Minęły prawie dwa miesiące, prawda? Mam nadzieję, że chociaż tym rozdziałem uda mi się nadrobić czas nieobecności.
Ogromną radość sprawiliście mi komentarzami pod #19 a także pytaniami na asku - możecie robić to wciąż, macie w zamian moją dozgonną wdzięczność i miłość do Was, czytelników!
Jak się macie tej wiosny?
Jeśli
nie próbował się czymś zająć, by pozbyć się swojej frustracji, to obserwował
każdy mój ruch. Było tak przez całe popołudnie, gdy dochodziła do niego
świadomość, że wychodzę dzisiejszego wieczoru sama. Kuśtykał po całym
mieszkaniu robiąc wszystko, żeby opóźnić moje przygotowania zawracając mi byle
czym głowę. Wystarczająco radził sobie z normalnym funkcjonowaniem już dobrych
kilka dni po operacji kolana, więc miałam mniej skrupułów decydując się na dołączenie
do grona ludzi ze świata fotografii i nie tylko na ekskluzywnej imprezie.
Wyjęłam
z szafy wcześniej przygotowane ubrania i zamknęłam się z nimi w łazience.
Zależało mi na tym, żeby dobrze wyglądać. Potrzebowałam obudzić w sobie pewną
siebie Anne, która jest w stanie czuć się wręcz… seksownie w swoim ciele. Na
nasmarowane kremem nawilżającym nogi wsunęłam czarne, skórzane szorty z wysokim
stanem, które opinały się na moich pośladkach i biodrach. Wzięłam kolejny
głębszy oddech, kiedy zakładałam krótki czarny top z masywnymi, złotymi
łańcuchami na dekolcie. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze nad umywalką i
widząc gwałtownie unoszącą się i opadającą klatkę piersiową, przełknęłam ślinę
i ubłagałam serce by uspokoiło swój rytm. Nałożyłam na twarz niedużą warstwę
kryjącego makijażu, żeby aż sztucznie nie wyglądać. Rzęsy potraktowałam kilkoma
sporymi pociągnięciami maskary, a nad nimi pojawiły się kreski i odrobina
cienia do powiek, bym mogła uzyskać upragniony efekt smoky eyes. Zanim
przeszłam do kolejnego etapu, mocno przygryzłam wargę. Denerwowałam się swoim
dobrym, odważnym wyglądem. Usta drżały mi, kiedy przesuwałam po nich ciemnoczerwoną
szminką. Nie widziałam innej możliwości, jak zrobić dobre wrażenie. Blond włosy
przełożyłam na jedno ramię, pozwalając by kilka kosmyków w całkowitym nieładzie
wypadło z garści, którą po chwili zamieniałam w długiego kłosa. Zawiązałam
koniec cienką gumką mniej więcej w kolorze moich włosów a palcami zaczęłam
bawić się w zaplecionej luźno fryzurze, jeszcze bardziej rozrzedzając splot. Wystarczyły
dwa mocne psiknięcia, żeby moja skóra zaczęła przesiąkać wieczorowym zapachem
od Lanvin. Niemalże odczuwałam nadchodzącą presję wydarzenia, gdy intensywna
woń czarnych porzeczek, róży i drzewa lukrecji przechadzała się po mojej szyi.
Ze świadomością dobrze wykonanego makijażu, odblokowałam drzwi łazienki i
wyszłam na korytarz, słysząc już nieco głośniej pracujący telewizor w salonie. Znalazłam
w dużej szafie sypialnianej długą marynarkę i przewiesiłam ją sobie przez
ramię. W niewielkiej szkatułce odszukałam dwa takie same złote kolczyki na
sztyft, z najniższej półki wyciągnęłam niewielką torebkę z czarnej,
lakierowanej skóry obitej ćwiekami. Wrzuciłam do niej minimum tego, co
potrzebowałam. Widząc po raz ostatni przed wyjściem z pokoju swoje odbicie w
lustrze, westchnęłam. Pozostało mi jeszcze skonfrontować mężczyznę siedzącego w
salonie.
Stąpałam
boso po chłodnych panelach, czując jak coraz bardziej zjadają mnie nerwy.
Wiedziałam, że gdybym poszła z osobą towarzyszącą, byłabym pewniejsza tego, co
i jak robię. Jednak zaproszenie nie mówiło o możliwości zabrania kogoś jeszcze,
co doskonale rozumiałam. Powoli stawałam się obiektem marketingowym, któremu w
okresie wzrostu popularności na korzyść idzie dobry wizerunek.
Uśmiechnęłam
się na dźwięk znajomego śmiechu, który rozbrzmiał w całym mieszkaniu.
- Znowu oglądasz ten głupi
program? – spytałam, widząc na dużym ekranie jedną z najmniej mądrych par
komików z północnej Szkocji. Za każdym razem, gdy spędzaliśmy razem popołudnia
przed telewizorem toczyła się walka na argumenty, dlaczego powinniśmy obejrzeć
właśnie ich program, a nie coś bardziej interesującego lub chociaż
zadowalającego również mnie. Przez nich moje zaskakujące czasem poczucie humoru
podupadało coraz bardziej. Obawiam się, że niedługo skończę jak ten blondyn,
który zamiast odpowiedzieć, gapi się w ten telewizor i nie potrafi pohamować
swojego wesołego rechotu. – Widziałeś może duże, czarne pudło z butami? –
dodałam, szukając mojej zguby. Postarałam się tym razem o wysokie obcasy, które
na szczęście były takie miękkie, że nie wymagały wcześniejszego rozchodzenia.
Tylko kochać takie buty.
Sięgnął
ręką za kanapę z drugiej strony i podniósł to, czego szukałam. Położyłam
torebkę i marynarkę na oparciu czarnej sofy i wyciągnęłam do niego dłoń. Jego
ciekawość musiała wygrać tym razem, bo otworzył pudło i zerknął do środka.
Uniósł jedną brew w zastanowieniu i odwrócił głowę w moją stronę, po raz
pierwszy na mnie spoglądając.
- O kurwa. – było jego pierwszą
reakcją, razem z wybałuszonymi oczami. Jeździł nimi po całym moim ciele i nie
przestał nawet wtedy, gdy odchrząknęłam i zabrałam od niego pudełko.
Podpierając się o materiałowy mebel, wsunęłam kolejno stopy w czarne,
połyskujące botki z laserowo wyciętym wzorem i zapięłam je z tyłu. – Cholera. –
powtórzył, mierzwiąc swoją blond czuprynę. Całe szczęście, że odrobina pudru na
mojej twarzy skutecznie ukrywała czerwieniące się policzki.
Podparłam
się rękoma w biodrach i patrzyłam na niego, oczekując na jakąkolwiek inną
reakcję poza żrącym wzrokiem i wulgaryzmami.
- Och, kochanie! Wyglądasz
cudownie, baw się dobrze, jeśli chcesz mogę na ciebie zaczekać, albo upewnić
się że taksówka po ciebie przyjedzie! – zaczęłam udawać, co dopiero po chwili
do niego dotarło. Przełknął ślinę i podniósł się, kuśtykając powoli w moją
stronę.
- Może mnie wpuszczą, jeśli się
wproszę razem z tobą. – mruknął, zatrzymując w końcu wzrok na mojej twarzy.
Westchnęłam i pokręciłam głową. Już miałam się odwrócić i zrezygnować z próby
wyciągnięcia od niego jakichkolwiek słów dodających otuchy, ale w porę chwycił
mnie za ramiona. – Okej, rozumiem. – powiedział, kiwając lekko głową. – Obiecaj
mi, że nie dasz się dotknąć żadnemu facetowi, a w razie czego użyjesz tych
długich szpilek – wskazał palcem na moje buty. – i walniesz go tam, gdzie
trzeba. – dokończył, a ja cicho się zaśmiałam. – Annie, to nie jest żart.. –
jęknął, a po jego aparycji bez problemu dostrzegłam, że był sfrustrowany i zły.
Szkoda tylko, że zabrzmiał jak skomlący szczeniaczek, któremu zabrano ulubioną
zabawkę.
- Więc co, ostrzeżenie? –
powiedziałam to specjalnie i celowo spojrzałam na niego w ten konkretny sposób,
spod wymalowanych rzęs. Pikanterii dodałam przez „niewinne” przygryzienie
dolnej wargi, co zawsze – jak twierdził – pociągało go.
- Dobrze wiesz, że wyglądasz
cholernie seksownie Ann.
- Zazdrosny, że ponad połowa
obecnych na imprezie, to będą przedstawiciele płci męskiej, a ty będziesz
siedział w domu przed telewizorem? – spytałam, nie licząc się z jego rosnącym
poirytowaniem. Torturowałam go tym, ale kiedyś musiałam. Należało mu się.
- Ugh, po prostu uważaj na
siebie. – fuknął i odwrócił wzrok. Przyciągnęłam rękę do jego karku i
skierowałam go z powrotem w moją stronę.
- Dobrze. – szepnęłam, gdy moje
palce wczepiły się w jego włosy. Nie musiałam się zbyt wysilać, bo jego głód
był tak silny, jak sądziłam. Przysunął swoje usta do moich i nie rozważając
późniejszych czerwonych śladów od mojej szminki, zaczął mnie pożądliwie
całować. Chwycił dłonią mój odsłonięty fragment talii i w momencie, gdy zsuwał
ją znacznie niżej oderwałam się od niego, zarzuciłam na plecy marynarkę i
chwyciłam w rękę torebkę.
- Miłego wieczoru, Niall. –
powiedziałam, przekraczając próg mieszkania.
- Pewna jesteś, że mam z tobą nie
wchodzić? – padło pytanie ze strony kierowcy, którym tym razem był ochroniarz
sławnego piosenkarza, członka boybandu, Nialla Horana. Tak dla odmiany, nie?
- Nie ma potrzeby, dzięki. Masz
wolny wieczór, powinieneś się cieszyć. – uśmiechnęłam się lekko zapewniając, że
wszystko jest w porządku. Wiedział, że ze mną nie wygra więc jedynie westchnął
i na odchodne wspomniał, bym dała znać jeśli potrzebna będzie podwózka do domu.
Zatrzasnęłam
za sobą drzwi samochodu i dopiero po chwili zorientowałam się, że stoję na
początku dłuższego podejścia do wejścia budynku. Chodnik wyłożony był jasnym
dywanem, by sprawić wrażenie adekwatne do rangi imprezy, na której miałam zaraz
się pojawić. Obok zaraz pojawiło się kilku paparazzich, którzy zaczęli powoli
się przekrzykiwać. Nie dałam im tej satysfakcji i nie zatrzymałam się, w
przeciwieństwie do kilku dużo bardziej odstawionych ode mnie pań, kilka metrów
przede mną. Mocniej chwyciłam torebkę i przesuwałam się coraz to bliżej godzin,
które nie miałam bladego pojęcia, jak miną. Jeden z kilku ochroniarzy zlustrował
mnie wzrokiem i o nic nie pytając, skinął na kolegę stojącego obok, by wpuścił
mnie do środka. Odwdzięczyłam się lekkim uśmiechem, zignorowałam palące
spojrzenia i próbowałam jak najbardziej wtopić się w tłum nieznanych mi ludzi
oraz tych, których znać powinnam chociaż z opowieści.
Duże
pomieszczenie utrzymane było w półmroku, pojedyncze lampy oświetlały wysokie
czarne stoliki, w których to kolorze były także ściany. Z daleka odznaczały się
złote elementy wnętrza, ramy ze zdjęciami, dekoracje. Muzyka grała głośno, ale
nie do przesady – swobodnie można było rozmawiać i jednocześnie bawić się w
nowoczesnych rytmach. Zapach szampana wypełnił moje nozdrza, gdy elegancko
ubrany kelner zatrzymał się obok mnie z tacą w ręku. Uznałam to za znak, że nie
powinnam się odróżniać od innych przybyłych, więc zanim zdecydowałam się na
zamówienie kolorowego drinka w barze, przyjęłam smukły kieliszek i upiłam łyk
musującego alkoholu. Powoli przechadzałam się po wyrafinowanym klubie, w którym
ludzie śmiali się i rozmawiali w swoich mniejszych grupkach. Na pierwszy rzut
oka widać było, że wiele tych znajomości utrzymywanych jest jedynie na potrzeby
tego wieczoru, marketing był bowiem wszechobecny. Podeszłam do dużej,
przeszklonej ściany oddzielającej stosunkowo duszne pomieszczenie od ogromnego
ogrodu, który schowany był od ciemnego nieba dzięki kremowym płachtom
materiału. Kilka stanowisk barmanów powoli zaczynało się zapełniać, razem z
nadchodzącymi kolejnymi gośćmi. Trzymałam blisko siebie swój kieliszek, co
chwila symbolicznie maczając w nim język. Obojętnie jak bardzo tego
potrzebowałam, nie na miejscu byłoby przeholowanie z trunkami już podczas
pierwszej godziny.
Stanęłam
przy jednym z wysokich stolików i oparłam się łokciem o jego fragment, by
odrobinę odciążyć stopy na wysokich obcasach. Sunąc wzrokiem po innych
uczestniczkach imprezy zaczęłam obawiać się, czy aby faktycznie dobrze się
ubrałam. Wiele z nich ubrało nie koktajlowe sukienki ale te długie, ciągnące
się po ziemi, godne co najmniej poważnej międzynarodowej gali. Całe szczęście
ulżyło mi, gdy stanęła obok mnie dziewczyna, którą skądś kojarzyłam. Jej burza
czarnych loków poupinana była gdzieniegdzie wsuwkami, na jej biodrach opinała
się dopasowana beżowa spódniczka. Dekolt odkryty miała za sprawą rozpiętych
kilku guzików czarnej bluzki, przez którą prześwitywał czarny biustonosz. Bez wątpienia
wzbudzi tego wieczoru podziw wśród płci przeciwnej. Odwzajemniłam jej ciepły
uśmiech, gdy zorientowałam się kim jest.
- Aurelie! – powitałam ją. Od
razu zrobiło mi się raźniej ze świadomością, że nie jestem sama na polu pełnym
handlujących nazwiskiem ludzi. Aurelie była stażystką w Akademii Fotografii,
gdy jeszcze uczęszczałam na zajęcia. Przychodziła w godzinach popołudniowych,
gdy rozpoczynały się praktyczne ćwiczenia z fotografii żurnalowej. Wielokrotnie
zerkała mi przez ramię, gdy wybierałam idealny kadr do zrobienia zdjęcia
ubranemu manekinowi lub modelce. Przez ten czas zdążyłyśmy mniej więcej poznać
siebie nawzajem. Kiedy kończyła swoje odpracowane godziny zaproponowałą, że
może pomóc mi w znalezieniu pracy, w razie jakichkolwiek problemów. Bardzo ciepła,
pełna pasji osoba. Jakie szczęście, że tu przyszła.
- Witaj Annie, jak się masz?
Słyszałam, że nieźle ci idzie. – zabawnie uniosła brew. Zanim zdołałam
cokolwiek odpowiedzieć poza uśmiechem i wymownym przewróceniem oczyma,
pociągnęła za ramię podchodzącego do nas wysokiego bruneta. – To jest Mark,
pracuje razem ze mną w agencji modelek. – przedstawiła, a ja odwzajemniłam
uścisk dłoni, którą wyciągnął w moją stronę. Objął ją lekko w talii i przysunął
do siebie co wystarczyło, bym po cichutku westchnęła z zadowolenia, że jej się
powiodło.
- Miło w końcu poznać tę młodą
zdolną, o której coraz głośniej się mówi. – uśmiechnął się pokazując przy tym
swoje idealne, białe zęby kontrastujące z ciemną karnacją. Odrobina ciepła
napłynęła do moich policzków, wciąż nie potrafiłam przyzwyczaić się do
komplementów. – Możesz kiedyś do nas się zgłosić, na pewno nie pogardzimy takim
dobrym okiem.
- Dzięki. Póki co radzę sobie,
ale w razie czego nie zapomnę o propozycji. – odparłam.
- Mark, przyniósłbyś nam coś do
picia? Z tego co pamiętam, Annie też lubi mocne i kolorowe. – mrugnęła do mnie,
więc przytaknęłam lekkim skinieniem głowy. Moje zbawienie nadeszło. Mężczyzna zgodził
się i ściskając jej dłoń na odchodne, zostawił nas same. – No dobra, opowiedz
mi, co słychać. Skończyłaś projekt? – spytała, a ja na moment spuściłam wzrok. Mogłam
spodziewać się, że zapyta o pracę kończącą studia w Akademii.
- Nie, jeszcze nie. Jestem w
trakcie cały czas.
- To w sumie dobrze. Wierz mi,
czasem im dłużej się na takie cacka czeka, tym lepsze są w efekcie. –
uśmiechnęła się pocieszająco, za co byłam wdzięczna. – Mam tylko nadzieję, że
nie zmieniłaś koncepcji? Wciąż będzie to twój świat?
- Nie, co Ty. Nie zmieniłabym, za
dużo już pracy i serca w to włożyłam. – odpowiedziałam. – Nieźle dzisiaj
wyglądasz. Dobrze, że Mark jest z tobą. – puściłam jej oko a ona machnęła ręką.
- Nie cierpię upodabniać się do
tych wielkich szych, które stroją się jak na nie wiadomo jakie Oscary. To w
końcu impreza, trzeba się bawić!
Chwilę
jeszcze zdążyłyśmy porozmawiać, zanim dostałam swojego mocnego i orzeźwiającego
Blue Hawaiian. Miałam mocną głowę, nie byłabym w stanie upić się po szybkim
wypiciu jednego drinka, ale mimo wszystko dobrze się poczułam upijając kilka
łyków niebieskiego koktajlu. Teraz już w trójkę staliśmy i rozmawialiśmy, z
czego w sumie byłam zadowolona – nie musiałam stawiać czoła samotnej zabawie
lub tej wymuszonej, wśród nieznajomych. Czas płynął a ja pomimo rozluźniającego
napoju nie mogłam wybić sobie z głowy wrażenia, że jestem wciąż obserwowana. Częściej
potwierdzało się przekonanie, że nie byłam ubrana jak większość gości. W momencie,
gdy kelner odbierał od nas puste kieliszki i zaproponował jeszcze jedną rundkę
tego samego, podeszła do nas trzy-osobowa grupka.
Najbliżej
nas stanęła szczupła, średniego wzrostu blondynka. Wcześniej już zwróciła moją
uwagę, ze względu na bardzo jaskrawy odcień koloru różowego, w jakim była jej
sukienka. Oparła swoją dłoń na biodrze i uśmiechnęła się nonszalancko. Zawtórowała
jej druga dziewczyna, stojąca kawałeczek obok. Nie rzucała się aż tak w oczy
choć sprawiała wrażenie, jakby robiła wszystko by to osiągnąć. Mnóstwo złotych
dodatków teoretycznie pasujących do jej błękitnej kreacji odstawało od jej
naturalnie skromnie wyglądającej twarzy. Pięknie, wymuszone towarzystwo
znalazło sobie nas jako cel. Z kolei z drugiej strony stał wysoki ciemny
blondyn, którego pół-uśmieszek mógłby powalić na kolana dzisiejsze nastolatki. Miał
rozpięte dwa ostatnie guziki białej koszuli, którą przykrył ciemną jak smoła
marynarką. Spodnie nie były garniturowe, lecz już na pierwszy rzut oka
wyglądały na wysokiej klasy jeans, którym zaszczycić się mogą same drogie
marki. Uniosłam lekko brew oczekując na reakcję moich towarzyszy lub nowo
przybyłych gości. Sama nie podejmowałam próby rozpoczęcia rozmowy – czułam się
za bardzo jak w amerykańskim filmie, w którym to zostalibyśmy zaraz zmieszani z
błotem. Ulotne wrażenie? Jeszcze się przekonamy.
- Konkurencja, jak mniemam. –
blondynka zaczęła, a na jej twarzy pojawił się wymuszony uśmiech. – Jessica Barcklay,
pracuję dla Manchester’s Look. Co za przyjemność poznać wreszcie tych, z
którymi ścigamy się w rankingach sprzedaży. – kolejny uśmiech, od którego –
przysięgam – zrobiło mi się niedobrze. Mark i Aurelie wymienili znaczące
spojrzenia, a mi jedyne co zostało to ukryć uśmiech za zagryzioną dolną wargą. –
Przepraszam, powiedziałam coś zabawnego? – zwróciła się do mnie. Siliłam się na
naprawdę pokerową twarz, ale znając mój lekceważący stosunek do pewnej grupy
ludzi, nie udawało mi się to. Kiepska ze mnie aktorka, cholera.
- Nie, skądże znowu. –
zaprzeczyłam.
- A Ty to… - urwała udając, że
próbuje przypomnieć sobie moje nazwisko.
- No weź, Jess. Przecież wiesz. –
mężczyzna wtrącił, wyraźnie rozbawiony jej słowami. – To Anne Holmes,
wschodzące wielkie nazwisko. Mimo wszystko, z moją serią zdjęć do The Big Issue
nie wygrała i zeszłoroczna wygrana World Press Photo powędrowała do mnie. –
mówiąc to, zwrócił swoją uwagę prawie całkowicie na mnie. Towarzyszył mu pewny
siebie półuśmiech razem ze świecącymi się, sporymi oczyma. – Carter Evans. –
wyciągnął do mnie dłoń, którą przyjęłam. Jakieś maniery musiałam zachować,
prawda? Oczywiście, że pamiętałam jego nazwisko. Długo w pamięci jeszcze
zostanie, bo gdy po raz pierwszy mogłam osiągnąć coś tak wielkiego, sprzątnięto
mi to zgrabnie sprzed nosa.
- Ah, racja. To o niej mówiłeś,
że nowicjuszka? – spytała a ja używałam całej swojej silnej woli, by nie
parsknąć śmiechem. Blondyn przełknął ślinę i najwyraźniej mając świadomość
tego, że z niecierpliwością wypatrywałam jego reakcji, pozostał cicho.
- Widzę, że lubicie oceniać po
pierwszym wrażeniu. – uśmiechnęłam się szeroko, równie fałszywie jak nowa „znajoma”.
- Nie martw się, Anne. Jak już
dojdziesz na szczyt, to na pewno znajdzie się ktoś, kto nie posądzi cię o
wykorzystywanie wpływów swojego sławnego chłoptasia.
- Okay.. myślę, że wystarczy… -
Aurelie próbowała rozluźnić napięcie, które automatycznie pojawiło się między
nami.
- A co, mylę się? Nie no, na
pewno nie zostaniesz sama. Ktoś cię podniesie, może jak prześpisz się z jakimś
innym bożyszczem nastolatek, wtedy się poprawi sytuacja. W końcu trzeba co
nieco robić dla wizerunku, nie? – uśmiechnęła się.
- Dzięki, zapamiętam to sobie. Cieszę
się, że tak martwisz się o mój związek, w końcu w ogóle się nie znamy i nawet
nie zdążyłaś mi opowiedzieć co ty zrobiłaś, żeby swoją wypudrowaną-
- Annie, przyniosłabyś nam
jeszcze drinki? – Mark wciął się, hamując mój rozgrzewający się język. Rzuciłam
mu pełne piorunów spojrzenie i z gotującą się krwią w żyłach, odeszłam w
kierunku lady barowej.
Na
język cisnęły mi się same wulgaryzmy, momentalnie zrobiło mi się gorąco i
musiałam zdjąć swoją marynarkę. Chłodna powierzchnia wysokiego krzesła odrobinę
rozluźniła moje mięśnie nóg, a szklany blat rozprowadzał uspokajające ciarki w
moich rękach. Poprosiłam wprawionego barmana o szybkiego shota, zanim zamówiłam
kolejnego drinka. Palący alkohol oczyszczał mnie z wszechogarniającej złości. Z
hukiem odstawiłam mały kieliszek na blat, gdy jednym łykiem opróżniłam go z
czystej wódki.
- Woah, spokojniej z alkoholem. –
usłyszałam obok męski głos. Uniosłam brew, gdy Carter zajął miejsce obok mnie i
również zamówił sobie coś do picia.
- Wydaje mi się, że nie jesteś
moim ojcem. Nie musisz mnie pouczać. – krzywo się uśmiechnęłam i skinęłam głową
do brodatego barmana, który przysunął mi pod dłonie zimną szklankę z mojito. Blondyn
uniósł ręce w geście obronnym.
- Jessica jest żmiją, nie musisz
się nią aż tak przejmować. – próbował mnie pocieszyć, więc ja tylko po cichu
parsknęłam.
- Po co ze mną rozmawiasz, skoro
jestem nowicjuszką? – spytałam, upijając łyk mocnego drinka. Odrobinę skrzywiłam
się, nie sądziłam że dostanę prawie samą wódkę. Zerknęłam na barmana i
ujrzałam, jak po kryjomu mruga do mnie. Musiał wyczuć, że potrzebuję mocnej
dawki „uspokajacza”.
- Od kiedy to nie można
porozmawiać z dobrze wyglądającą kobietą z tego samego fachu? – spytał, a jego
twarz wyrażała czystą dumę z dobranych słów. Oczy znów mu się świeciły, co
zauważyłam jako cechę charakterystyczną wśród mężczyzn komplementujących płeć
przeciwną.
- Wiesz, sprzątnąłeś mi wielką
nagrodę sprzed nosa. Nie muszę z tobą rozmawiać.
- Ale to właśnie robisz. –
cholera. Dlaczego musiałam trafić na typ pewnego siebie, zarozumiałego i „uwaga,
jestem seksowny i zaraz się uśmiechnę” samca?
Mijały
minuty, może nawet godziny a ja wciąż siedziałam na stołku, popijając coraz to
kolejne szklanki mocnych drinków. Carter ani na moment nie odszedł ode mnie,
wręcz rozkręcał się w rozmowie i starał się za wszelką cenę złamać moją twardą
warstwę. Ale nie, nie ma tak łatwo. Moje ciało powoli rozluźniało się, różnego
rodzaju trunki z pewnością miały na to duży wpływ. Im ciemniejsza noc była
wokół nas, tym głośniej puszczano piosenki w głośnikach. Powoli zaczynałam czuć
się jak na prawdziwej imprezie. Biodra lekko kołysałam do rytmu muzyki. Nie
mogłam pozbyć się wrażenia z jaką intensywnością obserwował mój kark, gdy
musiałam mu odrobinę ulżyć i pokręcić głową na boki. Mimo bycia już lekko
wstawioną wiedziałam, że coś jest na rzeczy. Jednak i tak muzyka dawała za
wygraną, a w połączeniu z płynącymi we krwi procentami nie mogłam się
powstrzymać od prawdziwie upojnego nastroju. Razem z coraz intensywniejszymi
basami, większe dreszcze przebiegały wzdłuż mojego kręgosłupa. Były jak drobne
porażenia prądem, które pobudzały każdy skrawek mojego ciała do życia. Zaczął
opowiadać jakąś zabawną sytuację sprzed kilku dni a w tym czasie ja bacznie
obserwowałam, w którą stronę wybiera się swoją mimiką twarzy. Oczywistym było,
że wypił o wiele mniej ode mnie. Śmiał się zalotnie z dobieranych słów i co
chwilę spoglądał na mnie by skontrolować, czy wciąż zwracam na niego uwagę. Był
typowym flirciarzem z górnej półki. Resztki trzeźwego przeczucia podpowiadały
mi, że nie może to być zdrowa znajomość, ludzie tacy jak on niszczą do
ostatniego okruszka. Czy warto było miło spędzać wieczór w towarzystwie kogoś,
kto zrujnuje całą przyszłość?
Tym
razem lekkie upojenie alkoholowe wręcz pomagało mi w dostrzeżeniu drobnych
gestów, jakie zaczął wykonywać. Przysunął swoją dłoń bliżej mojej, coraz
częściej próbował przedłużyć kontakt wzrokowy. A ja, radosna Annie nie byłam w
stanie połączyć całkowicie umysłu z gestami, więc kilka razy przeciągle
zamrugałam, gdy wpatrywał się w moje prawie obezwładnione ciało. O stokroć
wolałam obserwować poczynania Evansa, niż przypominać sobie o swoich własnych
problemach lub smutkach, które ewentualnie mogłabym opić. Wszystko jedno i tak
nie chciałam, by sprawy poszły o krok za daleko.
- Popilnowałbyś mi drinka?
Potrzebuję udać się na stronę. – powiedziałam, siląc się na jak najbardziej
trzeźwy ton. Pokiwał głową i w momencie, gdy zeskakiwałam z wysokiego krzesła
zachwiałam się. Jego duża, ciepła dłoń powędrowała od razu na moją talię, by
mnie podtrzymać. Carter był przystojny. Szarmancki. Seksowny. Ale istniał tylko
jeden mężczyzna, który mógł dosłownie zwalić mnie z nóg swoim dotykiem. Przez chwilę
stałam tak, wpatrzona w jego zielone oczy i próbowałam ogarnąć sytuację. Zaczął
zbliżać się do mnie a ja momentalnie otrzeźwiałam. Obojętnie jak bardzo nie
pragnęłabym męskiego dotyku, nie mógł być to Carter. Zagrałam więc zawstydzoną
gestem jaki wykonał, wzięłam swoje rzeczy i udałam się do damskiej toalety.
Na
moje nieszczęście, przy lustrze stała blondynka, która z daleka w swojej różowej
sukience przypominała mi tak bardzo lalkę Barbie. Zaśmiałam się do siebie i stanęłam
obok niej, wyciągając ze swojej torebki ciemnoczerwoną szminkę. Przejechałam nią
po swoich ustach pewnym ruchem i przez chwilę patrzyłam na swoje odbicie w
lustrze. Policzki miałam lekko zaróżowione, oczy dzięki maskarze wyglądały na
jeszcze większe i ciemniejsze. Nogi w obcasach były wręcz nieprzyzwoicie
długie, włos był delikatnie rozwiany, warkocz pełen bałaganu.
- Dobrze się bawisz, Anne? –
spytała, a ja zerknęłam na jej odbicie. Miała uniesioną lewą brew.. nie, prawą?
Annie, napij się wody.
- Cudownie. – uśmiechnęłam się,
jako dodatek do sztucznego tonu.
- Powiedz mi jedną rzecz. Jak
kobieta kobiecie, hmm? – zaczęła, podpierając się jedną ręką na biodrze. Opadłam
ramieniem na powierzchnię lustra i krzyżując nogi pokiwałam głową, żeby kontynuowała.
– Jak ty to robisz. Jesteś taka młoda, a już przebiegła jak doświadczona w tej
całej branży. Owijasz sobie wokół palca mężczyzn, na elegancką imprezę
przychodzisz ledwo ubrana, a nikt nie śmie słowa ci na ten temat powiedzieć, bo
co? Pokazujesz się z gwiazdą nastolatek. Wszyscy wiemy, że to dzięki niemu masz
pracę, poza tym jak opłaciłabyś studia? Biedna, mała dziewczynka z polski nie
poradziłaby sobie tak szybko. – jej
słowa kłuły. Tak bardzo, czułam każdą swoją żyłę, tę z alkoholem i bez. – I jeszcze
ma czelność upijać się, uwodzić kolejnego mężczyznę… jak to robisz, mała? Bo
przepraszam, ale stosunkowo to dopiero co uciekłaś spod skrzydeł mamusi. Może
ona nauczyła cię, jak być taką zimną suką? – cały czas się uśmiechała, więc i
ja to zrobiłam. Gotowało się we mnie, ale jedyne co zrobiłam, to zaczęłam śmiać
się na głos.
- A ty myślisz, że możesz od tak
sobie oceniać ludzi? Musisz mieć niezłe chody w prokuraturze, stara. –
odpowiedziałam a ona jedynie uniosła znów brew. Nie czekając na jej odpowiedź,
zaczęłam stanowczym krokiem wycofywać się z łazienki, celowo dodając kołyszące
się biodra. Skoro już jestem zimną suką, to dodam akcent na to drugie słowo, bo
czemu nie? Nie odwracając się już do niej wyciągnęłam lewą rękę na swoje plecy
i zamiast używać mowy pokazałam to, co o niej myślałam.
Cała
droga do domu w ciasnej taksówce polegała na moim obserwowaniu nocnego Londynu,
w międzyczasie niestety też na myśleniu o wszystkich rzeczach jakie usłyszałam.
Słowa Jessici zapadły w mojej pamięci pomimo lekkiego upojenia alkoholowego,
które z minuty na minutę wolniej krążyło w krwi. Nie byłam skupiona na tym jaką
kwotę podał mi taksówkarz, gdy zatrzymaliśmy się pod budynkiem. Był zadowolony
z otrzymania banknotu o wysokim nominale a ja nie miałam siły liczyć, czy
dobrze mi wydał lub jak wysoki „napiwek” by mu się przydał. Po oddaniu mu
papierka, wyszłam z samochodu i ruszyłam prosto do domu.
Jak
na złość, nie potrafiłam trafić kluczem w dziurkę. Zajęło mi to dobrą minutę,
gdy już powoli warczałam z frustracji. Z wielką ulgą weszłam do domu pachnącego
jeszcze popołudniowym spaghetti i popcornem. Wódka kazała mi zapomnieć o
zdejmowaniu butów, więc stukając obcasami o podłogę dotarłam do kuchni, w
której od razu znalazłam dużą butelkę wody i zaczęłam z niej pić do oporu. Nie przejęłam
się faktem, że kilka kropel wody ściekało mi po brodzie, bo brałam niedokładne
łyki. Zamiast poprawnie zdjąć marynarkę z ramion, zsunęłam ją na podłogę i
chwila minęła zanim przypomniałam sobie o jej podniesieniu. Odwróciłam się, by
zgasić światło i lekko odskoczyłam na widok Nialla opartego o ścianę, jedynie w
nisko opuszczonych szarych dresach. Ręce skrzyżował na piersi, więc idealnie
wyeksponował swoje mięśnie ramion i brzucha, które to z kolei prowadziły do
jego naprężonych linii tworzących literę „V”. Mojej słabości.
- You scared me.
- Didn’t mean to. – odpowiedział szybciej, niż się spodziewałam. Tak,
jakby miał wyćwiczone co i kiedy powiedzieć, by później zostawić chwilową
niezręczną ciszę. Na pewno moje brwi były ściągnięte, bo nie mogłam się
skoncentrować. Po minie poznawałam, że nie był zadowolony, lecz pragnęłam jego
uśmiechu ze względu na potężną ochotę dotknięcia jego każdego napiętego
mięśnia.
- Jesteś pijana. – dodał równie
monotonnie i szybko.
- Nie jestem. Trochę nietrzeźwa,
ale nie pijana. – odbiłam piłeczkę. Obserwował, jak miętoszę w dłoniach kołnierz
marynarki, a później wierzchem jednej z nich wycieram kapiącą spod ust wodę. Postanowiłam
zakończyć tę rozmowę i wyminąć go w korytarzu. Niestety jednak na jego
wysokości musiałam zachwiać się, więc jego ręce automatycznie powędrowały mi na
pomoc. Jedna przytrzymała przedramię, a druga nagą część brzucha. Zagryzłam wargę
na myśl o tworzącej się tam gęsiej skórze, liczyć uderzenia serca już dawno
przestałam – puls i tak był wysoko poza normą.
- Dam sobie radę. – mruknęłam, spoglądając
w jego błękitne oczy. Pełne były zaciekawienia, próbował odczytać cokolwiek z
moich odczuć i wrażeń.
- Co się stało? – usłyszałam jego
cichy, poważny ton gdy przekroczyłam próg sypialni. Dokuśtykał do mnie, radząc
sobie w tym coraz zwinniej i lepiej. Odwróciłam się w jego stronę i przełknęłam
ślinę na myśl o spojrzeniu na jego umięśnione ciało. Chciałam spojrzeć jedynie
na jego twarz, ale moim oczom nie było to po drodze. Znów zagryzłam wargę
kompletnie zapominając, że to go pociąga. Chwila minęła, zanim przypomniałam
sobie treść jego pytania. Cierpliwie czekał na moją odpowiedź a ja biłam się z
myślami, by nie wędrowały po jego torsie. Przymknęłam oczy i postarałam się o
moment skupienia. Przypomniałam sobie o gotującej się w żyłach krwi, złości,
irytacji. Myśli wędrowały przez głowę głośno przy tym tupiąc. Zbierałam w sobie
jakąś dozę spokoju, ale rozpryskiwał się on na drobne kawałeczki.
- Dużo się stało, Niall. A wiesz,
do czego się to wszystko sprowadza? – w końcu uchyliłam powieki, a moje usta
nie przestawały mówić. Słowotok ulatywał ze mnie bez zatrzymania. – Do tego, że
cię nienawidzę. – zaśmiałam się. Pewnie brzmiałam jak poważnie upita, ale byłam
naprawdę bardziej świadoma, niż pod wpływem środków odurzających jakiejkolwiek
maści.
- Czemu mnie nienawidzisz? –
spytał, podchodząc do mnie powoli. Warga mi zadrżała, zanim ponownie otworzyłam
buzię.
- Nienawidzę cię, bo przez związek
z tobą wszyscy traktują mnie jak chytrą zimną sukę, która zdobywa wszystko
ciałem.
- Wiemy oboje, że tak nie jest. –
odparł spokojnie, a ja kontynuowałam wyliczankę.
- Nienawidzę cię za to, że cię
kocham. Bo gdyby tak nie było, nie przejęłabym się słowami Jessici ani trochę.
- Już jej nie lubię. – wciąż był
spokojny.
- Nienawidzę cię, bo zawsze nasze
bycie razem sprowadza się do jakichś niedomówień ze strony innych.
- Przyzwyczajamy się jeszcze do
tego, tak już jest i nie zmieni się.
- Nienawidzę cię, Niall, bo jak
tylko chcę pomyśleć o innym mężczyźnie, to przed oczyma stajesz mi ty. –
spojrzałam tym razem prosto w jego oczy, by ujrzeć reakcję. Przez chwilę był
zszokowany, wręcz zły, ale w końcu z powrotem zelżały jego rysy twarzy i
zbliżył się do mnie jeszcze bardziej. – Nienawidzę cię, bo zjadasz mnie
wzrokiem a ja nie potrafię nic na to poradzić.
- To źle? – zaśmiał się.
- Tak, Niall! Źle! Bo zawsze
potem się okazuje, że ktoś mi wypomina moje owijanie sobie facetów wokół palca!
– podniosłam głos a on widocznie oburzył się tym faktem. – Nie proszę się o to,
a potem jestem nazywana tak, jak byłam dzisiaj!
- Ludzie mówią i będą mówić
zawsze…
- Nie, Niall! Chciałabym
powiedzieć „nie obchodzi mnie to!”, ale nie mogę! Nie kiedy mówią mi to prosto
w twarz, kiedy nie mam nic na swoją obronę, a potem jedyne co mi zostaje do
zajebiście się irytować i przejmować! Nie wyskoczę zaraz na wszystkie laski i
nie pobiję ich, bo co mi to da? Będę tylko dziewczyną Nialla Horana, która ma „charakterek”!
– prawie wykrzyczałam, a on uniósł w swój znaczący, pociągający sposób brew.
- To by było akurat seksowne. –
uśmiechnął się. Uderzyłam go pięścią w ramię i warknęłam.
- Nienawidzę cię, bo zawsze
musisz nawiązywać do tego, jak tak czy inaczej wyglądam dobrze, albo sobie radzę,
albo…
- Po co mam tego nie robić?
- Ugh, Niall! Ty nic nie
rozumiesz! – krzyknęłam. Wzruszył jedynie ramionami i wydawał się ogromnie
rozbawiony moją reakcją. Nie mogłam nie zauważyć jego lekkich dołeczków w
policzkach, które pojawiły się w tym samym momencie co napięcie jego najbardziej
pociągających mięśni. – Nienawidzę cię, bo zawsze tak samo się kończy moja
złość na ciebie!
- To znaczy?
To znaczy, że gwałtownym ruchem
przyciągnęłam go za kark i mocno wpiłam swoje usta w jego. Momentalnie objął
mnie w talii i zaczął wsuwać ręce pod materiał krótkiej bluzki. Mnóstwo płomyczków
rozświetliło się na mojej skórze, wywołując przyjemne drżenie. Cicho jęknęłam,
gdy moje błądzące po jego ciele ręce napotkały napięte mięśnie dolnej części
brzucha. Przesunęłam je na równie twarde plecy, które wcale nie ułatwiły mi
spowolnienia ruchów.
- Jesteś taka seksowna, Holmes. –
wymruczał w mój kark, gdy przeniósł tam swoje pocałunki. Wręcz przycisnęłam go
do swej skóry. Potrzebowałam poczuć jego bliskość i pasję, której tak bardzo
pragnęłam. Wiedziałam, że zostawi ślad na szyi i byłam z tego powodu bardzo
usatysfakcjonowana. Przesunął palcami wzdłuż zapięcia moich spodenek i nie
słysząc protestu rozpiął je, wsuwając dłoń między moje nogi. Głęboko oddychałam,
próbując w jakikolwiek sposób nie rozpłynąć się pod jego dotykiem. Złapałam mocno
za jego biceps i lekko ugryzłam ramię, gdy chciałam powstrzymać niekontrolowany
dźwięk z ust. Chwyciłam go za nadgarstek i zmusiłam, by pozbył się z moich nóg
tego ciasnego materiału. Pociągnęłam go za sznurek od spodni i zasysając usta w
pocałunku, doprowadziłam nas do skraju łóżka. Odwróciłam nas tak, by to on
pierwszy wylądował na miękkim materacu, zachowawszy jeszcze odrobinę rozsądku. Poprawił
pozycję swoją i kolana, a ja drżącymi rękoma uporałam się ze zdjęciem
zabójczych obcasów. Gorąco mojego ciała wręcz przerażało mnie, ale nie mogłam
nic na to poradzić. Nie, kiedy jego V-lines wręcz prosiły się o dotyk, a gardło
wydawało z siebie dzikie odgłosy. Usiadłam na nim okrakiem i zaczęłam całować
każdy skrawek ciała, zsuwając się coraz to niżej. Mocno pocałowałam skórę tuż
nad jego spodniami, zostawiając mocno czerwony ślad ust. Rękoma błądził po tych
częściach ciała, do których dosięgał.
Pamiętam,
jak szeptał wciąż o jego miłości do mnie, a ja o nienawiści. Pamiętam, jak wpijał
się palcami w moje uda, gdy biodra same nadawały ruch naszym poczynaniom. Gwałtowne
oddechy, sapnięcia, jęki. To wszystko zwiększało poziom mojej adrenaliny i
rozładowywało to, co czekało na ujście przez cały wieczór. Kochaliśmy się
mocno, długo, intensywnie. Identycznie jak uczucia, które nas łączyły. Jeśli tak
miałyby się skończyć moje każde podniesione głosy w jego stronę, to chyba mogę
być wściekła całą wieczność.
O jejku..brak słów genialny rozdział, nareszcie! ale warty czekania.
OdpowiedzUsuńOMG! Nie spodziewałam się tego rozdziału ( który wyszedł świetnie - jak zawsze)
OdpowiedzUsuńZ całą pewnością poprawiłaś mi humor przed egzaminem z matmy i przyrody haha :D
Świetny rozdział!
Pozdrawiam
G xxxx
Jejku, jak się stęskniłam! Brakowało mi Twoich słów, Mania. Naprawdę. I brakowało mi... ich. Cieszę się, że się coś nowego pojawiło, bo chyba bym tu umarła zaraz. Tak czy inaczej, uśmiechała się cały czas, gryzłam wargi, zakrywałam usta. Dużo emocji, dużo nerwów i dużo bólu. Mimo to skończyłam z uśmiechem, bo wiem, że jego miłość ją uratuje.
OdpowiedzUsuńTrzymaj się! x
Był piękny DŁUGI komentarz, ale się zmył. Spróbuję go odtworzyć, jak opadnie moja furia wytworzona przez mojego nieodłącznego pecha.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam wszystkie rozdzialiki ♡ To jest cudne opowiadanie a raczej historia Ann i Niallera ;) Masz talent ;)) i mimo iż tak długo nie dodawałaś warto jest czekać xx a czytając rozdział jak się kłócili i rozstali na jakiś czas jak ona wyjechała a potem wróciła i wg AŻ ja się wzruszyłam ♥ Kocham to opowieadanie ...pisz dalej ..Karola xx
OdpowiedzUsuńtt. @xXKaRoLax (nowy)
O Mój Boże! Po prostu brak mi słów! Ten rozdział jest tak genialny, że WOW. Naprawdę świetny! :*
OdpowiedzUsuńHaha, Mańka! Jak Ty doskonale potrafisz sprowadzic uśmiech na moją twarz po takim beznadziejnym dniu. Po pierwsze to jest mi cholernie źle że rozdział wstawiłaś już 22 kwietnia a ja dopiero pierwszego dnia maja zorientowałam się, że pojawiła się dwudziestka, ale własciwie, teoretycznie będe mniej czekała na 21, ehh co prawda to głupie tłumaczenie, ale tak bardzo pokochałam Twoją twórczość, że obecnie nie chce myśleć o końcu TLM, po prostu to całe opowiadanie, Twoje odpowiedzi na asku, to wszystko wywoułuje u mnie niesamowicie duży uśmiech, a co zabawne ciesze sie nawet pisząc Ci ten komentarz, a do tego znow rozpisuje sie nie mowiac nic o odcinku, przepraszam. Wiec na samym początku przeleciałam cały rozdział żeby zobaczyć czy umieściłaś w nim jakieś dialogi Nialla, przyciegam, ze ten chłopak jest genialny! Chodzi mi o to że jest taki uroczy i zabawny i jego popęd seksualny do Anie, haha to jest cos komicznego a zarazm seksownego :D własnie, tak zastanawiałam sie jakbym okresliła ten rozdział jednym słowem i zdecydowanie byłoby to: seksowny. czemukolwiek. Więc na początku znów wywołałaś u mnie uśmiech, opisujac jak Niall utrudniał jej wyjscie na impreze, to takie słodkie i uważaj, bo będe powtarzała to okreslenie pewnie często, ale o tym chłopaku nie mozna mowic inaczej. Uwielbiam gdy Annie celowo uzywa swojego seksapilu w strone Nialla, torturujac go wręcz, to jest kolejna rzecz która mnie bawi, bo w końcu to przecież facet. Cały odcinek przedstawiłaś w takim dobrym nastroju i tak sie ciesze że Annie nie złamała sie, choc bawiło mnie bardzo gdy dopiero rozkrecała sie z chęcią " nawrzucania' tej laleczce,która mowila o niej takie a nie inne rzeczy, a co wiecej w tym momencie odnalazłam siebie - osobe ktora nie potrafi utrzymac jezyka za zebami, gdy tylko mnie cos ruszy. Powiem Ci, ze nie spodziewałam sie sceny koncowej, ale jak najbardziej jestem na tak! I mięśnie V i barki Nialla, ahh nie działają tylko na bohaterke, bo właśnie zaraz zaczne sie nimi zachwycać przed komputerem. Pozdrawiam Cie cieplutko i życze udanej majówki, pełnej dobrego humoru, z daleka od wszelkich smutków. Trzymaj sie Mania i życze weny! - K.
OdpowiedzUsuńHBSGihsihihsivbdhiHIUHGI! Jejku! Nie mam pojęcia co napisać! Zatkało mnie! Tak strasznie nie mogłam się doczekać nowego rozdziału, ale było warto bo jest genialny. Pozdrawiam, Ewa.
OdpowiedzUsuńJak ognia wystrzegam się wszystkiego, co może poruszyć moją wrażliwość i doprowadzić mnie do łez. Kiedy mówiłam Ci, że mam nadzieję, że nie będzie to nic, co mnie poruszy, miałam na myśli wzruszenie. Tylko i wyłącznie. Przy tym, jak piszesz, człowiek nigdy nie przechodzi obojętnie, zawsze czuje poruszenie, chociażby najdelikatniejsze, ale w jego głowie zawsze zapala się lampka, dzięki temu, co nam pokazujesz. Przyzwyczaiłaś mnie do płaczliwej strony Annie, którą od pewnego czasu źle odbieram i muszę za każdym razem postarać się o dystans do jej osoby, by się nie rozdrażnić. To jaka ona jest, a fakt, że często gęsto zdarza mi się płakać podczas czytania tej historii, to dwie różne rzeczy. Ty mnie wzruszasz, Annie irytuje i dlatego cieszę się, że pokazałaś jej osobę od innej strony. Chociaż rządziła nią frustracja, pomogła ona wyrazić jej osobowość w inny sposób, niż zrobiłaby to płacząc. Mamy dowód na to, że i w niej tkwi diabeł i nasuwa mi się taka myśl, że powinnaś częściej przedstawiać jej osobę w innych momentach życia, niż jej upadki i smutek w sercu. Znam Holmes i Ciebie nie od dziś i wiem, że wrażliwość gra pierwsze skrzypce w waszych osobowościach, ale ani Ty, ani ona potraficie robić inne rzeczy niż ronić łzy, a zła Annie całkowicie mnie sobą zaintrygowała. Myślę, że przez te dwadzieścia rozdziałów chowała przed nami wiele swoich stron, których wciąż nie ujawniła, a które mnie ciekawią.
OdpowiedzUsuńTen komentarz miał być długi, taki jak zawsze mi wychodzą i z jakimi pojawiam się tutaj od początku mojego czytelnictwa, ale nagle zagościła u mnie pustka. Może to dlatego, że rękoma i nogami bronię się przed seksownym, a właściwie jakimkolwiek Niallem i nie myślę racjonalnie, a przez dystans, który próbuję nabrać do jego osoby. Często, podczas czytania, zastanawiam się, kto ma z kim ciężej i teraz już wiem, że Niall jest niczym przy Holmes i nie ma drugiej takiej mieszanki wybuchowej jak ona. To jest przerażające, a z drugiej strony, dla autora, jest to wielka swoboda, ogromne pole manewru, bo postać Annie jest bardzo plastyczna, przez swoją barwność i różne cechy charakteru można z jej osobą namalować ciekawe wątki a i opisy zawsze będą bogate jak jej wnętrze. Czasami, mimo to, podziwiam Nialla, a potem przypominam sobie, że przecież kocha ją najbardziej na świecie i wszystko staje się jasne.
Kocham Cię, Niall.
Kocham Cię, Holmes, bombo.
Kocham Cię, Mania, mistrzyni.
O.o jejku, jejku, jejku ! Jest fenomenalny <333333333
OdpowiedzUsuńWoooooooooooooooooooooow! Geniusz !! <<33
OdpowiedzUsuńNie no, cudo ♥
OdpowiedzUsuń