Manny

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

#SOAKINGWET



MUSIAŁAM.

NAWET NIE WIECIE, JAK SZYBKO BIEGAŁAM PO ZOBACZENIU TEGO.



To nawet nie ma playlisty, nie umiem poprawić błędów. Simply enjoy, mofos!








            Z ręką na sercu mówię, że czekałam na tę chwilę. Byłam jedną z pierwszych osób, które zaczęły go nękać i prosić, by w końcu zdobył się na odwagę i zrobił to, do czego został nominowany. Osobiście towarzyszyłam technikom w napełnianiu dużego kubła lodowatą wodą z resztką kostek lodu, jakie znaleźli gdzieś w zakulisowej lodówce. Ekscytowałam się już od momentu, gdy nie piłkarz-ulubieniec mojego chłopaka wskazał na jego osobę jako następną, ale mój idol – Eddie Vedder. Nie wiem, czy bardziej paliłam się do faktu, że po raz kolejny ma interakcję z muzykiem mojego dzieciństwa, czy może do samego ubawu z podążającego za zdrową modą Nialla. Mógł przelać sporą sumę na konto fundacji, ale wolał nie podważać swojej męskości ani nie unikać dobrej zabawy, którą nagle wszyscy uwielbiają.
- To będzie cudowne. – skomentowałam, gdy kilka osób zebrało się już w sporej łazience, którą mieli przez pewien czas na wyłączność. Widziałam, że Cal przygotował już aparat i był gotów go nagrać, więc zdałam się na jego pamiątkę i schowałam telefon do tylnej kieszeni jeansów.
- Czy ktoś ma jakiś ręcznik? Dzieciak będzie siny z zimna. – Caroline, ich przeurocza stylistka spytała. Wzruszyłam ramionami, ale w tym samym momencie do pomieszczenia wszedł Louis z białym materiałem przewieszonym przez ramię.
- To jest szalone.. – powiedział. Oparł się barkiem o ścianę obok mnie i skinął głową na blondyna, który robił w miejscu kilka rozgrzewających podskoków. Na początku był taki niezdecydowany, a teraz potrzebował solidnego kopa i był gotów zrobić wszystko.
- Okej, chyba jestem gotowy. – usłyszeliśmy wszyscy od niego, na co dostał kilka popędzających okrzyków i gwizdnięć.
- Musisz być, bo zaraz woda będzie ciepła i Niall Horan zagra nie fair. – odparłam z uśmiechem, na co on uniósł na mnie brew. Puścił mi oko i odwrócił się twarzą prosto do obiektywu czarnego Canona na wysokim statywie. Skrzyżowałam ręce na piersi w oczekiwaniu na widok, którego przez jakiś czas na pewno nie zapomnę.
            Gdy zaczął swoje wprowadzenie, nie mogłam nie chichotać na widok jego wciąż chodzących nóg. Był podenerwowany ale i podekscytowany, widziałam to po łagodnym i niewinnym uśmiechu, który ubrał. Czułam się przez chwilę tam w środku jak prawdziwa fanka, gdy wymienił nazwisko wokalisty Pearl Jam. Boże, ten człowiek w połączeniu z moim chłopakiem zrobi mi kiedyś krzywdę.
            W momencie kiedy padło nazwisko mojego sąsiada, kątem oka widziałam jak kręci głową i mówi cicho:
- Pożałujesz tego, stary.
            Dźgnęłam go zaczepnie łokciem i odwdzięczył się tym samym, jednak zanim zdążyłam po raz kolejny go zaczepić zauważyłam, że zbliża się ten najważniejszy moment. Schował gdzieś głęboko jakikolwiek strach i wypełzła na wierzch adrenalina w połączeniu z testosteronem, kiedy podniósł kubeł z zimną wodą. Sekundę później wylał ją na siebie i żeby powstrzymać krzyk oszołomienia, zakryłam usta dłonią. Zrzucił ze swojej głowy pojemnik, zaczął stękać z szoku, jakiego doznał. Było mi zimno razem z nim bo miałam świadomość, jak cholernie lodowate było to, co na siebie wylał. Louis kilka razy klasnął, parę osób wiwatowało i śmiało się. Zaczął chodzić w tę i z powrotem, wciąż wydawał z siebie niemalże zwierzęce dźwięki.
            Nie dało się nie zauważyć, jak przemoczona koszulka przylega do jego ciała. Włosy miał całkowicie mokre, ledwie dostrzegałam jego blond czuprynę, która została przyklapnięta przez strumień wody z lodem. Biały materiał przykleił się do jego pleców i torsu, co momentalnie zwróciło moją uwagę. Nie zdążyłam nawet skarcić siebie w duchu za tak szybkie zdezorientowanie. Jego klatka piersiowa i brzuch przykryte mokrą koszulką wyglądały o niebo seksowniej niż myślałam, że już wyglądają. Często trenował z Markiem co przynosiło efekty, a w tym momencie byłam kompletnie oszołomiona widokiem przede mną.
            Widziałam, że zbliża się do mnie. Zrobiło mi się automatycznie cieplej na ciągły widok jego przemoczonego ubrania. Niestety za późno się zorientowałam, że podchodzi naprawdę blisko mnie. Spojrzałam gwałtownie na jego wyraz twarzy: szczerzył się podstępnie. Zrobiłam momentalnie wielkie oczy, gdy wyciągnął swoje ręce i mimo dyszenia z zimna uśmiechał się jak pozornie niewinny dzieciak, który tak naprawdę coś zmajstrował.
- Nawet nie próbuj.. – zaczęłam, powoli się odsuwając. Wyciągnęłam przed siebie dłonie w geście obronnym ale poczułam swoją przegraną pozycję, kiedy Tomlinson zaczął w głos się śmiać.
- Annie, tak mi zimno! – chichotał. Wciąż się cofałam ale niestety zbyt powoli. Złapał mnie za nadgarstki i odgarnął je do boku, by mieć do mnie łatwiejszy dostęp. Już czułam gęsią skórę na przedramionach, bo jego palce były okropnie zimne.
- Niall, nie… - próbowałam go powstrzymać. Skończyło się na moim przeraźliwym krzyku, gdy przyległ do mnie całym ciałem. Mocno przytulił się, przekazując całą lodowatą wodę ze swojej koszulki prosto na moją. Był okropnie zimny, więc nie byłam w stanie ustać w miejscu. Ludzie dookoła się śmiali a ja wciąż krzyczałam z szoku, jaki doznałam. Zapłaciłam słoną cenę za niekontrolowane rozgrzanie organizmu.
- Och, teraz mi lepiej. – dodał po chwili, kiedy mój donośny głos powoli tracił największą siłę. Kleił się do mnie potwornie, wciąż przebierałam nogami i próbowałam zrobić cokolwiek, by trochę zelżało przenikliwe zimno, jakim mnie potraktował.
- Ale z ciebie idiota! Boże, kurwa, cholera jak mi zimno! – krzyczałam, ale i śmiałam się. Powoli zaczynałam się dość wyraźnie trząść, więc odsunął się odrobinę. Nie na tyle, żeby nasze koszulki się od siebie odkleiły – nie był aż taki łaskawy, o nie.
- Też cię kocham. – wyszczerzył się i pocałował mnie w czoło, co skończyło się kolejnym piskiem.
- Dobra, dobra! Jesteś zimny! – nie mogłam przestać. W końcu z cichym plasknięciem odkleił się ode mnie i zdołałam westchnąć z ulgą, zanim zerknęłam w dół na siebie.
            Powiedzenie, że byłam mokra było zbyt ogólnikowe. Czarny tank top zrobił się jeszcze bardziej tank, pojedyncze lodowate kropelki ściekały po moim dekolcie i nieprzyjemnie mroziły mnie całą. Zła na siebie i swoją słabość nawet nie oglądałam go, gdy zdejmował biały przemoczony materiał. Zabrał Louis’emu biały ręcznik i zaczął się nim okładać w miejscach, gdzie najbardziej widoczne były mokre ślady i gdzie odczuwał zimno. Wycierał w niego głowę i kark a ja niekontrolowanie potarłam oczy, co było błędem. Wsypałam sobie do oka okruszki tuszu do rzęs, co nie było nowością dla mnie ale i nie było przyjemne. Słyszałam, jak Caroline lituje się nade mną i mówi, że zaraz mi pomoże.
- Poczekaj, poprawię ci włosy… - usłyszałam od blondyna i gdy już miałam nadzieję, że skończył ze swoim wspaniałym humorem, chciałam znów krzyknąć. Zaczął nacierać moją głowę swoją przeraźliwie zimną koszulką a ja nie miałam już siły odganiać się od niego. Śmiał się z mojej reakcji tym bardziej, że w duchu powoli odliczałam do mojego wybuchu.
- Niallu Jamesie Horanie… - zaczęłam, zgrzytając zębami. - …Ja ci zaraz poprawię włosy…

            Nigdy, przenigdy nie podniecajcie się na widok mokrego chłopaka.



___________________________________

Ask, komentarze, twitter, wszystko wiecie gdzie jest.

Wczorajszy rozdział z perspektywy Nialla też znajdziecie.

Kocham Was misiaki!


niedziela, 17 sierpnia 2014

#25

Wey hey!

Dla odmiany, dzisiaj podzieli się czymś z Wami Niall. Pasuje?





                Tłum, jaki widziałem przed sobą nie był czymś nowym. Z daleka dostrzegałem jakieś trzydzieści, może mniej dziewczyn z aparatami, telefonami i kartkami w rękach. Na widok dwóch ochroniarzy idących przede mną zaczęły piszczeć bo był to oczywisty znak, że zaraz mnie zobaczą. Oceniałem, że zajmie mi to w szybkim tempie około dziesięć minut, chyba że zostanę popędzony albo grupka będzie zbyt wymagająca. Poprawiłem zsuwające się z mojego nosa ciemne okulary i przygotowałem się na falę hałasu po cichym locie.
            Na czarno ubrany mężczyzna idący krok w krok ze mną odruchowo złapał mnie za ramię próbując w ten sposób dać mi do zrozumienia, że muszę być skoncentrowany. Pokiwałem głową i zwolniłem odrobinę kroku, gdy fanki zaczęły do nas podbiegać. Krzyczały do mnie po imieniu, wyznawały do mnie swoje uczucia. Na początku było to dla mnie ekscytujące, teraz jest albo męczące albo śmieszne. Nie dlatego, że wyśmiewam się z moich fanów, nie! Po prostu fakt, że krzyczą bez opanowania i nie kontrolują tego co mówią bywa w efekcie zabawny. Wierzcie mi lub nie, słuchanie po raz tysięczny tych samych wyznań, również niekoniecznie adekwatnych do ich wieku, może się znudzić. Mimo tego, że doceniam je i cieszę się, że
w jakiś sposób przyczyniłem się do tego wszystkiego, mimo robienia niezłego show na scenie i podniecenia z uwagi, jaką na mnie zwracają miewam czasem dość. To chyba normalne.
            Wciśnięto mi do ręki czarny marker, z ramienia zdjęto torbę. Podciągnąłem jeansy i słabo uśmiechnąłem się do siebie, dla dodania otuchy. Harry był gdzieś z zupełnie innej strony, nawet pewnie nikt go nie dopadł. Nie zdążyłem dobrze się wpatrzeć w rajską pogodę wokół mnie a kilka dziewczyn już było tuż obok. Zacząłem pracować intensywnie nadgarstkiem, co chwila odpowiadając coś na słowa którejś z nich. Pozowałem do zdjęć, ale wciąż nie zdejmowałem okularów. To się robiło powoli moim nawykiem, poza tym zmęczenie byłoby zbyt widoczne pod moimi oczami, więc uniknąłem wnikliwych pytań.
            Momentami działałem jak maszyna, nie przywiązywałem szczególnej uwagi do wyglądu czy tonu głosu osoby, która do mnie mówiła. Raz na jakiś czas rozglądałem się szerzej i oceniałem sytuację, w jakiej jestem. Wolałem mieć wszystko pod kontrolą, znając moją skłonność do paniki w klaustrofobicznych warunkach. Wciąż czułem obok siebie obecność ochroniarza, który tym razem parsknął śmiechem i zaklął, ale nie był zdenerwowany. Chciał być, ale zamiast tego uśmiechnął się. To sprawiło, że i ja się rozluźniłem.
- Co jest? – rzuciłem przez ramię do niego, jednocześnie po raz kolejny pisząc swoje imię na kartce papieru.
- Mówiłem jej, że bez sensu będzie przyjeżdżać na lotnisko. – zwrócił się do mnie, starając się uniknąć zbyt wielu słuchaczy. Ściągnąłem brwi w zastanowieniu. Ten zakasłał kilka razy, teatralnie chowając śmiech. – Twoja panna, idioto.
            Uśmiechnąłem się szeroko, nie mogłem nie. Z różnych względów wyleciała z Barcelony wcześniej - wczoraj wieczorem. Wiedziałem, że chciała przejść się po Madrycie późnym wieczorem, a że my mieliśmy jeszcze kilka spraw do załatwienia zaproponowałem, żeby zabrała się z chłopakami z bandu i technikami. Mimo mojej nieobecności wyszło jej to na korzyść, bo gdy w końcu padnięty zasypiałem, dostałem w wiadomości pełne uśmiechu zdjęcie ze wspaniale oświetlonym miastem w tle.
            Z mniejszą uwagą wykonywałem prośby zgromadzonych wokół mnie nastolatek, bo zacząłem jednocześnie szukać jej wzrokiem. Kilka razy zostałem złapany na byciu nieuważnym, więc nadrabiałem jednym z tych uśmiechów, który ponoć zwalał z nóg płeć przeciwną. Ręka jeszcze mnie nie bolała, ale powoli miałem dość. Kochałem dawać im radość, ale nie w pośpiechu. Znów rozejrzałem się dookoła. Z każdym moim krokiem przesuwał się również zgromadzony mały tłum. Przed oczami przeleciał mi gdzieś charakterystyczny blond, którego nie pomylę z żadnym innym. Powoli przesuwałem się w tamtą stronę, lecz wciąż nie pozbywałem się licznego zgromadzenia.
- Wiem co robisz, Horan. Jesteś równie szalony jak ona. – śmiał się barczysty mężczyzna, który co chwilę dawał mi znać o swojej obecności pewną asekuracją mojego ramienia.
- I tak kochasz pracę z nami, stary. – odparłem do niego i znów zrobiłem kilka kroków w przód.
Zauważyłem, jak posiadaczka okularów przeciwsłonecznych na nosie jako przeciwieństwo do całej reszty zgromadzonych, zaczęła cofać się o kilka kroków w obawie przed nadciągającą chmurą ludzi. Miałem ogromną nadzieję, że gdy zwróci uwagę na moje uparte próby dotarcia do niej, ułatwi mi choć trochę sprawę. Owszem, nie chciałem w żaden sposób naruszyć jej bezpieczeństwa. Jednak wiedziałem, że nie mogła się doczekać mojego przylotu. Musiało ją niesamowicie korcić, żeby od razu nie wyprzedzić całego tłumu i wyściskać mnie jako pierwszą. Znałem ją doskonale i zdawałem sobie sprawę, jak bardzo jej zależy na naszych wspólnych chwilach w miejscach, w których już kiedyś była i gdzie ukształtowała swoją kolorową duszę największej marzycielki. Poza tym, obojętnie na jak długo byśmy się nie rozdzielili, zawsze chciała skrócić ten czas. Byłem dopełnieniem jej dobrego samopoczucia, z czego byłem niesamowicie dumny.
Inna sprawa, że ta dziewczyna miała słabość do lotnisk. Idę o zakład, że była tu już godzinę wcześniej, w dodatku na tarasie widokowym i zdążyła zrobić setki zdjęć oraz zakodować sobie w głowie kolejnych kilka marzeń i celów do zrealizowania.
            Z daleka widziałem, że kilka osób zaczęło i do niej podchodzić. Nie byłem w stanie wiele zrobić w tamtej chwili, bo po prostu nie miałem jak. Z każdej strony stało kilka fanek, grupa wręcz powiększała się. Towarzyszyło mi niezbyt komfortowe przeczucie, że mam wokół siebie coraz mniej miejsca. Przestałem czuć silną dłoń na ramieniu, więc odrobinę zdenerwowany odwróciłem się za siebie. Nie byłoby korzystnym dla nikogo, gdybym teraz zaczął panikować. Uspokoiłem się odrobinę, gdy po chwilowym boju z powiększający się tłumem złapałem kontakt wzrokowy z moim ochroniarzem. Musiał wyczuć niesmak rodzący się z całej tej sytuacji. Pokazał gestem, że wszystko jest pod kontrolą. Z powrotem zerknąłem przed siebie mimo uporczywie dającej o sobie znać brunetce obok, która trzymała przed nami swój telefon i starała się zrobić zdjęcie. Lekko się uśmiechnąłem dla niepoznaki. By zająć czymś myśli znów podpisałem kilka płyt, ze trzy notesy i nawet parę telefonów. Trudno było nazwać to podpisem, bo powoli robiła się to tylko kiepska czarna maziaja. Mimo wszystko one to kochały a ja nie miałem wyjścia, by zrobić cokolwiek innego.
            Starałem się za każdym razem zamówić dwa słowa z każdą kolejną dziewczyną, która w mniej uporczywy sposób prosiła o jakąkolwiek pamiątkę po spotkaniu się ze mną. Wciąż jednak nie dawał mi spokoju fakt, że do Ann podchodziło coraz więcej ludzi. Na pewno nie czuła się z tym dobrze, tak samo jak ja. Głosy jeszcze bardziej się podnosiły i powoli traciłem moją wewnętrzną równowagę. Nie mogłem pozwolić panice na przejęcie kontroli nade mną, ale byłem naprawdę blisko. W końcu przez zupełny przypadek złapałem z nią kontakt wzrokowy i ciągnąłem go jak najdłużej się dało, czyli dosłownie sekundy, albo i to nawet nie. Jej znajome, szare tęczówki zaiskrzyły się na mój widok a to dodało mi dużą porcję siły. Błagałem w duchu, żeby użyła swojego kobiecego przewrażliwionego instynktu i zrozumiała, że coś jest na rzeczy.
- Niall, jak się masz?
- Wszystko w porządku?
- Kocham cię, Niall!
- Mogę się przytulić?
            Te i cała masa podobnych pytań rosły w siłę. Wcale nie pomagały mi ich głośna troska i zaciekawienie, wręcz przeciwnie. Czułem, że jeszcze chwila i oczywistym będzie, że dostanę ataku paniki. Nie chciałem, żeby głośno o tym było przez kolejne dni. Robiło się coraz ciaśniej, coraz mniej powietrza, coraz ciemniej. Kilka twarzy odwróciło się ode mnie i przestało krzyczeć moje imię. Widziałem, jak jasne włosy wyróżniają się obok hiszpanek o ciemnych karnacjach i zbliżają się do mnie. Przeciskała się przez tłum, zaczęła używać do tego swoich łokci i rozpraszających tłum komentarzy. Kilka razy traciła równowagę a ja byłem wdzięczny jej za to, że zareagowała obojętnie czym kierowana – swoją tęsknotą czy szóstym zmysłem, że czuję się jak w puszce pełnej drobnych anchois.
            Próbowałem uspokoić swój oddech i wciąż zachowywać się normalnie. Chyba udawało mi się, bo kolejna brunetka bez zawahania pojawiła się tuż przed moim nosem i ze łzami w oczach zaczęła po hiszpańsku wyznawać mi miłość. Podpisałem jej koszulkę i podziękowałem za wszystko co dopiero powiedziała, starając się przy tym o godny Hiszpana akcent. Wzbudziłem tym jej i kilku innych osób zachwyt. Znów odrobinę się przerzedziło i widziałem trudy wytrwałej blondynki, ale gdy dwie niższe od niej o głowę fanki zaczęły do niej piszczeć i mówić z ogromną prędkością w swoim rodowitym języku, straciła równowagę i nie miała siły nic do nich odpowiedzieć. Bezskutecznie próbowała je zbyć w jakikolwiek sposób. Była w odległości zaledwie dwóch, może trzech metrów ode mnie więc zebrałem w sobie siłę. Potrzebowałem jej obok siebie.
            Zrobiłem kilka pewnych kroków przed siebie, co kosztowało mnie niemało zdrowia. Tłum dookoła zrobił się ciaśniejszy, wszyscy byli zaaferowani moim nagłym ruchem. Starałem się głęboko oddychać i nie robić nic innego, jak szukać wzrokiem mojej ostoi. W końcu wyłoniła się zza kurtyny fanek a ja wyciągnąłem przed siebie rękę. Oczywiście została kilka razy złapana nie przez mój cel, ale w końcu chwyciłem znajomą dłoń. Odrobinę rozluźnił się ścisk wokół mnie, toteż swobodniej mogłem przyciągnąć ją do siebie. Nie patrzyłem jak wygląda, co ubrała, co trzyma w rękach. Po prostu przytuliłem się i przymknąłem oczy. Ciepło powoli zajmowało moje ręce, które zaczynały już drżeć jako oznaki lęku klaustrofobicznego. Nos powoli zanurzyłem w jej szyję i nawdychałem się ile mogłem zapachu jej słodkiej skóry. Czułem się jak u siebie, mogłem więc być spokojny. Stopniowo przestawiałem się na myśl, że ona również potrzebowała mojej obecności. Mimo, że mi pomogła to jednak miała z tego korzyści. Delikatnie masowała moje plecy i oboje przez chwilę nie przejmowaliśmy się jednym wielkim krzykiem, jaki wywołaliśmy. W końcu poczułem silne męskie ramię na wysokości moich łopatek, które zaczęło nas wypychać poza tłum. Odsunęliśmy się od siebie ale jedynie na tyle, żeby iść krok w krok razem. Obejmowałem ją w talii, by była bezpieczna wśród masy ludzi, która lubiła pożerać. Trzymałem dłoń na jej nagiej skórze co oznaczało, że miała na sobie krótką bluzkę. Wiedziałem, że to niemożliwe ale starałem się schować ją w swoim ciele, żeby jak najmniej osób ją widziało, czy mogło cokolwiek jej zrobić.
            Zostaliśmy w końcu wypchnięci z największej chmary ludzi i wciśnięci do czarnego samochodu razem z kilkoma ochroniarzami. Trzymałem ją przez cały czas mocno za rękę, by mi nigdzie nie zaginęła. Przejechałem wolną dłonią po twarzy i odetchnąłem ze świadomością, że jest o wiele ciszej i spokojniej. Na chwilę wzmocniła uścisk naszych dłoni i zwróciła tym moją uwagę na siebie.
- Wszystko w porządku? – szepnęła. Uśmiechnęła się pocieszająco, ale mimo to był to piękny uśmiech.
- Tak, już dobrze. – pokiwałem głową. Przyciągnąłem ją bliżej siebie i pozwoliłem, żeby jej głowa opadła na moje ramię. Objąłem ją i uspakajałem swoje bijące serce z każdym wdechem znajomego, domowego zapachu. – Jak tam Madryt?
- Piękny. – oczy jej się świeciły, gdy odpowiedziała. Nie potrafiły kłamać, uwierzyłem im na słowo. Pozostało mi jedynie przekonać się na własnej skórze, że razem z Annie jest jeszcze piękniejszy.






sobota, 2 sierpnia 2014

#24

Cześć!
Ja już jestem po porannym biegu, a Ty? :)

Wakacje lecą stanowczo za szybko. Uświadomiłam to sobie dopiero wczoraj, niestety. Mania musi wziąć się w garść i zrobić to i owo.

Ten rozdział powstał którejś nocy, gdy tak bardzo cisnął mi się na klawiaturę, że chyba wykałaczkami podtrzymywałam swoje powieki, żeby nie opadały ze zmęczenia!

Mam nadzieję, że wciąż będziecie ze mną. Naprawdę zależy mi na tym, bym mogła z kimś dzielić życie Niannie.

1. Na asku pojawiają się naprawdę cudowne słowa i pytania, dajecie mi bardzo do myślenia i inspirujecie do kolejnych shotów!
2. Na moim twitterze od czasu do czasu pojawiają się #NiannieUpdates. Jeśli jest Ci mało o to, co widzisz na blogu - stay tuned!
3. Nowy zwiastun znajdziecie TUTAJ!

enjoy :)





            Szelest kluczy był jedynym donośniejszym dźwiękiem, jaki dało się słyszeć na korytarzu. Wsparta ramieniem na framudze drzwi cierpliwie czekałam, aż otworzy obydwa zamki. Przeniosłam ciężar ciała z jednej nogi na drugą, lądując tym samym głową na jego barku. Wciąż pachniał swoimi perfumami, którymi potraktował swoją szyję kilka godzin temu przed wyjściem. Przywiodło to automatycznie na myśl ciasne, ciemne spodnie z dziurami na kolanach, które dziś ubrał razem z białym t-shirtem z dekoltem w serek i całkowicie czarną bejsbolówką. Nie mogłam nie zwrócić uwagi na to, jak dobrze wyglądał. Nogi miękły mi za każdym razem, gdy posyłał mi swój uwodzicielski uśmiech lub puszczał oko. Włosy miał już lekko zmierzwione, dlatego nie zrobiła mu różnicy moja dłoń wśród jego jasnych kosmyków. Przeczesałam je palcami i głęboko westchnęłam, podziwiając jak głupia urodę mojego idealnego mężczyzny.
            Otworzył drzwi i objął moją talię wpuszczając mnie do środka. Weszliśmy do domu a w momencie gdy oddaliłam się od niego o kilka kroków, poczułam jak jego palce ciągną za materiał mojej ramoneski i nie pozwalają mi brnąć dalej. Przyciągnął mnie do siebie i przytulił od tyłu, zanurzając głowę z boku mojej szyi. Cichy pomruk wydostał się z moich ust kiedy ciepłe dłonie zetknęły się z brzuchem, odsłoniętym dzięki czarnemu koronkowemu crop topowi.
- Twój wzrok mnie dzisiaj zabijał. – mruknął, zagryzając fragment mojego ucha. Na mojej twarzy pojawił się półuśmiech.
- Mój wzrok? – spytałam i odchyliłam się odrobinę, by móc na niego spojrzeć. Powieki były lekko przymrużone jak w momencie, gdy jest niesamowicie zrelaksowany i przyjemność sprawia mu to, co się wokół niego dzieje.
- Wyglądało to, jakbyś miała zaraz zerwać ze mnie ubrania. – zachichotał dość gardłowym tonem, co wywołało moje ciche syknięcie.
- Och, Niall. – teatralnie jęknęłam. – Dlaczego wszędzie z mojej strony doszukujesz się podtekstu tam, gdzie go nie ma? – uniosłam niewinnie brew. Bawiłam się z nim a to pozwalało mi na dłuższe cieszenie się z coraz bardziej hardego ale seksownego wyrazu twarzy.
- Nie ma, powiadasz? – powtórzył za mną, więc pokiwałam jedynie głową i zagryzłam wargę. Błękitne tęczówki powędrowały na moje usta i obserwowały je raz po raz, co chwila jedynie unosząc się na wysokość moich oczu lub wręcz przeciwnie – pożerając górną część mojego ubrania.
            Odwróciłam się do niego przodem i zarzuciłam ręce na jego kark, wplątując palce pomiędzy pojedyncze kosmyki włosów. Chwycił mnie w biodrach i zaczął śmiać się w momencie, gdy nie byłam w stanie się powstrzymać i po raz kolejny dziś zlustrowałam go wzrokiem.
- Oj zamknij się. – odparłam, przyciągając go bliżej siebie i w końcu całując jego ciepłe usta. Zrobiłam w końcu to, czego pragnęłam najbardziej. Wiedziałam, że ten oto przystojniak należy do mnie, dotyka mojego ciała, śmieje się z moich reakcji. Cóż więcej potrzeba do stanu niesamowitego zadowolenia, wręcz ekstazy?
            Gdy w równym tempie odwzajemnialiśmy pieszczotę, jego dłonie powędrowały w delikatne miejsce pod moimi żebrami i znienacka zaczęły łaskotać moje boki. Nie chciałam przerywać chwili, której tak bardzo pragnęłam, więc raz po raz kręciłam się w miejscu. Zaczęłam robić drobniejsze kroczki, aż w końcu cofałam się w głąb salonu i z trudem powstrzymywałam gromki śmiech. Błądził tymi cholernymi opuszkami palców po nagiej skórze i choćbym bardzo się starała, nie mogłam nie odrywać od się od niego i prosić, by przestał. Chichotałam jak dziecko aż w końcu chicho krzyknęłam, gdy nagle poczułam za sobą przeszkodę. Oparłam się o miękkie plecy kanapy i próbowałam z całych sił odciągnąć jego ręce lub pogłębić pocałunek na tyle, by go rozproszyć. Niestety nieskutecznie.
- Wystarczy… - udało mi się wydyszeć między nabieraniem haustów powietrza. – Niall, błagam…
- O co mnie błagasz? – śmiał się, cały zadowolony. Czułam na ustach jego uśmiech i była to najpiękniejsza rzecz świata pomimo, że tak bardzo mnie torturował.
- Możesz mi robić wszystko tylko błagam, przestań łaskotać! – „wyśmiałam” zdanie, a jego ręce po chwili wahania zsunęły się na moje pośladki. Usta oderwał od moich z cichym mlaśnięciem i wpił je w skórę mojej szyi.
- Wszystko, tak? – zamruczał. Moją odpowiedzią mógł być jedynie jęk poddania się jego czynom, bo przyjemne mrowienie w niektórych miejscach nie pozwalało mi na ani odrobinę asertywności. Skóra pod uchem zaczęła przyjemnie piec, gdy ją zagryzał i ssał. Musiałam objąć jego tył głowy i mocniej oprzeć się na kanapie, by nie stracić w pewnym sensie świadomości. Jego ciepło wcale nie pomagało zmysłom, które nie wiedziały gdzie i jak się podziać.
- Kocham doprowadzać cię do takiego stanu.. – wręcz warknął, gdy owiewał swoim oddechem zaczerwienione miejsce – swoje „dzieło” – i z dumą przejechał po nim językiem. Pewniej chwycił moją pupę i posadził mnie na brzegu kanapy, ułatwiając sobie tym samym dostęp do mojego rozpływającego się ciała. Wsunął dłonie pod różową pudrową spódniczkę, którą miałam na sobie i gwałtownym ruchem zsunął spod niej czarne majtki. Zadziwił mnie po raz kolejny swoją siłą i sprytem, ale pozostawiłam to bez zbędnego komentarza. Wystarczyło mi samo uczucie na widok jego, panującego całkowicie nade mną i robiącego wszystko, bym była zależna od niego jeszcze bardziej.
- Jesteś niemożliwy. – zaśmiałam się ostatkami sił, gdy uklęknął na zdrowym kolanie i rozsunął moje uda, powoli i delikatnie całując pojedyncze fragmenty skóry. Robiłam mu bałagan na głowie, podczas gdy jego usta robiły ze mnie marmoladę. Jęknął w odpowiedzi na mój pisk, gdy przygryzł zębami fragment ciała najbliżej mojego niepojętego ciepła. Niemalże wpijałam palce w jego włosy, zaciskałam je w piąstki i delikatnie ciągnęłam, by odnaleźć właściwe ujście kłębiących się we mnie emocji i energii. Objął prawą ręką moje biodro, bym mu się nie zsunęła na drugą stronę czarnego siedziska. W końcu przeciągle pocałował moją kobiecość, a ja już czułam się jak w niebie. Moje mięśnie prosiły się o ciągłe skurcze i rozkurcze, lecz bałam się o niekontrolowane odruchy moich nóg; nie chciałam go zgnieść, choć i tak pewnie nie miałabym tyle siły. Wędrujące po mnie usta tak bardzo rozpraszały moją świadomość, że nawet nie rozglądałam się wokół siebie. Nie byłam w stanie dobrze zapamiętać ani wczuć się w jego poszczególne czynności, ale na pewno w pamięci zostanie ilość iskierek, które przetoczyły się przez mój cały organizm.
            Z dumą kończył swoje dzieło, nasłuchując moich gwałtownych oddechów. Świadomość powróciła do moich oczu a widok, jaki zastałam między swoimi nogami wywołał mój niekontrolowany jęk. Najpiękniejszy i najseksowniejszy mężczyzna jakiego mogłam mieć klęczał przede mną, sprawiając mi błogą przyjemność i wyglądając jak bóg. Czegóż więcej chcieć?
            Moje ogromne zadowolenie zostało przerwane przez huk, który potoczył się z ogrodu. Siedziałam przodem do wyjścia na taras, więc skoncentrowałam się na rzeczywistości i wytężyłam wzrok, próbując cokolwiek dojrzeć. Pojedyncze światełko jarzyło się wśród ciemności z powierzchni drewnianego podestu. Po chwili jednak uniosło się do góry i zgasło. Obramowanie „świecidełka” odbijało księżycową poświatę i w tamtym momencie skojarzyłam, że to nic innego jak telefon. Serce mi przyspieszyło a blondyn zrozumiał to błędnie jako potrzebę kolejnej fali przyjemności, więc nie przestawał traktować mnie swoimi ustami.
- Niall… - zaczęłam, nie mogąc za bardzo ubrać tego w słowa. Byłam w zbyt dużym szoku, by cokolwiek z siebie wydusić.  On jedynie jęknął gardłowo i mocniej do mnie przywarł, co nie pomagało mi w koncentracji.
            Chwila minęła bym dostrzegła, że telefon trzymany był przez średniego wzrostu dziewczynę z długimi włosami i wybałuszonymi na nas oczami.
- Niall, przestań. – powiedziałam stanowczym, ale drżącym głosem. Spojrzał na mnie i ściągnął brwi nie rozumiejąc, o co chodzi.
- Coś źle robię, kochanie? – spytał i delikatnie pomasował moją nogę. Nie wiedziałam gdzie mam patrzeć – przez okno i czekać aż dziewczyna się zorientuje, że została zdemaskowana, czy może na niego i próbować jak najspokojniej wyjaśnić, co się dzieje.
- Wstań, proszę… - błagalny ton sprawił, że niemalże natychmiast się podniósł, wciąż przytrzymując mój tył. Niepotrzebnie, bo już po sekundzie zsunęłam się z kanapy i stałam obok niego poprawiając spódnicę, która nieznacznie podsunęła się w górę.
- Co się stało? Ann, jeśli…
- Czy to możliwe, że do ogrodu weszła twoja fanka? – spytałam z ewidentną paniką w głosie. Spojrzał na mnie poważnie i wyglądał na złego, że taka sytuacja mogłaby mieć miejsce. Ściągnął brwi i przez chwilę myślałam, że posądzi mnie o gadanie bzdur. Wiele razy bałam się, że za bardzo poniesie mnie przez fakt ciągłego kontaktu z fanami, ale istniały pewne granice. Zerknęłam znów w stronę tarasu, na którym ewidentnie dziewczyna nie wiedziała co ma ze sobą zrobić. On podążył za moim wzrokiem i był w równie wielkim szoku.
- Och, kurwa. – złapał się za głowę i zamknął na chwilę oczy, jakby przetwarzał całą zaistniałą sytuację. – Cholera. – powtarzał. Dziewczyna niepewnie uniosła rękę i jakby zawstydzona, lekko pomachała. Nie wiedziałam, jak reagować. Śmiać się? Płakać? Krzyczeć ze złości? No bo jak tu się zachować zważywszy na fakt, że… Ugh!
            W końcu Niall otrząsnął się ze swojego nieruchomego stanu i powoli przesuwał się w stronę dużego okna. Otworzył je a ja nawet nie zwróciłam uwagi na wieczorny chłód, który dostał się do środka. Byłam za bardzo rozgrzana i roztrzęsiona. Nie codziennie ma miejsce coś takiego, nigdy aż tak nikt nie ingerował w naszą prywatność.
- Uhm, cześć. – usłyszeliśmy. Oboje na siebie spojrzeliśmy w niewiedzy, co robić. Nie odzywaliśmy się ani słowem aż do momentu, gdy cisza wręcz przeszkadzała. Lekko zacisnął jedną dłoń w pięść i wiedziałam, że jest zdenerwowany. Musiał wziąć kilka oddechów, żeby w żaden sposób nie wybuchnąć.
- Długo tu jesteś? – pierwszy się odezwał. Dziewczyna zbladła i wpatrywała się w niego, jakby był duchem. Jej klatka piersiowa bardzo szybko się unosiła i opadała, zaczęłam obawiać się, że dodatkowo będziemy musieli zapewnić jej opiekę medyczną. Nie jest to wymarzony sposób na spędzenie wieczoru po przyjemnej kolacji – przykładanie zimnego kompresu fance, która zemdlała na widok swojego idola w intymnej sytuacji z jego dziewczyną. Swoją drogą, bolesne przeżycie.
- Jakieś… cztery g-godziny… - wyjąkała, nie odrywając od niego wzroku. Była całkowicie blada, ale bardziej przejmowałam się faktem, że stała w naszym ogrodzie. Za naszym oknem. Równie dobrze mogła być tu innego dnia, lub włamać się..
- Może i będę niemiły, ale… cholera, są jakieś granice prywatności… - zaczął, ale urwał. Odwrócił się znów do mnie w nadziei, że uzyska moje wsparcie. Jego policzki odrobinę poczerwieniały ze złości. Musiał zmierzwić swoje włosy w frustracji. Normalnie uśmiechnęłabym się na widok takiego gestu, ale nie teraz kiedy wiem co go doprowadziło do szału.
- Myślę, że powinnaś wyjść. – powiedziałam, siląc się na miły ton. Wyszło jak wyszło, jej twarz wyrażała oburzenie i wszystko inne, co negatywne. Próbowałam, ale jak tu inaczej zabrzmieć w takiej sytuacji?
- Tak, to na pewno. – Szybko dodał. Na chwilę przykrył twarz dłońmi i intensywnie myślał. - Ale zanim to zrobisz, daj mi swój telefon na moment. – przytaknął, a ona automatycznie oddała idolowi swoją własność. Może i to była ingerencja w własność prywatną, ale czy przypadkiem nasza przestrzeń osobista nie została bardziej naruszona? Czerwień na jego policzkach się jedynie wzmacniała, gdy przesuwał palcem po ekranie jej urządzenia – zakładałam, że sprawdzał ilość zrobionych zdjęć. Dobrych pięć minut minęło, zanim wręczył jej go z powrotem. Założyła nerwowo kosmyk włosów za ucho i przystała na zapraszający gest do środka, jaki wykonał Niall. Weszła do domu i momentalnie poczułam się nieswojo. Osoba całkowicie nam nieznana, która najpewniej miała bzika na punkcie wszystkiego co mogłaby teraz dotknąć.. ba, nawet potraktowana dodatkową atrakcją: osobiście zaproszona przez Horana do domu.
            Zamknął za nią taras i zaczął prowadzić w stronę zwyczajnych drzwi wyjściowych. Podążałam za nimi wzrokiem, powoli wlokłam nogami wciąż nie mogąc do końca uwierzyć w to, co się działo. Gdy wymijali kanapę, zmuszony był podnieść czarny, zwinięty w kłębek materiał moich fig i szybkim ruchem schować je do swojej tylnej kieszeni spodni. Pewna byłam, że to zauważyła. Wiedziałam, że również jestem czerwona – ze wstydu i złości. Ale widziała już wystarczająco dużo, mniej komfortowo już nie byłam w stanie się poczuć.
- Przyszłaś sama? – spytałam, idąc za nimi. Chwilę się zastanawiała, odpowiedzieć czy nie, ale w końcu przytaknęła i spojrzała z powrotem na Nialla. Oczywiście, że czułam się poirytowana. Tak, jakby pytała o zgodę na odpowiedź na moje pytanie właśnie jego. Nie liczyła się ze mną, z moją obecnością prawie w ogóle. Może należała do tych, które nie tolerują naszego związku?
- Doceniam oddanie moich fanów, ale to była przesada. – mruknął, chwytając za klamkę. - Przekaż innym, że jeśli spróbują to powtórzyć, nie skończy się odprowadzeniem do drzwi przeze mnie, a policjanta. Zrozumiano? – spytał, a ona gwałtownie pokiwała głową. Jak potulna uczennica. Dobra, może jestem wredna, ale kto by nie był na moim miejscu? Cieszę się razem z Niallem jego szczęściem i dumą z fanów, ale tym razem miałam dość. Gdzieś w głowie jednak snuła mi się myśl, że gdybym coś takiego burknęła na głos, skończyłoby się to jeszcze gorzej dla mojego dobrego imienia w środowisku, w którym wiadomości rozchodzą się o wiele szybciej niż ciepłe bułki.
- Pewnie już za późno na zdjęcie? – dopytała, a ja jedynie uniosłam brwi w oczekiwaniu na jego reakcję. Uznałam to za pytanie nieco poniżej pasa, ale nie wtrąciłam ani słowa. Skrzyżowałam ręce na piersi i czekałam na to, co jeszcze się stanie. Może zapyta o pamiątkę z wycieczki?
- Zrobiłaś wystarczająco dużo, nie sądzisz? I tak nie wiem, czy za pół godziny nie dostanę miliona tweetów, telefonów… - zaczął drapać się po karku jako pewien sposób rozluźnienia. Widziałam jak też walczy sam ze sobą, na jak bardzo złego ma wyglądać. Bardzo dawno go takiego nie widziałam.
- Okej, okej. Rozumiem. Przepraszam. – wyjąkała. Westchnęła cicho i powoli przestąpiła z nogi na nogę. Jej oczy ewidentnie powędrowały na jego spięte ciało. Poczułam się odrobinę zazdrosna zwłaszcza, że przygryzła wargę i stłumiła krzyk na widok niemałego wybrzuszenia w jego spodniach. Poczułam potrzebę interwencji.
- Daleko masz do domu, czy zadzwonić po taksówkę? – siliłam się na naprawdę uprzejmy ton. Podeszłam bliżej nich i stanęłam mniej więcej na równi z blondynem.
- Poradzę sobie. Świetnie zaśpiewałeś w czwartek, Niall. – powiedziała bezpośrednio do niego, a jej policzki nabrały różowawej barwy. Słabo się uśmiechnął i krótko podziękował. Żył zawsze domeną, że bez względu na okoliczności warto podziękować za dobre słowo na temat swojej pracy. Był zbyt wdzięczny losowi, żeby tego nie robić. Rozumiałam go i nie miałam mu za złe, że to zrobił.
- Okej... – zaczęłam powoli. - Myślę, że oboje bylibyśmy wdzięczni, gdybyś nie polecała Twojego sposobu innym fanom… mam rację? – pod koniec przeniosłam wzrok z niej na idola, który wciąż nie mógł pozbyć się swojego uczucia dyskomfortu. Podejrzewałam, że cieszył się z mojej interakcji. Miał we mnie oparcie, choć sama też go potrzebowałam.
- Tak, absolutnie. To nie byłoby miłe na dłuższą metę. Dobrej nocy. – pożegnał ją i szybko wypuścił z domu, nie przedłużając ani o sekundę.
           
            Staliśmy tak w korytarzu jeszcze przez chwilę, zanim każde z nas cicho mruknęło pod nosem jakieś nieprzyjemne dla ucha słowo. Zaczął kręcić głową i parsknął śmiechem, który raczej nie należał do najszczerszych i najszczęśliwszych.
- This is fucking ridiculous. – wyśmiał głośno. Westchnęłam tylko, nie czując potrzeby dodania czegokolwiek innego. Miał absolutną rację, to było po prostu śmieszne.
Upewniłam się, że niczego ani nikogo nie ma w ogrodzie i zamknęłam za sobą drzwi tarasowe. Zapisałam sobie w pamięci, żeby poszukać w internecie producenta rolet antywłamaniowych. Do tej pory uznawaliśmy to za niepotrzebną rzecz, no bo kto nam może się gapić w okna, skoro nie ma nikogo tak blisko? Alarm również mieliśmy, więc po prostu nie zastanawialiśmy się nad innymi środkami bezpieczeństwa. Szkoda tylko, że ten „środek bezpieczeństwa” musiał być użyty przeciwko wiernym fanom Nialla.
Dziewczyny, same na to zapracowałyście.
- Wiem, że coś byś powiedziała. – powiedział, gdy zbliżałam się powoli do korytarza prowadzącego do sypialni. – Dawaj, i tak mnie już dzisiaj nic bardziej nie zirytuje. – Westchnęłam.
- Co mam powiedzieć? – straciłam energię na mówienie czegokolwiek. Dużo emocji siedziało we mnie, ale po prostu zapał do bycia złą czy niezadowoloną zniknął z bezsilności. – Może właśnie ktoś ogląda na twitterze zdjęcie, na którym masz głowę między moimi nogami. Prawdopodobnie wtedy niespełnione seksualnie nastolatki zaczną sobie wyobrażać, co by było gdyby były na moim miejscu. Może w ogóle wszyscy jeszcze mniej mnie będą lubić, bo to ja mogę być sam na sam z tobą, a nie kto inny.. – powoli mówiłam, aż zapaliłam światło w pokoju. Podeszłam do szafy i otworzyłam ją, w poszukiwaniu wygodnej koszulki do spania. Kątem oka widziałam, jak opiera się ramieniem o framugę drzwi. Wyglądał bardzo nonszalancko i seksownie, ale również na granicy nerwów. Rozpoznałam to po pustym wzroku utkwionym w podłogę. Całe szczęście, podniósł za chwilę oczy na mnie.
- Zadzwonię do Paula i Basila, niech ktoś zrobi nam obstawę chociaż na noc i jutro. – powiedział bardzo monotonnym głosem. Wyciągnął z przedniej kieszeni jeansów telefon i zauważając brak reakcji z mojej strony, przyłożył go do ucha. – Paul? Cześć, przepraszam za porę… słuchaj, mamy z Ann mały problem.. – zaczął. Nie mogłam się powstrzymać i parsknęłam śmiechem.
- Mały? – spytałam odwracając się do niego. Wzruszył ramionami, zaczął do mnie podchodzić. Nie przestawał rozmawiać, jedynie na chwilę urywał w poszukiwaniu odpowiednich słów bądź opanowania się przed jakimś siarczystym przeklęciem.
Zajęło mu to chwilę, zanim schował z powrotem białego iPhone’a i objął mnie od tyłu. Wciąż pachniał tak samo dobrze, jak minuty temu. Objął ciasno mój brzuch i oparł brodę na moim ramieniu.
- Ktoś ma przyjechać i pilnować okolicy, też nie był zadowolony. Basil pojawi się jutro. – mruknął. Przytaknęłam jedynie głową i zamknęłam rozsuwaną szafę, ściskając białą koszulkę w ręce. – Jeśli nie byłbym Niallem Horanem, nie miałoby to miejsca. – mruknął. Spojrzałam na niego w odbiciu lustrzanym, które było przede mną. Patrzył na mnie przez zwierciadło i obserwował moją twarz.
- Ale nim jesteś, a ja się w nim zakochałam. Koniec dyskusji, cisza na morzu. Może jutro zostaniesz zmieszany z błotem przez The Sun. – odparłam równie cicho, unosząc jeden z kącików ust. Byłam zła, owszem. Ale nie mogłam mu pozwolić na obwinianie się. Nie zamówił fanki do ogrodu specjalnie, nie?
            Chwilę patrzył na mnie, zanim podejrzanie wesoło się uśmiechnął. Uniosłam brew w oczekiwaniu na wyjaśnienie. Podniósł swój podbródek z mojego barku i cicho mruczał do ucha, utrzymując ze mną kontakt wzrokowy przez duże lustro.
- A teraz wyobraź sobie. Ochroniarze specjalnie przyjeżdżają pod nasz dom, żebyśmy w spokoju mogli robić.. różne rzeczy. – oczy mu się zaświeciły jak małemu dziecku podczas świątecznego poranka. Szybkim ruchem odwrócił mnie do siebie i popchnął delikatnie na drzwi szafy. Zaśmiałam się cicho z jego uporu i potrzeby rozproszenia, rozrzedzenia nieprzyjemnej atmosfery i zastąpienia jej czymś zupełnie innym.
- Kurczaki, jak z jakiegoś filmu. – położyłam mu ręce na ramionach. - Pilnują cię faceci w czarnych strojach i samochodach tylko po to, żebyś mógł zrobić coś nieprzyzwoitego ze swoją dziewczyną. – Dokończyłam. Niall zaśmiał się cicho i przysunął się do mnie tak, że nasze biodra się stykały. Napierała na mnie jego miednica i nie tylko. Uśmiechnęłam się rozbawiona jego zachowaniem i tym, jak łatwo go można czymś zająć, uznać coś za dobrą okoliczność i poczuć się nieco inaczej.
- Brzmi nieźle. I przynajmniej mamy pewność, że nikt nie będzie podkradał mojej techniki. – odpowiedział. Nie mogłam się nie zaśmiać na głos. Jednocześnie bawiły mnie jego słowa jak i odrobinę ekscytowały.
- Jakiej techniki? – spytałam z udawanym zaciekawieniem. Uśmiechnął się jak zwierzak. Zaczął całować moją skórę tuż pod uchem i delikatnie, na pokaz dyszeć.
- Jak obchodzić się z małymi blondynkami. – niemalże warknął, a jego biodra wykonały znaczące pchnięcie w moją stronę.