TWO WEEKS TO GO!!!
Tak! Zostało 14 dni!
Wczoraj był zły dzień. Myślę, że dało się zauważyć po jakości fragmentu.
Z tego jestem więcej niż zadowolona, z wielu względów.
Nigdy nie wierzyłam w
magiczne zdolności kąpieli czy spa. Byłam zwolenniczką szybkich i
orzeźwiających pryszniców, nie lubiłam bez sensu siedzieć i
wczuwać w się w sztucznie aromatyzowaną atmosferę. Nawyki i
potrzeby jednak zmieniają się i oto leżałam w wannie, z
pomarszczonymi już palcami, przykryta wciąż warstwą bąbelków.
Tylko, żeby nie było zbyt romantycznie, nie miałam świeczek.
Znając moje zdolności, podpaliłabym łazienkę, zamiast sprawić
sobie przyjemność.
Było trochę po ósmej
wieczorem, w sypialni grał włączony telewizor. Słyszałam go przy
otwartych drzwiach łazienki, bo póki Willie wyszedł jakiś czas
wcześniej na spotkanie ze znajomymi, nie miałam czym się martwić.
Poza tym, biorąc pod uwagę moją i Nialla zmieniającą się
prywatność w domu, pewnie nie ryzykowałby niezapowiedzianej wizyty
w sypialni, z której jest jedyny dostęp do naszej wspólnej
łazienki.
Nie wyszłam z ciepłej
wody, gdy otwierały się drzwi wejściowe. Po rodzaju kroków,
rzucaniu kluczyków na stolik przy lustrze i znajomym odchrząkiwaniu
wiedziałam, że to Niall.
- Cześć? - rzucił
pytającym tonem w głąb domu, jak zwykle gdy nie widział mnie na
kanapie w salonie, którą można było dostrzec od razu po wejściu.
- W łazience! -
podniosłam nieco głos, żeby mnie usłyszał. Podkurczyłam
bardziej nogi w wannie i oparłam ramiona na kolanach, wynurzając je
prawie całkowicie z pełnej zapachów wody.
Wzięłam dzisiaj
kąpiel, bo potrzebowałam chwili na zastanowienie. Nie praktykowanie
długich godzin w wannie sprawiało, że myślałam również nad
sensem marszczenia sobie skóry od wody. Było dużo do przemyślenia,
do poukładania. Były lęki i zmartwienia do pokonania, spory do
rozwiązania, smutki do zabicia. Nie każdy dzień jest idealny,
obojętnie jak bardzo działałoby złudzenie przyjemnej chwili. Może
mówię tak w moim obiektywnym, nie optymistycznym nastroju, ale tak
się czułam. I coś mi się wydawało, że tamten wieczór nie
przyniesie o wiele więcej dobrego.
Rzucił coś na stolik
koło łóżka, bo się obiło z cichym hukiem. Dźwięk zdejmowanego
zegarka, który rzadko nosił i rozplątywanie ładowarki do
telefonu.
- Od kiedy oglądasz
brazylijskie seriale? - rzucił, przypominając mi o przypadkowo
włączonym jakimkolwiek kanale telewizyjnym.
- Nie oglądam. -
odparłam, na co spostrzegłam jego zbliżające się do łazienki
kroki i delikatne dwa puknięcia w uchylone drzwi.
- Mogę? - wcisnął
powoli głowę w szparę między framugą a drzwiami. Przytaknęłam
i już po chwili widziałam go, w ciasnych spodniach i w połowie
rozpiętej już granatowej koszuli.
- Jak poszło nagrywanie?
- spytałam, pamiętając że jutro na jednej ze stacji pojawi się
wywiad z nimi w znanym brytyjskim talk show.
- Dość zabawnie. -
uśmiechnął się do siebie i pokręcił głową. Oparł się
barkiem o szafkę na przeciwko mnie i przeciągle ziewnął, ledwie
zasłaniając usta dłonią. - Pewnie trochę wytną, ale zobaczymy.
U Alana zawsze jest śmiesznie, pewnie ci się spodoba. - uśmiechnął
się i odwrócił do umywalki, żeby umyć ręce. Obserwowałam jak
przy okazji przegląda się w lustrze na przeciwko niego. Zmierzwił
swoje włosy, pewnie mając już dość ich idealnych i trwałych
kształtów. - Willie coś mówił?
- Będzie po północy. -
odparłam na myśl o naszej krótkiej i informacyjnej wymianie zdań.
Skinął głową i podszedł bliżej wanny.
Podciągnął długie
rękawy koszuli i kucnął obok mnie, leżącej wciąż bez siły w
wannie. Lustrował moją twarz, widziałam to w jego skrzących się
oczach. Ledwie widoczne szare dołki pod oczami, bo był zmęczony
jeszcze po zmianie stref czasowych. Policzki i broda z dosłownie
milimetrem zarostu, który z tak bliska był dla mnie już oczywisty.
Brązowe włosy leniwie wyglądające spod warstwy blondu, do którego
byłam przyzwyczajona.
- Co tam? - zapytał, na
ułamek sekundy unosząc przy tym brew. Gdy czekał na moją
odpowiedź pozwoliłam sobie podnieść rękę i przysunąć do jego
włosów, by jedynie wilgotną dłonią zmierzwić i przeczesać
miękką powierzchnię. Znów zjechałam wzrokiem na jego twarz i
trwałam w takiej ciszy, gdy wzruszyłam niepewnie ramionami. Bo co
miałam powiedzieć?
Miał wiedzieć, że nie
do końca mi wszystko odpowiada? Miałam narzekać na coś, czego
nawet sama nie potrafiłam określić? Miałam mówić mu, że mi
źle, skoro nie miałam ku temu ewidentnego ani logicznego powodu?
Mogłam, naprawdę. I powinnam była wszystko powiedzieć, wyrzucić
z siebie, ale nie miałam bladego pojęcia gdzie zacząć, jak to
rozpakować i którą stroną otworzyć.
- Wszystko gra? - spytał,
tym razem na dłużej już unosząc brew. Bardzo powoli zamrugałam,
zanim pozwoliłam ustom na ucieczkę jakimkolwiek słowom.
- Telewizor jest włączony
bo nie chciałam słyszeć, że jestem sama w domu. - mruknęłam
cicho, dość sprawnie. Nie wiedziałam dlaczego akurat to
powiedziałam, gdy zmarszczył czoło w zdziwieniu nawet tego
pożałowałam, bo oczywiście nie mógł wiedzieć, czy mówię z
sensem. Otwierał już buzię by coś dodać, zapytać, lub nawet
jedynie powiedzieć moje imię, ale mu przerwałam, nabierając tym
samym sporo powietrza do płuc. - Po prostu.. - ciężki wydech, na
chwilę spuściłam wzrok zanim odważyłam się na ponowne
spojrzenie mu w oczy. Te śliczne, niebieskie tęczówki, które
budziły moją wewnętrzną tęczę. - ..Trochę mi ciężko.
Wróciliśmy do domu a mimo wszystko ciągle coś się dzieje... -
mówiłam. - Poza tym, mam zwyczajnie zły dzień. I złe przeczucia.
I jestem zmęczona. - dodawałam ciągle po jednym zdaniu, brzmiąc
zapewne dość komicznie.
- Och, lalka.. -
westchnął. Gdy przesunęłam dłoń na jego policzek, chętnie
wtulił go w nią i chwilę się tak na niej opierał, zanim
skierował na nią swoje usta i zostawił na niej długiego buziaka.
- Chodź tu. - rozłożył ramiona i zasugerował, żebym się do
niego przytuliła. Przez chwilę się zawahałam, bo nie chciałam go
bardzo zmoczyć, ale gdy posłał mi zachęcające spojrzenie i
zalotne mrugnięcie, odrzuciłam wszelkie wątpliwości.
Wychyliłam się z wanny
na tyle, by do niego przylgnąć. Objęłam ciasno rękoma jego
ramiona i szyję, chowając się gdzieś w przyjemnie pachnącym
kołnierzyku koszuli. Mokrym tułowiem przykleiłam się do jego
ciała, czułam jak odwzajemnia uścisk ciasnym chwytem na moich
plecach. Poczułam wszechogarniające mnie ciepło i błogość,
znajome iskierki i sklejającą się warstwę poczucia
bezpieczeństwa, która została przypadkiem naruszona.
- Odpocznij trochę,
prześpij się. Jutro będzie lepiej. - powiedział, masując mój
kręgosłup swoimi długimi palcami. Pokiwałam głową na zgodę i
mimowolnie pociągnęłam nosem, albo ze zbierających się ale nie
cieknących łez, albo od za długiego siedzenia w wannie. Bo nawet
się nie zorientowałam, że woda już ostygła.
I tak skończyłam w
naszym łóżku. W jednej z moich cieplejszych piżam, pod warstwą
wspólnej kołdry i mojego kolorowego, ciepłego koca. Na stoliku
obok leżał ładujący się telefon obok pustego już kubka po
herbacie, zapalone były jedynie nasze nocne lampki. Przez otwarte
drzwi słyszałam dźwięki w kuchni, muzykę z reklam w telewizorze
w salonie, kilka jego kaszlnięć, bo znów skarżył się na swoje
samopoczucie. Leżałam w zwojach materiału i mimo to wciąż było
mi zimno. Coś było nie w porządku, czegoś mi brakowało.
Trudno było jednak
określić, co to takiego.
Może to były jego
ramiona.
Może ciepły oddech.
A może coś, co nie
było namacalne.
Coś, co zostawiało po
sobie chłód i pustkę.
Tylko co?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz