Sporo czasu minęło, no i wciąż jeszcze trochę czasu minie od w pewnym sensie "właściwego" rozdziału. Chciałabym się z Wami podzielić czymś, co już jakiś czas temu powstało pod wpływem chwili i zawsze wprawia mnie w niesamowite uczucie szczęścia i radości.
Jest to również prezent urodzinowy dla samej siebie. Nie codziennie kończy się osiemnaście lat a z uwagi na to, że bardzo ale to bardzo cenię sobie moje życie przed właściwą dorosłością, chcę jakoś umilić sobie ten dzień. Piątek, 30. maja musi być moim dniem. Dlatego dla siebie, dla Was - bardzo krótki shot, który mam nadzieję wywoła Wasz uśmiech :)
Odrzuciłam na
kawiarniany stolik jedno z jakichś damskich czasopism, które znalazłam.
Zaczęłam nerwowo stukać piętą o panele podłogowe. Brakowało mi czegoś. Krew w
moich żyłach miała ogromną ochotę przyspieszyć swoje tempo. Zerknęłam na Nialla,
który kręcił się po pokoju. Układał na regale płyty, a ja w zamyśleniu
zmarszczyłam brwi. Było zbyt cicho, zbyt spokojnie. Telewizor nie był włączony,
muzyka nie wydobywała się
z głośników. Moje palce zaczęły wygrywać na kolanie bliżej nieokreślony rytm. Powtórzyłam go chyba kilkanaście razy, aż podniosłam się z kanapy. Pokręciłam się po salonie, odrobinę kiwając się do stworzonego przez wyobraźnię rytmu. Kątem oka zauważyłam, jak blondyn wstaje z podłogi i podchodzi do czarnej gitary elektrycznej, która stała gdzieś w kącie, nie na swoim miejscu.
z głośników. Moje palce zaczęły wygrywać na kolanie bliżej nieokreślony rytm. Powtórzyłam go chyba kilkanaście razy, aż podniosłam się z kanapy. Pokręciłam się po salonie, odrobinę kiwając się do stworzonego przez wyobraźnię rytmu. Kątem oka zauważyłam, jak blondyn wstaje z podłogi i podchodzi do czarnej gitary elektrycznej, która stała gdzieś w kącie, nie na swoim miejscu.
- Tum, turum, turum, tumtum… -
wymamrotałam, uderzając dłońmi o uda. Spojrzał na mnie
i uniósł jedną brew, próbując mnie rozszyfrować. Lekko się uśmiechnął i przełożył przez ciało swój instrument, który nadawał jego wyglądowi jeszcze więcej seksapilu, niż to było możliwe. Wyciągnął z kieszeni kostkę (czy on wszędzie ze sobą nosi kostki do gry?!) i tak, jakby czytał w moich myślach. Zerknął na mnie, czekając na moją reakcję gdy zagrał wyznaczoną przeze mnie melodię. Uśmiechnął się szerzej, gdy niemalże podskoczyłam
z radości. Powtórzył dźwięki jeszcze kilka razy, aż w końcu zaczął…
i uniósł jedną brew, próbując mnie rozszyfrować. Lekko się uśmiechnął i przełożył przez ciało swój instrument, który nadawał jego wyglądowi jeszcze więcej seksapilu, niż to było możliwe. Wyciągnął z kieszeni kostkę (czy on wszędzie ze sobą nosi kostki do gry?!) i tak, jakby czytał w moich myślach. Zerknął na mnie, czekając na moją reakcję gdy zagrał wyznaczoną przeze mnie melodię. Uśmiechnął się szerzej, gdy niemalże podskoczyłam
z radości. Powtórzył dźwięki jeszcze kilka razy, aż w końcu zaczął…
- I know you want, I know you
want, to take it slo-o-ow… - przyjrzał się mojej entuzjastycznej reakcji na
wyśpiewane słowa. Zaczęłam kołysać biodrami na boki
i przebierać stopami, a on kontynuował. - But think about all the places we could go-o-o…
i przebierać stopami, a on kontynuował. - But think about all the places we could go-o-o…
- If you give in tonight, just let me set you
free… - pominęłam fakt, że nigdy nie lubiłam śpiewać, ba! Nawet nie
potrafiłam. Kontynuowałam słowa piosenki, a Niall uśmiechnął się szeroko i
pokręcił głową jakby nie wierząc w to, co się tu wyprawia. Przygryzłam nieśmiało wargę.
- We’ll touch the other side,
just give me the keys.. – dokończył zwrotkę i oboje szeroko się uśmiechnęliśmy.
Musiał wyczuć moją szaloną potrzebę I zaczął skakać z gitarą jak nieposkromiony
rockman. Z coraz mniejszym skrępowaniem tańczyłam do melodii i słów, które
razem kontynuowaliśmy. Gdy zaczęłam się cofać, on przybliżał się do mnie.
Poruszałam się po panelach jak roztańczone dziecko, które bawi się na całego.
Oboje po pewnym czasie śpiewaliśmy na całe głosy, nie krępując się niczym.
Nieudolnie wystukałam kilka razy rytm na perkusji, która stoi w rogu pokoju.
Ledwie było słychać przy tym mój stłumiony krzyk, spowodowany hałasem, który
robiliśmy. Gumka, która trzymała mojego koka już dawno zniknęła gdzieś pod
kanapą, a włosy latały na wszystkie strony.
Podczas
całego „uspokojenia” przed jego solową zwrotką, zbliżał się do mnie, mimo że
oboje tańczyliśmy do rytmu. Jego palce idealnie wygrywały melodię, a na widok
jego iskier w oczach i zalotnego uśmiechu, nie mogłam powstrzymać zębów, które
przygryzły wargę.
- Hey, I don’t want you be the one that got
away, I wanna get addicted to you, yeah… - zaśpiewał, stojąc już tuż przede
mną. Uspokoiłam swoje ruchy, a jego dłoń pracująca na gitarze delikatnie
ocierała się o mój brzuch. Przysunął swoją twarz do mojej szyi i niemalże
czułam na sobie jego uwodzicielski uśmiech. - You’re rushing through my mind, I
wanna feel the high, I wanna be addicted, don’t say, no-o-o-o-o, just let
go-o-o-o-o… - gdy myślałam, że już bliżej mnie nie da rady być, nabrał po raz
kolejny powietrza do płuc i zanim ponownie zaczął refren, cmoknął mnie pod
uchem. Wywołał tym mój potężny uśmiech, a moje ręce same wystrzeliły w górę z
radości i podekscytowania, co wspaniałego stworzyliśmy. Skakałam z boku na bok
i śpiewałam razem z nim ciesząc się z naszego współgrania.
Skończył
grę i zastygł w rozkroku, głęboko oddychając. Niemalże podbiegłam do niego i
rzuciłam mu się na szyję, mocno się przytulając. Nie dbałam o to, że dzielił
nas jeszcze instrument, o który oparłam swoje biodra.
- Hej, uważaj na mojego fendera…
- zaśmiał się, a ja nie byłam w stanie wyczuć, czy faktycznie chodzi mu o
gitarę, czy może raczej o jego „kolegę”, który mógł zostać za mocno
przygnieciony przez sześciostrunowe cudo. – Co to w ogóle było? – uśmiechnął
się, a ja kilkakrotnie cmoknęłam go w usta. – Boże, Annie, czy coś się stało? –
znów się zaczął śmiać. – Czekaj, zjadłaś całe pudełko familijne oreo? Ej, a
może paliłaś skrę… - zaczął snuć domysły, a ja tylko potargałam jego włosy.
- To takie dziwne, że rozpiera
mnie radość? – spytałam nieco poważniej, a on przestał się nabijać i jedynie
się uśmiechnął ciepło.
- Oczywiście, że nie. – chwycił
mnie za dłonie. – To było zaskakujące, ale cudowne. – dodał, a ja się szeroko
wyszczerzyłam. – I cieszę się, że jesteś szczęśliwa.
- A ja, że mam u boku takiego
wspaniałego gitarzystę.
- Och, zapomniałbym. Ktoś tu
przed chwilą śpiewał… - zaczął, a ja już wiedziałam do czego dążył.
- Ani mi się waż komentować
mojego fałszu. Koniec! – zaprotestowałam.
- Och, no bez przesady, Ann! Nie
było tak źle, serio.
- Ale współpracy z One Direction
mi nie zaproponujesz, wiem. – pokazałam mu język, a on tylko przyciągnął mnie
do siebie i mocno pocałował.
Jeeej *o* chyba jestem pierwsza po raz hmm pierwszy! Taki wesoły ten rozdział i taki uroczy, że aż się nie da nie uśmiechnąc, czytając go :D Właściwie troche sie zasmuciłam widząc długosc, ale treśc jak najbardziej mi to wynagrodzila i jak wiesz nie moge sie doczekać kolejnego rozdziału, który mam nadzieje będzie o wiele dłuższy! Właściwie zastanawia mnie wybuch energii i szczęscia Annie, aczkolwiek to Annie, i przepraszam, ale ona mieszka z Niallem, wiec nie powinnam kwestionować jej spontanicznego zachowania :D A Niall jest Niallem, jak zwykle uroczym i kochanym irlandzkim skrzatem :D chyba nie umiem nic wiecej dzisiaj powiedzieć, ale wiedz, że wywołałaś u mnie duuuży uśmiech! ;3 -K
OdpowiedzUsuńSto lat! Sto Lat! niech żyje żyje nam!!
OdpowiedzUsuńWszystkiego najlepszego, dużo zdrowia, szczęścia i uśmiechu na twarzy :)
Dużej ilości koncertów oraz mile spędzonych chwil z przyjaciółmi!!
Co do rozdziału!! Super, aww z uśmiechem to czytałam!!
Pozdrawiam
G xx
(@GmymemoriesK)
Aaaaaaa zakochałam się w tym imaginie!! Lovciam ten blog . ^^
OdpowiedzUsuńO M G ! < 3
OdpowiedzUsuńWspaniały ;D
OdpowiedzUsuńGenialny ;))
OdpowiedzUsuń