Manny

piątek, 9 grudnia 2016

#48

:)

Zostawcie kilka słów po sobie, jak wrażenia po rozdziale. Będzie mi miło i dostanę sygnał, co najbardziej Was zainteresowało!








            Miałam go jeszcze przez niewiele ponad tydzień. Choć „miałam”, nie oznaczało spędzania wspólnie czasu przez całą dobę. On poświęcał się pracy w studiu i organizowaniu wszystkich planów na najbliższy miesiąc w Stanach, za to ja poczciwie nadrabiałam powinności studenckie i dorywczo szukałam chętnych do zdjęć. Bardziej oddawałam się jednak temu pierwszemu, czując potrzebę faktycznego zajęcia umysłu wiedzą i nowymi rzeczami, gdy w perspektywie miałam samotne wieczory.
            Moje palce co i rusz stukały w klawiaturę laptopa, tworząc jakieś zlepki zdań w eseju. Momentami robiły to nawet w rytm muzyki, która cicho grała w tle. Była na tyle żwawa, że trzymała mnie w skupieniu i koncentracji. Traciłam jednak siłę umysłu, gdy za długo zastanawiałam się nad moim pustym kubkiem po herbacie, albo przywiązywałam uwagę do brzdąkania strun, które dochodziło z salonu. Słyszałam je w miarę wyraźnie, ale nie aż tak jak gdybyśmy siedzieli w jednym pomieszczeniu. Oboje potrzebowaliśmy chwili na swoje rzeczy, dlatego zdecydowałam się na zajęcie sporej części stołu w jadalni moimi notatkami, książką i innymi pomocami naukowymi.
            Pisanie po angielsku nie sprawiało mi problemu, aczkolwiek dobrym krokiem było zapisanie się na studia. Czułam pewną siłę w dłoni, gdy potrafiłam inteligentnie skomponować teorię, wymyśleć coś, wpaść na pomysł, stworzyć coś nowego lub opracować na podstawie czegoś dużo mądrzejszego od moich starań. Problemem było jedynie przestawienie się z zasad pisowni języka polskiego, czy znalezienie odpowiedniego słowa. Dokładnie tego, które miałam na końcu języka, ale nie byłam w stanie sobie jego przypomnieć. Albo po prostu go nie znałam, bo na co dzień posługiwałam się dość uproszczonym językiem. Dlatego kolejny punkt dla studiowania – jeszcze bardziej przyciągało mnie do książek i przypominało, jaką frajdą jest czytanie, nawet tych najstarszych tekstów. Świadomość pozyskiwania wiedzy i odkrywania świata poprzez czytanie kolejnych zdań była wspaniała.
            Żałowałam, że nikt jeszcze nie stworzył słownika, który współpracowałby z moim mózgiem. Automatyczne skojarzenia, nazwane po imieniu zjawiska i przymiotniki, które pomogłyby mi w idealnym przelaniu moich myśli na kartkę papieru. Nie dostawałabym, na poprawionych przez wykładowcę pracach, odnośników o potrzebie znalezienia synonimów, lub odpowiedników w naukowym języku, bo mój brzmiał zbyt łatwo. W połowie zdania o jednym z nurtów w muzyce popularnej, uciekła mi myśl. Zgubiłam ją, bo nie potrafiłam dobrać właściwego słowa. Internetowy słownik pamiętał już moje wszystkie zbliżone wersje wyrazowe, jednak żadna z nich nie była tą, która chodziła mi po głowie. Najczęściej były to łatwe słowa, ale jednak nieużywane w codziennych rozmowach w domu nie pozwalały na tak dobre wpojenie do głowy. Nawet Anglik mógłby mieć z tym samym problem. Tak samo Polak, który przez kilka lat nie chodził na lekcje języka polskiego, nie szlifował go w żaden sposób poza codziennymi konwersacjami, a nagle poproszono go o napisanie referatu w pracy. Wyszedłby, krótko mówiąc, na kompletnego debila.
- Hey, gorgeous? – Zostało mi sięgnięcie do ludzkiej wersji encyklopedii, która wciąż nie była zakończona indeksem, wręcz sporo stron jej brakowało. Mimo wszystko jednak, wiedziała więcej niż ja o mówieniu po angielsku. Uniosłam więc głos w nadziei, że usłyszy i jakoś pomoże. Wykorzystałam chwilę, w której nie przygrywał akurat na gitarze. – Masz sekundę?
- Yep, I’m comin’… - Powoli odkrzyknął.
            Po chwili wszedł do przestronnej kuchni, trzymając laptop na przedramieniu. Drugą ręką stukał coś myszką. Dresy leniwie zwisały mu z bioder, ciemna podkoszulka jeszcze bardziej pognieciona niż ponad dwie godziny temu, kiedy ją ubrał po powrocie ze spotkania. Włosy wciąż miał ułożone tak samo od rana, wyjątkowo trzymały się planu. Resztki blondu wystawały gdzieś na końcówkach grzywki zaczesanej ukośnie do tyłu i „przyklejonej” żelem lub pianką, którymi zwykł traktować swoją brązową już czuprynę.
- Muszę tylko zapisać chwyty… - mruknął, klikając coś jeszcze na klawiaturze, zanim postawił MacBooka na stole, obok moich rzeczy. – I… Już. Skończyłem. Jestem cały twój. – Dodał, podchodząc do krzesła na którym siedziałam i całując mnie w głowę. Usiadł obok i zobaczył, że intensywnie wpatruję się w pisany tekst na zmianę ze słownikiem.
- Jak się mówi na coś, co jest takie popularne, mało oryginalne, trochę zakłamane? Brakuje mi słowa.
- W jakim kontekście? – Zapytał. Odwróciłam laptop w jego stronę i pozwoliłam mu przeczytać kilka ostatnich zdań mojej pracy. Uniósł w swój charakterystyczny sposób jedną brew i chwilę milczał, w międzyczasie ziewając przeciągle. – Don’t know. Predictible? Easy? – Proponował. Pokręciłam głową, bo żaden z tych wyrazów nie pasował do tego, co miałam na myśli.
- Coś szerszego w znaczeniu… Kurna, nawet nie wiem jak ci to wytłumaczyć. – Westchnęłam, po czym zagryzłam wargę w skupieniu.
- Maybe stereotypical? Like, you mention all these mass trends. They’re kinda like stereotypes, aren’t they? Based on general perception, not individual. – Mówił, co zadziałało na mój mózg twórczo. Obudził kilka szarych komórek i dzięki niemu wpadłam na kolejny pomysł, w którą stronę poprowadzić moje dywagacje na papierze.
- Tak… I mogłabym nawiązać do indywidualizmu, a potem do procesu ukrywania artystów i problemów etnologicznych… - Zaczęłam się nakręcać, zapisując luźne słowa na kartce obok, żeby o nich nie zapomnieć. Niall zaśmiał się i pokręcił głową, widząc mój zapał.
- Jesteś szalona. – Skomentował, uśmiechając się na widok mojej szamotaniny z kartkami i myślami.
- Ty też jesteś, bo zrozumiałeś mój tok myślenia! – Zauważyłam, podczas gdy kolejne zwoje mózgowe w mojej głowie parowały.
- Dobra, mądralo. – Podniósł się, zabierając ze sobą mój brudny talerzyk po kanapce. – Herbaty? – Zajrzał do mojego dużego kubka i widząc suszę i pustki, zabrał go również.
- Tak, poproszę! – Ochoczo odparłam, wciąż w ferworze zapisywania notatek. Im szybciej wymyślę to, co chcę napisać, tym szybciej skończę i będę miała spokój na kilka dni.
- Jaką chcesz? Tę twoją zieloną z malinami? Czy imbirową… - Mówił, co wpadało do jednego ucha, a z drugiego chciało od razu wylecieć. Zaaferowana napisanymi kolejnymi zdaniami w mgnieniu oka, nie byłam się w stanie nawet skupić nad tak prostym pytaniem.
- Moment.. – Mruknęłam, chcąc chociaż dokończyć akapit. Nie mogłam pozwolić myślom, żeby uciekły w tak ważnym momencie. Bo wiedziałam, że mogę ciekawie zakończyć to wypracowanie, dać wykładowcy do myślenia i zasugerować, że faktycznie mam coś w głowie i chętnie zgłębię niektóre tematy. – Zieloną. Nie, chwila… - Motałam się w słowach, dlatego dopisałam do końca akapit i dopiero się do niego odwróciłam. Spoglądał na mnie wyczekująco, stojąc przy szafce z herbatą. Zamrugałam kilka razy, dochodząc do zmysłów po tak intensywnym procesie myślenia.
- Dobra, wrzucisz sobie jaką chcesz.. – Zaczął.
- Nie, już.. – Podniosłam się i poszłam w głąb kuchni, dochodząc już do zmysłów. A raczej ogarniając się i zbierając do kupy. – Kupiłam ostatnio dwie nowe, bożonarodzeniowe.
- Tak?
            Podeszłam do szafki i sięgnęłam ręką daleko, próbując wymacać dwa tekturowe pudełeczka. Obydwa czerwone, obydwa pięknie pachnące.
- Czemu są świąteczne? – Wziął jedno pudełko do ręki i zaczął oglądać.
- Ta, którą trzymasz, jest z suszonych owoców, z goździkami i cynamonem. A druga jest czarna, ale z przyprawami jak do piernika.
- Czyli co, będzie ostra?
- Jak długo zaparzysz, to może być. – Odparłam.
Każde z nas wrzuciło do kubka inną torebkę. Wyciągnęłam ręce do góry, żeby rozprostować kręgosłup, który zastał się w jednej pozycji na krześle. Przeciągle ziewnęłam i gdy pozwoliłam kilku kościom się nastawić, Niall znienacka dźgnął mnie dłonią w wyciągnięty brzuch, drażniąc wrażliwą na łaskotki skórę. Odruchowo się zgarbiłam i gwałtownie złapałam jego rękę, śmiejąc się.
- Nie łaskocz! – Uśmiechnęłam się, wciąż trzymając obiema dłońmi jego rękę.
Zawadiacko się uśmiechnął i wykorzystał drugą rękę, żeby połaskotać mnie po moim prawym boku. Skrzywiłam się i przysunęłam do siebie łokieć, co wiązało się z przyciągnięciem go bliżej do siebie. Próbowałam się wyrwać z jego silnych ramion ale nie potrafiłam, bo gdy się śmiałam, moje mięśnie odmawiały współpracy. Przygniótł mnie do wysepki kuchennej i na domiar złego, zaczął łaskotać mnie specyficznymi buziakami w szyję, nie dając mi możliwości na obronę ani ucieczkę. Górował nade mną, był silniejszy i miał mnie w garści. Torturował mnie łaskotkami, ale jednocześnie wprawiał w pewnego rodzaju ekscytację, bo robił to w pełni świadom swoich ruchów jak i moich reakcji.
- Przestań! – Wydusiłam z siebie, ale zaraz potem znów się zaśmiałam. Potwornie drażnił moją wrażliwą skórę swoim dotykiem, jeszcze chwila i zaczęłyby lecieć łzy radości.
            Zwolnił swoje ruchy, ale nie odsuwał się ode mnie. Wciąż trzymał dłonie w niebezpiecznych miejscach i już zawczasu czułam nadchodzącą falę roześmianej tortury. Ciężko oddychałam, próbowałam się uspokoić. Robiłam to z szerokim uśmiechem, bo policzki bolały mnie od śmiechu do tego stopnia, że nie byłam w stanie zrobić poważnej miny. Podniósł głowę i wylądował nią tuż przede mną, szczęśliwie wpatrując mi się w oczy. Szczerzył się przy tym zalotnie, dając mi mieszany sygnał – zasapana, nie byłam w stanie odróżnić podniecenia od wesołej złośliwości.
- Tam woda się już ugotowała… - Mruknęłam, skinąwszy głowa w stronę czajnika, który chwilę temu się wyłączył. W odpowiedzi jednorazowo podrażnił mnie palcami, co zadziałało na moje ciało jak porażenie prądem. Pisnęłam głośno i podskoczyłam.
- Patrzcie, jeszcze próbuje odwrócić moją uwagę wodą… - Zaśmiał się, czego dźwięk spowodował u mnie podobną reakcję. Nie mogłam siedzieć cicho, gdy się cieszył. To było zbyt zaraźliwe. Był moją chorobą, zwaną szczęściem. Oparł swoje czoło o moje i tak uśmiechał się, nie wypuszczając mnie z pułapki. Chciałam podnieść ręce, żeby go objąć w tułowiu, ale gdy tylko puściłam jego dłoń (która i tak skutecznie dotykała mojego wrażliwego brzucha), nastraszył mnie kolejnym gwałtownym dotykiem.
- Don’t! – Krzyknęłam ze śmiechem, mocniej ściskając go za nadgarstek. Zbliżył się do mnie i przycisnął swoje usta do moich, w ciepłym pocałunku.
            Zaraz potem puścił mnie wolno i podszedł do przygotowanych kubków, żeby nalać gorącą wodę. Odetchnęłam, czując jak mięśnie brzucha nieprzyzwyczajone do zbyt dużej aktywności, dają o sobie znać po tak gwałtownych ruchach. Zabrakło mi mimo wszystko jego bliskości, więc podeszłam do niego i przylgnęłam do niego od tyłu i objęłam ciasno ramionami w talii. Przytulałam twarz do jego pleców z przyjemnością napawałam się jego ciepłem.
- What do ya want, missy? – Zaczepił mnie, specjalnie ruszając dużo biodrami, żebym go puściła.
- You. – Odparłam, chichocząc z jego prób wydostania się z mojego uścisku. Z pewnością wyglądałam jak dziecko, które nie chce oddać swojej ulubionej zabawki.
- A kto dopiero krzyczał: „zostaw mnie! Puszczaj!”?
- Nie znam. Jakaś wariatka. – Skomentowałam. Wychyliłam się odrobinę, bo chciałam zobaczyć jego wyraz twarzy. Zajrzałam do niego z dziecięcym uśmiechem, gdy słodził swoją herbatę i wyglądał na więcej niż zadowolonego. Odłożył cukiernicę na miejsce i wyciągnął rękę, tak by objąć mój wychylający się zza niego tułów. Przytulił mnie ciasno do siebie, po czym zamknął mi buzię przeciągłym, bardzo intensywnym buziakiem.
            W takich chwilach unosiłam się ponad ziemią, miałam skrzydła pożyczone od aniołów i latałam w chmurkach szczęścia, które przybierały kształt serduszek. Uśmiechnęłam się przez pocałunek i objęłam dłonią jego policzek, nie chcąc się odsuwać. Kilkumilimetrowy zarost drapał mnie w palce, ale nie przeszkadzał. Uwielbiałam być przez niego całowana i przytulana. I nawet choćby zgniatał mi wszystkie moje kości w tym uścisku, nie wymieniłabym go na żaden inny.
            Dosięgnęłam ramieniem do jego szyi i objęłam go, pozwalając by przesunął mnie przed siebie i objął obydwiema rękami. Przycisnęłam się jeszcze mocniej do niego, wciąż co i rusz masując jego usta swoimi. Było mi przyjemnie i ciepło. Skończyło się jednak w momencie, gdy w całym domu rozniósł się dźwięk domofonu. Odsunęliśmy się od siebie na dosłownie centymetry, oboje zaskoczeni. Nie spodziewaliśmy się nikogo o tej porze w środku tygodnia, nie zamawialiśmy nic do jedzenia. Rodzina zawsze go uprzedzała pytaniem, czy jest w domu.
            Oboje zerknęliśmy na płaski telewizor koło okna, który podłączony był do kamer w całym domu. Na obrazie sprzed bramy wjazdowej ujrzeliśmy ciemną postać, bo jedyne światła na terenie posesji były w ogrodzie i przed drzwiami wejściowymi, jeśli ktoś stał na werandzie. Odwróciła się jednak w stronę latarni, która stała kilka metrów dalej i należała do sąsiada. Poznałam te jasne loki i połyskującą w oddali, lakierowaną torebkę. Tym bardziej białego Mini, który zaparkowany był kawałek dalej i widać było tylko jego maskę.
- Charlie? Co ona tu robi? – Zdziwiłam się głośno. Magia pomiędzy nami zgasła, wypuścił mnie ze swoich ramion i podążył za mną, gdy udałam się w stronę korytarza, skąd można było otworzyć furtkę i bramę.
- Nie mówiła nic? – Pokręciłam przecząco głową w odpowiedzi. – I pomyśleć, że mogliśmy mieć romantyczny wieczór we dwoje… - Zaczął snuć, więc spojrzałam na niego z uniesioną brwią.
- Nie zapraszałam jej, Niall.
- No wiem, zgrywam się. – Puścił mi oko.
- Dochodzi jedenasta… - Zerknęłam zrezygnowana na zegar w korytarzu. Wzięłam ciepłą bluzę, która wisiała przy drzwiach i zarzuciłam ją na ramiona, stopy wsuwając we wciśnięte pod szafę buty do biegania. – Wyjdę do niej i otworzę, może to coś ważnego. – Dodałam, wzdychając ciężko.
            Na zewnątrz powitało mnie przejmujące zimno, bardzo nieprzyjemne jak na wychodzenie na plotki przez bramę. Obojętnie co miała mi do powiedzenia, nie mogła tego zrobić na dworze. Szybciej przymarzłabym do chodnika, niż zrozumiała co ją do nas sprowadza.
- Zgłupiałaś? Jest kurewsko zimno! – Przeklęłam. Ale trzęsły mi się już ręce, o zębach nie wspomnę.
- Przepraszam! Mogę na chwilę? – Odezwała się, robiąc już dwa kroki w przód. Nie odezwałam się w odpowiedzi, jedynie otworzyłam jej furtkę i wpuściłam na teren posesji. Szłam za nią żwawym krokiem do domu i nie dość, że nie wiedziałam co się stało, to jeszcze posiniałam pewnie z zimna. Marzyłam o wypiciu tej nieszczęsnej herbaty.
- Co się stało, że przyjechałaś na nasze „nudne bezludzie”? – Zacytowałam jej słowa, którymi dość często traktowała okolicę, w której mieszkaliśmy.
- Hej, Niall! – Krzyknęła do niego, zanim cokolwiek powiedziała. Nie podszedł, żeby się przywitać; jedynie pomachał jej z kuchni. – Byłam u Damiana, a on mieszka niedaleko. – Odparła w końcu.
            Gruba gula stanęła mi w gardle na dźwięk jego imienia, jak i informację, że mieszka w pobliżu. Opuściła wzrok i przygryzła wargę, co bardzo przypominało mi moją reakcję. Od feralnych urodzin, nie słyszałam na jego temat ani słowa. Toteż nagła informacja o tym, że bliska mi koleżanka regularnie się z nim widuje, szokowała. Nie mogłam się czuć zazdrosna i tak też nie było, jednak coś mnie w środku zabolało. Bardziej mi to śmierdziało powracającym poczuciem winy i niezręcznej niemocy, które mną targały na myśl o pocałunku. Potem zaraz były przykrywane kołdrą złości. Wszystkie te emocje musiały jednak wymalować się dość wyraźnie na mojej twarzy, bo spojrzała na mnie pytającym wzrokiem.
- Co to za mina? – Przeczesała palcami zabałaganione loki, których dawno nie widziałam w takim stanie. Przyjrzałam się jej rozpiętej kurtce i generalnie niedbałym wyglądzie. Coś mi on przypominał.
- Co? Nic. – Pokręciłam głowa. – Nie wiedziałam, że jesteście tak blisko… - Mruknęłam, zostawiając dalsze myśli w mojej głowie. Nie potrzebowałam kolejnych zmartwień, tym bardziej jeśli dotyczyły one Damiana. Co więcej, mając na uwadze Nialla w pomieszczeniu obok.
            Nie umknął mej uwadze rumieniec na jej twarzy. Odwróciła się ode mnie i spojrzała w ekran telewizora, udając nagle zainteresowaną powtórką jednego z seriali.
- Ann, jesteś ostatnią osobą która, by mnie oceniała, mam rację? – Spytała, unosząc niepewnie jedną z brwi. Nie wiedziałam, co mi chce powiedzieć. Miałam też kilka swoich teorii na jej temat, ale nigdy jej ich nie wygłosiłam, jeżeli już to podzieliłam się nimi z moim chłopakiem.
- Mam swoje zdanie, nie we mnie leży ocenianie. Robisz co chcesz, a ja mam tylko prawo komentować. – Wytłumaczyłam, zakładając ramiona na piersi. – Chodź, może usiądziesz..
- Dzięki, ale zaraz lecę. – Westchnęła głęboko. Tak, jakby nagle liczyła się na poważnie z moim zdaniem. – W zasadzie przyszłam zapytać o coś. Masz może dzień po?
- … Co? – Ściągnęłam brwi, nie rozumiejąc sensu jej zdania. Warknęła sfrustrowana i pociągnęła mnie w głąb salonu, bliżej korytarza do sypialni, najprawdopodobniej żeby nie zostać podsłuchaną.
- Tabletka antykoncepcyjna. Nazywa się „dzień po”. Potrzebuję. Pytam więc, czy może masz. – Wytłumaczyła przyciszonym głosem, a moje myśli zaczęły nagle krzyczeć.
- Wy… - Zaczęłam z szeroko otwartymi oczyma, ale urwała mi energicznym kiwaniem głowy. Chciałam wybuchnąć, chciałam coś powiedzieć. Nie potrafiłam. Nie, kiedy jej policzki zrobiły się czerwone.
- Nie pamiętasz? Miałam na liście rzeczy do zrobienia przed 30, mieć seks przyjaciela.
            Wzruszyła ramionami. Jakby to była drobnostka. Czy była to drobnostka? Uprawianie z kimś seksu dla samego seksu? Dla samej przyjemności? Nie wierzyłam w to, bo zbliżenie dwojga ludzi jest poważną sprawą.. Chociaż może tylko dla mnie? Może nie wszyscy są tacy jak ja i mają inne zdanie na ten temat?
- Tak, ale… - Urwałam w niewiedzy, co dalej. Zaraz zaczęłabym się zastanawiać, co Damian w niej widział, dlaczego to robili, czy traktują siebie w porządku. Ale musiałam się przed tym powstrzymać i policzyć do pięciu, zanim cokolwiek niewłaściwego palnęłam. Nie było mnie i Damiana. Nie łączyło nas nic poza wspomnieniami. Dlatego nie powinnam się tym przejmować. Z drugiej strony, toczyły się tu losy Charlie. Powód, dla którego jednak musiałabym się przejąć, by wykazać ze swojej strony trochę troski.
- Masz tabletkę, czy nie? – Zapytała zniecierpliwiona. Wyraźnie nie podobało jej się, że aż tak do siebie wzięłam tę informację. Otrząsnęłam się więc z nadmiernych rozmyślań i zamrugałam dwa razy, wracając do rzeczywistości i siląc się na zdrowy rozum.
- Um.. Nie, nie mam. Nigdy nie potrzebowałam. – Odparłam zgodnie z prawdą.
- Nie? To jakim cudem nie jesteś jeszcze matką gromadki dzieci? – Zaśmiała się. Zagryzłam wargę, nie chcąc wdawać się w niepotrzebną dyskusję, która źle by się tylko skończyła. Nie lubiłam tych żartobliwych docinków, które nie wiadomo czy miały mnie zniesmaczyć, zranić, czy może coś jeszcze wywołać.
- Istnieje coś takiego jak prezerwatywa i hormony. Dobre połączenie, powinnaś spróbować. Całkiem bezpieczne. – Odparłam konkretnie i ciasno się uśmiechnęłam. Nieszczerze.
- No dobra… - Mruknęła, niezadowolona z mojej odpowiedzi. Westchnęła raz jeszcze i spojrzała na zegarek w telefonie. – W takim razie czeka mnie poranna wycieczka po aptekach w Londynie, bo ja gromady bachorów nie chcę, a przynajmniej nie w moim najlepszym wieku. – Dodała. Nie polemizowałam, choć chciałam. Zostałam cicho i na dobre mi to wyszło.
- Powodzenia. – Skomentowałam, gdy zbliżała się znowu do drzwi wyjściowych, a ja dreptałam zaraz za nią.
- W piątek robię imprezę w moim ulubionym klubie. Przyjdziecie? – Spytała, odwracając się do mnie przed drzwiami. Spojrzała na mnie wyczekująco, jakby odpowiedź była tylko jedna.
- Nie wiem, Charles.. – Zaczęłam. Gdy tylko usłyszała mój niezdecydowany ton, krzyknęła.
- Niall!
- Co?! – Odkrzyknął. Słyszałam zamykanie szafki w kuchni i ciche kroki stawiane na panelach w korytarzu. Pojawił się w przejściu, przeżuwając coś radośnie. Stanął obok mnie i objął moje ramiona, zamykając mnie w swoim uścisku.
- Ta młoda dama nie chce przyjść na moją imprezę. – Zrobiła smutną minę. Blondyn spojrzał na mnie, więc ledwie zauważalnie wzruszyłam ramionami.
- Byłaś za mało przekonująca. Trzeba było to dobrze uargumentować, na przykład obecnością jej wspaniałego chłopaka. – Odparł, na co przewróciłam oczami. – Zobaczę, czy nie zarezerwowałem już dla nas stolika na ten wieczór. Nie można odwołać randki. – Mrugnął do niej zalotnie.
- A, no tak. Zapomniałam, że z was kochające się gołąbeczki. – Zaśmiała się, machając ręką. – Ale naprawdę, przyjdźcie. Będzie trochę moich znajomych, kilku już zna Ann, to nie będzie niezręcznie. Najwyżej przyjdziecie po tej swojej kolacji. – Dodała, stojąc już w drzwiach.
- Zobaczymy. – Mruknęłam, uśmiechając się ciasno. Pomachała ręką i zniknęła, drepcząc po podjeździe w stronę bramy.
           
            Niall zamknął za nią drzwi i upewnił się, że wyszła bezpiecznie do samochodu. Ja za to stałam w bezruchu, gdy spływały po mnie wszystkie informacje uzyskane w ciągu ostatnich dziesięciu minut.
- Wszystko w porządku? – Usłyszałam. Nie zorientowałam się, kiedy wyprowadził mnie za rękę do kuchni. Ocknęłam się z rozmyślań, gdy położył mi ręce na ramionach i próbował zwrócić swoją uwagę. Powiedzieć? Nie powiedzieć? Jak powiedzieć? Nienawidziłam tych dylematów. Nienawidziłam szkodników, które tłukły nasz wspaniały nastrój.
- Będzie, jeśli Charlie weźmie sprawy w swoje ręce i ogarnie się. Nie chcę słuchać biadolenia, gdy zajdzie w ciążę. – Skomentowałam zwyczajnie, na co on ściągnął brwi. Objął mnie w biodrach i pozwolił, żebym wsunęła dłonie na jego kark.
- She’s sleepin’ around?
- Jest w związku bez zobowiązań. Z Damianem. – Odparłam powoli, cierpliwie oglądając jego reakcję. Nabrał dużo powietrza do płuc i odetchnął, uciekając ode mnie na chwilę wzrokiem. Puścił moje biodra i już się ode mnie odsuwał, drapiąc się po karku. Serce mi mocniej zaczęło bić, w obawie przed kolejnymi wydarzeniami.
- Co.. – Urwał, nie mogąc się zdecydować co powiedzieć. – Fuck, jak.. – Przerwał, żeby odchrząknąć. – Przejmujesz się tym? - Wsparł się dłońmi w biodrach i zwilżył usta językiem. Poczerwieniały mu policzki. Przełknął głośno ślinę i czekał, aż cokolwiek ode mnie usłyszy. Wiedziałam, że będę na bieżąco mówić mu, co serce i głowa mi podyktują, więc różnie mogło się potoczyć. Choć wewnętrznie nie bałam się nawet w połowie tak bardzo, jak zanim mu zdradziłam, że Damian mnie pocałował.
- Na pewno martwi mnie, że Charlie nie jest zbyt rozsądna i szukała u mnie tabletek antykoncepcyjnych. – Zaczęłam. – Nie czuję nic do niego poza zawodem, o czym wiesz, – Spojrzałam mu prosto w oczy. - więc nie ma tu absolutnie miejsca na zazdrość. Dlatego nie mogę też mówić o złamaniu przez nią jakiegokolwiek przyjacielskiego kodeksu, bo nie pytała nigdy skąd go znam i czy coś między nami było. Mi jest jedynie niezręcznie, że ktoś komu kiedyś ufałam, później był zbyt pewny siebie i myślał, że może mnie wciąż mieć… Teraz robi z siebie lowelasa i wkręca w swój brak emocjonalnej stabilności kolejną dziewczynę. – Mówiłam, a w zasadzie wypływały ze mnie słowa. – Chociaż może z tym, jaka Charlie jest wobec mnie, zasługują na siebie? Nie wiem. Ale tak czy siak, nie chcę mieć z nim nic więcej wspólnego, a jego dzieciaka niańczyć nie będę.
- Wiesz co mnie wkurwia? – Zapytał po kilku minutach ciszy. Przyciągnęłam go do siebie ciągnąc go za koszulkę, bo widziałam jak zaczyna się unosić w złości. Chciałam go uspokoić, objęłam go w pasie i spoglądałam na niego od dołu, cierpliwie wysłuchując kolejnych słów. – Wkurwia mnie to, że facet nie zna granic. Nie ma jaj. Jedną całuje, z drugą śpi.. Kiedy kolejna? I kim ona będzie? Twoją siostrą? Śmierdzi mi ten gość i wiem, że chciałabyś go traktować jak kolegę, obojętnie jak bardzo go nie trawię. – Tłumaczył. Robił się cały czerwony i gestykulował dłońmi, więc uspokajająco gładziłam palcami po jego plecach. – Nie lubię go. Miał ciebie. Teraz ma twoją przyjaciółkę, czyli ciągle będzie się kręcił w pobliżu. – Warknął. Przyłożyłam mu lewą dłoń do policzka i kojąco pogłaskałam go po zaroście. – Będą mi siwiały włosy z niezadowolenia. – Westchnął, na co się uśmiechnęłam.
- Nie przeszkadza mi to. Zawsze będziesz moim najseksowniejszym mężczyzną. – Powiedziałam, na co zaśmiał się lekko i pokręcił głową, zanim przybliżył się trochę do mnie.
- Będę też musiał często zapominać o jego istnieniu i upewniać się, że to ja podniecam moją małą.
- Och, schodzimy na niebezpieczny tor? – Uniosłam ze śmiechem brew.
- Wiązać się to będzie z częstą aktywnością seksualną, bo trzeba radzić sobie ze stresem.. – Mruknął z uśmiechem. Nie do końca przekonującym, ale zawsze.
- Nie mam nic przeciwko.

            

3 komentarze:

  1. Wiesz co? Jest mi tak cholernie przykro że twoje opowiadanie jest tak mało popularne. Zasługujesz na miliony wyświetleń i wydanie co najmniej kilku książek bo uwielbiam czytać wszystko co wychodzi spod twoich rąk. Nie myślałas może o dodaniu książki na wattpad? Chętnie pomogłabym w zrobieniu okładki i rozpromowaniu, całuje i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Książka w zasadzie jest na Wattpad, zaczęłam edytować po kolei rozdziały, ale w pewnym momencie straciłam siłę. Na pewno zrobię to dalej, ale póki co za bardzo nastawiam się na kontynuowanie tej historii i brak mi czasu na zajęcie się tym, co już opublikowałam.
      Bardzo miło z Twojej strony! Dziękuję, takie słowa są dla mnie bardzo ważne i przez chwilę aż nie wierzyłam, że pojawił się jakikolwiek komentarz pod tym rozdziałem!

      Wszelkie pomocne dłonie chętnie przyjmę :)

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń