Manny

czwartek, 22 września 2016

#45




*Będę wdzięczna za jakikolwiek znak, że to co tutaj tworzę nie jest tylko dla mnie i dwóch osób, o których obecności wiem. Widzę, jak cyferki rosną. Niedługo będzie 60K. Ale czym są cyferki wobec rozmowy lub czyjejś opinii?


**Mam nadzieję opublikować ciąg dalszy przed kolejną środą, ale nie ustawiam ścisłej daty i wszystko może ulec zmianie. Będę prawdopodobnie zbyt podekscytowana moim kilkudniowym wyjazdem do Irlandii, żeby cokolwiek napisać.


Miłego czytania ;)








            Było już zimno. Rozwiązałam kurtkę z moich bioder i ubrałam ją, otulając siebie ramionami. Usiadłam na chodniku przed barem i schowałam twarz w dłoniach, ciężko oddychając. Czy to się naprawdę stało? Nie wierzyłam. Nie chciałam uwierzyć. Wszystkie uczucia mieszały się we mnie, parzyły moje żyły i nie pozwalały regularnie oddychać.
            Wróciły do mnie wszystkie wspomnienia. Wspólne przerwy. Kupowanie obiadu w szkolnej stołówce i wzajemne podkradanie ostatnich gryzów batonów. Niezliczone śmiechy i żarty z nauczycieli. A przede wszystkim wolność, która była moją jedyną wtedy. Bo gdy wychodziłam za mury szkoły, byłam uwięziona przez wówczas wielką i zaślepioną miłość. Był dla mnie przyjacielem, być może kimś więcej. Chciałam wtedy, żeby był kimś więcej. Dbał o mnie i cenił mnie jako człowieka, doceniał moje osiągnięcia i chwalił mnie. Były to słowa na wagę złota, których od domniemanej drugiej połówki usłyszeć nie mogłam. Był tą brakującą częścią. Był.
            Gdy zdałam sobie sprawę co zrobił, w jakiej sytuacji mnie postawił – łzy po raz kolejny zaczęły wyciekać strumieniami. Tym razem bez zatrzymania. Pozwoliłam, by pod nieobecność Nialla pocałował mnie mężczyzna, który marzył o naszej wspólnej przyszłości i rozmyślał o przeszłości. Pozwoliłam, by pocałowało mnie moje marzenie senne sprzed kilku lat. Pozwoliłam się dotknąć przez miękkie usta chłopaka, który tego nie żałował. Zachowałam się podle. Zrobiłam coś, przed czym sama zawsze uciekałam i co gnębiło mnie nieustannie.
            Pociągnęłam gwałtownie nosem i zorientowałam się, że już rzewnie szlocham. Czułam się żałośnie, siedząc na chodniku przed barem i rycząc jak głupia. Serce mnie bolało, krzyczało do mnie i zagłuszało wszystkie odgłosy nocy, które dochodziły z rozweselonego baru jak i kilku innych miejsc wzdłuż ulicy. W środku bawili się świetnie moi znajomi, a ja płakałam. Świętowali moje urodziny a ja żałowałam, że w ogóle istnieję.
            Usłyszałam za sobą otwieranie drzwi. Broda zaczęła mi się trząść z przerażenia, że będę musiała komuś spojrzeć w oczy. Przytuliłam do siebie mocno swoje kolana i zaczęłam wpatrywać się w przestrzeń przed sobą, z całych sił powstrzymując kolejne szlochy, które chciały uciec z mojego gardła.
- Oh dear…- zaskoczył mnie miękki, zmartwiony ton blondynki. Próbowałam wytrzeć łzy z policzków ale bezskutecznie, bo za chwilę znów robiły się mokre.
            Usiadła tuż obok mnie i widząc w jakim stanie roztrzęsienia jestem, westchnęła. Objęła mnie swoim ramieniem i zaczęła powoli, kojącymi ruchami głaskać mnie po przeciwległym ramieniu. Czułam się nie w porządku w stosunku do niej. Zdradziłam jej przyjaciela przez własną nieuwagę.
- I’m fucked up, Laura. – Jęknęłam, zaciskając z całej siły zębami swoją dolną wargę.
- Oh, nie jesteś. – Od razu rzuciła, mocniej głaskając moje ramię i plecy. – Widziałam, co się stało. To nie twoja wina, rozumiem. – Dodała, łapiąc tym moją uwagę. Spojrzałam na nią, tym żałosnym wzrokiem przegranego człowieka. Zacisnęła jeden z kącików ust na widok mnie w takim stanie i przechyliła głowę w dezaprobacie.
- Widywaliśmy się w liceum. Ostatnio się tu przeniósł, spotkaliśmy się przez przypadek. Myślałam, że po prostu się dogadamy jak przyjaciele.  – Mówiłam. Czułam, że jestem jej winna choć kilka słów wytłumaczenia.
- No, najwyraźniej kolega myślał co innego. – Mruknęła, co mną jeszcze mocniej szturchnęło. Miała całkowitą rację, a i ja nie byłam bez winy. Gdybym od początku nie dała mu jasnego i konkretnego sygnału, nie doszłoby do tego. Gdybym nie chciała mu dać szansy jako przyjaciel, nie miałaby miejsca ta sytuacja i nie czułabym się jak ostatni śmieć. – No już, spokój. – koiła, zaraz potem przyciągnąwszy mnie do siebie i pozwoliwszy mi na schowanie się w jej wątłych ramionach.
- To wszystko miesza mi za bardzo w głowie.. – Wyszeptałam, uspokajając powoli swój płacz. Brak sił na cokolwiek doskwierał mi niemiłosiernie, nie chciałam nawet mrugać. Wolałam podziwiać ciemność. Przynajmniej przyzwyczajałam się do ciemności, która panuje po psychicznej śmierci człowieka. Nie byłam od niej daleko.
- Wiem, śliczna. Przykro mi. – Odparła. – I wiem też, że jest ktoś, kto zasługuje na szczerość. Mówię to jako twoja przyjaciółka, jako jego przyjaciółka i jako ten dobry policjant, który występuje w każdej łzawej historii. – Uśmiechnęła się do mnie pocieszająco. Poprawiła moje zabałaganione włosy i zaczęła wycierać kciukami moje policzki, uspokajając mnie tym samym.
- Boże, on się wścieknie. – Wysłowiłam swoje myśli, pociągając raz jeszcze nosem.
- Ale mniej, niż gdybyś przemilczała i dowiedziałby się za jakiś czas od kogoś innego. – Skwitowała. Jak zwykle miała rację. – Zamówię ci taksówkę, jedź do domu. – W odpowiedzi pokiwałam głową na zgodę. Nie widziałam innej możliwości, jak uciec stamtąd jak najszybciej. – Potrzebujesz gotówkę?
- Nie, coś tam mam. Dzięki. – Odparłam.
            Cierpliwie poczekałam, aż zadzwoni po mój transport. Byłam jej wdzięczna za to, co dla mnie robiła. Jako jedyna zmartwiła się, zauważyła że faktycznie wyszłam z baru i zrobiła co w jej mocy, żeby mi pomóc. Próbowała rozwiać moje nieprzyjemne myśli i zajmowała mnie sobą i swoją troską. Jak najprawdziwsza, irlandzka dobra duszyczka.
- Sama sobie zrujnowałam urodziny. – Pokręciłam głową, gdy obie podniosłyśmy się już z krawężnika. Parsknęłam żałosnym śmiechem niedowierzając w to, co sama sobie zgotowałam.
- Nie martw się, impreza i tak by się jakimś wyskokiem skończyła, biorąc pod uwagę stan upojenia całej reszty!
- Świetnie! – Zaśmiałam się znów, ale niezbyt szczęśliwa. – Jestem taka beznadziejna, że nawet na moich urodzinach goście się muszą upić dla dobrej zabawy..
- Ej! – Uderzyła mnie dłonią w ramię. – Jesteś Annie Holmes, najukochańsza dziewczyna w całym Londynie! – Mówiła z pretensją w głosie i półuśmiechem, gdy założyła obronnie ręce na piersi. – Mam przyprowadzić Willa, żeby wlał w Ciebie jeszcze dwie pinty guinnessa? Na okrzesanie umysłu?! – Groziła, a ja westchnęłam. Ona z uśmiechem i skrzącymi się w pocieszeniu oczami, a ja z rozluźniającym się umysłem, milczałyśmy.
- Boję się. – Mruknęłam po kilku minutach bez słów.
- Wiem.

            Pamiętam, że sama pomachała ręką do taksówkarza. Przytuliła mnie mocno i prosiła, żebym się trzymała i dawała znać, gdybym czegoś potrzebowała. Rozumiała, że potrzebuję trochę czasu dla siebie na uporządkowanie wszystkiego w głowie ale powtarzała mi, że mam być rozsądna. Bycie rozsądną równało się wyznaniu prawdy, którą obiecała wesprzeć swoim zdaniem.
            Gdy wsiadałam do taksówki, z baru wyszedł Damian. Zatrzymał się wpół kroku, gdy zobaczył blondynkę zamykającą moje drzwi. Ruszył pewnym krokiem w naszą stronę i podniósł rękę, chcąc zwrócić naszą uwagę. Ode mnie jej jednak nie otrzymał, bo z rozdzierającym się na kolejne fragmenty sercem, odwróciłam się do kierowcy i powiedziałam mu mój adres. Prosząc, by od razu ruszał. Zostawiając za sobą jedną troskliwą duszyczkę, jednego prowokatora i mąciciela myśli, oraz grupkę pijanych, świętujących urodziny tej zagubionej, która właśnie odjeżdża.


            Domowa cisza była głośna i nieprzyjemna. Było zbyt cicho i zbyt spokojnie w porównaniu z tym, co działo się w mojej głowie. Od momentu, gdy przekroczyłam próg ciepłego i pachnącego domu, moje myśli były niespokojne. Telefon wciąż wibrował, ciągle wydawał dźwięki przychodzących wiadomości, powiadomień, albo nieodbieranych połączeń. Na ekranie wyświetlały się na zmianę dwa imiona, na które starałam się nie zwracać uwagi. Nadmierna troska Damiana i niechciane, nagłe zmartwienie pijanej Charlie były ostatnimi rzeczami, które mi były wtedy potrzebne.
            „Porozmawiaj ze mną, proszę”
            „Daj mi szansę”
„Nie chciałem cię w żaden sposób zranić, to ostatnie co bym zrobił. Martwię się o ciebie. Chciałem dobrze.”
„Chcę po prostu być w twoim życiu, skoro cię już znalazłem”
- Ale w nim nie będziesz, bo nie mogę kochać dwóch! – Krzyknęłam, widząc tę ostatnią wiadomość. Rzuciłam telefon na łóżko i poddałam się, nie chcąc nawet czytać słów od Charles.
            Miałam ochotę krzyczeć z bólu i roztrzęsienia. Zaczęłam od nowa płakać, lecz tym razem ze złości na siebie i całą tą sytuację. Bezmyślnie zdejmowałam z siebie ubrania i półnaga, jedynie w bieliźnie, powędrowałam do garderoby. Zatrzymałam się przed częścią należącą do Nialla i coś we mnie pękło w momencie, gdy zobaczyłam ten idealny porządek. Równo ułożone podkoszulki i poustawiane buty, ostrożnie pozawieszane koszule na wieszakach i zadbane marynarki. Posegregowane bokserki i dopasowane parami skarpetki. Drżącą ręką zdjęłam z półki pierwszy lepszy T-Shirt, po czym przysunęłam go do nosa. Zaciągnęłam się zapachem jego wody kolońskiej i dezodorantu, które przesiąkły już dawno w biały materiał mimo regularnego prania. To była woń, której potrzebowałam. Tego ciepła mi brakowało, te usta powinnam całować. Nie wracać do przeszłości i zastanawiać się nad nią, ale trwać w teraźniejszości i szczęściu, które mam przy sobie.
            Opadłam na kolana i schowałam twarz w koszulce, zanim rzewnie się rozpłakałam.
- Tak bardzo za tobą tęsknię.. – Wyłkałam w materiał, zanim przytuliłam go do siebie. Byłam obrazem nędzy i rozpaczy, żałośnie się czułam sama ze sobą i tym, w którą stronę pozwoliłam wędrować moim myślom. Bezmyślnie uciekły tam, gdzie nie powinny. Poddały próbie moją miłość i najprawdopodobniej wyrządziły burzę w kilku sercach jednocześnie.

            Wzięłam prysznic. Zrobiłam sobie ciepłą herbatę. Całkowicie wytrzeźwiałam, choć nawet nie byłam pijana. Pozbyłam się jedynie czegokolwiek zbędnego z mojego organizmu, co mogłoby tylko pogorszyć moją sytuację. Usiadłam na naszym dużym, miękkim łóżku. Telefon jakiś czas temu przestał niepotrzebnie brzęczeć, bo zbliżał się już środek nocy. Westchnęłam głęboko i zebrałam się w sobie, starając się pozbyć wszelkiej ochoty na płacz. Musiałam być twarda i podejść do tego poważnie.
            Wybrałam jego numer telefonu i gdy zobaczyłam na ekranie jego zdjęcie, drżącą ręką przyłożyłam urządzenie do ucha. Był sygnał, więc cierpliwie czekałam. Nie zapytałam najpierw, czy nie jest zajęty. Może powinnam? Może jest akurat w studiu i coś nagrywa? Albo ma spotkanie? Kolejne myśli zaczęły mi torować drogę do rozmowy, kiedy zaskoczył mnie nagle jego głos w słuchawce.
- Alright, doll?- Usłyszałam, podkreślone jego charakterystycznym akcentem. Rozpływałam się, z oczu pociekły mi dwie słone stróżki, ale powstrzymałam jakikolwiek niepokojący szloch. Uśmiechnęłam się jedynie do siebie, bo tego potrzebowałam. Tęskniłam za jego głosem.
- Hej, zajęty jesteś? – Spytałam w miarę spokojnym tonem. Zagryzłam wargę i przyciągnęłam palce do ust, by powstrzymać ich ewentualne drżenie.
- Nie, już wróciłem ze studia. Chwilę jeszcze siedzę przed telewizorem, za jakieś pół godziny dopiero się zbieram na kolację z Julianem i kilkoma znajomymi. – Odparł. W tle, w rzeczy samej, słyszałam pomruk telewizora i głośne, amerykańskie reklamy. – Jak było? Martin wyszedł na parkiet? – Zaśmiał się na samą myśl. Dźwięk jego chichotu wywołał niekontrolowaną dawkę ciepła, wpływającą do mojego serca. Ciasno się uśmiechnęłam i zamknęłam oczy, próbując oddać się jego kojącej radości i uspokoić własne nerwy.
- Tak, trochę zaszalał.. – Mruknęłam. Nie wiedziałam, co więcej dodać. Zamilkłam, on też przez chwilę się nie odzywał. Zmartwiłam się, że rozwalę wszystko samą rozmową telefoniczną.
- Hej, zasypiasz? Nie męcz się, kociaku. Która u ciebie jest, druga w nocy? – Ściszył ton głosu. Był spokojny, mówił do mnie jak do dziecka. Skuliłam się mocniej, podciągając jedno z kolan pod brodę i zaciągając się zapachem jego koszulki. Tęskniłam za jego troską, za jego ciepłem. Tęskniłam za brakiem zmartwień i wątpliwości.
- Nie, nie zasypiam. – Uśmiechnęłam się. – Gdybym zasypiała, poprosiłabym o piosenkę, pamiętasz? – Spytałam. Wyobraziłam sobie jego niebiański głos lulający mnie do snu. Robił to nie raz, gdy miałam problem z odpoczynkiem w nocy. Śpiewał mi w wolnej chwili, najczęściej po późnym lunchu, aż spokojnie zasnęłam.
- Wszystko w porządku? – Zapytał. Pokręciłam przecząco głową i wypuściłam kilka łez, bo te słowa zawsze wywoływały potok emocji. Obojętnie jaka by to nie była sytuacja, gdy ktoś pytał jak się czuję i się martwił, puszczały wszystkie hamulce. Pociągnęłam nosem i już wiedziałam, że się wydałam. Słyszał, że płaczę. – Co się dzieje? – Drążył. Ucichł telewizor w tle, był tylko jego głos. Odetchnęłam kilka razy, próbując się uspokoić i dopiero wtedy byłam w stanie cokolwiek odpowiedzieć.
- Jest coś, co muszę ci powiedzieć. – Wydusiłam z siebie. Wycierałam dłońmi łzy, ale nie nadążałam. – Boże, to tak bardzo ssie, że cię tu nie ma, byłoby prościej.. – Wymsknęło mi się, zanim zaszlochałam po raz kolejny.
- Chcesz, żebym włączył kamerę? Będzie ci łatwiej? – Pytał. Pokiwałam znów głową na zgodę ale ugryzłam się w język, bo przecież nie był w stanie tego zobaczyć. Brakowało mi go.
- Tak, proszę. – Szepnęłam bezsilnie. Zaraz potem rozłączył się i miałam nadzieję, że nie na długo.
            Przysunęłam do siebie laptop, który leżał na drugim końcu łóżka. Drżącymi palcami wpisałam hasło i poczekałam, aż się całkowicie uruchomi. Nie chciałam męczyć się trzymaniem telefonu przed twarzą, dlatego znalazłam myszką ikonę rozmów wideo. W tej samej chwili, gdy chciałam utworzyć nowe połączenie, on sam zadzwonił.
            Serce biło mi jak oszalałe. Lada moment miałam ujrzeć jego piękną twarz, za którą tak tęskniłam. Również on miał zobaczyć mnie, całą zapłakaną i niezdolną do niczego. Niezdolną nawet do utrzymania wszystkiego pod kontrolą, gdy go nie ma.
            Odebrałam jednym kliknięciem i cały mój ekran zamienił się w stosunkowo wyraźny obraz. Siedział na ciemnej kanapie, laptop najwidoczniej stał na stoliku obok. Włosy miał od rana idealnie ułożone, zarost jednak od dwóch dni nieogolony. Zmarszczył czoło i ściągnął brwi, gdy mnie zobaczył.
- Co jest? – Zapytał. Był już zniecierpliwiony. Nie ukrywałam przed nim swoich łez, bo nie było już po co.
- Damian mnie pocałował. – Powiedziałam, zanim zakryłam pół twarzy dłonią. Krew pulsowała mi w żyłach, w ustach zalegał gorzki smak pomimo intensywnego mycia zębów. Usta mnie piekły od suchości i od poczucia winy. Bałam się zerkać na jego reakcję, jednak mimo wszystko wpatrywałam się w ekran.
- Co powiedziałaś? – Dopytywał. Nie chciał wierzyć w to, co powiedziałam. Rozluźnił czoło i przybrał nieco spokojniejszy wyraz twarzy. Spokojniejszy jedynie z pozoru, bo szerzej otworzył oczy. Nabrałam głęboko powietrze do płuc i spojrzałam w sufit, wypuszczając je ustami. Pociągnęłam znów nosem i przejechałam ręką po policzku, żeby pozbyć się kolejno napływających łez.
- Przyszedł razem z Charlie i Emily. – Gdy to powiedziałam, zacisnął mocno szczękę i przymknął powieki. Rosła w nim złość. – Wszystko było w porządku, piliśmy wszyscy piwo i rozmawialiśmy. Później zaczęliśmy tańczyć, chłopaki mną wywijali na wszystkie strony.. – Przypominałam sobie, choć bardzo nie chciałam. – Wpadłam na kogoś przez przypadek. Następne co czułam, to że.. – Urwałam. Zacisnęłam mocno oczy w żałości na to wspomnienie. Zaszlochałam mocno, ściskając w piąstkach materiał jego koszulki. – Byłam zdezorientowana. Dopiero jak zdałam sobie sprawę, co się dzieje.. no i że to nie ty.. – Mówiłam, słowa ze nie wylatywały i po drodze przecinały moje serce swoimi nieprzyjemnymi ostrzami. Zerknęłam ostrożnie na ekran i zobaczyłam, jak zakrywa sobie usta i nos dłońmi. Przejechał potem nimi na swoje włosy i złośliwie za nie pociągnął. – Odepchnęłam go, Niall…- Kręciłam głową.
- Rozmawiałaś potem z nim? – Zapytał pustym z emocji tonem. Zaczął rozglądać się dookoła siebie, patrzył na swój telefon, na telewizor ponad laptopem – wszystko poza mną.
- Powiedziałam mu tylko, że to nie powinno mieć miejsca. Wyszłam potem przed bar, Laura przyszła..
- Laura to widziała? – Parsknął, kręcąc w niedowierzaniu głową. Zaczął cały czas patrzeć w bok, pokazując mi jedynie swój profil. Przygryzł swoją pięść i tak trwał w bezruchu.
- Tak. I wie, jak było. Widziała, że tego nie odwzajemniłam. – Broniłam się, tłumaczyłam. Czułam, że wiele tracę w jego oczach. Zaczynałam panikować, bałam się jego kolejnych słów. – Niall, ja naprawdę nie…
- Annie, pocałował cię facet, do któregoś coś czułaś! – Uniósł się. Zaczął ciężko oddychać, zrobił się czerwony na twarzy. – Kurwa, to nie jest byle co! Mówiłem, od początku powtarzałem Ci, że go nie lubię! Że nie podoba mi się jego nagły powrót, śmierdziało to od samego początku! A ty dalej się z nim spotykasz, dalej pieprzysz mi o przyjaźni..
- Niall.. – Próbowałam mu przerwać. Krzyczał okropnie głośno, był wściekły i bolało mnie to. Bolało, że krzyczał właśnie na mnie. Wiedziałam, że zasługuję na to, ale czy musiało być aż tak ostro? Musiał wymierzać we mnie kolejne ciosy?
- Nie „Niall”! Ostrzegałem cię i prosiłem! Nie podobał mi się ten typ, wyrażałem się jasno..
- Wiem! – Również podniosłam głos. Denerwowałam się coraz bardziej i wiedziałam, że w każdej chwili mogę dostać wielkiego ataku paniki. Nie dawałam się jednak, bo potrzebowałam dążyć do jego zrozumienia, jeszcze choć trochę.
- Skoro wiesz, to po co to robisz?! Chcesz znowu skończyć zraniona?! Chcesz znowu płakać do mnie i mówić, że mnie potrzebujesz?! Najwyraźniej nie, skoro sama się w takie gówno wplątałaś, mimo moich ostrzeżeń! – Nie przestawał podnosić na mnie głosu.
- Proszę, nie krzycz już.. – Próbowałam go uspokoić. Choć trochę uciszyć.
- Wkurwiłem się, to teraz będę krzyczał! Bo jakiś skurwysyn pocałował moją dziewczynę, a ona tego nie powstrzymała! Bo mi nie wierzyła, że to się źle skończy! – Ciągnął swoje wiązanki. Gwałtownie gestykulował, był nerwowy jak prawie nigdy.
- Wiem, co się stało! Nie musisz mi przypominać, okej?! – Krzyknęłam. – Wystarczająco mi z tym źle i gdybyś choć przez chwilę starał się zrozumieć to z mojej strony, to być się tak na mnie, kurwa, nie wściekał! Jesteś ostatnią osobą, która może mnie obwiniać o bycie nie fair. Ostatnią. – Podkreśliłam ostatnie słowo. Dyszałam, powietrze ciężko wydostawało się przez moje nozdrza. Patrzyłam na niego, równie pozbawionego równowagi i spokoju. Nie chciałam przywoływać wydarzeń sprzed kilku wiosen, ale musiałam. Bo w przeciwieństwie do niego, pocałowałam kogoś innego nieświadomie. – Chciałam tylko uczcić moje urodziny. Poczuć się dobrze w gronie bliskich, bo najbliższa mi osoba jest na drugim końcu świata. – Zaszlochałam, znów dając upust łzom. – Nie zamierzałam nikogo całować ani sama go nie zaprosiłam. Nie odpisałam na żadną z jego wiadomości i nie odebrałam telefonu. Przepraszam, że do tego doprowadziłam. Nie chciałam. – Tłumaczyłam zgodnie z prawdą, bo to ona była nam potrzebna. – Namieszał mi w głowie. Myślałam, że uda nam się utrzymać platoniczną znajomość. Miałam nadzieję, że zrozumie. Pomyliłam się, przyznaję. Masz prawo być zły i rozumiem to. Ale jeśli jeszcze raz zaczniesz na mnie krzyczeć, to już kompletnie się złamię. – Dokończyłam, wycierając znów policzki.
            Mijały kolejne minuty w ciszy. Oboje uspokajaliśmy oddechy, oboje przetwarzaliśmy wypowiedziane słowa i siedzieliśmy w zadumie nie wiedząc, co robić ani co mówić.
- Sam fakt, że zadzwoniłam do ciebie i powiedziałam ci o tym, powinien o czymś świadczyć. – Mruknęłam po chwili. Westchnął ciężko i opuścił na chwilę głowę, zanim zaczął nią przytakiwać.
- Wiem. Przepraszam, że cię tak skrzyczałem. – Odpowiedział, przez co odrobinę mi ulżyło. Wpatrywał się w ekran laptopa przeszklonymi oczami, dłonią pocierał swoje usta w nerwowym geście. Odchrząknął, gdy zbierał kolejne myśli.
- I’d never purposely hurt you. – Szepnęłam, gdy intensywny płacz osłabił już mój głos. Zawinęłam usta do wewnątrz i powstrzymywałam się od kolejnych szlochów. Miałam dość czucia się jak ostatni śmieć.
- Wiem. – Po raz kolejny powiedział. – Wiem, kochanie. – Dodanie tego pieszczotliwego zwrotu podziałało jak jeden z miliona potrzebnych plasterków na serce. – Jestem tylko zły, że coś takiego się stało. Że ktoś inny.. – Urwał, nie potrafiąc oswoić się z tą myślą. – A tym bardziej, że to ktoś, kto już raz ciebie miał. – Dokończył, a ja przysięgam, że zobaczyłam łzy w jego oczach. Broda mi się zaczęła trząść, musiałam ją powstrzymać zwiniętą w piąstkę dłonią.
- Może i przez chwilę miał.. – Zaczęłam, rozważając własne słowa i oswajając się z prawdą, którą ubierałam w wyrazy. – Ale nie dorasta nawet do pięt temu jedynemu.






5 komentarzy:

  1. Daje znak! Rozdział jak zwykle piękny i przeczytanie go to pierwsza rzecz jaką robię z samego rana. Dobrze, że Anne zadzwoniła do Nialla i mu o tym powiedziała noni fakt, że Laura stanęła po jej stronie mnie cieszy. Szkoda mi jej, ale było wiadome że coś takiego się z tym chłopakiem skończy. Niall wracaj już i się z nim rozpraw po męsku!!! ������
    @nivllx

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak zwykle doznalam milion emocji jednocześnie, naprawde dobry rozdzial i ciesze sie, ze dosc czesto dodajesz :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ile tu emocjii...niech to skończy się dobrze. Niall skop mu dupe i wróć już do Ann <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział - cudo! Cała historia Annie i Niall'a - też cudo! Twoje opowiadanie to jedno z nielicznych fanfiction, na których nowe rozdziały czekam z niecierpliwością (średnio wchodzę to co drugi dzień, czasem nawet częściej i nie masz pojęcia jaką radość sprawiają mi "świeże bułeczki" :p). Pisz jak najbardziej, bo wychodzi Ci to wspaniale.
    Pozdrawiam i całuje!
    A.

    OdpowiedzUsuń
  5. Spóźniony znak ale jestem. Praktycznie od roku nie mam życia także kiedyś nadrovie tu wszystko :)

    OdpowiedzUsuń