Manny

czwartek, 10 grudnia 2015

#BLOGMAS DAY 10!

TWO WEEKS TO GO!!!




Tak! Zostało 14 dni!


Wczoraj był zły dzień. Myślę, że dało się zauważyć po jakości fragmentu. 

Z tego jestem więcej niż zadowolona, z wielu względów. 






 Nigdy nie wierzyłam w magiczne zdolności kąpieli czy spa. Byłam zwolenniczką szybkich i orzeźwiających pryszniców, nie lubiłam bez sensu siedzieć i wczuwać w się w sztucznie aromatyzowaną atmosferę. Nawyki i potrzeby jednak zmieniają się i oto leżałam w wannie, z pomarszczonymi już palcami, przykryta wciąż warstwą bąbelków. Tylko, żeby nie było zbyt romantycznie, nie miałam świeczek. Znając moje zdolności, podpaliłabym łazienkę, zamiast sprawić sobie przyjemność.
Było trochę po ósmej wieczorem, w sypialni grał włączony telewizor. Słyszałam go przy otwartych drzwiach łazienki, bo póki Willie wyszedł jakiś czas wcześniej na spotkanie ze znajomymi, nie miałam czym się martwić. Poza tym, biorąc pod uwagę moją i Nialla zmieniającą się prywatność w domu, pewnie nie ryzykowałby niezapowiedzianej wizyty w sypialni, z której jest jedyny dostęp do naszej wspólnej łazienki.
Nie wyszłam z ciepłej wody, gdy otwierały się drzwi wejściowe. Po rodzaju kroków, rzucaniu kluczyków na stolik przy lustrze i znajomym odchrząkiwaniu wiedziałam, że to Niall.
- Cześć? - rzucił pytającym tonem w głąb domu, jak zwykle gdy nie widział mnie na kanapie w salonie, którą można było dostrzec od razu po wejściu.
- W łazience! - podniosłam nieco głos, żeby mnie usłyszał. Podkurczyłam bardziej nogi w wannie i oparłam ramiona na kolanach, wynurzając je prawie całkowicie z pełnej zapachów wody.
Wzięłam dzisiaj kąpiel, bo potrzebowałam chwili na zastanowienie. Nie praktykowanie długich godzin w wannie sprawiało, że myślałam również nad sensem marszczenia sobie skóry od wody. Było dużo do przemyślenia, do poukładania. Były lęki i zmartwienia do pokonania, spory do rozwiązania, smutki do zabicia. Nie każdy dzień jest idealny, obojętnie jak bardzo działałoby złudzenie przyjemnej chwili. Może mówię tak w moim obiektywnym, nie optymistycznym nastroju, ale tak się czułam. I coś mi się wydawało, że tamten wieczór nie przyniesie o wiele więcej dobrego.
Rzucił coś na stolik koło łóżka, bo się obiło z cichym hukiem. Dźwięk zdejmowanego zegarka, który rzadko nosił i rozplątywanie ładowarki do telefonu.
- Od kiedy oglądasz brazylijskie seriale? - rzucił, przypominając mi o przypadkowo włączonym jakimkolwiek kanale telewizyjnym.
- Nie oglądam. - odparłam, na co spostrzegłam jego zbliżające się do łazienki kroki i delikatne dwa puknięcia w uchylone drzwi.
- Mogę? - wcisnął powoli głowę w szparę między framugą a drzwiami. Przytaknęłam i już po chwili widziałam go, w ciasnych spodniach i w połowie rozpiętej już granatowej koszuli.
- Jak poszło nagrywanie? - spytałam, pamiętając że jutro na jednej ze stacji pojawi się wywiad z nimi w znanym brytyjskim talk show.
- Dość zabawnie. - uśmiechnął się do siebie i pokręcił głową. Oparł się barkiem o szafkę na przeciwko mnie i przeciągle ziewnął, ledwie zasłaniając usta dłonią. - Pewnie trochę wytną, ale zobaczymy. U Alana zawsze jest śmiesznie, pewnie ci się spodoba. - uśmiechnął się i odwrócił do umywalki, żeby umyć ręce. Obserwowałam jak przy okazji przegląda się w lustrze na przeciwko niego. Zmierzwił swoje włosy, pewnie mając już dość ich idealnych i trwałych kształtów. - Willie coś mówił?
- Będzie po północy. - odparłam na myśl o naszej krótkiej i informacyjnej wymianie zdań. Skinął głową i podszedł bliżej wanny.
Podciągnął długie rękawy koszuli i kucnął obok mnie, leżącej wciąż bez siły w wannie. Lustrował moją twarz, widziałam to w jego skrzących się oczach. Ledwie widoczne szare dołki pod oczami, bo był zmęczony jeszcze po zmianie stref czasowych. Policzki i broda z dosłownie milimetrem zarostu, który z tak bliska był dla mnie już oczywisty. Brązowe włosy leniwie wyglądające spod warstwy blondu, do którego byłam przyzwyczajona.
- Co tam? - zapytał, na ułamek sekundy unosząc przy tym brew. Gdy czekał na moją odpowiedź pozwoliłam sobie podnieść rękę i przysunąć do jego włosów, by jedynie wilgotną dłonią zmierzwić i przeczesać miękką powierzchnię. Znów zjechałam wzrokiem na jego twarz i trwałam w takiej ciszy, gdy wzruszyłam niepewnie ramionami. Bo co miałam powiedzieć?
Miał wiedzieć, że nie do końca mi wszystko odpowiada? Miałam narzekać na coś, czego nawet sama nie potrafiłam określić? Miałam mówić mu, że mi źle, skoro nie miałam ku temu ewidentnego ani logicznego powodu? Mogłam, naprawdę. I powinnam była wszystko powiedzieć, wyrzucić z siebie, ale nie miałam bladego pojęcia gdzie zacząć, jak to rozpakować i którą stroną otworzyć.
- Wszystko gra? - spytał, tym razem na dłużej już unosząc brew. Bardzo powoli zamrugałam, zanim pozwoliłam ustom na ucieczkę jakimkolwiek słowom.
- Telewizor jest włączony bo nie chciałam słyszeć, że jestem sama w domu. - mruknęłam cicho, dość sprawnie. Nie wiedziałam dlaczego akurat to powiedziałam, gdy zmarszczył czoło w zdziwieniu nawet tego pożałowałam, bo oczywiście nie mógł wiedzieć, czy mówię z sensem. Otwierał już buzię by coś dodać, zapytać, lub nawet jedynie powiedzieć moje imię, ale mu przerwałam, nabierając tym samym sporo powietrza do płuc. - Po prostu.. - ciężki wydech, na chwilę spuściłam wzrok zanim odważyłam się na ponowne spojrzenie mu w oczy. Te śliczne, niebieskie tęczówki, które budziły moją wewnętrzną tęczę. - ..Trochę mi ciężko. Wróciliśmy do domu a mimo wszystko ciągle coś się dzieje... - mówiłam. - Poza tym, mam zwyczajnie zły dzień. I złe przeczucia. I jestem zmęczona. - dodawałam ciągle po jednym zdaniu, brzmiąc zapewne dość komicznie.
- Och, lalka.. - westchnął. Gdy przesunęłam dłoń na jego policzek, chętnie wtulił go w nią i chwilę się tak na niej opierał, zanim skierował na nią swoje usta i zostawił na niej długiego buziaka. - Chodź tu. - rozłożył ramiona i zasugerował, żebym się do niego przytuliła. Przez chwilę się zawahałam, bo nie chciałam go bardzo zmoczyć, ale gdy posłał mi zachęcające spojrzenie i zalotne mrugnięcie, odrzuciłam wszelkie wątpliwości.
Wychyliłam się z wanny na tyle, by do niego przylgnąć. Objęłam ciasno rękoma jego ramiona i szyję, chowając się gdzieś w przyjemnie pachnącym kołnierzyku koszuli. Mokrym tułowiem przykleiłam się do jego ciała, czułam jak odwzajemnia uścisk ciasnym chwytem na moich plecach. Poczułam wszechogarniające mnie ciepło i błogość, znajome iskierki i sklejającą się warstwę poczucia bezpieczeństwa, która została przypadkiem naruszona.
- Odpocznij trochę, prześpij się. Jutro będzie lepiej. - powiedział, masując mój kręgosłup swoimi długimi palcami. Pokiwałam głową na zgodę i mimowolnie pociągnęłam nosem, albo ze zbierających się ale nie cieknących łez, albo od za długiego siedzenia w wannie. Bo nawet się nie zorientowałam, że woda już ostygła.

I tak skończyłam w naszym łóżku. W jednej z moich cieplejszych piżam, pod warstwą wspólnej kołdry i mojego kolorowego, ciepłego koca. Na stoliku obok leżał ładujący się telefon obok pustego już kubka po herbacie, zapalone były jedynie nasze nocne lampki. Przez otwarte drzwi słyszałam dźwięki w kuchni, muzykę z reklam w telewizorze w salonie, kilka jego kaszlnięć, bo znów skarżył się na swoje samopoczucie. Leżałam w zwojach materiału i mimo to wciąż było mi zimno. Coś było nie w porządku, czegoś mi brakowało.
Trudno było jednak określić, co to takiego.

Może to były jego ramiona.
Może ciepły oddech.
A może coś, co nie było namacalne.
Coś, co zostawiało po sobie chłód i pustkę.
Tylko co?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz