Przed Wami zlepek scenek z życia Niannie, właśnie w tym okresie. Szczęściarze, balują teraz w Mullingar!
Wspaniałego wieczoru,
Mania x
- Ladies and Gentleman,
welcome to Warsaw Chopin Airport. The local time is one hour ahead of the
London area, and it’ s approaching half past seven in the evening. The temperature is around…
Lekki uśmiech gościł na mojej twarzy, gdy słuchałam ogłoszenia
stewardessy. Ciemne niebo za oknem rozświetlone było przez odblaski na płycie
lotniska i mnóstwo lamp, które oświetlały każdą maszynę dookoła. Zafascynowana
funkcjonowaniem wszystkiego w porcie lotniczym, nie odrywałam wzroku od każdego
ruchu za szybą. Jak małe dziecko wpatrywałam się w wielkie litery, krzywiące
się w słowa po polsku. Tęskniłam za tym.
- Zbieraj się, kociaku. –
Usłyszałam obok siebie. Odpinał pas bezpieczeństwa i od razu wstał, żeby w
miarę szybko wyjąć plecak z półki nad naszymi głowami. Podał mi moją kurtkę
razem z szalikiem, który byle jak zarzuciłam dookoła szyi.
Siedząc w pierwszym rzędzie rejsowego samolotu, mogliśmy
jako pierwsi z niego wyjść. Niall wyciągnął do mnie rękę, bym ją chwyciła.
Podziękowaliśmy ciemnowłosej stewardessie, która uprzyjemniała nam lot swoją
przyjazną aparycją, po czym weszliśmy do długiego korytarza. Mimowolnie
uśmiechałam się do siebie, gdy słyszałam słowa obsługi lotniska w moim
ojczystym języku. Na końcu rękawa spotkaliśmy elegancko ubraną panią,
trzymającą jego nazwisko na plastikowej tabliczce.
- Mają państwo bagaże do
odebrania? – Usłyszeliśmy po angielsku. Kobieta nie miała widocznie pojęcia, że
mam przy sobie polski paszport, dlatego niewzruszona starała się z nami
porozumieć w obcym dla niej języku. Poza tym, to Niall traktowany był jak
„VIP”.
- Tak, dwie walizki.
- Przyprowadzimy je w
takim razie do poczekalni, żebyście nie musieli czekać przy taśmie.. – Mówiła.
- W sumie… - Spojrzał na
mnie kontrolnie. – Bardzo duży jest ruch w tym momencie? – Kobieta zamrugała
kilka razy, zanim zrozumiała o czym mówi. Był dużo szybszy w dobieraniu słów.
- Nie, dlatego idziemy
przez terminal, a nie jedziemy oddzielnym samochodem. – Odparła, prowadząc nas
szerszym już korytarzem do stoisk straży granicznej.
- To myślę, że sobie
poradzimy. Prawda? – Zwrócił się do mnie, na co jedynie pokiwałam ochoczo
głową. – I tak musimy jeszcze odebrać samochód. Jakby nas pani mogła
zaprowadzić tylko do kogoś z Range Rovera, kto powinien czekać. – Dodał, wolną
ręką wyciągając z kieszeni jeansów telefon.
- Masz paszport? –
Zapytałam kontrolnie. Skinął głową i wyjął z drugiej strony spodni dokument.
Sama zaczęłam wygrzebywać swój z dobrze ukrytej kieszonki w plecaku. Nie mogłam
przedostać się ręką przez portfel i notes, więc musiałam zatrzymać się w pół
kroku i oprzeć sobie plecak na kolanie. Rozejrzał się, gdy nie zobaczył mnie
obok siebie i spojrzał na moje komiczne próby wyjęcia jednego z dwóch
dokumentów.
- Zgubiłaś? - Podszedł i przytrzymał szary zamszowy
materiał, gdy próbowałam wymacać palcem znajomą książeczkę.
- Dobrze schowałam. –
Odparłam. Wyciągnęłam pierwszy, granatowy, na widok którego Niall już się
wyraźnie ucieszył, ale pokręciłam głową. – Ten jest brytyjski. A skoro
wjeżdżamy do Polski, to przydałby się ten właściwy. – Mruknęłam. Całe szczęście
moment później wyjęłam bordowy paszport, zapięłam plecak i zabrałam go od
Nialla.
- Jest twoja ślicznotka.
– Skomentował, gdy staliśmy przy taśmie bagażowej. Z luku wypadła moja
bladoróżowa, plastikowa walizka, pełna pięknych damskich detali. Zdobiły ją
kolorowe kwiatki, miedziane suwaki i rączka, oraz złoty, drobny sygnowany znak
projektanta. Niall podszedł do obrotowej taśmy i zdjął mój pierwszy prezent gwiazdkowy,
w który się zapakowałam. Nie byłby w stanie przewieźć jej w żaden sposób, żebym
się nie domyśliła, więc dostałam ją dziś rano. I byłam więcej niż szczęśliwa na
widok kolorowej, ślicznej walizki, wyróżniającej się wśród setek czarnych
kufrów.
- Jest najładniejsza na
świecie. – Uśmiechnęłam się, gdy postawił ją obok mnie. Zaraz po niej wyjechała
jego czarna i jedyne co zostało nam do odebrania, to jego gitara.
W hali przylotów oczekiwało dużo więcej osób, niż się
spodziewałam. Już jako odruch złapałam Nialla za przedramię, gdy pchał wózek z
naszymi bagażami. Była to jednak reakcja mojej nadwrażliwości, bo nikt go nie
rozpoznał, wszyscy oczekiwali na swoich bliskich i nie szukali sensacji.
Lotnisko w Warszawie nie było obstawione paparazzi tak jak Los Angeles czy
Heathrow, za co byłam dozgonnie wdzięczna. Mniej nerwów oznacza przyjemniej
spędzony wolny czas.
Przy pomocy naszej „przewodniczki” znaleźliśmy mężczyznę
z tabliczką krzyczącą „Range Rover”. Gdy potwierdził nazwisko, poprowadził nas
na parking wydzielony dla wypożyczalni samochodów. Po drodze zawiało świeżym,
mroźnym powietrzem – zupełnie innym, niż zostawiliśmy za sobą w Londynie. Nie
było śniegu, ale było wystarczająco zimno by poczuć grudniową, zimową
atmosferę.
- Będę jeszcze tylko potrzebował
pana podpis, że odebrał pan samochód. – Usłyszeliśmy od wysokiego bruneta, gdy
podeszliśmy do grafitowego, dużego auta.
- Moment, jeśli ja
podpiszę to znaczy, że samochód jest wypożyczony tylko na mnie…? – Zastanowił
się, dając mi kluczyki do ręki. – Chyba inna była umowa.
- Już zerkam…
- Bo rozumiem, że moje
nazwisko widnieje przy danych czasowego właściciela, bo to ja zapłaciłem, ale
oboje będziemy nim jeździć. Moja dziewczyna będzie go oddawać za ten tydzień,
czy jakoś tak, bo ja wcześniej wylatuję. Nie zostawię jej bez samochodu. –
Tłumaczył. Ja w tym czasie otworzyłam bagażnik i zaczęłam przymierzać się do
pakowania walizek. Skończyło się to jednak zakazującymi słowami Nialla. – Hej,
ciężkie są. Chodź tu.
- Tak, naturalnie.
Sekretarka musiała wydrukować za mało stron. Jest tu jeszcze nazwisko… Holmes?
– Podniósł wzrok znad kartki.
- To ja. – Uśmiechnęłam
się ciasno.
- W porządku. W takim
razie obydwoje podpiszecie pod dzisiejszą datą, więc pana obecność nie będzie
konieczna przy zwrocie auta w przyszłym tygodniu.
- Super. – Odparł Niall,
biorąc od niego długopis i podpisując dokument bez zawahania. Podał mi teczkę z
kartkami i zrobiłam to samo, zaraz pod jego nazwiskiem, przez chwilę
zastanawiając się, jak bardzo podobnie wyglądają nasze nazwiska, gdy są tuż nad
sobą, odręcznym pismem wyrysowane..
- Ja prowadzę! –
Uśmiechnęłam się do niego, gdy włożył drugą walizkę do bagażnika.
- Ty znasz drogę, więc
niech ci będzie. – Odparł, idąc w lewą stronę samochodu. Stanęłam z założonymi
na piersi rękami i zaczęłam się do siebie śmiać, czekając kiedy się zorientuje,
że znowu jest w kraju z ruchem prawostronnym. Otworzył drzwi kierowcy i przez
chwilę się zastanowił, zanim opuścił głowę z wyraźnym zażenowaniem. – Tak. –
Mruknął, zerkając na moją roześmianą twarz. – Cicho bądź, to przyzwyczajenie.
Dopiero co wróciłem do Anglii! – Jęknął. Zaczął się wycofywać z korytarza
między autami i wymijać mnie, ale go zatrzymałam. Pociągnęłam go za kawałek
niezapiętej kurtki. Stanął przede mną i pozwolił mi się wpatrywać w jego
błękitne oczy. Oplotłam dłońmi jego kark, więc on objął mnie w talii i blisko
do siebie przyciągnął.
- Bardzo się cieszę, że
jesteś tu ze mną. – Szepnęłam, śledząc wzrokiem iskierki w jego oczach.
Uśmiechnął się ciepło, pokazując mi swoje idealne zęby.
- Ja też, Ann. –
Odpowiedział równie cicho, lekko cmokając mnie w usta.
Wyminęliśmy się i wsiedliśmy po właściwych stronach. Podsunęłam
nieco fotel kierowcy i wygodnie się usadowiłam, przyzwyczajając się na nowo do
siedzenia po lewej stronie w aucie. Włożyłam kluczyki do stacyjki i wiedziałam,
że zanim ruszymy, trzeba się jeszcze zaprzyjaźnić z pojazdem i jego funkcjami.
Z plecaka, który jeszcze leżał na moich kolanach, wyjęłam telefon i kabelek,
które podłączyłam do systemu multimediów.
- Oho, już królowa
kierownicy zarządza muzyką. – Zaśmiał się z fotela pasażera, też opróżniając
kieszenie i jak najwygodniej układając się w czarnym siedzeniu. Pokazałam mu ze
śmiechem język, gdy poczekałam aż system w samochodzie przyjmie mój telefon i
pozwoli w przyjemności jechać do domu. – Długo będziemy jechać?
- Czy ja wiem… -
Wzruszyłam ramionami i przekręciłam klucz w stacyjce. – Jak nie ma ruchu na
drodze to niecałe pół godziny. Ale o tej porze sporo ludzi jedzie tam gdzie my,
zwłaszcza że lada dzień już święta. – Dodałam, wsłuchując się w przyjemny
warkot silnika. Spojrzałam na niego z wyczekującym wzrokiem, licząc że podzieli
moją aprobatę na zadziorny dźwięk. Opuścił kąciki ust i pokiwał głową, nie
mogąc narzekać na jakość naszego tymczasowego auta.
Telefon zsynchronizował się z Range Roverem, co podkreśliły
nagle włączające się głośniki. Jedna z elektronicznych piosenek zaczęła dudnić
swoimi basami, pobudziwszy nas z ewentualnych resztek zmęczenia.
- Woah! – Podniosłam
głos, robiąc o kilka stopni ciszej. – Co my tu mamy…
- Zostaw, niech będzie.
Zmienisz po drodze. – Skomentował, na co przystałam. Bo tak czy inaczej, gdy
wyjechaliśmy z krytego parkingu, zaczęłam ruszać ręką w rytm piosenki i śpiewać
powtarzające się co i rusz wersy. A Niall nigdy nie siedział obojętnie, gdy
bawiłam się do muzyki, więc z radością obserwowałam polskie znaki drogowe i
śpiewałam razem z moim chłopakiem. Bo byliśmy w domu.
- Pomidory w puszce,
majonez, siedem jogurtów… - Wykreślałam kolejno produkty z listy, którą
napisała mi mama. Oboje sprawdzaliśmy, co już mamy w koszyku, a czego jeszcze
brakuje.
Niall
zajmował się pchaniem wózka i śledzeniem mnie, bo niekoniecznie dotykał się do
wszystkiego co jest po polsku. Z samego rana pojechaliśmy do jednego z
większych supermarketów. Wykorzystaliśmy fakt, że moi rodzice cały dzień mieli
pracować, a nie wszystkie sprawy zostały załatwione. Zaproponowałam, że z
chęcią pomożemy w przygotowaniach, nawet jeśli ma to być zrobienie ostatnich
świątecznych zakupów. Przyodział swoją wełnianą czapkę starszego pana i
cierpliwie poznawał przedświąteczne przygody mojej rodziny.
- Pije się u was alkohol
w święta? – Zapytał, gdy przechodziliśmy przez alejkę z napojami.
- Niekoniecznie. Mama
zawsze robi kompot, a kiedyś z Weroniką uznawałyśmy Coca-Colę za świąteczny
napój.
- To znaczy, że bierzemy
zgrzewkę Coli?
- Nie. Bo to śmieciowe
picie pełne cukru. – Ciasno się uśmiechnęłam, na co uniósł brwi w geście
wycofania się z grząskiego terenu. – Jeszcze papier do pakowania, świeczki i
serwetki, ale możemy to załatwić w innym sklepie. Możemy wziąć jakieś jedno
wino, bo dziewczyny lubią. – Dodałam, kiwając głową w stronę oddzielnej alejki
z alkoholem.
Stanęliśmy w kolejce do kasy; przed nami czekały trzy
osoby. Niall opierał się rękami o rączkę od wózka, więc ja potulnie oparłam
głowę na jego ramieniu i przytuliłam się do jego ramienia. Przymknęłam oczy i
odetchnęłam, pozwalając sobie na chwilę spokoju. Na dni przed świętami, gdy
trzeba było odciążyć mamę od martwienia się o wszystko, padło na mnie i to ja
zajmowałam się załatwieniem większości rzeczy. A nawet jeśli coś było już
kupione, zamówione czy sprzątnięte, to było dużo spraw, o których się po prostu
myślało.
- Spójrz. – Mruknął,
przerywając mój kolejny potok myśli. Lekko przesunęłam głowę i zerknęłam na
ekran telefonu, który trzymał w lewej ręce. Na nim widniało zdjęcie, jak
dostrzegłam od Eoghana, przedstawiające śpiącego na kanapie Darragha… w
spódniczce baleriny.
- Zabalowali? –
Zachichotałam, a on przewijał kilka kolejnych zdjęć, jako ewidentny efekt
szalonego wieczoru.
- Chyba nie chcę znać
szczegółów… - Pokręcił głową, zanim podniósł wzrok. Przesunęliśmy się kilka
kroków do przodu.
Z każdym przeskanowanym produktem zerkałam na rachunek.
Dłużej się zastanawiałam nad cenami, bo dawno nie robiłam dużych zakupów w
Polsce. Przyzwyczajona byłam do brytyjskich cen i tamtejszej waluty, dlatego
trudno było mi określić, czy dużo zapłacę. Obarczyłam Nialla pakowaniem
najcięższych rzeczy, żeby móc zapłacić swoją kartą. Kasjerka przeczytała sumę
końcową i od razu pomachałam do niej kartą, zanim włożyłam ją do terminala.
Usłyszałam obok siebie ciężkie westchnięcie.
- Lalka.. – Podpierał się
w biodrach. Pokręcił głową z niezadowolenia, bo chciał odciążyć wszelkie moje
duże wydatki. Uśmiechnęłam się do niego serdecznie, po czym dokończyłam
płatność i życzyłam sprzedawczyni wesołych świąt.
- I tak zapłaciłam mniej,
niż za to samo w Londynie. Nie stękaj, piękny. – Pocałowałam go w policzek, gdy
odchodziliśmy z pełnym koszykiem.
Zawsze byłam najmniej stylową z sióstr w rodzinie. Gdy
mieszkałam jeszcze w Polsce, zawsze dostawałam rady odnośnie makijażu i ubioru
od Julii, podczas gdy Marta zatwierdzała swoim zdrowym rozsądkiem. Kiedy
jeszcze dobrze się dogadywałyśmy i świata poza nią nie widziałam, Julia
potrafiła przekonać mnie do odważniejszych strojów niż jeansy i bluza. Ja i tak
jednak zostawałam przy spodniach i podkoszulku, „lepsze” ubrania zachowując na
specjalne okazje… podczas których i tak kończyło się nogawkami i koszulką, bo
nie miałam odwagi na wyjście poza własną strefę komfortu i wygody. Każda
rozmowa z Julią o kosmetykach, makijażu, czy typowo damskich ubraniach,
obchodziła się bez jakiegokolwiek entuzjazmu z jej strony – zazwyczaj
opowiadałam jej o tuszu do rzęs nie mając absolutnie nic na twarzy i celebrując
życie w dresach, dlatego chyba nie do końca wierzyła w moje możliwości
„odstawienia się”.
Niezamierzenie, ale postarałam się. Wiedziałam, że
będziemy wszyscy razem przez cały dzień, więc chciałam zrobić wrażenie na
innych, jak i na sobie. Święta to czas piękna i ciepła, które niewątpliwie
dostarczałam sobie, podkreślając atuty swojej urody. Niall z tatą od rana
przerzucali drewno w garażu i odkopywali stare krzesła, ja za to zostałam
zaciągnięta do pomocy w kuchni tak szybko, że nie zdążyłam przebrać się ze
swoich reniferów na nogawkach. Gdy jednak zwolniłyśmy z mamą tempo i zostało
jedynie smażenie ryb, dostałam trochę wolnego czasu na ubranie się i uczesanie.
Finezyjnie plotłam warkocze. Moje włosy wróciły do lepszej
kondycji i również ważyły więcej, dlatego kolejne wiązanie w kucyk wiązałoby
się z potwornym bólem głowy. Uwielbiałam więc wszelkie sploty, bo trzymały moje
włosy z dala od twarzy i bez kołtunów. Przeplotłam dwa holenderskie warkocze w
kształcie litery „X”, ciasno je ściągając. W połowie pierwszego doznałam jednak
kryzysu – miałam więcej części włosów do połączenia w spójną całość, niż
wystarczyło mi rąk. Dlatego skończyło się wołaniem o pomoc.
- Mamo! – Podniosłam
głos, zbiegając po schodach do kuchni. Była w trakcie wyjmowania serwetek na
stół, gdy z szeroko otwartymi oczyma zobaczyła bałagan na mojej głowie, tak
potrzebny do efektu końcowego. – Widzisz ten mały kucyk zawiązany szarą gumką?
– Odwróciłam się do niej tyłem, licząc na ratunek.
- Zobaczę, jak opuścisz
głowę! – Zwróciła mi uwagę, więc poprawiłam się. – Widzę, co z tym zrobić?
- Jakbyś mogła mi to
mocniej zawiązać, bo już się gubię. - Jęknęłam, wciąż trzymając rękami dwa
oddzielne pasma włosów, które były rozdzielone na trzy części…
Mimo
bałaganu, warkocze uratowałam, sama będąc pod wrażeniem efektu końcowego. Coś
klasycznego i dziewczęcego zamieniłam w pełną charakteru fryzurę, która
idealnie pasowała do tego, co dalej ze sobą robiłam.
Moja twarz pełna była kosmetyków. Nie w złym sensie,
wręcz przeciwnie. Ku zapewne zdziwieniu jednej z moich sióstr, potrafiłam
korzystać z podkładu, korektora, bronzera, różu… Wszystkich tych skarbów, które
w odpowiedniej ilości i przy odpowiednim nałożeniu, dodawały uroku i
podkreślały rysy twarzy. Święta nie mogły się obejść bez złota i brokatu, więc
powieki potraktowałam pewnymi ruchami pędzla i rozświetliłam je brązami,
miedziami i złotami. Wystarczająco ciemne rzęsy jeszcze bardziej wyostrzyłam,
policzki w punkt podkreśliłam. Na koniec zrobiłam coś, na co bardzo rzadko się
decydowałam i zdecydowanie wykraczało poza moje codzienne uczucie komfortu we
własnym makijażu. Ciemnoczerwona, wręcz żurawinowa szminka.
Wyglądałam zupełnie inaczej, niż godzinę wcześniej. Nie
było śladu dziecięcej, zaspanej twarzy. Zniknęły zabałaganione włosy i
świąteczna piżama. Dodałam sobie lat, ale i elegancji i odwagi. Bo poza mocnym
makijażem, zdecydowanie mocniejszym niż na co dzień, miałam na sobie również
odświętne ubranie. Czarne, prześwitujące rajstopy, które według mamy
uwydatniały walory moich szczupłych i długich nóg. Sukienka, która równie
dobrze mogła być tuniką albo bluzką. Nie mogłam w niej się schylać, bo
pokazałabym wszystkim swoje niebieskie majtki. Była zwiewna i lekka, zapinana
na guziki i z kołnierzykiem, jak koszula mojego taty. Z tym wyjątkiem, że
dopełniała cały mój Wigilijny wygląd idealnie.
Niall wszedł spod prysznica do mojego pokoju, gdy
składałam i chowałam moją piżamę. Wystylizował już swoje w połowie wysuszone
włosy, przez co wyglądał jeszcze bardziej atrakcyjnie. Wciąż wisiały na nim
spodnie dresowe i koszulka ale wiedziałam, że lada moment moje nogi się będą
uginały.
- Twoja mama mówi, że
wszyscy przyjadą za niecałą godzinę. – Powiedział, podchodząc do swojej
walizki. Stała zaraz obok drzwi, więc nie musiał przechodzić obok mnie. Od razu
zatopił wzrok w warstwach ubrań, spośród których wyciągnął parę kruczoczarnych
jeansów.
- To będzie mała obsuwa.
– Mruknęłam. – Wyprasować ci? – Zerknęłam jak wyciągał swoją koszulę w drobną
granatową kratkę i ostrożnie ją obserwował, oceniając stan zgniecenia.
- Chyba nie trzeba,
dobrze poskładałem. – Odparł, wieszając ją za kołnierzyk na klamce i ściągając
z siebie białą koszulkę.
Ja w tym czasie zajęłam się ścieleniem łóżka, które było
ostatnim elementem bałaganu w domu. Wychodziłyśmy z mamą z założenia, że
podczas Świąt w każdym pomieszczeniu musi panować porządek. Dlatego cierpliwie
wdrapałam się na materac na czworaka i zaczęłam poprawiać poduszki, na których
miała wylądować narzuta.
- Ty gotowa? – Spytał,
gdy zrzucałam na ziemię część puchatej pościeli, świeżo wypranej przez mamę.
Odmruknęłam cicho, przytakując. Poprawiłam i wygładziłam kołdrę, żeby równo
układała się na niej szara narzuta.
- Pójdę na dół, może
trzeba w czymś jeszcze pomóc. – Oznajmiłam upewniwszy się, że w pokoju panuje z
grubsza porządek. Jedyne nadprogramowe przedmioty leżące luzem to były nasze
walizki i kilka prezentów, które czekały na Mullingar, a wystarczająco zmięły
się już pomiędzy ubraniami.
- Okej. Powiedz mi tylko,
czy tak może być.. – Zatrzymałam się w pół kroku obok niego i odwróciłam,
widząc go w pełni ubranego. Wyglądał więcej niż dobrze w dopasowanej koszuli z
długim rękawem i równie ciasnych spodniach, które nie wyglądały jeszcze jak
legginsy.
- Idealnie. –
Uśmiechnęłam się. – Tylko… - Zaczęłam, walcząc ze sobą. Zagryzłam wargę i
podeszłam do niego, wiedząc jak odrobinę zburzę jego ego zapinaniem o jeden
guzik więcej do góry. Lubił pokazywać swoje włosy na klacie, poza tym cenił
sobie swobodę, ale gryzł mnie ten widok podczas mojej domowej Wigilii. – Jak
trochę posiedzimy przy stole to sobie rozepniesz.
- Alright, beauty queen. – Odparł z zalotnym uśmiechem, ciągnąc mnie
za warkocz. Obdarzyłam go zawstydzonym uśmiechem, dałam się pocałować w czoło i
zniknęłam za drzwiami. Uwiodły mnie zapachy, ciepło buchające z kominka i
radość mojej mamy za każdym razem, gdy mnie widziała.
***
- Aniu chodź, tor trzeba
zbudować. – Zostałam pociągnięta przez małą, niespełna trzyletnią rączkę na
dywan, gdzie czekały już na Piotrusia zabawki.
W domu panował gwar i chaos od chwili, kiedy weszły moje
obydwie siostry, szwagier i siostrzeniec. Zawsze robili dookoła siebie
zamieszanie, a gdy chodziło o Święta, była tego podwójna dawka. Dlatego teraz
padło na mnie, musiałam usiąść na beżowym kawałku wykładziny, poprawić
sukienkę, żeby maluch nie zadawał niepotrzebnych i wstydliwych pytań.
- Pozwolimy samochodom
też po nim jeździć, czy tylko ciuchci? – Żywo z nim rozmawiałam, gdy
rozstawiałam wszystkie klocki w odpowiednim ułożeniu.
- Samochody też. I
karetka na sygnale!
Moja podzielność uwagi podczas zabawy z Piotrkiem
pozwoliła mi na podzielność uwagi i dostrzeżenie, co się dzieje dookoła.
Uśmiechnęłam się w sercu, widząc jak Niall śmieje się razem z moim tatą i
Martą. Obaj mieli niemalże identyczne koszule w drobną krateczkę, różniły się
tylko kolorem. Niall wyraźnie się w ich obecności rozluźnił, bo nie mieli
problemu z rozmawianiem z nim po angielsku i faktycznie się dogadywali. W kuchni
Kacper pomagał mamie przestawiać cięższe naczynia z wigilijnymi potrawami, Kuba
dokładnie oglądał naszą dużą choinkę, a Julia siedziała na kanapie i nas
obserwowała. Nawet gdy złapałam z nią kontakt wzrokowy, nie przestawała
lustrować mnie wzrokiem. Za moment podeszła do małego, proponując zdjęcie
eleganckiego sweterka. Nie pamiętałam, żeby się ze mną dzisiaj przywitała po
wejściu do domu.
Piotruś wylądował na rękach u swojej mamy, gdy wszyscy
zebrali się obok stołu z opłatkiem w ręku. Był to pierwszy raz dla Nialla,
dlatego wiedziałam że przez pierwsze momenty będzie potrzebował mojej pomocy. Mama
zaczęła składać nam wszystkim życzenia będąc w centrum uwagi, więc przyciągnęłam
go bliżej do siebie i po cichu tłumaczyłam, mniej więcej, o co chodzi. Po jej
ostatnich słowach jeszcze nadrabiałam kilka zdań, więc wszyscy obserwowali
naszą szybką komunikację, na zakończenie której uśmiechnęliśmy się do niej i
kiwnęliśmy głowami.
- Co teraz? – Zapytał,
gdy każdy z każdym zaczął składać sobie życzenia. Po raz pierwszy nie zostałam
w tym momencie sama i nie musiałam niezręcznie czekać, aż ktoś się zwolni.
- Z każdym wymieniasz się
życzeniami, potem łamiesz kawałeczek opłatka tej osoby i zjadasz. Proste. –
Odparłam, obejmując jedną ręką jego plecy.
- Proste… - Powtórzył za
mną z nerwowym śmiechem.
- Wystarczy Merry Christmas. – Dodałam. Masowałam
jego plecy w rozluźniającym geście i uśmiechnęłam się ciepło.
- Więc nie mogę
powiedzieć, że cię kocham? – Zapytał, a ja się po prostu wyszczerzyłam jak
zauroczona nastolatka.
- Możesz.
- I love you.
Brzuch
miałam już pełen. Odsunęłam krzesło do tyłu i wygodnie się rozsiadłam,
popijając co chwila moją zieloną herbatę, która miałam nadzieję, że ułoży
wszystkie smakołyki w moim żołądku. Na stole pojawiły się przekąski, na
dopchanie kolejnymi smakami karpia, bigosu i barszczu. Niall, który siedział
zaraz obok, zajęty był rozmową z moim szwagrem o biznesie. Opowiadał jak
technicznie wyglądało jego otworzenie własnej działalności oraz fundacji, co
bardzo Kubę ciekawiło – sam jakiś czas wcześniej zaczął przygodę z własną firmą
i jak widać szukał wsparcia merytorycznego. Ogromnie cieszył mnie ten widok.
Chciałam, żeby członkowie mojej rodziny akceptowali go i chcieli go poznawać.
Działało to też w drugą stronę, gdy Niall nie chciał stać z boku i szybko
uciekać, ale nawet jeśli czekała go bariera językowa, próbował w jakiś sposób
się porozumieć.
Mój brat (z uwagi na trochę szerszą budowę ciała)
przebrał się za Świętego Mikołaja. Robiliśmy to wszystko dla małego Piotrusia,
który na dobrą sprawę po raz pierwszy kojarzył fakty i był w stanie przyswoić,
o co chodzi w Bożym Narodzeniu i jego tradycjach. Wszyscy zgromadzili się
dookoła choinki, przysuwając krzesła i opadając na kanapę. Niall oparł ramię na
moim krześle i rozluźnił się, gdy podwijałam pod pośladki jedną z nóg i
wygodnie opadłam na miękki materiał. Minuty później Kacper przyniósł ciężkie
worki z prezentami i z pomocą Marty zaczął je wszystkim rozdawać.
Z przyjemnością obserwowałam, jak każdemu świeciły się
oczy z ciekawości, na widok starannie zapakowanych prezentów. Uśmiech mamy na
widok nowej biżuterii, taty gdy ujrzał starą płytę Metalliki, którą miał
jedynie po piracku zgraną na byle jaki krążek.. Wszystkie te radości
rozgrzewały moje serce. Nie wspomnę o momencie, gdy Mikołaj odezwał się po raz
kolejny.
- Niall! I, moment… Mamy
tu też coś dla Ani!
Marta podała nam dwie paczuszki, moja wyraźnie cięższa od
jego. Delikatnie rozerwałam opakowanie i od razu się uśmiechnęłam na widok
trzech książek. O dwóch z nich mówiłam mamie któregoś dnia przez telefon,
narzekając na ich niedostępność w sklepach internetowych. Spojrzałam na nią z
drugiej strony pokoju i pokazałam jej moje wysoko uniesione kąciki ust w
zadowoleniu.
- Jej, dziękuję Mikołaju!
– Odezwał się Niall, więc od razu przeniosłam swoją uwagę na to, co trzymał w rękach.
- Co tam masz? – Spytałam
ciekawa, widząc dwa prostokątne pudełka. Trzymał na kolanach płyty DVD z
nagranymi starymi, kultowymi koncertami The Rolling Stones.
- I’ve never
seen them before. That’s very nice.
- Niall, o której masz
jutro samolot? – Pytanie padło ze strony taty.
Siedzieliśmy w czwórkę w salonie, co i rusz znajdując
jakiś film świąteczny w telewizji, podjadając pierniczki i suszone owoce.
Byliśmy sami z rodzicami, reszta pojechała do swojej części rodziny na późną
Wigilię. Miało to swoje plusy i minusy. Cieszyłam się, że w spokoju możemy
posiedzieć przy choince, korzystałam z obecności w domu i troski mamy i taty.
Potrzebowałam tego i byłam więcej niż szczęśliwa, że oboje przylecieliśmy do
mnie na Święta. Z drugiej strony, moje rodzeństwo też było rodziną.
Dogadywaliśmy się lepiej lub gorzej, ale ich też potrzebowałam. Podczas kolacji
dziewczyny skupione były jednak na sobie nawzajem i znowu poczułam się jak
kilka ładnych lat wcześniej. Tak, jakbym nie pasowała do ich świata, gdy już
spotkają się po raz pierwszy od dłuższego czasu.
- Oh, bardzo wcześnie.. –
Skrzywił się. Sięgnął ręką za głowę i zaczął drapać się po karku, spoglądając
na mnie pełnym przeprosin wzrokiem. – Siódma trzydzieści.
- O matko, to kiedy ty
się wyśpisz! Dziewiąta już.. – Mama złapała się za głowę i widocznie zmartwiła
jego wczesnym wstawaniem. – Trzeba cię może zawieźć.. – Zaczęła snuć
propozycje. W naturze miała martwienie się o wszystkich dookoła. Sama nie miała
prawa jazdy, ale była w stanie każdego przekonać, żeby tylko zawieźć gdzieś
swojego gościa.
- Dziękuję, ale nie
trzeba. Zamówię taksówkę, albo…
- Albo Ania go zawiezie. –
Wtrąciłam się, uśmiechając się do niego ciasno. Rozumiałam, że szanował mój
sen, ale ja szanowałam jego irlandzki tyłek i każdą wspólnie spędzoną minutę.
- Ania miała się wyspać…?
– Uniósł brew. Zaczął przez koc, którym byłam przykryta, głaskać moje nogi.
- Wróci z lotniska i
pójdzie spać. – Tata się zaśmiał, mrugając do mnie zabawnie. Taki miałam
zamiar.
Leżałam w tak błogim cieple, że nie zdziwiłabym się,
gdybym zasnęła bez zamierzenia. Wtuliłam się w poduszkę i kołdrę, nad moją
głową świeciły lampki choinkowe, które mama powiesiła w moim pokoju dla
dekoracji, bym czuła się przyjemnie gdy wracam do domu. Ubrana byłam jeszcze w
dresy i sweter świąteczny, w pełnym makijażu i wciąż ciasnych warkoczach. Nie
miałam jeszcze siły przygotować się do spania. Nie, kiedy oglądałam Nialla
pakującego swoje rzeczy do walizki.
- Czy mogę ci dać teraz
prezent? – Zapytałam, gdy wkładał w wewnętrzną kieszeń walizki nowe płyty DVD.
Wiedziałam, że jutro rano będę nieprzytomna, a dodawanie mu kolejnych rzeczy do
spakowania, gdy miał już porządek w bagażu, nie byłoby rozsądne.
- Pewnie, jeśli chcesz.
Podniosłam się ze zwojów ciepłego materiału i podreptałam
do szafy, w której schowałam część rzeczy po przyjeździe. Ukucnęłam, by z
dolnej półki zabrać kilka pakunków, mniejszych i większych. Wszystkie dokładnie
zapakowałam papierem w choinki jeszcze w Londynie i biłam sobie brawo za to, że
nie zniszczyły się podczas podróży w walizce.
Rozsiadł się po swojej stronie łóżka i uśmiechnął się
szeroko, gdy do niego podeszłam. Wskoczyłam na łóżko i usiadłam obok po
turecku, kładąc mu małą kupkę zawiniątek przed nosem.
- Wszystko dla mnie? –
Pokiwałam głową i zagryzłam wargę. Nie było to dużo, nie było to też mało, ale
z dobrego serca i tak się pewnie zastanawiał, czy na tyle zasługiwał. –
Dziękuję, kochanie.
- Nie dziękuj, póki nie
otworzyłeś. – Zaśmiałam się cicho. – Nawet nie wiesz, czy ci się spodobają.
Pokazał mi język, zaraz potem rozrywając pierwszą
paczuszkę. Logo znanego w Londynie sklepu muzycznego rzuciło mu się w oczy, bo
szybciej rwał moje papierowe choinki. Po chwili podziwiał już swój nowy pasek
na gitarę ze skórzanymi elementami, który mi się wyjątkowo spodobał.
- Facet w sklepie
powiedział, że powinien pasować do wszystkich, które masz. – Mruknęłam,
cierpliwie wyczekując reakcji.
- Bardzo ładny, Annie.
Dziękuję. – Uśmiechnął się.
W kolejnym pakunku znalazł trzy koszule. Zerknął na metki
i rzucił mi karcące spojrzenie, bo wydałam na nie sporo pieniędzy.
- Mogły być droższe, nie
patrz tak na mnie. – Zaśmiałam się na usprawiedliwienie. – Na Vuitton mnie
jeszcze nie stać.
- Kobieto, jesteś
niemożliwa. – Pokręcił głową. – Look, we
could match! – Pokazał na czarny materiał w białe kropki, który był
niemalże identyczny do tego, który miałam dzisiaj na sobie w wersji damskiej
sukienki. – Rozumiem, że nie korzystałaś z porad Ellie? – Dopytał, mając na
myśli swoją stylistkę.
- Ellie doradza tobie,
nie mi. – Uśmiechnęłam się. – A co, to źle? Nie podobają ci się? Mów wprost, bo
mogę oddać.
- Tego nie powiedziałem!
Są w porządku, po prostu zauważyłem inny gust. Nie mówię, że gorszy. – Odparł,
puszczając mi oko.
Trzeci prezent był mniejszy. Małe, prostokątne pudełko, o
które tak walczyłam w sklepie. Bo gdy po raz pierwszy pojechałam je odebrać,
grawerunek był niewłaściwy. Za drugim razem, kolor był inny, niż chciałam.
Dopiero za trzecim razem prezent okazał się idealny.
- Czy to case na mój
telefon? – Otworzył opakowanie i wyjął metaliczną osłonkę na iPhone’a z
wbudowaną zapasową baterią.
- Zobacz co jest z tyłu. –
Mruknęłam.
- Wow… Ann, to jest
świetne! – Ucieszył się. Przejechał palcem po grawerunku, który widniał w lewym
dolnym rogu. Małą czcionką napisane zostały inicjały „NJH”, każdy w kolejnym z
kolorów irlandzkiej flagi. Od siebie dodałam zieloną, mikrą koniczynkę obok. –
Teraz nie mogę zmienić telefonu, bo nie będę mógł tego nosić. Dzięki, lalka. –
Uśmiechnął się.
Przesunął na bok swoje prezenty jak i resztki papieru, by
pochylić się do mnie i mocno cmoknąć w usta. Uśmiechnęłam się w jego wargi,
czując jego radość z każdą sekundą trwania całusa. Uśmiechnął się do mnie
swoimi oczami, w których tańczyły złociste iskierki.
- Teraz twój Mikołaj. –
Mruknął, cmokając mnie raz jeszcze.
- Ale dostałam już
walizkę! – Przypomniałam mu, pokazując palcem na piękne, designerskie
arcydzieło do podróżowania. Warta była z pewnością więcej, niż połowa moich
ubrań i przypominała mi o tym za każdym razem, gdy krzyczała do mnie nazwa „Ted
Baker”.
- Ale to nie koniec. –
Mrugnął do mnie, podnosząc się z materaca i zostawiając mnie nagle w chłodzie.
Wyzbierałam podarty papier prezentowy i zgniotłam w
kulkę, którą rzuciłam obok drzwi. Gdy wróciłam na swoje poprzednie miejsce i
odwróciłam się do niego, przede mną leżały już trzy torebki prezentowe.
Złapałam z nim kontakt wzrokowy, chcąc zaprotestować.
- Cicho, bo Mikołaj się rozmyśli
i powie, że byłaś niegrzeczna w tym roku. – Skarcił mnie, więc pokręciłam w
niedowierzaniu głową.
Sięgnęłam ręka po średnią torebkę. Ściągnęłam wargi do
środka, nie chcąc okazywać żadnych emocji na widok pudełka All Saints. W takie
same, tylko większe, zapakowane były koszule, które ode mnie dostał. Uchyliłam
białe wieczko, a moim oczom ukazał się piękny, wiśniowy, skórzany piórnik.
- Żeby nie walały ci się
flamastry i długopisy po torebce. – Skomentował.
- I dlatego musi być
skórzany i drogi? – Zapytałam. Chciał mnie znowu skarcić, ale westchnęłam i
pokiwałam głową. – Jest piękny. Dziękuję, Niall. – Uśmiechnęłam się słabo.
- No pewnie.
Mentalnie przygotowywałam się na zapakowanie tam moich wszystkich
różowych, czerwonych i zielonych flamastrów, które ułatwiały mi organizację
mojej pracy jak i nauki. Z uśmiechem przeszłam do kolejnej torebeczki, dużo
mniejszej, w której bez zbędnych papierów i kokard, leżało pudełko z małymi,
dousznymi słuchawkami. Te, z których na co dzień korzystałam, chciały się już
poddać i przestawały grać, ale trzymałam je do ostatniej nuty. Dlatego widok
nowych, w dodatku ze srebrnymi i miedzianymi akcentami kolorystycznymi, bardzo
mnie uszczęśliwił. Wierzyłam jego wiedzy na temat dobrego sprzętu muzycznego i
wiedziałam, że pewnie długo mi posłużą.
- Pamiętałeś! Dziękuję! –
Uśmiechnęłam się. Przytuliłam się do niego z wdzięczności i przez chwilę przyglądałam
się jeszcze nowym muzycznym cudeńkom. Kątem oka zauważyłam, jak zaczął szeroko
ziewać, więc bez zwlekania przeszłam do trzeciej torebki.
Znalazłam w niej dużą bluzę bez kaptura, wkładaną przez
głowę i z oryginalnym, dużym logo NASA. Nie dałby rady bez kupowania czegoś w
sklepie z pamiątkami koło laboratorium technologicznego, do którego został
zaproszony na cały dzień podczas pobytu w Los Angeles.
- Plus sto do bycia fanką
kosmosu! – Zaśmiałam się. – Dzięki, jest świetna. – Dodałam, przyciągając go do
siebie w ciasnym uścisku.
- Wesołych Świąt, Annie. –
Mruknął, zanim mnie mocno pocałował. Odsunął się ode mnie na kilka milimetrów i
tak na mnie patrzył, sunąc wzrokiem po całej mojej twarzy. – O nie, pewnie mam
całe czerwone usta od twojej szminki. – Zaśmiał się, sięgając odruchowo
wierzchem dłoni do swoich warg. Ściągnęłam brwi, nie widząc nic szczególnego na
jego twarzy.
- Dlaczego? Nie, jesteś
czysty. – Skomentowałam. – A cały czas trzyma się moja szminka?
- Tak, masz
krwistoczerwone usta. Dlatego myślałem, że już się umazałem cały.
- To matowa szminka w
płynie. Jednak faktycznie odporna! – Uśmiechnęłam się.
- Czyli mogę cię
całować.. – Mruknął, po czym przeważył moje zmęczone ciało swoim i położył się
na mnie, podpierając się jedynie łokciem.
Zaczął
zachłannie mnie całować – robić coś, na co dawno się nie skusił. Obecność moich
rodziców nie była najlepszą okazją do okazywania sobie pieszczot, dlatego oboje
trzymaliśmy fason. To był pierwszy raz w ciągu ostatnich kilku dni, kiedy tak
wygłodniale się całowaliśmy.
Ułożył się wygodnie między moimi nogami i oderwał się ode
mnie ustami, by chwilę opierać się o mnie swoim nosem dla chwili oddechu.
Ucałował skrawek skóry nad moją górną wargą i przyjemnie mruknął.
- Myślisz, że szminka
przeszłaby ekstremalny test wytrzymałości?
- To znaczy? – Zapytałam,
delikatnie pasując dłońmi jego plecy. Uwielbiałam być tak blisko niego, czuć to
niesamowite ciepło i miłość, którą mnie traktował każdego dnia.
- Robienie loda? - Był
całkiem poważny, z jedną brwią uniesioną w sugestywnym tonie. Parsknęłam
głośnym, radosnym śmiechem, w który chyba nawet się wsłuchiwał.
- Horan...
- Nie, ale tak czysto
teoretycznie, pomyśl… - Mówił, a ja wciąż się śmiałam. Za chwilę poddał się
jednak z tłumaczeniem i dołączył do mnie, chichocząc prosto w moją szyję
pomiędzy motylimi pocałunkami pod moją żuchwą.
- Nie robię ci loda w
domu moich rodziców. – Zaśmiałam się. Przyciągnęłam jego twarz do siebie,
delikatnie objąwszy jego policzki. Złączyłam nasze usta i przez chwilę
całowałam go, nie mogąc przestać się uśmiechać.
***
Czułam się, jakby jeździł po mnie pociąg. Byłam tak
spowita snem, że ledwo kojarzyłam co się dookoła mnie dzieje. Niczym robot
ubrałam dresy i bluzę, nie dbając o inne elementy garderoby. Zegar wskazywał
czwartą trzydzieści dwie, czyli zabójczą dla mnie porę. Rejestrowałam jedynie
ruchy Nialla po pokoju; widziałam jak myje zęby, zakłada jeansy, dopina
walizkę. W mgnieniu oka znaleźliśmy się przed domem, gdzie panowała jeszcze
ciemna noc. Niedbale zarzuciłam na siebie kurtkę i szalik wiedząc, że zaraz
wsiądę do ogrzewanego auta. Moment, w którym usiadłam za kierownicą ocucił
mnie, przywracając mój zmysł orientacji w terenie ku największej uwadze. Nie
włączaliśmy nawet radia, jedynie siedzieliśmy w ciszy. Zapytał mnie dwa razy,
czy nie zasypiam – zaprzeczyłam, zgodnie z prawdą.
- Zjedz jakieś śniadanie,
bo jestem złą dziewczyną, nie wstałam w środku nocy i nie zrobiłam ci jedzenia.
– Mówiłam, gdy przecierałam oczy. Zaparkowałam na miejscu postojowym dla VIP-ów
i widziałam w lusterku, jak elegancko ubrany ochroniarz podchodzi do auta,
gotów już do eskorty.
Leniwie wysiadałam z auta, gdy Niall wypakował już swoją
dużą walizkę. Przeciągle ziewałam, gdy do niego podchodziłam. Uśmiechnął się do
mnie leniwie i przytulił mnie do siebie mocno, dając się zaciągnąć swoim zapachem
raz jeszcze. Czułam się wciąż jak we śnie, tylko tak jakby ktoś otworzył na
oścież okno i wpuścił świeże powietrze. Ocknęłam się w momencie, gdy trzymając
mnie w talii, mocno przywarł do mnie ustami. Puścił dopiero gdy brakowało mu
powietrza i zrobił to z głośnym mlaśnięciem, oparłszy swoje czoło o moje. Serce
mi mocniej zabiło na tę pieszczotę, a jeszcze szybciej, gdy wsunął dłoń pod
moją rozpiętą kurtkę i bluzę, dotykając mojego nagiego ciała.
- Kocham cię. – Szepnął,
nie pozwalając nikomu innemu usłyszeć.
- Kocham cię. –
Odpowiedziałam, przyciągając go do siebie raz jeszcze.
- Do zobaczenia w środę w
Dublinie. – Uśmiechnął się do mnie, w ten zalotny sposób. Ten sam, który
zmiękczał moje nogi i wprawiał motyle w brzuchu w nieokiełznaną euforię.
Nie mogłam się doczekać.
Bo wiedziałam, że lada dzień go znów zobaczę.
Tak często myślałam o tym opowiadaniu ostatnio! Sprawiłaś mi super niespodziankę, z tym rozdziałem❤ uwielbiam czytać o tym, jak wspólnie spędzają czas, awww xxx świetny rozdział, jak zawsze zresztą ✌ Szczęśliwego Nowego Roku!!!!!!
OdpowiedzUsuń@nivllx