Manny

poniedziałek, 25 lutego 2013

#3 część 2.


Podświadomość mi mówiła, że jest wieczór. Nie przeliczyłam się. Ocknąwszy się z ciemności, zastałam jedynie światło latarni na ulicy. Jasny z założenia pokój był przepełniony smutnym, przygnębionym półmrokiem. Tak samo ja się czułam. Rozejrzałam się po skotłowanej pościeli. Nie znalazłam telefonu, dlatego znajdując w sobie odrobinę siły zaczęłam odkładać niepotrzebną zawartość mojego łóżka na podłogę. Czarny iphone znalazł się pod drugą poduszką, zmęczony kilkunastoma wiadomościami. Podniosłam się całkowicie do pozycji siedzącej i spojrzałam na odbicie w lustrze, które przymocowane do kremowej, ogromnej szafy znajdowało się naprzeciwko łóżka. Moim oczom ukazała się postać rozczochranej, farbowanej blondynki, ze zmęczonym wyrazem twarzy. Na widok czarnego stanika znajdującego się prawie w całości poza zasięgiem różowego topa, skrzywiłam się i doprowadziłam do pozornego ładu. Wzięłam głęboki oddech i postawiłam stopy na jasnej wykładzinie. Zapaliłam lampkę nocną, która oślepiła mnie swoim mlecznym światłem. Chwiejnym krokiem doczłapałam się do kuchni, która skrzyła się czystością. Nigdy nie lubiłam bałaganu w miejscu, gdzie przygotowuję jedzenie. Ale tym razem nie miałam ochoty na przełykanie niczego, co miało konkretny smak. A już na pewno nie ciepłego. Być może gorącego, jak malinowa herbata z goździkami. Tak, tego było mi trzeba. Leniwie wyciągnęłam duży kubek z wizerunkiem Kubusia Puchatka z szafki i wrzuciłam do niego torebeczkę herbaty, zasypując kilkoma goździkami wyjętymi ze słoika. Dodałam miodu zamiast cukru, bo kiedyś ktoś mówił o jego uzdrawiającym działaniu. Nie pamiętam kto to był, ale w tym momencie zawierzałam mu moje samopoczucie. Czekając, aż woda się zagotuje gapiłam się tępo w jasny blat kuchenny. Podskoczyłam, gdy usłyszałam nieśmiałe pukanie do drzwi. Zaraz.. pukanie? Przecież mam dzwonek…
Obraz zaczął na nowo swój taniec, bo zbyt gwałtownie zareagowałam na gościa. Opierałam się o ściany i meble po drodze do jasnych drzwi. Zapaliłam skromną lampkę nad lustrem, które pokazało mi bladą jak ściana skórę, z którą różowy podkoszulek kontrastował bardziej niż zwykle. Czułam narastające napięcie, tętno mi przyspieszyło. W takim stanie miałam przyjmować jakiegokolwiek gościa? Przerazi się…
No i się przeraził. Gość, jak i mój żołądek który odwrócił się o 180 stopni. Zamrugałam gwałtownie, nie wierząc własnym oczom. Z pamięci wypadła mi popołudniowa rozmowa, po której tak mocno płakałam. Czułam, że zaraz znów zacznę. Po uchyleniu drzwi, oprócz chłodem z korytarza zostałam również obdarowana przeszywającym, zatroskanym wzrokiem Jego błękitnych tęczówek. Kosmyki włosów latały na wszystkie strony, a ciemna bluza spadała z jednego ramienia. Trzymał w rękach reklamówkę, chyba z jakiegoś supermarketu oraz pokrowiec na gitarę. Wszedł głębiej do mieszkania, by odstawić zbędne rzeczy. Wyjął zza koszulki ciemne okulary i odłożył. Milczałam. Nie byłam w stanie nic z siebie wyksztusić. Wraz ze ściekającymi pierwszymi łzami, wypływała ze mnie tęsknota za nim. Za charakterystycznym zapachem ubrań, przesiąkniętych nutą perfum i skórzanego fotela w samochodzie. Za przeszywającym mnie, spragnionym wzrokiem.
Niedowierzając w to co widzę, zamknęłam drzwi. Spojrzałam na niego. Zamrugałam
i poczułam zimne kropelki na rozgrzanych od gorączki policzkach. Zaczął zbliżać się do mnie powoli. Dotknęłam dłonią jego klatki piersiowej upewniając się, czy aby na pewno to on.
I gdy musnęłam wiotkimi palcami bawełnianą, miękką koszulkę, rozpłakałam się na dobre. Czułam jak mnie do siebie przytula. Wsuwa ręce na plecy, ogrzewając mnie swoim ciałem. Przykłada głowę do mojej, próbując opanować dreszcze, które przeze mnie przebiegają co chwila.
- Jesteś głupi. – wyszlochałam, ukrywając twarz w materiale jego bluzy. Ten tylko mocniej do mnie przywarł, obdarowując pocałunkiem moją głowę.
Nogi zaczęły się pode mną uginać od nadmiaru emocji w głowie. Poczuł, jak moje ciało zaczyna się bezwładnie osuwać. W porę chwycił mnie pod pośladkami i podtrzymał.
- Jestem aż taki przystojny, że mdlejesz mi w ramionach? – zaśmiał się, ale gdy w odpowiedzi jedynie się uśmiechnęłam słabo, spoważniał. Delikatnie mnie uniósł, jedną ręką naprowadzając moje uda na jego biodra. Trzymał mnie jak ojciec, gdy byłam mała. Oplotłam rękoma jego szyję, a głowę ułożyłam na ramieniu, napawając się całą jego obecnością. W duchu modliłam się żeby nie utracić świadomości, bo moje obecne uczucie było nieprawdopodobne. Powoli przemieszczał się w stronę sypialni, stąpając delikatnie i nie trzęsąc moim ciałem.
- Herbata… - mruknęłam, przypominając sobie o niedawno wykonywanej czynności w kuchni. Delikatnie usiadł jednym kolanem na łóżku, gdy mnie kładł. Przykrył mnie obfitą kołdrą, po  czym przejechał wargami po moich ustach. Zrobił to tak delikatnie, że zapragnęłam więcej. Szkoda tylko, że znów odpłynęłam w krainę ciemności…
            Znów ten głupi moment, kiedy się budzę i nie wiem o co chodzi. Tym razem jednak odnosiłam wrażenie, że ciemność trwała nieco krócej niż poprzednim razem. Otworzyłam szerzej oczy. Na stoliku obok stała lekko parująca jeszcze herbata, o wspaniałym zapachu. Już miałam po nią sięgać, ale uzmysłowiłam sobie że o czymś zapomniałam. Skąd ta herbata się tu wzięła? Sama siebie nie przykryłabym tak szczelnie… Rozejrzałam się wokoło i nie zobaczyłam nikogo. Czyżby to był tylko sen? Złudzenie? A może od tego przemęczenia mam już omamy?
- Niall.. – szepnęłam tak cicho, że ledwie ja usłyszałam mój zachrypnięty głos, a co dopiero ktoś..  Rozejrzałam się raz jeszcze. Spojrzałam na fotel, który spowity kolorową narzutą też był pusty. Zniknął?
- Niall.. – powtórzyłam raz jeszcze, donośniejszym głosem. Bałam się. Serce zaczęło mi mocniej bić. Podniosłam się do pozycji siedzącej i nerwowo czekałam na jakikolwiek znak. To nie mogło mi się przecież śnić..
Wzdrygnęłam się, gdy do moich uszu doszedł dźwięk odkładanego zeszytu i długopisu na stolik w salonie. Ten charakterystyczny, szklany, obity metalową ramą. Ten, o którego chłód zawsze się opierałam w upalne dni. Puls wciąż przyspieszał, mimo słyszalnych kroków, stawianych miękką skarpetą na drewnianej posadzce. Odetchnęłam z niesamowitą ulgą, gdy zobaczyłam go stojącego w progu sypialni. Miał świeże, umyte włosy skrzące się jeszcze kilkoma kroplami wody. Zapachniało cytrusowym żelem pod prysznic, który stał w łazience czekając zawsze na jego odwiedziny. Poczułam się jeszcze bardziej jak w domu, zwłaszcza po ujrzeniu na nim niedawno prasowanej przeze mnie, białej koszulki bez rękawów, z jakimś bliżej nieokreślonym nadrukiem. Musiał szperać w szafie, gdy.. spałam. Podciągnął nogawki dresów, gdy kucał obok łóżka. Wziął do ręki moją drżącą dłoń i ucałował ją swymi ciepłymi wargami. Tak bardzo mi tego brakowało. Uśmiechnął się lekko, gdy mu się przyglądałam. Nie odkładał mojej dłoni od swoich ust. Tak, jakby bał się mojego zniknięcia… A chyba to ja powinnam bardziej się tego obawiać. Nie chciałam znów widzieć ciemności, tracić poczucia czasu.
- Nie męcz się… oprzyj się na poduszkach. – szepnął czule, gdy podniósł się i zaczął majstrować przy miękkich jaśkach i poduchach. Spróbowałam się podsunąć bliżej oparcia, ale mięśnie całkowicie odmówiły współpracy. Co się ze mną działo?
Delikatnie objął moje plecy i podsunął tak, jak chciałam. Obdarowałam go nieśmiałym uśmiechem wdzięczności. Podał mi do ręki herbatę, która tak przykuwała moją uwagę zapachem. Upiłam łyk, rozkoszując się jej pysznością. A On znów gdzieś zniknął. Słyszałam jakieś pobrzękiwania w kuchni, szelest reklamówek i opakowań. Rozejrzałam się po pokoju. Na stoliku obok miękkiego fotela, w którym zwykłam czytać położył laptopa i kilka drobiazgów, które jeszcze jakiś czas temu walały się po podłodze. Gdy odstawiałam kubek opróżniony niemalże w połowie, dostrzegłam mój telefon, leżący tuż obok lampki. Sięgałam po niego w tym samym momencie, kiedy Niall pojawił się w pokoju.
- Wyłączyłem go, żebyś nie drażniła oczu. – uprzedził moją uwagę, gdy po kilku kliknięciach ekran wciąż był czarny. Odłożyłam więc go z powrotem i spojrzałam na niego. Szedł, trzymając w rękach jeszcze jeden kubek z parującym napojem oraz coś, co wyglądało mi na dwie tabliczki czekolady. W zębach zaciskał paczkę herbatników, a pod pachą słoik… nutelli? Obszedł łóżko, by znaleźć się po drugiej stronie i usiąść obok mnie. Założył nogi po turecku i siedząc obok mnie, rzucił wszystko na łóżko.
- Co robisz? – odrobinę się zaśmiałam, widząc jego zaciętą minę, gdy patrzył na to wszystko. Uśmiechnął się do mnie.
- Cały dzień nic nie jadłaś. Nie włożysz nic ciepłego do ust. Nie pytaj, ja po prostu wiem co będzie najlepsze.
Rozerwał opakowanie mlecznej czekolady, która niebiańsko pachniała. Ułamał kilka kostek i włożył mi jedną do ust ze szczerym uśmiechem. Sam również wrzucił w siebie dwie kostki. Gdy cudowny smak rozchodził mi się w buzi, lekko się uśmiechnęłam. Poczułam wracające siły. Czy to możliwe, żeby czekolada z jego rąk zdziałała cuda? Uznam, że jak najbardziej.
Widząc mój uśmiech na twarzy, rozjaśniły mu się oczy. Już dawno zapomniałam, że miałam mdłości. Sama sięgnęłam po kolejny kawałek wspaniałego afrodyzjaku, a to jeszcze bardziej go ucieszyło. Ulżyło mu. Jego mina wyrażała mniej zmartwienia, niż po przekroczeniu progu mojego mieszkania. Zaczęłam się przesuwać w Jego stronę, po czym schyliłam się, by objąć go ramionami. W połowie drogi do jego uścisku jednak mięśnie nie chciały współpracować. Tuż przed osunięciem się do bardzo dziwnej siedzącej pozycji, zostałam przytulona jego ciepłym ciałem.
- A to co było? – zaśmiał się, układając mnie ponownie na poduszkach. Póki schylał się nade mną, zdążyłam choć odrobinę wtulić się w niego, wykorzystując do tego maksimum mojej energii. Mruknęłam coś niezrozumiałego, gdy mnie puszczał. Ujrzał mój niezadowolony wzrok i ułożył tuż obok mnie, pozwalając wtulić się mojej głowie w jego ramię. Czułam się jeszcze bezpieczniej, niż chwilę temu. Chłonęłam zapach jego skóry niczym zwyczajne powietrze. Przymknęłam powieki, ciesząc się z obecności blondyna. Zgiął w łokciu rękę, którą mnie obejmował i zaczął otwierać paczkę herbatników. Wyjął kilka i położył na moim brzuchu. Spojrzałam na niego zdziwiona, a ten tylko zrobił minę mówiącą „to jeszcze nie koniec”. Uniósł brew w swój charakterystyczny, zabawny sposób i odkręcił duży słoik z kremem czekoladowo-orzechowym. Wynalazł skądś łyżeczkę i zaczął smarować nim powierzchnię herbatników, co chwila oblizując ją zawzięcie. Kąciki moich ust znów podniosły się. Złożył dwa posmarowane ciastka i dał mi, pozwalając wspomnieć nasze ulubione zajęcie, gdy mieliśmy odrobinę więcej wspólnego wolnego czasu. Zachichotałam, gdy poczułam znajomy, przywołujący wspomnienia smak. Kanapki, które powstawały
z ciastek i nutelli były smaczniejsze niż zwykle, gdy je robiłam. Chyba coś do nich dodał… Ach, no tak. Była w nich Jego miłość i troska.
Poczułam, jak w kieszeni dresów zaczyna mu coś wibrować. Delikatnie drgnęłam, czując łaskotanie. Z buzią pełną słodyczy wymamrotał coś, co mogłam uznać za „wybacz” i zerknął na ekran telefonu.
- To Harold. Chcemy z nim gadać? – zapytał, przeżuwając. Leciutko kiwnęłam głową
i wtuliłam się w niego jeszcze mocniej. – Nasza rozmowa jest publiczna. – powiedział po odebraniu i włączeniu głośnika. Położył urządzenie na swoim brzuchu i sięgnął po łyżeczkę pełną brązowego smakołyku.
- Jak bardzo publiczna? – typowa dla niego chrypa zadźwięczała ze smukłej komórki.
- Jednoosobowy podmiot mdlejący na mój widok. – wymlaskał, a ja zaśmiałam się cicho.
- Jak się masz, Annie?
- Teraz nie najgorzej… - mruknęłam, zastanawiając się co mogę dodać. Niall mnie jednak wyprzedził.
- Bo ja przyjechałem. – Loczek się zaśmiał.
- No tak, to było do przewidzenia. – czułam, jak na moje blade lica wpadają rumieńce. On to zauważył i zadowolony z poprawy mojego wyglądu, lub też reakcji na te słowa ucałował jeden z policzków. – Co robicie?
- Jemy ciastka z nutellą… - zaczął.
- I czekoladę. – dodałam z uśmiechem.
- O tej porze? Pogrzało was? – No tak, przezorny Styles się odezwał. – Ach.. w sumie to zapomniałem, że to przecież wy. – zaczął swój złośliwy rechot, ale my się tylko uśmiechnęliśmy szerzej.
- Już po dwudziestej drugiej, można robić zakazane rzeczy. – odparł, a ja się przez chwilę zastanowiłam. Już było tak późno? W takim razie, pół dnia spędziłam na ciemnościach…
- Racja. Ale dzwonię żeby z przykrością poinformować, że Nialler musi być najpóźniej po dziesiątej na próbie.
- Psujesz nastrój, Styles. – odpowiedział mu, a ja spuściłam wzrok. Przeze mnie siedzi tutaj, a nie odpoczywa tam…
- Och, sorry… Moment, Louis ma specjalną wiadomość.
- Tylko nie robić mi tam sprośnych rzeczy, robaczki! Annie, kochamy cię. Nie pozwól Irlandczykowi zaszaleć zanadto… Kto wie, co jedna noc w Londynie może z nim zrobić. – usłyszeliśmy znajomy, ciepły głos. Śmiałam się z niego. Po chwili jednak słychać było w tle jeszcze jedną osobę.
- Napisz o tym książkę, Lou.
- Liam, jesteś genialny. To będzie bestseller. A wy tam uważać, wysłałem Kevina na przeszpiegi!
- Dobra, muszę kończyć bo Zayn wygrywa w pokera. Annie, jakby co to dzwoń do wujka Harolda, uratuję cię przed tą blondynką.
- Piłeś coś? – owa „blondynka” spytała, powstrzymując śmiech.
- Nie, tylko piwo. Na razie.
Rozłączył się, a uśmiech nie opuszczał mojej twarzy jeszcze przez chwilę.
           
            Leżałam wtulona w niego, z żołądkiem uradowanym solidną porcją pysznych kalorii. Delikatnie przesuwał dłonią po moim ramieniu i plecach, zatrzymując ją gdy przechodził przez moje ciało dreszcz. Wtedy przytulał mnie mocniej do siebie i całował w czubek nosa. Dzielnie przynosił gorącej herbaty
z miodem, ani razu nie parząc sobie przy tym dłoni… To był nie lada wyczyn. A ja tylko podziwiałam go
i próbowałam nacieszyć się jego obecnością. I mimo, że kazałam mu iść spać, on chciał przy mnie czuwać.
I kiedy podczas brzdąkania na gitarze kleiły mu się oczy, kazałam mu ją odłożyć, nie ważne jak kojąco na mnie działała. Siląc się na stanowczy ton, poprosiłam by wsunął nogi pod kołdrę i zasnął. Razem ze mną.
Podziałało i przez te cztery marne godziny, wtuleni w siebie napawaliśmy się sobą. Oddychaliśmy swoim powietrzem, by o siódmej rano móc pożegnać się najczulszym pocałunkiem, jaki w ciągu tych ledwie kilku godzin otrzymałam.
Nie poszłam na zajęcia. Obiecałam mu, że zostanę w domu.
Zostałam i czekałam na jego powrót. Byśmy znów mogli zajadać się czekoladą, zanim wyjedzie po raz kolejny.



2 komentarze:

  1. Woo, wciągające, cudne <3
    "Jednoosobowy podmiot mdlejący na mój widok" hahaha :)

    OdpowiedzUsuń
  2. "- Nasza rozmowa jest publiczna.
    - Jak bardzo publiczna?
    - Jednoosobowy podmiot mdlejący na mój widok."
    Rozmowa telefoniczna ze Stylesem dostarczyła mi potrzebnej dzisiaj dawki uśmiechu. Dziękuję, w końcu coś poczułam. Coś przyjemnego, wywołanego Twoimi słowami. To takie "coś", którego niektórzy szukają u innych ludzi, najczęściej przeciwnej płci, a ja w książkach. Jeżeli książka ma to "coś", płaczę. Tak reaguję na słowa, które są naprawdę dobre. Możesz dopisać się do listy moich cosiów, jeśli chcesz, jeśli Ci to odpowiada.

    OdpowiedzUsuń