*12 days to go*
We're half way there!
- No chodź, mała. - nalegał.
Leżałam już wykąpana
i w piżamie na kanapie, z głową na jego kolanach. Kilka minut
wcześniej zerknął mi przez ramię, gdy oglądałam przypadkowe
filmiki na YouTube, gdzie na jednym z nich para "bawiła się"
w zaufanie. Dziewczyna położyła się na podłodze a chłopak z
wyprostowanej pozycji spadał na podłogę jak do pompki, nie
zgniatając jej ani razu. Miał to być dowód zaufania i
bezgranicznej miłości, którego jednak nie byłam tak pewna. Nie
wtedy, kiedy mogliśmy oboje ryzykować złamanymi nosami.
- Niall, nie.. -
upierałam się i nie wstawałam, nawet gdy próbował mnie łaskotać
między żebrami.
- Ufasz mi? - spytał,
zmuszając mnie do spojrzenia mu w oczy. Wiedział, że tak. Wiedział
doskonale, że ciągnąc za wrażliwy punkt zgodzę się. - No dalej,
Annie. Ufasz mi? - uśmiechał się zawadiacko.
- Ugh, czasami cię nie
znoszę. - warknęłam, zanim podniosłam się do pozycji siedzącej.
Wstałam z sofy i podciągnęłam granatowe spodnie z flaneli pełne
reniferów i choinek, zanim westchnęłam ciężko i położyłam się
nieopodal na podłodze.
Z tej perspektywy
wyglądał jeszcze dojrzalej, znacznie mnie przewyższał i widziałam
jak jego mięśnie opinają się pod materiałem ciasnej koszulki.
Jego bicepsy były coraz większe jednak nie zmieniało to faktu, że
wciąż się obawiałam. Co jeśli na mnie spadnie? Co, jeśli się
zderzymy głowami i któreś z nas straci przytomność? Co jeśli
złamie sobie nadgarstek podczas kontaktu z ziemią?
Zawiązał mocniej swoje
spodnie dresowe w pasie i zalotnie mrugnął do mnie, zanim stanął
przy moich kostkach. Popatrzył chwilę na mnie zanim zrobił dwa
kroki w przód i schylił się do mnie, po czym zaczął wsuwać moje
rozsypane po podłodze włosy bardziej pod szyję.
- Nie chcę cię
pociągnąć. - wytłumaczył, zanim dokończył wciskać moje
brązowe i blond kosmyki pod moje ciało. - There. - mruknął,
zanim cofnął się z powrotem w moje nogi.
-
Niall, nie, coś sobie zrobisz! - próbowałam protestować.
Wyciągnęłam do góry ręce w nadziei, że to go powstrzyma, ale
tylko szerzej się uśmiechnął.
-
Połóż ręce wzdłuż tułowia. - Poinstruował mnie, co bardzo
niechętnie zrobiłam.
-
Jesteś pewien? Jak w ogóle spadniesz w linii prostej? Żartujesz
sobie ze mnie?
-
Nie wiem, dawno nie miałem fizyki. - wzruszył ramionami, co tylko
wzmogło mój strach.
-
Niall! - zaczął się śmiać, zanim pewniej postawił stopy nad
moimi kostkami i wyciągnął ręce odrobinę przed siebie.
-
Przestań panikować, nic ci się nie stanie, zaufaj mi. - mówił,
na co w końcu nic nie odpowiedziałam, jedynie przełknęłam głośno
ślinę.
Robiłam
co mogłam, żeby ani drgnąć. Na twarzy miał to swoje rozbawione
skupienie, jak gdy przymierzał się do czegoś ekscytującego.
Odrobinę zgiął nogi w kolanach, gdy się przygotowywał do swojego
"upadku", ręce miał przy udach. Wzrokiem celował w
miejsca nad moimi ramionami i obok moich uszu, gdzie miał wylądować
i nie złamać mi przy tym nosa. Pociągnięcie za sznurek zaufania
przy czymś takim było dla mnie okropne zwyczajnie dlatego, że się
bałam.
Gdy
tylko zauważyłam, że zaczyna się przechylać do przodu,
spanikowałam. Wiedziałam, że nie chciał mi nic zrobić i tylko
się w ten sposób ze mną droczył, ale nie mogłam patrzeć na to
jak na mnie spada, zacisnęłam mocno oczy i wcisnęłam mocno palce
w materiał swetra. W kolejnej sekundzie usłyszałam hałas
uderzenia dłońmi o podłogę, poczułam tuż nad sobą jego tułów
i wydychane z jego ust powietrze. Uchyliłam kontrolnie jedno oko i
zobaczyłam, że uśmiecha się do mnie szeroko i bezpiecznie opiera
się rękoma tuż obok mojej głowy, więc nieco swobodniej
otworzyłam też drugie. Wzięłam głęboki oddech i przesunęłam
dłoń tam, gdzie mam serce, żeby zdać sobie sprawę, że wciąż
żyję a puls mam wyższy niż po przebiegnięciu półmaratonu.
Zaśmiał się ledwie bezdźwięcznie, na co przewróciłam oczami
ale mimo wszystko uniosłam kąciki ust. Przysunął swoje wargi do
mojego czoła i zostawił tam ciepłego buziaka.
-
No dobra, - zaczęłam, nabierając trochę więcej pewności siebie
ze świadomością, że nikomu nic się nie stało i słusznie mu
zaufałam. - To rób teraz pompki. - nakazałam, na co uniósł
zabawnie brew.
-
O tak? - spytał, zanim obniżył się na ramionach i w momencie, gdy
nasze głowy się stykały, mocno pocałował mnie w usta. Zaraz
potem podniósł się znów do wyprostowanych łokci i powtórzył
czynność, na widok i myśl o której robiło mi się cieplej. Nie
od dziś wiadomo, że widok ćwiczącego mężczyzny potrafi być
pociągający, a jeszcze bardziej kiedy to ja jestem motorem do jego
kolejnego powtórzenia, ja leżę bezbronna pod jego pracującymi
mięśniami.
Czar
prysł jednak, gdy po którejś z kolei - pogubiłam się w liczeniu,
bo buziaków było stanowczo więcej. - pompce, odwrócił się na
bok i przewrócił na plecy, sapiąc ciężko, że wystarczy.
-
I skąd te bicepsy, Horan? - zaśmiałam się, odrobinę złośliwie
ale z uśmiechem. Przez chwilę jego mina wyrażała tylko
niezadowolenie z mojego pytania, ale zaraz wpadł na coś zupełnie
nowego i absolutnie krępującego, coś co idealnie określało jego
poczucie humoru.
-
Guitarits' finger faster, sweetheart.
Moje
dłoń zwinięta w pięść spotkała się z jego barkiem, a jego
śmiech przez cały wieczór rozbrzmiewał w salonie. Mój sprośny
Irlandczyk.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz