Manny

czwartek, 1 grudnia 2016

#47

Rozdział miał być dłuższy.. ale żeby zagwarantować Wam jak i sobie odrobinę przyjemności z okazji 1. GRUDNIA (!!!!), kawałek dostajecie dzisiaj. Kto się cieszy? :)

Chcielibyście przeczytać jakieś świąteczne akcenty? A może tęsknicie za blogmas? Dajcie znać, opowiedzcie, jakie są Wasze grudniowe życzenia. Kto wie, czy się nie spełnią? :)












- Dobry wieczór, chciałbym złożyć zamówienie.. – Zacząłem równolegle z donośnym odgłosem, który wydał z siebie mój żołądek. Facet po drugiej stronie słuchawki miał szczęście, że zapewnił dostawę do godziny. Więcej bym nie zniósł.
            Włoska kuchnia była tym, na co zgodnie pokiwaliśmy głowami, zastanawiając się nad menu na dzisiejszy wieczór. Żadne z nas nie miało w sobie tyle werwy, żeby coś przygotować. Dlatego zamówienie czegoś pysznego wydawało się rozsądnym rozwiązaniem dla naszych wygłodniałych brzuchów.
            Opowiadając pracownikowi knajpy kilka kilometrów od domu o przystawkach i daniach głównych, które chcieliśmy, błądziłem po kuchni. Zatrzymałem się przy lodówce i otworzyłem ją, znajdując wzrokiem ostatni kawałek tortu sprzed weekendu. Ułamałem kawałek i wrzuciłem do buzi, gdy powtarzał dokładnie składniki na pizzy, którą tak bardzo chciałem już zjeść.
- Jeszcze jakbym mógł poprosić nazwisko i numer telefonu do zamówienia?
- Jasne. Niall Horan, numer… -
- Niall Horan? – Powtórzył z niedowierzaniem w głosie. Zaśmiałem się razem z nim i pokręciłem głową na sytuację, którą znów musiałem jakoś strategicznie rozegrać, skoro na samym początku nie użyłem wymyślonej postaci. – Jest pan pewien?
- Masz mnie! – Dobra, a tak na poważnie, James Holmes…

            Zapach ciepłego powietrza po gorącej kąpieli zaczął unosić się dookoła mnie, gdy otworzyła drzwi od łazienki po raz pierwszy od kilkudziesięciu minut. Wszystko słyszałem, bo byliśmy tylko we dwoje w domu i nie musieliśmy zamykać wszystkich drzwi po kolei – nie było Willie’go, który przez przypadek mógłby zobaczyć to, czego nie powinien. I tak nie martwiłem się o jego intencje bo był dobrym przyjacielem, ale prywatność jest jednak podstawą gdy żyje się z innymi ludźmi pod jednym dachem.
            Przyjemnym było usiąść na mojej wygodnej, czarnej kanapie przed tym samym telewizorem, za którym nie raz tak bardzo tęskniłem. Powrót do Londynu z wielu powodów był zwyczajnie konieczny, ale był też sporą ulgą dla serca. Po kilku miesiącach pobytu w Ameryce zwyczajnie zaczęło mi brakować domu, który stworzyłem dla siebie w Anglii. Londyn był duży i zatłoczony, ale nie aż tak bardzo jak Los Angeles.
            LA było trudnym tematem. Zapewne jeden z powodów, dla których z pokerową twarzą przeszła obok salonu w swoich wygodnych spodniach od piżamy i luźnej koszulce. Zerknęła jedynie w moją stronę upewniając się, czy aby na pewno czekam na nią przed telewizorem, tak jak się umawialiśmy. Zniknęła w kuchni i tylko owiała mnie zapachem swojego słodkiego płynu pod prysznic.
            Praca nad moim solowym albumem w Kalifornii i ciepłe przywitanie w świecie solistów na rynku amerykańskim były rzeczami, które skłoniły mnie do wysnucia jednego, dość ważnego pytania.

- Co byś powiedziała, gdybyśmy się tutaj przeprowadzili?
            Zamilkła. Wciąż miała uśmiech na twarzy, ale już jako pozostałość śmiechu sprzed kilku chwil. Podniosła wzrok znad klawiatury laptopa i spojrzała na mnie, robiąc wielkie oczy.
- Pytasz poważnie? – Spytała, drobnym głosem. Jej rysy twarzy złagodniały i oczekiwały na moją odpowiedź. Skinąłem pewnie głową, zanim odłożyłem zegarek i telefon na szafkę nocną. Chwilę nic nie mówiła, a ja zdążyłem usiąść obok niej na łóżku. Otworzyła buzię, ale nic z niej nie wypłynęło.
- Po prostu.. – Zacząłem, próbując znaleźć odpowiednie słowa. – Lada dzień wracamy do Londynu, ale prędzej czy później będę musiał tu wrócić. Kim dostała już maile od producentów telewizyjnych, dostałem zaproszenia do programów i na Jingle Ball w kilku miastach. Jeśli zrobię promocję płyty w przyszłym roku, nie ominę Stanów. – Mówiłem, myśląc o najbliższej przyszłości, która mnie czeka. – Nie mówię, że nie wrócilibyśmy już w ogóle do Londynu. Ale przez jakiś czas będę musiał być tutaj. I chciałbym, żebyś była ze mną. W końcu ten dom.. – Rozejrzałem się po przestronnej sypialni, którą dopiero niedawno poznała. – Wybrałem go z myślą o nas obojgu.
            Milczała. Wiedziałem, że z jednej strony proszę o wiele. To była rezygnacja z jej własnych osiągnięć, na rzecz moich.
- Niall.. – Zaczęła, bardzo niepewnie. Pokręciła głową, zbierając myśli. – Ja.. Nie wiem. To znaczy.. Zdaję sobie sprawę z tego, co robisz. I wierz mi, wyprzedzam nawet pierwszy rząd twojego wsparcia i gdybym mogła, wszędzie bym ci towarzyszyła.. Ale.. – Wypuściła z siebie sporą dawkę powietrza. – Wow, to jest wielka rzecz.
- Wiem, kochanie… Chciałem żebyś wiedziała, że myślę o tym. Takie decyzje powinny być podjęte wspólnie, dlatego poruszyłem temat. – Dokończyłem, lekko się do niej uśmiechając. Odwzajemniła gest, ale z dużo mniejszym przekonaniem. Pokiwała głową i głęboko odetchnęła.
- Pomyślę o tym.


            Myślała aż za dużo. I cholera, był to trudny temat. Zaczynała kolejny rok studiów w Londynie, dzięki którym mogła się w jakiś sposób realizować. Sporadycznie dostawała jakąś pracę. Od domu dzieliły ją nieco ponad dwie godziny lotu. Wszystko miała w zasięgu ręki. Odebranie jej tego było karygodnym czynem. Ale nie chciałem znowu nas narażać na miesiące życia na różnych kontynentach, tygodnie rozłąki, zabójcze różnice w strefach czasowych. Była to nieprzyjemna myśl, ale równie mocna jak moje pragnienie rozwijania się jako solowego artysty. Skoro miałem szansę, chciałem ją należycie wykorzystać. I teraz bądź mądry i pisz wiersze.
            Weszła do salonu z parującym kubkiem. Postawiła go na stoliku przy kanapie, zaraz obok kilku świeczek, które zapaliłem specjalnie dla niej. Polubiła zapachowe afrodyzjaki i czuła się przy nich bardziej zrelaksowana, ale jedynie jeśli nie była sama. Wciąż czuła się niepewnie jeśli chodzi o własne zdolności do przewrócenia czegoś albo wykonania zbyt gwałtownego ruchu. Dlatego sama na dłuższą metę nie igrała z ogniem.
- Co tak pachnie? – Pociągnąłem nosem i poczułem słodki, waniliowy aromat. Nachyliłem się nad jej kubkiem i raz jeszcze powąchałem parujący napój.
- Kawa z syropem waniliowym. – Mruknęła, zdejmując gumkę z włosów. Zaczęła masować palcami skórę głowy, co miała w zwyczaju po długim noszeniu ich wysoko upiętych. Twierdziła, że boli ją od tego głowa, dlatego przeważnie wieczorem miałem okazję podziwiać jej brązowo-złociste kosmyki w całej okazałości.
- Ten, który kupiłaś ostatnio? – Spytałem, wracając myślami do jej ostatnich zakupów po przylocie do Londynu. Pokiwała w odpowiedzi głową i wygodniej usadowiła się na kanapie, opadając swobodnie plecami na poduszki.
            Sam położyłem się na dłuższej części kanapy, podłożywszy sobie wcześniej odpowiednią warstwę miękkich poduch pod głowę. Zacząłem przełączać kanały i szukać aprobaty swojej jak i Annie, odnośnie tego co będziemy oglądać.
- Zamówiłeś jedzenie? – Zapytała, gdy zatrzymałem się na kanale kulinarnym. Jamie był w trakcie zawijania mięsnych roladek, co musiało obudzić jej głód.
- Tak, będzie pewnie za jakieś czterdzieści minut. – Odparłem. – Tym razem mów mi James Holmes.
- James Holmes? – Zmarszczyła czoło i cicho parsknęła. – Mało oryginalne. – Uśmiechnąłem się, wzruszając ramionami.
            Kilka kanałów dalej, znalazłem mecz Chelsea z jakimś mniej znanym klubem. Zawiesiłem na nim dłużej wzrok, zanim zdążyła jęknąć niezadowolona. Przełączyłem.
            Zaczęliśmy oglądać od mniej więcej połowy, nagranie z koncertu Justina Timberlake’a. Ten człowiek niesamowicie ruszał się na scenie, współgrał ze swoimi wszystkimi tancerzami i muzykami. Tworzył przedstawienie, musical, którego fabułą była cała jego postać. Poprowadził moje myśli w jego przeszłość, kiedy to jeszcze należał do znanego na całym świecie boybandu. Ba, nawet ja ich słuchałem. Jako dzieciak słuchałem wszystkich topowych zespołów, w tym muzyków, za którymi szalały młode dziewczyny. Bo chciałem być taki sam jak oni. I w pewnym stopniu udało mi się to, jednak nie odkryłem jeszcze w całości swojej wersji Justina solo. Na pewno nie zrobiłbym tak wielkiego i spektakularnego show jak on. Jesteśmy bez porównania, jeden z monarchów dzisiejszej muzyki pop nie da mi szans w pojedynku jeden na jednego.
            Gdy wyobraźnią wędrowałem głębiej w jego występ, wyobrażając sobie siebie z gitarą przed takimi tłumami, poczułem ruch na kanapie. Przesuwając się na kolanach, z kocem na plecach, wylądowała okrakiem nad moimi nogami i czekała, aż zrobię jej miejsce. A przynajmniej tak mi się wydawało.
- Co tam? – Spytałem, łącząc nogi i ułatwiając jej ruch. Usiadła na moich biodrach i zaciągając daleko za sobą przyjemny i ciepły materiał, opadła tułowiem na mój tors, oparłszy głowę na moim ramieniu. Wzruszyła swoimi i zaciągnęła się moim zapachem, co miała czasami w zwyczaju.
- Nic. Chcę się tulić. – Mruknęła w materiał mojej koszulki. Uśmiechnąłem się, mimo że nie mogła tego zobaczyć. Podkurczyłem nogi w kolanach, przyciągając ją jeszcze bliżej siebie i objąłem ją ciasno jednym ramieniem.
- Niech będzie, misiu koala. – Zażartowałem, wyobrażając sobie te pocieszne zwierzaki, które swój czas spędzały na jedzeniu i spaniu.
- Słyszałeś? Mały słonik urodził się w Dublińskim Zoo. – Zauważyła cicho. Jak najspokojniej westchnąłem. Nie chciałem za bardzo poruszać jej ciałem, jak i wzbudzać niechcianych emocji.
- Naprawdę? Uroczo. Pewnie mają dużo wycieczek. – Odparłem. Domyślałem się, do czego zmierzała, a nie chciałem znowu burzyć jej zapału.
- Polećmy do Irlandii. – Rzuciła. Wciąż patrzyła przed siebie, teoretycznie w telewizor ale wiedziałem, że myślami jest gdzieś zupełnie indziej. – Zrobilibyśmy sobie najprawdziwszą wycieczkę po Dublinie. Widziałam tylko tyle, co podczas drogi z i na lotnisko. – Mówiła. – Chowalibyśmy się wieczorami w małych pubach, pokazałbyś mi najbardziej urokliwe miejsca.. Może pojechalibyśmy zobaczyć klify? Pamiętasz ten film, „Oświadczyny po Irlandzku”? – Podniosła głowę i oparła brodę na mojej piersi, z uśmiechem na twarzy. Spoglądałem na nią i widziałem czyste szczęście wymalowane w jej oczach, gdy pozwalała swoim myślom uciec do radosnej, zielonej krainy. Mruknąłem w odpowiedzi, pozwalając jej kontynuować. – W ostatniej scenie, kiedy on się jej oświadczył, właśnie na klifie.. To były jedne z najpiękniejszych zdjęć jakie widziałam. Przebijały niektóre dokumenty BBC! – Mówiła podekscytowana.
- To prawda, kawał dobrej roboty. – Skomentowałem, pamiętając doskonale o której scenie mówi. Film sam w sobie aż tak mnie nie powalił na kolana, ale jego atmosfera i zdjęcia już bardziej. No i oczywiście radość jaką emanowała Ann, gdy go oglądała.
- No właśnie. Chciałabym tam pojechać. Wypożyczylibyśmy samochód i pojechali gdzieś na wycieczkę poza Dublin. – Snuła pomysły, znów położywszy policzek na moim podkoszulku.
- Jeszcze będzie do tego mnóstwo okazji. – Powiedziałem. Przesunąłem dłoń z jej tułowia do głowy, delikatnie masując skórę jej głowy i błądząc pomiędzy włosami. Nie odpowiedziała nic, trwała w ciszy. Był to dla mnie jasny znak, że zakończyłem tym zdaniem temat. Z bólem, bo nigdy nie było dla mnie frajdą gaszenie jej entuzjazmu i zmazywanie uśmiechu z jej pięknej twarzy.
            Czułem, jak serce zaczyna jej mocniej bić. Wczepiła również swoje dłonie w mój tułów, całkowicie się do mnie przyklejając. Przełknęła głośniej niż zwykle ślinę i domyślałem się, że zbiera się do powiedzenia czegoś ważnego. Czegoś, co wzbudzało nerwy nas obojga.
- To będzie trudne.. – Zaczęła po kilku minutach. Spojrzałem odruchowo na czubek jej głowy, i tak niewiele z tego widoku wynosząc. Więcej czułem na swoim torsie. – Nie móc się do ciebie codziennie przytulić. – Dodała. Zrzuciła cegłę z wyrytą dłutem informacją i potwierdzeniem moich skrytych myśli i obaw.
Trwaliśmy kilka minut w bezruchu, wciąż chwytając koniuszkami zmysłów fakty. Nabrałem sporo powietrza do płuc i poprawiłem swoje nogi, podciągając je bliżej siebie i tym samym zamykając ją w jeszcze ciaśniejszym uścisku. Obiema rękoma objąłem jej tułów i skinąłem głową, by dosięgnąć ustami jej czoła i ucałować, zanim znów westchnę. Poprawiła się i mocno przywierała do mnie, pozwalając mi zanurzyć mój nos w jej świeżo pachnących włosach. Zaciągnąłem się jej zapachem i zamknąłem oczy, starając się go zapamiętać.
- Przepraszam. – Szepnęła. Głos jej drżał, musiała być pełna poczucia winy i lęku.
- Nie, nie masz za co. Rozumiem.
- Nie chcę, żebyśmy się rozpadli tylko dlatego, że wymyśliłam sobie studia. – Dodała żałosnym tonem. Jęknąłem niezadowolony na te słowa, marszcząc czoło.
- Hej, co to za pomysł? – Spytałem, unosząc odrobinę głowę. Nie spojrzała na mnie, jedynie wzruszyła ramionami i nie wypuszczała mnie ze swoich objęć. - To samo mógłbym powiedzieć o moim śpiewaniu. – Zauważyłem. – Ale nie mówię, bo związek to też decydowanie się na kompromisy, nie tylko poświęcenie.
- Trafne spostrzeżenie. – Mruknęła gdzieś w moją pierś. – Rozmawiałam dzisiaj z mamą.
- Tak? Jak się czuje? – Uniosłem brew, zaciekawiony. Z jednej strony zaskoczyła mnie szybka zmiana tematu, z drugiej jednak chyba zaczynałem rozumieć jej tok myślenia. Zwłaszcza po tym, jak zawahała się przed odpowiedzią.
- Jest z nią coraz gorzej. – Szepnęła. – Cukrzyca jeszcze bardziej męczy jej organizm, jest generalnie wyczerpana i lekarze coś znów podejrzewają. Pozostaje tylko kwestia, która część ciała podda się pierwsza się podda. – Dodała smutno.
- Naturalnym jest więc, że powinnaś zostać jak najbliżej niej. – Skomentowałem do siebie, ale oboje usłyszeliśmy. Zdawaliśmy sobie doskonale sprawę z jej przywiązania do rodziny. Wciąż pamiętałem wieczory, kiedy zaczęliśmy się spotykać i chodziliśmy na wieczorne spacery. Dużo opowiadała o swoich rodzicach oraz o tym, jak w gruncie rzeczy stąpa po kruchym lodzie odkąd opuściła dom. Bo była to jedna z najtrudniejszych decyzji, jakie musiała podjąć w życiu.




            Dwa kwadranse później, kiedy wciąż nie mogliśmy się doczekać naszej kolacji, to ja byłem traktowany jej objęciami. Leżałem z głową na jej kolanach i poddawałem się jej masującym palcom.
- Pamiętasz tę moją błękitną bluzkę zapinaną na guziki? – Spytała nagle. Przed oczami mignęła mi reklama proszku do prania, więc miała dość adekwatne i szybkie skojarzenie. Ściągnąłem brwi i zacząłem się zastanawiać, o czym mówi. Spojrzałem na nią od dołu z niezbyt przekonanym wyrazem twarzy.
- Błękitna bluzka.. – Mruknąłem. Na pewno miała taką, skoro o niej mówiła. Ale za nic w świecie nie byłem w stanie jej sobie przypomnieć.
- Tak. Chodziłam w niej w zeszłym roku na rozmowy w dziekanacie. – Dodała, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. Westchnęła na mój spowolniony proces myślenia i poklepała mnie dłonią po policzku, zanim znów wsunęła palce między moje włosy.
- No dobra. Co z nią? – Zagryzła wargę, gdy spoglądałem na nią wyczekująco. Od dołu miała nieco zniekształcone proporcje, bo na pierwszym planie miałem jej biust i podbródek, a dopiero później twarz i szare, przenikliwe oczy. Jednak był to widok, którego nie żałowałem. Bo moje ślepia i tak wędrowały tam, gdzie chciały.
- Ledwo się dopina i jest już niesmacznie obcisła. – Odwróciła ode mnie wzrok, jakby wstydziła się swoich słów.
- Skurczyła się w praniu? – Rzuciłem najprostszą możliwość. Za to spojrzenie, jakim mnie potraktowała, nie wyrażało aprobaty. Parsknęła cicho i pokręciła zrezygnowana głową.
- Nie widać, że przytyłam? – Spytała. Zacząłem się więc zastanawiać nad tym, jak wygląda. Nie przychodziło mi jednak do głowy nic innego jak to, że od momentu kiedy się poznaliśmy, jej wygląd ani razu mnie nie odrzucał. Jedyne co ulegało zmianie to stopień, w jakim ją adorowałem. Zawsze wzrastał.
- Nie wiem czy widać, ale wciąż jesteś śliczna. – Postawiłem na strategiczną, zgodną z prawdą odpowiedź. Nie chciałem nadepnąć na odcisk. Tym bardziej, że kwestia wagi i wyglądu często i mocno jej doskwierały.
- Niall… Nie… Pytam poważnie. – Westchnęła, granicząc już z frustracją.
- A ja mówię poważnie! Lalka, kilogram w jedną czy w drugą… Rozmiar bluzki inny niż zazwyczaj… Dla mnie nie ma to znaczenia. Jesteś Annie, Annie jest śliczna, a jeśli narzeka na swój brzuch to nie powinna, bo pełen jest miłości i ciepełka do mnie. – Odparłem, chcąc przemówić jej do rozsądku.
- A dla mnie ma, bo nie mieszczę się w moje ubrania i wyglądam na coraz większą! A nienawidzę diet cud, nie mam zamiaru rozstawać się z czekoladą i najchętniej schowałabym się.. – Dała upust słowom, które wypływały coraz szybciej z jej ust. W połowie zdania przerwał jej jednak dźwięk domofonu, po którym wpatrywałem się w nią wyczekująco i ostrożnie się uśmiechnąłem. Bo westchnęła i była w głębi duszy szczęśliwa, że przyjechało jej pyszne (miejmy nadzieję) jedzenie. – Tak. Ale jednocześnie powinnam być wdzięczna, że jestem zdrowa i mam dostęp do najpyszniejszych rzeczy na świecie, które uszczęśliwiają jak mało co. – Dokończyła z pozytywnym akcentem. Często potrafiła zachłysnąć się negatywnymi myślami, dlatego później potrzebowała sekundy na oddech.

- That’s my girl! Now go get them boxes full with food, James is starving!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz