Manny

piątek, 30 sierpnia 2013

#14

Dzień dobry!

Miałam nie małe problemy z napisaniem czternastki, mówiąc szczerze. Nie wygląda tak, jak wyglądać powinna ale liczę na to, że uruchomicie swoje wyobraźnie i dopowiecie sobie to, czego nie potrafiłam ubrać w słowa.
Nie mam pojęcia, kiedy uda mi się opublikować kolejny rozdział. Koncepcja w tej chwili jest, ale może zaraz zniknąć.
Idzie wrzesień, a co za tym idzie - rozdziały nie będą się pojawiały aż tak często. Będę miała sporo obowiązków ale zrobię wszystko, żeby historia Annie i Niallera ciągnęła się dalej.

Dziękuję mojemu maluchowi, który sprawił, że coś "zaskoczyło" w mojej głowie i udało mi się ruszyć z tym rozdziałem. Co ja bym bez Ciebie zrobiła, Oli? :')

Mam do wszystkich moich czytelników OGROMNĄ prośbę - nawet jeśli przez jakiś czas nie pojawi się nic, nie zostawiajcie mnie, dobrze? Zaufajcie mi, koniec tej historii nie nastąpi tak szybko!
Błagam, dajcie mi znać - na twitterze, asku, gdziekolwiek - że jesteście ze mną i czekacie na kolejne perypetie tej dwójki. To naprawdę dla mnie wiele!

Tyle z mojej strony. Zapraszam!



Soundtrack ;)




            Mój umysł parował od środka, jak podczas dobierania trudnych słów do nowej piosenki. Myślałem od kilku dni nad tym, jak właściwie zaplanować wieczór. Nasz wieczór. Wbrew pozorom, to nie było łatwe zadanie. To nie jest zwyczajna dziewczyna, więc i pomysł musi być nadzwyczajny.
- Holmes, co ty lubisz… - zastanawiałem się na głos wiedząc, że jestem sam w domu. Przejechałem palcami po moich i tak rozczochranych już włosach i głęboko westchnąłem. Nie mogłem pójść na łatwiznę i zamówić stolika w jakiejś eleganckiej restauracji, oj nie. Nigdy nie lubiła typowych, romantycznych zwyczajów,
to właśnie sprawiało, że była jedyna w swoim rodzaju.
Usiadłem przy biurku i zacząłem bezskutecznie przeszukiwać internet.
- No dawaj, Niall. Jesteś Niall Horan, wymyśl coś. – mruknąłem do siebie. Wszedłem na stronę internetową magazynu, dla którego robiła ostatnio zdjęcia. Otworzyłem odpowiednią zakładkę i przed moimi oczami pojawił się czarno-biały obraz. Nie znałem się na fotografii ale wiedziałem, że to zdjęcie było dobre. Tylko dlaczego takie smutne? Wszystkie postacie na niej miały niewzruszony wyraz twarzy. Nie było w tym ani krzty szczęścia, samo puste nastawienie do życia. Nawet dziewczynka, która szła ręka w rękę z mamą była przygnębiona, ginęła w tłumie szarych i zapracowanych ludzi. Brakowało jej tego dziecięcego uśmiechu, swawoli i radości.
Radość.
Szczęście.
- Jestem geniuszem! – krzyknąłem, a zaraz potem roześmiałem się jak głupi. Doszukiwałem się nie wiadomo jakich skomplikowanych pomysłów, a złoty środek leżał najbliżej. Z szerokim uśmiechem na twarzy sięgnąłem po telefon i zacząłem krótką wymianę zdań.




Wiedziałem, że to zostawi na jej twarzy szeroki uśmiech. Zamknąłem laptopa i zadowolony z siebie, wziąłem swój zielony plecak i poszedłem z nim do kuchni. Spakowałem do niego dużą paczkę chipsów i oreo.
            Usiadłem na kanapie i czekałem, aż przyjedzie. Zdążyłem przebrać się w parę dżinsowych szortów, a na ramiona zarzuciłem szaro-granatową bluzę. W końcu usłyszałem znajome przekręcanie kluczy w zamku i odwróciłem głowę w stronę drzwi.
- Już jestem! – powiedziała głośno. Uśmiechnęła się, a ja jej pomachałem. Zsunęła z pleców granatową marynarkę i rzuciła ją na oparcie kanapy, tuż obok mnie. – Czy zanim zabierzesz mnie w to tajemnicze miejsce, przytulisz mnie? – spytała, a ja uśmiechnąłem się i wyciągnąłem ręce. Podeszła do mnie, więc pociągnąłem ją za biodra tak, by usiadła na moich kolanach. Objąłem ją szczelnie ramionami i pocałowałem w policzek.
- Męczący dzień? – w odpowiedzi pokiwała głową i wtuliła głowę w moją szyję. Jej ciało powoli się rozluźniało.
- Nienawidzę tej roboty, kiedy ludzie celowo udają smutnych, zgorzkniałych, przygnębionych… Denerwuje mnie to. – westchnęła głęboko. Zdecydowanie brakowało jej dzisiaj uśmiechu, a ja miałem zamiar jej to wynagrodzić.
- W takim razie wychodzimy za pięć minut. – zaśmiałem się, a ona spojrzała na mnie z wysoko podniesionymi brwiami. – Dobra, zacznę inaczej. – odchrząknąłem, po czym zmieniłem natychmiast wyraz twarzy na śmiertelnie poważny. Wywołałem tym jej stłumiony chichot. Punkt dla mnie! – Panno Holmes, czy zechce pani udać się ze mną na randkę? Tak? Wyśmienicie, za pięć minut będę czekał przy drzwiach. – wyszczerzyłem się. Ann wpatrywała się w moją twarz swoimi świecącymi oczyma, próbując mnie rozgryźć. W końcu widziałem jak się poddaje, gdy zagryzła dolną wargę. – Czas ci ucieka. – zachichotałem w tym samym momencie, gdy zacząłem ją delikatnie kłuć palcami w delikatne miejsca między żebrami. Pisnęła głośno i gwałtownie podniosła się z moich kolan, by ze śmiechem pójść w stronę sypialni. Wykorzystałem moment, gdy szurała drzwiami od szafy i wyciągnąłem z jej pokrowca aparat. Razem z najnormalniej wyglądającym obiektywem przemyciłem go do plecaka. Modliłem się, żeby tylko nie ucierpiał.
W przeciwnym razie nie dożyłbym chyba rana…
- Jakaś podpowiedź co mam założyć? – usłyszałem i uśmiechnąłem się pod nosem.
- Co się tak przejmujesz? – zacząłem iść w kierunku jej drobnego ciała, wpatrującego się w szeroko otwartą szafę. Spojrzała na mnie spode łba i podparła się dłońmi na biodrach. Uniosłem brew, a ona zaśmiała się i pokręciła głową.
- Jak mam się nie przejmować, kiedy sam Niall James Horan zabiera mnie nie wiadomo gdzie na randkę? Jeszcze zacznę się denerwować, że nieodpowiednio się ubrałam! – uśmiechała się.
- Weź przykład ze mnie.- mruknąłem, a ona zlustrowała moje ubranie wzrokiem.
- Pragnę przypomnieć, że koszulkę i bluzę nosisz prawie zawsze, bez względu na okazję…
- Ugh, kobiety i te ich problemy. – warknąłem i spojrzałem na zawartość półek.
- Może zostanę w marynarce i… - zaczęła, ale przerwałem jej w połowie zdania krótkim „Nie”. Zacząłem grzebać między ubraniami szukając czegoś, co wyglądało mi na wygodne i często noszone przez Ann. Wyciągnąłem z najwyższej półki pocięte na kolanach i wytarte, czarne spodnie.
- Wygodne? – rzuciłem, przekładając jej przez ramię parę jeansów. Pokiwała twierdząco głową, więc odwróciłem się z powrotem do szafy. Jako kolejną rzecz podałem jej jakąś dużą, białą koszulkę bez rękawów. Spod kilku swetrów wyjąłem ciemnoszarą rozpinaną bluzę, chyba z logo Bullsów. – Co tak patrzysz? Laska, czas ci leci! – zaśmiałem się i wyszedłem z pokoju, sięgając po drodze po jeden z moich snapbacków, jak się później okazało z takim samym logo, jakie widniało na jej bluzie.
            Minęło kilka minut jej krzątaniny, aż w końcu poczułem świeży zapach jej „najweselszych” perfum. Pojawiła się w korytarzu, podskakując nerwowo na jednej nodze, gdy na drugą próbowała wcisnąć zawiązanego trampka. Doskoczyła do mnie i oparła się o moje ciało, starając się nie upaść. W końcu głęboko westchnęła i wyprostowała się.
- Gotowa. – powiedziała, a ja zaśmiałem się z jej szybkiego, nieunormowanego jeszcze oddechu. Zmierzwiłem jej włosy, wziąłem do ręki plecak i klepnąłem ją w pośladek, poganiając do wyjścia za drzwi.

- Daleko jeszcze? – nieśmiało zapytała, gdy przerwała nerwowe stukanie palcami w kolano. Kątem oka widziałem jak przygryza wargę. Nie lubiła o to pytać, dlatego uśmiechnąłem się ciepło i na chwilę spuściłem wzrok z drogi przed nami.
- Nie, już dojeżdżamy. – powiedziałem zgodnie z prawdą. Zaczęła się dokładniej rozglądać po okolicy a ja po cichu liczyłem na to, że nie domyśli się dokąd ją zabrałem. Zaparkowałem na parkingu nie bezpośrednio obok obiektu, by nie zdradzić od razu całego planu. Zgasiłem silnik i uśmiechnąłem się do niej zachęcająco.
- Już? – niepewnie zwróciła się do mnie, unosząc przy tym zabawnie brew. Nie odpowiedziałem nic, tylko wysiadłem z auta i podbiegłem do jej drzwi, otwierając je jak dżentelmen. Ukłoniłem się przy tym lekko, na co zachichotała. Uwielbiałem w niej to, że tak proste gesty mogły doprowadzić ją do uśmiechu. Jej radość była tak szczera, że nie sposób było nie czuć tego samego ciepła rozsadzającego serce.
            Prowadziłem ją chodnikiem wzdłuż wysokiego ogrodzenia. Miałem nadzieję, że nie wyczuła mojego zdenerwowania – dłoń, którą obejmowałem jej drobne palce trzęsła mi się niemiłosiernie. Przeliczyłem się, bo już po chwili znacząco ścisnęła ją. Przez chwilę musiałem głębiej oddychać. Wbrew pozorom, faceci też się denerwują.
- Albo idealnie grasz, albo serio nie wiesz gdzie jesteśmy. – mruknąłem, a jej policzki delikatnie się zaczerwieniły. Boże, jaka ona piękna. – Obstawiam to pierwsze.
- Źle obstawiasz. Nigdy nie byłam w tej okolicy, szczerze mówiąc… - przygryzła dolną wargę, co doprowadziło moje serce do obrotu wokół własnej osi. Jak ona to robiła, że tak na mnie działała? Wciąż nie mogłem tego pojąć. Zależało mi teraz jedynie na jednym: nie schrzanić. Ten dzień mógł naprawdę się udać, dlatego trzymałem kciuki, żeby żaden pechowy obrót spraw nie miał miejsca. – Moment.. czy to… - zaczęła się rozglądać. Minęła nas rodzina z dwójką dzieci. Obydwoje z przywiązanymi do rąk, kolorowymi balonami. Buzie miały oblepione resztkami waty cukrowej, a ojciec trzymał w ręku papierek po orzeszkach. – Idziemy do zoo? – zapytała zdziwiona i zaczęła mi się przyglądać. Nie miałem pojęcia, czy zdziwienie było pełne zadowolenia, czy zażenowania. W tym momencie nie byłem w stanie myśleć racjonalnie, za bardzo zależało mi na powodzeniu randki.
- Jeśli wolisz iść gdzieś indziej, to… - zacząłem proponować, drapiąc się wolną ręką po karku.
- Niall. – zatrzymała się i stanęła naprzeciwko mnie. Objęła dłońmi moją twarz i zaczęła wpatrywać się
w moje oczy. – Nie myśl za dużo, tylko rób wszystko tak, jak chciałeś. – uśmiechnęła się. To mi wystarczyło, nie mogło się nie udać. Pociągnąłem ją za rękę i poszliśmy w kierunku wejścia.
            Moje nerwy powoli zamieniały się w radosne myśli równocześnie z iskrami, które niemalże wyskakiwały z jej szarych, świecących się oczu. Jej twarz niewiele różniła się od tych dziesięciolatków, które biegały po alejkach. Obowiązkiem zaraz po kupieniu biletów było zdobycie wielkich, różowych wat cukrowych na patyku. Nie mogliśmy powstrzymać śmiechu ani na minutę, zwłaszcza że widok naszych obklejonych cukrem buź godzien był nagrody za kabaret roku. Ale kogo to obchodziło? Nie zwracałem uwagi na nikogo innego, jak na moją piękność. Mogli nawet nam zdjęcia robić, a ja bym tego nie zauważył. Poza tym, kto doniósłby paparazzim? Ci uśmiechnięci ludzie, którzy jedynie śmiali się razem z nami z naszych głupich żartów? Bez przesady.
            Jej śmiech otaczał mnie z każdej strony. Delikatne zmarszczki zaczęły tworzyć się po zewnętrznych stronach jej oczu. Idealnie równe zęby niemalże cały czas widoczne były zza pełnych, malinowych ust, które co chwila całowałem. Nie mogłem się przed tym powstrzymać, a Annie to tym bardziej nie przeszkadzało. No, może poza momentem, gdy mój nos obklejony był słodyczą i „przez przypadek” jej twarz również się ubrudziła. Obserwowałem, jak jej baczne oko artysty co chwila zauważa jakąś scenę, którą najchętniej uwieczniłaby aparatem. Jej charakterystyczna mimika twarzy w takich chwilach nie wskazywała na nic innego.
- Bardzo ci się kleją ręce od tego różowego ustrojstwa? – spytałem między gryzami waty. Jak ona to zrobiła, że zjadła ją szybciej ode mnie? Annie Niemożliwa. Obejrzała dokładnie swoje palce, po czym niedbale oblizała każdy z nich, na którym były jeszcze pozostałości cukru. Następnie jak mała dziewczynka, zaczęła wycierać ręce w spodnie. Uśmiechnąłem się na ten widok, który był bezcenny. Esencja Ann – pomyślałem.
- Już nie. – uśmiechnęła się, wachlując idealnie oblizanymi i wytartymi palcami przed moją twarzą. – Och, zobacz! Małe żyrafy wyszły! – krzyknęła, a ja się zaśmiałem w głos. Pociągnęła mnie ze sobą w stronę wybiegu. W oddali faktycznie, można było dostrzec nieśmiało wychylające się maluchy. Oparła się o płotek a ja stanąłem obok i przytrzymałem ją za biodro. W końcu nigdy nie wiadomo co Holmes przyjdzie do głowy, dlatego wolałem zachować jakikolwiek środek ostrożności. Już to widzę, nagłówki gazet: „Szalona dziewczyna przeskoczyła ogrodzenie i goniła żyrafy!”. Tak, to było jak najbardziej w stylu szalenie szczęśliwej Annie.
- Uch, coś ciąży mi w plecaku. Mogłabyś zerknąć, co to? – udałem minę zmęczonego. Zaśmiała się i uniosła brew, zanim otworzyła dużą kieszeń mojego pakunku na plecach.
- Zwariowałeś?! Nosiłeś cały czas mój aparat?! – naskoczyła na mnie, ale momentalnie zamieniła swój ton |w dźwięczny chichot. Ulżyło mi.
- Daj spokój, znam cię. Nie wytrzymałabyś dłużej, zaczęłabyś robić telefonem, a potem chodziłabyś smutna, że nie wzięłaś nic o lepszej jakości. – wytłumaczyłem, oblizując patyk po wacie cukrowej.
Ledwie zdążyłem odwrócić się do kosza na śmieci żeby wyrzucić drewniany kijek, a w tle już słyszałem charakterystyczne klikanie. Spojrzałem na nią z uśmiechem, a ona wycelowała we mnie obiektywem. Parsknąłem niepohamowanym śmiechem widząc jej próby zrobienia poważnej miny. Cukier zdecydowanie zmieniał jej nastrój na lepszy. O niebo lepszy. Zdziwiłem się, gdy już po chwili odsunęła urządzenie od swojej twarzy i powiesiła sobie na szyi.
- Już?
- Jestem na randce, a nie w pracy. – uśmiechnęła się i chwyciła moją dłoń.

- Popcorn czy orzeszki? – spytałem, gdy dochodziliśmy do niedużej budki ze wszystkim, co smaczne. Na jej twarzy pojawił się chytry uśmieszek.
- Buziak. – usłyszałem. Wsunęła swoje drobne dłonie w moje włosy wystające spod czapki, a ja przysunąłem się do niej i objąłem ciasno w biodrach, drugą ręką przytrzymując jej szyję. Ciepłe usta zaczęły czule wędrować po moich, a gdy delikatnie zassałem jej dolną wargę, cicho jęknęła. Już dawno otumaniony jej perfumami, mocniej poczułem zapach jej skóry. Oderwała się ode mnie po chwili, by obdarzyć mnie jednym ze swoich najpiękniejszych uśmiechów. Raz jeszcze cmoknąłem jej usta i ponownie chwyciłem ją za rękę.
- To popcorn czy orzeszki?
- Orzeszki.
            Odebrałem duże zawiniątko z pachnącym smakołykiem. Alejka pełna różnych zapachów i kolorów zaprowadziła nas do hali, w której na wybiegu stały dwa młode słonie. A przynajmniej wyglądały na młode – nie znałem się nigdy aż tak dobrze na zwierzętach.
- Dałabym mu orzeszka, zobacz jak na nie patrzy. – powiedziała tonem zranionej pięciolatki, co mnie ponownie urzekło.
- Z tego co widzę, zakaz karmienia zwierząt tyczy się też tych olbrzymów. – zaśmiałem się, wskazując na wyraźną tabliczkę.
- Ale chyba nie otruję go orzeszkiem, nie?
- Nie znam się na słoniach. Ale chyba nie tylko ty na to wpadłaś. – zwróciłem głowę w stronę, gdzie jakiś nastolatek zaczął rzucać na wybieg pozostałości po swojej przekąsce.
- Nie jest wielbicielem, ale chętnie je fistaszki. – wtrąciła.
- Co?
- Oczy w garść, Niall. – zaśmiała się, a dopiero po chwili zauważyłem tablicę informacyjną obok nas.
            Już chowała rękę w paczce orzechów, ale powstrzymałem ją.  Podciągnąłem szybko rękawy bluzy
i odrobinę ukucnąłem, by z większą pewnością ją podnieść. Chwyciłem ją w biodrach i jedyne o co się modliłem to to, żeby nie wpadła na pomysł wierzgania nogami. Nie zwróciłem uwagi na jej pisk, tylko wyprostowałem się z jej drobnym ciałem w rękach i schyliłem jak najmocniej głowę, by zrozumiała o co mi chodzi i usiadła na moich ramionach. – Oszalałeś?!
- Tak, na twoim punkcie. – podniosłem wzrok, by zauważyła mój uśmiech. Trzymałem rękoma jej nogi, zwisające po obydwu stronach mojej głowy, a ona sama objęła ją swoją wolną ręką. – Nie martw się, nie upuszczę cię. – mruknąłem, czując jak odrobinę zadrżała. – Obiecuję.
- Ufam ci. – wyczułem uśmiech w jej tonie głosu, a już po chwili ciepło jej ust na moim czole. Nie było takiej możliwości, żeby spadła z moich ramion. Nawet, gdyby ważyła pięćdziesiąt kilo więcej niż teraz. To po prostu nigdy nie będzie miało miejsca.
            Opakowanie pełne przekąski zaszeleściło, a po chwili kilka orzeszków wylądowało obok wielkiego, szarego cielska.
- O, patrz patrz patrz, zaraz weźmie go… patrz jak wącha tą trąbą… - mówiła podekscytowana, a ja razem z nią obserwowałem zachowanie słonia. Jej radość, gdy podniósł jedzenie i zjadł była nie do opisania. Odruchowo mocniej złapałem jej nogi, dla bezpieczeństwa. – Puszczam cię, Niall.. – mruknęła, a jej ręka zniknęła z mojego snapbacka. Usłyszałem charakterystyczny dźwięk kręcenia obiektywem i uśmiechnąłem się.
Boże, cały czas się uśmiechałem.

            Powoli opanowywałem oddech, który jeszcze chwilę temu non-stop był gwałtowny, przez ciągłe wybuchy śmiechu. Nasze klatki piersiowe zaczęły już miarowo unosić się w podobnym rytmie, gdy obydwoje leżeliśmy na trawie. Park, do którego przyszliśmy nie był aż tak oblegany przez ludzi. Odwróciłem głowę w lewą stronę, gdzie leżała blondwłosa, uśmiechnięta postać. Wpatrywała się w niebo, a gdy słońce delikatnie zaświeciło prosto na nią przymknęła powieki. Jej policzki delikatnie się zarumieniły od ciepłych promieni.
- Jestem cholernym szczęściarzem. – wyszeptałem, nie do końca zdając sobie sprawę z tego, że powiedziałem to na głos. Miałem zamiar zostawić to w swoich myślach, ale mój język zdecydował inaczej. Przekręciła twarz do mnie, a jej oczy świeciły i to nie z powodu zachodzącego słońca. Były w nich iskierki radości, które tak bardzo uwielbiałem. Rozsadzała mnie od środka myśl, że to ja byłem powodem tych jasnych światełek.
Przekręciła całe swoje ciało na bok tak, że bez problemu wyciągnęła dłoń w stronę mojej twarzy. Pogładziła mnie po policzku, a ja przesunąłem jej palce na moje usta i ucałowałem je. Zachichotała na widok mojej precyzji w muśnięciach każdego opuszka.
Leżeliśmy przez chwilę wpatrując się w siebie, aż w końcu Ann odwróciła wzrok. Jej policzki stały się jeszcze bardziej czerwone niż poprzednio. Uśmiechnąłem się na ten widok.
- Coś tu masz na policzku… - mruknąłem, po czym pocałowałem jej gorącą skórę. Przygryzła dolną wargę w odpowiedzi, co tylko rozgrzało mnie od środka.
            Podnieśliśmy się do pozycji siedzących. Wyciągnąłem z plecaka paczkę ciastek
i chipsów, a Annie zaśmiała się dźwięcznie.
- Widzę, że nieźle dbasz o nasze brzuchy.
- Zawsze i wszędzie. – odparłem, ciesząc się z jej reakcji. Ochoczo otworzyła pudełko
i zaczęła zajadać się ulubionymi, kakaowymi ciastkami przekładanymi mlecznym kremem. Sięgnąłem po jej aparat, który leżał nieopodal i zrobiłem jej kilka zdjęć, zanim zdążyła w jakikolwiek sposób zareagować.
- Hej, to ja powinnam być po tamtej stronie obiektywu!
- Nie tym razem, słońce. – w odpowiedzi pokazała mi język, a ja zdążyłem to uchwycić na zdjęciu.
- Myślisz, że kaczki jedzą chipsy? – spytała, wpatrując się w staw, przy którym leżeliśmy. Na brzegu siedziały trzy nieduże, zajęte sobą i kwaczące ptaki. Wzruszyłem ramionami zaskoczony jej pytaniem, ale
w zasadzie nie powinno mnie już dzisiaj nic zdziwić – Annie była w swojej szczytowej formie, jeśli chodzi
o szaleństwo i radość. Zanim podniosła się z trawnika, zrobiła kilka głupich min, które oczywiście uchwyciłem jej sprzętem. Miałem przy tym nie mały ubaw, dlatego dostałem od niej z pięści w ramię. Ściągnęła ze stóp buty i skarpetki, a ciasne nogawki spodni próbowała jak najwyżej podwinąć. Patrzyłem na jej poczynania
i sam do siebie się cieszyłem z tego, co widziałem. Podniosła z ziemi paczkę paprykowych chrupek i poszła w kierunku tafli wody. Najpierw rzuciła co nieco kaczkom niemalże pod same skrzydła, ale te od razu uciekły. Wydała z siebie niezadowolony jęk, a ja wsparty na jednej ręce położyłem się przodem do niej. Podziwiałem, jak goni jedną z kaczek aż do samej wody. Zanurzyła nogi w stawie, by podejść bliżej ptaków, ale po raz kolejny od niej uciekały.
            Zrezygnowana po kilku próbach wróciła do mnie i usiadła obok. Sięgnęła po aparat i szukała obiektywem ciekawych kadrów wokół nas, kilka razy zatrzymując się na mojej twarzy, która układała się w dziwne miny. Gdy odwróciła twarz w drugą stronę, postanowiłem trochę się zabawić. Starając się zanadto nie szeleścić, zabrałem pudełko ciastek i schowałem za swoimi plecami. Jak się domyślałem, jedną ręką zaczęła błądzić po trawie w poszukiwaniu słodkości. Kiedy nic nie zastała, odwróciła się i zaczęła szukać wzrokiem.
- Gdzie oreo? – spytała, unosząc jedną brew.
- Zjadłaś.
- Nie możliwe, było tam jeszcze kilka… - zaczęła, ale widząc jak nie potrafię powstrzymać zdradliwego uśmiechu zrobiła większe oczy i odłożyła aparat. – Niall, daj mi oreo! – powiedziała tonem zrozpaczonego przedszkolaka, a ja nie zareagowałem. Zaczęła czołgać się w moją stronę w nadziei, że łatwo odbierze mi pudełko. Odsunąłem się o kilkadziesiąt centymetrów i wstałem, również cofając się. Cały czas trzymałem zgubę za plecami, a mój uśmiech ani na moment nie bledł. – Oddawaj! – zaśmiała się, idąc w moją stronę.
- Musisz zasłużyć. – odparłem, a jej twarz nie wyrażała nic więcej, poza zdaniem: „Żartujesz sobie
ze mnie?”.
- Dam ci buziaka, ale oddaj oreo. – zaśmiała się, a ja pokręciłem przecząco głową. Przyspieszyłem kroku by się przekonać, czy dalej nie da za wygraną. Tak jak się spodziewałam, cały czas szła za mną. W końcu zaczęła podbiegać do mnie, by zmniejszyć odległość między nami a ja byłem złośliwy i zacząłem uciekać. Oboje po chwili zaczęliśmy się śmiać. Nie biegłem zbyt szybko, żeby nie popsuć zabawy ale przez chwilę pożałowałem, bo poczułem jak wskakuje mi na plecy. Odruchowo złapałem ją za nogi by nie spadła
i powoli hamowałem swój bieg. Dopiero po chwili zorientowałem się, że pudełko już leżało w jej rękach.
- Hej, musisz na nie zasłużyć! – żachnąłem się, a ona jedynie triumfalnie zachichotała. Zatrzymałem się obok wysokiego drzewa i pozwoliłem jej zejść. Odwróciłem się w jej stronę i zacząłem wpatrywać się w jej oczy, co od razu odwzajemniła. To był idealny moment, bym mógł przejąć z jej rąk ciastka. Schowałem je za swoimi plecami i uśmiechnąłem się podstępnie.
- Niall!
- Miałaś zasłużyć, pamiętasz? – zaśmiałem się, a jej naburmuszona mina wcale nie pomagała mi przestać.
W końcu opanowałem się, by w pewnym momencie nie przekroczyć jakiejś granicy – w końcu z dziewczynami nigdy nie wiadomo, nie?
W jej oczach znów pojawiła się iskra, ale wyglądała nieco inaczej, niż przed kilkoma minutami. Zagryzła dolną wargę i zaczęła przybliżać się do mnie tak, że w końcu oparłem się o pień drzewa. Uśmiechnąłem się
z triumfem wymalowanym na twarzy, bo wiedziałem że za chwilę będę musiał przyznać, że zasłużyła. Nagle przywarła swoimi ustami do moich, stając odrobinę na palcach. Chwyciła mój kark, bym ułatwił jej pocałunek i schylił się. Zrobiłem to, o co prosiła i zacząłem powoli zatracać się w jej słodkich ustach. Jej zgrabna dłoń powędrowała na moją klatkę piersiową i zaczęła delikatnie masować najbardziej umięśnione miejsca mojego torsu. Uśmiechnąłem się między pocałunkami.
- Już zasłużyłam? – spytała, przerywając nasz trans.
- Nie. – zaprzeczyłem złośliwie. Mocno chwyciłem ją za biodro i odwróciłem nas tak, by to ona stała oparta o drzewo. Przycisnąłem ją swoim ciałem i delikatnie muskając językiem jej górną wargę, rozchyliłem jej usta by pocałunek stał się jeszcze bardziej namiętny. Cicho jęknęła, gdy złączyłem nasze biodra.
- Niall… - cicho zamruczała, gdy nie pozwalałem jej dojść do słowa.
- Hmm…
- Jesteśmy w miejscu publicznym… - zachichotała, gdy czubkiem nosa zacząłem wodzić po jej wrażliwej skórze twarzy.
- A kogo to obchodzi… - uśmiechnąłem się, a ona mi zawtórowała i objęła dłońmi moją twarz, by dać mi przeciągłego buziaka. Wręczyłem jej oreo do ręki, ale Ann bardziej była zapatrzona w moje oczy, które wciąż znajdowały się blisko niej. Nie odsuwając się od niej zanadto, sięgnąłem ręką do kieszeni bluzy
i uśmiechnąłem się triumfalnie, gdy znalazłem w niej czarny marker. Spojrzała na mnie pytająco, a ja tylko otworzyłem go zębami i trzymając skuwkę między wargami, przeciągnąłem nim po drzewie tuż obok jej głowy.
- Co robisz? – spytała, a ja z racji zajętej buzi nie odpowiedziałem, tylko dalej zajmowałem się moim dziełem.

Annie + Niall =

Próbowałem jak najstaranniej napisać te słowa, a było to dla mnie nie lada wyzwanie. Zwłaszcza, gdy Ann obserwowała mnie z niewiarygodną uwagą. Problemem było jeszcze to, że nigdy nie potrafiłem rysować serduszek. Ale zawsze musi być ten pierwszy raz, kiedy musisz się postarać, prawda?
- Posądzą cię o wandalizm. – zaśmiała się, a ja zamknąłem marker uśmiechnąłem się.
- Przeszkadza ci to?
- Ani trochę. – przygryzła dolną wargę, a ja ucałowałem jej czoło.

            Z trudem otworzyłem drzwi do naszego mieszkania – nie jest to łatwa czynność, gdy w ramionach trzyma się swoje własne, uśpione zmęczeniem i radością królestwo. Starając się nie hałasować, zaniosłem ją do sypialni. Odsunąłem nogą kołdrę i położyłem ją na materacu. Ściągnąłem trampki z jej stóp i postawiłem obok szafy. Nie wyobrażałem sobie nawet, żeby spała w tych ciasnych jeansach, dlatego wykorzystałem fakt, że leżała na plecach i zacząłem powoli rozpinać guzik i rozporek. Wierzcie mi lub nie, mój „męski” instynkt nie miał w ogóle ochoty się obudzić. Jedyne czego pragnąłem, to żeby z uśmiechem na twarzy zasnęła i obudziła się jutro rano.
- Tyłek do góry. – powiedziałem cicho, a ona ostatkami sił uniosła pośladki. Pociągnąłem za nogawki
i zdjąłem jej spodnie, po czym przykryłem ją do połowy ciała kołdrą. Wyglądała tak niewinnie i bezbronnie, gdy zasypiała. Blond włosy rozsypały się po poduszce, a ręce bezwładnie leżały obok jej wyczerpanego ciała.
            Odłożyłem jej spodnie do szafy a sam z siebie zdjąłem bluzę. Już miałem wychodzić z sypialni, kiedy usłyszałem cichy szept:
- Niall zostań.. – wciąż miała zamknięte oczy, a ja nie miałem serca jej odmówić. Cicho przytaknąłem i tylko na chwilę wyszedłem, by skorzystać z łazienki. Cieszyłem się, że ten dzień był tak idealny. Marzyłem o tym, żeby sprawić jej ogromną radość i udało mi się. Ani przez moment nie widziałem zwątpienia w jej uśmiechu, to wszystko było takie prawdziwe.
Wróciłem do sypialni w samych bokserkach, jednak mimo zmęczenia zmusiłem się do wyciągnięcia z szafy krótkich spodenek i jakiejś koszulki. Odwróciłem się do Annie, która teraz już leżała przykryta cała, a obok łóżka leżała bluza i stanik, który najwidoczniej zdjęła spod dużego t-shirta.
            Jak najdelikatniej ułożyłem się obok niej, wsuwając nogi pod kołdrę. Odwróciła się w moją stronę
i zwinęła się w kłębek, przysuwając się do mojego ciała. Pozwoliłem jej się wtulić w moją pierś rozumiejąc, że może tego potrzebować. Pocałowałem ją w głowę i uśmiechnąłem się widząc, jaki skarb mam obok siebie.
- Niall? – zamruczała, poprawiając swoją głowę na poduszce.
- Hmm?
- To była jedna z najlepszych randek w moim życiu.
- Tak? To było kilka tych najlepszych? – zaśmiałem się cicho, a Ann sennie się uśmiechnęła.
- Tak. Wszystkie były z tobą. – nie przestawała się uśmiechać mimo tego, że niemalże schowała twarz
w moim ciele. – Dziękuję ci.
- Wszystko dla mojej księżniczki. – mruknąłem, czując jak moje serce rośnie ze szczęścia.
- Kocham cię, Niall.









13 komentarzy:

  1. Jej warto było czekać na ten rozdział :)
    Bardzo podobają mi się rozdziały pisane oczami Nialla :)
    Bardzo pozytywny rozdział.
    Czytałam go z wielką przyjemnością (zresztą jak wszystkie Twoje rozdziały), cały czas się uśmiechając :)
    Dokładnie wiem jak czuła się Annie w zoo, bo dokładnie to samo przeżywałam będąc w zoo w Warszawie zeszłą sobotę :)
    Życzę dużo weny <3
    Pozdrawiam i całuje
    Martyna (@13Martis)

    OdpowiedzUsuń
  2. GENIALNY . Tz chce do zoo . ! Czytałam z wielkim bananem na twarzy . :) Czekam na nastepny i zycze weny . :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Przepełnia mnie zazdrość. Wiem, że to negatywne uczucie, którego powinnam się wystrzegać, aby żyć w zgodzie ze sobą, jednak nie potrafię się powstrzymać - ścisk w żołądku jest silniejszy. Brakuje we mnie tego szczęścia, które przepełniało Niannie, brakuje mi wybuchania salwami śmiechu i drgających kącików ust. Czuję pustkę i wybrakowanie. Chciałabym przeżyć przygodę jak oni, chciałabym zakochać się jak Annie i być kochana jak kocha Niall. Chciałabym być Annie i mieć swojego Horana. Mimo wszystko, uśmiechałam się od początku do końca (dialog w łóżku czytałam już przez łzy!). Radość z pożerania literek miałam taką samą, jaka wypełniała Ann w zoo. W tej dwójce najwięcej czułości wzbudza we mnie to, jak Nialler traktuje swoją księżniczkę - jego troska, pieszczotliwe określenia Holmes.
    Beztroska była wszechobecna i odczuwał ją przez czas czytania, objęła ciepłem moje rozdrażnione serducho i uspokoiło mnie na chwilę. I to nie tylko z racji, że randka, że zoo, że słodkości i czułości. Nie wiem, czy ktokolwiek inny to zauważył, ale kiedy obserwuję życie Niannie z perspektywy Nialla wydaje się ono bardziej kolorowe niż to, które pokazuje nam Annie Holmes. Tutaj się uśmiecham i wzruszam ich szczęściem, tam dotykają mnie ich problemy i słabości - szara rzeczywistość, którą związek tej dwójki rozprasza.

    Nie dziękuj mi więcej, Mania. Obie wiemy, jakie jest moje zadanie, że je lubię i zdecydowanie nie chcę go porzucać. Jestem i będę dalej z wyciągniętą pomocną dłonią (nawet, gdy mięśnie zaczną mnie boleć!).
    Oli.

    OdpowiedzUsuń
  4. ♥♥♥♥ ! Kocham Cie dziewczyno ! Pisz dalej :) ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Jest cudowny ! :** Zresztą jak zwykle ♥ Kocham to opowiadanie jest boskie . Masz naprawdę ogromny talent ♥ Czekam na kolejny rozdział. Całuski życzę weny :)) / Najla

    OdpowiedzUsuń
  6. awww uwielbiam ich są słodcy cieszęę się że Niall chociaż trochę móg ją uszczęśliwić :))) i trochę mi szkoda że Ann nie jest w ciąży ale mają jeszcze czas :) xx kocham i pozdrawiam no i czekam do następnego

    OdpowiedzUsuń
  7. Cholernie warto było czekać na ten rozdział !! <33 jest zajebisty. Z niecierpliwością czekam na kolejny ;* na pewno Cię nie zostawię ;)) /niki.

    OdpowiedzUsuń
  8. jezuuuu kocham Cie za to opowiadanie. Nie moge doczekać sie dalszej części ale oczywiście Cię rozumiem. Trzymaj sie cieplo Kochanie xx / @hungeer_beer

    OdpowiedzUsuń
  9. Jeeeeeeeeejj swietne kocham to!!!! next!! xoxo

    OdpowiedzUsuń
  10. Jejku cudowny !! Ale Ty masz ku**a talent dziewczyno ,kocham Cię ! <333 pisz dalej , czekam ;*** / M.

    OdpowiedzUsuń
  11. Rozdział jest na prawde cudowny <33 nie moge sie doczekac kolehnego. Życze weny <33 / Liv

    OdpowiedzUsuń
  12. o jejku jacy słodcy i te zakończenie rozdział owww chyba mój ulubiony rozdział dotychczas :D weny skarbie i do nastęnego *-*

    OdpowiedzUsuń
  13. ♥ Mój ulubiony rozdział :) /Em.

    OdpowiedzUsuń