Sennym krokiem wstałam z łóżka. Umywszy zęby, zamknęłam
kosmetyczkę i wpakowałam ją do walizki, która już po chwili stała zapięta.
Wsunęłam na siebie szare, ciepłe dresy, o których mówiono że należą do Niego –
byli w błędzie. Należały. Ubrałam białą podkoszulkę na koronkowych ramiączkach,
a z włosów zaplotłam delikatnego warkocza, który po jakimś czasie miał się
rozpaść, biorąc pod uwagę śliską fakturę moich grubych, już nie o jednolitym
kolorze włosów.
Mijając próg salonu, powitana zostałam pożądliwym wzrokiem
już prawie rozbudzonego blondyna. Uśmiechnął się, lustrując mnie wzrokiem, co
musiało być wywołane przez jakiś element mojego ubioru. Nie miałam siły się
jednak nad tym zastanawiać, biorąc pod uwagę zabójczą porę dnia, jaką była
piąta rano. Mimo naszego, nazwijmy to, zawodowego przyzwyczajenia, wciąż nie
była to godzina dziesiąta czy jedenasta. Wstał z kanapy, zabierając z
kawiarnianego stoliczka kluczyki do samochodu i telefon, które wrzucił do
tylnej kieszeni spodni. Wystarczająco mnie znał, żeby wiedzieć jaka jest teraz
moja potrzeba, dlatego rozłożył swoje ramiona, żebym mogła się w niego wtulić.
Zamknęłam oczy, napawając się mieszanką zapachów jego skóry i perfum. Położył
mi swoje ciepłe dłonie na biodrach, już po chwili zjeżdżając odrobinę niżej,
tym samym drażniąc opuszkami palców nagą skórę ponad spodniami. Delikatnie
pociągnął do góry szary materiał, opierając je pewniej na wystających kościach
biodrowych. Poza terenem owych spodni został jeszcze skrawek koronkowego,
bieliźnianego materiału, który usilnie chciał przykryć grubymi dresami, jednak
widocznie nie miał siły dłużej walczyć ze swoją wyobraźnią i dał za wygraną.
- Jedziemy? – mruknął gdzieś pomiędzy kosmykami moich
włosów, pachnących z pewnością moim owocowym szamponem. Delikatnie pokiwałam w
odpowiedzi głową. Odsunął mnie delikatnie od siebie i czule pocałował w usta,
wkładając w to mnóstwo troski i tęsknoty. Tego drugiego aż tyle, bo przecież,
jak Martha twierdzi, nie chce zostać przedwcześnie ciocią, dlatego wolała
wybrać środek zapobiegawczy. A raczej dosyć silnie działający antykoncepcyjnie,
żeby nie powiedzieć – ulokowała go w hotelu. Z dala ode mnie. Ma się to
nadopiekuńcze rodzeństwo, nie powiem. Ale co ja mam do gadania?
Gdy zaczęliśmy się zbierać, na pożegnanie przyszły nam moja
siostra i jej współlokatorka, Caroline. Gdy wysoka blondynka wypowiedziała do
nas kilka słów, używając swojego rodowitego francuskiego, spłonęłam delikatnym
rumieńcem i uśmiechnęłam się.
- Co powiedziała? – usłyszałam nad uchem. Bo to przecież
oczywiste, że umiejąc wypaplać tylko jedno zdanie po francusku, nie był w
stanie zrozumieć. A szkoda.
- Caro jest bardzo… zdziwiona, że potrafimy tworzyć tak
uroczą, a zarazem wybuchającą seksem parę. Tak mniej więcej. – cicho
wytłumaczyłam, a mój kolejny rumieniec został pokryty jego delikatnym
buziakiem. Francuska uśmiechnęła się, westchnęła i zaczęła żałować, że nie
znalazła jeszcze nikogo, kto zawróciłby jej aż tak w głowie.
Wyściskana przez blondwłosą, obwiązałam wokół szyi mój
ulubiony, czarny szalik, dający maksimum ciepła i pachnący w zasadzie
wszystkimi moimi bliskimi osobami. Mieszanka perfum była zadziwiająco piękna i
przywoływała każde najwspanialsze wspomnienie. Tworzył całość razem z wełnianym,
szarym swetrem Amiry, którego brak w jej szafie nie zrobił różnicy w jej
milionowej kolekcji, ale za to pozwolił mi czuć się bezpiecznie, niemalże jak w
jej objęciach, ze względu na przesiąknięcie zapachem jej i Harry’ego perfum. A
Amira zawsze pachnie też Haroldem, co już stało się chyba nieodłącznym
elementem jej zapachu.
Zaciągnęłam się różnorakim powietrzem z ton wełny, którymi
się okryłam i wsunęłam stopy w trampki, nawet ich nie zawiązując.
- Trzymaj się, kochana. – usłyszałam od Marthy, gdy mnie przytulała. – A ty dbaj o nią,
potrzebuje tego. – zwróciła się do Niego, również go przytulając.
- Będę, obiecuję. – odparł z uśmiechem.
Wsiedliśmy do dużego, czarnego Range Rovera i odjechaliśmy.
Opuszczaliśmy Brukselę.
Pierwsze
kilkadziesiąt minut minęło na moim przekonywaniu go, że jeśli tylko poczuje
odrobinę zmęczenia, mogę usiąść za kierownicą. Ten tylko uśmiechał się do mnie
czule i jechał dalej, nie zważając na potok moich tłumaczeń, że przecież ja też
umiem jeździć, a on może się zdrzemnąć. W końcu spał krócej ode mnie, późnym
wieczorem mimo braku moich reakcji, wciąż do mnie pisał wiadomości. Ja sobie
już od godziny smacznie chrapałam, a on wciąż pisał…
Nastała w końcu godzina, kiedy senność całkowicie nas
opuściła. Kontrolnie zapytałam, czy nie czuje się zmęczony, na co znów się
uśmiechnął i posłał mi buziaka.
- Monotonny się robisz. – mruknęłam. Złożyłam nogi jak w
tureckim siadzie, korzystając z dużej przestrzeni w jego aucie. Wyprostowałam
się, napinając mięśnie kręgosłupa i pozwalając kilku kościom lekko strzelić.
- Zaraz będziemy w porcie. – odparł, kładąc mi jedną rękę na
nodze. Gdy dotknął mojego uda przez materiał spodni, poczułam coś, co można
porównać do lekkiego porażenia prądem, tyle że przyjemnego. Przez dłuższą
chwilę nie zdejmował swojej dłoni, a moje motyle w brzuchu rozpoczęły swój
taniec. Kilka dni minęło, zanim zorientowałam się że jego brak w nocy, tuż obok
mnie, może odznaczyć na mnie takie piętno tęsknoty. Zwłaszcza, jeśli
przyzwyczaiłaś się do jego częstego dotyku. Dobra, bardzo częstego. Ehh, niech
wam będzie! Bardzo bardzo częstego. Musiałam nabrać do płuc sporo powietrza, by
stłumić kumulujące się we mnie emocje.
- Co tak wzdychasz? – mruknął, spoglądając na mnie zza
przeciwsłonecznych okularów. Nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, przejechaliśmy
przez kilka nierówności na drodze, które wprawiły jego dłoń w delikatne
drgania. – Hmm? – mruknął znów, gdy najwidoczniej nabrałam głęboko w płuca
powietrza po raz drugi. Stanęliśmy w kolejce do pociągu, który miał nas
bezpiecznie przeprowadzić przez Eurotunel aż do Dover. Spojrzał na mnie
wyczekując odpowiedzi, a ja nie wiedziałam, co mam zrobić ze wzrokiem.
Przeleciałam oczyma z jego twarzy, na dłoń, potem znów twarz, aż w końcu czując
palące policzki nieśmiało się uśmiechnęłam i odwróciłam głowę w stronę okna. Słyszałam,
jak odkrywa ustami swoje śnieżnobiałe zęby. Jak jego wargi układają się w
uśmiechu. Delikatnie odchrząknął, pozbawiając mnie dodatkowego ciepła na moim
udzie i wskazując palcem na schowek przed moim fotelem. – Mogłabyś? – poprosił
nieco głośniej, wyrywając mnie z prób opanowania emocji. Popatrzyłam na niego
pytająco, a potem zorientowałam się że znajdujemy się obok budki z mężczyzną,
który z pewnością sprawdza, czy aby legalnie próbujemy się dostać na teren pociągu.
Z ust wymsknęło mi się ciche „Och”, po czym sięgnęłam do schowka pełnego płyt,
różnych papierów i innych niepotrzebnych rzeczy. Znalazłam wzrokiem odpowiednie
dokumenty i podałam mu, gdy ciepło się uśmiechnął. Nie muszę już chyba dodawać,
że to już totalnie wybiło z rytmu mój puls, buzowało się we mnie od nadmiaru
poirytowania, emocji… wszystkiego naraz.
Wjechaliśmy do zatłoczonego już pociągu pełnego pasażerów.
Stanęliśmy, zgasł silnik. Powietrze stało się jakby cięższe, a do tego w
wagonie pełnym samochodów były zapalone tylko światła przy przejściach do
kolejnych wagonów. Czułam jak serce mi wali. Nie byłam w stanie ruszyć żadną
częścią ciała. Bałam się, że cały czar pryśnie. A w pewnym sensie byłam
zaczarowana… jego obecnością. Idiota – pomyślałam, gdy kątem oka zobaczyłam jak
jego ręka wędruje ku drzwiom. Dlaczego mi to robił? Widział, że doprowadza mnie
do istnego szaleństwa. Chciał tak po prostu wyjść? Nie mogłam mu na to
pozwolić. Moja pulsująca w żyłach krew i szaleńczo skaczące serce nie mogły mu
na to pozwolić. Już chciał wyjść, ale zatrzymał go mój szept, który z trudem
wydostał się z oniemiałego gardła. Wyszeptałam jego imię z taką dokładnością i
precyzją, jakby bojąc się, że mnie nie zrozumie. Odwrócił swoją twarz w moją
stronę i spojrzał mi w oczy. Zatopiłam się w ich błękitnej jak ocean głębi,
niemalże widząc odbijające się w nich iskierki tych moich, szarych. Nie mogłam
znieść ilości motyli w moim brzuchu, więc gwałtownym ruchem dłoni przyciągnęłam
jego twarz do mojej, ciągnąc delikatnie za jego blond kosmyki. Pozwolił mi się
wpić w jego usta z niewiarygodną namiętnością. Gdy odwzajemnił mój pocałunek,
wplatając dłoń między włosy, pozwoliłam mojemu językowi rozpocząć taniec w jego
ustach. Tak bardzo byłam stęskniona za każdą pieszczotą, że bałam się samej
siebie. Drugą ręką dosięgnął do mojej talii, by wsunąć ją pod cienki materiał
białej koszulki. Momentalnie na skórze pojawiła się gęsia skórka, wywołana jego
gorącym dotykiem. Napierałam na jego usta, starając się odzwierciedlić moją
potrzebę. Błądził ręką po moich plecach, zalotnie zaczepiając o zapięcie
stanika. Cicho mruknął, gdy zsunęłam jedną dłoń z jego głowy i zaczęłam ciągnąć
go za koszulkę na całej jej długości. Byłam gotowa zebrać w sobie tyle siły, by
przejść na miejsce kierowcy i usiąść mu na kolanach. Tak, byłam. Gdy usta
zaczęły mnie mrowić z przyjemności, usłyszałam damski krzyk. W zasadzie był to
pisk. Gwałtownie oderwaliśmy się od siebie, głośno sapiąc. Zaczęliśmy się
rozglądać za posiadaczką drażniącego głosu i krótko mówiąc, zamarliśmy. Od
strony jego drzwi stała dziewczyna, na oko w wieku piętnastu lat. Oczy miała
wielkie jak medaliony. W ręku trzymała telefon komórkowy, którym mam nadzieję,
nie zrobiła przed chwilą zdjęcia. Z dumnie wypiętą piersią, na której
spoczywała koszulka z napisem „I LOVE ONE DIRECTION”, patrzyła na niego z
istnym uwielbieniem.
- Niall Horan, Niall.. – zaczęła jąkać. Spojrzał na mnie
zmieszany, po czym niepewnym ruchem otworzył okno. – Dasz mi swój autograf?
Mogę mieć z Tobą zdjęcie? Super samochód! Czy to twoja dziewczyna? Jak to jest
być w 1D?... – zaczęła zasypywać go milionem pytań. Krótko odpowiedział na
kilka z nich, wymijając się od konkretów. Podpisał jej się na rękawie koszulki,
zrobił zdjęcie, na którym widniało pół jego twarzy, akurat poza samochodem, po
czym, delikatnie mówiąc, spławił ją, mówiąc że musi wykonać ważny telefon.
Gdy dziewczyna zniknęła nam z zasięgu wzroku, znów nastała
cisza. Patrzyliśmy oboje przed siebie, na bliżej nieokreślony obiekt.
- Tak, właśnie… - podsumował, po czym pociągnął nosem.
Niczym otumaniona, kierowana tylko i wyłącznie przez własne kończyny ze względu
na szok, pociągnęłam za klamkę i otworzyłam drzwi, żeby wysiąść. W międzyczasie
poczułam nieustające wibracje w kieszeni. Zerknęłam na ekran czarnego iphona i
dostrzegłszy imię „Bethany” uniosłam brwi. Gdy odebrałam, usłyszałam od razu
ciepłe powitanie młodszej koleżanki ze studiów, której zdarzało mi się pomagać.
No co, Annie ma dobre serce, a jej tak kiepsko idzie na tym pierwszym roku…
- To mogłabym wpaść dzisiaj? Dosłownie na chwilę, bo
kompletnie nie wiem jak się ustawia… - słyszałam jej słowa jak przez mgłę,
wciąż zszokowana obecną sytuacją i faktem, że ona dzwoni. W odpowiedzi, między
jej potokiem słów mruknęłam zwykłe „Tak, jasne.”. Nawet nie wiedziałam, czy
jeszcze o czymś mówiła, gdy się rozłączałam.
Byłam kompletnie rozbita. Z trudem zamknęłam czarne drzwi
samochodu i skierowałam się do kolejnego wagonu. Słyszałam jak za mną szedł.
Niektóre motyle w moim brzuchu wciąż wariowały, ale wariowała też głowa, od
natłoku zdarzeń w tak krótkiej chwili. Poprawiłam opadający z ramion, luźny
sweter i już po chwili siedziałam na twardym fotelu, ze wzrokiem wbitym w
szybę, za którą nie było nic innego, jak betonowe mury tunelu..
Trwająca niecałą godzinę droga minęła na niespokojnych
spojrzeniach z oczu do oczu, odwracaniu wzroku na szybę i słuchaniu rozmowy
telefonicznej, którą prowadził pewien biznesmen, siedzący przed nami. Bałam się
nawet patrzeć na resztę wagonu, w obawie przed milionami spojrzeń kierowanymi w
moją stronę. Jedyne czego pragnęłam, to uspokojenie myśli i… wiadomo, co. Coś,
czego nawet nie zaczęliśmy. A mogło być
tak pięknie, cholera.
- Moje mieszkanie jest bliżej. – mruknęłam, gdy
dojeżdżaliśmy do Londynu. Wiedział, o czym myślę przez całą drogę z Dover.
Przecież specjalnie odwracałam wzrok od jego pociągającego uśmiechu, specjalnie
starałam się nie zwracać uwagi na jego chrypę, gdy po dłuższej przerwie
zaczynał coś mówić.. tę seksowną chrypę…
I gdy usłyszał moje słowa, chyba pierwsze od incydentu w
pociągu, uśmiechnął się szeroko. Niemalże zachichotał. Wyciągnęłam się w fotelu
i przeciągle pocałowałam go w policzek. A do końca drogi tylko nerwowo stukałam
o swoje kolano, albo pustym wzrokiem przesuwałam po odebranych wiadomościach,
nawet nie zwróciwszy uwagę na ich prawdopodobne, głębokie przesłanie.
Dojechaliśmy pod budynek apartamentowca, w którym znajdował
się mój mały świat. Było może koło południa, albo nawet to nie. Czułam na sobie
jego przeszywający wzrok. Wysiedliśmy, przywitani przez słabe promienie słońca.
Do ręki wziął moją walizkę i zamknął samochód. Splótł swoją dłoń z moją, po
czym weszliśmy do budynku. Portier nawet nas nie zauważył, tak zaczytany był w
swoją gazetę. Chwilę poczekaliśmy na windę i weszliśmy do niej, pełnej luster i
poręczy. Najwidoczniej chciał dać upust emocjom już tutaj, bo delikatnie
przylgnął do mnie, przyciskając mnie do ściany. Zaczął zbliżać swoje usta do
moich, a ja uśmiechnęłam się tryumfalnie. Z intymnej chwili wyrwał nas jednak
wpadający jak burza do windy Kyle, mój sąsiad. Odchrząknęłam, a Niall odrobinę
odsunął się ode mnie, robiąc to z niemałym trudem.
- O, hej. O tej porze? Tutaj? – spytał, mierzwiąc swoje
brązowe włosy. Podciągnął opadające dżinsy i nacisnął guzik z numerem trzy.
- Tak wyszło. – słabo się uśmiechnął blondyn, spoglądając na
mnie. Musiałam się lekko zarumienić, bo odrobinę poszerzył swój uśmiech.
- Ja właśnie urwałem się
z pracy, bo brat do mnie zaraz przyjeżdża, muszę go czymś zająć… jak
chcecie możecie wpaść. Niall, kupiłem tę grę, o której mi wspominałeś, może
chcesz… - zaczął swój wywód, a winda się zatrzymała. Już chciałam pociągnąć
dłużej tę rozmowę, głupio mi było ją przerywać… To był naprawdę w porządku
chłopak. Jednak blondyn widząc jak już otwieram usta, wyprzedził mnie.
- Wybacz, Kyle, ale mamy coś do zrobienia… - powiedział, po
czym pociągnął mnie za rękę w stronę korytarza. Przepraszająco na niego
spojrzał i zaczął obmacywać kieszenie moich spodni w poszukiwaniu kluczy, gdy
już postawił pod drzwiami walizkę.
- No nie, znowu? – zaśmiał się brunet, kręcąc głową w
niedowierzaniu. Tamten mu zawtórował
- Aż tak słychać? – zażartował Horan, znajdując klucze i
śmiejąc się.
- Jakie znowu, wcale nie tak znowu, przecież.. – zaczęłam
się wypierać, ale on zdążył wepchnąć mnie do mieszkania i zamknąć mi przed
nosem drzwi.
I tak przez dobrych kilkadziesiąt sekund staliśmy i głupio
na siebie patrzyliśmy. W amoku próbowałam odczytać myśli z jego oczu, jednak
nic z tego nie wyszło. Poza tym, że już po chwili czułam jego ręce, błądzące po
całym moim ciele. Objęłam ramionami jego szyję, całując namiętnie jego słodkie
usta. Pozwoliłam mu mnie unieść, gdy chwycił mnie za pośladki, delikatnie
wbijając palce w fakturę mojej skóry. Oplotłam nogami jego biodra, jeszcze
mocniej napierając na jego gorące wargi. Do walki włączyły się nasze języki,
które w szalonym tańcu zaczęły wirować i przyprawiać mnie o niepohamowane jęki
rozkoszy. Czułam jak opada razem ze mną na łóżko, wgniatając mnie w materac
swoim ciałem. Niemalże zerwał ze mnie koszulkę, wcześniej pozwalając szalikowi
i swetrowi opaść gdzieś na podłogę. Jego oczy zabłysły, gdy spojrzał na moje
piersi, przykryte tylko powłoką biustonosza. Zaczęłam się jeszcze silniej
rumienić na twarzy. Gdy pomogłam mu zdjąć koszulkę, pozwoliłam moim ustom na
wydanie cichego jęku, widząc jego nagi tors. Do tego szarmancko się uśmiechnął,
wykorzystując moją nieuwagę i zaczął zsuwać ze mnie spodnie, które chwilę
później opadły na ziemię razem z moimi butami i skarpetkami. Momentalnie pozbył
się swojej dolnej części garderoby, a ja czułam jak napływam rumieńcem godnym
prawdziwego pomidora, buraka, czegokolwiek o tak intensywnym kolorze, jak moje
policzki teraz. Całował na zmianę moje wargi z szyją i obojczykiem, wsuwając
gorące dłonie pod koronkowy materiał moich majtek na pośladkach. Buzowało się
we mnie, a jeszcze goręcej mi się zrobiło, gdy przez materiał jego bokserek
dotykający moich ud, poczułam coś niebywale twardego. Pozbawił mnie również
biustonosza, przez co leżałam pod nim zupełnie naga, niemalże wijąc się z
pragnienia i rozkoszy. Zaczął muskać ustami mój dekolt i zsuwał się coraz
niżej, ale go powstrzymałam, ciągnąc za włosy.
- Daj spokój, grę wstępną zaliczyłeś w samochodzie. –
uśmiechnęłam się i przyciągnęłam go do siebie, pragnąc znów poczuć jego usta na
moich. – Pragnę cię, Niall… - wyszeptałam. Ciężko oddychając wsunęłam dłoń pod
jego ostatnią część garderoby, ściskając jego pośladek. Moje podbrzusze
wariowało, a skóra nie mogła znieść tak delikatnych i drażniących dotyków,
jakimi raczył moją talię. – Błagam… - jęknęłam, a on szybkim ruchem wyciągnął
plastikowe opakowanie spod mojej poduszki. Potem słyszałam tylko rozrywanie
zębami i jego ciężki oddech. Wpił się gwałtownie w moje usta w tym samym
momencie, gdy miałam ochotę krzyknąć z rozkoszy. Miażdżył je swoim gorącym,
dyszącym oddechem. Przesunął swoje usta na moje zagłębienie tuż za uchem, które
było moim słabym punktem. Mocniej przywarł do mnie ciałem, a ja przejechałam
paznokciami po jego plecach, uwalniając głośne jęki z mojego gardła. Stanowczo
poruszał biodrami, pozwalając mi doznać jak największej przyjemności. Czułam,
że zaraz obleje mnie fala gorąca. Objęłam jego głowę, a druga dłonią odnalazłam
pośladek, którego dotykanie mnie tak mocno intrygowało. Przeniósł znów usta na
moje wargi, a ja delikatnie przygryzłam je zębami. Po chwili nie kontrolowałam
mojego krzyku, który wydobywał się z mojego gardła. Nie wiedziałam co krzyczę –
jego imię, wulgaryzmy, czy po prostu, pozwalam dźwiękom wylatywać z ust, tuż
obok jego ciężkiego, chrypliwego oddechu. Moje ciało wygięło się w łuk, jeszcze
mocniej przylegając do jego elektryzującej dotykiem skóry. Gdy moje mięśnie się
rozluźniły, próbowałam uspokoić szalejący oddech. Potrzeba usłyszenia naszych
spazmatycznych oddechów była równie silna, jak pragnienie wody na środku
pustyni.
- Ktoś tu tęsknił… - wyszeptał prosto do moich ust,
uśmiechając się szeroko.
- No co ty nie powiesz? A komu w muzeum chciało się… -
zaczęłam, a on nie pozwolił mi dokończyć, zamykając moje usta pocałunkiem. Na
tyle, na ile byłam w stanie zachichotałam i nie pozwoliłam naszym oddechom
zwolnić, oddając silniej pieszczotę. Przypomniałam sobie moment w jednym z
brukselskich muzeów i zaśmiałam się cicho, wspominając moje ostatecznie udane
próby okiełznania jego nieprzyzwoitych myśli.
Delikatnie zsunął się na poduszki obok mnie, ułożył głowę
tuż nad moim ramieniem i muskając ustami moją nagą skórę, łaskocząc lekko
oddechem objął mnie swoim ramieniem. Ja za to wsunęłam łagodnie swoje palce
między kosmyki jego włosów, mierzwiąc je.
- To jest szalone… - mruknęłam, kierując te słowa bardziej
do siebie niż w ogólną przestrzeń.
- Wszystko jest szalone, na tym polega miłość. – usłyszałam,
nie wiedząc czy to głos w mojej głowie, czy może ten blondyn, który zgniatał mi
ręką żebra…
- Skąd ta pewność? – wypuściłam znów z ust, patrząc w sufit.
Przymknęłam oczy i wzięłam kilka spokojnych oddechów, napawając się ciszą
panującą w mieszkaniu. Byłam niemalże przekonana, że rozmawiałam sama ze sobą.
Poczułam się tak odizolowana od świata, jakbym była we śnie. Czułam się
pięknie, o ile można tak nazwać mój stan. Słowa, które do mnie powiedziała
przestrzeń, zadziałały na mnie kojąco i rozpaliły drobne ogniki w całym ciele.
A już w szczególności pod mostkiem.
Ledwie wyczułam, jak przesuwa nosem po moim policzku i uchu,
odsłaniając je z nieokiełznanych kosmyków, które wydostały się spod gumki
trzymającej skrawki warkocza. Spokojnym oddechem owiał je szepcąc, a właściwie
nucąc jakieś słowa. Znałam go na tyle by wiedzieć, że pragnie bym była idealnym
słuchaczem. Dlatego przymknęłam powieki raz jeszcze i oddałam się całkowicie
drganiom z jego ust.
- You'll never love yourself half as much as I
love you.. You'll never treat yourself right, darlin' but I want you to… If I
let you know, I'm here for you, maybe you'll love yourself,
Like I love you. Ooh.. I'm in love with you and
all these little things…
To mi dało do zrozumienia, że nie prowadziłam otwartej
rozmowy z przestrzenią i moimi myślami, tylko z Nim. I to jego usta ucałowałam,
w jego objęciach oddałam się w drogę ku krainie Morfeusza. Budzona co chwilę
przez jego troskę i opatulenie ciepłym kocem, lub przez własną potrzebę
poczucia bliskości, czułości i pieszczoty.
Tak, czułam się pięknie.
Nawet wtedy, gdy z naszej półsennej nostalgii wyrwał nas
dzwonek do drzwi. Z nieustającym, lekkim uśmiechem na twarzy podniosłam się,
wcześniej obdarowana pocałunkiem z Jego strony. Ubrawszy wszystko to, co
należało do mnie, a znajdowało się gdzieś w zasięgu mojego wzroku koło łóżka,
delikatnie przymknęłam oczy, bo obraz zaczął mi się kołować. Uśmiechnęłam się
tylko bo wiedziałam, że to normalne gdy za dużo czasu przebywam w pozycji..
leżącej. Bosą stopą potknęłam się o jakiś zwitek materiału, którym jak się
okazało była Jego koszulka.
- Ubieraj się. – zachichotałam, rzucając w niego białą,
bawełnianą częścią garderoby. W odpowiedzi parsknął wesołym śmiechem. Sięgnęłam
do kieszeni spodni, w których znalazłam swój telefon i po drodze do drzwi
zaczęłam sprawdzać wiadomości i nieodebrane połączenia.
W momencie gdy otworzyłam drzwi, przeraziłam się. Nie wiem,
czy było to spowodowane sklerozą, czy może bardziej faktem osobnika płci
męskiej w pokoju obok. Stała przede mną niewysoka, wątła czarnowłosa dziewczyna,
o której całkowicie zapomniałam. Ściskająca w ręku torbę z aparatem w środku,
uśmiechała się do mnie od ucha do ucha mimo mojej prawdopodobnie widocznej
dezorientacji. Dla niepoznaki lekko odwzajemniłam uśmiech i podrapałam się po
głowie. Z włosów opadła mi czerwona gumka, którą szybko podniosłam i założyłam
na ręku, przeczesując pukle włosów zmęczonych farbowaniem.
- Przeszkadzam? – spytała niepewnie, widząc u mnie brak
ewidentnego entuzjazmu. Pokiwałam przecząco głową, zmieszana widokiem wciąż
nierozpakowanej walizki przy ścianie korytarza.
- Wejdź. – zaprosiłam ją do środka prowadząc do salonu,
który najpewniej nie został tknięty od chwili naszego przyjazdu. – W czym tkwi
problem? – spytałam, pokazując na aparat. W tym samym momencie nie dałam jej
dojść do słowa, bo przeszkodził nam dźwięk smsa, dochodzący z mojej kieszeni. –
Oh, wybacz. – mruknęłam i szybko odblokowałam, sprawdzając czy jest to coś
niecierpiącego zwłoki. Widząc jedynie wiadomość o wysokości rachunku za
telefon, przeklęłam w duchu i odłożyłam czarnego iphona na stolik obok kanapy.
- Twój chłopak nie
jest zazdrosny, że na tapecie masz wciąż zdjęcie Horana z One Direction? –
zachichotała, spoglądając na ekran. Odchrząknęłam delikatnie.
- Jakoś nie bardzo… dobra, co my tu mamy? – próbowałam kontynuować
temat, znów pokazując na aparat. Wyciągnęła go i poprosiła o kilka porad
twierdząc, że coś zepsuła. Zaczęłam jej tłumaczyć, że nie ma w tym jej winy,
tylko odrobinę przesadziła z ustawieniami, gdy jak skaranie boskie usłyszałyśmy
dźwięk telefonu.. tym razem, dochodzący z sypialni obok.
- Zabiję go. – wymsknęło mi się, jednak na tyle głośno by
szatynka usłyszała.
- Nie wiedziałam, że nie jesteś sama.. Oh, czy to twój sekretny
chłopak? – zaśmiała się ze szczerym uśmiechem. Boże, dlaczego ja zawsze muszę
wymiękać, gdy ludzie się tak uśmiechają? Jestem beznadziejna. Teraz już raczej
nie było mowy o odwrocie, a Beth musiała się zetknąć z zatajaną przed
wszystkimi rzeczywistością. Dokończyłam sprawę z aparatem, żeby nie rozproszyć
za bardzo naszego skupienia. Poprosiłam żeby odłożyła aparat, a sama podniosłam
się ze skórzanego mebla i podeszłam kawałek w kierunku jasnej sypialni. Nie chciałam
ryzykować zniszczeniem jej pięknego sprzętu, bo widziałam ile dla niej znaczył.
Niestety jest ona osobą impulsywną, która w wolnym czasie jest jedną z ich
fanek.
Boże, dlaczego mnie to spotkało?
- Jesteś martwy. – wysyczałam cicho, widząc go wpół ubranego,
siedzącego w fotelu przy oknie.
- Przepraszam. – uśmiechnął się. Znowu. Kolejna uśmiechająca
się szczerze i od serca osoba. I jak zwykle, Annie zmiękły nogi. Chyba już taki
mój los. Westchnęłam i zrezygnowana machnęłam na niego ręką, żeby poszedł za
mną. Po drodze chwycił koszulkę, której jeszcze nie ubrał i w korytarzu ubrał
ją.
- Beth, błagam. Zachowaj to dla siebie. – powiedziałam,
wchodząc jako pierwsza do dużego salonu. Wstała, uśmiechnęła się i kiwnęła
głową. – To mój chłopak, Niall.
I wtedy po raz pierwszy widziałam w jej oczach takie
przerażenie…
Boskie *.* Pisz dalej ;D
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie ;D
http://is-one-way-or-another.blogspot.com/
Jesteś genialna. Czy Ty rozumiesz, zdajesz sobie chociażby sprawę z tego jaki masz talent? Jak niesamowite jest to co piszesz? Przecież tu każe słowo kipi jakimiś uczuciami! Żebym tylko nie zapomniała polecić tej historii każdej możliwej osobie, ogólnie nie robię reklam na @kimjestes ale tu naprawdę warto to zrobić. Wiesz jak dawno nie czytałam czegoś dobrego, domagałam się, żeby ktoś mi podrzucił coś dobrego i w końcu znalazłam sama, przez Twój komentarz. Pisz, pisz, bo czekam. I to ja chcę przeczytać Twoją książkę, z takim talentem do kreowania postaci, opisów miejsc czy gorących sytuacji (dzięki za wypieki na policzkach!) to pewnie Ty za jakiś czas wydasz książkę.
OdpowiedzUsuńBuziaki.
Nawet nie wiem, jak Ci na to odpowiedzieć! Bardzo dziękuję za te miłe słowa, bardzo mnie podbudowały i mam nadzieję w niedługim czasie napisać kolejny fragment. Aż mam rumieńce na twarzy! :)
UsuńJak ty genialnie piszesz! Czysta perfekcja :*
OdpowiedzUsuńUczucie buzujące między Niallem i Annie buzuje także we mnie. Kiedy czytam, czuję każdy jego uśmiech, ciepło bijące od jego ciała i ten jego słodki zapach. Niesamowite. Twoje postacie żyją, to nie tylko namalowane słowami zarysy charakterów, to żywi ludzie, z krwi i kości, przepełnieni emocjami po czubek głowy, że aż się z nich wylewa. Myślę, że na razie tyle wystarczy, w każdym razie wybacz, że piszę tylko kilka słów, ale muszę czytać dalej. Mam nadzieję, że zrozumiesz.
OdpowiedzUsuń