niego jakichkolwiek słów dodających otuchy, ale w porę chwycił mnie za ramiona. – Okej, rozumiem. – powiedział, kiwając lekko głową. – Obiecaj mi, że nie dasz się dotknąć żadnemu facetowi, a w razie czego użyjesz tych długich szpilek – wskazał palcem na moje buty. – i walniesz go tam, gdzie trzeba. – dokończył, a ja cicho się zaśmiałam. – Annie, to nie jest żart.. – jęknął, a po jego aparycji bez problemu dostrzegłam, że był sfrustrowany i zły. Szkoda tylko, że zabrzmiał jak skomlący szczeniaczek, któremu zabrano ulubioną zabawkę.
- Więc co, ostrzeżenie? – powiedziałam to specjalnie i celowo spojrzałam na niego w ten konkretny sposób, spod wymalowanych rzęs. Pikanterii dodałam przez „niewinne” przygryzienie dolnej wargi, co zawsze – jak twierdził – pociągało go.
- Dobrze wiesz, że wyglądasz cholernie seksownie Ann.
- Zazdrosny, że ponad połowa obecnych na imprezie, to będą przedstawiciele płci męskiej, a ty będziesz siedział w domu przed telewizorem? – spytałam, nie licząc się z jego rosnącym poirytowaniem. Torturowałam go tym, ale kiedyś musiałam. Należało mu się.
- Ugh, po prostu uważaj na siebie. – fuknął i odwrócił wzrok. Przyciągnęłam rękę do jego karku i skierowałam go z powrotem w moją stronę.
- Dobrze. – szepnęłam, gdy moje palce wczepiły się w jego włosy. Nie musiałam się zbyt wysilać, bo jego głód był tak silny, jak sądziłam. Przysunął swoje usta do moich i nie rozważając późniejszych czerwonych śladów od mojej szminki, zaczął mnie pożądliwie całować. Chwycił dłonią mój odsłonięty fragment talii i w momencie, gdy zsuwał ją znacznie niżej oderwałam się od niego, zarzuciłam na plecy marynarkę i chwyciłam w rękę torebkę.
- Miłego wieczoru, Niall. – powiedziałam, przekraczając próg mieszkania.


- Pewna jesteś, że mam z tobą nie wchodzić? – padło pytanie ze strony kierowcy, którym tym razem był ochroniarz sławnego piosenkarza, członka boybandu, Nialla Horana. Tak dla odmiany, nie?
- Nie ma potrzeby, dzięki. Masz wolny wieczór, powinieneś się cieszyć. – uśmiechnęłam się lekko zapewniając, że wszystko jest w porządku. Wiedział, że ze mną nie wygra więc jedynie westchnął i na odchodne wspomniał, bym dała znać jeśli potrzebna będzie podwózka do domu.
            Zatrzasnęłam za sobą drzwi samochodu i dopiero po chwili zorientowałam się, że stoję na początku dłuższego podejścia do wejścia budynku. Chodnik wyłożony był jasnym dywanem, by sprawić wrażenie adekwatne do rangi imprezy, na której miałam zaraz się pojawić. Obok zaraz pojawiło się kilku paparazzich, którzy zaczęli powoli się przekrzykiwać. Nie dałam im tej satysfakcji i nie zatrzymałam się, w przeciwieństwie do kilku dużo bardziej odstawionych ode mnie pań, kilka metrów przede mną. Mocniej chwyciłam torebkę i przesuwałam się coraz to bliżej godzin, które nie miałam bladego pojęcia, jak miną. Jeden z kilku ochroniarzy zlustrował mnie wzrokiem i o nic nie pytając, skinął na kolegę stojącego obok, by wpuścił mnie do środka. Odwdzięczyłam się lekkim uśmiechem, zignorowałam palące spojrzenia i próbowałam jak najbardziej wtopić się w tłum nieznanych mi ludzi oraz tych, których znać powinnam chociaż z opowieści.
            Duże pomieszczenie utrzymane było w półmroku, pojedyncze lampy oświetlały wysokie czarne stoliki, w których to kolorze były także ściany. Z daleka odznaczały się złote elementy wnętrza, ramy ze zdjęciami, dekoracje. Muzyka grała głośno, ale nie do przesady – swobodnie można było rozmawiać i jednocześnie bawić się w nowoczesnych rytmach. Zapach szampana wypełnił moje nozdrza, gdy elegancko ubrany kelner zatrzymał się obok mnie z tacą w ręku. Uznałam to za znak, że nie powinnam się odróżniać od innych przybyłych, więc zanim zdecydowałam się na zamówienie kolorowego drinka w barze, przyjęłam smukły kieliszek i upiłam łyk musującego alkoholu. Powoli przechadzałam się po wyrafinowanym klubie, w którym ludzie śmiali się i rozmawiali w swoich mniejszych grupkach. Na pierwszy rzut oka widać było, że wiele tych znajomości utrzymywanych jest jedynie na potrzeby tego wieczoru, marketing był bowiem wszechobecny. Podeszłam do dużej, przeszklonej ściany oddzielającej stosunkowo duszne pomieszczenie od ogromnego ogrodu, który schowany był od ciemnego nieba dzięki kremowym płachtom materiału. Kilka stanowisk barmanów powoli zaczynało się zapełniać, razem z nadchodzącymi kolejnymi gośćmi. Trzymałam blisko siebie swój kieliszek, co chwila symbolicznie maczając w nim język. Obojętnie jak bardzo tego potrzebowałam, nie na miejscu byłoby przeholowanie z trunkami już podczas pierwszej godziny.
            Stanęłam przy jednym z wysokich stolików i oparłam się łokciem o jego fragment, by odrobinę odciążyć stopy na wysokich obcasach. Sunąc wzrokiem po innych uczestniczkach imprezy zaczęłam obawiać się, czy aby faktycznie dobrze się ubrałam. Wiele z nich ubrało nie koktajlowe sukienki ale te długie, ciągnące się po ziemi, godne co najmniej poważnej międzynarodowej gali. Całe szczęście ulżyło mi, gdy stanęła obok mnie dziewczyna, którą skądś kojarzyłam. Jej burza czarnych loków poupinana była gdzieniegdzie wsuwkami, na jej biodrach opinała się dopasowana beżowa spódniczka. Dekolt odkryty miała za sprawą rozpiętych kilku guzików czarnej bluzki, przez którą prześwitywał czarny biustonosz. Bez wątpienia wzbudzi tego wieczoru podziw wśród płci przeciwnej. Odwzajemniłam jej ciepły uśmiech, gdy zorientowałam się kim jest.
- Aurelie! – powitałam ją. Od razu zrobiło mi się raźniej ze świadomością, że nie jestem sama na polu pełnym handlujących nazwiskiem ludzi. Aurelie była stażystką w Akademii Fotografii, gdy jeszcze uczęszczałam na zajęcia. Przychodziła w godzinach popołudniowych, gdy rozpoczynały się praktyczne ćwiczenia z fotografii żurnalowej. Wielokrotnie zerkała mi przez ramię, gdy wybierałam idealny kadr do zrobienia zdjęcia ubranemu manekinowi lub modelce. Przez ten czas zdążyłyśmy mniej więcej poznać siebie nawzajem. Kiedy kończyła swoje odpracowane godziny zaproponowałą, że może pomóc mi w znalezieniu pracy, w razie jakichkolwiek problemów. Bardzo ciepła, pełna pasji osoba. Jakie szczęście, że tu przyszła.
- Witaj Annie, jak się masz? Słyszałam, że nieźle ci idzie. – zabawnie uniosła brew. Zanim zdołałam cokolwiek odpowiedzieć poza uśmiechem i wymownym przewróceniem oczyma, pociągnęła za ramię podchodzącego do nas wysokiego bruneta. – To jest Mark, pracuje razem ze mną w agencji modelek. – przedstawiła, a ja odwzajemniłam uścisk dłoni, którą wyciągnął w moją stronę. Objął ją lekko w talii i przysunął do siebie co wystarczyło, bym po cichutku westchnęła z zadowolenia, że jej się powiodło.
- Miło w końcu poznać tę młodą zdolną, o której coraz głośniej się mówi. – uśmiechnął się pokazując przy tym swoje idealne, białe zęby kontrastujące z ciemną karnacją. Odrobina ciepła napłynęła do moich policzków, wciąż nie potrafiłam przyzwyczaić się do komplementów. – Możesz kiedyś do nas się zgłosić, na pewno nie pogardzimy takim dobrym okiem.
- Dzięki. Póki co radzę sobie, ale w razie czego nie zapomnę o propozycji. – odparłam.
- Mark, przyniósłbyś nam coś do picia? Z tego co pamiętam, Annie też lubi mocne i kolorowe. – mrugnęła do mnie, więc przytaknęłam lekkim skinieniem głowy. Moje zbawienie nadeszło. Mężczyzna zgodził się i ściskając jej dłoń na odchodne, zostawił nas same. – No dobra, opowiedz mi, co słychać. Skończyłaś projekt? – spytała, a ja na moment spuściłam wzrok. Mogłam spodziewać się, że zapyta o pracę kończącą studia w Akademii.
- Nie, jeszcze nie. Jestem w trakcie cały czas.
- To w sumie dobrze. Wierz mi, czasem im dłużej się na takie cacka czeka, tym lepsze są w efekcie. – uśmiechnęła się pocieszająco, za co byłam wdzięczna. – Mam tylko nadzieję, że nie zmieniłaś koncepcji? Wciąż będzie to twój świat?
- Nie, co Ty. Nie zmieniłabym, za dużo już pracy i serca w to włożyłam. – odpowiedziałam. – Nieźle dzisiaj wyglądasz. Dobrze, że Mark jest z tobą. – puściłam jej oko a ona machnęła ręką.
- Nie cierpię upodabniać się do tych wielkich szych, które stroją się jak na nie wiadomo jakie Oscary. To w końcu impreza, trzeba się bawić!
            Chwilę jeszcze zdążyłyśmy porozmawiać, zanim dostałam swojego mocnego i orzeźwiającego Blue Hawaiian. Miałam mocną głowę, nie byłabym w stanie upić się po szybkim wypiciu jednego drinka, ale mimo wszystko dobrze się poczułam upijając kilka łyków niebieskiego koktajlu. Teraz już w trójkę staliśmy i rozmawialiśmy, z czego w sumie byłam zadowolona – nie musiałam stawiać czoła samotnej zabawie lub tej wymuszonej, wśród nieznajomych. Czas płynął a ja pomimo rozluźniającego napoju nie mogłam wybić sobie z głowy wrażenia, że jestem wciąż obserwowana. Częściej potwierdzało się przekonanie, że nie byłam ubrana jak większość gości. W momencie, gdy kelner odbierał od nas puste kieliszki i zaproponował jeszcze jedną rundkę tego samego, podeszła do nas trzy-osobowa grupka.
            Najbliżej nas stanęła szczupła, średniego wzrostu blondynka. Wcześniej już zwróciła moją uwagę, ze względu na bardzo jaskrawy odcień koloru różowego, w jakim była jej sukienka. Oparła swoją dłoń na biodrze i uśmiechnęła się nonszalancko. Zawtórowała jej druga dziewczyna, stojąca kawałeczek obok. Nie rzucała się aż tak w oczy choć sprawiała wrażenie, jakby robiła wszystko by to osiągnąć. Mnóstwo złotych dodatków teoretycznie pasujących do jej błękitnej kreacji odstawało od jej naturalnie skromnie wyglądającej twarzy. Pięknie, wymuszone towarzystwo znalazło sobie nas jako cel. Z kolei z drugiej strony stał wysoki ciemny blondyn, którego pół-uśmieszek mógłby powalić na kolana dzisiejsze nastolatki. Miał rozpięte dwa ostatnie guziki białej koszuli, którą przykrył ciemną jak smoła marynarką. Spodnie nie były garniturowe, lecz już na pierwszy rzut oka wyglądały na wysokiej klasy jeans, którym zaszczycić się mogą same drogie marki. Uniosłam lekko brew oczekując na reakcję moich towarzyszy lub nowo przybyłych gości. Sama nie podejmowałam próby rozpoczęcia rozmowy – czułam się za bardzo jak w amerykańskim filmie, w którym to zostalibyśmy zaraz zmieszani z błotem. Ulotne wrażenie? Jeszcze się przekonamy.
- Konkurencja, jak mniemam. – blondynka zaczęła, a na jej twarzy pojawił się wymuszony uśmiech. – Jessica Barcklay, pracuję dla Manchester’s Look. Co za przyjemność poznać wreszcie tych, z którymi ścigamy się w rankingach sprzedaży. – kolejny uśmiech, od którego – przysięgam – zrobiło mi się niedobrze. Mark i Aurelie wymienili znaczące spojrzenia, a mi jedyne co zostało to ukryć uśmiech za zagryzioną dolną wargą. – Przepraszam, powiedziałam coś zabawnego? – zwróciła się do mnie. Siliłam się na naprawdę pokerową twarz, ale znając mój lekceważący stosunek do pewnej grupy ludzi, nie udawało mi się to. Kiepska ze mnie aktorka, cholera.
- Nie, skądże znowu. – zaprzeczyłam.
- A Ty to… - urwała udając, że próbuje przypomnieć sobie moje nazwisko.
- No weź, Jess. Przecież wiesz. – mężczyzna wtrącił, wyraźnie rozbawiony jej słowami. – To Anne Holmes, wschodzące wielkie nazwisko. Mimo wszystko, z moją serią zdjęć do The Big Issue nie wygrała i zeszłoroczna wygrana World Press Photo powędrowała do mnie. – mówiąc to, zwrócił swoją uwagę prawie całkowicie na mnie. Towarzyszył mu pewny siebie półuśmiech razem ze świecącymi się, sporymi oczyma. – Carter Evans. – wyciągnął do mnie dłoń, którą przyjęłam. Jakieś maniery musiałam zachować, prawda? Oczywiście, że pamiętałam jego nazwisko. Długo w pamięci jeszcze zostanie, bo gdy po raz pierwszy mogłam osiągnąć coś tak wielkiego, sprzątnięto mi to zgrabnie sprzed nosa.
- Ah, racja. To o niej mówiłeś, że nowicjuszka? – spytała a ja używałam całej swojej silnej woli, by nie parsknąć śmiechem. Blondyn przełknął ślinę i najwyraźniej mając świadomość tego, że z niecierpliwością wypatrywałam jego reakcji, pozostał cicho.
- Widzę, że lubicie oceniać po pierwszym wrażeniu. – uśmiechnęłam się szeroko, równie fałszywie jak nowa „znajoma”.
- Nie martw się, Anne. Jak już dojdziesz na szczyt, to na pewno znajdzie się ktoś, kto nie posądzi cię o wykorzystywanie wpływów swojego sławnego chłoptasia.
- Okay.. myślę, że wystarczy… - Aurelie próbowała rozluźnić napięcie, które automatycznie pojawiło się między nami.
- A co, mylę się? Nie no, na pewno nie zostaniesz sama. Ktoś cię podniesie, może jak prześpisz się z jakimś innym bożyszczem nastolatek, wtedy się poprawi sytuacja. W końcu trzeba co nieco robić dla wizerunku, nie? – uśmiechnęła się.
- Dzięki, zapamiętam to sobie. Cieszę się, że tak martwisz się o mój związek, w końcu w ogóle się nie znamy i nawet nie zdążyłaś mi opowiedzieć co ty zrobiłaś, żeby swoją wypudrowaną-
- Annie, przyniosłabyś nam jeszcze drinki? – Mark wciął się, hamując mój rozgrzewający się język. Rzuciłam mu pełne piorunów spojrzenie i z gotującą się krwią w żyłach, odeszłam w kierunku lady barowej.
            Na język cisnęły mi się same wulgaryzmy, momentalnie zrobiło mi się gorąco i musiałam zdjąć swoją marynarkę. Chłodna powierzchnia wysokiego krzesła odrobinę rozluźniła moje mięśnie nóg, a szklany blat rozprowadzał uspokajające ciarki w moich rękach. Poprosiłam wprawionego barmana o szybkiego shota, zanim zamówiłam kolejnego drinka. Palący alkohol oczyszczał mnie z wszechogarniającej złości. Z hukiem odstawiłam mały kieliszek na blat, gdy jednym łykiem opróżniłam go z czystej wódki.
- Woah, spokojniej z alkoholem. – usłyszałam obok męski głos. Uniosłam brew, gdy Carter zajął miejsce obok mnie i również zamówił sobie coś do picia.
- Wydaje mi się, że nie jesteś moim ojcem. Nie musisz mnie pouczać. – krzywo się uśmiechnęłam i skinęłam głową do brodatego barmana, który przysunął mi pod dłonie zimną szklankę z mojito. Blondyn uniósł ręce w geście obronnym.
- Jessica jest żmiją, nie musisz się nią aż tak przejmować. – próbował mnie pocieszyć, więc ja tylko po cichu parsknęłam.
- Po co ze mną rozmawiasz, skoro jestem nowicjuszką? – spytałam, upijając łyk mocnego drinka. Odrobinę skrzywiłam się, nie sądziłam że dostanę prawie samą wódkę. Zerknęłam na barmana i ujrzałam, jak po kryjomu mruga do mnie. Musiał wyczuć, że potrzebuję mocnej dawki „uspokajacza”.
- Od kiedy to nie można porozmawiać z dobrze wyglądającą kobietą z tego samego fachu? – spytał, a jego twarz wyrażała czystą dumę z dobranych słów. Oczy znów mu się świeciły, co zauważyłam jako cechę charakterystyczną wśród mężczyzn komplementujących płeć przeciwną.
- Wiesz, sprzątnąłeś mi wielką nagrodę sprzed nosa. Nie muszę z tobą rozmawiać.
- Ale to właśnie robisz. – cholera. Dlaczego musiałam trafić na typ pewnego siebie, zarozumiałego i „uwaga, jestem seksowny i zaraz się uśmiechnę” samca?
            Mijały minuty, może nawet godziny a ja wciąż siedziałam na stołku, popijając coraz to kolejne szklanki mocnych drinków. Carter ani na moment nie odszedł ode mnie, wręcz rozkręcał się w rozmowie i starał się za wszelką cenę złamać moją twardą warstwę. Ale nie, nie ma tak łatwo. Moje ciało powoli rozluźniało się, różnego rodzaju trunki z pewnością miały na to duży wpływ. Im ciemniejsza noc była wokół nas, tym głośniej puszczano piosenki w głośnikach. Powoli zaczynałam czuć się jak na prawdziwej imprezie. Biodra lekko kołysałam do rytmu muzyki. Nie mogłam pozbyć się wrażenia z jaką intensywnością obserwował mój kark, gdy musiałam mu odrobinę ulżyć i pokręcić głową na boki. Mimo bycia już lekko wstawioną wiedziałam, że coś jest na rzeczy. Jednak i tak muzyka dawała za wygraną, a w połączeniu z płynącymi we krwi procentami nie mogłam się powstrzymać od prawdziwie upojnego nastroju. Razem z coraz intensywniejszymi basami, większe dreszcze przebiegały wzdłuż mojego kręgosłupa. Były jak drobne porażenia prądem, które pobudzały każdy skrawek mojego ciała do życia. Zaczął opowiadać jakąś zabawną sytuację sprzed kilku dni a w tym czasie ja bacznie obserwowałam, w którą stronę wybiera się swoją mimiką twarzy. Oczywistym było, że wypił o wiele mniej ode mnie. Śmiał się zalotnie z dobieranych słów i co chwilę spoglądał na mnie by skontrolować, czy wciąż zwracam na niego uwagę. Był typowym flirciarzem z górnej półki. Resztki trzeźwego przeczucia podpowiadały mi, że nie może to być zdrowa znajomość, ludzie tacy jak on niszczą do ostatniego okruszka. Czy warto było miło spędzać wieczór w towarzystwie kogoś, kto zrujnuje całą przyszłość?
            Tym razem lekkie upojenie alkoholowe wręcz pomagało mi w dostrzeżeniu drobnych gestów, jakie zaczął wykonywać. Przysunął swoją dłoń bliżej mojej, coraz częściej próbował przedłużyć kontakt wzrokowy. A ja, radosna Annie nie byłam w stanie połączyć całkowicie umysłu z gestami, więc kilka razy przeciągle zamrugałam, gdy wpatrywał się w moje prawie obezwładnione ciało. O stokroć wolałam obserwować poczynania Evansa, niż przypominać sobie o swoich własnych problemach lub smutkach, które ewentualnie mogłabym opić. Wszystko jedno i tak nie chciałam, by sprawy poszły o krok za daleko.
- Popilnowałbyś mi drinka? Potrzebuję udać się na stronę. – powiedziałam, siląc się na jak najbardziej trzeźwy ton. Pokiwał głową i w momencie, gdy zeskakiwałam z wysokiego krzesła zachwiałam się. Jego duża, ciepła dłoń powędrowała od razu na moją talię, by mnie podtrzymać. Carter był przystojny. Szarmancki. Seksowny. Ale istniał tylko jeden mężczyzna, który mógł dosłownie zwalić mnie z nóg swoim dotykiem. Przez chwilę stałam tak, wpatrzona w jego zielone oczy i próbowałam ogarnąć sytuację. Zaczął zbliżać się do mnie a ja momentalnie otrzeźwiałam. Obojętnie jak bardzo nie pragnęłabym męskiego dotyku, nie mógł być to Carter. Zagrałam więc zawstydzoną gestem jaki wykonał, wzięłam swoje rzeczy i udałam się do damskiej toalety.
            Na moje nieszczęście, przy lustrze stała blondynka, która z daleka w swojej różowej sukience przypominała mi tak bardzo lalkę Barbie. Zaśmiałam się do siebie i stanęłam obok niej, wyciągając ze swojej torebki ciemnoczerwoną szminkę. Przejechałam nią po swoich ustach pewnym ruchem i przez chwilę patrzyłam na swoje odbicie w lustrze. Policzki miałam lekko zaróżowione, oczy dzięki maskarze wyglądały na jeszcze większe i ciemniejsze. Nogi w obcasach były wręcz nieprzyzwoicie długie, włos był delikatnie rozwiany, warkocz pełen bałaganu.
- Dobrze się bawisz, Anne? – spytała, a ja zerknęłam na jej odbicie. Miała uniesioną lewą brew.. nie, prawą? Annie, napij się wody.
- Cudownie. – uśmiechnęłam się, jako dodatek do sztucznego tonu.
- Powiedz mi jedną rzecz. Jak kobieta kobiecie, hmm? – zaczęła, podpierając się jedną ręką na biodrze. Opadłam ramieniem na powierzchnię lustra i krzyżując nogi pokiwałam głową, żeby kontynuowała. – Jak ty to robisz. Jesteś taka młoda, a już przebiegła jak doświadczona w tej całej branży. Owijasz sobie wokół palca mężczyzn, na elegancką imprezę przychodzisz ledwo ubrana, a nikt nie śmie słowa ci na ten temat powiedzieć, bo co? Pokazujesz się z gwiazdą nastolatek. Wszyscy wiemy, że to dzięki niemu masz pracę, poza tym jak opłaciłabyś studia? Biedna, mała dziewczynka z polski nie poradziłaby sobie tak szybko.  – jej słowa kłuły. Tak bardzo, czułam każdą swoją żyłę, tę z alkoholem i bez. – I jeszcze ma czelność upijać się, uwodzić kolejnego mężczyznę… jak to robisz, mała? Bo przepraszam, ale stosunkowo to dopiero co uciekłaś spod skrzydeł mamusi. Może ona nauczyła cię, jak być taką zimną suką? – cały czas się uśmiechała, więc i ja to zrobiłam. Gotowało się we mnie, ale jedyne co zrobiłam, to zaczęłam śmiać się na głos.
- A ty myślisz, że możesz od tak sobie oceniać ludzi? Musisz mieć niezłe chody w prokuraturze, stara. – odpowiedziałam a ona jedynie uniosła znów brew. Nie czekając na jej odpowiedź, zaczęłam stanowczym krokiem wycofywać się z łazienki, celowo dodając kołyszące się biodra. Skoro już jestem zimną suką, to dodam akcent na to drugie słowo, bo czemu nie? Nie odwracając się już do niej wyciągnęłam lewą rękę na swoje plecy i zamiast używać mowy pokazałam to, co o niej myślałam.

            Cała droga do domu w ciasnej taksówce polegała na moim obserwowaniu nocnego Londynu, w międzyczasie niestety też na myśleniu o wszystkich rzeczach jakie usłyszałam. Słowa Jessici zapadły w mojej pamięci pomimo lekkiego upojenia alkoholowego, które z minuty na minutę wolniej krążyło w krwi. Nie byłam skupiona na tym jaką kwotę podał mi taksówkarz, gdy zatrzymaliśmy się pod budynkiem. Był zadowolony z otrzymania banknotu o wysokim nominale a ja nie miałam siły liczyć, czy dobrze mi wydał lub jak wysoki „napiwek” by mu się przydał. Po oddaniu mu papierka, wyszłam z samochodu i ruszyłam prosto do domu.
            Jak na złość, nie potrafiłam trafić kluczem w dziurkę. Zajęło mi to dobrą minutę, gdy już powoli warczałam z frustracji. Z wielką ulgą weszłam do domu pachnącego jeszcze popołudniowym spaghetti i popcornem. Wódka kazała mi zapomnieć o zdejmowaniu butów, więc stukając obcasami o podłogę dotarłam do kuchni, w której od razu znalazłam dużą butelkę wody i zaczęłam z niej pić do oporu. Nie przejęłam się faktem, że kilka kropel wody ściekało mi po brodzie, bo brałam niedokładne łyki. Zamiast poprawnie zdjąć marynarkę z ramion, zsunęłam ją na podłogę i chwila minęła zanim przypomniałam sobie o jej podniesieniu. Odwróciłam się, by zgasić światło i lekko odskoczyłam na widok Nialla opartego o ścianę, jedynie w nisko opuszczonych szarych dresach. Ręce skrzyżował na piersi, więc idealnie wyeksponował swoje mięśnie ramion i brzucha, które to z kolei prowadziły do jego naprężonych linii tworzących literę „V”. Mojej słabości.
- You scared me.
- Didn’t mean to. – odpowiedział szybciej, niż się spodziewałam. Tak, jakby miał wyćwiczone co i kiedy powiedzieć, by później zostawić chwilową niezręczną ciszę. Na pewno moje brwi były ściągnięte, bo nie mogłam się skoncentrować. Po minie poznawałam, że nie był zadowolony, lecz pragnęłam jego uśmiechu ze względu na potężną ochotę dotknięcia jego każdego napiętego mięśnia.
- Jesteś pijana. – dodał równie monotonnie i szybko.
- Nie jestem. Trochę nietrzeźwa, ale nie pijana. – odbiłam piłeczkę. Obserwował, jak miętoszę w dłoniach kołnierz marynarki, a później wierzchem jednej z nich wycieram kapiącą spod ust wodę. Postanowiłam zakończyć tę rozmowę i wyminąć go w korytarzu. Niestety jednak na jego wysokości musiałam zachwiać się, więc jego ręce automatycznie powędrowały mi na pomoc. Jedna przytrzymała przedramię, a druga nagą część brzucha. Zagryzłam wargę na myśl o tworzącej się tam gęsiej skórze, liczyć uderzenia serca już dawno przestałam – puls i tak był wysoko poza normą.
- Dam sobie radę. – mruknęłam, spoglądając w jego błękitne oczy. Pełne były zaciekawienia, próbował odczytać cokolwiek z moich odczuć i wrażeń.
- Co się stało? – usłyszałam jego cichy, poważny ton gdy przekroczyłam próg sypialni. Dokuśtykał do mnie, radząc sobie w tym coraz zwinniej i lepiej. Odwróciłam się w jego stronę i przełknęłam ślinę na myśl o spojrzeniu na jego umięśnione ciało. Chciałam spojrzeć jedynie na jego twarz, ale moim oczom nie było to po drodze. Znów zagryzłam wargę kompletnie zapominając, że to go pociąga. Chwila minęła, zanim przypomniałam sobie treść jego pytania. Cierpliwie czekał na moją odpowiedź a ja biłam się z myślami, by nie wędrowały po jego torsie. Przymknęłam oczy i postarałam się o moment skupienia. Przypomniałam sobie o gotującej się w żyłach krwi, złości, irytacji. Myśli wędrowały przez głowę głośno przy tym tupiąc. Zbierałam w sobie jakąś dozę spokoju, ale rozpryskiwał się on na drobne kawałeczki.
- Dużo się stało, Niall. A wiesz, do czego się to wszystko sprowadza? – w końcu uchyliłam powieki, a moje usta nie przestawały mówić. Słowotok ulatywał ze mnie bez zatrzymania. – Do tego, że cię nienawidzę. – zaśmiałam się. Pewnie brzmiałam jak poważnie upita, ale byłam naprawdę bardziej świadoma, niż pod wpływem środków odurzających jakiejkolwiek maści.
- Czemu mnie nienawidzisz? – spytał, podchodząc do mnie powoli. Warga mi zadrżała, zanim ponownie otworzyłam buzię.
- Nienawidzę cię, bo przez związek z tobą wszyscy traktują mnie jak chytrą zimną sukę, która zdobywa wszystko ciałem.
- Wiemy oboje, że tak nie jest. – odparł spokojnie, a ja kontynuowałam wyliczankę.
- Nienawidzę cię za to, że cię kocham. Bo gdyby tak nie było, nie przejęłabym się słowami Jessici ani trochę.
- Już jej nie lubię. – wciąż był spokojny.
- Nienawidzę cię, bo zawsze nasze bycie razem sprowadza się do jakichś niedomówień ze strony innych.
- Przyzwyczajamy się jeszcze do tego, tak już jest i nie zmieni się.
- Nienawidzę cię, Niall, bo jak tylko chcę pomyśleć o innym mężczyźnie, to przed oczyma stajesz mi ty. – spojrzałam tym razem prosto w jego oczy, by ujrzeć reakcję. Przez chwilę był zszokowany, wręcz zły, ale w końcu z powrotem zelżały jego rysy twarzy i zbliżył się do mnie jeszcze bardziej. – Nienawidzę cię, bo zjadasz mnie wzrokiem a ja nie potrafię nic na to poradzić.
- To źle? – zaśmiał się.
- Tak, Niall! Źle! Bo zawsze potem się okazuje, że ktoś mi wypomina moje owijanie sobie facetów wokół palca! – podniosłam głos a on widocznie oburzył się tym faktem. – Nie proszę się o to, a potem jestem nazywana tak, jak byłam dzisiaj!
- Ludzie mówią i będą mówić zawsze…
- Nie, Niall! Chciałabym powiedzieć „nie obchodzi mnie to!”, ale nie mogę! Nie kiedy mówią mi to prosto w twarz, kiedy nie mam nic na swoją obronę, a potem jedyne co mi zostaje do zajebiście się irytować i przejmować! Nie wyskoczę zaraz na wszystkie laski i nie pobiję ich, bo co mi to da? Będę tylko dziewczyną Nialla Horana, która ma „charakterek”! – prawie wykrzyczałam, a on uniósł w swój znaczący, pociągający sposób brew.
- To by było akurat seksowne. – uśmiechnął się. Uderzyłam go pięścią w ramię i warknęłam.
- Nienawidzę cię, bo zawsze musisz nawiązywać do tego, jak tak czy inaczej wyglądam dobrze, albo sobie radzę, albo…
- Po co mam tego nie robić?
- Ugh, Niall! Ty nic nie rozumiesz! – krzyknęłam. Wzruszył jedynie ramionami i wydawał się ogromnie rozbawiony moją reakcją. Nie mogłam nie zauważyć jego lekkich dołeczków w policzkach, które pojawiły się w tym samym momencie co napięcie jego najbardziej pociągających mięśni. – Nienawidzę cię, bo zawsze tak samo się kończy moja złość na ciebie!
- To znaczy?
To znaczy, że gwałtownym ruchem przyciągnęłam go za kark i mocno wpiłam swoje usta w jego. Momentalnie objął mnie w talii i zaczął wsuwać ręce pod materiał krótkiej bluzki. Mnóstwo płomyczków rozświetliło się na mojej skórze, wywołując przyjemne drżenie. Cicho jęknęłam, gdy moje błądzące po jego ciele ręce napotkały napięte mięśnie dolnej części brzucha. Przesunęłam je na równie twarde plecy, które wcale nie ułatwiły mi spowolnienia ruchów.
- Jesteś taka seksowna, Holmes. – wymruczał w mój kark, gdy przeniósł tam swoje pocałunki. Wręcz przycisnęłam go do swej skóry. Potrzebowałam poczuć jego bliskość i pasję, której tak bardzo pragnęłam. Wiedziałam, że zostawi ślad na szyi i byłam z tego powodu bardzo usatysfakcjonowana. Przesunął palcami wzdłuż zapięcia moich spodenek i nie słysząc protestu rozpiął je, wsuwając dłoń między moje nogi. Głęboko oddychałam, próbując w jakikolwiek sposób nie rozpłynąć się pod jego dotykiem. Złapałam mocno za jego biceps i lekko ugryzłam ramię, gdy chciałam powstrzymać niekontrolowany dźwięk z ust. Chwyciłam go za nadgarstek i zmusiłam, by pozbył się z moich nóg tego ciasnego materiału. Pociągnęłam go za sznurek od spodni i zasysając usta w pocałunku, doprowadziłam nas do skraju łóżka. Odwróciłam nas tak, by to on pierwszy wylądował na miękkim materacu, zachowawszy jeszcze odrobinę rozsądku. Poprawił pozycję swoją i kolana, a ja drżącymi rękoma uporałam się ze zdjęciem zabójczych obcasów. Gorąco mojego ciała wręcz przerażało mnie, ale nie mogłam nic na to poradzić. Nie, kiedy jego V-lines wręcz prosiły się o dotyk, a gardło wydawało z siebie dzikie odgłosy. Usiadłam na nim okrakiem i zaczęłam całować każdy skrawek ciała, zsuwając się coraz to niżej. Mocno pocałowałam skórę tuż nad jego spodniami, zostawiając mocno czerwony ślad ust. Rękoma błądził po tych częściach ciała, do których dosięgał.
            Pamiętam, jak szeptał wciąż o jego miłości do mnie, a ja o nienawiści. Pamiętam, jak wpijał się palcami w moje uda, gdy biodra same nadawały ruch naszym poczynaniom. Gwałtowne oddechy, sapnięcia, jęki. To wszystko zwiększało poziom mojej adrenaliny i rozładowywało to, co czekało na ujście przez cały wieczór. Kochaliśmy się mocno, długo, intensywnie. Identycznie jak uczucia, które nas łączyły. Jeśli tak miałyby się skończyć moje każde podniesione głosy w jego stronę, to chyba mogę być wściekła całą wieczność.