Cześć!
Oto dowód na to, jak wiele rzeczy może być nieprzewidzianych i stać się nagle. Nie wiem czy dobrze robię publikując to teraz, o pierwszej nad ranem, dwie godziny po tym jak wyskoczyłam z łóżka z potrzebą przelania myśli na klawiaturę i dokończenia rozdziału. Mam nadzieję, że pomoże mi to w trudnym dla mnie okresie.
Nie oczekujcie, że kolejny pojawi się szybko.
Już niedługo licznik dobije do 14 000 wejść na bloga, a pierwszy z dwóch zwiastunów przekroczył tysiąc! Nie wiem, jak to się dzieje. Ogromnie Wam dziękuję!
Również dziękuję za ponad 20 komentarzy pod #17. Nawet nie macie pojęcia, jak wiele uśmiechu i motywacji może dać kilka tak wspaniałych słów od osoby, która poświęca swój cenny czas na czytanie moich obrazów wyobraźni!
Zapraszam do czytania!
Zapach
smażonego na bekonie jajka pobudził moje zmysły do życia. Rozprostowałam nogi
i zsunęłam z siebie ciepłą, świeżą kołdrę. Pociągnęłam kilka razy nosem, by szeroko się uśmiechnąć. Bo tylko jedna kobieta do typowo angielskiego śniadania dorzuca francuskie tosty.
i zsunęłam z siebie ciepłą, świeżą kołdrę. Pociągnęłam kilka razy nosem, by szeroko się uśmiechnąć. Bo tylko jedna kobieta do typowo angielskiego śniadania dorzuca francuskie tosty.
Jak
najszybciej potrafiłam wzięłam prysznic w łazience, która znajdowała się w
tymczasowo moim pokoju. Nie potrafiłam spędzić mnóstwa czasu nad swoim
wyglądem, nie w obliczu uśmiechniętych twarzy, które z pewnością na mnie
czekały. Dotarłam do tego dużego, uroczego domu w nocy, toteż zostałam
przywitana jedynie przez jasnowłosą dziewczynę, która z ogromnym sercem czekała
na mój przyjazd.
- Właśnie zastanawiałam się, jak
dużo czasu jeszcze potrzebujesz, żeby odpocząć. – zostałam powitana jej
słowami, gdy przekroczyłam próg gościnnej sypialni. Uniosła kąciki ust gdy
zdała sobie sprawę, że faktycznie tu jestem, po tak długim czasie. Podciągnęłam
rękawy czarnej bluzy, którą ubrałam kilka chwil temu i obdarzyłam ją lekkim
uśmiechem.
- Przy takich zapachach nie da
się dłużej spać. – przyznałam, a ona przytaknęła. Chwytając mnie pod ramię, jak
zwykły małe przyjaciółki w szkole podstawowej, pokierowała mnie drewnianymi
schodami na parter, gdzie ciepła atmosfera jeszcze bardziej wbiła się w moją skórę.
Cieszyłam się,
że wylądowałam tutaj. W moim azylu, który miałam nadzieję przyniesie mi trochę
spokoju, uporządkuje myśli i pomoże zdecydować, co dalej. W momencie, kiedy
pojawiłam się tutaj, w Holmes Chapel, westchnęłam z ulgą. Ból nie uciekł, ale
został przykryty przyjemnymi wspomnieniami, których moc być może choć trochę
byłaby w stanie zagoić rany choć wiem, że najlepiej się zagoją z rąk ich
stwórcy.
- Chyba jeszcze nie wstała, pójdę ją obudzić. – usłyszałam
znajomy, męski głos niosący się po kuchni. Dźwięki domowej krzątaniny zdawały
się być normalną rzeczą, stukanie talerzy i sztućców o drewniany stół
dopełniało aurę poranka.
- Ani mi się waż, Harry! Skoro
przyjechała w nocy, to na pewno jest zmęczona, mogę poczekać na nią ze
śniadaniem. – odparł kobiecy głos, od razu rozpoznałam jej właścicielkę.
- Trudno, mamo! To będzie
zabawne, może użyję nawet wiadra z wodą, dawno tego nikomu nie zrobiłem.
- Hej, a ja to co? W zeszłym
miesiącu zostałam obudzona paskudną, zimną wodą! – blondynka oburzyła się, gdy
weszłyśmy do pomieszczenia pełnego zapachów.
- O proszę, dwie farbowane
blondynki jak na zawołanie. – odparł, a obydwie z Gemmą pokazałyśmy mu język.
Cóż za synchronizacja, identyczna jak lata temu, gdy złościłyśmy się na młodego
Stylesa. Uśmiechnął się, a w jego policzkach pojawiły się znajome, urocze
dołeczki. Poprawił rękawy czerwono-czarnej koszuli w kratę, którą ubrał na
biały podkoszulek i przyciągnął nas obydwie do siebie, miażdżąc nasze kości.
Czerpał z tego niesamowitą satysfakcję, mimo naszych pojękiwań. Zdaje się, że w
tym samym czasie ukłułyśmy go palcami we wrażliwe na łaskotki miejsce w
okolicach żeber, więc podskoczył i zluźnił nieco uścisk.
- Miło cię tu mieć, młoda. Jak za
dawnych czasów. – powiedział, a po błysku w oku jego siostry mogłam się
spodziewać tego, co zaraz zrobimy.
- Dzięki, też się cieszę. –
powiedziałyśmy w tym samym czasie, po czym wybuchłyśmy niepohamowanym śmiechem.
Użył obydwu rąk, by zmierzwić nasze włosy i pokręcił w niedowierzaniu głową.
- W co ja się wpakowałem… -
mruknął, ale nim zdążył coś dodać przerwała mu jego mama.
- Przesuń się, synu. Daj mi ją
chociaż zobaczyć, przywitać się… - powiedziała, a on zniknął z jej widoku.
Otworzyła szeroko ramiona, gdy podziwiała moją postać. Jej czarne włosy spięte
były z tyłu, a twarz wyrażała więcej niż zadowolenie. Jej dzieci przyzwyczaiły
ją do różnego rodzaju ubioru, dlatego nie zdziwiła się na widok dużych dziur na
moich kolanach, w czarnych jeansach. W końcu ponagliła mnie ręką, a ja już po
chwili byłam ściskana przez jej ciepłe, kochające ciało.
- Tak dobrze cię widzieć, Annie.
Nie mogłam się doczekać, kiedy w końcu do nas przyjedziesz! Czasem tamte lata
wydają mi się, jakby były dopiero co wczoraj… - mówiła, a ja mogłam wyczuć po
intensywności jej uścisku, że miała łzy w oczach.
- Wiem, tęskniłam za Cheshire.
Dziękuję, że mnie przyjęliście..
- Ależ kochanie, nie dziękuj! To
jest sama przyjemność, zrobiłam śniadanie… Jeśli Harold jeszcze wszystkiego nie
wyjadł z patelni, to zaraz będzie gotowe. – Skończyła dając mi matczynego
buziaka w policzek. Uśmiechnęłam się szeroko i szczerze. Bo to było coś, czego
potrzebowałam.
- Czy możemy zjeść w końcu te tosty? Umieram z głodu! –
Gemma wtrąciła, a już po chwili, gdy przywitałam się z zadowolonym Robinem,
wszyscy zasiedliśmy do stołu.
W
zamyśleniu obserwowałam, jak z całej siły próbował wcisnąć stopy w swoje
skórzane buty. Siłował się z nimi, warcząc przy tym jak zacięty kilkulatek.
Między kilkoma uspokajającymi oddechami mruknął do mnie, bym się nie śmiała,
ale ja jedynie słabo się uśmiechnęłam. Czekałam cierpliwie, oparta
o ścianę, aż dołączy do mnie, w pełni ubranej i gotowej do wyjścia. W momencie, gdy bawiłam się guzikiem mojego czarnego płaszcza, pociągnął mnie za mój skórzany rękaw i niemalże wypędził na dwór, gdzie powitał nas lekki wiatr, zachmurzone niebo i nieśmiało ćwierkające ptaki na pobliskim drzewie. Zaczęliśmy iść ramię w ramię, z rękami w kieszeniach, szurając stopami po podjeździe z nasypanych drobnych kamyczków. Minęliśmy mój samochód, który nie świecił czystością, a Harry zatrzymał się przy nim
i przesunął palcem po brudnej tylnej szybie.
o ścianę, aż dołączy do mnie, w pełni ubranej i gotowej do wyjścia. W momencie, gdy bawiłam się guzikiem mojego czarnego płaszcza, pociągnął mnie za mój skórzany rękaw i niemalże wypędził na dwór, gdzie powitał nas lekki wiatr, zachmurzone niebo i nieśmiało ćwierkające ptaki na pobliskim drzewie. Zaczęliśmy iść ramię w ramię, z rękami w kieszeniach, szurając stopami po podjeździe z nasypanych drobnych kamyczków. Minęliśmy mój samochód, który nie świecił czystością, a Harry zatrzymał się przy nim
i przesunął palcem po brudnej tylnej szybie.
- Wiem, że jest brudny. Nie
musisz tego podkreślać. – uśmiechnęłam się, a na jego twarzy pojawiły się
znajome dołeczki. W końcu skończył swoje dzieło, które mówiło: „I’m dirty and I
know it”. – Serio, Styles? – zaśmiałam się, tym razem ciągnąc za jego rękaw i
kierując go wzdłuż ścieżki. Co chwila kopałam czubkiem buta napotkany kamyczek,
nie zwalniając ani przyspieszając naszego tempa. Było idealne, wkomponowywało
się w nasze milczenie jak prawidłowy rytm. Gdy szliśmy tak ramię w ramię,
zaczepił mnie figlarnie swoim łokciem. Odpowiedziałam mu tym samym, a ten udał
wielce poszkodowanego i zrobił kilka ogromnych kroków w bok, zwijając się z
bólu i przytrzymując swoje żebra. Pokręciłam głową i parsknęłam śmiechem na
jego poczucie humoru, które mi się udzielało. Nie ważne, jak bardzo bym się
starała odepchnąć jego próby rozbawienia mnie – zawsze kończy się uniesionymi
kącikami ust.
Podążaliśmy
wzdłuż żwirowo-piaszczystej ścieżki, prowadzącej obok cichych domów
jednorodzinnych, porozstawianych w nieregularnych odległościach. Wokół nas
zaczęły się rozpościerać coraz szersze trawniki, powoli zamieniające się w
nietknięte niczym poza kosiarką polany. Weszliśmy na jedną z nich, niedbale szurając
nogami wśród momentami wilgotnej trawy. W oddali widać było niedużego zająca,
który po chwilowym wpatrywaniu się w nas zaczął uciekać między drzewa,
niedaleko niewielkiego stawu. Czyste powietrze i spokojna aura nie pozwalały na
jakiekolwiek nerwowe myśli – wszystko było wyważone, przepełnione świadomością,
że to miejsce jest takie, jakie być powinno i nie ma wolnej przestrzeni na
złość.
- W końcu oddychasz. – Zauważył,
obdarzając mnie półuśmiechem. Oboje szliśmy z rękoma wciśniętymi głęboko w
kieszenie płaszczy
- To nie takie trudne. Wdech i wydech.. – mruknęłam.
- Ann… - zaczął, obydwoje wiedzieliśmy do czego zmierzał.
- Wiem, Harry. Po prostu robię co
w mojej mocy. – słabo się uśmiechnęłam, a on pokiwał głową. Szliśmy kolejną
chwilę bez zbędnych słów, jednak jemu cisnęły się jakieś na język. Nie pozwalał
im jednak uciec, lub zwyczajnie nie wiedział, jak je idealnie dobrać.
- Annie, Niall zachował się
podle, to na pewno. Ale wiem też, że nie jesteście w stanie przeżyć bez siebie.
Spójrz tylko na swoją twarz, bez niego jesteś szara, bez kolorów..
- On to ze mnie wyssał, Harry. To
nie jest tak, że ja potrzebuję go do szczęścia… - zaczęłam, zanim mogłam ugryźć
się w język. Czy faktycznie miałam na myśli to, co mówiłam?
- Serio, Holmes? On schrzanił i
nie powinno mu to ujść płazem, ale nigdy nie będę w stanie opisać tej całej
energii, która od was tryska gdy jesteście razem, obok siebie.
- Myślałam, że jesteś przeciwko
niemu. – mruknęłam, stąpając mocniej na nierównym trawniku. Nie chciałam upaść,
a zaczynająca gotować się krew w moich żyłach mogła wywołać każdą reakcję. Miałam
za swoje – w końcu przyjechałam tu, żeby się nad tym wszystkim zastanowić,
prawda?
- Jestem, bo jest dupkiem. Ale
oboje jesteście moimi przyjaciółmi, więc muszę być też trochę obiektywny. Nie
bronię go, w żadnym wypadku… - westchnął, po czym przejechał dłonią po swojej
twarzy. Zbierał myśli, a ja byłam całkowicie pobudzona, jednak nie skupiona.
Zdecydowanie się na cokolwiek nie przyszłoby mi tak łatwo, za bardzo zamieszano
mi w głowie. – Zastanów się, czy jego błąd jest w stanie przeważyć nad
wszystkim dobrym, co was do tej pory spotkało.
Czy
tak było? Byłabym w stanie odejść od niego, bo.. Nie, nawet nie chciałam sobie
tego przypominać. Największy znak zapytania pojawiał się wtedy, gdy
przyrównałam moje paskudne uczucie sprzed Świąt Bożego Narodzenia oraz wydarzeń
następnych, do momentów, w których faktycznie wyciągnął mnie z głębokiej
przepaści, trzymał mnie gdy upadałam, nie oddalił się od mojej prawdziwej
osobowości. Było zbyt wiele dobrych wspomnień, które prędzej czy później
zniszczyłyby mnie, gdybym odeszła. Czy warto?
- Nie wiem, czy będę potrafiła mu
zaufać jeszcze raz. A pokłady mojego zaufania były ogromne, do momentu aż… -
urwałam, gdy poczułam ciepłą stróżkę, ściekającą po policzku. Nie chciałam
płakać, lecz to przyszło samo, niekontrolowanie.
- Rozumiem, Ann. I myślę, że
podejmiesz właściwą decyzję. Musisz tylko być rozsądna. Tylko ty wiesz, co dla
ciebie będzie najlepsze. – odparł spokojnym, delikatnym tonem. Tak samo lekki
wiatr musnął moją twarz, odrobię osuszając skórę ze słonej łzy.
- Wiesz Hazz, żadna z moich
decyzji nie będzie rozsądna, bo w którą stronę nie pójdę widzę jedno.. ból. – odparłam, ironicznie uśmiechając się do
siebie. – Ale chyba na tym polega mój odwieczny problem. Muszę przebrnąć przez
wszystkie kłody, które zawsze mi są podkładane i zorientować się, czy mnie
zaczną doganiać, gdy już je pokonam.
- Jakie to poetyckie. –
uśmiechnął się, odwracając głowę ku mnie. Zaśmiałam się cicho na widok jego
wesołych dołeczków ponad ustami.
- Och, zamknij się Styles.
Chyba tylko w jego obecności, potrafiłam tak szybko śmiać
się z rzeczy poważnej i bolesnej. Magia przyjaźni? Tak sądzę. Bo chyba nie urok
osobisty Brytyjczyka.
Cicho
i powoli przekręciłam klucz w drzwiach, zważywszy na późną porę. Nocna podróż
do samego serca Londynu uspokoiła mnie, duże prędkości na pustych autostradach
zawsze koiły moje nerwowe myśli. Nacisnęłam klamkę, a gdy drzwi lekko się
uchyliły bez żadnego skrzypnięcia, ujrzałam słabe smugi światła z salonu. Przekroczyłam
próg, a do moich nozdrzy dostał się znajomy zapach, ciepła woń domu. Coś, do
czego zawsze z przyjemnością mi się wracało. Zanim wydałam jakikolwiek dźwięk
zauważyłam, że pomieszczenie jest puste. Świeciła się jedynie drobna lampka na
biurku w rogu, tuż obok dużego komputera, z którego niezbyt głośno płynęła
muzyka. Po chwili zdałam sobie sprawę, że głos idealnie współgrający z melodią
należał do Eddiego Veddera, wokalisty którego znałam jeszcze z wczesnych czasów
dzieciństwa. Nigdy nie było właściwej okazji, byśmy obydwoje razem posłuchali
jego muzyki. Zawsze robiłam to sama, podczas jazdy samochodem albo samotnego
wieczoru przed ekranem laptopa lub dobrą książką. Amerykanin wykorzystywał moją
wrażliwość i doprowadzał mnie do łez swym idealnym prowadzeniem głosu, oraz
prawdziwymi tekstami. Jako solista był odskocznią od pełnej energii pracy w
zespole, na którym się wychowałam.
Wciąż
nie wiedząc, dlaczego tak ważna dla mnie muzyka po cichu gra z głośników,
zsunęłam ze stóp czarne buty i weszłam w głąb salonu. Stawiając ciche kroki
miękkim materiałem skarpetek, podeszłam do komputera i poruszyłam białą myszką,
która krzywo leżała na jakiejś ulotce, służącej za podkładkę. Niemalże zamknęłam
oczy pod wpływem nagłego uderzenia światła z dużego monitora, które było
oślepiające w porównaniu z panującym półmrokiem. Zegar w rogu ekranu upewnił
mnie w przekonaniu, że był środek nocy, dlatego też nie widziałam sensu w
dalszym rozbrzmiewaniu muzyki. Nacisnęłam przycisk pauzy, by po chwili
zorientować się, że cała playlista utworów zdążyła się odtworzyć dziesiątki
razy. Dlaczego słuchał mojej muzyki tak długo?
Nie
dostrzegłam nic, co mogłoby mnie powstrzymać przed wyłączeniem komputera,
dlatego zrobiłam to. Zgasiłam rozgrzaną lampkę i korzystając ze światła mojego
telefonu, rozświetliłam sobie drogę aż do włącznika światła w kuchni. Świeciła czystością,
jedynie pudełko po pizzy i otwarta paczka serwetek zaburzały cały ład. W obawie,
że obudzę go ostrymi promieniami z lamp w korytarzu, dalej posługiwałam się
mobilną latarką, aż dotarłam do łazienki. Zamknęłam się w niej bezszelestnie i
opuściłam ciemną torbę na podłogę. Oparłam dłonie o umywalkę i spojrzałam w
swoje odbicie w lustrze. Nie wyglądałam już na tak zmęczoną, jak przed
tygodniami. Czas spędzony w domu rodzinnym Harry’ego pozwolił mi na odpoczynek,
fizyczny jak i psychiczny. Powrót tutaj oznaczał konfrontację z moimi myślami,
pracą oraz sercem, które całe szczęście póki co nie biło zbyt mocno.
Wycierałam
powoli twarz ręcznikiem, gdy zauważyłam na zamkniętym koszu na brudne ubrania,
starannie ułożony w kostkę materiał. Rozpoznałam to jako jego czarną koszulkę z
luźnym męskim dekoltem oraz moje szare, bawełniane szorty. Przysunęłam je do
swojej twarzy, niepewna wszystkiego i dostrzegłam, że są świeżo wyprane. Mimowolnie
uśmiechnęłam się do siebie na myśl, że czekał na mnie. Nie wiedział, kiedy
wrócę ale i tak przygotował dla mnie moje ulubione rzeczy do spania, które automatycznie
założyłam. Zsunęłam z włosów brązową gumkę, która trzymała mój kok i odłożyłam
ją na umywalkę, jako przyzwyczajenie. Często zwracał mi uwagę, że cały ich stos
zbiera się wokół kubka na szczoteczki do zębów razem ze wsuwkami, ale nigdy
jeszcze nie oduczyłam się starego, leniwego nawyku. Poprawiłam zsuwający się z
ramienia t-shirt i podziękowałam w duchu za ogrzewanie podłogowe, gdy opuściłam
łazienkę boso.
Wystarczyło
kilka kroków, by myśli zaczęły na nowo kotłować się w mojej głowie. Jego ciało
wygodnie leżało na łóżku, na wpół pod kołdrą. Lampka nocna po jego stronie
dawała słabe światło, pozwalając mi na dokładne przyjrzenie się jego postaci. Tak
bardzo nie chciałam być na niego zła, nie chciałam już w połowie pobytu w
Cheshire. Widok spokojnej twarzy, wręcz zaczerwienionej pod oczami roztapiał
moje serce. Roztrzepana fryzura, pewnie w ogóle nie układana przez cały dzień
była nieidealnie idealna. Klatka piersiowa delikatnie unosiła się, razem z
białą koszulką. Ucięte na wysokości kolan dresy zsunęły się od leżenia na boku
i odsłoniły górną część bokserek w tym samym odcieniu szarości. Nie mogłam
powstrzymać uśmiechu, który cisnął mi się na usta. Znajomy widok rozgrzewał
moje serce. Przez ponad trzy tygodnie byłam poza domem, nie mieliśmy żadnego
kontaktu, bo go o to poprosiłam. Cieszyłam się, że respektował moją potrzebę. Prawdopodobnie
chciał mi w ten sposób dać do zrozumienia, że jest w stanie zrobić wszystko, by
nasze relacje wróciły do normy. Miałam tę świadomość, zdawałam sobie sprawę z
obecnej sytuacji – nic nie mogło wrócić aż tak szybko do dawnego stanu rzeczy. Chciałam
już ominąć czas, kiedy między nami panować będzie nieprzyjemne napięcie, co na
pewno będzie miało miejsce. Wiedział, że musi od nowa pracować na moje zaufanie.
Mimo to nie ma co ukrywać – ja miałam być również przyczyną wszystkich drobnych
sprzeczek, które się zapowiadały. Drobnych i tych większych. Każde zranienie
mojego serca powoduje ujrzenie światła dziennego przez moją najostrzejszą
stronę charakteru. Czułam, jak wychodzi na wierzch i stwarza wokół moich
wewnętrznych blizn protektorat, który miał atakować. Jedyne czego potrzebowałam
to zrozumienia z jego strony i pomocy, by poskromić mą kłótliwość i nerwowość.
Miałam ogromną nadzieję, że będzie przy mnie i wesprze mnie, będzie dalej robił
wszystko, żebyśmy doszli do tej samej drogi.
Przygryzłam
delikatnie wargę, gdy weszłam do sypialni. Oddychał tak spokojnie, że nie
miałam serca przerywać mu błogiego snu. Dostrzegłam włączonego na galerii
zdjęć, małego iPada, który leżał tuż obok jego lewej dłoni. Sięgnęłam po urządzenie
i chciałam położyć je na szafce, ale zatrzymałam wzrok na zawartości ekranu. Były
tam wszystkie fotografie jakie zrobił mi przypadkiem w domu, oraz te wspólne,
szalone, wynikające z czystej nudy i radości z posiadania siebie nawzajem. Powoli
wszystko składało się w jedną całość, która nawilżała jak balsam mój mięsień
pod mostkiem. Oczywistym dla mnie było, że tęsknił. Brakowało mu mnie tak
mocno, że doprowadził się do melancholijnego stanu wsłuchiwania się w moją
muzykę, która zastępowała mój głos. Nie chciałam wiedzieć, czy napuchnięta
skóra pod oczami była spowodowana jego płaczem. Sama siebie musiałam
powstrzymać przed uronieniem kilku łez, to co zastałam w domu niemalże
roztapiało mnie emocjonalnie.
Powoli,
nie trzęsąc zbyt materacem zaczęłam wsuwać się pod kołdrę, jednak nie dopięłam
swego. Nieznacznie się poruszył i w tym samym czasie co ja, poprawił przykrycie
na swoim ciele. Po chwili zamarł
i otworzył zmęczone oczy. Były lekko czerwone, wyglądały jak te, należące do człowieka cierpiącego na bezsenność. Ułożyłam się na boku, twarzą do niego. Wyglądał, jakby nie wierzył w to, co widzi. Patrzyliśmy na siebie przez kilka dobrych minut. Potrzebowałam nacieszyć się jego widokiem, tak na wszelki wypadek. Przysunął jedną ze swoich dłoni do mojej twarzy i zachowywał się jakby sprawdzał, czy faktycznie tu jestem. Przejechał opuszkami palców po moim policzku, by w końcu założyć jasny kosmyk włosów za ucho.
i otworzył zmęczone oczy. Były lekko czerwone, wyglądały jak te, należące do człowieka cierpiącego na bezsenność. Ułożyłam się na boku, twarzą do niego. Wyglądał, jakby nie wierzył w to, co widzi. Patrzyliśmy na siebie przez kilka dobrych minut. Potrzebowałam nacieszyć się jego widokiem, tak na wszelki wypadek. Przysunął jedną ze swoich dłoni do mojej twarzy i zachowywał się jakby sprawdzał, czy faktycznie tu jestem. Przejechał opuszkami palców po moim policzku, by w końcu założyć jasny kosmyk włosów za ucho.
- Wróciłaś. – szepnął tak cicho,
że gdyby nie moje wyostrzone na jego punkcie zmysły, nie usłyszałabym. Nie potrafiłam
stwierdzić, czy wyraz jego oczu jest smutny, czy szczęśliwy. Tak wiele trudu
sprawiło mi nie zachłyśnięcie się zapachem jego skóry, naszej pościeli,
wszystkiego co mnie teraz otaczało.
W końcu pokiwałam głową,
potwierdzając jego słowa.
- Czasami bałem się, że… - jego
głos się łamał, jakby miał z siebie wypuścić szloch. Powstrzymałam go od
dokończenia zdania, nie chciałam tego słyszeć.
- Nie.. – przyłożyłam dwa palce
do jego ust, żeby czasem nie chciał powiedzieć czegoś jeszcze, co by mnie
rozbiło. – Chcę, żebyś był zawsze ze mną szczery. Wiem, że teraz nie będzie
tak, jak kiedyś. I to mnie bardzo boli, Niall. Dlatego potrzebuję, żebyś był ze
mną. Cokolwiek się będzie między nami działo, nie uciekaj ode mnie, a ja zawsze
wrócę. – wyszeptałam, pozwalając jednej łzie na spłynięcie po ciepłym policzku,
aż na materiał poduszki. Wyglądał na ograniczonego, jakby bał się zrobić
cokolwiek więcej, nie potrafił w żaden sposób zareagować w obawie, że popełni
jakiś głupi błąd. Mogłam to zobaczyć w jego pełnych bólu oczach, które szkliły
się delikatnie w półmroku. Przysunęłam się do niego i głęboko odetchnęłam,
czując jak w końcu przyciska mnie do swojej piersi, obejmując mnie ciasno
ramieniem.
- Tęskniłem za tobą, Annie. Tak
cholernie bardzo. – mruknął pomiędzy moimi włosami, w które wtulał swoją twarz.
Byłam
pewna, że czuł jak jego koszulka robiła się coraz bardziej wilgotna od moich
powoli płynących łez, tak samo jak moje włosy i poduszka wchłaniały słoną ciecz,
która wyciskana z jego oczu tak bardzo bolała i mnie i jego. Teraz wyobraźcie
sobie, jak to jest czuć podwójny ból: mój własny, bo przytulałam i
potrzebowałam mężczyznę, który przyczynił się do ich powstania i jednocześnie
łagodził moje rany, oraz jego, bo doskonale zdawałam sobie sprawę z jego
miłości do mnie, tego że czas zrobił swoje i był w stanie przyznać się do błędu
no i tęsknoty, która zawsze zabija jako jeden z najsilniejszych wrogów miłości.
Konfrontacja
naszych charakterów, pobudzonych negatywnym wydarzeniem mogła być jeszcze
bardziej bolesna niż nasza cicha bliskość, nadrabianie tygodni bez siebie
nawzajem. Miałam nadzieję ufać mu na tyle, że przy którymś z naszych wybuchów
nie pozwoli na to, czego najbardziej się bałam – bezpowrotne złamanie dwóch
serc.
Super. Ciesze się, że wrócili do siebie. Czekam na następną część.
OdpowiedzUsuńDobrze, że do siebie wrócili. Tęskniłam za Tobą i tym blogiem. Chciałabym napisać coś więcej, ale mam w głowie pustkę, pochłonęła mnie melancholia tego pięknego rozdziału...
OdpowiedzUsuńDobrze, że do siebie wrócili.
OdpowiedzUsuńTo jest jedyny blog na którym rozdziały nie pojawiają się co chwilę, ale jak już się pojawią to są dopracowane itp. Miło czyta się takie opowiadanie :)
Uwielbiam to jak piszesz <3
Pozdrawiam
G xx
Jej wrócili do siebie . ! :)
OdpowiedzUsuńPowtórzę jak w poprzednich komentarzac: Dobrze że, do siebie wrócili. Uwielbiam a wręcz ubóstwiam ich razem, są taką, takim moim własnym przykładem pary ( tak wiem to pastacie fikcyjne) ale w pewnym sensie są tak bardzo idealni, ale przy tym tak bardzo normalni. :) kocham ich no, i mam nadzieję że teraz będzie lepiej.
OdpowiedzUsuńIly.
M.
o matko! jest już po północy i zamierzam iść spać ale najpierw sprawdzam Twojego aska i widzę, że odpowiedziałaś na moje pytanie no jakoś tak, że piszesz ze jest 18! myślałam, że dostane palpitacji, nie masz pojecia jak mnie uszczęśliwiasz! właściwie to powinnaś wiedzieć jak bardzo uszczęsliwiasz wszystkich swoich czytelnków, tego jestem pewna! Nie wiem od czego zacząć, ehh nigdy nie potrafie ładnie skomentować Twojego rozdziału, bo mam tak dużo myśli i nie wiem jak Ci je przelać w okienko komentarza (mimo, że nie odpowiadasz, to wiem, że czytasz :3)! Dobra, zaczynam. Na początek chce powiedzieć, że mimo że rozdziały nie łączą sie ze sobą w taki bezpośredni sposób, wiesz kolejny jest kontynuacją poprzedniego, to w sposób pośredni idealnie do siebie pasują!♥ i no idealnie widać, że wszystko co piszesz, piszesz tak starannie, masz wszystko poukładane - boże mogłabym zachwalać Cie tak długo! Nie masz pojecia jak bardzo mnie uszczęśliwiłaś opisując chwilę pobytu Annie w Holmes Chapel. Lubię czytać gdy opisujesz jak niezwykła więź łączy Ann i Harrego i jak bardzo wszyscy ją kochają i przyjmują z otwartymi rękami. No dobra, teraz kolejna część a mianowicie jej powrót. Jestem strasznie dumna, ze w końcu się przełamała i wróciła do Nialla, ale jestem pod ogromnym wrażeniem, ze wytrzymła trzy tygodnie bez jakiegokolwiek kontaktu z nim. Tak tak, wiem że ją strasznie zranił,ale wiem po sobie że, mimo że jest się zranionym, bardzo cięzko wytrzymać bez ukochanej osoby. Gdy opisałaś moment muzyki to już wiedziałam gdzie wróciła i od tego momentu zaczełam płakać! wywołujesz na mnie tak ogromne emocje, eh a teraz boli mnie gardło bo dusiłam szloch żeby nie obudzić nikogo, ale warto! :3 A gdy Annie zobaczyła zdjęcia, które przeglądał Niall i jego podpuchniete oczy, i uświadomiła sobie że tak bardzo za nią tęsknil - płakałam jeszcze bardziej i czytałam najwolniej jak potrafie żeby zatrzymać ten magiczny rozdział na jak najdłuższą chwilę, matko, nawet jak o tym pisze to łzy zaczeły lecieć mi po policzkach. Dziewczyno co ty ze mną robisz? :) Mam nadzieję, że Annie w końcu odzyska zaufanie do Nialla i odbudują swój związek, ponieważ myśle że Annie doskonale wie jak wiele zaprzepaściłaby zostawiając blondyna samego. Hmm mysle, ze to wszystko, a jak nie to dopisze potem! :> Dziękuje bardzo za dodany rozdział i życze Ci Mania weny bardzo dużo i żeby wszystko w Twoim życiu się ułożyło po Twojej myśli. Dużo szczęścia i miłości! pozdrawiam, K.
OdpowiedzUsuńAwww taak! Są razem! Naprawdę meeega rozdział <3
OdpowiedzUsuńO jeju ♥ świetny !!!!!
OdpowiedzUsuńBoże Boże Boże! Wspaniały! :**
OdpowiedzUsuńO matko! :o Świetny. <3 Nie mogę się doczekać co będzie dalej <33
OdpowiedzUsuńZnając ciebie, to na pewno wymyślisz coś superowego :D
Cudowny! Boski! Piękny! Niesamowity! Genialny! Za*ebisty!
OdpowiedzUsuńNIE DO OPISANIA!
OMG!!!! Czemu ja tak nie umiem pisać? Bosh! ZAKOCHAŁAM SIĘ! ♥___♥ Super, że do siebie wrócili.
OdpowiedzUsuńMarti.
TAK TAK TAK! Wrócili do siebie. Tak się cieszę. Wspaniały!Boski!Cudowny!Zajebisty! ;***
OdpowiedzUsuńAli ;***
Awww.*____*
OdpowiedzUsuńTen koniec jest taki ksdfhfdsjdshfsdjfh <3
Super, że się pogodzili.
Oni są tacy słodcy, że awwwww <3
Czekam niecierpliwie na następny rozdział.
jejku, jest wspaniały *.*
OdpowiedzUsuńjedno wielkie AAAWWW ♥
OdpowiedzUsuńKurde tęskniłam za tym opowiadaniem :) I bardzo podoba mi się i dla mnie każdy rozdział jest idealny :) xx
OdpowiedzUsuńRozdział wspaniały ! Jest to jeden z najlepszych. Jesteś niesamowita ! To się nazywa talent. Tak pisać to naprawdę wyczyn. Naprawdę rozdział jest THE BEST ;*
OdpowiedzUsuń~Kala
o jejciu znowu płaczę jest śliczne ♥ czekam na kolejny ;*** <3333
OdpowiedzUsuńKocham to tak bardzo <3 Świetny rozdział *.*
OdpowiedzUsuńO.o doczekałam się rozdziału. Zajebisty jest , ale to jak zawsze .! Nie jestem w stanie żeby cośkolwiek dłuższego napisać ;c . Mam nadzieję że teraz rozdział pojawi się szybciej Xx
OdpowiedzUsuńNie mogę nic więcej powiedzieć jak to, że jest genialny ♥ czekam na następny rozdział ♥
OdpowiedzUsuńBlagam szybko pisz te rozdziały, bo nie wytrzymam. Zżera mnie ciekawość! Proszeee <3 kocham ten blog, jest cudowny, naprawde..<3 Bb.
OdpowiedzUsuń