Manny

sobota, 12 grudnia 2015

#BLOGMAS DAY 12!



*12 days to go*

We're half way there!





- No chodź, mała. - nalegał.
Leżałam już wykąpana i w piżamie na kanapie, z głową na jego kolanach. Kilka minut wcześniej zerknął mi przez ramię, gdy oglądałam przypadkowe filmiki na YouTube, gdzie na jednym z nich para "bawiła się" w zaufanie. Dziewczyna położyła się na podłodze a chłopak z wyprostowanej pozycji spadał na podłogę jak do pompki, nie zgniatając jej ani razu. Miał to być dowód zaufania i bezgranicznej miłości, którego jednak nie byłam tak pewna. Nie wtedy, kiedy mogliśmy oboje ryzykować złamanymi nosami.
- Niall, nie.. - upierałam się i nie wstawałam, nawet gdy próbował mnie łaskotać między żebrami.
- Ufasz mi? - spytał, zmuszając mnie do spojrzenia mu w oczy. Wiedział, że tak. Wiedział doskonale, że ciągnąc za wrażliwy punkt zgodzę się. - No dalej, Annie. Ufasz mi? - uśmiechał się zawadiacko.
- Ugh, czasami cię nie znoszę. - warknęłam, zanim podniosłam się do pozycji siedzącej. Wstałam z sofy i podciągnęłam granatowe spodnie z flaneli pełne reniferów i choinek, zanim westchnęłam ciężko i położyłam się nieopodal na podłodze.
Z tej perspektywy wyglądał jeszcze dojrzalej, znacznie mnie przewyższał i widziałam jak jego mięśnie opinają się pod materiałem ciasnej koszulki. Jego bicepsy były coraz większe jednak nie zmieniało to faktu, że wciąż się obawiałam. Co jeśli na mnie spadnie? Co, jeśli się zderzymy głowami i któreś z nas straci przytomność? Co jeśli złamie sobie nadgarstek podczas kontaktu z ziemią?
Zawiązał mocniej swoje spodnie dresowe w pasie i zalotnie mrugnął do mnie, zanim stanął przy moich kostkach. Popatrzył chwilę na mnie zanim zrobił dwa kroki w przód i schylił się do mnie, po czym zaczął wsuwać moje rozsypane po podłodze włosy bardziej pod szyję.
- Nie chcę cię pociągnąć. - wytłumaczył, zanim dokończył wciskać moje brązowe i blond kosmyki pod moje ciało. - There. - mruknął, zanim cofnął się z powrotem w moje nogi.
- Niall, nie, coś sobie zrobisz! - próbowałam protestować. Wyciągnęłam do góry ręce w nadziei, że to go powstrzyma, ale tylko szerzej się uśmiechnął.
- Połóż ręce wzdłuż tułowia. - Poinstruował mnie, co bardzo niechętnie zrobiłam.
- Jesteś pewien? Jak w ogóle spadniesz w linii prostej? Żartujesz sobie ze mnie?
- Nie wiem, dawno nie miałem fizyki. - wzruszył ramionami, co tylko wzmogło mój strach.
- Niall! - zaczął się śmiać, zanim pewniej postawił stopy nad moimi kostkami i wyciągnął ręce odrobinę przed siebie.
- Przestań panikować, nic ci się nie stanie, zaufaj mi. - mówił, na co w końcu nic nie odpowiedziałam, jedynie przełknęłam głośno ślinę.
Robiłam co mogłam, żeby ani drgnąć. Na twarzy miał to swoje rozbawione skupienie, jak gdy przymierzał się do czegoś ekscytującego. Odrobinę zgiął nogi w kolanach, gdy się przygotowywał do swojego "upadku", ręce miał przy udach. Wzrokiem celował w miejsca nad moimi ramionami i obok moich uszu, gdzie miał wylądować i nie złamać mi przy tym nosa. Pociągnięcie za sznurek zaufania przy czymś takim było dla mnie okropne zwyczajnie dlatego, że się bałam.
Gdy tylko zauważyłam, że zaczyna się przechylać do przodu, spanikowałam. Wiedziałam, że nie chciał mi nic zrobić i tylko się w ten sposób ze mną droczył, ale nie mogłam patrzeć na to jak na mnie spada, zacisnęłam mocno oczy i wcisnęłam mocno palce w materiał swetra. W kolejnej sekundzie usłyszałam hałas uderzenia dłońmi o podłogę, poczułam tuż nad sobą jego tułów i wydychane z jego ust powietrze. Uchyliłam kontrolnie jedno oko i zobaczyłam, że uśmiecha się do mnie szeroko i bezpiecznie opiera się rękoma tuż obok mojej głowy, więc nieco swobodniej otworzyłam też drugie. Wzięłam głęboki oddech i przesunęłam dłoń tam, gdzie mam serce, żeby zdać sobie sprawę, że wciąż żyję a puls mam wyższy niż po przebiegnięciu półmaratonu. Zaśmiał się ledwie bezdźwięcznie, na co przewróciłam oczami ale mimo wszystko uniosłam kąciki ust. Przysunął swoje wargi do mojego czoła i zostawił tam ciepłego buziaka.
- No dobra, - zaczęłam, nabierając trochę więcej pewności siebie ze świadomością, że nikomu nic się nie stało i słusznie mu zaufałam. - To rób teraz pompki. - nakazałam, na co uniósł zabawnie brew.
- O tak? - spytał, zanim obniżył się na ramionach i w momencie, gdy nasze głowy się stykały, mocno pocałował mnie w usta. Zaraz potem podniósł się znów do wyprostowanych łokci i powtórzył czynność, na widok i myśl o której robiło mi się cieplej. Nie od dziś wiadomo, że widok ćwiczącego mężczyzny potrafi być pociągający, a jeszcze bardziej kiedy to ja jestem motorem do jego kolejnego powtórzenia, ja leżę bezbronna pod jego pracującymi mięśniami.
Czar prysł jednak, gdy po którejś z kolei - pogubiłam się w liczeniu, bo buziaków było stanowczo więcej. - pompce, odwrócił się na bok i przewrócił na plecy, sapiąc ciężko, że wystarczy.
- I skąd te bicepsy, Horan? - zaśmiałam się, odrobinę złośliwie ale z uśmiechem. Przez chwilę jego mina wyrażała tylko niezadowolenie z mojego pytania, ale zaraz wpadł na coś zupełnie nowego i absolutnie krępującego, coś co idealnie określało jego poczucie humoru.
- Guitarits' finger faster, sweetheart.
Moje dłoń zwinięta w pięść spotkała się z jego barkiem, a jego śmiech przez cały wieczór rozbrzmiewał w salonie. Mój sprośny Irlandczyk.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz