Manny

niedziela, 14 września 2014

#26

Wey hey!

Radzicie sobie jakoś we wrześniu? Mam nadzieję, że idzie Wam całkiem nieźle.

Dzisiaj coś, nad czym dużo myślałam, pracowałam i kosztowało mnie to sporo nieprzespanych nocy. Bardzo ważny jest dla mnie ten rozdział, z resztą jak chyba każdy inny.. Ale ten ma w sobie coś, czemu naprawdę wiele czasu i serca poświęciłam.

Dziękuję tym, którzy są.





                Są takie chwile w życiu, kiedy po prostu człowiek czuje się źle. Wzmocnione jest to uczucie dla tych, którzy są bardzo wrażliwi. Jak ja. Przejmowanie się każdą drobną sprawą aż do granicy krzyku w środku. Gdy chwilkę jest w porządku, umysł sam wyszukuje drobnostki, które następnie zamienia w problemy i przeszkody niemalże nie do pokonania. Dlatego tak często dochodzi do porażek i niepowodzeń. Jedyne co istnieje to chęć spokoju, potrzeba wyciszenia zbyt głośnych myśli w głowie i koniec łez, które zaraz nadejdą. Koniec lub w ogóle ich nienadejście, bo czasami wydają się główną oznaką słabości – co w przypadku wrażliwych osób wcale nią nie jest. Dla nas łzy są okrzykiem walki, bo mamy dosyć. Wszystko już usycha z beznadziejności, a my chcemy być po prostu szczęśliwi.     
            To są momenty, gdy nawet boisz się tłumaczyć. Nie chcesz, bo z każdym słowem wylecą łzy i kolejne szlochy nie do opanowania. Przydałoby się czytanie w myślach, żeby nadążyć i zrozumieć wszystko, co przelatuje przez umysł. Nadchodzi konieczność pozbycia się wszystkiego, co łączy cię ze światem zewnętrznym, bo wystarczająco samotnie się czujesz, żeby jeszcze mieć jakikolwiek kontakt z innymi ludźmi. Zbyt duża ilość myśli poświęcona na błahe, nic nie warte tematy zabrania się skoncentrować na tym co jest najważniejsze. Lub powinno być, bo przecież  nie masz nic w głowie poza beznadziejnością i niemocą wobec niej.   Paskudne uczucie, gdy potrzebujesz zrozumienia ale wiesz, że nigdy ono nie nastąpi. Przynajmniej nie całkowicie szczerze. Można się czymś zająć na krótszy okres czasu, ale kiedyś to się skończy. I znów będzie myślenie o tym, co cię trapi. Wychodzi tych rzeczy do martwienia się o wiele, wiele więcej. I jest to potwornie bolesne w całym organizmie.
            Zawsze ode mnie wymagano powodu, dla którego jest mi źle, musiałam wymyślać i tłumaczyć się, dlaczego łzy lecą strumieniami. Czasem jednak to nie było w ogóle możliwe, bo nie ma jednego konkretnego powodu. Obojętnie jak ważnym jest go znać, nigdy nie lubiłam nacisku. Dlatego za każdym razem modliłam się o choć odrobinę tolerancji i wyrozumiałości dla mojej natury, z którą nie umiałam sobie poradzić.
            Kończył brać prysznic. Zaraz po powrocie z gry w golfa nie chciał, bym narzekała na jego jakikolwiek brak świeżości. Od razu poszedł do łazienki i jeśli zauważył mój nastrój, to jedynie pobieżnie. Gapiłam się bez zainteresowania w telewizor, w którym chyba leciał jeden z brytyjskich talk show. Chyba, bo wizję zasłaniały mi setki przemijających myśli. Przysunęłam nogi bliżej swojego ciała i niedokładnie objęłam je jedną ręką, drugą mając w pogotowiu, na wypadek niekontrolowanego szlochu, który będzie musiał być przytłumiony. Ciaśniej opatuliłam się bluzą, którą ubrałam mimo całodziennego upału. Byłam również po gorącym, rozluźniającym prysznicu – odstępstwie od tych codziennych zimnych, służących jako ulga od uciążliwych temperatur. W chwilach takich jak ta organizm chłonął ciepło z jeszcze większą przyjemnością, bo potrzebna mu była odpowiednia dawka rozluźniających i przyjemnych bodźców.
            Drzwi od łazienki otworzyły się, z daleka słyszałam leniwie kapiącą wodę ze słuchawki prysznica. Kilka kroków do sypialni, szurający odgłos otwierania szafy z ubraniami. Chwila ciszy i ponowne szuranie, ciche chrząknięcie.
- Widziałaś może moją ładowarkę do telefonu? – padło pytanie w głąb korytarza, aż do salonu w którym siedziałam.
- Leży na biurku. – odparłam nieco głośniej, by usłyszał. Miałam nadzieję zabrzmieć pewnie, bez zająknięcia. Walczyłam ze swoją słabością każdym oddechem, wypowiedzianym słowem. Czułam jednak, że w każdym momencie może nadejść kulminacja tego, co siedzi w środku i wypluwa swoje problemy przez moją skórę.
            Cicho, w skarpetach szedł korytarzem i po drodze gasił za sobą wszystkie światła. Przeszedł koło telewizora i w końcu westchnął cicho, gdy znalazł zgubę.
- Jak ci minął dzień? – usłyszałam. Powoli odwracał się już w moją stronę, podłączywszy telefon niedaleko kanapy.
- W porządku. – szepnęłam, ale zabrzmiało to też jak cichy pisk. To zadziałało dla niego jak sygnał, by w końcu spojrzeć na moją nieco skuloną postać. Trwał chwilę w bezruchu, wysiliłam się więc na słaby uśmiech. Nie uwierzył w niego, bo zadrżała mu jedna z brwi. Nie podniósł jej całkowicie, bo wtedy wyrażałoby to jego co najmniej podejrzliwy stosunek a obiecywaliśmy sobie mniej podejrzeń, więcej rozmów. Nie przeszkadzała mu niepoprawiona na klatce piersiowej biała koszulka, dresy równie niedbale zwisały mu z bioder. Włosy miał jeszcze mokre po kąpieli, za chwilę kilka kropel wody miało skapnąć na jego szyję.
Westchnął trochę głośniej, jakby coś postanowił.
- Okej. – mruknął. Przejechał dłońmi po głowie i wytarł je potem o spodnie, zanim powoli usiadł tuż obok mnie. Serce mocniej mi zabiło z przyjemności ale i z lęku, że nie będę mogła powstrzymać swojego małego wybuchu. Nie byłyby to kolorowe fajerwerki. Delikatnie wsunął rękę między oparcie kanapy a moje plecy i objął mnie. Drugą ręką złapał mnie za kostki i ostrożnie przełożył sobie moje nogi, pokryte cienkim bawełnianym materiałem, przez swoje. W takiej pozycji nie mogłam się w niego nie wtulić.
            Poczułam się jednocześnie lepiej i gorzej. Na plus był znajomy, bezpieczny azyl, jaki dla mnie tworzył. Minusem był fakt, że to przyspieszało moją potrzebę gwałtownego zamrugania i pozbycia się z oczu łez. Moja twarz wylądowała na jego piersi, jedna ręka zdołała chwycić go za koszulkę. Ucałował kilka razy głowę i kreował różne kształty na moim ubraniu dzięki swoim długim palcom.
- Annie… - szepnął. Musiałam urywanym szlochem nabrać powietrza do płuc i odetchnąć. Pierwsza przy nim łza spłynęła prosto na jego niedawno upraną koszulkę. Zmuszona byłam zacisnąć usta, które i tak zaczęły drżeć. Niespokojny oddech potrzebował ujścia w moich ustach, ale skończyłoby się to zbyt głośno i gwałtownie. Nie chciałam tego. – Spokojnie. – dodał takim samym tonem, jakiego ode mnie oczekiwał. Jednocześnie używał tak cichego i intymnego głosu, że czułam się jak we śnie. Schowałam twarz głębiej w jego piersi. Powieki ciasno zamknięte tak czy inaczej zaczęły wypuszczać kolejne słone kropelki. – Proszę, nie płacz.
            Jego prośba się nie spełniła. Rozpłakałam się powoli, wychodziło ze mnie wszystko co możliwe. Odrobinę się trzęsłam, szloch co chwila opuszczał moje usta. Było mi wystarczająco ciepło i dobrze w jego ramionach, lecz potrzebowałam jeszcze przynajmniej chwili na uspokojenie.
- Co się dzieje? – musiał obchodzić się ze mną jak z dzieckiem. Nie lubiłam w sobie tego, że w chwilach załamania po prostu zachowywałam się jak niezadowolony przedszkolak.
- Za dużo miałam w głowie… - wyłkałam. Wciąż przyciskałam ciało do niego, bałam się głębszych wyjaśnień. Nie wiedziałam też w jaki jasny sposób udałoby mi się wiarygodnie i rzetelnie przekazać zawartość mojej głowy, która płatała mi figle.
- Ciii, mała… - mruknął. - Wszystko jest w porządku. – mruczał, delikatnie mną kołysał w swoich objęciach. Nie raz w podobnych sytuacjach widziałam, że nie umiał się odnaleźć. To przy mnie uczył się reakcji na większość trudnych lub nietypowych życiowych sytuacji, co jednocześnie było mu przydatne ale i zbędne. Na jego miejscu gdybym miała wybór, chętniej nauczyłabym się powiedzmy jak uprawiać kite surfing, niż pocieszać słabą emocjonalnie dziewczynę. Pozornie silniejszą, faktycznie wciąż słabą i pełną tych mniej lub bardziej spodziewanych załamań.
- Nienawidzę tego. – cicho wypłakałam do niego, odnosząc się do moich niekontrolowanych i chaotycznych myśli i zmartwień.
- Wiem kochanie, wiem. – mocniej mnie do siebie przytulił. Zaczęłam głębiej oddychać przez usta, z uwagi na zakatarzony już nos. Uniósł klatkę piersiową, jakby miał zamiar coś jeszcze powiedzieć. Przez chwilę jednak wypuścił z siebie jedynie drżący oddech. Oznaczać to mogło jedynie, że czuł się niezręcznie, nie wiedział co zrobić lub.. nie wiem co jeszcze. – Chcesz.. – zaczął powoli, bardzo niepewnie. Cholera, to wszystko przeze mnie. – Chcesz może powiedzieć mi, co najbardziej cię męczy? – Nie wiedziałam. Nie miałam pojęcia, czy będę w stanie, czy w ogóle będę pewna tego, co wyznać. – Może będzie nam obojgu łatwiej. – wypuścił z siebie powietrze razem z odrobinę głośniejszym westchnięciem. Zasługiwał na odrobinę szczerości z mojej strony, wystarczająco niepewnie zachowywał się i na pewno czuł z mojej winy. Głupia słabość Annie.
- Wiesz, że wszystkim się martwię z wyprzedzeniem. – mruknęłam. Powstrzymałam drżenie głosu i z całych sił próbowałam się opanować przed kolejnym płaczem. Tyle tygodni, wręcz miesięcy trenowania swojej wewnętrznej siły poszłoby aż tak na marne?
            Pokiwał głową w odpowiedzi i zachęcił mnie tym samym, bym kontynuowała.
- Martwię się moją pracą, wszystkimi planami jakie mam w głowie i tym, że po prostu one mnie przerosną… - szloch, uspokojenie oddechu. – Chciałabym dużo zrobić i udowodnić, że potrafię.
- Nie musisz nikomu nic udowadniać, wszyscy których znam doceniają wszystko to, co… - zaczął.
- Niall.. – przerwałam mu. To było dla mnie za dużo, każde stanowcze zapewnienie, że jest inaczej niż moja wredna strona podświadomości mi mówi, wyciskało trzy kolejne łzy spod powiek i zagryzało spuchniętą wargę. Zamilkł widząc moją reakcję i znów westchnął. Byłam dla niego ciężkim orzechem do zgryzienia i był to kolejny powód do obwiniania się choć wiedziałam, że muszę z tym przestać.
- Przepraszam. Mów dalej. – Na udobruchanie musnął moje czoło swoimi ciepłymi ustami i zacieśnił swój uścisk. Chwilę milczałam, zanim postanowiłam zebrać w sobie więcej siły potrzebnej dla nas obojga i kontynuować.
- Poza tym, że ambicje mnie przerastają… martwię się o wszystkich, których kocham. Mamę, nawet jeśli dobrze się czuje. O ciebie się martwię bardzo, chyba teraz najbardziej. – Myślałam, że mi znów przerwie ale się powstrzymał. Odetchnęłam głębiej. – Na dobrą sprawę, gdy nie jestem razem z wami w trasie,  jestem tu sama. Wszyscy, których znam są zajęci, dlatego i ja dla siebie ciągle szukam pracy i zajęcia. Potem się okazuje, że jestem zbyt zarobiona i zmęczona, co też jest niedobre… - pociągnęłam kilka razy nosem, bo prawda wypowiedziana na głos jednocześnie sprawia ulgę ale i boli. – Ciągle jest coś, o czym za dużo myślę, przejmuję się nawet głupią opinią publiczną,  która nie powinna mieć dla mnie żadnego znaczenia. – wypuściłam z siebie drżącym głosem, ale i coraz bardziej zdeterminowanym. Powoli byłam na siebie zła za to wszystko, do czego dopuściłam własny umysł. Nie potrafiłam kontrolować tego, co męczy najbardziej i złościło mnie to, doprowadzało do frustracji.
            Wydaje mi się, że wdzięczna byłam mu za ciszę. Nie chciałam, żeby padły żadne niewłaściwe słowa. Obawiałam się też, że postawię go w jeszcze trudniejszej sytuacji wymagając, by cokolwiek powiedział. Mimo wszystko był jednak pierwszym, który przerwał przytłumioną atmosferę.
- Weź się w garść, Ann. – nie wiem dlaczego ale miałam wątpliwości, w jaki sposób miało to zabrzmieć. Wierzyłam z całego serca, że chodziło mu o pocieszające słowa otuchy. Nie mogłam tak czy inaczej wyrzucić z siebie myśli, że być może w ten sposób narzekał na to, w jakim stanie się znajdowałam. Bądź co bądź miałam nadzieję na odrobinę zrozumienia, więc trzymałam się tego pierwszego. Niall nie byłby aż taki wredny, prawda? Co prawda miewał to w swoim zwyczaju, bywał zniechęcony do niektórych rzeczy ale nie posunąłby się aż dotąd, nie?
            Pokiwałam głową w odpowiedzi i z całych swoich sił wytarłam mokre od łez policzki i liczyłam, że żadne kolejne nie popłyną. Mocno pocałował mój policzek i wypuścił mnie ze swoich ramion gdy rzuciłam hasło, że postawię wodę na herbatę. Chciałam iść drogą, o którą mnie poprosił i zebrać się w sobie.

 ___

            Oparłem się łokciami o kolana i ukryłem twarz w dłoniach, analizując wszystko to co się stało. Wiedziałem, że Annie miała tendencję do poddawania się swoim emocjom i przez pewien czas tego nie rozumiałem. Ba, póki nie jestem taki sam, wciąż nie będę w stanie w żaden idealny sposób jej pomóc. Nieprzyjemnym jest patrzenie, jak sama siebie męczy i nie potrafi nic z tym zrobić. Jednocześnie momentami denerwujące, skoro nie jestem aż tak wrażliwy, jak ona. Z całych sił próbuję zawsze podążać za jej tokiem myślenia, mimo wszystko czasem nie nadążam. Tak czy inaczej nie byłem w stanie wyrzucić z siebie jej słów, które wciąż dźwięczały mi w głowie. Ściągnąłem brwi i nie mogłem dojść do tego, co miała na myśli. Może i nie było dobrym pomysłem pytanie jej o to chwilę po tak intensywnym płakaniu – mówiła mi moja najbardziej wyrozumiała strona, jednak byłem już w drodze do kuchni.
            Chowała z powrotem do szafki pudełko z herbatą i cierpliwie czekała, aż zagotuje się woda. Wyczuła moją obecność i delikatnie odwróciła się do mnie, obdarowując mnie delikatnym uśmiechem walczącej ze sobą dziewczyny. Przetarłem raz jeszcze twarz dłonią zanim usta same się otworzyły i wypuściły słowa, które mój umysł sam ułożył w całość.
- Ann.. – odwróciła się całkowicie do mnie. – Co miałaś na myśli mówiąc, że najbardziej się o mnie martwisz?
            Patrzyła na mnie dużymi oczyma przez chwilę, aż w końcu spuściła wzrok i zagryzła na moment wargę. Coś nie dawało jej spokoju, to było jasne.
- Po prostu no, martwię się… - mruknęła, zerkając kontrolnie na czajnik i upewniając się, czy przypadkiem woda wcześniej się nie zagotowała. Poczuła się niezręcznie, musiała poprawić luźne kosmyki włosów i założyć je za swoje ucho.
- Ale dlaczego? – oparłem się biodrem o blat niedaleko niej i czekałem, aż może coś odpowie. Była okropnie zmieszana, unikała kontaktu wzrokowego ze mną. Coś było nie tak i bała się powiedzieć. – Annie, obiecywaliśmy sobie szczerość.. – zacząłem. Machinalnie pokiwała głową w zrozumieniu. Przełknęła głośno ślinę i widziałem, jak powstrzymuje się od rozpłakania. Nie byłem w stanie powstrzymać swojej ciekawości mimo tego, że zabijał mnie efekt, jaki wywołałem jednym pytaniem. W końcu przymknęła na moment oczy i odetchnęła głęboko. Zanim cokolwiek powiedziała zawahała się.
- Ale… Proszę, nie bądź zły.  – spojrzała mi prosto w oczy, ale zaraz potem spuściła wzrok. Bała się mnie?
            Mruknąłem ciche „oczywiście” i czekałem, aż zacznie mówić dalej. Nie wiedziałem co się w ogóle działo. Ona była roztrzęsiona i wyglądała, jakby bała się w ogóle do mnie o tym mówić. Ja za to potrzebowałem prawdy, obojętnie jakiej.
- Martwię się, bo wciąż się zmieniasz. – wypuściła z siebie słowa. Ściągnąłem brwi i nie rozumiałem, co ma na myśli.
- Zmieniam się? Ciągle jestem Niall, wszystko chyba jest dobrze… - odrobinę się uśmiechnąłem, ale chyba nie o to jej chodziło.
- Boję się, że za bardzo się pogubisz. – zaczęła niepewnie. – Wiem, wciąż jesteś Niallem którego poznałam, ale nie dla wszystkich. Dla reszty.. dla fanów… - zaczęła wymachiwać rękami, jakby miało jej to pomóc. - ..Dla nich jesteś najbardziej potulnym i grzecznym członkiem One Direction. Dziewczyny kochają cię za akcent, za to jak się ubierasz, za blond włosy… - wyliczała. Do czego ona zmierza? – Uważają, że jesteś uroczy i troskliwy, jaki oczywiście jesteś… - pociągnęła nosem. – Ale nie mają świadomości jaki jesteś w domu albo wśród znajomych, nie widzą cię wulgarnego i aroganckiego w niektórych sytuacjach, nie widzą twojego prawdziwego zachowania…
- Prawdziwego zachowania? – spytałem, unosząc brwi.
- Niall, proszę cię…- błagała, bym dał spokój z pytaniami, pretensjami. Ale w takim razie dlaczego mówiła do mnie takie rzeczy?
- Sugerujesz, że jak wychodzę z domu to automatycznie udaję inną osobę? – z moich ust wydostał się uniesiony głos. Łzy zaczęły znowu kapać jej na ubranie, a mój oddech przyspieszył ze złości, która we mnie narastała.
- Zrozum… One wszystkie cię idealizują.. – próbowała.
- I to uważasz za złe? Jeśli ktoś chce o mnie myśleć w samych superlatywach?! – nie mogłem powstrzymać mieszanki nerwów i szoku, jakie się we mnie kotłowały. Jak ona mogła tak myśleć?
- Każdy ma wady, Niall! – odpowiedziała równie głośnym tonem, co mój. – Nie chcę, żebyś nakarmił piskami i krzykami dziewczyn swoje ego, które potem nagle wyskakuje i mówi, że jesteś królem świata! Ja nie jestem idealna, tak samo ty nie jesteś!
- Czyli co, każde twoje wyznanie, że jestem idealny automatycznie teraz jest kłamstwem, tak? Dzięki wielkie, kochanie! – krzyknąłem.
- Przecież wiesz, że nie o to chodzi! – oburzyła się. Nie wycierała już policzków, tylko żywo gestykulowała razem ze mną. – Twoi fani razem z mediami nie wiedzą, jaki jesteś w domu! Nie mają pojęcia, że klniesz, bywasz nie miły, nie umiesz się odnaleźć w niektórych sytuacjach…
- To może nie stawiaj mnie w takich, w których nie mogę się odnaleźć! Może wtedy będę chociaż trochę bardziej idealny! – Zamarła na moment i zamrugała, jakby nie wierząc w moje słowa. Tak, powiedziałem je.
- Myślisz, że chcę, żeby wszystkie gazety pisały o tym, jakim naprawdę jesteś psem na baby?! Jak bardzo lubisz zwracać na siebie uwagę, kląć, żartować z ludzi?! Jak wierzysz wszystkim, którzy po jednym wieczorze są twoimi rzekomymi przyjaciółmi, a tak naprawdę tylko kochają twoje pieniądze i nazwisko?! Otwórz oczy, Niall! Nie chcę, żebyś potem cierpiał, bo za dużo wyciekło do fanów!
- Super, teraz wszyscy moi kumple są ze mną tylko dla tego, że mam pieniądze, tak?! A może w takim razie chcesz do nich dołączyć?! Bo jestem aż takim nieudacznikiem w prywatnym życiu, że własna dziewczyna nade mną się musi litować?! – krzyknąłem.
- Nie lituję się nad tobą, tylko próbuję ci pomóc i być z tobą! Myślisz, że dlaczego się martwię?! Bo nie chcę, żebyś potem żałował, że zaproponowałeś drinka przypadkowej fance!
- Och tak, bo jestem aż takim lowelasem, że zdradzam cię nawet idąc z tobą na kolację! – Naprawdę byłem aż taki głupi, jak ona myślała?
- Może najpierw posłuchaj dobrze tego, co do ciebie mówię! Wiem, że jesteś mi wierny, ale to nie zmienia natury i temperamentu, jakie masz! Lubisz zarywać do dziewczyn i robić na nich wrażenie i oboje o tym doskonale wiemy, ale czy powstrzymuję cię przed rozmowami?! Nie! Bo wiem, że nic dalej nie zrobisz, ufam ci!
- Jak widać nie! Skoro uważasz, że się zaraz pogubię i będę egoistycznym dupkiem!
- Może już nim jesteś, tylko tego nie widzisz! One Direction wykreowało cię dla ludzi na przyjaznego Irlandczyka a nie wiedzą, że w tym jebanym momencie kłócisz się ze swoją dziewczyną!
- To może pójdę ich oświecę, co?! Jestem pewien, że wtedy fanki zaczną obarczać ciebie  winą, a nie mnie! – krzyknąłem, zanim zdążyło mi się zaświecić w głowie czerwone światło. Oboje zamilkliśmy na chwilę, słyszałem jedynie swoje głębokie niespokojne oddechy i nerwowe bicie serca. Byłem wściekły i nie powstrzymałem tych słów. Patrzyliśmy na siebie non stop, nie zarejestrowałem nawet mrugania powiekami.
- Zobacz, co się z tobą dzieje. Ile lasek ci dzisiaj powiedziało, że jesteś ich bogiem, co? Ile tysięcy funtów wydałeś? – pytała, wywiercając we mnie dziury wzrokiem. Zacisnąłem pięści i próbowałem kontrolować swoją złość, ale nie udawało się. – Martwię się, bo zatracasz się w największym gównie!
- To się nie martw, bo tylko jestem dla ciebie problemem! Dam sobie radę, nie musisz kontrolować każdego mojego zachowania jak psycholog! Poszłabyś do prawdziwego ze swoim życiem, a nie udawała właściwego dla mnie! Nie zapominajmy, kto przez godzinę płakał bo nie może sam sobie ze sobą poradzić! – fuknąłem. Miałem dosyć patrzenia, jak zmienia się jej wyraz twarzy i drżą jej wargi. Odwróciłem się od niej i kilka razy siarczyście przekląłem, zanim zatrzasnąłem za sobą drzwi do sypialni.

 ___

            Zniknął mi sprzed oczu, zostawiając za sobą hałas. Nogi nie chciały ruszyć się z miejsca, ręce zaczęły mi się trząść. Chciałam być wyrozumiała wobec jego zachowania, próbowałam ale nie mogłam. Przynajmniej nie w tamtej chwili. Drgnęłam w momencie, gdy usłyszałam huk z sypialni. A za nim drugi. Wyżywał się na czymś, a ja tylko powoli trzęsłam się w przerażeniu. Byłam zła, że tak łatwo dał się ponieść swojej dumie. To był dla mnie wystarczający dowód, że miałam rację. Tylko dlaczego musiało dość do takiej kłótni?
            Może momentami on miał rację. Sama już nie wiedziałam, kto o co walczył i co z tego wyniósł. Świadoma byłam jedynie łez, które płynęły w dół mojej twarzy. Obojętnie po czyjej stronie było właściwe zdanie, użył bolesnych słów i to przez nie zmuszona byłam stłumić szloch dłonią. Czułam, że w jego oczach w tym momencie byłam żałosna ze swoim płaczem, ale nie mogłam nic na to poradzić. Był moim naturalnym odruchem, gdy zostałam zraniona w jakikolwiek sposób, lecz dosadny.
            Nie lubiłam się z nim spierać. Wiedziałam, że jeśli chodzi o naszą dwójkę nie obejdzie się bez sporadycznych sprzeczek ale nigdy, przenigdy nie życzyłam nam czegoś takiego. Zrobiło mi się przenikliwie zimno, nie miałam siły po raz kolejny wstawiać wody na herbatę. Bałam się, że prawda go przerazi. Zdenerwuje do tego stopnia, że będzie gotów wyjść z mieszkania i nie wrócić. Nie mógł być aż tak uparty, nie wierzyłam w to.
            Nie chciałam, żeby słyszał moje szlochy. Hamowałam swój płacz jak umiałam, ale musiałam w końcu wyjść z kuchni. Wciąż pachniało w niej jego złością i furią, jaką wywołała nasza wymiana zdań. Zignorowałam świecący się ekran telefonu na stole i zabrałam jedynie koc z brzegu kanapy, zanim otworzyłam drzwi tarasowe. Usiadłam na chłodnych deskach i oparłam się o szybę, zaraz jak opatuliłam się szczelnie kocem. Zbędnie, bo i tak było mi zimno i nieprzyjemnie.
            Siedziałam i wpatrywałam się w pustą przestrzeń przed sobą. Czułam się samotnie a fakt, że jako jedyna uważałam za prawdę to, co mu wykrzyczałam w twarz nie polepszało mojego stanu. Bolało każde słowo, które padło w moją stronę. Był taki nieugięty, stał na swoim i nie dawał dopuścić do swojej świadomości mojego zdania. Nie próbował rozumieć, po prostu odbierał sprzecznie każdy sygnał, który ode mnie był aktem wytłumaczenia lub troski o niego. Rozrywały mnie od środka złość i żal, przykrość opanowała moją głowę i serce, które już minuty temu otworzyło nową ranę. Ściśnięta w swoich własnych myślach, skulona pod kocem zamarłam i zapragnęłam strzelić sobie w głowę, gdy nagle w domu usłyszałam pewne kroki i szelest kluczy. Zaczęłam pod nosem szeptać w modlitwie słowa „nie wychodź”, ale na próżno. Gdy się odwróciłam, zamykały się drzwi wejściowe.
            Zatopiłam twarz w rękach, mocno chwyciłam się za włosy i byłam gotowa je sobie wyrwać. Nie wyszedł z mojego gardła krzyk ani szloch. Drżały mi wargi i dłonie.
            Próbowałam powtarzać sobie jego dobitne „Weź się w garść, Ann”. Powoli wstałam z drewnianej podłogi i weszłam do środka. Zastanawiałam się, co mi pomoże. Nie mogłam wyolbrzymiać swojego złego stanu, bo poczułabym się żałośnie i zaczęłabym całkowicie przyznawać mu rację. Musiałam choć trochę wykrzesać z siebie siły i energii, by wróciła silna Holmes. Chciałam to zrobić nie dla siebie, bo nie udałoby się a dla Nialla, by chociaż mógł kiedyś usłyszeć, że próbowałam się podnieść właśnie dla niego.
            Zostawiłam koc na kanapie i weszłam znów do kuchni starając się zapomnieć o tym, że jestem całkowicie sama. Znów postawiłam wodę na herbatę ale i potrzebowałam zastrzyku pocieszenia, znanego jako hormon szczęścia. Przeszukawszy szafki nie znalazłam ani jednej tabliczki czekolady, za to na blacie wylądowały między innymi mąka, mleko i kakao. Wpadły do kubka razem z dwiema łzami, które jako ostatnie skapnęły z moich policzków.
            Z drugiej strony, co mi po byciu twardą? Jeśli jest taki przesycony swoją wyższością to uzna, że w takim razie nie zranił mnie tak mocno i nie ma się czym przejmować. – pomyślałam, co skończyło się głośnym trzaśnięciem drzwiczek mikrofalówki.
- Co za idiota, cholerny hipokryta. – powiedziałam na głos mając nadzieję, że sprawi mi to ulgę. Pociągnęłam nosem  i głośno wypuściłam z siebie powietrze. Targały mną chyba wszystkie możliwe emocje, byłam jednocześnie przybita i na granicy kolejnego załamania, ale i wściekła i pełna odrazy w stosunku do niego.
            W kubku z gorącym, ekspresowym brownie wylądowała łyżeczka. Wrzątek, którym zalewałam herbatę wylądował częściowo na moich dwóch palcach, co wywołało serię wiązanek z moich ust. Byłam zła, że do tego stopnia rozproszył mnie fizycznie i emocjonalnie. Na plus była ilość niezadowolenia w moich żyłach, bo przez nie prawie w ogóle nie czułam bólu poparzonej skóry. Profilaktycznie więc schłodziłam zimną wodą i zapomniałam o niefortunnym błędzie.
            Ułożyłam się na kanapie przed włączonym telewizorem i zawinęłam w wełniane przykrycie. Gdy już myślałam, że złość wypaliła każde najmniejsze, zabijające myśli.. popełniłam błąd. Jak drobne igiełki zaczęły się znów wbijać we mnie, do głowy od nowa wchodziły słowa, które padły z jego ust oraz wątpliwości, czy nie powinnam była wcześniej z nim o tym porozmawiać. Bolało wystarczająco mocno, bym zapomniała o swojej chwilowej pewności siebie i znowu się rozpłakała ze słabości. Powtórka jednego z moich ulubionych filmów na pierwszym kanale nie poprawiła mojego samopoczucia, ale pozwoliła na trwanie w jednej pozycji przez kilka godzin, aż świat uciekł sprzed oczu.

 ____

            Robiłem wszystko, żeby cicho wejść do domu. Było wcześnie rano, byłem niemalże pewien, że spała – nie chciałem jej obudzić. Chyba nigdy w życiu nie myślałem tyle czasu o sobie, co było w pewien sposób dziwne i… nieswoje. Nieczęsto zastanawiałem się nad wszystkim co się dzieje, po prostu różne rzeczy miały miejsce i nie kwestionowałem tego.
            Wiedziałem, że powiedziałem o kilka słów za dużo. Pamiętałem, jak bardzo ją nimi zraniłem. Zdawałem sobie sprawę, że w ciągu jednej nocy tyle rzeczy może się rozjaśnić w głowie. Nie rozumiałem w stu procentach, co miała na myśli. Nie potrafiłem postawić siebie w jej sytuacji, mimo że starałam się wiele razy w ciągu ostatnich kilku godzin.
            Zdjąłem buty i zobaczyłem, że leży skulona na kanapie. Wciąż włączony był telewizor, stolik pełen był opakowań po słodyczach, brudnych naczyń. Musiała naprawdę to przeżyć, skoro wrzuciła w siebie tyle jedzenia.
- Niall? – podniosła głowę i spojrzała w moją stronę. Jej oczy były spuchnięte, twarz całkowicie blada. Westchnęła wręcz z ulgą, zanim ziewnęła i przybrała bardzo zmartwiony wyraz. – Martw…. – zaczęła, ale urwała. Najwidoczniej przypomniała sobie, jakimi słowami skończyła się wczorajsza gorączkowa wymiana zdań. Spuściła głowę i zrzuciła z siebie koc; zaczęła sprzątać bałagan ze stolika nawet na mnie nie zerkając.
            Poszła do kuchni. Chwilę się zawahałem, aż w końcu poszedłem za nią. Stała oparta o blat ale gdy usłyszała, że wchodzę od razu zaczęła wyrzucać śmiecie.
- Nie bądź na mnie zła… - powiedziałem cicho, podchodząc do niej. Okropnie nie lubiłem być z nią skłócony, nienawidziłem faktu, że przeze mnie czuła się zraniona.
- Ja? Skądże. – zaśmiała się z widocznym sarkazmem.
- Annie, proszę…
- O co? – od razu się do mnie odwróciła. Przeszywała mnie wzrokiem, szukała czegoś w moich oczach. Mogłem tylko zgadywać, czego. Gdy przez chwilę nic nie mówiłem, pokręciła zrezygnowana głową i zaczęła układać brudne naczynia w zmywarce.
- Ja… - przełknąłem ślinę. Wciąż nie byłem pewien, czy rozumiem cokolwiek z tego, co zauważyła w mojej osobowości. – Przepraszam. Nie powinienem był w taki sposób do ciebie mówić, przepraszam. – powiedziałem. Nie przerywała swoich czynności, zaczęła sprzątać ogólny nieład w kuchni ze spuszczonym wzrokiem.
- Poprosiłeś mnie kiedyś, żebym nigdy nie przepraszała za to, że płaczę. Dlatego nie będę. – mruknęła pod nosem.
- Wcale tego nie oczekuję…
- Wyglądałeś na mocno wkurzonego, że znowu to robię. Tylko mówię. – odparła, zerkając na mnie kątem oka. Zaczęła nalewać do czajnika wodę, przygotowała sobie czysty kubek i wsypała dwie łyżeczki kawy rozpuszczalnej. Była całkowicie bez energii, wszystkie jej kończyny były wiotkie i ledwo stała na nogach. – Co teraz robimy? Tobie się nie podoba to, co powiedziałam, czyli prawda. Ja też mam swoje powody, by być złą. – odwróciła się całkowicie do mnie. Oparła się o szafkę i skrzyżowała ręce na piersi.
- Nie zmienię tego kim jestem, Annie. – byłem pewien tych słów. Nie byłem w stanie od tak zmienić moich wszystkich zachowań i przyzwyczajeń.
- Nie chcę, żebyś się zmieniał, bo nie byłbyś sobą. Otwórz tylko oczy, bo za dużo negatywnej uwagi na siebie zwrócisz. W tym moją. – odpowiedziała, pokiwałem jedynie głową. – Nie wypieraj się od razu, tylko spróbuj zrozumieć, to nie jest takie trudne. – dodała. Przeczesałem rękami włosy i westchnąłem, próbując to wszystko ogarnąć. – Jestem tu nie po to, żeby wytykać ci błędy, tylko wspierać. Jeśli nie dopuścisz tego do świadomości, nie pomogę ci. – westchnęła. - Jesteś i zawsze będziesz tym uroczym i zabawnym chłopakiem, którego urok i aparycja zwalają na kolana. Zależy mi, by opinia publiczna nie zamieszała ci w głowie i żebyś nie musiał udawać kogoś, kim nie jesteś. – dokończyła. Jej głos z każdym słowem stawał się nieco łagodniejszy, być może również żałowała niektórych słów.
            Sięgnęła po kawałek ręcznika papierowego i wyczyściła nos. Wydawało mi się, że rozumiałem jej intencje, a już na pewno starałem się je pojąć. Ostrożnie podszedłem do niej o tych kilka kroków i nie zważając na jej początkowo sztywne ciało, przytuliłem ją do siebie mocno.
- Naprawdę jestem wdzięczny za twoją troskę, tylko po prostu czasem niewiele rozumiem. – rękoma objąłem jej głowę, delikatnie położyła swoje dłonie gdzieś na moich plecach.
- Nie, my zwyczajnie jesteśmy na swój sposób uparci. – mruknęła, na co pokiwałem w zrozumieniu głową. W tym miała całkowitą rację, nie mogłem się nie zgodzić. Głęboko westchnęła w moich ramionach i powoli odsunęła się, zdążyłem jeszcze tylko ucałować jej czoło. Dokończyła swoją mocno pachnącą kawę i przez chwilę krzątała się jeszcze po kuchni. Wciąż nie mogłem wyrzucić z pamięci ulgi, jaką wyraźnie przeżyła gdy wróciłem do domu.
- Przepraszam, że się musiałaś martwić w nocy. – To naprawdę musiało być dla niej ważne, chyba dopiero zacząłem przyzwyczajać się do faktu, że bardziej obchodzi ją dobro wszystkich innych, niż jej własne. Wciąż uczyłem się wielkości jej serca, o którym mimo tak długiego czasu razem jeszcze nie wiedziałem wszystkiego, nie pojmowałem wielu rzeczy.
- Rozumiem Niall. Potrzebowałeś ciszy, a nie czepiającej się dziewczyny za ścianą. – słabo się uśmiechnęła, co tak naprawdę łamało mi kości. Obojętnie jaką ulgę zrobiła mi chwila samotności, jej samoocena mnie bolała. Cieszyłem się z jej świadomości i zrozumienia sytuacji, ale mimo wszystko, mimo najmniejszej porcji złości jaką w sobie miałem, nie zasługiwała na takie myślenie o sobie. Nie chciałem, by czuła się jak ktoś bezużyteczny i denerwujący. – Nie musisz mi mówić co robiłeś, gdzie byłeś. – dodała i odwróciła ode mnie głowę, najwyraźniej walcząc ze swoją zdradliwą mimiką twarzy.
- Ale chcę, żeby wszystko było jasne. Poszedłem do sklepu po piwo i całą noc spędziłem w naszym parku. – powiedziałem zgodnie z prawdą. Inna sprawa, że piwo po trzech łykach wyrzuciłem z braku smaku, a przechadzka po znanych mi dobrze alejkach przywołała tyle wspólnych wspomnień z nocnych spacerów, że zasnąłem na ławce z myślami o tym wszystkim, co mi wyrzuciła.
            Przytaknęła, najwyraźniej zadowolona z mojej upartej chęci do bycia szczerym. Miałem ogromną nadzieję, że choć trochę ją tymi słowami uspokoiłem.
- Masz dziś jakieś spotkanie? – spytała po chwili całkowitej, lecz nie niezręcznej ciszy. Jej głos wciąż był słaby, ale już mniej przerażony.
- Nie wiem, możliwe. Muszę zadzwonić do kogoś i się upewnić, co i kiedy. – odparłem, przypominając sobie o zostawionym wieczorem w salonie telefonie. – Jedziesz robić zdjęcia do tej kampanii reklamowej? – wiedziałem, że tygodniami czekała na znak, że zgodzili się na jej współpracę przy projekcie. Była bardzo podekscytowana na obcowanie z ludźmi sztuki, bo to sam dyrektor Brytyjskiego Muzeum ogłosił coś w rodzaju naboru na fotografa dla ich najnowszej wystawy.
- Nie. – westchnęła, tym razem bardzo ponuro. – Wczoraj dostałam maila, że znaleźli kogoś innego, z „lepszym podejściem do tematu”. – pokazała palcami cudzysłów i od razu wiedziałem, że sprawiło jej to zawód i przykrość. – Poza tym nikt też nie chce się poświęcić i w jakikolwiek sposób zaaranżować tych stu zdjęć, które tyle czasu opracowywałam, zastanawiałam się nad nimi, numerowałam… - znów westchnęła. Uniosła głowę i zamrugała kilka razy, jakby powstrzymując płacz. – A mogła z tego wyjść naprawdę dobra wystawa, gdyby chociaż ktoś chciał zrozumieć problem szarości i kontrastów na świecie. – dokończyła, wyraźnie zasmucona. Nie miałem wątpliwości, że takie wieści zaczęły prowadzić do jej wczorajszego załamania. – Próbuję teraz sprzedać chociaż parę zdjęć z tych dwóch imprez muzycznych, ale wszędzie mam pod górkę.
            Oczywiście, że nie czułem się dobrze słysząc, jak jej kariera również ma moment w kompletnym dołku.
- Wiesz, że zawsze możesz robić u nas zdjęcia, albo u… - zacząłem po raz kolejny proponować.
- Wiem, Niall. Ale obojętnie jak bardzo kocham i was i robienie zdjęć, nie chcę zarabiać na moim, w gruncie rzeczy, prywatnym życiu. Nie czułabym się z tym dobrze. Doceniam to, że możesz mi pomóc, naprawdę.
- Ale chcesz dojść do swojego szczytu o własnych siłach, tak jak cię nauczono. – dokończyłem za nią, uśmiechając się lekko. Pokiwała głową i ściągnęła do środka usta, zdając sobie sprawę również z mojego pojęcia o sytuacji. – Jeśli kiedyś zdarzy mi się chociaż na moment zapomnieć, że jesteś najlepszą osobą jaką spotkałem w życiu, przywal mi. – uśmiechnąłem się lekko i obserwowałem, jak odwzajemnia wyraz twarzy. Zaczęła wycofywać się do salonu z kubkiem w ręku i gdy mijała mnie, druga dłoń wylądowała prosto na moim policzku razem z głośnym plaśnięciem.
- To za wczoraj. – uniosła wyżej kąciki ust i po chwili ucałowała palącą skórę koło mojego nosa.
Nie zaczepiłem jej w odwecie tylko dlatego, że niosła kubek z gorącą kawą.
           



__________________________

Piszcie w komentarzach, jeśli czegoś Wam tu brakuje, o czymś chcielibyście przeczytać lub po prostu, jeśli Wam się podoba i chcecie się ze mną podzielić swoimi wrażeniami :)

jestem tutaj:
ask.fm/manny96
tt @maryb96
tt ANNIE HOLMES @AnnieOHolmes
mannien.tumblr.com

Love x