Manny

piątek, 11 grudnia 2015

#BLOGMAS DAY 11!



*13 days to go*





 Słodki zapach czekolady rozbudzał moje zmysły. Dwa parujące kubki potraktowałam sporą ilością różowych i białych pianek oraz candy canes, posypując dodatkowo czekoladowymi wiórkami.
- Przysięgam, jeśli się zaraz potknę i to wyleję... - zaczęłam, modląc się o odrobinę bardziej precyzyjne ruchy tym razem. Usłyszałam z salonu jego chichot i nabrałam do płuc ostatni głębszy wdech, zanim zabrałam obydwa spore naczynia i zaczęłam wędrówkę z kuchni.
Balansowałam napojami jak mogłam, nie chciałam żeby ani kropla pysznego napoju dostała się poza kubek. Nie wiedziałam gdzie patrzeć - pod nogi? Na gorące czekolady?
- Jesus, woman... - powiedział w swoim charakterystycznym akcencie na widok płynnego afrodyzjaku, który jeśli smakował choć w połowie tak jak wyglądał, miałam murowany uśmiech na twarzy przez kolejny tydzień.
- I know, right? - pokiwałam ochoczo głową, podekscytowana na to co zrobiłam. Cicho wiwatowałam, gdy kubki bezpiecznie wylądowały na stoliku przy kanapie. - Teraz potrzebujemy tylko świąteczny film, swetry z reniferami i koc. - Zabawnie poruszyłam brwiami, chcąc namówić go na dłuższe spędzenie ze mną wieczoru. Wstępnie zakładał, że wyjdzie z którymś ze znajomych na piwo i absolutnie nie miałam nic przeciwko - poza tym, że miałam ogromną ochotę na coś pysznego, ciepłego i pełnego komfortu.
- Oh, Annie.. - westchnął, zastanawiając się przez chwilę. Podniósł się z kanapy i przelotnie pocałował mnie w czoło, zanim zniknął w korytarzu prowadzącym do sypialni.
Myślałam, że przegrałam. Pogodziłam się z tym, że sama obejrzę "Elfa", będę potrzebowała drugą warstwę ubrań i zapas herbaty gotowy do zaparzenia. Utwierdzałam się w tym przekonaniu, gdy słyszałam otwieranie szafy w garderobie. Ubierał się do wyjścia, na bank.
Jednak to, co po chwili zobaczyłam, przerosło moje oczekiwania. Na ramieniu powiesił sobie mój najcieplejszy koc, w ręku ściskał czerwony sweter z misiem polarnym. Nie miał na sobie jeansów, ale wciąż bawełniane dresy. Pisał coś zawzięcie w telefonie z normalnym, nie skrywającym nic wyrazem twarzy.
- Co robisz? - spytałam niepewnie.
- Piszę Sean'owi, że napijemy się kiedy indziej, chyba że chce ze mną i z moją dziewczyną pić czekoladę, przytulać się i oglądać Willa Ferrella w roli przerośniętego elfa. - mrugnął do mnie zalotnie. Rzucił mi mój ulubiony sweterek i usiadł obok, sięgając po swój kubek pełen słodkiej pychotki. Gdy upił łyk, jęknął z takiego zadowolenia, że nie mogłam nie pocałować go w policzek.

I jak tu go nie kochać?



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz