The London Guy był jednym z mniej znanych i obleganych
miejsc w centrum miasta. Kameralna atmosfera małego baru skutecznie mnie jednak
do siebie przyciągnęła, nawet jeśli oznaczało to towarzystwo więcej niż kilku
osób. Przyjaciele z irlandzkiej ekipy Nialla zabrali mnie na wcześniejsze
świętowanie nadchodzących urodzin, na co nie śmiałam nawet narzekać. Mimo że
miałam swoich znajomych, nic tak nie poprawiło mi nigdy humoru jak ich
towarzystwo.
Kończyłam pierwszego Guinnessa i robiłam to z wielkim
smakiem. Przyzwyczaiłam się do mocnego gorzkiego smaku bardzo szybko, nie chcąc
na początku znajomości z Niallem podpaść niewłaściwym gustem w trunkach.
Zależało mi na jak najlepszym wrażeniu, dzięki czemu dzisiaj pod jego
nieobecność, byłam prawie jak obywatelka Irlandii. Dobre samopoczucie też robi
za świetny prezent, jeśli dzięki niemu czuję się mniej samotnie. Willie był w
domu i znikał, a Nialla miałam zobaczyć dopiero pod koniec miesiąca w Los
Angeles, gdzie siedział już któryś tydzień. Cwaniak, ale podobno w dobrej
wierze.
David, dobrze wyglądający jedynie przed czterema
butelkami, wybuchł gromkim śmiechem jako odpowiedź do górnolotnych wypowiedzi
komentatora meczu, który właśnie rozgrywał się na ekranie telewizora nad
naszymi głowami. Laura z Natalią westchnęły ciężko, a Deo i Jake stłumili
niewinne chichoty w swoich kuflach. Już chciałam zripostować jego nienaganny
śmiech, kiedy po otwarciu buzi i nabraniu powietrza, wyrwał mnie dzwonek
telefonu. Odruchowo sięgnęłam po urządzenie, wyczulona na niespodziewane telefony
od blondyna o każdej porze dnia. Spotkałam się jednak ze zdjęciem uśmiechniętej
Charlie, które zrobiłam jej podczas naszego wieczoru filmowego kilka tygodni
wcześniej. Chwilę się zawahałam, bo wolałam odebrać telefon od blondyna, ale i
tak przesunęłam palcem po ekranie i przyłożyłam smartfon do ucha.
-
Hej, co tam?
-
Annie, musisz chyba wyjść przed bar i nam pomachać, nie możemy go znaleźć! – Jej
rozbawiony i piskliwy głos uderzył mnie w ucho. Nie dało się zapomnieć o tym,
że na wieści z kim idę na piwo, chciała dołączyć z kimś znajomym i też uczcić
moje urodziny. Nie chciałam być negatywnie nastawiona ale przeczuwałam, że
robiła to tylko dla popisu. Taki miała już charakter a ja mimo wszystko nie
miałam zamiaru jej zmieniać.
-
Dobra, daj mi chwilę. – Odparłam. Nie wnikałam z kim ani gdzie jest, jedynie
zrobiłam dwa potężne łyki piwa i kiwnęłam głową na barmana, który nas
obserwował, prosząc jednym prostym gestem o dolewkę.
-A
ty śliczna gdzie się wybierasz? Dopiero zaczynamy! – Odezwał się Darragh, na co
pokazałam na niego palcem, żeby się uzbroił w cierpliwość.
- Ty
zaczekaj, aż wrócę. Jeszcze cię przepiję i lepiej na tym wyjdę! – Zaśmiałam
się, podniósłszy się z drewnianego krzesła. – Idę na dwór, Charles nie może trafić.
- Nie
idź sama, jeszcze ktoś cię porwie! – Podniosły się głosy dookoła naszego
prostokątnego stołu zaraz obok baru. Chłopaki śmiali się do swoich kufli, ale
blondwłosa Laura podniosła się z krzesła zaraz za mną.
- Chodź,
ze mną nie zginiesz. - Pociągnęła mnie za rękę w stronę wyjścia, wymijając
zwinnie przechodzących obok ludzi i krzątających się kelnerów z pełnymi tacami.
Stanęłyśmy przed kamienicą, w której
mieścił się bar. Nie wychodziłyśmy daleko na chodnik, jedynie wyglądałyśmy spod
markizy obok szyldu z nazwą miejsca. Towarzystwo blondynki zawsze wprawiało
mnie w nieco lepszy nastrój i pozwalało na lepsze samopoczucie. Cieszyłam się
więc, że nie musiałam sama stać o zmierzchu na dworze. Niedawno zaszło słońce,
dlatego nie było jeszcze przejmującego chłodu, który zdarzał się w nocy i
prosił o jakąś bluzę czy sweter. Wystarczająco ciepło mi było w podartych
jeansach, pasiastej koszulce na ramiączkach, związanej na brzuchu niczym w
żeglarskim stylu i w lekkiej bomberce, której rękawy i tak podciągnęłam pod
łokcie, bo w barze było dość duszno. Moje balerinki nie wydawały głośnych
dźwięków na betonowym chodniku, a i Laura była dość cicha w swoich botkach.
-
Charlie to ta blondynka, która wpadła do nas na Glastonbury? – Spytała,
rozglądając się po ulicy w poszukiwaniu jakiejkolwiek zagubionej duszyczki.
Póki co było pusto.
-
Tak. Powiedziała, że kogoś jeszcze przyprowadzi. Mam nadzieję, że wam to nie
przeszkadza? – Spytałam, tak naprawdę sama nie zastanowiwszy się wcześniej, czy
jest mi z tym dobrze. Wszyscy chcieli jak najlepiej, więc jak mogłam odmówić,
skoro zależało im wszystkim na uczczeniu moich urodzin?
-
No co ty, lalka! – Uśmiechnęła się i rozgrzała moje serce zdrobnieniem, którego
użyła. – Chłopaki będą mieli tylko
więcej osób do picia, a to ty masz się czuć najlepiej.
-
Dzięki. – Powiedziałam szczerze, unosząc kąciki ust. Poprawiła swoje
rozpuszczone włosy i puściła mi oko, opierając dłonie na biodrach. Wyglądała
zabójczo, z resztą jak zwykle, w kwiecistej sukience, rockowych botkach i
skórzanej kurtce z nieco krótszymi rękawami. Nic dziwnego, że była twarzą tylu
programów i kampanii reklamowych; była chodzącą pięknością i ideałem, na którym
wszystko leżało wspaniale. Jednocześnie życzliwą osobą, która mimo przyjaźni z
Niallem dużo wcześniej, nie miała problemu z przygarnięciem mnie w swoje
ramiona. Żałowałam jedynie, że nie było aż tyle okazji do wspólnego spędzania
czasu.
-
Cały czas miałam ci powiedzieć, ale ciągle ktoś mi się wcina. Świetnie
wyglądasz z tą szminką. To twój kolor, zdecydowanie. – Zauważyła z błyskiem w
oku, na co się uśmiechnęłam nieśmiało.
-
Tak myślisz? Nie zwracałam na to za bardzo uwagi, byle nie rzucała się aż tak w
oczy jak czerwona. – Zaczęłam wracać myślami do mojego przygotowywania się do
wyjścia, kiedy to chciałam czuć się jak najlepiej i najpewniej. Krwiste i
wyeksponowane kolory były dla moich ust właściwe jedynie, kiedy miałam przy
sobie swoją drugą połówkę i szliśmy w jakieś miejsce publiczne. Niall zawsze
powtarzał, że gdy miał w planach całowanie się ze mną, nie lubił mażących się
specyfików. Nie wiedział jednak jeszcze, że wynaleziono matowe pomadki…
-
Jest śliczna. Niby nie dziewczęco różowa, ale ciepła i naturalna z tym różanym
odcieniem. Dobrze się trzyma. – Mówiła. – Musiałam szturchać chłopaków, gdy za
długo się gapili. – Uniosła zalotnie brwi. Zaśmiałyśmy się obie, tyle że ja
pokręciłam głową w zażenowaniu i opuściłam głowę, wlepiwszy wzrok w chodnik.
Chwilę jeszcze rozmawiałyśmy o
wszystkim i o niczym, czując się nad wyraz komfortowo we wspólnym towarzystwie,
aż w końcu dzwonek mojego telefonu urwał nam wątek. Rozejrzałam się po ulicy
gdy odbierałam, szukając wzrokiem zguby. Trochę zaczynałam żałować, że coś śmie
przeszkodzić mi tak przyjemną chwilę. Mało koleżeńskie samopoczucie z mojej
strony, ale nie raz powtarzano mi, że najważniejsze to dbać o samego siebie.
-
Już wiem, skręciliśmy za wcześnie. – Odezwała się roześmiana Charlie.
Ściągnęłam usta do środka i czekałam, aż kontynuuje. Słyszałam jak ciężko
oddycha od marszu i śmiechu, w tle rozchodziły się dwa inne głosy, damski i
męski. – Jesteś na zewnątrz?
-
Tak, czekamy. – Odparłam, chcąc mieć to już z głowy. Nie lubiłam niezręcznych
sytuacji, dlatego chciałam ominąć w myślach moment wzajemnego poznawania się
przez dwie grupy znajomych i przejść do wspólnych toastów i uśmiechów.
-
Widzę dwie zgrabne blondynki na wprost! – Ktoś w tle powiedział, na co
odruchowo zerknęłam w lewo i w prawo. Ujrzałam w oddali znajomą burzę włosów, w
towarzystwie dwóch innych postaci. Podniosłam rękę i pomachałam, rozłączając
się i chowając telefon do małej torebki.
Przygotowałam się z uśmiechem na
twarzy i podniosłam głowę, chcąc w jak najlepszym nastroju powitać kolejne
osoby, które chciały świętować moje urodziny. Unosiłam kąciki ust i czułam
intensywne bicie mojego serca, pozwalając sobie w myślach na psychiczny
odpoczynek. Wypuszczałam z siebie nerwy i wraz z zapachem kwiatowych perfum
Laury, nabierałam pewności siebie. Odsłoniłam zęby w uśmiechu, gdy zobaczyłam
równie duży na twarzy Charles. Nie sądziłam jednak, że serce będzie w stanie
jeszcze bardziej przyspieszyć swój rytm. Nie spodziewałam się nawet takiej
reakcji.
Coś mnie zakłuło w środku, kiedy
zobaczyłam tę brązową czuprynę i piwne oczy. Zabolało i musiałam przełknąć
ślinę, żeby się nie zakrztusić w wyniku niekontrolowanej reakcji mojego
organizmu. Czułam paraliż twarzy, który powoli rozprzestrzeniał się na resztę
mojego ciała. Mimowolnie uśmiechnęłam się lekko, nie wiedząc nawet, jak to
robię. Dlatego też ściągnęłam po chwili brwi, absolutnie zmieszana i niepewna
tego, co się dzieje.
-
W porządku? Jesteś blada, zimno ci? – Usłyszałam od blondynki, która troskliwie
położyła mi dłoń na ramieniu. Spojrzałam na nią, niepewna odpowiedzi.
Otworzyłam usta i przez chwilę nic z nich nie wypływało, aż w końcu musiałam
się ocknąć z transu. Nie mogłam wiecznie szukać ukojenia w jej komforcie,
potrzebowałam stawić czoło rzeczywistości i temu, że Damian przyszedł na moje
urodziny.
-
Nie, wszystko dobrze. – Wykrzywiłam usta w uśmiechu, obojętnie jak bardzo
fałszywym. Uniosła wnikliwie brew ale odpuściłam, gdy nic więcej jej nie
powiedziałam.
-
Jest i nasza królewna! Wczesne wszystkiego najlepszego! – Podniosła głos
Charlie, rzucając się na mnie z otwartymi ramionami. Przyjęłam uścisk mimo
ciężkich, wieczorowych perfum, którymi cała pachniała. – W końcu moje dwie
najukochańsze mogą się poznać, to jest Emily! – Pokazała na ciemną blondynkę,
która zaraz wyciągnęła do mnie rękę. Ciasno się uśmiechnęłam i podziękowałam,
gdy uprzejmie złożyła mi proste życzenia i obdarzyła ciepłym spojrzeniem. Może
nie będzie tak źle. – A to… - pokazała ręką na bruneta, którego oczy już mnie
obserwowały. Nie dało się ich ominąć, szukały moich i więziły we wspólnym
spojrzeniu.
-
Damian. – Dokończyłam za nią. Widocznie przełknął ślinę i lekko uniósł jeden z
kącików ust w delikatnym uśmiechu, gdy usłyszał jak wymawiam jego imię. Nie
chciałam wyjść na wariatkę, więc próbowałam poskromić emocje. Odchrząknęłam
więc i szybko uciekłam od niego wzrokiem, lądując na każdej z dziewczyn po
kolei. – Znamy się.
-
No właśnie, słyszałam coś tu i ówdzie, ale nie od źródła.. – Charles zaczęła
narzekać, ale powoli wyłączałam swoją uwagę i odpływałam myślami.
-
Nie wiedziałam, że znasz Charlie. – Burknęłam w jego stronę, co uciszyło naszą
małą grupkę przed budynkiem. Czułam, że wszystkie spojrzenia wylądowały na
mnie, która to z kolei bombardowałam wzrokiem bruneta. Obserwowałam jego twarde
rysy twarzy, jego wyprasowaną koszulę, najzwyklejsze na świecie jeansy, jego
oczy labradora.
-
Byliśmy raz na tym samym koncercie, od tamtej pory czasami się spotykamy. Mój
współlokator chodzi z jej kuzynką. – Tłumaczył się, choć nie musiał. Wzruszył
niewinnie ramionami i znów zobaczyłam w nim tego swawolnego chłopaka, który
wszystkich wszędzie znał i zapoznawał w najmniej przewidywalnych
okolicznościach. Dziecko przypadku i dobrego losu, który zawsze mu zsyłał
świetne oceny w szkole, mimo kompletnego braku starań.
-
Mam taką propozycję, żebyśmy może przenieśli imprezę do środka. Chłopaki zaraz
wypiją nam wszystkie drinki. – Wtrąciła Laura, za co poniekąd byłam jej
wdzięczna. Zaprosiła dziewczyny do środka i weszła zaraz za nimi, gdy Damian
przytrzymał ciężkie barowe drzwi.
Zdałam sobie sprawę, że stałam jak
wryta i patrzyłam na niego, bez opamiętania. On wciąż napinał bark i trzymał otwarte
na oścież drzwi, ale odwzajemniał moje spojrzenie. Uśmiechał się do mnie tak
szczerze, że świeciły mu się oczy. Biegały w nich iskry zadowolenia i czegoś
jeszcze, czego nie potrafiłam nazwać.
-
Miło, że przyszedłeś. – Mruknęłam. Podświadomość chciała podsunąć mi coś
innego, coś mniej przyjemnego i chcącego go wygonić, bo mieszał mi w głowie.
Padły jednak te ciepłe i przyjemne słowa, które tylko wywołały jego większą
radość. Moje serce mocniej zabiło, bo poczułam się jak kilka lat wcześniej. Nie
chciałam tego czuć, bo to było nie w porządku. Dlatego szybko zmarszczyłam
czoło i z ciasnym uśmiechem weszłam do środka, hamując moje nozdrza od
wdychania zapachu jego perfum, z ciekawości. Bo nie pamiętałam, jak pachnie.
*
-
No proszę, to się nazywa duża dziewczynka. Trzeci Guinness i wciąż elegancko
się trzyma! – Zagwizdał Martin, gdy byłam w połowie mojego trzeciego kufla.
Spojrzałam na niego spode łba i pokręciłam głową.
-
O tobie tego nie można powiedzieć, Devine. Najsłabsza głowa z całego rodu,
nawet William jest lepszy! – wywołałam tym salwę śmiechu, w tym wszystkich
kuzynów, którzy wspólnie pili i śmiali się przy każdej okazji.
Śmialiśmy się i popijaliśmy gorzkie
piwo już drugą godzinę. Alkohol nie uderzał mi do głowy, ale wystarczająco
rozgrzał mój organizm, żebym musiała zawiązać sobie w pasie materiałową kurtkę
i świecić nagimi ramionami. To, oraz palący we mnie dziury wzrok Damiana, nie
pozwalało moim policzkom przybrać żadnej jasnej barwy. Dogadywał się ze
wszystkimi, opowiadał dowcipy i całkiem mu się udawały, został ciepło przyjęty
przez chłopaków z mojej i Nialla stałej ekipy. Nie wiedziałam, co to dla nas
może znaczyć, ale nie zastanawiałam się nad tym więcej, niż powinnam. Jedyne na
czym się koncentrowałam, to przyjemne towarzystwo i fakt, że dobrze było znów z
nim rozmawiać.
-
Oi, ostrożnie! – Odezwał się Willie, pokazując na mnie palcem w groźnym tonie.
– Mam ci przypomnieć, że musiałem cię budzić po dwóch kieliszkach wina, bo
łamałaś sobie kark na stole? – Śmiał się wyzywająco, na co oburzona otworzyłam
buzię.
-
Wypraszam sobie, byłam wtedy zmęczona! – Wszyscy dookoła parsknęli gromkim
śmiechem. – Bez przesady, każdy się upije po byle czym, jeśli włączysz ten swój
ulubiony serial. Jak on się nazywa? „Zakochane Wzgórza”? – Zaczepiałam go, na
co dumna Laura dźgnęła mnie łokciem w żebra i prosiła się o przybicie głośnej
piątki.
-
Uroczo, jak stare małżeństwo! – Skomentowała, klepiąc podirytowanego Williama
po ramieniu.
-
Chyba znienawidzone rodzeństwo. – Burknął, kręcąc głową w dezaprobacie i
rzucając mi groźne spojrzenia. Wydęłam dolną wargę w smutnym wyrazie twarzy i
opuściłam ramiona, chcąc obudzić w nim jego żartobliwą stronę.
-
Mieszkacie razem? – Padło pytanie ze strony Damiana. Nie mógł tego wiedzieć,
dlatego pewnie wolał zwinnie wejść w rozmowę i dowiedzieć się kilku szczegółów.
Inna sprawa, że mimo nie bycia pijaną, miałam coraz dłuższy język.
-
Proszę cię, to nie jest mieszkanie. To katorga! – Podniósł głos. – Ale ktoś
musi dbać o ten dom…
-
I robimy to wszyscy, bez wyjątku. – Dodałam, unosząc do niego brew wyzywająco.
-
Niech ci będzie. Ale i tak jestem zdominowany przez blondynki. I to we własnym
domu! Boże, za jakie grzechy.. – Mówił, na co nie mogłam się nie zaśmiać.
Przekomarzaliśmy się tak jeszcze
przez jakiś czas. Od wymian zdań i śmiechów doszło do lokalnego karaoke z
kuflami w dłoniach, aż w końcu barman zabrał nam mikrofon i postanowił sam
zadbać o coś zdrowszego dla uszu, niż nasze kocie krzyki. Włączył głośniej
muzykę i nie słysząc niezadowolenia reszty gości, ze względu na moje urodziny,
zrobił nam małą imprezę. Martin i David zaczęli wywijać po środku baru, gdzie
stało mniej stołów i krzeseł. Dziewczyny ruszały się nieco bardziej w rytm, z
gracją i nieudawaną zabawą. Atmosfera była wesoła i niezakłócona niczym, co
mogłoby mi popsuć humor. Tak powinno wyglądać moje święto.
Nadszedł moment, kiedy brodaty
Devine pociągnął mnie za rękę i z drugiej zabrał resztkę piwa, którą sam wypił
duszkiem. Chciałam zaprotestować lub coś mu powiedzieć, ale zamknął mi buzię
nagłym szarpnięciem za trzymaną rękę. Z dystansem, ale objął mnie w talii i
zaczął mną kręcić, tańczyć ze mną i wykonywać wymyślone figury, na które nie
byłam w stanie reagować inaczej, jak śmiechem. Cieszyłam się do łez, czując jak
jestem oddawana od ramion do ramion, tańcząc z każdym z kuzynów i kolegów jednocześnie.
W pewnym momencie wylądowałam nawet ramię w ramię z Williamem, ale w tym samym
momencie zrobiliśmy zdegustowane i obrzydzone miny i odepchnęliśmy się od
siebie ze śmiechem.
Zderzyłam się z kolejną postacią, co
mnie już nie dziwiło. Uśmiechałam się mimo wszystko, wiedząc że jestem w dobrym
towarzystwie i nie mam o co się martwić. Zanim jednak zdążyłam się zorientować,
do kogo dotarłam na prowizorycznym parkiecie, czułam już czyjeś usta na swoich.
Znałam ten smak, znajome mi też było rozchodzące się od warg ciepło. Moją
pierwszą reakcją było jednak trwanie w bezruchu i oczekiwanie, czy przypadkiem
mi się to nie śni. Serce mocniej mi zabiło, bo sumienie zaczęło nagle do mnie
krzyczeć. Podświadomość drapała mnie w żebra, żebym jakoś zareagowała.
Wciągnęłam więc nosem powietrze i gdy spotkałam się z czymś innym, niż znajome
piżmo, po omacku odepchnęłam się dłońmi od sprawcy.
Szeroko otworzyłam oczy i próbowałam
ogarnąć umysłem, co się właśnie stało. Opuściłam ręce z jego ciemnej koszuli i
utkwiłam wzrok na wysokości jego ramion, nie śmiąc nawet zerkać wyżej. Krew
pulsowała w moich żyłach szybciej, niż kiedykolwiek. Spojrzałam w końcu na jego
twarz, pełną wyczekiwania i szoku.
-
Co ty… - Zająknęłam się. – Co… Dlaczego? – Wykrztusiłam z siebie, widząc jak
jego oczy nabrały jeszcze więcej światła.
Nie mogłam uwierzyć w to, co się
stało. Nie byłam w stanie pojąć tego, że dałam się pocałować. Pamiętałam jego
dotyk tak dobrze, że moją pierwszą reakcją nie była ucieczka, tylko chciałam
się przekonać, co to jest. Czym to jest. Jak smakuje. A gdy już poczułam,
pożałowałam.
-
To był odruch.. – Odparł, szukając mojego wzroku. Zmarszczyłam brwi, denerwując
się w środku. Czułam się bezradna, zagubiona, przykryta sporymi płachtami
emocji, których nie mogłam poskromić.
Rozejrzałam się dookoła w obawie, że zwróciliśmy
czyjąś uwagę. Z bólem patrzyłam, jak chłopaki wciąż piją i tańczą, a Natalia z
Charlie i Emily śmieją się z jakiegoś zdjęcia w telefonie. Przełknęłam sporą
gulę, gdy spotkałam się z uniesionymi brwiami i otwartymi ustami Laury.
Momentalnie zaszkliły mi się oczy. Przymknęłam powieki, by powstrzymać tę
niekontrolowaną reakcję. Łza jednak wypłynęła w momencie, kiedy poczułam jak chłopak
próbuje dotknąć mojego ramienia.
-
Damian, nie… - jęknęłam, kręcąc głową. Słone stróżki zaczęły ściekać mi po policzkach,
gdy odsunęłam jego rękę i spojrzałam na niego. Tego samego, którego z chęcią
całowałabym kilka lat wcześniej. Właśnie tego, który pojawił się znikąd i
zaczął mi przypominać, czym jest normalność, której tak wówczas potrzebowałam. –
To się nie mogło stać. Nie.. – Zaczynałam panikować. Kręciłam w niedowierzaniu
głową, ścisnęłam palcami moje włosy i czułam rosnącą we mnie frustrację.
-
Mimo wszystko nie żałuję, że się stało. – Mruknął. Próbował dosięgnąć do mnie
dłonią, ale odsunęłam się. Nie chciałam, żeby mnie dotykał, bo nie wiedziałam
czym to się skończy. Dlatego przyspieszyłam kroku w stronę wyjścia.
- Jak leci? – Spytałam w końcu,
podnosząc wzrok znad parującej kawy. Bawił się łyżeczką, tworzył nią wzorki w
piance na wierzchu gorącego napoju. Sytuacja była dla mnie nowa i nietypowa, ale
przyzwyczajałam się do niej z każdą mijającą minutą. Lubiłam towarzystwo jego
uśmiechu i skrzących się w śmiechu oczu. Czułam się inaczej, gdy mogłam
swobodnie rozmawiać w swoim ojczystym języku i przy okazji nie martwić się, że
ktoś obok podsłucha moje słowa i zacznie mnie oceniać. Wyjątek stanowili
jedynie mieszkający w okolicy Polacy, jednak do tej pory nie zauważyłam ani
jednego w naszej skromnej kawiarni.
- Małymi kroczkami i do przodu.. –
Odparł. Nigdy nie był nazbyt wylewny, trzeba było trafić na właściwy temat,
żeby rozciągnął język. – Będę bronił inżynierkę, ale najpierw trochę tutaj
zarobię na lepszy garnitur. – Zaśmialiśmy się oboje, lekko i przyjaźnie, bez
nieprzyjemnych podtekstów. – Ty mów, co się z tobą działo. Podejrzewam, że
twoja historia jest bardziej rozbudowana.
I
tak się zaczęło. Spędziliśmy wspólnie kilka godzin po prostu rozmawiając.
Zauważałam przy tym jego drobne i niezmienione przez czas cechy, dostrzegałam
detale w jego mimice twarzy i przypominałam sobie, jak często i z jaką
przyjemnością widywałam ją kilka lat wcześniej.
- Czasami tęsknię za liceum. – Padło w
którymś momencie. Wywołało to nasze poczerwienione policzki, ze względu na
wracające wspomnienia. Zalewały mnie, jak największy wodospad i nie pozwalały
wypłynąć na powierzchnię, dlatego tkwiłam pod wodą emocji i topiłam się w nich.
- Brakuje mi twoich naturalnych,
brązowych włosów. Co się z nimi stało?! – Śmiał się. Czerwieniłam w odpowiedzi
policzki i wymijająco zostawiałam mu kilka słów, nie siląc się na szczegółowe
wyjaśnienia.
- Nie sądziłam, że kiedykolwiek się
jeszcze zobaczymy. – Stwierdziłam, patrząc na jego szczęśliwą buzię. Jeździłam
po niej oczami i zapamiętywałam, jak wygląda. Wiedziałam ile tajemnic skrywa za
swoimi oczami, ile o mnie wie i jak daleko sięga pamięcią.
- I jak wrażenia? Cieszysz się, czy
mam sobie iść? – Znów się zaśmiał, ale tylko jako przykrywka. Jego tęczówki nie
zaiskrzyły, przepełniony był niepewnością i szczerością, jaką uderzało to
pytanie prosto w twarz.
Czy
chciałam, żeby został w moim życiu? Czy potrafiłam żyć z nim u boku, nie mając
wątpliwości co do teraźniejszości? Miliony pytań błądziły w mojej głowie i nie
potrafiły znaleźć właściwej drogi. Toksycznym było wracanie do przeszłości,
nawet tej czasowo kolorowej. Utrzymanie balansu mogłoby graniczyć z cudem. Ale
ile rzeczy już nie stało na tej granicy? Ile przyjaźni przetrwało, ile związków
się uratowało?
- Nigdy nie powiedziałam, że masz
iść.. – Zaczęłam ostrożnie. Obserwował moje usta, gdy to mówiłam, lekko uniósł
wargi w półuśmiechu. – Miło jest się spotkać i porozmawiać po tak długim
czasie. – Mówiłam zgodnie z prawdą. Bo nigdy tak naprawdę go nie odepchnęłam;
pozbyłam się tylko mojej całej przeszłości i zostawiłam ją taką skumulowaną w
Polsce.
Kelnerka
podeszła, by zabrać jego filiżankę i zaproponować coś jeszcze. W tej samej
chwili, gdy dziękował ze swoim przez lata ćwiczonym, wdzięcznym akcentem,
wróciłam do rzeczywistości. Torebka na moich kolanach zawibrowała. Korzystając
z chwili oderwania się od rozmowy, wyjęłam z niej telefon pełen w trzy nowe
wiadomości. Niewygodnie mi było kurcząc dłonie przy torebce, więc położyłam je
na stole i swobodnie, już nieco mniej dyskretnie, zaczęłam czytać i mimowolnie
się uśmiechać.
Niall ICE: „When
ya gettin home?”
Niall ICE: „Thought ya might be in already. Ordered
chinese on my way. We both know how you hate it cold.”
Niall ICE: „Please call me when ya get a chance”
Zawsze
wywoływał u mnie tę samą reakcję, gdy się troszczył. Uśmiechnęłam się na fakt,
że myślał o mnie. Westchnęłam jednak wewnętrznie ze świadomością, że się
martwił. Od dawna nie dałam mu znać co robię, a obiecałam. Bo mieliśmy
wieczorem posiedzieć razem w domu, korzystając z okazji że nie mamy oboje
planów, a William wyjechał do rodziców na kilka dni. Obudziło się we mnie
poczucie winy, że nie byłam jeszcze nawet w drodze do domu. Z drugiej jednak
strony nie było jeszcze aż tak późno, wiedział z kim i gdzie się spotkam (co
oczywiście nie oznacza, że był z tego powodu zadowolony - nie winię go).
- Wszystko w porządku? – Podniosłam nagle
głowę, słysząc słowa Damiana. Pokiwałam gwałtownie głową i uśmiechnęłam się
szybko, wracając z powrotem wzrokiem do telefonu.
- Tak, przepraszam.. – Mruknęłam,
szybko odpisując. Odłożyłam telefon na stolik i zanim go zablokowałam, ujrzałam
drobny druczek z napisem „Odczytano”.
Wpatrywał
się we mnie. Gdy skupiłam się znowu na nim, zauważyłam to. Obserwował mnie
intensywnie, myślał i nie wygłaszał tego głośno. Przeszywał mnie wzrokiem i nie
przestawał, aż wskoczyły mi bardzo niechciane rumieńce na policzki. Coś, co
zawsze przeznaczone było tylko dla jednej osoby. Coś, przez co poczułam się
nagle bardzo, bardzo źle.
- Co? – Rzuciłam, odwracając od niego
wzrok. Uśmiechnął się na moją reakcję.
- Jesteś szczęśliwa? – Padło z jego
ust. Zagryzł wargę w oczekiwaniu na moją reakcję. Otworzyłam usta, chcąc od
razu odpowiedzieć, jednak powstrzymałam się. Dlaczego pytał?
- Jestem. Zdobywam powoli
wykształcenie, mam dom..
- Nie o to pytam. – Skomentował,
przerywając mi w wyliczance. Domyślałam się, o co może mu chodzić. Uważałam
jednak, że jest to zbyt niezręczny temat. Nie na miejscu biorąc pod uwagę to,
jak dobrze nam się rozmawiało. – Jest bogaty. To oczywiste, że zapewnił ci
podstawowe dobra, skoro ma w sobie choć trochę człowieczeństwa. Bycie znanym to
też reputacja do utrzymania.
Otworzyłam
szeroko oczy na to, co powiedział. Serce mocniej mi zabiło, w ustach zaschło z
wrażenia i przejęcia.
- Naprawdę myślisz, że jestem z nim
tylko dlatego? – Zmarszczyłam brwi.
- Tego nie powiedziałem. Chciałem się
tylko upewnić, że wiesz, w co się pakujesz. – Powiedział pewnie, lekko się
uśmiechając na zachętę. Głos miał spokojny i wyciszony, niczym kojący dla
pobudzonych nerwów. – Zależy mi na tym, żebyś była szczęśliwa i bezpieczna.
#dramatime
O mój Boże ile emocji jestem chyba załamana że ten idiota ją pocałował ona biedna musi być z Niallem nie z tym kretynem..co dalej powiedz że się nie rozstaną nie zniosłabym tego ������
OdpowiedzUsuń