Manny

czwartek, 29 maja 2014

#21

Wey Hey!

Sporo czasu minęło, no i wciąż jeszcze trochę czasu minie od w pewnym sensie "właściwego" rozdziału. Chciałabym się z Wami podzielić czymś, co już jakiś czas temu powstało pod wpływem chwili i zawsze wprawia mnie w niesamowite uczucie szczęścia i radości.
Jest to również prezent urodzinowy dla samej siebie. Nie codziennie kończy się osiemnaście lat a z uwagi na to, że bardzo ale to bardzo cenię sobie moje życie przed właściwą dorosłością, chcę jakoś umilić sobie ten dzień. Piątek, 30. maja musi być moim dniem. Dlatego dla siebie, dla Was - bardzo krótki shot, który mam nadzieję wywoła Wasz uśmiech :)













Odrzuciłam na kawiarniany stolik jedno z jakichś damskich czasopism, które znalazłam. Zaczęłam nerwowo stukać piętą o panele podłogowe. Brakowało mi czegoś. Krew w moich żyłach miała ogromną ochotę przyspieszyć swoje tempo. Zerknęłam na Nialla, który kręcił się po pokoju. Układał na regale płyty, a ja w zamyśleniu zmarszczyłam brwi. Było zbyt cicho, zbyt spokojnie. Telewizor nie był włączony, muzyka nie wydobywała się
z głośników. Moje palce zaczęły wygrywać na kolanie bliżej nieokreślony rytm. Powtórzyłam go chyba kilkanaście razy, aż podniosłam się z kanapy. Pokręciłam się po salonie, odrobinę kiwając się do stworzonego przez wyobraźnię rytmu. Kątem oka zauważyłam, jak blondyn wstaje z podłogi i podchodzi do czarnej gitary elektrycznej, która stała gdzieś w kącie, nie na swoim miejscu.
- Tum, turum, turum, tumtum… - wymamrotałam, uderzając dłońmi o uda. Spojrzał na mnie
i uniósł jedną brew, próbując mnie rozszyfrować. Lekko się uśmiechnął i przełożył przez ciało swój instrument, który nadawał jego wyglądowi jeszcze więcej seksapilu, niż to było możliwe. Wyciągnął z kieszeni kostkę (czy on wszędzie ze sobą nosi kostki do gry?!) i tak, jakby czytał w moich myślach. Zerknął na mnie, czekając na moją reakcję gdy zagrał wyznaczoną przeze mnie melodię. Uśmiechnął się szerzej, gdy niemalże podskoczyłam
z radości. Powtórzył dźwięki jeszcze kilka razy, aż w końcu zaczął…
- I know you want, I know you want, to take it slo-o-ow… - przyjrzał się mojej entuzjastycznej reakcji na wyśpiewane słowa. Zaczęłam kołysać biodrami na boki
i przebierać stopami, a on kontynuował. - But think about all the places we could go-o-o…
- If you give in tonight, just let me set you free… - pominęłam fakt, że nigdy nie lubiłam śpiewać, ba! Nawet nie potrafiłam. Kontynuowałam słowa piosenki, a Niall uśmiechnął się szeroko i pokręcił głową jakby nie wierząc w to, co się tu wyprawia. Przygryzłam nieśmiało wargę.
- We’ll touch the other side, just give me the keys.. – dokończył zwrotkę i oboje szeroko się uśmiechnęliśmy. Musiał wyczuć moją szaloną potrzebę I zaczął skakać z gitarą jak nieposkromiony rockman. Z coraz mniejszym skrępowaniem tańczyłam do melodii i słów, które razem kontynuowaliśmy. Gdy zaczęłam się cofać, on przybliżał się do mnie. Poruszałam się po panelach jak roztańczone dziecko, które bawi się na całego. Oboje po pewnym czasie śpiewaliśmy na całe głosy, nie krępując się niczym. Nieudolnie wystukałam kilka razy rytm na perkusji, która stoi w rogu pokoju. Ledwie było słychać przy tym mój stłumiony krzyk, spowodowany hałasem, który robiliśmy. Gumka, która trzymała mojego koka już dawno zniknęła gdzieś pod kanapą, a włosy latały na wszystkie strony.
            Podczas całego „uspokojenia” przed jego solową zwrotką, zbliżał się do mnie, mimo że oboje tańczyliśmy do rytmu. Jego palce idealnie wygrywały melodię, a na widok jego iskier w oczach i zalotnego uśmiechu, nie mogłam powstrzymać zębów, które przygryzły wargę.
- Hey, I don’t want you be the one that got away, I wanna get addicted to you, yeah… - zaśpiewał, stojąc już tuż przede mną. Uspokoiłam swoje ruchy, a jego dłoń pracująca na gitarze delikatnie ocierała się o mój brzuch. Przysunął swoją twarz do mojej szyi i niemalże czułam na sobie jego uwodzicielski uśmiech. - You’re rushing through my mind, I wanna feel the high, I wanna be addicted, don’t say, no-o-o-o-o, just let go-o-o-o-o… - gdy myślałam, że już bliżej mnie nie da rady być, nabrał po raz kolejny powietrza do płuc i zanim ponownie zaczął refren, cmoknął mnie pod uchem. Wywołał tym mój potężny uśmiech, a moje ręce same wystrzeliły w górę z radości i podekscytowania, co wspaniałego stworzyliśmy. Skakałam z boku na bok i śpiewałam razem z nim ciesząc się z naszego współgrania.
            Skończył grę i zastygł w rozkroku, głęboko oddychając. Niemalże podbiegłam do niego i rzuciłam mu się na szyję, mocno się przytulając. Nie dbałam o to, że dzielił nas jeszcze instrument, o który oparłam swoje biodra.
- Hej, uważaj na mojego fendera… - zaśmiał się, a ja nie byłam w stanie wyczuć, czy faktycznie chodzi mu o gitarę, czy może raczej o jego „kolegę”, który mógł zostać za mocno przygnieciony przez sześciostrunowe cudo. – Co to w ogóle było? – uśmiechnął się, a ja kilkakrotnie cmoknęłam go w usta. – Boże, Annie, czy coś się stało? – znów się zaczął śmiać. – Czekaj, zjadłaś całe pudełko familijne oreo? Ej, a może paliłaś skrę… - zaczął snuć domysły, a ja tylko potargałam jego włosy.
- To takie dziwne, że rozpiera mnie radość? – spytałam nieco poważniej, a on przestał się nabijać i jedynie się uśmiechnął ciepło.
- Oczywiście, że nie. – chwycił mnie za dłonie. – To było zaskakujące, ale cudowne. – dodał, a ja się szeroko wyszczerzyłam. – I cieszę się, że jesteś szczęśliwa.
- A ja, że mam u boku takiego wspaniałego gitarzystę.
- Och, zapomniałbym. Ktoś tu przed chwilą śpiewał… - zaczął, a ja już wiedziałam do czego dążył.
- Ani mi się waż komentować mojego fałszu. Koniec! – zaprotestowałam.
- Och, no bez przesady, Ann! Nie było tak źle, serio.
- Ale współpracy z One Direction mi nie zaproponujesz, wiem. – pokazałam mu język, a on tylko przyciągnął mnie do siebie i mocno pocałował.