Mój rekordowy - jeśli chodzi o czas pisania - shot czeka na Was bardzo niecierpliwie.
Stęskniłam się za Niallerem, wiecie? Bo on jest, cholera, czymś ogromnym w moim sercu.
Dziękuję za sporą pomoc Oli - gdyby nie Ona, wiele słów tutaj zostałoby pominiętych.
Nie wiem, co przyniosą kolejne dni - póki co, wyczerpałam swój limit wyobraźni, muszę się "odmóżdżyć" maratonem serialowym.
Dajcie znać w komentarzu, co sądzicie! Złapcie mnie też na twitterze (@maryb96) albo zapytajcie o coś mnie lub bohaterów na asku (ask.fm/manny96)
Enjoy!
„Home,
sweet home” – jak to mówią na filmach. rozprostowałem nogi, siedząc jeszcze w
fotelu jasnego vana. Ziewnąłem przeciągle i wyjrzałem przez okno – szara pogoda
jak zwykle, jednak tęskniłem za nią. Za bardzo przypominała mi mój dom.
- Miłego odpoczynku, Niall. Twój
kuzyn właśnie przyjechał. – usłyszałem od kierowcy. Podziękowałem mu, po czym
od razu wysiadłem z wozu. Wyciągnąłem się, ale nim zdążyłem zgarbić swoje
zmęczone ciało, zostałem zatrzymany w niedźwiedzim uścisku.
- Amal, spokojnie! – wydusiłem z
siebie. Niepozorny, ale znany w rodzinie za wrażliwość. – Cześć, brachu. –
dodałem, klepiąc go po plecach. Był trochę wyższy ode mnie, ostatnimi czasy
przypakował. Podkreślił to ciasnym, czarnym podkoszulkiem.
- Kopę lat, Nialler! Trzeba to
uczcić! – uśmiechnął się. Zabrałem swój bagaż, raz jeszcze podziękowałem
kierowcy i kierując się pamięcią, wszedłem do domu. Wreszcie.
Już
dawno otwieranie drzwi wejściowych nie zajęło mi tyle czasu. Ręce mi się
trzęsły, a uśmiech z twarzy nie schodził – czarnowłosy wciąż opowiadał mi newsy
rodzinne i nie tylko. Tak bardzo mi tego brakowało. W końcu udało mi się
odblokować zamek. Gwałtownie szarpnąłem za klamkę i stanąłem w niedużym
korytarzu. Znajomy zapach zaczął przewijać się przez mój nos, co pobudziło mnie
od razu. Już nie byłem zmęczony. Wszystkie meble stały tak, jak pamiętałem. Jedynymi
różnicami był brak kurzu i świeży zapach
niedawno pranych i prasowanych ubrań. Przymknąłem powieki, tak jakby mój
organizm próbował mocniej uruchomić wyobraźnię. Wyostrzyłem słuch, jakbym
poszukiwał najdelikatniejszych dźwięków. Uciszyłem dłonią Amala, który już
otwierał usta, by skomentować moje zachowanie. Powitała mnie błoga cisza,
której tak bardzo mi brakowało. Przerywana jedynie cichym pomrukiwaniem
lodówki, które akurat było jednym z przyjemniejszych odgłosów, domowych
odgłosów. Mimo wczesnego popołudnia, wciąż czułem intensywny zapach mocnej
kawy, która parzona była najpóźniej koło dziewiątej rano. Uchyliłem powieki i powoli
przechadzając się po mieszkaniu, chłonąłem utęskniony widok. Pod stolikiem
kawiarnianym przy kanapie leżało dzisiejsze wydanie miejscowej gazety, a pod spodem
wystawał kawałek jakiegoś damskiego magazynu. Konsola poskładana jak nowa,
leżała na półce nieopodal telewizora, zaraz obok stosu gier. Uśmiechnąłem się
na widok okładki tej nowej, której głównym bohaterem był Batman. Zerknąłem za
rozsuwane okno tarasowe. Nieskażona brudem ławka i grill niemalże krzyczały, że
są przygotowane na porządną ucztę. W kącie bardzo niewielkiego ogrodu
zauważyłem też dwa nowe drzewka, których nazwy pewnie będę musiał sobie
zapisać, albo wbić patyk z karteczką w ziemię. Przeszedłem przez kuchnię, w
której pięknie zapachniało domowym obiadem. Zerknąłem pod jeszcze odrobinę
ciepłą folię aluminiową, którą przykryty był duży, ceramiczny półmisek.
Oblizałem językiem usta na widok spaghetti bolognese – idealne na mój
spragniony żołądek. Przesunąłem wzrokiem po blacie i zauważyłem przygotowany na
wierzchu duży kubek, a zaraz obok pudełko mojej ulubionej herbaty i słoik z
miodem. Przygniatał on niedużą białą kartkę, na której z daleka rozpoznałem
chaotyczne, lekko pochyłe pismo.
Witaj w domu, kochanie!
Mam nadzieję, że jesteś głodny. Tylko zostaw trochę dla kuzyna!
Wspominałeś o grillowaniu, więc znajdziesz coś w lodówce.
Jeszcze raz przepraszam, że mnie nie ma.
Obiecuję Ci to wynagrodzić!
Kocham,
Twoja Annie. xx
P.S. Będę najpóźniej o 8:30.
- Wynagrodziłaś mi już tym, co zastałem w domu. –
powiedziałem do siebie półgębkiem, uśmiechając się. Słyszałem, jak mój kuzyn coś mruczy zdziwiony,
dlatego wskazałem na kartkę, którą odłożyłem z powrotem na blat.
- Hej, w zasadzie dlaczego jej nie ma? – spytał, gdy ja
dalej „odkrywałem” pomieszczenie.
- Dostała na dzisiaj poważne zlecenie.
- Poważne?
- Tak. – zamyśliłem się przez chwilę. – Bo pierwsze od..
dłuższego czasu. Kazałem jej od razu przyjąć. – odparłem. Byłem dumny z tego,
że posłuchała mojej rady. Nareszcie.
- Byłem święcie przekonany, że nie ma problemów z pracą… -
zaczął, a ja odrobinę wymijająco spojrzałem w sufit i uśmiechnąłem się do niego
znacząco.
- Ale już nie ma. Wszystko idzie w dobrą stronę, jest więcej
niż dobrze. – odparłem, zapewniając siebie tymi słowami, że nie chodzi tylko o
jej pracę. Dowody na to, że było dobrze miałem wokół siebie. Były
wystarczające.
Minąłem
drugie wejście do kuchni i zacząłem przesuwać się w stronę sypialni. Drzwi były
na oścież otwarte – robiła tak zawsze po porannym wietrzeniu. Duże łóżko na
środku pokoju było równo zaścielone. Spod kołdry wystawały duże i małe
poduszki, przesunięte bardziej na lewą stronę. Lubiła mieć co przytulić, gdy
mnie nie było. Żaluzja przed oknem była równo zasunięta, wpuszczała więc proste
smugi lekkiego słońca do pomieszczenia. Świeży zapach ubrań zawrócił mi w
głowie, kiedy delikatnie otworzyłem drzwi dużej szafy. Na wierzchu, poprasowane
leżały duże koszulki, które kiedyś były moją własnością. Zgadzałoby się to z
faktem, że sporo ostatniego czasu spędzała w domu, nie wychodząc nigdzie ani z
nikim. Znów się jednak uśmiechnąłem, gdy nie zauważyłem nigdzie jej ulubionych,
starych, podartych na kolanach czarnych spodni. Zakładała je zawsze, gdy
chciała być jeszcze bardziej pewna siebie. Można nawet powiedzieć, że na nich
czasem budowała swój silny charakter, potrzebny do sytuacji. Ucieszyło mnie
to. Wiedziałem, że nie muszę się już
martwić. Przeszedłem obok drzwi do łazienki i poczułem lekko słodki zapach
perfum. Zatęskniłem za wonią, która towarzyszyła mi swego czasu rano gdy jej skóra
wchłaniała słodycz od Chloé.
- Niall, wyglądasz jak jakiś badacz, albo poszukiwacz
skarbów. – zaśmiał się Amal, a ja mu nieco ciszej zawtórowałem.
- Wierz mi, czuję się o niebo lepiej.
- To chyba wybuchniesz z radości jak zjesz obiad, bo pachnie
wyśmienicie! Zazdroszczę, stary. – zagwizdał a ja oczywiście, że czułem się
szczęśliwy.
Mój
żołądek powinien być wdzięczny już zawsze, bo to co zjedliśmy było „fannemenalne”.
Podczas trasy nie często jadałem takie proste, a jednocześnie błogie rzeczy.
Moja bogini przeszła samą siebie.
- To jak, rundka w Fifę? –
usłyszałem od kuzyna, który usiadł wygodnie na czarnej kanapie. Pokręciłem
głową w tym samym czasie, gdy siadałem przy biurku i włączałem laptopa. – Och,
no nie daj się prosić. Jesteś zmęczony, szybko wygram! – zaśmiał się, a ja
tylko rzuciłem mu pilot od telewizora. Może
i wyglądałem na niewyspanego, ale zbyt wiele się we mnie działo, bym mógł już spokojnie opaść na kanapę
i bez celu gapić się w ekran. Postanowiłem więc zrobić coś, co jakiś czas temu było moim zwyczajem. Fani na twitterze z wielką aprobatą przyjęli moją propozycję twitcama, co mnie bardzo ucieszyło. Przeraziła mnie jednak ilość wejść, jaką zaliczyłem zanim jeszcze zdążyłem się psychicznie przygotować na to, co chcę przekazać.
i wyglądałem na niewyspanego, ale zbyt wiele się we mnie działo, bym mógł już spokojnie opaść na kanapę
i bez celu gapić się w ekran. Postanowiłem więc zrobić coś, co jakiś czas temu było moim zwyczajem. Fani na twitterze z wielką aprobatą przyjęli moją propozycję twitcama, co mnie bardzo ucieszyło. Przeraziła mnie jednak ilość wejść, jaką zaliczyłem zanim jeszcze zdążyłem się psychicznie przygotować na to, co chcę przekazać.
- Pogięło cię? Dopiero wróciłeś
ze Stanów, powinieneś odpocząć od nich. – żachnął się, a ja prychnąłem.
- To są moi fani, muszę im
podziękować. – odpowiedziałem, nie zwracając nawet uwagi na jego kręcenie
głową.
Tego
nie mogłem w sobie powstrzymać. Uważałem to za mój obowiązek, podtrzymać
relacje z ludźmi, którzy tak nasz zespół wspierają. Wciąż trudnym do uwierzenia
było, że jest ich aż tyle. Dodatkowo, mój nastrój psychiczny całkowicie
pozwalał mi na chwilę dla nich.
Gdy po wielu długich próbach w
końcu udało mi się przezwyciężyć przeciążone serwery, poczułem to znajome
podekscytowanie w sercu, gdy miałem świadomość tak licznej widowni. Ogromnie
cieszyło mnie to, że sprawiłem ponad setce tysięcy fanów taką radość. W pewnym
sensie dzielenie się z nimi moim życiem było wklejone w postrzeganie mnie jako
dobrego idola, na czym od zawsze mi zależało.
W
trakcie, gdy skupiony byłem na „występie na żywo”, jak zwykle nie mogłem
poskromić mojej podzielnej uwagi i wciąż uśmiechałem się do telewizora, który
zostawił włączony Amal. Sam poszedł do kuchni, najwidoczniej uznał, że jest
wystarczająco dobrym kucharzem, żeby zacząć przygotowywać jedzenie na wieczór.
- …I będę się maksymalnie
relaksował… - mówiłem do laptopa, gdy nagle przerwał mi dzwonek domofonu. – O,
ktoś dzwoni. – stwierdziłem, po czym zaufałem barczystemu chłopakowi ze szmatką
kuchenną przewieszoną na ramieniu i pozwoliłem mu otworzyć. Świadomy tego, że
nie powinienem przyjmować gościa podczas relacji na żywo z fanami, zacząłem dziękować
i żegnać się do kamery. Kiedy drzwi do mieszkania zaczęły się otwierać, ja jak
najszybciej starałem się wyłączyć wszystko, co mnie nagrywało. Aplikacja powoli
się wyłączała, a słyszałem kroki zbliżające się do otwartych przez
ciemnowłosego drzwi. Nie trudziłem się więc pospieszaniem strony internetowej i
wiedząc, że za chwilę się sama wyłączy wstałem z miękkiego, obrotowego krzesła
i odwróciłem się w stronę wejścia. Stanąłem w połowie salonu i orientując się,
kto idzie powiedziałem głośno:
- Annie! – mój wesoły głos
spowodował, że jej wątła postać od razu uśmiechała się, gdy pojawiła się przede
mną. Jej starannie ubrane czarne spodnie i biała bluzka – kontrastujące kolory
od razu dały mi pewność, że wróciła do „żywych”. Tak samo jej włosy, mimo że
już nie całkowicie pokryte bladym blondem, a jedynie prześwitujące jej
charakterystycznym kolorem pozwalały mi na jeszcze szerszy uśmiech. Domyślałem
się, że kolejne farbowanie było po prostu kwestią czasu. Jej uśmiech na mój
widok omal mnie nie zabił, a oczy raziły szczęściem. Nie minęłam dłuższa
chwila, a już tuliłem ją w swoich ramionach.
- O mój Boże… - jęknęła. Przysięgam,
że w tym samym momencie pomyślałem dokładnie to samo. Jej zapach był dla mnie
obłędem. Otuliłem ramiona wokół jej pleców, wciskając z sekundy na sekundę
swoją twarz coraz niżej w jej szyję. Zaczęliśmy się oboje kołysać na boki, a
ona cicho zaśmiała się. Drobne palce muskały kosmyki moich krótkich włosów,
mierzwiąc je co chwila. Wreszcie czułem, że nic więcej w tym domu nie jest mi
potrzebne.
- Powinni mi wpisać w dowodzie „Zawód:
tragarz”. Najpierw twoje walizy, teraz jej różne dziwne torby… - zaczął
narzekać ten członek mojej rodziny, który był z tego od zawsze znany.
- Tylko ostrożnie Amal, tam jest
aparat… - mruknęła, a wibracje z jej ust uderzyły w moją skórę. Jezu, czy to
możliwe, żeby nawet głos pachniał jej perfumami? Chyba jesteś zmęczony, Horan…
Po kilku chwilach zatrzymaliśmy
się w miejscu, a ja uniosłem głowę, by spojrzeć jej w oczy. Idealnie błyszczały
szarym odcieniem, na swój kolorowy sposób. Przygryzła dolną wargę, pokazując
kilka prostych, białych zębów i również mi się przyglądała. Oboje lustrowaliśmy
nasze twarze, zachowując przy tym kompletną ciszę. No, może niezupełnie – serce
waliło mi jak młot. Widziałem, jak walczyła ze swoją wrażliwością. Zaszklony
wzrok mówił wiele, ale Annie uparcie powstrzymywała się przed zmoczeniem
policzków. Widziałem w niej zmianę, która uczyniła ją bardziej twardo stąpającą
po ziemi dziewczyną. W jej wyrazie twarzy nie było ani cienia wątpliwości w to,
czy aby na pewno tuliłem ją właśnie do siebie. Łzy w kącikach oczu nie były
spowodowane brakiem wiary i zbyt dużym opanowaniem przez emocje, ale czystym
szczęściem. Radością, którą starałem się z niej wydobyć na odległość, przez
ostatni czas. Jak nigdy, pisałem jej wiadomości, na które nigdy nie
odpowiadała. Nie musiała – odpowiedź stała przede mną. Już nie byłem dla niej
wciąż niewiarygodnym marzeniem, co udowodniła magiczną aurą w domu. Stała się
silniejsza, niż była do niedawna. Widziałem w jej minie, że odrzuciła wszystko
co złe i niepewne, zastępując samym radosnym i prawdziwym światłem.
W
końcu moja lekka nadpobudliwość dała się we znaki i nie mogłem powstrzymać
swoich ust od pocałowania jej pełnych, niepokaleczonych już warg. Jak najczulej
starałem się kontynuować pieszczotę, ale tym razem to we mnie obudziła się
jeszcze żywsza tęsknota. Już po chwili łapczywie atakowałem jej usta,
a ona tylko chichotała. Jej dźwięczny śmiech był piękniejszy od ciszy, jaką zastałem po powrocie do domu.
a ona tylko chichotała. Jej dźwięczny śmiech był piękniejszy od ciszy, jaką zastałem po powrocie do domu.
- Jak się ma moja ulubiona pani
fotograf? – spytałem, ciągnąc ją ze sobą na kanapę. Opadliśmy na poduchy, a ja
ciasno otuliłem ją ramieniem i ucałowałem jej czubek głowy.
- Chyba dobrze, w końcu mi się
coś udało.. – uśmiechnęła się nieśmiało.
- Jestem z ciebie dumny, mała. –
powiedziałem, po czym skierowałem jej twarz w moją stronę
i pocałowałem, znów czując się jak w niebie. - Cały dzień robiłaś zdjęcia?
i pocałowałem, znów czując się jak w niebie. - Cały dzień robiłaś zdjęcia?
- Nie, od dwunastej. Rano Tom
mnie poprosił, żebym przypilnowała Lux. – odparła, a ja zacząłem się obawiać,
że spełzłem na ślisku grunt. Co prawda nie wyczuwałem w jej głosie pretensji
ani żalu za to, o co zapytałem, jednak bałem się, jak potoczy się dalej ta
rozmowa.
- A… jak się czujesz? – spytałem niepewnie,
uważnie przyglądając się jej twarzy. Odrobinę spochmurniała, ale nie na tyle
bym miał się obawiać jej załamania.
- Dobrze. Gorączka przeszła mi
przedwczoraj. – mruknęła. Zapewne nie chciała, by mój kuzyn usłyszał temat
rozmowy.
- Byłaś u lekarza, tak? –
martwiłem się.
- Tak, Niall. Mówiłam ci, w
zeszły piątek miałam wizytę. – uśmiechnęła się na moją nieuwagę.
- Och, tak. Racja, przepraszam. –
wymamrotałem, a Annie obdarzyła mnie pokrzepiającym uśmiechem. – Czyli… -
zacząłem, niepewnie przesuwając swoją dłoń na jej podbrzusze. – Tu naprawdę nie
ma naszego dziecka? – spytałem. Zabrzmiałem z pewnością na odrobinę
zawiedzonego, ale nie byłem w stanie kontrolować swojego głosu. Myśl o tym, że
przygotowywałem się już psychicznie na tak potężne wyzwanie była nie do
zapomnienia. Jej nagły telefon ze słowami „Niall, ja krwawię.” sprawił, że nie
wiedziałem jak się czuć.
- Lekarz powiedział, że tak się
zdarza. – wyprzedziła moje pytanie, jak do tego doszło.
- Annie wiem, że możesz się czuć…
- Kochanie, w porządku. To
owszem, był dla mnie szok, nie planowałam tego, nie wiedziałam nawet jak może
do tego dojść. Jak myślę o tym, że teraz miałabym w sobie rozwijające się
dziecko czuję się więcej niż dziwnie, to prawda. Ale stało się, może tak miało
być. – powiedziała, a ja ledwie zauważalnie westchnąłem.
Byłem pełen
podziwu dla Ann za to, że się nie załamywała, nie płakała, była wobec mnie
w porządku. Cieszyłem się, że dzięki temu, że zwolniła swoje myśli od zmartwień i w końcu zrozumiała to, co do niej mówiłem poskutkowało. Miałem obok siebie prawdziwą Annie, która wyleczyła się z tego, co złe bądź nierealne w jej myślach. Może ciąża była dla nas testem? Sprawdzianem dla niej, jak sobie poradzi
i dla mnie, czy jej pomogę wyjść z dołka? Nie pozostawało mi nic innego jak być szczęśliwym, że nam się udało. Strata dziecka z pewnej perspektywy była, owszem, tragedią. Ale życie nam przecieka przez palce, a ja nie chcę stracić jej prawdziwej duszy po raz kolejny. Wiedziałem, że jeszcze przyjdzie taki czas, że będziemy wystarczająco dojrzali i gotowi, by zostać rodzicami.
w porządku. Cieszyłem się, że dzięki temu, że zwolniła swoje myśli od zmartwień i w końcu zrozumiała to, co do niej mówiłem poskutkowało. Miałem obok siebie prawdziwą Annie, która wyleczyła się z tego, co złe bądź nierealne w jej myślach. Może ciąża była dla nas testem? Sprawdzianem dla niej, jak sobie poradzi
i dla mnie, czy jej pomogę wyjść z dołka? Nie pozostawało mi nic innego jak być szczęśliwym, że nam się udało. Strata dziecka z pewnej perspektywy była, owszem, tragedią. Ale życie nam przecieka przez palce, a ja nie chcę stracić jej prawdziwej duszy po raz kolejny. Wiedziałem, że jeszcze przyjdzie taki czas, że będziemy wystarczająco dojrzali i gotowi, by zostać rodzicami.
- Niall? – spytała, gdy
podnosiliśmy się z kanapy, żeby pomóc naszemu obecnemu kucharzowi
w przygotowaniach.
w przygotowaniach.
- Tak, słońce? – przyciągnąłem ją
bliżej do siebie.
- Przepr…
- Shhh… - uciszyłem ją, nie chcąc
słyszeć całości tego słowa. – Wszystko jest już w porządku, Annie. – Przylgnęła
na chwilę do mojej klatki piersiowej, by zaraz potem zerknąć na mnie spode łba.
- Ale wiesz, że zanim ktoś
przyjdzie do domu, powinieneś się przebrać? Trochę godzin leciałeś… -
zmierzwiłem jej włosy, a drugą ręką połaskotałem nad biodrem. Zaśmiała się
dźwięcznie i poszła do kuchni, gdy ja z przyjemnością otworzyłem szafę z
ubraniami i wyciągnąłem z niej czystą, starannie wyprasowaną koszulkę bez
rękawów. Nie dałem się prosić i uległem prośbom prysznica, bym wskoczył pod
wodę
z kroplą szamponu i mydła.
z kroplą szamponu i mydła.
- Hej, Devine! – zawołałem z
tarasu, gdy zobaczyłem jak ubiera skórzaną kurtkę i ma zamiar wyjść, razem
z resztą znajomych, którzy doszli do wniosku że już ich pora.
z resztą znajomych, którzy doszli do wniosku że już ich pora.
- C-co? – zająkał się, a potem
czknął. Zaśmiałem się w głos i wstałem z drewnianej ławy.
- Zostajesz i śpisz na kanapie,
nie wypuszczę cię do miasta w takim stanie! – obaj się zaśmialiśmy. Zamknąłem
okno tarasowe i odrobinę się zachwiałem, z uwagi na alkohol we krwi, wymieszany
ze zmęczeniem.
- Tylko nie balujcie bez nas za
bardzo! – usłyszałem od Amy, która obok kilku osób stała już za drzwiami
wyjściowymi.
- Nie obiecuję! – odkrzyknąłem i
zamknąłem za nimi drzwi. Szeroko ziewnąłem i widząc, jak Josh padł już na
czarne poduchy znowu się zaśmiałem i przeszedłem obok kuchni, do sypialni. Rzuciłem
się na miękkie łóżko i przymknąłem powieki. Czułem, że już odpływam. Przed oczyma
śmignęła mi tylko drobna postać blondynki, która uparcie poszukiwała swoich
spodni dresowych i paradowała po pokoju w samej koszulce
i majtkach.
i majtkach.
- Przecież i tak idziesz spać. –
wybełkotałem w tym samym momencie, jak zakładała na biodra czarne spodenki do
koszykówki. – A nie grać w siatkówkę. – dodałem, odwracając się na plecy. Materac
ugiął się po mojej prawej stronie. Ciepłe dłonie otuliły moją rękę, a jej głowa
wcisnęła się tuż obok mojej szyi. – Śmierdzę piwem. – skomentowałem swój stan.
Ann zaśmiała się cicho.
- Może dam radę. – mruknęła w
odpowiedzi, ale po chwili zaśmiała się po raz kolejny
i odwróciła się ode mnie tyłem.
i odwróciła się ode mnie tyłem.
- Ej, ciepło mi było!
- Śmierdzisz piwem. – skwitowała mnie
moimi słowami. Mruknąłem coś niezrozumiałego. Przekręciłem się w jej stronę,
żeby przyciągnąć lewą ręką jej ciało do mojego i zamknąć w objęciach. Ucałowałem
jej szyję
i usłyszałem damskie narzekanie oraz chichot. – Hej, Niall?
i usłyszałem damskie narzekanie oraz chichot. – Hej, Niall?
- Tak?
- Jak tam twój syndrom jetlag*? –
zaciekawiła się.
- Och, no wiesz. Mój żołądek
tańczy i jestem rozkolapiony..
- Rozkojarzony, tak? – jej śmiech
znowu wypełnił pokój. Pokiwałem twierdząco głową. Już zamykałem oczy, kiedy do
moich uszu dotarł dźwięk niespokojnego hamowania
i przyspieszania samochodem na zmianę. – Czy oni nigdy nie idą spać? Dochodzi szósta…
i przyspieszania samochodem na zmianę. – Czy oni nigdy nie idą spać? Dochodzi szósta…
- Tak, wiem, tweetnąłem o tym
chyba do fanów… - powiedziałem zasypiając. – Po prostu śpij. I tak wiem, że
pojeździłabyś z nimi. Nic przede mną nie ukryjesz. – zaśmiałem się
i mocniej wtuliłem głowę w zagłębienie między jej uchem, a ramieniem. W końcu zasnąłem, czując ogromną potrzebę odpoczynku.
i mocniej wtuliłem głowę w zagłębienie między jej uchem, a ramieniem. W końcu zasnąłem, czując ogromną potrzebę odpoczynku.
Boziuuuuuuu cudny !! :))
OdpowiedzUsuńŁooj szkoda , że Niall i Ann nie bd mieli małego Horanka. Ale rozdział cudowny z niecierpliwością czekam na kolejną część . Życzę weny !! :**
OdpowiedzUsuńCudny rozdział. ! :) Troche szkoda , że Ann poroniła. Nie bd małego Horanka :( . Pisz szybko czekam na nexta !! :*
OdpowiedzUsuńPamiętasz, jak poprosiłaś mnie, abym przedstawiła Ci Annie oczami czytelnika? Zauważyłam dzisiaj jeszcze jedną cechę w niej. Jest zaprzeczeniem kobiecych cech. Brzmi mylnie, wiem. Mam na myśli to, że ona kusą spódniczkę i wysokie obcasy zastępuje wytartymi spodniami i rozklejonymi trampkami. Rezygnuje z tego, co kobiecie dodaje pewności, sama znajdując otuchę w ukrywaniu się pod materiałem, kroczeniem po równym gruncie. Kiedy myślałam nad tym, co zostawię pod #13, widziałam to ubrane w nieco inne słowa. Wiem jednak, że rozumiesz, w czym zauważam jej unikalność, cechę, którą nie każdy posiada, a sprawia to człowieka na tle tłumu wyjątkowym.
OdpowiedzUsuńPoza tym, potrafisz szybko i efektownie uspokoić rozbryzgane na kawałki serducho czytelnika. Uspokoiłaś moje nerwy po dwóch ostatnich rozdziałaś, rozświetliłaś twarz uśmiechem. Zapomniałam o bólu, jakiego doświadczyła Ann i złości, jaką we mnie wzbudziła swoim dziecinnym zachowaniem. Na nowo poczułam to gorące, pachnące bajką uczucie między tą dwójką. Spodziewałam się tego, że Holmes prędzej czy później poroni. Nie chciało mi się wierzyć, że wprowadzisz do ich życia jednocześnie kolejny ciężar i owoc ich miłości. Wiem, że lubisz skomplikowane pomysły, że lubisz mieszać, ale ten zamęt nastałby zbyt szybko. Za mało szczęścia i ostoi w nich, aby móc cokolwiek burzyć. Czekasz na moment, w którym nikt nie będzie się spodziewał, że ich spokój jest możliwy do zburzenia, prawda?
Wiesz, do czego porównałam ostatnie dwa rozdziały i tę trzynastkę? Do szpilek, które zrzucasz z nóg na rzecz wygodnych kaloszy, w których będziesz brodziła przez kałuże. Do bólu zamienionego w beztroskę.
Narzekałaś na perspektywę Nialla, ja uważam, że poszło Ci tak samo dobrze, jak radzisz sobie z wcieleniem Annie. Głowa do góry następnym razem, mam nadzieję, że częściej poznawać będziemy życie jego oczami.
Kocham Cię, Twoja Oli.
Chyba powinnam Ci podziękować. Ten rozdział znacznie poprawił mi dzisiaj humor. Tak przyjemnie się go czytało, że to jest aż nierealne. Ta atmosfera, poszczególne słowa i ogarniający spokój. Jedyne co mnie zmartwiło to sytuacja z Annie. Ale to już poszło w niepamięć. (:
OdpowiedzUsuńxxx
Twój blog jest genialny! Masz naprawdę ogromny talent którego Ci zazdroszczę. Rozdział jak zwykle świetny . Czekam co dalej potoczy sięw ich życiu . Mam nadzieję, że wreszcie im się ułoży i bd wszystko ok. Pisz szybko nexta. Pozdrawiam i życzę weny . <33333
OdpowiedzUsuńGenialny :>
OdpowiedzUsuńCudo <33
OdpowiedzUsuńCudowny ! ; ) /Nat.
OdpowiedzUsuńkocham <3 czekma an następny przeczytałam wszystko :333 cudne ! :3 /K.Sz
OdpowiedzUsuńBoski <333 / M
OdpowiedzUsuńCccccccuuuuuudddddooooowwwwwwnnnnnyyyy !!!!!!!!!!! <3 ;****
OdpowiedzUsuńHmmm, czytam, czytam, i trafiam na słowo 'fannemenalnie'. I morda mi się cieszy, bo ja to słowo wymyśliłam ;)
OdpowiedzUsuń@anulawis
Boskie. Kobieto jaki Ty masz talent. ! ; )) Pisz dalej ;** !
OdpowiedzUsuńBrak słów !! <33 Po prostu zajeeee ;*
OdpowiedzUsuń