„Spokojnie, jeszcze tylko kilka
ujęć..” – powtarzałam sobie nieustannie. Schylona nad biurkiem, zagraconym
przez kubki po kawie, duży komputer i kilka laptopów oraz całe mnóstwo kabli
próbowałam uspokoić szybko bijący puls. Bezmyślnie sunąc wzrokiem po
przelatujących na ekranie zdjęciach, myśli miałam zupełnie gdzieś indziej.
Wiedziałam, że zdjęcia są dobre, za to nie byłam w stanie się na niczym skupić.
Przytakiwałam na czyjeś komplementy i radosne śmiechy modelki. Zdawałam sobie
sprawę, że nie powinnam zawalić sprawy jakimś dziwnym samopoczuciem. To był
jeden z nielicznych razów, kiedy traktowano mnie jak profesjonalistkę, mimo
nieukończonych wszystkich kursów. I akurat tego dnia musiałam czuć, jak zalewa
mnie fala gorąca… No dobra, może nie tylko tego dnia. Ciągnęło się od jakiegoś
tygodnia, ale byłam zbyt zaaferowana zajęciami i zbliżającą się sesją zdjęciową,
żeby poważniej na to zareagować. Skończyło się na kilku tabletkach i usilnych
próbach spokojnego snu w nocy, co nie zawsze się udawało.
- Annie, możemy? – wybił mnie z
wszelkich myśli męski głos. Oderwałam tępy wzrok od ekranu i spojrzałam na
zwróconego w moją stronę grafika. Tym razem nie było mi do śmiechu na widok
jego zabawnych, zielonych oprawek okularów i pstrokatego szalika. Dotknął
dłonią mojego ramienia, jakby chciał zapytać o samopoczucie. Wzięłam głęboki
wdech i powstrzymując kołujący się przed moimi oczyma obraz pokiwałam głową.
- Tak. Daj mi sekundę, już idę. –
odparłam, słabo się uśmiechając. Sięgnęłam po butelkę wody i upiłam łyk.
Skrzywiłam się gdy zdałam sobie sprawę, że od miliona lamp nagrzała się chyba
wystarczająco mocno, żeby parzyć w niej herbatę. Jeszcze kilka razy głęboko
odetchnęłam, podciągnąwszy rękawy bluzki. Podeszłam do statywu i zdjęłam z
niego aparat, czując jak ciąży mi w rękach. Nie miałam siły go trzymać obok
twarzy, ale musiałam. Na tych kilka ostatnich minut nie mogłam sobie darować.
Wreszcie
opadły mi bezsilne ręce wzdłuż tułowia, obijając tym samym obolałe udo
aparatem. Nie chciałam myśleć o moim samopoczuciu. Bo w końcu tydzień
wytrzymałam, to jeszcze trochę dam radę, nie..? Rzuciłam tylko do jednego z
asystentów, żeby pomógł mi zanieść sprzęt do auta. Przyjął prośbę bez odmowy, a
ja zaczęłam się zwijać ze wszystkim, co do mnie należało. I gdy zasapana, w
rozpiętej bluzie zamykałam bagażnik mojego czarnego Volvo, musiałam aż oprzeć
się o drzwi. Serce przyspieszyło swój puls, krew płynąca w żyłach
niemiłosiernie parzyła. Nogi się pode mną uginały z bólu mięśni, a oczy usilnie
próbowały uspokoić latający obraz. Wzięłam kilka głębszych wdechów, napełniając
płuca zimnym powietrzem. Zdecydowanie za zimnym, jak na paradowanie w samej
bluzie, ale w tej chwili najchętniej zdjęłabym z siebie wszystko, co możliwe.
Usiadłam w fotelu kierowcy
i mimowolnie zaczęły mi kapać łzy. To była jedna z oznak, że jestem naprawdę chora. Zaczęłam w duchu przeklinać samą siebie oraz mijające tygodnie. Oszukiwałam samą siebie, byle tylko dawać z siebie sto procent. Wracałam do domu z dnia na dzień coraz bardziej padnięta. A teraz czekała mnie perspektywa jutrzejszych całodziennych zajęć w takim stanie, w jakim jestem teraz. Wyciągnęłam z czarnej, skórzanej torby telefon i wyszukałam potrzebny numer, by już po chwili przykładać chłodne urządzenie do rozpalonego policzka
i ucha. Usłyszałam ciche, znajome „Tak?” i odetchnęłam, wypuszczając z siebie kolejną falę słonych kropelek.
i mimowolnie zaczęły mi kapać łzy. To była jedna z oznak, że jestem naprawdę chora. Zaczęłam w duchu przeklinać samą siebie oraz mijające tygodnie. Oszukiwałam samą siebie, byle tylko dawać z siebie sto procent. Wracałam do domu z dnia na dzień coraz bardziej padnięta. A teraz czekała mnie perspektywa jutrzejszych całodziennych zajęć w takim stanie, w jakim jestem teraz. Wyciągnęłam z czarnej, skórzanej torby telefon i wyszukałam potrzebny numer, by już po chwili przykładać chłodne urządzenie do rozpalonego policzka
i ucha. Usłyszałam ciche, znajome „Tak?” i odetchnęłam, wypuszczając z siebie kolejną falę słonych kropelek.
- Cześć Ami… Przepraszam, ale nie
pójdę z tobą dzisiaj na to szaleństwo zakupowe… - zaczęłam niepewnie. – Wiem,
że umówiłyśmy się już dawno, ale…
- Wszystko w porządku? –
wtrąciła. Wiedziała, że coś jest nie tak. Jak mogła nie wiedzieć? Człowiek,
który w głosie rozpozna wszystko. I anielsko ciepłe brzmienie jej głosu nie
ukoiło mojego wewnętrznego bólu.
- Źle się czuję, muszę odpocząć.
Nie martw się, wszystko jest okay. Przepraszam.
- Przecież słyszę, że nie jest
okay. Spokojnie, chłopcy za kilka dni wracają do Londynu, damy radę. – Gdy to
powiedziała, wybuchłam. Coś we mnie pękło. Łzy zaczęły jeszcze mocniej spływać
po policzkach, a serce szaleńczo próbowało się wydostać zza żeber. Jej słowa mi
przypomniały, że podczas ubiegłego tygodnia jedyne czego pragnęłam jako lekarstwa,
to Jego obecność. Uważałam, że zadziała lepiej niż niejedna aspiryna. Ale
nadszedł ten moment, gdy gorączka wzrosła jeszcze bardziej, a choć odrobina
myśli na Jego temat pogłębiała mój stan beznadziejnego samopoczucia. – Zaraz,
Annie… Czy to ty stoisz jeszcze pod tym studiem?
- Co? – wymsknęło mi się, a już
po chwili widziałam jak drobna brunetka, opatulona grubym szalikiem otwiera
moje drzwi. Rozłączyłam się w momencie, gdy poczułam jej charakterystyczny
zapach perfum.
- Ann… - jęknęła, gdy dotknęła
mojego gorącego policzka. Przymknęłam powieki. Wstydziłam się, że doprowadziłam
siebie do takiego stanu. – Przesiadaj się. Nie będziesz prowadzić w takim
stanie. Zachwiałam się wstając, dlatego nie ominęła mnie podróż do drugich
drzwi pod rękę z przejętą przyjaciółką.
- Przecież ty nie lubisz
prowadzić moim samochodem… - szepnęłam jękliwie, łapiąc się za bolącą głowę.
Drżącymi rękoma zapięłam pas na rzadko zajmowanym przeze mnie miejscu
i spojrzałam na nią z niedowierzaniem. Spojrzała na mnie tylko porozumiewawczo i pokręciła głową. Moja głowa opadła na oparcie fotela, a ja nie mając siły jej podnieść, podziwiałam przyjaciółkę za kierownicą.
i spojrzałam na nią z niedowierzaniem. Spojrzała na mnie tylko porozumiewawczo i pokręciła głową. Moja głowa opadła na oparcie fotela, a ja nie mając siły jej podnieść, podziwiałam przyjaciółkę za kierownicą.
Po chwili jazdy rozległ się
dzwonek jej telefonu. Teoretycznie nie był głośny, ale dla mnie było to jak
tona decybeli na raz. Zerknęła na mnie przepraszająco.
- To Harry… - zaczęła, gotowa się
rozłączyć.
- Odbierz. Będzie się martwił. –
mruknęłam. Położyła telefon pomiędzy naszymi fotelami
i włączyła głośnik.
i włączyła głośnik.
- Cześć, Harry. – uśmiechnęła
się. Zaczęła jeszcze bardziej emanować radością, gdy chłopak jej odpowiedział.
- Jak się masz, Ami? – wychrypiał
znajomy głos. Mimo że przez telefon, dało się wyczuć jego podekscytowanie gdy
ją usłyszał.
- W porządku… - mruknęła,
spoglądając na mnie z zaniepokojeniem. Nie przejęłam się tym, wręcz odwróciłam
od niej wzrok, oglądając drogę przed nami.
- Jedziesz samochodem? Słyszę… To
nie twój samochód, mam rację? – zdziwił się. Znając jego bujną wyobraźnię, nie
uzyskując natychmiastowej odpowiedzi od brunetki zaczął tworzyć teorie o
porwaniu, czy zdradzieckich ucieczkach nieznanymi samochodami. Uśmiechnęła się
lekko.
- Jadę samochodem Annie..
- Nienawidzisz jazdy jej Volvem.
– Zaśmiał się. Ulżyło jej, gdy nie słyszała już tego zaniepokojonego tonu. -
Jest z tobą Annie?
- Hej, Styles. – mruknęłam,
starając się zrobić to jak najbardziej wyraźnie. Przełknęłam gorzką ślinę i
odwróciłam ciężką głowę w stronę telefonu.
- Och, nasza pani Holmes! –
ucieszył się i przerwał na chwilę. Słychać było jedynie pojedyncze szmery. –
Dołączam się do tego co mówią chłopaki. Stęskniłem się, mała!
- Nie jestem mała… - siliłam się
na „zdrowy” ton, wyraźną wymowę. Zmarszczyłam brwi, gdy przeszedł mnie dreszcz,
a potem delikatnie się uśmiechnęłam, gdy on zachichotał. Widziałam, jak Amira
też się uśmiechała.
- Jesteś, byłaś i zawsze
będziesz. – znów się zaśmiał. Był… szczęśliwy? Tak.. mój przyjaciel był
szczęśliwy. Tę radosną aurę przerwała niestety cisza. Nie miałam ochoty myśleć,
co mogę mu odpowiedzieć, a on tylko na to czekał. Dobrych kilka sekund nikt się
nie odzywał.
- Harry, mogę zadzwonić później?
– spytała cicho, podjeżdżając pod niewysoki apartamentowiec. Sięgnęła do
schowka po pilota i otworzyła bramę garażową.
- Co się dzieje? – zmienił ton na
poważny i zaniepokojony, znowu. Brunetka westchnęła.
- Ann…
- Wszystko jest okay. –
przerwałam jej. Po co miała niepotrzebnie go martwić? A martwiłby się, to jest
pewne. Robił to nawet, kiedy w wieku jedenastu lat zaczęłam mu opowiadać
niestworzone rzeczy o moim psie, któremu się zagięło ucho. Bał się, że to wina
mojego wypadku na rowerze i nie wierzył..
- Jest w kiepskim stanie.. –
upierała się.
- Nie jestem…
- Harry, zadzwoń w chwili wolnej,
dobrze? Przepraszam. Muszę kończyć. – nie zdążył nic odpowiedzieć. Rozłączyła
się w tym samym momencie, kiedy stawała na miejscu parkingowym. – Wysiądziesz
sama, czy mam ci pomóc?
- Nie jestem kaleką… - odparłam. Przymknęłam
piekące oczy, by nabrać siły. Otworzyłam je dopiero po chwili, by uniknąć
spotkania z kręcącym się otoczeniem. Chwyciłam za klamkę i otworzyłam drzwi na
tyle szeroko, by móc wysiąść i jednocześnie nie zarysować drugiego samochodu.
Nie darowałabym sobie, gdyby w świadomości zostało mi wspomnienie z oszpecenia
mojego drogiego auta przez drugie, tylko z powodu mojej nieudolności.
Powoli wysiadłam i zatrzasnęłam
za sobą drzwi. Opierając się o pojazd doczołgałam się do bagażnika, obok
którego stała już brunetka. Podała mi moją czarną torbę i płaszcz, zagradzając
dostęp do sprzętu leżącego za drzwiczkami.
- Zejdziesz po to jak dojdziesz
do siebie. Jedziemy na górę. – nakazała, a ja usłuchałam.
Gdy
się obudziłam, leżałam szczelnie owinięta kocem na kanapie. Ubrana jeszcze w te
same spodnie, bluzkę i niedopiętą bluzę, uniosłam głowę. Pożałowałam, bo krew
zaczęła mi pulsować, a obraz przed oczami wirował. Opadłam z powrotem na miękką
fakturę poduszki, a moim ciałem wstrząsnął dreszcz. Co się stało? Ach… Amira
odprowadziła mnie do mieszkania i zanim wyszła z powrotem do pracy niemalże
łapała moje wiotkie ciało, niezdolne do wykonania prawie żadnego ruchu.
Zaparzyła jakiejś ziołowej herbaty, która teraz stała przede mną na stoliczku.
Kazała leżeć i wstać dopiero, gdy będę miała odpowiednio dużo siły.
Przez chwilę w głowie zrodził mi
się pomysł gorącej kąpieli, ale potem sobie uzmysłowiłam prawdopodobieństwo
zaśnięcia w wannie. Z tą myślą było już gorzej, biorąc pod uwagę mój chwiejny i
niestabilny krok do sypialni. Prawie potknęłam się o leżącą przy szafie torbę.
Opróżniłam ją z telefonu, laptopa i kilku nic nie znaczących drobiazgów,
plącząc wszystko między wiotkimi dłońmi i kładąc na łóżko. Z pachnącej świeżym
praniem szafy zdołałam wyłowić dresy i coś na kształt wyciągniętej, różowej
podkoszulki. Delikatnie opadłam na pościelone łóżko. Rozpuściłam włosy, żeby
nie gniotła mnie rozciągnięta gumka. Do ręki wzięłam czarny, smukły telefon.
Miałam jedynie spojrzeć na zegar, a zakończyło się na przeglądaniu
nieodebranych połączeń. Tylko jedno przykuło moją największą uwagę. I gdy
zaczęłam się zastanawiać nad wykonaniem połączenia, musiałam opuścić rękę. Kolejna
fala słabości ogarnęła moje ciało. A potem czułam jak odpływam.
Wybudziło
mnie wibrowanie na moim brzuchu. Nie zważając na wirujący obraz, podniosłam
lekko głowę, by zanadto nie wysilać słabych mięśni rąk. jednak tak czy inaczej
musiałam je wykorzystać, bo już podniosłam się do pozycji siedzącej i
przykładałam telefon do ucha.
- Halo? – wyszeptałam, w obawie
przed narastającym znów bólem głowy.
- Cześć, Ann. – usłyszałam
piękny, dźwięczący w uszach głos, którego ciepło ogarnęło całe moje ciało. –
Martwiłem się. – cholera, dlaczego on to mówił z taką niewiarygodną czułością?
Gdybym stała, już dawno nogi miałabym jak z waty. Wzdrygnęłam się, gdy mimo
gorąca w sercu owinęło mnie zimno. Gęsia skórka aż bolała, więc wsunęłam nogi
pod kołdrę, na której leżałam.
- Przepraszam, chyba spałam… -
wymamrotałam niepewnie. To było lepsze wyjaśnienie od szczerej prawdy. Co za
różnica… zasnęłam czy zasłabłam? I tak nikt by nie wiedział.
- Co się dzieje? – znów użył tego
zwalającego z nóg, troskliwego tonu. Oczywistym było, że rozmawiał z Harrym.
Wystarczyła mała niepewność, co się u mnie dzieje. Ze zlęknionym wyrazem twarzy
wypowiedziane moje imię. Każda błahostka…
- Nic się nie dzieje, jestem
tylko zmęczona. – skłamałam.
- Ann.. wiem, że się źle czujesz.
- Przejdzie mi…
- Tydzień temu też byłaś
zmęczona. Przedwczoraj zasłabłaś na zajęciach. Amira Cię odwoziła dzisiaj do
domu. – wyliczał. Po moim policzku spłynęło kilka łez, które od razu starłam. –
Boję się o ciebie, Annie.
- Trochę się zdrzemnę i będzie mi
lepiej, naprawdę… - szeptałam, bo znów rozbolała mnie głowa. Drugą ręką
przykryłam sobie oczy. Piekły, a łzy im nie pomagały. Wiedziałam, że nie
poczuję się lepiej w ciągu kilku godzin, to było niewykonalne. Oboje
zamilkliśmy, do moich uszu docierała tylko czyjaś rozmowa w tle i niewyraźne,
ciche szumy.
- Kochanie, posłuchaj mnie. –
ściszył ton, a w tle panowała zupełna cisza. Musiał wyjść do innego
pomieszczenia. Gdy wymówił pierwsze słowo, znów poczułam słony smak na moich
ustach. – Przyjadę do ciebie po próbie. – Co?! On zwariował już do reszty…?
- Niall, nie… jesteś gdzieś w
Yorkshire, zanim tu dojedziesz… poza tym jutro znowu od rana macie próby,
musisz dużo wypoczywać.. Absolutnie nie.. nie zgadzam się. – zaczęłam swój
jękliwy słowotok. Kilka razy cicho zaszlochałam, a on to usłyszał bo tylko
wzdychał nerwowo. Nie mogłam mu pozwolić na to. Nie na moment przed trasą… Nie
w obliczu męczących prób i potrzeby odpoczynku…
- Muszę wracać na próbę, Ann.
Jakbyś się gorzej czuła, masz mi dawać znać. Dobrze? – słyszałam, jak biegnie. Ktoś
go wołał.
- Dobrze, ale…
- Kocham cię.
Ręka z telefonem opadła mi na
kolana. Łzy leciały ciurkiem po czerwonych policzkach. Tłumiłam w sercu szloch
i żałość. Zagryzłam mocno dolną wargę i przymknęłam znów powieki, chcąc
opanować drżenie ciała. Zaczął wirować obraz przed moimi oczyma oraz żołądek,
co jeszcze pogorszyło moje samopoczucie. Mdłości się nasilały, a ja nie miałam
pojęcia co może mi pomóc. I gdy tylko próbowałam włączyć laptopa, w
poszukiwaniu jakiegoś rozwiązania oślepiło mnie światło docierające z ekranu, a
kolory zaczęły się kręcić w drugą stronę. Podejrzewam, że moja głowa była w
gorszym stanie, niż na haju. Jęknęłam przeciągle, opadając na poduszki. Nie przejmowałam
się możliwym skutkiem moich mdłości. Nie byłam pewna, czy zasypiam. Bo z
pewnością nic potem nie było, prócz ciemności.
Martwię się o nią, tak jak Horan. Dlaczego on jest taki idealny? Ma w sobie coś takiego, że nie da się z niego zrobić czarnego charakteru, zauważyłaś? Niall w opowiadaniach musi być czuły, czasami zdarza mu się cierpieć, przez tą swoją czułość. Nie wiem jeszcze jak będzie w TLM, ale jestem całkowicie pewna, że podobnie jak u mnie - jest słońcem. jsajfakjsa czytam dalej
OdpowiedzUsuń