Manny

piątek, 1 lutego 2013

#1


„Oh.. My… Fucking… God…!” – pomyślałam, widząc w oddali znajomą, kędzierzawą czuprynę. Szłam w kierunku wejścia na lotnisko, a ten już tutaj?!
- Mój Boże, Harry! – krzyknęłam z daleka, ale mnie nie usłyszał. Szedł z dwiema sporymi walizkami, wypełnionymi po brzegi. Może i nie wyglądał w stu procentach jak Hazza zdjęty prosto ze sceny, ale przywykłam do jego kamuflażu, składającego się między innymi z czapki, okularów, kaptura od bluzy i spuszczonej głowy. Ale loczków nie da się ukryć… i pięknej brunetki idącej kilka metrów dalej też nie.
- Hej! „Little Boo”! – zawołałam, zwracając swoją uwagę dziewczyny. Uniosła głowę i widząc mnie upuściła torbę, którą trzymała w ręku. Rzuciłam jej się w ramiona.
- Strasznie tęskniłam… - zaszlochała.
- Nie płacz, to miało być wesołe powitanie!
- Co ja mam poradzić? Ponad siedem miesięcy robi z człowieka beksę… - delikatnie się uśmiechnęła.
- Ja nie będę płakał. – usłyszałam od zielonookiego, który również obdarzył mnie uściskiem godnym tak długiej rozłąki.
- A podobno gwiazdorzy się wzruszają.
- Ja się chyba jednak popłaczę, oh! To jest takie wzruszające spotkanie po długiej rozłące! – udawany szloch Louisa wywołał mój automatyczny wyszczerz zębów. – Ja tu szlocham, a dziewczyna nawet się na mnie nie rzuci, no… - zmarkotniał. Podeszłam do niego i mocno go przytuliłam. Jego też mi brakowało. Mówiłam na niego czasem „Duży Lou”. Był dla mnie jak starszy brat. Pocieszny i pomocny. Wtuliłam się w niego jeszcze mocniej, gdy zdałam sobie sprawę jak za każdym z nich z osobna tęskniłam.
- Kurna, ale przyznaj, że jednak szlochanie Louisa przez skype nie jest tak prawdziwe, jak to tutaj. – usłyszałam śmiech Liama w oddali.
- Och, ależ nie ma sobie równych. – uśmiechnęłam się ciepło i przytuliłam kolejnego przyjaciela.
- Hej, co tu się dzieje? Fani napadli na was, że tak się tulicie? Co do… Annie?! – wypluł trzymanego jeszcze przed chwilą między zębami papierosa.
- Hej Zayn.
- Sto lat cię nie było na świecie…
- No, coś koło tego. – zaśmiałam się cicho i uścisnęłam bruneta, przesiąkniętego mieszaniną zapachu tytoniu i mocnych perfum.
- Dobra, dzieciaczki, wycieczka cała? Jeden, dwa, trzy… - zaczął odliczać Tomlinson, bawiąc się w animatora podczas obozów dla dzieci, pokazując przy tym palcem. – Ouuuu.. ktoś nam się zapodział. Zgadnijmy kto…
- Tylko mi nie mówcie, że go zgubiliście! – zdenerwowałam się. To nie tak miało być. A niech tylko ląduje właśnie na jakimś Zanzibarze, to ja mu pokażę… Za dużo czekolady, stanowczo.
- Nie panikuj, twój sekretny chłopak zaraz przyjdzie.
Tak… niestety było to jedno z kilku jego nowych pseudonimów. Moje serce już się do tego przyzwyczaiło. A zaczęło się tak niewinnie… bo nikt nie wiedział. Byłam zwyczajną dziewczyną, którą przypadkowo potrącił w supermarkecie. Potem węszyć zaczął Louis, a jak wiadomo, tego wszędzie pełno. Następnie na jaw wyszło, że przyjaciółka z którą wiele lat temu straciłam kontakt, jest damą Stylesa. A jak później sam loczek przytaknął, razem z nim spędziłam kilka dobrych lat na jednym podwórku. Chyba nie muszę już dodawać, że wszyscy robili wielkie „Ej, Zayn, widziałeś że nasz skrzat ma dziewczynę?”, a w efekcie pokochali mnie jak siostrę. A przynajmniej tak się czuję – jak część ich rodziny.
Kątem oka zobaczyłam, jak brunetka stojąca u boku zakapturzonego Hazzy wyswobadza się z jego prób uścisku i podchodzi do mnie. Słabo się uśmiechnęła.
- Chodź, poszukamy go. – pociągnęła mnie za ramię i skierowała do wejścia hali przylotów.
- Nie prościej zadzwonić?
- Do kogo chcecie dzwonić? – usłyszałam znajomy głos tuż za moimi plecami. Odruchowo spojrzałam na właściciela tegoż głosu i zamarłam. Stał przede mną w całej okazałości. Ściskający w ręku butelkę po coli. Szeroko uśmiechał się, ukazując przy tym swe śnieżnobiałe zęby, pod powłoką drutów ortodontycznych szerzej otworzyłam oczy, próbując ogarnąć umysłem to jak wygląda, gdzie stoi, jak stoi, jak się uśmiecha, wszystko.
- Taa… Śmierć na jawie. – mruknął Louis, stojąc niedaleko mnie. Nikt nie zrozumiał znaczenia tego zdania.
- Co ty pieprzysz? – odezwał się Zayn. Głęboko kaszlnął, zasłaniając usta dłonią.
- Hej, Niall… ona nie widziała cię sporo czasu, dojdzie do siebie. – usłyszałam Tomlinsona, zgrywającego specjalistę. A On patrzył mi głęboko w oczy i co chwilę tylko zmieniał intensywność uśmiechu. Nie byłam w stanie ruszyć żadną z kończyn. Tak bardzo brakowało mi jego widoku, ale tego prawdziwego – nie prosto z okładki czasopisma, czy serwisu plotkarskiego, na którego po każdym razie obiecywałam sobie nie wchodzić. Widziałam go kilka centymetrów przed sobą, szczęśliwego na mój widok. Słyszałam kroki obok. Ktoś stanął obok Amiry i użył tonu pełnego czułości.
- Przytul ją.
Na polecenie Hazzy, jasnowłosy wsunął jedną rękę na moje plecy, układając dłoń pod łopatką; drugą zaś powędrował między kosmyki włosów, przyciągając tym samym moją głowę do jego ramienia. Poczułam jego słodki zapach, który był lepszy od wszystkich słodkości tego świata. Kilka pojedynczych łez wyciekło mi z oczu, gdy drgnęłam mięśniami by oddać uścisk. Przyłożył usta do mojej głowy, a ja mocno zacisnęłam powieki, tym samym wyciskając kila kolejnych kropel. Na policzkach poczułam czyjś szorstki rękaw swetra, wycierający mokrą, słoną warstwę. Otworzyłam oczy i zobaczyłam uśmiechającego się Louisa, ze skrzącymi się tęczówkami. Zaśmiałam się radośnie.
Podniosłam brodę z jego ramienia. Rękoma oplotłam jego głowę i spojrzałam mu w oczy.
- Hej, nie płacz. – uśmiechnął się najpiękniej jak potrafił. Musnął wargami mój czubek nosa.
- Tęskniłam.- szepnęłam.
- Wiem, Ann. Kocham cię. – odparł nie uwalniając swej twarzy od uśmiechu.
- Dobry Boże. Mój Niall’u, jestem z ciebie dumny. – poklepał go po ramieniu Lou. – Doprowadziłeś wraz ze swą lubą naszego kochanego Harry’ego do płaczu.  – teatralnie zaszlochał. Odwróciliśmy głowy w stronę bruneta, który pod naciskiem naszych oczu musiał pokręcić głową, by opanować szklące się oczy. Odchrząknął i pociągnął delikatnie nosem. Położył ręce na biodrach i nabrał powietrza głęboko do płuc.
- Harry, wszystko gra?
- Tak. – zaczął. Myśleliśmy, że już nic nie dopowie. Brunetka delikatnie ujęła jego dłoń w geście pocieszenia zasmuconego dziecka. – Po prostu potrzebuję wielkiego przytulasa. – w najmniej oczekiwanej chwili dokończył swą myśl. Rozległo się urocze „awww”, jak podczas wzruszających scen w bajkach. Amira pociągnęła go za ramię i przytuliła się do jego boku, prowadząc go do naszej trójki. Po chwili ścisnął nas Liam, zacieśniając nasz krąg. Brakowało tylko buntowniczego mulata.
- Poważnie? Ludzie zaczną się zaraz gapić. – zaprotestował.
- Nie zgrywaj twardziela. Widziałem jak robisz sobie zdjęcie w mojej koszulce z napisem „Free hugs”. Nie wywiniesz się. – Niall się zaśmiał, powodując zachwianie równowagi w naszym uścisku.
- No dalej, Zayn. Kochamy cię, nasz rozrabiaku. – zachęciła go Am, wyswobadzając się ze ścisku i ciągnąc go za ramię. Ten podniósł ręce w geście poddania i z impetem wcisnął się w naszą piątkę, ciągnąc za sobą przerażoną dziewczynę. Wylądowała na ramieniu Nialla, który objął jej ramiona ręką. Malik wcisnął Tomlinsona między mnie i blondyna, który od razu pełen miłości do całego świata opatulił mnie swoimi dużymi ramionami. Wszyscy dusiliśmy się z tej ciasnoty, ale na tym polegała nasza miłość. Nasza przyjaźń. Nasza rodzina.
- Te, Irlandczyk. A pamiętasz jeszcze jak się całować? Bo chyba poduszka to nie to samo. – usłyszeliśmy rechot pachnącego tytoniem chłopaczyny.
- Śmiesz wątpić? – odparł z zawadiackim uśmiechem. Louis uniósł ręce, by wypuścić mnie ze swoich objęć. Przepchnął mnie prosto w Jego ramiona. Spojrzał mi w oczy i uśmiechnął się. A potem? A potem straciłam rachubę czasu bo, skubany, dobrze pamiętał, jak się całować…







2 komentarze:

  1. Cześć, to ja! Obiecałam, że zajrzę na TLM, bo tyle dobrego się o Twoim pisaniu naczytałam, że jak mogłabym nie zajrzeć? W każdym razie jestem, świeżo po przeczytaniu #1. W sumie to... nie wiem co napisać. Brakuje mi słów, wiesz? "Spojrzał mi w oczy i uśmiechnął się. A potem? A potem straciłam rachubę czasu bo, skubany, dobrze pamiętał, jak się całować…". Po przeczytaniu ostatniego zdania stałam się wielką, miękką kluchą. Najgorsze jest to, że to dopiero początek. Co będzie dalej? Zobaczmy.

    OdpowiedzUsuń