*Będę wdzięczna za jakikolwiek znak, że to co tutaj tworzę nie jest tylko dla mnie i dwóch osób, o których obecności wiem. Widzę, jak cyferki rosną. Niedługo będzie 60K. Ale czym są cyferki wobec rozmowy lub czyjejś opinii?
**Mam nadzieję opublikować ciąg dalszy przed kolejną środą, ale nie ustawiam ścisłej daty i wszystko może ulec zmianie. Będę prawdopodobnie zbyt podekscytowana moim kilkudniowym wyjazdem do Irlandii, żeby cokolwiek napisać.
Miłego czytania ;)
Było już zimno. Rozwiązałam kurtkę z
moich bioder i ubrałam ją, otulając siebie ramionami. Usiadłam na chodniku
przed barem i schowałam twarz w dłoniach, ciężko oddychając. Czy to się
naprawdę stało? Nie wierzyłam. Nie chciałam uwierzyć. Wszystkie uczucia
mieszały się we mnie, parzyły moje żyły i nie pozwalały regularnie oddychać.
Wróciły do mnie wszystkie
wspomnienia. Wspólne przerwy. Kupowanie obiadu w szkolnej stołówce i wzajemne
podkradanie ostatnich gryzów batonów. Niezliczone śmiechy i żarty z
nauczycieli. A przede wszystkim wolność, która była moją jedyną wtedy. Bo gdy
wychodziłam za mury szkoły, byłam uwięziona przez wówczas wielką i zaślepioną
miłość. Był dla mnie przyjacielem, być może kimś więcej. Chciałam wtedy, żeby
był kimś więcej. Dbał o mnie i cenił mnie jako człowieka, doceniał moje
osiągnięcia i chwalił mnie. Były to słowa na wagę złota, których od domniemanej
drugiej połówki usłyszeć nie mogłam. Był tą brakującą częścią. Był.
Gdy zdałam sobie sprawę co zrobił, w
jakiej sytuacji mnie postawił – łzy po raz kolejny zaczęły wyciekać
strumieniami. Tym razem bez zatrzymania. Pozwoliłam, by pod nieobecność Nialla
pocałował mnie mężczyzna, który marzył o naszej wspólnej przyszłości i
rozmyślał o przeszłości. Pozwoliłam, by pocałowało mnie moje marzenie senne
sprzed kilku lat. Pozwoliłam się dotknąć przez miękkie usta chłopaka, który
tego nie żałował. Zachowałam się podle. Zrobiłam coś, przed czym sama zawsze
uciekałam i co gnębiło mnie nieustannie.
Pociągnęłam gwałtownie nosem i
zorientowałam się, że już rzewnie szlocham. Czułam się żałośnie, siedząc na
chodniku przed barem i rycząc jak głupia. Serce mnie bolało, krzyczało do mnie
i zagłuszało wszystkie odgłosy nocy, które dochodziły z rozweselonego baru jak
i kilku innych miejsc wzdłuż ulicy. W środku bawili się świetnie moi znajomi, a
ja płakałam. Świętowali moje urodziny a ja żałowałam, że w ogóle istnieję.
Usłyszałam za sobą otwieranie drzwi.
Broda zaczęła mi się trząść z przerażenia, że będę musiała komuś spojrzeć w
oczy. Przytuliłam do siebie mocno swoje kolana i zaczęłam wpatrywać się w
przestrzeń przed sobą, z całych sił powstrzymując kolejne szlochy, które
chciały uciec z mojego gardła.
-
Oh dear…- zaskoczył mnie miękki,
zmartwiony ton blondynki. Próbowałam wytrzeć łzy z policzków ale bezskutecznie,
bo za chwilę znów robiły się mokre.
Usiadła tuż obok mnie i widząc w
jakim stanie roztrzęsienia jestem, westchnęła. Objęła mnie swoim ramieniem i
zaczęła powoli, kojącymi ruchami głaskać mnie po przeciwległym ramieniu. Czułam
się nie w porządku w stosunku do niej. Zdradziłam jej przyjaciela przez własną
nieuwagę.
-
I’m fucked up, Laura. – Jęknęłam,
zaciskając z całej siły zębami swoją dolną wargę.
-
Oh, nie jesteś. – Od razu rzuciła, mocniej głaskając moje ramię i plecy. –
Widziałam, co się stało. To nie twoja wina, rozumiem. – Dodała, łapiąc tym moją
uwagę. Spojrzałam na nią, tym żałosnym wzrokiem przegranego człowieka.
Zacisnęła jeden z kącików ust na widok mnie w takim stanie i przechyliła głowę
w dezaprobacie.
-
Widywaliśmy się w liceum. Ostatnio się tu przeniósł, spotkaliśmy się przez
przypadek. Myślałam, że po prostu się dogadamy jak przyjaciele. – Mówiłam. Czułam, że jestem jej winna choć
kilka słów wytłumaczenia.
-
No, najwyraźniej kolega myślał co innego. – Mruknęła, co mną jeszcze mocniej
szturchnęło. Miała całkowitą rację, a i ja nie byłam bez winy. Gdybym od
początku nie dała mu jasnego i konkretnego sygnału, nie doszłoby do tego.
Gdybym nie chciała mu dać szansy jako przyjaciel, nie miałaby miejsca ta
sytuacja i nie czułabym się jak ostatni śmieć. – No już, spokój. – koiła, zaraz
potem przyciągnąwszy mnie do siebie i pozwoliwszy mi na schowanie się w jej
wątłych ramionach.
-
To wszystko miesza mi za bardzo w głowie.. – Wyszeptałam, uspokajając powoli
swój płacz. Brak sił na cokolwiek doskwierał mi niemiłosiernie, nie chciałam
nawet mrugać. Wolałam podziwiać ciemność. Przynajmniej przyzwyczajałam się do
ciemności, która panuje po psychicznej śmierci człowieka. Nie byłam od niej
daleko.
-
Wiem, śliczna. Przykro mi. – Odparła. – I wiem też, że jest ktoś, kto zasługuje
na szczerość. Mówię to jako twoja przyjaciółka, jako jego przyjaciółka i jako
ten dobry policjant, który występuje w każdej łzawej historii. – Uśmiechnęła
się do mnie pocieszająco. Poprawiła moje zabałaganione włosy i zaczęła wycierać
kciukami moje policzki, uspokajając mnie tym samym.
-
Boże, on się wścieknie. – Wysłowiłam swoje myśli, pociągając raz jeszcze nosem.
-
Ale mniej, niż gdybyś przemilczała i dowiedziałby się za jakiś czas od kogoś
innego. – Skwitowała. Jak zwykle miała rację. – Zamówię ci taksówkę, jedź do
domu. – W odpowiedzi pokiwałam głową na zgodę. Nie widziałam innej możliwości,
jak uciec stamtąd jak najszybciej. – Potrzebujesz gotówkę?
-
Nie, coś tam mam. Dzięki. – Odparłam.
Cierpliwie poczekałam, aż zadzwoni
po mój transport. Byłam jej wdzięczna za to, co dla mnie robiła. Jako jedyna
zmartwiła się, zauważyła że faktycznie wyszłam z baru i zrobiła co w jej mocy,
żeby mi pomóc. Próbowała rozwiać moje nieprzyjemne myśli i zajmowała mnie sobą
i swoją troską. Jak najprawdziwsza, irlandzka dobra duszyczka.
-
Sama sobie zrujnowałam urodziny. – Pokręciłam głową, gdy obie podniosłyśmy się
już z krawężnika. Parsknęłam żałosnym śmiechem niedowierzając w to, co sama
sobie zgotowałam.
-
Nie martw się, impreza i tak by się jakimś wyskokiem skończyła, biorąc pod
uwagę stan upojenia całej reszty!
-
Świetnie! – Zaśmiałam się znów, ale niezbyt szczęśliwa. – Jestem taka
beznadziejna, że nawet na moich urodzinach goście się muszą upić dla dobrej
zabawy..
-
Ej! – Uderzyła mnie dłonią w ramię. – Jesteś Annie Holmes, najukochańsza
dziewczyna w całym Londynie! – Mówiła z pretensją w głosie i półuśmiechem, gdy
założyła obronnie ręce na piersi. – Mam przyprowadzić Willa, żeby wlał w Ciebie
jeszcze dwie pinty guinnessa? Na okrzesanie umysłu?! – Groziła, a ja
westchnęłam. Ona z uśmiechem i skrzącymi się w pocieszeniu oczami, a ja z
rozluźniającym się umysłem, milczałyśmy.
-
Boję się. – Mruknęłam po kilku minutach bez słów.
-
Wiem.
Pamiętam, że sama pomachała ręką do
taksówkarza. Przytuliła mnie mocno i prosiła, żebym się trzymała i dawała znać,
gdybym czegoś potrzebowała. Rozumiała, że potrzebuję trochę czasu dla siebie na
uporządkowanie wszystkiego w głowie ale powtarzała mi, że mam być rozsądna. Bycie
rozsądną równało się wyznaniu prawdy, którą obiecała wesprzeć swoim zdaniem.
Gdy wsiadałam do taksówki, z baru
wyszedł Damian. Zatrzymał się wpół kroku, gdy zobaczył blondynkę zamykającą
moje drzwi. Ruszył pewnym krokiem w naszą stronę i podniósł rękę, chcąc zwrócić
naszą uwagę. Ode mnie jej jednak nie otrzymał, bo z rozdzierającym się na
kolejne fragmenty sercem, odwróciłam się do kierowcy i powiedziałam mu mój
adres. Prosząc, by od razu ruszał. Zostawiając za sobą jedną troskliwą
duszyczkę, jednego prowokatora i mąciciela myśli, oraz grupkę pijanych,
świętujących urodziny tej zagubionej, która właśnie odjeżdża.
Domowa cisza była głośna i
nieprzyjemna. Było zbyt cicho i zbyt spokojnie w porównaniu z tym, co działo
się w mojej głowie. Od momentu, gdy przekroczyłam próg ciepłego i pachnącego
domu, moje myśli były niespokojne. Telefon wciąż wibrował, ciągle wydawał
dźwięki przychodzących wiadomości, powiadomień, albo nieodbieranych połączeń.
Na ekranie wyświetlały się na zmianę dwa imiona, na które starałam się nie
zwracać uwagi. Nadmierna troska Damiana i niechciane, nagłe zmartwienie pijanej
Charlie były ostatnimi rzeczami, które mi były wtedy potrzebne.
„Porozmawiaj ze mną, proszę”
„Daj mi szansę”
„Nie chciałem cię w żaden sposób zranić, to ostatnie
co bym zrobił. Martwię się o ciebie. Chciałem dobrze.”
„Chcę po prostu być w twoim życiu, skoro cię już znalazłem”
-
Ale w nim nie będziesz, bo nie mogę kochać dwóch! – Krzyknęłam, widząc tę
ostatnią wiadomość. Rzuciłam telefon na łóżko i poddałam się, nie chcąc nawet
czytać słów od Charles.
Miałam ochotę krzyczeć z bólu i
roztrzęsienia. Zaczęłam od nowa płakać, lecz tym razem ze złości na siebie i
całą tą sytuację. Bezmyślnie zdejmowałam z siebie ubrania i półnaga, jedynie w
bieliźnie, powędrowałam do garderoby. Zatrzymałam się przed częścią należącą do
Nialla i coś we mnie pękło w momencie, gdy zobaczyłam ten idealny porządek.
Równo ułożone podkoszulki i poustawiane buty, ostrożnie pozawieszane koszule na
wieszakach i zadbane marynarki. Posegregowane bokserki i dopasowane parami
skarpetki. Drżącą ręką zdjęłam z półki pierwszy lepszy T-Shirt, po czym przysunęłam
go do nosa. Zaciągnęłam się zapachem jego wody kolońskiej i dezodorantu, które
przesiąkły już dawno w biały materiał mimo regularnego prania. To była woń,
której potrzebowałam. Tego ciepła mi brakowało, te usta powinnam całować. Nie
wracać do przeszłości i zastanawiać się nad nią, ale trwać w teraźniejszości i
szczęściu, które mam przy sobie.
Opadłam na kolana i schowałam twarz
w koszulce, zanim rzewnie się rozpłakałam.
-
Tak bardzo za tobą tęsknię.. – Wyłkałam w materiał, zanim przytuliłam go do siebie.
Byłam obrazem nędzy i rozpaczy, żałośnie się czułam sama ze sobą i tym, w którą
stronę pozwoliłam wędrować moim myślom. Bezmyślnie uciekły tam, gdzie nie
powinny. Poddały próbie moją miłość i najprawdopodobniej wyrządziły burzę w
kilku sercach jednocześnie.
Wzięłam prysznic. Zrobiłam sobie
ciepłą herbatę. Całkowicie wytrzeźwiałam, choć nawet nie byłam pijana. Pozbyłam
się jedynie czegokolwiek zbędnego z mojego organizmu, co mogłoby tylko
pogorszyć moją sytuację. Usiadłam na naszym dużym, miękkim łóżku. Telefon jakiś
czas temu przestał niepotrzebnie brzęczeć, bo zbliżał się już środek nocy.
Westchnęłam głęboko i zebrałam się w sobie, starając się pozbyć wszelkiej
ochoty na płacz. Musiałam być twarda i podejść do tego poważnie.
Wybrałam jego numer telefonu i gdy
zobaczyłam na ekranie jego zdjęcie, drżącą ręką przyłożyłam urządzenie do ucha.
Był sygnał, więc cierpliwie czekałam. Nie zapytałam najpierw, czy nie jest
zajęty. Może powinnam? Może jest akurat w studiu i coś nagrywa? Albo ma
spotkanie? Kolejne myśli zaczęły mi torować drogę do rozmowy, kiedy zaskoczył
mnie nagle jego głos w słuchawce.
-
Alright, doll?- Usłyszałam,
podkreślone jego charakterystycznym akcentem. Rozpływałam się, z oczu pociekły
mi dwie słone stróżki, ale powstrzymałam jakikolwiek niepokojący szloch.
Uśmiechnęłam się jedynie do siebie, bo tego potrzebowałam. Tęskniłam za jego
głosem.
-
Hej, zajęty jesteś? – Spytałam w miarę spokojnym tonem. Zagryzłam wargę i
przyciągnęłam palce do ust, by powstrzymać ich ewentualne drżenie.
-
Nie, już wróciłem ze studia. Chwilę jeszcze siedzę przed telewizorem, za jakieś
pół godziny dopiero się zbieram na kolację z Julianem i kilkoma znajomymi. –
Odparł. W tle, w rzeczy samej, słyszałam pomruk telewizora i głośne,
amerykańskie reklamy. – Jak było? Martin wyszedł na parkiet? – Zaśmiał się na
samą myśl. Dźwięk jego chichotu wywołał niekontrolowaną dawkę ciepła,
wpływającą do mojego serca. Ciasno się uśmiechnęłam i zamknęłam oczy, próbując
oddać się jego kojącej radości i uspokoić własne nerwy.
-
Tak, trochę zaszalał.. – Mruknęłam. Nie wiedziałam, co więcej dodać. Zamilkłam,
on też przez chwilę się nie odzywał. Zmartwiłam się, że rozwalę wszystko samą
rozmową telefoniczną.
-
Hej, zasypiasz? Nie męcz się, kociaku. Która u ciebie jest, druga w nocy? –
Ściszył ton głosu. Był spokojny, mówił do mnie jak do dziecka. Skuliłam się
mocniej, podciągając jedno z kolan pod brodę i zaciągając się zapachem jego
koszulki. Tęskniłam za jego troską, za jego ciepłem. Tęskniłam za brakiem
zmartwień i wątpliwości.
-
Nie, nie zasypiam. – Uśmiechnęłam się. – Gdybym zasypiała, poprosiłabym o
piosenkę, pamiętasz? – Spytałam. Wyobraziłam sobie jego niebiański głos
lulający mnie do snu. Robił to nie raz, gdy miałam problem z odpoczynkiem w
nocy. Śpiewał mi w wolnej chwili, najczęściej po późnym lunchu, aż spokojnie
zasnęłam.
-
Wszystko w porządku? – Zapytał. Pokręciłam przecząco głową i wypuściłam kilka
łez, bo te słowa zawsze wywoływały potok emocji. Obojętnie jaka by to nie była
sytuacja, gdy ktoś pytał jak się czuję i się martwił, puszczały wszystkie
hamulce. Pociągnęłam nosem i już wiedziałam, że się wydałam. Słyszał, że
płaczę. – Co się dzieje? – Drążył. Ucichł telewizor w tle, był tylko jego głos.
Odetchnęłam kilka razy, próbując się uspokoić i dopiero wtedy byłam w stanie
cokolwiek odpowiedzieć.
-
Jest coś, co muszę ci powiedzieć. – Wydusiłam z siebie. Wycierałam dłońmi łzy,
ale nie nadążałam. – Boże, to tak bardzo ssie, że cię tu nie ma, byłoby
prościej.. – Wymsknęło mi się, zanim zaszlochałam po raz kolejny.
-
Chcesz, żebym włączył kamerę? Będzie ci łatwiej? – Pytał. Pokiwałam znów głową
na zgodę ale ugryzłam się w język, bo przecież nie był w stanie tego zobaczyć.
Brakowało mi go.
-
Tak, proszę. – Szepnęłam bezsilnie. Zaraz potem rozłączył się i miałam
nadzieję, że nie na długo.
Przysunęłam do siebie laptop, który
leżał na drugim końcu łóżka. Drżącymi palcami wpisałam hasło i poczekałam, aż
się całkowicie uruchomi. Nie chciałam męczyć się trzymaniem telefonu przed
twarzą, dlatego znalazłam myszką ikonę rozmów wideo. W tej samej chwili, gdy
chciałam utworzyć nowe połączenie, on sam zadzwonił.
Serce biło mi jak oszalałe. Lada
moment miałam ujrzeć jego piękną twarz, za którą tak tęskniłam. Również on miał
zobaczyć mnie, całą zapłakaną i niezdolną do niczego. Niezdolną nawet do
utrzymania wszystkiego pod kontrolą, gdy go nie ma.
Odebrałam jednym kliknięciem i cały
mój ekran zamienił się w stosunkowo wyraźny obraz. Siedział na ciemnej kanapie,
laptop najwidoczniej stał na stoliku obok. Włosy miał od rana idealnie ułożone,
zarost jednak od dwóch dni nieogolony. Zmarszczył czoło i ściągnął brwi, gdy
mnie zobaczył.
-
Co jest? – Zapytał. Był już zniecierpliwiony. Nie ukrywałam przed nim swoich
łez, bo nie było już po co.
-
Damian mnie pocałował. – Powiedziałam, zanim zakryłam pół twarzy dłonią. Krew
pulsowała mi w żyłach, w ustach zalegał gorzki smak pomimo intensywnego mycia
zębów. Usta mnie piekły od suchości i od poczucia winy. Bałam się zerkać na
jego reakcję, jednak mimo wszystko wpatrywałam się w ekran.
-
Co powiedziałaś? – Dopytywał. Nie chciał wierzyć w to, co powiedziałam.
Rozluźnił czoło i przybrał nieco spokojniejszy wyraz twarzy. Spokojniejszy
jedynie z pozoru, bo szerzej otworzył oczy. Nabrałam głęboko powietrze do płuc
i spojrzałam w sufit, wypuszczając je ustami. Pociągnęłam znów nosem i
przejechałam ręką po policzku, żeby pozbyć się kolejno napływających łez.
-
Przyszedł razem z Charlie i Emily. – Gdy to powiedziałam, zacisnął mocno
szczękę i przymknął powieki. Rosła w nim złość. – Wszystko było w porządku,
piliśmy wszyscy piwo i rozmawialiśmy. Później zaczęliśmy tańczyć, chłopaki mną
wywijali na wszystkie strony.. – Przypominałam sobie, choć bardzo nie chciałam.
– Wpadłam na kogoś przez przypadek. Następne co czułam, to że.. – Urwałam.
Zacisnęłam mocno oczy w żałości na to wspomnienie. Zaszlochałam mocno,
ściskając w piąstkach materiał jego koszulki. – Byłam zdezorientowana. Dopiero
jak zdałam sobie sprawę, co się dzieje.. no i że to nie ty.. – Mówiłam, słowa
ze nie wylatywały i po drodze przecinały moje serce swoimi nieprzyjemnymi
ostrzami. Zerknęłam ostrożnie na ekran i zobaczyłam, jak zakrywa sobie usta i
nos dłońmi. Przejechał potem nimi na swoje włosy i złośliwie za nie pociągnął.
– Odepchnęłam go, Niall…- Kręciłam głową.
-
Rozmawiałaś potem z nim? – Zapytał pustym z emocji tonem. Zaczął rozglądać się
dookoła siebie, patrzył na swój telefon, na telewizor ponad laptopem – wszystko
poza mną.
-
Powiedziałam mu tylko, że to nie powinno mieć miejsca. Wyszłam potem przed bar,
Laura przyszła..
-
Laura to widziała? – Parsknął, kręcąc w niedowierzaniu głową. Zaczął cały czas
patrzeć w bok, pokazując mi jedynie swój profil. Przygryzł swoją pięść i tak
trwał w bezruchu.
-
Tak. I wie, jak było. Widziała, że tego nie odwzajemniłam. – Broniłam się,
tłumaczyłam. Czułam, że wiele tracę w jego oczach. Zaczynałam panikować, bałam
się jego kolejnych słów. – Niall, ja naprawdę nie…
-
Annie, pocałował cię facet, do któregoś coś czułaś! – Uniósł się. Zaczął ciężko
oddychać, zrobił się czerwony na twarzy. – Kurwa, to nie jest byle co! Mówiłem,
od początku powtarzałem Ci, że go nie lubię! Że nie podoba mi się jego nagły
powrót, śmierdziało to od samego początku! A ty dalej się z nim spotykasz,
dalej pieprzysz mi o przyjaźni..
-
Niall.. – Próbowałam mu przerwać. Krzyczał okropnie głośno, był wściekły i
bolało mnie to. Bolało, że krzyczał właśnie na mnie. Wiedziałam, że zasługuję
na to, ale czy musiało być aż tak ostro? Musiał wymierzać we mnie kolejne
ciosy?
-
Nie „Niall”! Ostrzegałem cię i prosiłem! Nie podobał mi się ten typ, wyrażałem
się jasno..
-
Wiem! – Również podniosłam głos. Denerwowałam się coraz bardziej i wiedziałam,
że w każdej chwili mogę dostać wielkiego ataku paniki. Nie dawałam się jednak,
bo potrzebowałam dążyć do jego zrozumienia, jeszcze choć trochę.
-
Skoro wiesz, to po co to robisz?! Chcesz znowu skończyć zraniona?! Chcesz znowu
płakać do mnie i mówić, że mnie potrzebujesz?! Najwyraźniej nie, skoro sama się
w takie gówno wplątałaś, mimo moich ostrzeżeń! – Nie przestawał podnosić na
mnie głosu.
-
Proszę, nie krzycz już.. – Próbowałam go uspokoić. Choć trochę uciszyć.
-
Wkurwiłem się, to teraz będę krzyczał! Bo jakiś skurwysyn pocałował moją
dziewczynę, a ona tego nie powstrzymała! Bo mi nie wierzyła, że to się źle
skończy! – Ciągnął swoje wiązanki. Gwałtownie gestykulował, był nerwowy jak
prawie nigdy.
-
Wiem, co się stało! Nie musisz mi przypominać, okej?! – Krzyknęłam. – Wystarczająco
mi z tym źle i gdybyś choć przez chwilę starał się zrozumieć to z mojej strony,
to być się tak na mnie, kurwa, nie wściekał! Jesteś ostatnią osobą, która może
mnie obwiniać o bycie nie fair. Ostatnią. – Podkreśliłam ostatnie słowo.
Dyszałam, powietrze ciężko wydostawało się przez moje nozdrza. Patrzyłam na
niego, równie pozbawionego równowagi i spokoju. Nie chciałam przywoływać
wydarzeń sprzed kilku wiosen, ale musiałam. Bo w przeciwieństwie do niego,
pocałowałam kogoś innego nieświadomie. – Chciałam tylko uczcić moje urodziny.
Poczuć się dobrze w gronie bliskich, bo najbliższa mi osoba jest na drugim
końcu świata. – Zaszlochałam, znów dając upust łzom. – Nie zamierzałam nikogo
całować ani sama go nie zaprosiłam. Nie odpisałam na żadną z jego wiadomości i
nie odebrałam telefonu. Przepraszam, że do tego doprowadziłam. Nie chciałam. –
Tłumaczyłam zgodnie z prawdą, bo to ona była nam potrzebna. – Namieszał mi w
głowie. Myślałam, że uda nam się utrzymać platoniczną znajomość. Miałam
nadzieję, że zrozumie. Pomyliłam się, przyznaję. Masz prawo być zły i rozumiem
to. Ale jeśli jeszcze raz zaczniesz na mnie krzyczeć, to już kompletnie się
złamię. – Dokończyłam, wycierając znów policzki.
Mijały kolejne minuty w ciszy. Oboje
uspokajaliśmy oddechy, oboje przetwarzaliśmy wypowiedziane słowa i siedzieliśmy
w zadumie nie wiedząc, co robić ani co mówić.
-
Sam fakt, że zadzwoniłam do ciebie i powiedziałam ci o tym, powinien o czymś
świadczyć. – Mruknęłam po chwili. Westchnął ciężko i opuścił na chwilę głowę,
zanim zaczął nią przytakiwać.
-
Wiem. Przepraszam, że cię tak skrzyczałem. – Odpowiedział, przez co odrobinę mi
ulżyło. Wpatrywał się w ekran laptopa przeszklonymi oczami, dłonią pocierał
swoje usta w nerwowym geście. Odchrząknął, gdy zbierał kolejne myśli.
-
I’d never purposely hurt you. –
Szepnęłam, gdy intensywny płacz osłabił już mój głos. Zawinęłam usta do
wewnątrz i powstrzymywałam się od kolejnych szlochów. Miałam dość czucia się
jak ostatni śmieć.
-
Wiem. – Po raz kolejny powiedział. – Wiem, kochanie. – Dodanie tego
pieszczotliwego zwrotu podziałało jak jeden z miliona potrzebnych plasterków na
serce. – Jestem tylko zły, że coś takiego się stało. Że ktoś inny.. – Urwał,
nie potrafiąc oswoić się z tą myślą. – A tym bardziej, że to ktoś, kto już raz
ciebie miał. – Dokończył, a ja przysięgam, że zobaczyłam łzy w jego oczach.
Broda mi się zaczęła trząść, musiałam ją powstrzymać zwiniętą w piąstkę dłonią.
-
Może i przez chwilę miał.. – Zaczęłam, rozważając własne słowa i oswajając się
z prawdą, którą ubierałam w wyrazy. – Ale nie dorasta nawet do pięt temu
jedynemu.