Manny

czwartek, 3 grudnia 2015

#BLOGMAS DAY 3!

:)


Trzeci grudnia!





Gdy patrzę w kalendarz, mam bardzo mieszane uczucia. Jednocześnie czas pędzi, dużo się dzieje, głowa pełna myśli, a z drugiej strony też patrzę - och, dziś trzeci. Dopiero trzeci? Jak to, dopiero?

I dzisiejszy post będzie zsypem moich myśli z całego dnia, tygodnia, albo i więcej. 

Jeśli jeszcze tego nie przeżyliście, to mam nadzieję, że obojętnie jak smutne to czasami się wydaje, jeszcze przez to przejdziecie.
Czy zdarzyły Wam się Święta, albo raczej oczekiwanie do nich, kiedy to robiliście wszystko z całych sił i jeszcze mocniej, żeby komuś dostarczyć sporą dawkę radości?
Czy walczyliście z własnymi myślami, przeciwnościami losu, problemami życia codziennego - tylko po to, żeby komuś umilić równie lub bardziej nieprzyjemny dzień?
Czuję, że do tego stopnia dojrzale już obserwuję świat, że wkroczyłam w ten etap. 

I to, w pewnym sensie, jest niesamowite uczucie.

Od połowy listopada, mniej więcej, nie mogłam się doczekać Świąt. Siedzi we mnie dziecko, jestem bardzo sentymentalna, a od momentu kiedy skończyłam osiemnaście lat paradoksalnie pożeram więcej Kinder Niespodzianek i częściej krzyczę podekscytowana na myśl o dziecięcych radościach. 

I tę dziecięcą radość przelewam teraz, przed Świętami, na mój uśmiech. Gdy tylko widzę, że muszę zadziałać, opowiadam o Świętym Mikołaju, przypominam o dzwoneczkach jego reniferów, pokazuję palcem na mój kolorowy list do Mikołaja, który dumnie wisi na lodówce. Jako jedyny. Bo spośród mojego rodzeństwa tylko we mnie zostało najwięcej z dziecka. 

Grudzień to miesiąc, w którym nie chcę się smucić. Nie chcę myśleć o złych rzeczach, jeśli coś mnie trapi to zagryzam zęby, zasłuchuję się w muzyce, udaję że nic się nie dzieje, przykrywam to lampkami i gwiazdkami. Nie można być smutnym w Święta. Święta to radość. 
Taką radość staram się Wam pokazać u moich bohaterów - obojętnie jakie by nie były okoliczności obchodzenia tego czasu, uśmiech musi towarzyszyć ich twarzom. Nie może być inaczej. 

Są jednak chwile, kiedy moja dziecięca chęć sprawiania wszystkim radości z nadchodzących dni topnieje. Wtedy, kiedy okazuje się, że jednak jestem dorosła. Jednak są trudności, nad którymi muszę się zastanowić. Są rzeczy, którymi muszę się zająć. Nie mogę siedzieć cały dzień pod kocem i oglądać "Ekspres Polarny", z przerwą na czekoladę bądź herbatę. Cytując znany nam wszystkim zespół, Reality ruined my life. 

Moim celem absolutnie nie jest zburzenie Waszego jak i mojego szczęścia na nadchodzące Święta Bożego Narodzenia, o nie.

To nie jest ważne, że płaczę. To nie jest ważne, że coś mi się nie udało. Nie liczy się to, że czegoś nie rozumiem a i tak muszę to zrobić. Małe katastrofy są i będą przez całe życie. 
To, na czym mi zależy, obojętnie jak się dzisiaj czuję, to wywołać uśmiech. 
Na Twojej twarzy.
Wywołać uśmiech w moim sercu, bo bez niego nie wytrwam do końca grudnia. 


Święta to szczęśliwy czas. I nie dlatego, że tak się mówi.
Są radosne, bo świat wtedy jest piękny. Ludziom zależy na sprawianiu innym radości, dekorują ulice miast i własne domy, dbają o idealny porządek, planują wybitne potrawy na Wigilię, żyją razem w niecierpliwości na nadchodzące dni. 

Święta są radosne, bo spędzamy je wszyscy razem. 

I może dzisiaj nie piłam kojącej herbaty, tylko zabójczo mocną kawę. Może nie leżałam pod kocem, tylko marzłam na krześle przy biurku, bo w ciepełku od razu bym zamknęła oczy i odpłynęła. 

I może nie napisałam ani fragmentu o Niallu i Annie.

Ale miałam ich przed oczami, gdy wędrowałam alejkami delikatesów wśród kolorowych, świątecznych edycji słodyczy. Widziałam ich, gdy szłam Nowym Światem obok niedawno powieszonych dekoracji. Towarzyszyli mi, gdy myślałam intensywnie.

Byli moim motorem do uśmiechu bo wiedziałam, że jeśli chwilowo nie ja, to na pewno oni są szczęśliwi i wypoczęci.




;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz