Manny

sobota, 4 listopada 2017

#TrustMe









            Jesień była trudnym okresem. Od zawsze kojarzyła się z rozpoczęciem roku szkolnego, nowymi obowiązkami oraz planowaniem Świąt. Moja jesień pełna była podróży samolotem, przemieszczania się, wpisywania nowych wydarzeń do kalendarza i przyklejania sobie żółtych karteczek na pierwsze strony notesów, żeby o czymś nie zapomnieć. Cierpiałam na bóle głowy i mdłości spowodowane tak szybkimi i ciągłymi zmianami stref czasowych.
            Przed oczami co i rusz pojawiały się nowe notatki, dokumenty, foldery i podręczniki. Moje uszy wsłuchiwały się w porady wykładowców, słowa pochwały mojej mamy przez telefon i muzykę Nialla. Jego głosu było pełno, od radia w samochodzie, przez telewizję i nagrania z wywiadów, aż po samo przebywanie z nim. Był moim tłem do najbardziej przyziemnych czynności i nawet jeśli mnie gdzieś z nim nie było, wiedziałam kiedy i jak dobrze zaśpiewał. Robiłam wszystko, by być na bieżąco i móc w odpowiednich momentach przywitać go szczególnie mocnym pocałunkiem, pełnym dumy i podwójnej dawki miłości.
            Zaliczenie kolejnego etapu studiów, kiedy pół roku akademickiego spędziło się w domu na drugim końcu świata, nie należało do najłatwiejszych. Wymagało ekspresowego przeczytania wielu podręczników i zdania egzaminów, często ustnych, bo prowadzący nie mieli czasu na użeranie się z niedokładnymi studentami. Całe szczęście bezsenność podczas lotów transatlantyckich pozwalała mi na nadrobienie chociaż części materiału.
            Trzy nieco grubsze książki wylądowały na tylnym siedzeniu mojego samochodu. Wyprostowałam się, oparłszy się ręką o drzwi, nie mogąc poradzić sobie z uciążliwym bólem pleców. Już którąś godzinę błądziłam od budynku do budynku, przejeżdżałam kilka przecznic, żeby było bliżej, oddawałam prace, zbierałam sylabusy i odznaczałam w nich, co jeszcze mam do załatwienia. Rosła ilość rzeczy do napisania, więc po raz ostatni zerknęłam na stos książek, które zdobyłam. Miałam nadzieję, że one oraz zawartość Internetu wystarczą do tych kilku naukowych wypocin, bo traciłam już siły.
Usiadłam w fotelu kierowcy i odetchnęłam z ulgą. Dzień był zaskakująco ciepły i słoneczny, ale nawet się tym nie nacieszyłam. Czułam jedynie jak moja skóra lepi się do białej koszulki pod skórzaną kurtką od ciągłej bieganiny. Sięgnęłam po butelkę wody, która towarzyszyła mi od rana i dopiłam ostatnie dwa łyki, w międzyczasie budząc silnik Range Rovera do życia. Zegar na ekranie pomiędzy fotelami powiedział mi, że zbliżała się pora mojej kolacji. Mój żołądek od razu zerwał się do wydawania spragnionych dźwięków i nieprzyjemnego ssania. Zapięłam pas i zanim ruszyłam z miejsca parkingowego, wykręciłam Nialla numer i włączyłam zestaw głośnomówiący. Odezwał się, gdy włączyłam się do ruchu.
- Hey Bunny! – Usłyszałam w głośnikach jego głos i momentalnie rozluźniłam się. Zachichotałam, gdy zdałam sobie sprawę jak mnie nazwał.
- Bunny? Od kiedy mówisz na mnie „króliczku”?
- Nie podoba ci się?
- Nie, jest w porządku. – Zaprzeczyłam. – Urocze. – Dodałam po chwili, uśmiechając się do siebie. – Jak poszło dzisiaj w radiu?
- Trochę drętwe pytania, jak zwykle te same. Myślałem, że już wszyscy wiedzą o moich inspiracjach Fleetwood Mac i The Eagles.
- Najwyraźniej nie. – Skręciłam w lewo, w drogę wyjazdową z Londynu.
- Spóźniłem się na przymiarkę z Ellie, więc zabrałem ją potem na lunch. Musiała mi sprzedać kilka adresów wegańskich knajp, bo nie miałem pojęcia, gdzie dostanie coś dla siebie.
- Dobrze, że twój króliczek je mięso, co? – Zaśmiałam się.
- No pewnie, mniej się trzeba wysilać. – Zawtórował mi. – Wróciłem jakieś pół godziny temu. Kiedy będziesz?
- Właśnie wyjechałam spod wydziału. Policzmy mały korek, to pewnie za jakąś godzinę.
- Dalej ci się kręci w głowie?
- Trochę mniej, ale jestem potwornie głodna, więc pewnie wrócą mdłości. Dlatego wolałabym już być w domu. – Zaszkliły mi się oczy. Ze zmęczenia, z przejęcia, z dwuznaczności moich słów.
- Jakby coś się działo po drodze, daj mi znać.
- Dobrze.


            Głośna muzyka rozluźniała moje spięte ciało. Ciepły głos Tommo mieszał się z moimi skrzypiącymi, nierównymi próbami wylania z siebie wszelkiej frustracji. Dźwięki odbijały się od zamkniętych szyb i przechodziły przeze mnie, pomagając mi poradzić sobie ze stresem w zdrowy sposób. Zjechałam z drogi szybkiego ruchu i pokręciłam w rytm głową, ciesząc się z coraz krótszej odległości dzielącej mnie od domu.
            Piosenka w pewnym momencie ucichła, a na ekranie po mojej lewej stronie pojawiło się połączenie przychodzące. Przycisnęłam zieloną słuchawkę i spojrzałam znów przed siebie, nie chcąc przegapić właściwego skrzyżowania.
- Chcesz coś ze sklepu? Zaraz będę przejeżdżać obok. – Zapytałam bez przywitania.
- O jedzenie się nie martw. – Jego wesoły głos rozbrzmiał w głośnikach, z których przed chwilą płynęła muzyka na ukojenie nerwów. Uśmiechnęłam się do siebie, bo to znaczyło, że zrobił mi kolację, albo zamówił coś dobrego. – Malia do mnie napisała. Mówiła, że ma dla mnie jakieś wywołane zdjęcia z teledysku i koniecznie musimy je omówić. – Ściągnęłam brwi w zastanowieniu. Reżyserka miała oko i była naprawdę ambitna, ale nie miałam okazji jej jeszcze poznać. Jedynie słyszałam o niej i widziałam na nagraniu zza kulis, które wypuścili dzisiaj online.
- Myślałam, że mieliście dzisiaj już spotkanie? – Zasugerowałam. Potrzebowałam spokojnego wieczoru bez obowiązków. Chciałam po prostu z nim usiąść i obejrzeć losowy program telewizyjny, zasnąć przypadkiem na kanapie i obudzić się, gdy chce mnie zaprowadzić do łóżka.
- Bo mieliśmy, była ona, chłopaki, dwóch gości z wytwórni, Ellie i dziewczyny. – Wymienił z westchnięciem.
- Pytałeś Tarę, o co chodzi? – Myślałam na głos. Dociekałam, bo nie chciałam, żeby znowu wychodził. Tara zawsze była rozwiązaniem, bo ze względu na pełnioną funkcję prywatnej asystentki, wszystko przechodziło najpierw przez nią, żeby nie zasypać Nialla zbyt dużą dawką informacji za jednym razem.
- Właśnie do niej dzwoniłem. Mówiła, że nie wie o co chodzi. Ale radziła posłuchać, bo może przedłużymy współpracę z nią. – Zwolniłam trochę na drodze, na której nie było zbyt wiele świateł. Na szczęście przede mną jechało kilka innych aut i nie miałam w sobie lęku, że coś mnie zaskoczy. Westchnęłam i przez chwilę milczałam. Zagryzłam wargę i czułam, jak łzy zbierają się w moich oczach. Byłam potwornie zmęczona.
- Ile cię nie będzie? – Zapytałam wprost.
- No właśnie powiedziałem jej, że nie wychodzę z domu. Jeżeli ma coś do omówienia i jest to pilne, może przyjechać z interesem.
- Jesteś pewien? – Z rozwagą planowaliśmy, kogo zapraszamy do naszego nowego domu. Długo walczyliśmy o utrzymanie adresu w tajemnicy i znali go tylko najbliżsi, nawet nie wszyscy z jego współpracowników.
- Dlatego do ciebie dzwonię. Ja nie mam nic przeciwko, ufam jej. Jeśli nie chcesz, powiem jej, że cokolwiek to jest musi zaczekać do jutra. – Mówił. Szarpała mną świadomość, że lada dzień wychodzi jego pierwsza płyta i wszystko powinno być dopięte na ostatni guzik i obejść się bez nerwów.
- W porządku. – Westchnęłam. – Ale jak tylko wejdę do domu, przebieram się w piżamę i jem, ile wlezie. I nie zwracam uwagi na to, jak ważny jest nasz gość. – Powiedziałam, na co oboje delikatnie się zaśmialiśmy. Choć mi nie było aż tak do śmiechu, bo potrzebowałam spokoju.
- Może się dogadacie, siedzicie w jednej branży. – Dodał na odchodne.
            Może. Ale miałam pewne wątpliwości.


            Gdy wysiadłam z samochodu, moja skóra zetknęła się z ostrym, chłodnym powietrzem. Wieczory przychodziły z coraz niższymi temperaturami, które prosiły się o szybkie wejście do ogrzewanego pomieszczenia. Oparłam się ramieniem o drzwi, przyzwyczajając organizm do ruchu i czekając, aż chwiejny obraz się uspokoi. Powolnymi ruchami zabrałam z tylnego siedzenia kilka książek i dokumenty, dając radę za jednym chwytem. Zamknęłam drzwi odpychając je mocno biodrem. Zerknęłam, czy brama wjazdowa się do końca zasunęła, po czym odchyliłam ramię torby i wygrzebałam z bocznej kieszonki metalowy breloczek, który trzymał klucze do domu.
            Przeszłam pomiędzy dwoma zadbanymi grządkami aż do werandy, kiedy zewnętrzna lampka zapaliła się. Nie tylko ta włączana z każdym ruchem przed wejściem, ale też punktowa, nad samymi drzwiami. Otworzyły się przede mną z cichym przesunięciem zamka. Ciepła poświata z wnętrza domu rozświetliła mi drogę jeszcze bardziej. Niall wychylił się, trzymając klamkę. Nie widziałam go dzisiaj przed wyjściem, więc z przyjemnością zauważyłam ciemne jeansy i granatową koszulkę z długim, podciągniętym rękawem. W najprostszych zestawach wyglądał najkorzystniej, więc z tego powodu uśmiechnęłam się szerzej.
- Oi, robi się już zimno. – Zauważył. – Daj mi coś. – Wyciągnął do mnie ręce, więc wystawiłam do niego najcięższe książki.
- Dzięki. – Mruknęłam. Weszłam do środka i od razu ruszyłam w stronę kuchni, gdzie na użytkowej wysepce z marmurowym blatem położyłam torbę i stos dokumentów, które już się nie mieściły w teczce. Z daleka widziałam, że telewizor jest włączony na kanał sportowy. Kominek, który był jedną z moich ulubionych rzeczy w nowym domu, również rozświetlał salon. Wszędzie zapalone były światła i dodało mi to od razu otuchy.
            Moje książki wylądowały obok papierów. Dostrzegłam, że na kuchence stoją dwa garnki, dwa czyste talerze leżą przygotowane na blacie obok. Dopiero po chwili zwróciłam uwagę na zapach, który unosił się w domu. Komponował się idealnie z ciepłą atmosferą, która leczyła zmęczone dusze.
- To co, do wyjazdu wszystko już masz załatwione? – Rzucił, skinąwszy głową na stertę dokumentów. Na to pytanie zrobiło mi się od razu niedobrze, bo myśl o natłoku obowiązków spędzała mi sen z powiek. Złapał mnie w tułowiu i przycisnął swoje usta do boku mojej głowy, wracając szybkim krokiem do parującej patelni. Westchnęłam cicho i zwróciłam oczy do sufitu, by uspokoić nerwy ze zmęczenia.
            Przez dłuższy czas myślałam, że pogodzenie Londynu i Los Angeles będzie jak najbardziej wykonalne. Nie mniej niż dwa tygodnie potrzebował w jednym z miejsc, więc zostawiało mi to trochę czasu na przestawienie się osiem godzin do przodu lub w tył. Dało mi to też swobodę planowania kolejnych rzeczy w mojej własnej karierze naukowej, więc ze spokojem żyłam z dnia na dzień, ale wciąż z kalendarzem w ręku. Pamiętam czasy zespołu i jak bardzo intensywny tryb życia musiał być wprowadzony właśnie wtedy, ale byliśmy na trochę innym etapie w związku. Poza nami był ktoś jeszcze, żeby zająć się domem, ja zajmowałam się jedynie fotografią. Pomimo natężonego ruchu, wydawało się to wszystko łatwiejsze.
            Teraz łzy napływały mi do oczu na myśl o najbliższym tygodniu. Mieliśmy wtorek. W środę wieczorem mieliśmy samolot do Los Angeles, żeby zdążył jeszcze nagrać odcinek u Ellen, dać kilka wywiadów z wyprzedzeniem, w czwartek wieczorem zagrać premierowy koncert, kiedy płyta wchodzi do sprzedaży. Pomiędzy tym wszystkim Tara na bieżąco informowała go, gdzie i kiedy może, ale nie musi się pojawić, z kim jeszcze jest umówione spotkanie, a kiedy zostawić czas na spanie. Na część tych wydarzeń nie musiałam chodzić, ale nie sposób ominąć premierę jego solowej płyty. Nie podchodziło to w ogóle pod jakiekolwiek wątpliwości. Jedynym problemem był mój własny rozwój, który też był ważny i wymagał bardzo dużo czasu i poświęcenia. Bo o ile w weekend mogłam zostać w nim w Stanach, to najpóźniej we wtorek rano musiałam znaleźć się z powrotem w Londynie, żeby przyjść na rozmowę z dziekanem, zaliczyć egzamin i oddać kilka zaległych prac. Mój organizm potrzebował minimum trzy doby, żeby w pełni funkcjonować w nowej strefie czasowej. Nie wiedziałam, czy w samolocie mam spać, czy nadrabiać zaległości i czytać istotne dla mnie książki do kolejnej pracy naukowej.
            Niall był wyrozumiały. Tak jak mógłby się spodziewać tego każdy w silnym związku. Ale też się złościł. Bo on sam poszedł inną ścieżką i nie dane mu było nawet skończyć szkoły. Nawzajem się frustrowaliśmy, bo każde z nas miało coś innego – ja zdobywałam wykształcenie uniwersyteckie, a on tworzył muzykę ze znakomitymi artystami i zarabiał na swojej największej miłości i talencie.
            Dlatego zdziwił się, gdy pokręciłam przecząco głową. Ściągnął brwi, gdy stanął do mnie bokiem i mieszał coś w patelni. Chciał coś powiedzieć, otworzył już usta, ale przerwał mu dzwonek mojego telefonu. Odwrócił się do mnie tyłem i oglądałam jego spięte plecy, gdy drżącą ręką wyciągałam urządzenie z kieszeni. Serce złamało mi się na znak, że dzwoni mama. I gdzie miałam jeszcze wkleić w to wszystko powroty do domu?
- Nie odbierzesz? – Zapytał, wciąż stojąc do mnie tyłem. Jego ton był trochę oschły, tak jakby miał mi za złe, że znowu milknę i nie rozmawiam z nim. Odrzuciłam połączenie i z niewielkim hukiem odłożyłam urządzenie na blat.
- Oddzwonię do mamy później. – Podkreśliłam hasło „mama”. – Jesteś na mnie zły?
- Co? – Odwrócił do mne głowę. – Dlaczego tak uważasz? Nie krzyczę, nie rzucam talerzami, robię ci kolację. To ci wygląda na bycie złym? – Uniósł wyzywająco brew. Nie lubiłam tego tonu.
- Wkurzony? Podirytowany? Nie wiem, jakiego użyć przymiotnika. – Zrobiło mi się ciepło, musiałam zdjąć z siebie kurtkę i rozluźnić kołnierzyk bluzki.
- A myślałem, że to ty uczysz się na uniwersytecie. – Mruknął. Pewnie nie chciał, żebym dosłyszała, ale niestety dotarły do mnie jego słowa.
- Czyli co, jesteś zły, bo nie radzę sobie ze wszystkimi obowiązkami? Może powinnam w ogóle rzucić studia i tylko czekać na ciebie w domu z obiadem? – Głos mi drżał, dwa razy się jąknęłam i zapomniałam, jak to jest mieć ładny lokalny akcent. Zaczynały mną kierować nerwy.
- Nie, ale może za dużo chcesz zrobić na raz? – Podparł się rękami w biodrach.
- Czy pamiętasz, kiedy ostatni raz zajmowałam się zdjęciami? W pierwszym miesiącu studiów. Czym się teraz zajmuję? Tylko studiami. Nie moja wina, że mój chłopak jest gwiazdą! I żeby to co mamy się nie rozpadło, wspieram go na każdym zadupiu świata! – Podniosłam głos. Łzy ciekły mi po policzkach. Mój umysł był zmęczony i nie wiedział, co robi.
- Wiedziałaś, na co się piszesz! I teraz jak chcę, żebyś odpoczęła to dowiaduję się, że nie możesz. Z mojej winy! Dzięki, kotku. Zawsze doceniałem szczerość w związku. – Zaśmiał się pobłażliwie.
- Nie wierzę, że o to się kłócimy. – Pokręciłam głową. Pociągnęłam nosem i zamknęłam na chwilę oczy, próbując zebrać myśli. Nie dał mi.
- Nie tylko ty jesteś zmęczona. Ja też. Zwłaszcza, kiedy non stop słyszę, że na coś nie masz czasu i wydaje ci się, że jesteś ofiarą mojej kariery.
- Dlaczego nie możesz tego przełknąć, że jestem studentką?! – Podniosłam głos. – Zazdrościsz mi?! A może boisz się, że kiedyś zmądrzeję na tyle, że znowu zostawię cię w tym wielkim, bogatym domu i będziesz musiał pisać po raz kolejny o rozstaniach?! – Gorycz lała się z moich ust. – Nie poprawię ci wtedy pisowni. Będziesz musiał dwa razy płacić edytorom. Stać cię. – Dodałam po chwili. Z wielkim trzaskiem i stukotem nałożył sobie porcję ryżu z sosem I rzucił metalową pokrywką, nie dbając o to, co po drodze niszczy. Wyminął mnie, wychodząc z kuchni, mówiąc tylko jedno słowo.
- Smacznego.


            Zapomniałam na jakiś czas, że byłam głodna. Zabrałam swoje rzeczy i pomaszerowałam na piętro. Chciałam zmyć z siebie wszystkie nieprzyjemne słowa, wyzbyć się zakotwiczonych myśli i wyczyścić głowę. Gotowało się jednak we mnie, bo gorąca woda kapiąca pod prysznicem nawet mnie nie parzyła – za bardzo przejmowałam się tym, co miało miejsce w kuchni. Kto miał rację? Czy słusznie wytknęłam mu nasze różnice? Warto było podnosić głos? A może mogłam siedzieć cicho, od samego początku?
            Niczego nie byłam pewna, nic nie wiedziałam. Jedyną rzeczą, jaka świtała w mojej głowie był jego wyraz twarzy, gdy wychodził z kuchni. Ściągnięte brwi, twardy wzrok. Zaciśnięta szczęka i rozszerzone nozdrza. Spięcie widoczne na każdej kończynie. Zdenerwowany i zraniony Niall.
            Moje zmęczenie objawiło się czerwonymi pryszczami na czole i kilkoma maleńkimi na nosie. Ledwie podnosiłam nogi, gdy dreptałam do garderoby. Wygrzebałam z niej ciepłe spodnie dresowe i byle jaką, znoszoną koszulkę. Moje ciało wciąż rozgrzane było po prysznicu, ale domagało się jeszcze jednej warstwy ubrania. Przesunęłam się więc do półki, na której znalazłam obszerną czarną bluzę. Należała kiedyś do Nialla i była jedną z tych rzeczy, które założył tylko raz i zaraz potem zapomniał o jej istnieniu. Wzięłam notes, w którym cały dzień zapisywałam słowa klucze odnośnie prac pisemnych. Zabrałam jeszcze z torebki telefon i z niepewnością w duszy, zeszłam na parter.
            Telewizor grał już zdecydowanie ciszej. Weszłam do pustej kuchni, gdzie na blacie wciąż leżał nietknięty przeze mnie talerz. Zapach dochodzący z patelni był już dużo mniej intensywny, jej zawartość zdążyła już ostygnąć. Nie widziałam nigdzie jego talerza, więc zaczęłam się zastanawiać, czy w ogóle wstał z kanapy. Zrobiłam kilka kroków w stronę salonu, ale zatrzymałam się w połowie kolejnego. Usłyszałam, że nie jesteśmy sami w domu, damski lekki śmiech odbił się od ścian. Nie znałam go, więc przypuszczałam, że należy do reżyserki jego teledysku, która miała przyjść.
Zacisnęłam mocno oczy i odwróciłam się na pięcie, walcząc ze sobą. To był też mój dom i miałam prawo przywitać się z każdym, kto do niego wchodzi. Ale czy uważał mnie teraz za równouprawnioną właścicielkę? Czy może lepiej, żebym im nie przeszkadzała? Moje osobiste pojęcie na temat poznawania nowych ludzi obudziło się i wywołało delikatną panikę, która wsiąkła w moje serce. Postanowiłam, dość bezmyślnie, zachować się jak dziecko i siedzieć cicho, schowana i niewidoczna.
Nałożyłam sobie porcję ryżu i myślałam, że urozmaicę sobie jedzenie kolacji w samotności odcinkiem serialu. Niewiele jednak zdziałałam, bo powiadomienie o powoli rozładowującej się baterii w telefonie, nie ułatwiało mi sprawy. Gdy dzisiaj rano wychodziłam z domu, ładowarkę razem z laptopem zostawiłam z brzegu kanapy w salonie. Idealnie.
Wciąż słyszałam szum telewizji, więc nie mogli być nie wiadomo jak zajęci.
A przynajmniej jeszcze nie przeszli do biznesowych spraw, tak się domyślałam. Z jednej strony bardzo nie chciałam tam chodzić, a już na pewno nie kiedy otrzymam od niego zimne i nieprzyjemne spojrzenie. Wiedziałam jednak, że prędzej czy później będzie to nieuniknione – miałam kilka rzeczy do zrobienia na komputerze jeszcze przed pójściem spać.
Przeżuwając wciąż kawałek mięsa z sosu, postąpiłam wbrew swoim lękom i niepewnościom. Byłam u siebie w domu, więc z drugiej strony nikt nie mógł mi nic złego powiedzieć. Dlatego cicho podeszłam do salonu, skąd szybko chciałam zabrać dwie potrzebne rzeczy. Minęłam schody i przeszłam koło dużej ściany z dwustronnym kominkiem, zbliżając się do znajomego mi głosu Nialla.
- Kiedy je zrobiłaś? – Usłyszałam jego pytanie. Brzmiał na zdziwionego i poważnego. W końcu dostrzegłam go; stał obok stolika, na którym rozłożonych było kilka zdjęć w dużych, kwadratowych formatach. W ręku trzymał jedną lśniącą fotografię, uważnie się jej przyglądając. Kątem oka zauważył, że podchodzę od tyłu do kanapy, bo odwrócił się w moją stronę. Miał delikatnie, ledwie zauważalnie uniesioną jedną brew. Zanim cokolwiek powiedział, ubiegłam go.
- Wezmę tylko komputer i ładowarkę, już wam nie przeszkadzam. – Mruknęłam. W tym samym momencie dotarłam wzrokiem do szczupłej szatynki, którą widziałam wcześniej jedynie na nagraniu. Zatrzymała swoje oczy na mnie, tak jakby nie spodziewała się, że ktoś jeszcze jest w domu. Przełknęła niepewnie ślinę, a ja zrobiłam to, co robi każda dziewczyna w takiej sytuacji. Powędrowałam oczami do jej ubrania i tego, jak wygląda.
            Pierwszą moją myślą, było jakieś wyjście na imprezę. Przesadnie krótka skórzana spódniczka ledwie zakrywała jej pośladki, a niemalże całkiem prześwitująca, czarna bluzka, nie pozwalała nie spojrzeć na koronkowy stanik z push-up’em. Miała kilometrowe nogi podkreślone przez buty na obcasie. Była szczupła i zadbana. Widziałam w jej stylu delikatną nutę artystki, ale jedynie przez chwilę. Bo pamiętałam, jak zupełnie inaczej wyglądała na planie zdjęciowym. W luźnym swetrze i zwyczajnych jeansach.
- Ty jesteś Malia, tak? – Przerwałam swój ciąg myśli. Niall podrapał się po karku, więc uznałam to za dobry ruch. Właściwie rozpoznałam sytuację, a mimo zmęczenia nie było możliwości, żeby ktoś bawił się moim chłopakiem. Wepchnęłam laptop pod pachę i wycisnęłam z siebie najmilszy uśmiech, wyciągnąwszy do niej dłoń w geście powitania. – Jestem Anne, miło cię poznać.
- Oh, cześć. – Uścisnęła niepewnie moją rękę i wyraźnie się zmieszała.
Mój wzrok powędrował do bruneta, ale nie zanim nie spojrzałam raz jeszcze na długość jej spódniczki. Zaczynałam myśleć jak protekcyjna i nieuprzejma blondynka, którą już dawno przestałam być w całości. Wiedziałam, że ma słabość do długich nóg, zwłaszcza tych dobrze wyeksponowanych. Czekałam, aż się nie będzie mógł powstrzymać i opuści wzrok. Nie zrobił tego jednak, tylko wpatrywał się w zdjęcie, które trzymał.
- Co tam masz? Widzę coś ładnego. – Zauważyłam promiennie. Podeszłam do niego i ujęłam jego biceps, opuszczając go nieco i udostępniając sobie lepszy widok. Na pięknie wywołanej fotografii był Niall, we własnej osobie. Z profilu i w bardzo korzystnym zbliżeniu, gdzie moja uwaga od razu skupiła się na uwydatnionych rękach. Trzymał gitarę, a największa ostrość była na jego napiętych bicepsach. Drugim planem była jego skrzywiona w skupieniu twarz, która często przyprawiała mnie o wiotczenie nóg.
- To są zdjęcia, które nie trafiły do promocji. Pomyślałam, że będzie to miły prezent z okazji wydania płyty. – Powiedziała. Nie spojrzałam na nią, jedynie zagryzłam wargę, by powstrzymać się od zbędnego komentarza.
- Są świetne. Dzięki, Mali! – Uśmiechnął się ciasno. Sięgnął po kilka kolejnych fotografii i pozwolił mi się im przyjrzeć.
            Uśmiechałam się, ale z coraz mniejszą chęcią. Były to naprawdę przemyślane zbliżenia na konkretne partie jego ciała. Technicznie rzecz biorąc, ponad przeciętne zdjęcia. Z mojego punktu widzenia, zbyt dokładne, zbyt uwydatniające jego urodę, za bardzo skupione na jego mimice twarzy w najbardziej wrażliwych momentach utworu. Nigdy nie mówiłam, że jestem profesjonalistką, zwłaszcza teraz, gdy przestałam robić zdjęcia. Ale potrafiłam rozpoznać różnicę pomiędzy platonicznym stosunkiem do modela, a chęcią wydobycia emocjonalnej głębi i zaspokojenia wizualnej przyjemności. Moje zdjęcia Nialla różniły się od tych, robionych przez Conora czy innych jego fotografów. Te, które sama robiłam, utrzymane były w podobnej stylistyce, którą zastosowała reżyserka. Gdy sobie to uświadomiłam, uśmiech na mojej twarzy był już całkiem sztuczny.
- Teledysk nie jest pełen aż takich detali. – Zauważyłam.
- Trudno było nie zauważyć, jak wiele emocji wywołuje śpiewanie. To jak serce wyłożone na talerzu. – Odparła. Nie podobało mi się to. Niall nie reagował. Ja zaczynałam czuć się jak idiotka. – Twoja muza naprawdę musiała dać ci w kość, Niall. – Zaśmiała się. Naprawdę, nie domyślała się?
            Zabolał mnie ten komentarz. Nie twierdziłam, że był nieprawdziwy. Ale usłyszeć go od kogoś, kto nie zdaje sobie sprawy z sytuacji i okoliczności powstania niektórych utworów, nie należało do najprzyjemniejszych. Dawało mi to do zrozumienia, że uważany jest za niewinnego muzyka, którego zraniła paskudna dziewczyna. Dziewczyna, która potraktowała go jak śmiecia i zmieliła razem z uczuciami. Dziewczyna, która była wszystkiemu winna.
            W przeciągu kilku kolejnych sekund przypomniałam sobie, co mu zarzuciłam po powrocie do domu. Jakich słów użyłam ja, jakich on. Gdyby ktoś nas słuchał z pewnością uznałby, że wina leży po mojej stronie. Znów byłam tą złą, wybuchową, nieprzebierającą w słowach pod wpływem emocji. To ja wszystko niszczyłam.
            Puściłam jego rękę. Chciałam wyjść z salonu, zostawić ich samych. Niech sam decyduje, co jest dla niego dobre, mówi co chce, myśli tylko o sobie. Krótko uśmiechnęłam się do brunetki i zrobiłam dwa kroki do tyłu. Przełknęłam ślinę, czując się tak bardzo niepotrzebna.
- Wciąż daje w kość. – Odezwał się. Byłam mu niezmiernie wdzięczna za ten komentarz. Przewróciłam oczami i odwróciłam się od nich, chcąc znaleźć się jak najdalej, zanim łzy napłyną mi do oczu.
- Czyżby? – Zdziwiła się. – Myślałam, że mowa o okrutnej byłej, która odeszła w zapomnienie. – Dodała wnikliwie. Zaczęło dudnić mi w uszach, szłam zdecydowanie za wolno.
- To pomówienia. Annie potrafi też leczyć serca.



            Nie wiem, czy minęło pół godziny, a ja już leżałam w łóżku. Opierałam się plecami o poduszkę, na nogi zarzucony miałam jedynie koc, który i tak był mi nie potrzebny. Wszystko mnie irytowało. Nawet zachowanie głównego bohatera w trzeciej minucie serialu, który włączyłam na komputerze. Mimo wszystko zrobiłam głośniej, słuchawki mocniej wcisnęłam do uszu, żeby zapomnieć o wszelkich innych odgłosach w domu i przez chwilę nie myśleć o tym, co się między nami działo.
            Niewiele zdążyłam zrozumieć z tego, co miało miejsce na ekranie. Moja uwaga została rozproszona, bo widziałam kątem oka, jak Niall wszedł do sypialni. Podszedł do łóżka po swojej stronie i wdrapał się na materac, lądując bokiem kilkanaście centymetrów ode mnie. Starałam się skupić na filmie, ale wyciągnął jedną ze słuchawek z mojego ucha i zaczął szeptać bezpośrednio do niego, wywołując tym dreszcze na całym moim ciele.
- Porozmawiamy? – Pocałował potem delikatnie ucho i czekał na moją reakcję. Nie zatrzymując nawet serialu, zamknęłam laptop i odsunęłam go od siebie razem ze słuchawkami. Podciągnęłam kolana bliżej siebie i przytuliłam nogi, czując, jak łzy wypływają powoli z moich oczu.
            Niall oparł się bokiem o wysoko postawione poduszki i patrzył na mnie. Jedną rękę trzymał na zgiętym kolanie, drugą podpierał na miękkiej poszewce.
- Ann… - Próbował zwrócić moją uwagę, gdy patrzyłam tępym wzrokiem przed siebie, a łzy ciekły po moich policzkach. – Ya have to talk to me, bunny. – Dodał delikatnym głosem. Nawet po tym, co do niego powiedziałam i jak na niego nakrzyczałam, miał cierpliwość i łagodność w sobie, zachowane specjalnie dla mnie. Jeszcze bardziej pobudziło to moje emocje i odnosiłam wrażenie, że w naszym związku istnieje brak równowagi. On daje mi więcej niż ja jemu.
- Przepraszam. – Wypłakałam. Pociągnęłam nosem i odwróciłam do niego twarz chcąc, żeby zrozumiał moją skruchę. Złapaliśmy kontakt wzrokowy i czułam, jak znów obnażam się przed nim i krzyczę swoją bezbronnością. – Nie chciałam cię zranić.
- Wiem. – Mruknął. Ściągnął nieco brwi i patrzył na mnie z troską.
- Bardzo bym chciała żebyś zrozumiał, jak się czuję. – Zaczęłam. – Studiowanie, nauka… To jest trudne, ale jest to też zajęcie, w którym się spełniam. Sprawia mi to ogromną przyjemność i satysfakcję. – Siliłam się na spokojny ton, co i rusz głęboko oddychając. – Cały czas czuję się trochę niesprawiedliwie, że kosztuje mnie to zrezygnowanie z pracy, bo niezależnie od tego co mówisz, chciałabym mieć trochę własnego wkładu w budowanie naszego życia. – Mówiłam powoli i dziesięć razy się zastanawiałam, zanim coś dodam.
- Nie musisz… - Zaczął kręcić głową.
- Daj mi skończyć. – Przerwałam mu, gdy chciał się wtrącić. – Proszę. – Przytaknął i zamilkł, obserwując jak raz po raz wycieram rękawami jego bluzy policzki. – I… Jednocześnie wiem, że oboje chcielibyśmy tego samego. Być jak najwięcej czasu razem. I za każdym razem, kiedy się spełniasz w swojej karierze marzę o tym, żeby cię wspierać, być z tobą. Chcę, żebyś czuł jaka bardzo jestem z ciebie dumna i chciałabym być dla ciebie największym wsparciem, bo jestem ci to winna i zasługujesz na to. Ale jest to dla mnie trudne, kiedy chciałabym też spełniać się chociaż w jednej ze swoich własnych rzeczy i zainteresowań. – Przez chwilę milczałam. Nie wiedziałam, gdzie znów zacząć, z której strony ruszyć. Niall to jednak wykorzystał i nie śmiałam mu przerywać.
- Część mnie nie chce, żebyś traktowała moją karierę jak przeszkodę do zdobywania własnych sukcesów. – Spoglądał na mnie ostrożnie. – Ale z drugiej strony boję się, jak skończyłaby się dla nas zbyt długa rozłąka. Nie chcę znowu mieć cię na dystans, nie chcę widywać cię raz na pół roku. Jesteśmy w tym zbyt głęboko, Ann. Uważam, że to nie jest już ten etap, kiedy możemy pozwolić sobie na taki potężny dystans.
- Wiem, rozumiem to. – Odparłam od razu. – Ale to nie jest łatwe, kiedy chciałabym uczestniczyć w twoim życiu podczas trasy, kiedy ja chciałabym też zaliczyć wszystkie swoje przedmioty bez większego kłopotu, a może nawet obronić się w przeciągu najbliższego roku.
- Czyli ciągła walka z czasem jest jedyną możliwością.
- Porozmawiam z ludźmi w dziekanacie. – Powiedziałam stanowczo, nie przygotowując wcześniej tych słów. – Poproszę, żeby mi wydłużyli cykl studiów.
- Co? Nie ma mowy. – Oburzył się. – Annie, nie będziesz poświęcać swojej nauki. Któreś z nas musi mieć wykształcenie wyższe. – Dodał ze smutnym uśmiechem. – Poza tym, nie dyskutuj ze swoim sponsorem.
- To jak mam pogodzić to z twoją trasą? – Uniosłam się. – Niall, nie dam rady tak!
- Spokojnie, piękna. Nie panikujemy. – Mruknął. Podniósł się z łóżka i wstał, sięgając po mój kalendarz, który leżał na stoliku w kącie pokoju. Rzucił go na materac i wyszedł z sypialni, maszerując szybkim krokiem po korytarzu.
            Chwilę później wrócił do mnie akurat, gdy opróżniałam nos. Położył między nami kilka czystych kartek i mój koszyczek z flamastrami, który stał na moim biurku. Usiadł z lekko skrzyżowanymi nogami i podłożył pod kartki mój komputer, żeby miały twardą podkładkę.
- Narysujesz kalendarz? – Poprosił, dając mi do ręki czarny pisak. Patrzyłam chwilę na niego, czekając na słowo wytłumaczenia. Nie musiał się odzywać jednak ani słowem, bo gdy tylko uniósł lekko brew i słabo się do mnie uśmiechnął, zrozumiałam. Skinęłam głową i otworzyłam swój notes, w którym dużo wcześniej narysowałam już rozkład miesiąca i co mam, kiedy do zrobienia.
            Zaczęliśmy planować. Białe kartki wypełniliśmy kratkami, wystarczająco dużymi, żeby zmieścić wszystkie nasze powinności. Niall wpisał swoje daty koncertów, spotkań, wywiadów i sesji zdjęciowych, a ja skupiłam się na egzaminach, najważniejszych zajęciach, pracach do oddania i obowiązkowych obecnościach na uniwersytecie.
- Zacznijmy od jednego. Jutro lecę sam do LA, czy z tobą? – Zapytał w pewnej chwili, otwierając swój kalendarz w telefonie na zakładce z nachodzącymi lotami.
- Ze mną. – Podniósł wzrok, słysząc tę odpowiedź. Musiał obawiać się tego najbardziej. Wpatrywał się we mnie swoimi błękitnymi oczyma, również gdy zaczęłam wpisywać na zielono i różowo (dwa kolory dla dwóch osób) „LAX 4:50 PM”. – Ale będę musiała wrócić w poniedziałek porannym rejsem, żeby zdążyć na wtorkowe zaliczenie.
- Okej. – Skinął głową i zaczął coś stukać w telefonie. – Dam znać Tarze, żeby zajęła się rezerwowaniem lotów.
- Możemy powiesić to na razie na lodówce, póki nie wpadniemy na lepsze miejsce. Jak będziesz wiedział, że coś trzeba dopisać, to będziesz miał u siebie zdjęcie i będziesz sukcesywnie wpisywał i mi wysyłał, może być?
- Tak. I vice versa. – Przytaknęłam, wypełniając kolejną rubrykę.
- Chciałabym też polecieć do rodziców na weekend.
- Nienawidzisz jetlagu. – Zauważył z uniesioną brwią. Oznaczało to, że po powrocie ze strefy czasowej różnej o osiem godzin, wróciłabym do Londynu na potężny wysiłek intelektualny i lada dzień znów wsiadała na pokład, by przesunąć się o jeszcze godzinę. Tydzień później, miałam lecieć do niego na Florydę.
- Sprawię, że jetlag znienawidzi Annie Holmes. – Odparłam ze słabym uśmiechem. Nie wiedziałam, na ile to będzie możliwe, ale spróbować nie zaszkodzi.
- Po ostatnim koncercie w listopadzie powinno się już uspokoić. Będą tylko gale muzyczne i Jingle Bell Ball. – Skinęłam głową.
- Malia na ciebie leci. – Zauważyłam. Skupiłam się na równym dorysowaniu kratki i zagryzłam wargę czekając, czy wpadnie na moją niewinną zasadzkę między wierszami.
- Wiem. – Odparł. Moja ręka zadrżała. – Ale możesz mi zaufać, kiedy powiem, że mam wszystko pod kontrolą. – Dodał. Poniosłam na niego wzrok i zauważyłam, jak oczekiwał mojej reakcji.
- Ufam ci. – Szepnęłam. Moje serce przyspieszyło na te słowa, bo kilka razy wątpiłam w ich prawdziwość. Gdy jednak puścił do mnie oko i zalotnie się uśmiechnął, serce wciąż łomotało. Ale z miłości.


            Prowizoryczny kalendarz zawisł na lodówce. W powietrzu jednak wciąż wisiała gęstsza atmosfera niż zwykle. Oboje byliśmy spięci i uważaliśmy na każdy nasz wzajemny ruch, nie wiedzieliśmy, jak posłuży nam nasz długoterminowy plan działania. W domu panowała cisza, nie słuchaliśmy nawet muzyki.
Czekając, aż zagotuje się woda na herbatę w czajniku, gasiłam światła w korytarzu i mniejsze lampki w salonie. Podeszłam do stolika przy kanapie i podniosłam kilka fotografii, które przyniosła wcześniej Malia. Westchnęłam cicho na widok wyostrzonego obrazu jego zarostu i skrzących się oczu.
- Zalać ci herbatę? – Usłyszałam podniesiony głos z kuchni.
- Tak, poproszę. – Zerknęłam na inne zdjęcie, których nie miałam okazji obejrzeć wcześniej. Były dobrze wykadrowane i specyficznie dopracowane i po raz kolejny dałam sobie do zrozumienia, że był nie tylko moim obiektem westchnień.
            Zanim jednak zaczęłam za dużo myśleć i powątpiewać w jego słowa, zabrał mi fotografie z ręki. Włożył je z powrotem do szarej koperty i schował za swoimi plecami, łapiąc ze mną kontakt wzrokowy.
- Nie ma. – Słabo się uśmiechnął. Pokiwałam głową i wyminęłam go, chcąc zabrać kubek i znowu utonąć w zwojach pościeli. Słyszałam, jak idzie za mną. Dokończył gasić światła w salonie i jedynym jasnym pomieszczeniem była kuchnia, zanim nie rozświetliłam korytarza.
            Przeszkadzała mi cisza. Mimo, że zbliżała się moja pora spania, potrzebowałam trochę hałasu, więcej rozmowy, albo śmiechu. Nie mogłam z siebie jednak wydusić nic, co by zaczęło potok słów. Coś mnie powstrzymywało, mój kark był spięty, a ręce ciasno oplotły kubek z herbatą.
- Będę w garderobie. – Mruknął, gdy oboje byliśmy już na piętrze. Domyślałam się, że powędrował do otwartej walizki i chciał coś do niej powrzucać, zanim zmorzy go sen. Nie był to wieczór o jakim marzyłam, gdy jechałam do domu. Czar prysł, perspektywa jutrzejszego lotu ciążyła, zamiast uskrzydlać. Na łóżku czekał na mnie otwarty znów laptop, tym razem z artykułami potrzebnymi do napisania kolejnego eseju. Zezłościło mnie to, czułam się jak tykająca bomba, która nie ma ustawionego konkretnego licznika.
            Kubek odstawiłam ostrożnie na stolik po mojej stronie łóżka. Komputer zamknęłam z cichym trzaskiem i odłożyłam obok herbaty. Drapiąc się po szyi, pełna niepewności co do uczuć, jakie się we mnie kotłują, weszłam do jego części garderoby. Oparłam się barkiem o ścianę i obserwowałam chwilę, jak przesuwa wieszaki z koszulami. Wszędzie panował idealny porządek, nawet w kupkach ubrań koło torby podróżnej. Sięgnęłam po telefon, który wciąż miałam w kieszeni spodni. Podłączyłam go przez Bluetooth do systemu głośników w całym domu i zagryzając wargę z niepewności, włączyłam losowe odtwarzanie. Padło na jedną z przeróbek jego pierwszego singla, pełną niskich elektronicznych tonów i spokojnej głębi.
            Podniósł wzrok, gdy pierwsze nuty zaczęły grać w pomieszczeniu. Spojrzał na mnie i uniósł jeden kącik ust w zalotnym wyrazie twarzy. Tyle jednak otrzymałam, bo po chwili kontynuował segregowanie ubrań. Podeszłam więc powoli do niego, nie chcąc zwracać na siebie zbyt dużej uwagi. Podnosił ramiona dosięgając do wyższego wieszaka z flanelami. Wykorzystałam sytuację i niezgrabnie wcisnęłam się pod jedną z rąk, żeby stanąć tuż przed nim.
- Co tam? – Spytał, pomiędzy mruknięciami do słów piosenki. Zasłoniłam mu trochę widok, więc siłą rzeczy spojrzał na mnie. Wsunęłam ręce na jego barki i stanęłam na palcach, całując jego żuchwę kilka razy. Opuścił głowę, a dłonie oparł w końcu na moim tułowiu.
- Czy możemy coś zrobić z tą ciszą? Doprowadza mnie do szału. – Zaproponowałam.
Westchnął ciężko, domyślając się co mi przeszkadza. Jak bardzo nasze relacje nie są na miejscu i odbijają się na naszym samopoczuciu. Opadłam piętami na wykładzinę i wpatrywaliśmy się w swoje oczy, szukając odpowiedzi na niewyjaśnione sprawy. Objął moje plecy całymi swoimi ramionami, przyciskając mnie tym samym do swojego torsu. Brakowało mi tego ciepła. Spojrzałam wymownie na jego usta i uchyliłam delikatnie swoje, prosząc o chwilę uwagi. Schylił więc głowę i złączył nasze wargi, wywołując tym dotykiem mój niekontrolowany jęk ulgi.
Jego usta były ciepłe, miękkie, wyjęte prosto z marzenia sennego. Delikatnie i niespiesznie masował nimi moje wargi i zapierał dech w piersi, więc jedynie przyciskałam go mocno do siebie. Nie chciałam, żeby przestawał. Tak powinno zawsze być. Chciał się oderwać, poluźnić swój ucisk, ale nie pozwoliłam mu. Poprawiłam swój chwyt na jego szyi i to ja przylgnęłam do niego, jedną dłoń przykładając do jego policzka. Z delikatnego zarostu powędrowałam palcami do jego krótkich włosów, delikatnie chwytając za nieco dłuższe kosmyki. Sam mruknął z zadowolenia, wywołując dreszcz wzdłuż całego mojego ciała.
- Can we, perhaps… - Zaczęłam, gdy raz po raz odrywałam się na sekundy od niego. – Relieve some stress? It’s not healthy to be tense. – Tłumaczyłam. Mruknął cicho w moje usta i przesunął dłonie na moje pośladki.
- Zdrowie najważniejsze. – Odparł.
Wsunął palce pod bawełniane dresy, a moje dłonie powędrowały pod jego koszulkę. Ścisnął jeden z moich pośladków, co wywołało mój niekontrolowany jęk. Uśmiechnął się triumfalnie, jak chłopiec. Ze skóry jego brzucha, na której znalazła się gęsia skórka, powędrowałam od razu na dół. Stanowczo chwyciłam jego przyrodzenie przez materiał jeansów, na co zareagował warknięciem. Zagryzłam jego dolną wargę, zanim znów dałam się całować.
Nagle chwycił mnie pewnie za pupę i podniósł, więc jako odruch oplotłam nogami jego tyłek i mocno trzymałam go za szyję. Posadził mnie wysepce na środku pokoju, w której znajdowało się kilka przyborów krawieckich przygotowanych na wizyty Ellie, szuflada z zegarkami i kosz na brudne pranie. Gwałtownym ruchem ściągnął moje spodnie razem z majtkami, co wywołało mój pisk zaskoczenia. Poprawił mnie, bo szybki ruch niemalże strącił mnie z drewnianej szafki. Przesunął usta na moją szyję, gdy moje palce szybko rozprawiały się z jego paskiem i rozporkiem. Tylko odrobinę zsunęłam jego boserki, byle wystarczyło i było wygodnie. Mocno przywarł do moich ust, gdy pewnymi ruchami dłoni traktowałam jego członka.
- Kocham cię. – Mruknęłam, całując jego policzek, żuchwę i szyję. Przytuliłam się do niego, kiedy wszedł we mnie. Poruszał się szybko i pewnie, nie zostawiając ani grama powietrza w moich płucach.

- Jesteś moją jedyną, pamiętaj. – Warknął, zatrzymując zęby na skórze mojej szyi. Nie było miejsca na łzy z pękającego z emocji serca. Byłam w stanie jedynie całować go najlepiej jak potrafiłam.