Miałam nie małe problemy z napisaniem czternastki, mówiąc szczerze. Nie wygląda tak, jak wyglądać powinna ale liczę na to, że uruchomicie swoje wyobraźnie i dopowiecie sobie to, czego nie potrafiłam ubrać w słowa.
Nie mam pojęcia, kiedy uda mi się opublikować kolejny rozdział. Koncepcja w tej chwili jest, ale może zaraz zniknąć.
Idzie wrzesień, a co za tym idzie - rozdziały nie będą się pojawiały aż tak często. Będę miała sporo obowiązków ale zrobię wszystko, żeby historia Annie i Niallera ciągnęła się dalej.
Dziękuję mojemu maluchowi, który sprawił, że coś "zaskoczyło" w mojej głowie i udało mi się ruszyć z tym rozdziałem. Co ja bym bez Ciebie zrobiła, Oli? :')
Mam do wszystkich moich czytelników OGROMNĄ prośbę - nawet jeśli przez jakiś czas nie pojawi się nic, nie zostawiajcie mnie, dobrze? Zaufajcie mi, koniec tej historii nie nastąpi tak szybko!
Błagam, dajcie mi znać - na twitterze, asku, gdziekolwiek - że jesteście ze mną i czekacie na kolejne perypetie tej dwójki. To naprawdę dla mnie wiele!
Tyle z mojej strony. Zapraszam!
Soundtrack ;)
Mój
umysł parował od środka, jak podczas dobierania trudnych słów do nowej
piosenki. Myślałem od kilku dni nad tym, jak właściwie zaplanować wieczór. Nasz
wieczór. Wbrew pozorom, to nie było łatwe zadanie. To nie jest zwyczajna
dziewczyna, więc i pomysł musi być nadzwyczajny.
- Holmes, co ty lubisz… -
zastanawiałem się na głos wiedząc, że jestem sam w domu. Przejechałem palcami
po moich i tak rozczochranych już włosach i głęboko westchnąłem. Nie mogłem
pójść na łatwiznę i zamówić stolika w jakiejś eleganckiej restauracji, oj nie.
Nigdy nie lubiła typowych, romantycznych zwyczajów,
to właśnie sprawiało, że była jedyna w swoim rodzaju.
to właśnie sprawiało, że była jedyna w swoim rodzaju.
Usiadłem przy biurku i zacząłem
bezskutecznie przeszukiwać internet.
- No dawaj, Niall. Jesteś Niall
Horan, wymyśl coś. – mruknąłem do siebie. Wszedłem na stronę internetową
magazynu, dla którego robiła ostatnio zdjęcia. Otworzyłem odpowiednią zakładkę
i przed moimi oczami pojawił się czarno-biały obraz. Nie znałem się na
fotografii ale wiedziałem, że to zdjęcie było dobre. Tylko dlaczego takie
smutne? Wszystkie postacie na niej miały niewzruszony wyraz twarzy. Nie było w
tym ani krzty szczęścia, samo puste nastawienie do życia. Nawet dziewczynka,
która szła ręka w rękę z mamą była przygnębiona, ginęła w tłumie szarych i
zapracowanych ludzi. Brakowało jej tego dziecięcego uśmiechu, swawoli i
radości.
Radość.
Szczęście.
- Jestem geniuszem! – krzyknąłem,
a zaraz potem roześmiałem się jak głupi. Doszukiwałem się nie wiadomo jakich
skomplikowanych pomysłów, a złoty środek leżał najbliżej. Z szerokim uśmiechem
na twarzy sięgnąłem po telefon i zacząłem krótką wymianę zdań.
Wiedziałem, że to zostawi na jej
twarzy szeroki uśmiech. Zamknąłem laptopa i zadowolony z siebie, wziąłem swój
zielony plecak i poszedłem z nim do kuchni. Spakowałem do niego dużą paczkę
chipsów i oreo.
Usiadłem
na kanapie i czekałem, aż przyjedzie. Zdążyłem przebrać się w parę dżinsowych
szortów, a na ramiona zarzuciłem szaro-granatową bluzę. W końcu usłyszałem
znajome przekręcanie kluczy w zamku i odwróciłem głowę w stronę drzwi.
- Już jestem! – powiedziała
głośno. Uśmiechnęła się, a ja jej pomachałem. Zsunęła z pleców granatową
marynarkę i rzuciła ją na oparcie kanapy, tuż obok mnie. – Czy zanim zabierzesz
mnie w to tajemnicze miejsce, przytulisz mnie? – spytała, a ja uśmiechnąłem się
i wyciągnąłem ręce. Podeszła do mnie, więc pociągnąłem ją za biodra tak, by
usiadła na moich kolanach. Objąłem ją szczelnie ramionami i pocałowałem w
policzek.
- Męczący dzień? – w odpowiedzi pokiwała
głową i wtuliła głowę w moją szyję. Jej ciało powoli się rozluźniało.
- Nienawidzę tej roboty, kiedy
ludzie celowo udają smutnych, zgorzkniałych, przygnębionych… Denerwuje mnie to.
– westchnęła głęboko. Zdecydowanie brakowało jej dzisiaj uśmiechu, a ja miałem
zamiar jej to wynagrodzić.
- W takim razie wychodzimy za
pięć minut. – zaśmiałem się, a ona spojrzała na mnie z wysoko podniesionymi
brwiami. – Dobra, zacznę inaczej. – odchrząknąłem, po czym zmieniłem
natychmiast wyraz twarzy na śmiertelnie poważny. Wywołałem tym jej stłumiony
chichot. Punkt dla mnie! – Panno Holmes, czy zechce pani udać się ze mną na randkę?
Tak? Wyśmienicie, za pięć minut będę czekał przy drzwiach. – wyszczerzyłem się.
Ann wpatrywała się w moją twarz swoimi świecącymi oczyma, próbując mnie
rozgryźć. W końcu widziałem jak się poddaje, gdy zagryzła dolną wargę. – Czas
ci ucieka. – zachichotałem w tym samym momencie, gdy zacząłem ją delikatnie
kłuć palcami w delikatne miejsca między żebrami. Pisnęła głośno i gwałtownie
podniosła się z moich kolan, by ze śmiechem pójść w stronę sypialni.
Wykorzystałem moment, gdy szurała drzwiami od szafy i wyciągnąłem z jej
pokrowca aparat. Razem z najnormalniej wyglądającym obiektywem przemyciłem go
do plecaka. Modliłem się, żeby tylko nie ucierpiał.
W przeciwnym razie nie dożyłbym chyba rana…
W przeciwnym razie nie dożyłbym chyba rana…
- Jakaś podpowiedź co mam
założyć? – usłyszałem i uśmiechnąłem się pod nosem.
- Co się tak przejmujesz? –
zacząłem iść w kierunku jej drobnego ciała, wpatrującego się w szeroko otwartą
szafę. Spojrzała na mnie spode łba i podparła się dłońmi na biodrach. Uniosłem
brew, a ona zaśmiała się i pokręciła głową.
- Jak mam się nie przejmować,
kiedy sam Niall James Horan zabiera mnie nie wiadomo gdzie na randkę? Jeszcze
zacznę się denerwować, że nieodpowiednio się ubrałam! – uśmiechała się.
- Weź przykład ze mnie.-
mruknąłem, a ona zlustrowała moje ubranie wzrokiem.
- Pragnę przypomnieć, że koszulkę
i bluzę nosisz prawie zawsze, bez względu na okazję…
- Ugh, kobiety i te ich problemy.
– warknąłem i spojrzałem na zawartość półek.
- Może zostanę w marynarce i… -
zaczęła, ale przerwałem jej w połowie zdania krótkim „Nie”. Zacząłem grzebać
między ubraniami szukając czegoś, co wyglądało mi na wygodne i często noszone
przez Ann. Wyciągnąłem z najwyższej półki pocięte na kolanach i wytarte, czarne
spodnie.
- Wygodne? – rzuciłem,
przekładając jej przez ramię parę jeansów. Pokiwała twierdząco głową, więc
odwróciłem się z powrotem do szafy. Jako kolejną rzecz podałem jej jakąś dużą, białą
koszulkę bez rękawów. Spod kilku swetrów wyjąłem ciemnoszarą rozpinaną bluzę,
chyba z logo Bullsów. – Co tak patrzysz? Laska, czas ci leci! – zaśmiałem się i
wyszedłem z pokoju, sięgając po drodze po jeden z moich snapbacków, jak się
później okazało z takim samym logo, jakie widniało na jej bluzie.
Minęło
kilka minut jej krzątaniny, aż w końcu poczułem świeży zapach jej „najweselszych”
perfum. Pojawiła się w korytarzu, podskakując nerwowo na jednej nodze, gdy na
drugą próbowała wcisnąć zawiązanego trampka. Doskoczyła do mnie i oparła się o
moje ciało, starając się nie upaść. W końcu głęboko westchnęła i wyprostowała
się.
- Gotowa. – powiedziała, a ja
zaśmiałem się z jej szybkiego, nieunormowanego jeszcze oddechu. Zmierzwiłem jej
włosy, wziąłem do ręki plecak i klepnąłem ją w pośladek, poganiając do wyjścia za
drzwi.
- Daleko jeszcze? – nieśmiało zapytała,
gdy przerwała nerwowe stukanie palcami w kolano. Kątem oka widziałem jak
przygryza wargę. Nie lubiła o to pytać, dlatego uśmiechnąłem się ciepło i na
chwilę spuściłem wzrok z drogi przed nami.
- Nie, już dojeżdżamy. –
powiedziałem zgodnie z prawdą. Zaczęła się dokładniej rozglądać po okolicy a ja
po cichu liczyłem na to, że nie domyśli się dokąd ją zabrałem. Zaparkowałem na
parkingu nie bezpośrednio obok obiektu, by nie zdradzić od razu całego planu. Zgasiłem
silnik i uśmiechnąłem się do niej zachęcająco.
- Już? – niepewnie zwróciła się
do mnie, unosząc przy tym zabawnie brew. Nie odpowiedziałem nic, tylko
wysiadłem z auta i podbiegłem do jej drzwi, otwierając je jak dżentelmen. Ukłoniłem
się przy tym lekko, na co zachichotała. Uwielbiałem w niej to, że tak proste
gesty mogły doprowadzić ją do uśmiechu. Jej radość była tak szczera, że nie
sposób było nie czuć tego samego ciepła rozsadzającego serce.
Prowadziłem
ją chodnikiem wzdłuż wysokiego ogrodzenia. Miałem nadzieję, że nie wyczuła
mojego zdenerwowania – dłoń, którą obejmowałem jej drobne palce trzęsła mi się
niemiłosiernie. Przeliczyłem się, bo już po chwili znacząco ścisnęła ją. Przez
chwilę musiałem głębiej oddychać. Wbrew pozorom, faceci też się denerwują.
- Albo idealnie grasz, albo serio
nie wiesz gdzie jesteśmy. – mruknąłem, a jej policzki delikatnie się
zaczerwieniły. Boże, jaka ona piękna. – Obstawiam to pierwsze.
- Źle obstawiasz. Nigdy nie byłam
w tej okolicy, szczerze mówiąc… - przygryzła dolną wargę, co doprowadziło moje
serce do obrotu wokół własnej osi. Jak ona to robiła, że tak na mnie działała?
Wciąż nie mogłem tego pojąć. Zależało mi teraz jedynie na jednym: nie
schrzanić. Ten dzień mógł naprawdę się udać, dlatego trzymałem kciuki, żeby
żaden pechowy obrót spraw nie miał miejsca. – Moment.. czy to… - zaczęła się
rozglądać. Minęła nas rodzina z dwójką dzieci. Obydwoje z przywiązanymi do rąk,
kolorowymi balonami. Buzie miały oblepione resztkami waty cukrowej, a ojciec
trzymał w ręku papierek po orzeszkach. – Idziemy do zoo? – zapytała zdziwiona i
zaczęła mi się przyglądać. Nie miałem pojęcia, czy zdziwienie było pełne
zadowolenia, czy zażenowania. W tym momencie nie byłem w stanie myśleć
racjonalnie, za bardzo zależało mi na powodzeniu randki.
- Jeśli wolisz iść gdzieś indziej,
to… - zacząłem proponować, drapiąc się wolną ręką po karku.
- Niall. – zatrzymała się i
stanęła naprzeciwko mnie. Objęła dłońmi moją twarz i zaczęła wpatrywać się
w moje oczy. – Nie myśl za dużo, tylko rób wszystko tak, jak chciałeś. – uśmiechnęła się. To mi wystarczyło, nie mogło się nie udać. Pociągnąłem ją za rękę i poszliśmy w kierunku wejścia.
w moje oczy. – Nie myśl za dużo, tylko rób wszystko tak, jak chciałeś. – uśmiechnęła się. To mi wystarczyło, nie mogło się nie udać. Pociągnąłem ją za rękę i poszliśmy w kierunku wejścia.
Moje
nerwy powoli zamieniały się w radosne myśli równocześnie z iskrami, które
niemalże wyskakiwały z jej szarych, świecących się oczu. Jej twarz niewiele różniła
się od tych dziesięciolatków, które biegały po alejkach. Obowiązkiem zaraz po
kupieniu biletów było zdobycie wielkich, różowych wat cukrowych na patyku. Nie mogliśmy
powstrzymać śmiechu ani na minutę, zwłaszcza że widok naszych obklejonych
cukrem buź godzien był nagrody za kabaret roku. Ale kogo to obchodziło? Nie zwracałem
uwagi na nikogo innego, jak na moją piękność. Mogli nawet nam zdjęcia robić, a
ja bym tego nie zauważył. Poza tym, kto doniósłby paparazzim? Ci uśmiechnięci
ludzie, którzy jedynie śmiali się razem z nami z naszych głupich żartów? Bez
przesady.
Jej
śmiech otaczał mnie z każdej strony. Delikatne zmarszczki zaczęły tworzyć się
po zewnętrznych stronach jej oczu. Idealnie równe zęby niemalże cały czas
widoczne były zza pełnych, malinowych ust, które co chwila całowałem. Nie mogłem
się przed tym powstrzymać, a Annie to tym bardziej nie przeszkadzało. No, może
poza momentem, gdy mój nos obklejony był słodyczą i „przez przypadek” jej twarz
również się ubrudziła. Obserwowałem, jak jej baczne oko artysty co chwila
zauważa jakąś scenę, którą najchętniej uwieczniłaby aparatem. Jej charakterystyczna
mimika twarzy w takich chwilach nie wskazywała na nic innego.
- Bardzo ci się kleją ręce od
tego różowego ustrojstwa? – spytałem między gryzami waty. Jak ona to zrobiła,
że zjadła ją szybciej ode mnie? Annie Niemożliwa. Obejrzała dokładnie swoje
palce, po czym niedbale oblizała każdy z nich, na którym były jeszcze
pozostałości cukru. Następnie jak mała dziewczynka, zaczęła wycierać ręce w
spodnie. Uśmiechnąłem się na ten widok, który był bezcenny. Esencja Ann –
pomyślałem.
- Już nie. – uśmiechnęła się,
wachlując idealnie oblizanymi i wytartymi palcami przed moją twarzą. – Och,
zobacz! Małe żyrafy wyszły! – krzyknęła, a ja się zaśmiałem w głos. Pociągnęła mnie
ze sobą w stronę wybiegu. W oddali faktycznie, można było dostrzec nieśmiało
wychylające się maluchy. Oparła się o płotek a ja stanąłem obok i przytrzymałem
ją za biodro. W końcu nigdy nie wiadomo co Holmes przyjdzie do głowy, dlatego
wolałem zachować jakikolwiek środek ostrożności. Już to widzę, nagłówki gazet: „Szalona
dziewczyna przeskoczyła ogrodzenie i goniła żyrafy!”. Tak, to było jak
najbardziej w stylu szalenie szczęśliwej Annie.
- Uch, coś ciąży mi w plecaku.
Mogłabyś zerknąć, co to? – udałem minę zmęczonego. Zaśmiała się i uniosła brew,
zanim otworzyła dużą kieszeń mojego pakunku na plecach.
- Zwariowałeś?! Nosiłeś cały czas
mój aparat?! – naskoczyła na mnie, ale momentalnie zamieniła swój ton |w dźwięczny
chichot. Ulżyło mi.
- Daj spokój, znam cię. Nie wytrzymałabyś
dłużej, zaczęłabyś robić telefonem, a potem chodziłabyś smutna, że nie wzięłaś
nic o lepszej jakości. – wytłumaczyłem, oblizując patyk po wacie cukrowej.
Ledwie zdążyłem odwrócić się do
kosza na śmieci żeby wyrzucić drewniany kijek, a w tle już słyszałem
charakterystyczne klikanie. Spojrzałem na nią z uśmiechem, a ona wycelowała we
mnie obiektywem. Parsknąłem niepohamowanym śmiechem widząc jej próby zrobienia
poważnej miny. Cukier zdecydowanie zmieniał jej nastrój na lepszy. O niebo
lepszy. Zdziwiłem się, gdy już po chwili odsunęła urządzenie od swojej twarzy i
powiesiła sobie na szyi.
- Już?
- Jestem na randce, a nie w
pracy. – uśmiechnęła się i chwyciła moją dłoń.
- Popcorn czy orzeszki? – spytałem,
gdy dochodziliśmy do niedużej budki ze wszystkim, co smaczne. Na jej twarzy
pojawił się chytry uśmieszek.
- Buziak. – usłyszałem. Wsunęła swoje
drobne dłonie w moje włosy wystające spod czapki, a ja przysunąłem się do niej
i objąłem ciasno w biodrach, drugą ręką przytrzymując jej szyję. Ciepłe usta
zaczęły czule wędrować po moich, a gdy delikatnie zassałem jej dolną wargę,
cicho jęknęła. Już dawno otumaniony jej perfumami, mocniej poczułem zapach jej
skóry. Oderwała się ode mnie po chwili, by obdarzyć mnie jednym ze swoich
najpiękniejszych uśmiechów. Raz jeszcze cmoknąłem jej usta i ponownie chwyciłem
ją za rękę.
- To popcorn czy orzeszki?
- Orzeszki.
Odebrałem
duże zawiniątko z pachnącym smakołykiem. Alejka pełna różnych zapachów i
kolorów zaprowadziła nas do hali, w której na wybiegu stały dwa młode słonie. A
przynajmniej wyglądały na młode – nie znałem się nigdy aż tak dobrze na
zwierzętach.
- Dałabym mu orzeszka, zobacz jak
na nie patrzy. – powiedziała tonem zranionej pięciolatki, co mnie ponownie
urzekło.
- Z tego co widzę, zakaz
karmienia zwierząt tyczy się też tych olbrzymów. – zaśmiałem się, wskazując na
wyraźną tabliczkę.
- Ale chyba nie otruję go
orzeszkiem, nie?
- Nie znam się na słoniach. Ale
chyba nie tylko ty na to wpadłaś. – zwróciłem głowę w stronę, gdzie jakiś
nastolatek zaczął rzucać na wybieg pozostałości po swojej przekąsce.
- Nie jest wielbicielem, ale
chętnie je fistaszki. – wtrąciła.
- Co?
- Oczy w garść, Niall. – zaśmiała
się, a dopiero po chwili zauważyłem tablicę informacyjną obok nas.
Już
chowała rękę w paczce orzechów, ale powstrzymałem ją. Podciągnąłem szybko rękawy bluzy
i odrobinę ukucnąłem, by z większą pewnością ją podnieść. Chwyciłem ją w biodrach i jedyne o co się modliłem to to, żeby nie wpadła na pomysł wierzgania nogami. Nie zwróciłem uwagi na jej pisk, tylko wyprostowałem się z jej drobnym ciałem w rękach i schyliłem jak najmocniej głowę, by zrozumiała o co mi chodzi i usiadła na moich ramionach. – Oszalałeś?!
i odrobinę ukucnąłem, by z większą pewnością ją podnieść. Chwyciłem ją w biodrach i jedyne o co się modliłem to to, żeby nie wpadła na pomysł wierzgania nogami. Nie zwróciłem uwagi na jej pisk, tylko wyprostowałem się z jej drobnym ciałem w rękach i schyliłem jak najmocniej głowę, by zrozumiała o co mi chodzi i usiadła na moich ramionach. – Oszalałeś?!
- Tak, na twoim punkcie. –
podniosłem wzrok, by zauważyła mój uśmiech. Trzymałem rękoma jej nogi,
zwisające po obydwu stronach mojej głowy, a ona sama objęła ją swoją wolną
ręką. – Nie martw się, nie upuszczę cię. – mruknąłem, czując jak odrobinę
zadrżała. – Obiecuję.
- Ufam ci. – wyczułem uśmiech w
jej tonie głosu, a już po chwili ciepło jej ust na moim czole. Nie było takiej
możliwości, żeby spadła z moich ramion. Nawet, gdyby ważyła pięćdziesiąt kilo
więcej niż teraz. To po prostu nigdy nie będzie miało miejsca.
Opakowanie
pełne przekąski zaszeleściło, a po chwili kilka orzeszków wylądowało obok
wielkiego, szarego cielska.
- O, patrz patrz patrz, zaraz
weźmie go… patrz jak wącha tą trąbą… - mówiła podekscytowana, a ja razem z nią
obserwowałem zachowanie słonia. Jej radość, gdy podniósł jedzenie i zjadł była
nie do opisania. Odruchowo mocniej złapałem jej nogi, dla bezpieczeństwa. –
Puszczam cię, Niall.. – mruknęła, a jej ręka zniknęła z mojego snapbacka. Usłyszałem
charakterystyczny dźwięk kręcenia obiektywem i uśmiechnąłem się.
Boże, cały czas się uśmiechałem.
Powoli
opanowywałem oddech, który jeszcze chwilę temu non-stop był gwałtowny, przez
ciągłe wybuchy śmiechu. Nasze klatki piersiowe zaczęły już miarowo unosić się w
podobnym rytmie, gdy obydwoje leżeliśmy na trawie. Park, do którego przyszliśmy
nie był aż tak oblegany przez ludzi. Odwróciłem głowę w lewą stronę, gdzie
leżała blondwłosa, uśmiechnięta postać. Wpatrywała się w niebo, a gdy słońce
delikatnie zaświeciło prosto na nią przymknęła powieki. Jej policzki delikatnie
się zarumieniły od ciepłych promieni.
- Jestem cholernym szczęściarzem.
– wyszeptałem, nie do końca zdając sobie sprawę z tego, że powiedziałem to na
głos. Miałem zamiar zostawić to w swoich myślach, ale mój język zdecydował
inaczej. Przekręciła twarz do mnie, a jej oczy świeciły i to nie z powodu
zachodzącego słońca. Były w nich iskierki radości, które tak bardzo
uwielbiałem. Rozsadzała mnie od środka myśl, że to ja byłem powodem tych
jasnych światełek.
Przekręciła całe swoje ciało na bok
tak, że bez problemu wyciągnęła dłoń w stronę mojej twarzy. Pogładziła mnie po
policzku, a ja przesunąłem jej palce na moje usta i ucałowałem je. Zachichotała
na widok mojej precyzji w muśnięciach każdego opuszka.
Leżeliśmy przez chwilę wpatrując
się w siebie, aż w końcu Ann odwróciła wzrok. Jej policzki stały się jeszcze
bardziej czerwone niż poprzednio. Uśmiechnąłem się na ten widok.
- Coś tu masz na policzku… -
mruknąłem, po czym pocałowałem jej gorącą skórę. Przygryzła dolną wargę w
odpowiedzi, co tylko rozgrzało mnie od środka.
Podnieśliśmy
się do pozycji siedzących. Wyciągnąłem z plecaka paczkę ciastek
i chipsów, a Annie zaśmiała się dźwięcznie.
i chipsów, a Annie zaśmiała się dźwięcznie.
- Widzę, że nieźle dbasz o nasze
brzuchy.
- Zawsze i wszędzie. – odparłem,
ciesząc się z jej reakcji. Ochoczo otworzyła pudełko
i zaczęła zajadać się ulubionymi, kakaowymi ciastkami przekładanymi mlecznym kremem. Sięgnąłem po jej aparat, który leżał nieopodal i zrobiłem jej kilka zdjęć, zanim zdążyła w jakikolwiek sposób zareagować.
i zaczęła zajadać się ulubionymi, kakaowymi ciastkami przekładanymi mlecznym kremem. Sięgnąłem po jej aparat, który leżał nieopodal i zrobiłem jej kilka zdjęć, zanim zdążyła w jakikolwiek sposób zareagować.
- Hej, to ja powinnam być po
tamtej stronie obiektywu!
- Nie tym razem, słońce. – w odpowiedzi
pokazała mi język, a ja zdążyłem to uchwycić na zdjęciu.
- Myślisz, że kaczki jedzą
chipsy? – spytała, wpatrując się w staw, przy którym leżeliśmy. Na brzegu
siedziały trzy nieduże, zajęte sobą i kwaczące ptaki. Wzruszyłem ramionami
zaskoczony jej pytaniem, ale
w zasadzie nie powinno mnie już dzisiaj nic zdziwić – Annie była w swojej szczytowej formie, jeśli chodzi
o szaleństwo i radość. Zanim podniosła się z trawnika, zrobiła kilka głupich min, które oczywiście uchwyciłem jej sprzętem. Miałem przy tym nie mały ubaw, dlatego dostałem od niej z pięści w ramię. Ściągnęła ze stóp buty i skarpetki, a ciasne nogawki spodni próbowała jak najwyżej podwinąć. Patrzyłem na jej poczynania
i sam do siebie się cieszyłem z tego, co widziałem. Podniosła z ziemi paczkę paprykowych chrupek i poszła w kierunku tafli wody. Najpierw rzuciła co nieco kaczkom niemalże pod same skrzydła, ale te od razu uciekły. Wydała z siebie niezadowolony jęk, a ja wsparty na jednej ręce położyłem się przodem do niej. Podziwiałem, jak goni jedną z kaczek aż do samej wody. Zanurzyła nogi w stawie, by podejść bliżej ptaków, ale po raz kolejny od niej uciekały.
w zasadzie nie powinno mnie już dzisiaj nic zdziwić – Annie była w swojej szczytowej formie, jeśli chodzi
o szaleństwo i radość. Zanim podniosła się z trawnika, zrobiła kilka głupich min, które oczywiście uchwyciłem jej sprzętem. Miałem przy tym nie mały ubaw, dlatego dostałem od niej z pięści w ramię. Ściągnęła ze stóp buty i skarpetki, a ciasne nogawki spodni próbowała jak najwyżej podwinąć. Patrzyłem na jej poczynania
i sam do siebie się cieszyłem z tego, co widziałem. Podniosła z ziemi paczkę paprykowych chrupek i poszła w kierunku tafli wody. Najpierw rzuciła co nieco kaczkom niemalże pod same skrzydła, ale te od razu uciekły. Wydała z siebie niezadowolony jęk, a ja wsparty na jednej ręce położyłem się przodem do niej. Podziwiałem, jak goni jedną z kaczek aż do samej wody. Zanurzyła nogi w stawie, by podejść bliżej ptaków, ale po raz kolejny od niej uciekały.
Zrezygnowana
po kilku próbach wróciła do mnie i usiadła obok. Sięgnęła po aparat i szukała
obiektywem ciekawych kadrów wokół nas, kilka razy zatrzymując się na mojej
twarzy, która układała się w dziwne miny. Gdy odwróciła twarz w drugą stronę,
postanowiłem trochę się zabawić. Starając się zanadto nie szeleścić, zabrałem
pudełko ciastek i schowałem za swoimi plecami. Jak się domyślałem, jedną ręką
zaczęła błądzić po trawie w poszukiwaniu słodkości. Kiedy nic nie zastała,
odwróciła się i zaczęła szukać wzrokiem.
- Gdzie oreo? – spytała, unosząc
jedną brew.
- Zjadłaś.
- Nie możliwe, było tam jeszcze
kilka… - zaczęła, ale widząc jak nie potrafię powstrzymać zdradliwego uśmiechu
zrobiła większe oczy i odłożyła aparat. – Niall, daj mi oreo! – powiedziała tonem
zrozpaczonego przedszkolaka, a ja nie zareagowałem. Zaczęła czołgać się w moją
stronę w nadziei, że łatwo odbierze mi pudełko. Odsunąłem się o kilkadziesiąt
centymetrów i wstałem, również cofając się. Cały czas trzymałem zgubę za
plecami, a mój uśmiech ani na moment nie bledł. – Oddawaj! – zaśmiała się, idąc
w moją stronę.
- Musisz zasłużyć. – odparłem, a
jej twarz nie wyrażała nic więcej, poza zdaniem: „Żartujesz sobie
ze mnie?”.
ze mnie?”.
- Dam ci buziaka, ale oddaj oreo.
– zaśmiała się, a ja pokręciłem przecząco głową. Przyspieszyłem kroku by się
przekonać, czy dalej nie da za wygraną. Tak jak się spodziewałam, cały czas
szła za mną. W końcu zaczęła podbiegać do mnie, by zmniejszyć odległość między
nami a ja byłem złośliwy i zacząłem uciekać. Oboje po chwili zaczęliśmy się
śmiać. Nie biegłem zbyt szybko, żeby nie popsuć zabawy ale przez chwilę
pożałowałem, bo poczułem jak wskakuje mi na plecy. Odruchowo złapałem ją za
nogi by nie spadła
i powoli hamowałem swój bieg. Dopiero po chwili zorientowałem się, że pudełko już leżało w jej rękach.
i powoli hamowałem swój bieg. Dopiero po chwili zorientowałem się, że pudełko już leżało w jej rękach.
- Hej, musisz na nie zasłużyć! –
żachnąłem się, a ona jedynie triumfalnie zachichotała. Zatrzymałem się obok
wysokiego drzewa i pozwoliłem jej zejść. Odwróciłem się w jej stronę i zacząłem
wpatrywać się w jej oczy, co od razu odwzajemniła. To był idealny moment, bym
mógł przejąć z jej rąk ciastka. Schowałem je za swoimi plecami i uśmiechnąłem
się podstępnie.
- Niall!
- Miałaś zasłużyć, pamiętasz? –
zaśmiałem się, a jej naburmuszona mina wcale nie pomagała mi przestać.
W końcu opanowałem się, by w pewnym momencie nie przekroczyć jakiejś granicy – w końcu z dziewczynami nigdy nie wiadomo, nie?
W końcu opanowałem się, by w pewnym momencie nie przekroczyć jakiejś granicy – w końcu z dziewczynami nigdy nie wiadomo, nie?
W jej oczach znów pojawiła się
iskra, ale wyglądała nieco inaczej, niż przed kilkoma minutami. Zagryzła dolną
wargę i zaczęła przybliżać się do mnie tak, że w końcu oparłem się o pień
drzewa. Uśmiechnąłem się
z triumfem wymalowanym na twarzy, bo wiedziałem że za chwilę będę musiał przyznać, że zasłużyła. Nagle przywarła swoimi ustami do moich, stając odrobinę na palcach. Chwyciła mój kark, bym ułatwił jej pocałunek i schylił się. Zrobiłem to, o co prosiła i zacząłem powoli zatracać się w jej słodkich ustach. Jej zgrabna dłoń powędrowała na moją klatkę piersiową i zaczęła delikatnie masować najbardziej umięśnione miejsca mojego torsu. Uśmiechnąłem się między pocałunkami.
z triumfem wymalowanym na twarzy, bo wiedziałem że za chwilę będę musiał przyznać, że zasłużyła. Nagle przywarła swoimi ustami do moich, stając odrobinę na palcach. Chwyciła mój kark, bym ułatwił jej pocałunek i schylił się. Zrobiłem to, o co prosiła i zacząłem powoli zatracać się w jej słodkich ustach. Jej zgrabna dłoń powędrowała na moją klatkę piersiową i zaczęła delikatnie masować najbardziej umięśnione miejsca mojego torsu. Uśmiechnąłem się między pocałunkami.
- Już zasłużyłam? – spytała,
przerywając nasz trans.
- Nie. – zaprzeczyłem złośliwie.
Mocno chwyciłem ją za biodro i odwróciłem nas tak, by to ona stała oparta o
drzewo. Przycisnąłem ją swoim ciałem i delikatnie muskając językiem jej górną
wargę, rozchyliłem jej usta by pocałunek stał się jeszcze bardziej namiętny. Cicho
jęknęła, gdy złączyłem nasze biodra.
- Niall… - cicho zamruczała, gdy
nie pozwalałem jej dojść do słowa.
- Hmm…
- Jesteśmy w miejscu publicznym…
- zachichotała, gdy czubkiem nosa zacząłem wodzić po jej wrażliwej skórze
twarzy.
- A kogo to obchodzi… - uśmiechnąłem
się, a ona mi zawtórowała i objęła dłońmi moją twarz, by dać mi przeciągłego
buziaka. Wręczyłem jej oreo do ręki, ale Ann bardziej była zapatrzona w moje
oczy, które wciąż znajdowały się blisko niej. Nie odsuwając się od niej
zanadto, sięgnąłem ręką do kieszeni bluzy
i uśmiechnąłem się triumfalnie, gdy znalazłem w niej czarny marker. Spojrzała na mnie pytająco, a ja tylko otworzyłem go zębami i trzymając skuwkę między wargami, przeciągnąłem nim po drzewie tuż obok jej głowy.
i uśmiechnąłem się triumfalnie, gdy znalazłem w niej czarny marker. Spojrzała na mnie pytająco, a ja tylko otworzyłem go zębami i trzymając skuwkę między wargami, przeciągnąłem nim po drzewie tuż obok jej głowy.
- Co robisz? – spytała, a ja z
racji zajętej buzi nie odpowiedziałem, tylko dalej zajmowałem się moim dziełem.
Annie + Niall = ♥ ∞
Próbowałem jak najstaranniej
napisać te słowa, a było to dla mnie nie lada wyzwanie. Zwłaszcza, gdy Ann
obserwowała mnie z niewiarygodną uwagą. Problemem było jeszcze to, że nigdy nie
potrafiłem rysować serduszek. Ale zawsze musi być ten pierwszy raz, kiedy
musisz się postarać, prawda?
- Posądzą cię o wandalizm. –
zaśmiała się, a ja zamknąłem marker uśmiechnąłem się.
- Przeszkadza ci to?
- Ani trochę. – przygryzła dolną
wargę, a ja ucałowałem jej czoło.
Z
trudem otworzyłem drzwi do naszego mieszkania – nie jest to łatwa czynność, gdy
w ramionach trzyma się swoje własne, uśpione zmęczeniem i radością królestwo. Starając
się nie hałasować, zaniosłem ją do sypialni. Odsunąłem nogą kołdrę i położyłem
ją na materacu. Ściągnąłem trampki z jej stóp i postawiłem obok szafy. Nie wyobrażałem
sobie nawet, żeby spała w tych ciasnych jeansach, dlatego wykorzystałem fakt,
że leżała na plecach i zacząłem powoli rozpinać guzik i rozporek. Wierzcie mi
lub nie, mój „męski” instynkt nie miał w ogóle ochoty się obudzić. Jedyne czego
pragnąłem, to żeby z uśmiechem na twarzy zasnęła i obudziła się jutro rano.
- Tyłek do góry. – powiedziałem cicho,
a ona ostatkami sił uniosła pośladki. Pociągnąłem za nogawki
i zdjąłem jej spodnie, po czym przykryłem ją do połowy ciała kołdrą. Wyglądała tak niewinnie i bezbronnie, gdy zasypiała. Blond włosy rozsypały się po poduszce, a ręce bezwładnie leżały obok jej wyczerpanego ciała.
i zdjąłem jej spodnie, po czym przykryłem ją do połowy ciała kołdrą. Wyglądała tak niewinnie i bezbronnie, gdy zasypiała. Blond włosy rozsypały się po poduszce, a ręce bezwładnie leżały obok jej wyczerpanego ciała.
Odłożyłem
jej spodnie do szafy a sam z siebie zdjąłem bluzę. Już miałem wychodzić z
sypialni, kiedy usłyszałem cichy szept:
- Niall zostań.. – wciąż miała
zamknięte oczy, a ja nie miałem serca jej odmówić. Cicho przytaknąłem i tylko
na chwilę wyszedłem, by skorzystać z łazienki. Cieszyłem się, że ten dzień był
tak idealny. Marzyłem o tym, żeby sprawić jej ogromną radość i udało mi się. Ani
przez moment nie widziałem zwątpienia w jej uśmiechu, to wszystko było takie
prawdziwe.
Wróciłem do sypialni w samych
bokserkach, jednak mimo zmęczenia zmusiłem się do wyciągnięcia z szafy krótkich
spodenek i jakiejś koszulki. Odwróciłem się do Annie, która teraz już leżała
przykryta cała, a obok łóżka leżała bluza i stanik, który najwidoczniej zdjęła
spod dużego t-shirta.
Jak
najdelikatniej ułożyłem się obok niej, wsuwając nogi pod kołdrę. Odwróciła się
w moją stronę
i zwinęła się w kłębek, przysuwając się do mojego ciała. Pozwoliłem jej się wtulić w moją pierś rozumiejąc, że może tego potrzebować. Pocałowałem ją w głowę i uśmiechnąłem się widząc, jaki skarb mam obok siebie.
i zwinęła się w kłębek, przysuwając się do mojego ciała. Pozwoliłem jej się wtulić w moją pierś rozumiejąc, że może tego potrzebować. Pocałowałem ją w głowę i uśmiechnąłem się widząc, jaki skarb mam obok siebie.
- Niall? – zamruczała,
poprawiając swoją głowę na poduszce.
- Hmm?
- To była jedna z najlepszych
randek w moim życiu.
- Tak? To było kilka tych najlepszych?
– zaśmiałem się cicho, a Ann sennie się uśmiechnęła.
- Tak. Wszystkie były z tobą. –
nie przestawała się uśmiechać mimo tego, że niemalże schowała twarz
w moim ciele. – Dziękuję ci.
w moim ciele. – Dziękuję ci.
- Wszystko dla mojej księżniczki.
– mruknąłem, czując jak moje serce rośnie ze szczęścia.
- Kocham cię, Niall.