Dla odmiany, dzisiaj podzieli się czymś z Wami Niall. Pasuje?
Tłum,
jaki widziałem przed sobą nie był czymś nowym. Z daleka dostrzegałem jakieś
trzydzieści, może mniej dziewczyn z aparatami, telefonami i kartkami w rękach.
Na widok dwóch ochroniarzy idących przede mną zaczęły piszczeć bo był to
oczywisty znak, że zaraz mnie zobaczą. Oceniałem, że zajmie mi to w szybkim
tempie około dziesięć minut, chyba że zostanę popędzony albo grupka będzie zbyt
wymagająca. Poprawiłem zsuwające się z mojego nosa ciemne okulary i
przygotowałem się na falę hałasu po cichym locie.
Na czarno ubrany mężczyzna idący krok w krok ze mną
odruchowo złapał mnie za ramię próbując w ten sposób dać mi do zrozumienia, że
muszę być skoncentrowany. Pokiwałem głową i zwolniłem odrobinę kroku, gdy fanki
zaczęły do nas podbiegać. Krzyczały do mnie po imieniu, wyznawały do mnie swoje
uczucia. Na początku było to dla mnie ekscytujące, teraz jest albo męczące albo
śmieszne. Nie dlatego, że wyśmiewam się z moich fanów, nie! Po prostu fakt, że
krzyczą bez opanowania i nie kontrolują tego co mówią bywa w efekcie zabawny.
Wierzcie mi lub nie, słuchanie po raz tysięczny tych samych wyznań, również
niekoniecznie adekwatnych do ich wieku, może się znudzić. Mimo tego, że
doceniam je i cieszę się, że
w jakiś sposób przyczyniłem się do tego wszystkiego, mimo robienia niezłego show na scenie i podniecenia z uwagi, jaką na mnie zwracają miewam czasem dość. To chyba normalne.
w jakiś sposób przyczyniłem się do tego wszystkiego, mimo robienia niezłego show na scenie i podniecenia z uwagi, jaką na mnie zwracają miewam czasem dość. To chyba normalne.
Wciśnięto mi do ręki czarny marker, z ramienia zdjęto
torbę. Podciągnąłem jeansy i słabo uśmiechnąłem się do siebie, dla dodania
otuchy. Harry był gdzieś z zupełnie innej strony, nawet pewnie nikt go nie
dopadł. Nie zdążyłem dobrze się wpatrzeć w rajską pogodę wokół mnie a kilka
dziewczyn już było tuż obok. Zacząłem pracować intensywnie nadgarstkiem, co
chwila odpowiadając coś na słowa którejś z nich. Pozowałem do zdjęć, ale wciąż
nie zdejmowałem okularów. To się robiło powoli moim nawykiem, poza tym
zmęczenie byłoby zbyt widoczne pod moimi oczami, więc uniknąłem wnikliwych
pytań.
Momentami działałem jak maszyna, nie przywiązywałem
szczególnej uwagi do wyglądu czy tonu głosu osoby, która do mnie mówiła. Raz na
jakiś czas rozglądałem się szerzej i oceniałem sytuację, w jakiej jestem.
Wolałem mieć wszystko pod kontrolą, znając moją skłonność do paniki w
klaustrofobicznych warunkach. Wciąż czułem obok siebie obecność ochroniarza,
który tym razem parsknął śmiechem i zaklął, ale nie był zdenerwowany. Chciał
być, ale zamiast tego uśmiechnął się. To sprawiło, że i ja się rozluźniłem.
- Co jest? – rzuciłem
przez ramię do niego, jednocześnie po raz kolejny pisząc swoje imię na kartce
papieru.
- Mówiłem jej, że bez
sensu będzie przyjeżdżać na lotnisko. – zwrócił się do mnie, starając się
uniknąć zbyt wielu słuchaczy. Ściągnąłem brwi w zastanowieniu. Ten zakasłał
kilka razy, teatralnie chowając śmiech. – Twoja panna, idioto.
Uśmiechnąłem się szeroko, nie mogłem nie. Z różnych
względów wyleciała z Barcelony wcześniej - wczoraj wieczorem. Wiedziałem, że
chciała przejść się po Madrycie późnym wieczorem, a że my mieliśmy jeszcze
kilka spraw do załatwienia zaproponowałem, żeby zabrała się z chłopakami z
bandu i technikami. Mimo mojej nieobecności wyszło jej to na korzyść, bo gdy w
końcu padnięty zasypiałem, dostałem w wiadomości pełne uśmiechu zdjęcie ze
wspaniale oświetlonym miastem w tle.
Z mniejszą uwagą wykonywałem prośby zgromadzonych wokół
mnie nastolatek, bo zacząłem jednocześnie szukać jej wzrokiem. Kilka razy
zostałem złapany na byciu nieuważnym, więc nadrabiałem jednym z tych uśmiechów,
który ponoć zwalał z nóg płeć przeciwną. Ręka jeszcze mnie nie bolała, ale
powoli miałem dość. Kochałem dawać im radość, ale nie w pośpiechu. Znów
rozejrzałem się dookoła. Z każdym moim krokiem przesuwał się również
zgromadzony mały tłum. Przed oczami przeleciał mi gdzieś charakterystyczny
blond, którego nie pomylę z żadnym innym. Powoli przesuwałem się w tamtą
stronę, lecz wciąż nie pozbywałem się licznego zgromadzenia.
- Wiem co robisz,
Horan. Jesteś równie szalony jak ona. – śmiał się barczysty mężczyzna, który co
chwilę dawał mi znać o swojej obecności pewną asekuracją mojego ramienia.
- I tak kochasz pracę z
nami, stary. – odparłem do niego i znów zrobiłem kilka kroków w przód.
Zauważyłem,
jak posiadaczka okularów przeciwsłonecznych na nosie jako przeciwieństwo do
całej reszty zgromadzonych, zaczęła cofać się o kilka kroków w obawie przed
nadciągającą chmurą ludzi. Miałem ogromną nadzieję, że gdy zwróci uwagę na moje
uparte próby dotarcia do niej, ułatwi mi choć trochę sprawę. Owszem, nie
chciałem w żaden sposób naruszyć jej bezpieczeństwa. Jednak wiedziałem, że nie
mogła się doczekać mojego przylotu. Musiało ją niesamowicie korcić, żeby od
razu nie wyprzedzić całego tłumu i wyściskać mnie jako pierwszą. Znałem ją
doskonale i zdawałem sobie sprawę, jak bardzo jej zależy na naszych wspólnych
chwilach w miejscach, w których już kiedyś była i gdzie ukształtowała swoją
kolorową duszę największej marzycielki. Poza tym, obojętnie na jak długo byśmy
się nie rozdzielili, zawsze chciała skrócić ten czas. Byłem dopełnieniem jej
dobrego samopoczucia, z czego byłem niesamowicie dumny.
Inna sprawa, że ta
dziewczyna miała słabość do lotnisk. Idę o zakład, że była tu już godzinę
wcześniej, w dodatku na tarasie widokowym i zdążyła zrobić setki zdjęć oraz
zakodować sobie w głowie kolejnych kilka marzeń i celów do zrealizowania.
Z daleka widziałem, że kilka osób zaczęło i do niej
podchodzić. Nie byłem w stanie wiele zrobić w tamtej chwili, bo po prostu nie
miałem jak. Z każdej strony stało kilka fanek, grupa wręcz powiększała się.
Towarzyszyło mi niezbyt komfortowe przeczucie, że mam wokół siebie coraz mniej
miejsca. Przestałem czuć silną dłoń na ramieniu, więc odrobinę zdenerwowany
odwróciłem się za siebie. Nie byłoby korzystnym dla nikogo, gdybym teraz zaczął
panikować. Uspokoiłem się odrobinę, gdy po chwilowym boju z powiększający się
tłumem złapałem kontakt wzrokowy z moim ochroniarzem. Musiał wyczuć niesmak
rodzący się z całej tej sytuacji. Pokazał gestem, że wszystko jest pod
kontrolą. Z powrotem zerknąłem przed siebie mimo uporczywie dającej o sobie
znać brunetce obok, która trzymała przed nami swój telefon i starała się zrobić
zdjęcie. Lekko się uśmiechnąłem dla niepoznaki. By zająć czymś myśli znów
podpisałem kilka płyt, ze trzy notesy i nawet parę telefonów. Trudno było
nazwać to podpisem, bo powoli robiła się to tylko kiepska czarna maziaja. Mimo
wszystko one to kochały a ja nie miałem wyjścia, by zrobić cokolwiek innego.
Starałem się za każdym razem zamówić dwa słowa z każdą
kolejną dziewczyną, która w mniej uporczywy sposób prosiła o jakąkolwiek
pamiątkę po spotkaniu się ze mną. Wciąż jednak nie dawał mi spokoju fakt, że do
Ann podchodziło coraz więcej ludzi. Na pewno nie czuła się z tym dobrze, tak
samo jak ja. Głosy jeszcze bardziej się podnosiły i powoli traciłem moją
wewnętrzną równowagę. Nie mogłem pozwolić panice na przejęcie kontroli nade mną,
ale byłem naprawdę blisko. W końcu przez zupełny przypadek złapałem z nią
kontakt wzrokowy i ciągnąłem go jak najdłużej się dało, czyli dosłownie
sekundy, albo i to nawet nie. Jej znajome, szare tęczówki zaiskrzyły się na mój
widok a to dodało mi dużą porcję siły. Błagałem w duchu, żeby użyła swojego
kobiecego przewrażliwionego instynktu i zrozumiała, że coś jest na rzeczy.
- Niall, jak się masz?
- Wszystko w porządku?
- Kocham cię, Niall!
- Mogę się przytulić?
Te i cała masa podobnych pytań rosły w siłę. Wcale nie
pomagały mi ich głośna troska i zaciekawienie, wręcz przeciwnie. Czułem, że jeszcze
chwila i oczywistym będzie, że dostanę ataku paniki. Nie chciałem, żeby głośno
o tym było przez kolejne dni. Robiło się coraz ciaśniej, coraz mniej powietrza,
coraz ciemniej. Kilka twarzy odwróciło się ode mnie i przestało krzyczeć moje
imię. Widziałem, jak jasne włosy wyróżniają się obok hiszpanek o ciemnych
karnacjach i zbliżają się do mnie. Przeciskała się przez tłum, zaczęła używać
do tego swoich łokci i rozpraszających tłum komentarzy. Kilka razy traciła
równowagę a ja byłem wdzięczny jej za to, że zareagowała obojętnie czym
kierowana – swoją tęsknotą czy szóstym zmysłem, że czuję się jak w puszce
pełnej drobnych anchois.
Próbowałem uspokoić swój oddech i wciąż zachowywać się
normalnie. Chyba udawało mi się, bo kolejna brunetka bez zawahania pojawiła się
tuż przed moim nosem i ze łzami w oczach zaczęła po hiszpańsku wyznawać mi
miłość. Podpisałem jej koszulkę i podziękowałem za wszystko co dopiero
powiedziała, starając się przy tym o godny Hiszpana akcent. Wzbudziłem tym jej
i kilku innych osób zachwyt. Znów odrobinę się przerzedziło i widziałem trudy
wytrwałej blondynki, ale gdy dwie niższe od niej o głowę fanki zaczęły do niej
piszczeć i mówić z ogromną prędkością w swoim rodowitym języku, straciła
równowagę i nie miała siły nic do nich odpowiedzieć. Bezskutecznie próbowała je
zbyć w jakikolwiek sposób. Była w odległości zaledwie dwóch, może trzech metrów
ode mnie więc zebrałem w sobie siłę. Potrzebowałem jej obok siebie.
Zrobiłem kilka pewnych kroków przed siebie, co kosztowało
mnie niemało zdrowia. Tłum dookoła zrobił się ciaśniejszy, wszyscy byli
zaaferowani moim nagłym ruchem. Starałem się głęboko oddychać i nie robić nic
innego, jak szukać wzrokiem mojej ostoi. W końcu wyłoniła się zza kurtyny fanek
a ja wyciągnąłem przed siebie rękę. Oczywiście została kilka razy złapana nie
przez mój cel, ale w końcu chwyciłem znajomą dłoń. Odrobinę rozluźnił się ścisk
wokół mnie, toteż swobodniej mogłem przyciągnąć ją do siebie. Nie patrzyłem jak
wygląda, co ubrała, co trzyma w rękach. Po prostu przytuliłem się i przymknąłem
oczy. Ciepło powoli zajmowało moje ręce, które zaczynały już drżeć jako oznaki
lęku klaustrofobicznego. Nos powoli zanurzyłem w jej szyję i nawdychałem się
ile mogłem zapachu jej słodkiej skóry. Czułem się jak u siebie, mogłem więc być
spokojny. Stopniowo przestawiałem się na myśl, że ona również potrzebowała
mojej obecności. Mimo, że mi pomogła to jednak miała z tego korzyści. Delikatnie
masowała moje plecy i oboje przez chwilę nie przejmowaliśmy się jednym wielkim
krzykiem, jaki wywołaliśmy. W końcu poczułem silne męskie ramię na wysokości
moich łopatek, które zaczęło nas wypychać poza tłum. Odsunęliśmy się od siebie
ale jedynie na tyle, żeby iść krok w krok razem. Obejmowałem ją w talii, by
była bezpieczna wśród masy ludzi, która lubiła pożerać. Trzymałem dłoń na jej
nagiej skórze co oznaczało, że miała na sobie krótką bluzkę. Wiedziałem, że to
niemożliwe ale starałem się schować ją w swoim ciele, żeby jak najmniej osób ją
widziało, czy mogło cokolwiek jej zrobić.
Zostaliśmy w końcu wypchnięci z największej chmary ludzi
i wciśnięci do czarnego samochodu razem z kilkoma ochroniarzami. Trzymałem ją
przez cały czas mocno za rękę, by mi nigdzie nie zaginęła. Przejechałem wolną
dłonią po twarzy i odetchnąłem ze świadomością, że jest o wiele ciszej i
spokojniej. Na chwilę wzmocniła uścisk naszych dłoni i zwróciła tym moją uwagę
na siebie.
- Wszystko w porządku?
– szepnęła. Uśmiechnęła się pocieszająco, ale mimo to był to piękny uśmiech.
- Tak, już dobrze. –
pokiwałem głową. Przyciągnąłem ją bliżej siebie i pozwoliłem, żeby jej głowa
opadła na moje ramię. Objąłem ją i uspakajałem swoje bijące serce z każdym
wdechem znajomego, domowego zapachu. – Jak tam Madryt?
- Piękny. – oczy jej
się świeciły, gdy odpowiedziała. Nie potrafiły kłamać, uwierzyłem im na słowo.
Pozostało mi jedynie przekonać się na własnej skórze, że razem z Annie jest
jeszcze piękniejszy.
Jak zwykle cudowny rozdział!!
OdpowiedzUsuńJejusiu, ta historia tak bardzo mi się podoba, serio.
Nie ma żadnego Niall'a buntownika, jest Niall jest One Direction i jest piękne uczucie haha :)
Uwielbiam to opowiadanie x
jeju jeju jeju cuuudneeee <3 ten rozdział jest genialny, to opowiadanie jest genialne, ty jesteś genialna! <33333
OdpowiedzUsuń