Manny

środa, 16 grudnia 2015

#BLOGMAS DAY 16! | #38 PART 1


*8 days to go!!!*




#38 PART 1

Jestem głupia, że napisałam coś tak długiego, skoro w to miejsce mogłam dotknąć się do planowanej wigilijnej niespodzianki... poza tym co, dam Wam dłuższy rozdział, a jutro nic? Bo na przykład nie będę miała tyle "tego" w sobie?
Renifer mi strzelił w głowę z kopyta chyba.





October 2015

Był zmęczony. Widziałam to w jego oczach, zmęczenie malowało się na całej jego twarzy. Odpowiadał krótko i konkretnie, nie przygotowywał długich wypowiedzi. Był wręcz jak maszyna, która wykonywała rutynowe zadania, spełniała wszystkie swoje powinności. Ale każdy sprzęt potrzebuje kiedyś naładowania baterii, wyłączenia się na chwilę, bo inaczej się przegrzeje i nie będzie w stanie właściwie pracować.
Czułam się trochę jak taki podążający za nim, niewidzialny duszek. Mimo przeziębienia od początku do końca czekałam na niego za kulisami w Manchesterze i Birmingham, obserwowałam z boku wszystkie wywiady promujące nowy album w Londynie. Nie mówiłam zbyt wiele, nie dawałam za dużej ilości porad. Po prostu byłam, śledziłam, patrzyłam. Bo czułam, że nic więcej nie mogę zrobić.

Zachowywał się bardzo kapryśnie. Często mu coś nie pasowało, siedział naburmuszony podczas spotkań z reporterami i pozwalał, by to Harry prowadził rozmowę w najprzyjaźniejszy sposób. Sam wyglądał na rozproszonego, niezainteresowanego i gotowego do wyjścia w każdej chwili. Miał już dość ciągłych pytań, ciągłej uwagi mediów, nieustannie powtarzających się teorii i niedomówień. Denerwowało go to, że opinia publiczna nie potrafiła przyjąć czegoś takim jakie jest, tylko ciągle szukała głębszego sensu, nie zostawiała tematu tylko go rozgrzebywała.
Gdybym była bezlitosna, złościłabym się na niego. Gdybym nie kochała go i nie próbowała zrozumieć tak mocno, jak to robię, nie próbowałabym mu w żaden sposób pomóc. Poprosiłabym niegrzecznie, żeby się ogarnął, zostawiła go z tym wszystkim. Ja jednak poza tym, że dbam najpierw o wszystkich a potem o siebie, bardzo chciałam mu pomóc. Poprzez drobne, codzienne rzeczy, miłe gesty, skromne przyjemności - wszystko to, co zwróci jego uwagę, lub pozwoli na moment zapomnieć o tłumiącej go rzeczywistości, nawet jeśli zapomni mi pokazać, że to docenia. Taka była moja rola - bezinteresownie mu pomagać i trwać przy nim.
Dlatego właśnie nalewałam do jego wysokiego kubka Derby County wrzącą wodę, w nadziei, że jak najszybciej dotrze do mnie intensywny zapach imbirowo-cytrynowej herbaty. Jego ulubiony, lejący się miód z buteleczki już dawno wylądował na dnie naczynia, dlatego uważając na palce delikatnie pomieszałam całość dość krótką, jak na rozmiar kubka, łyżeczką.
Gdzieś z tyłu głowy miałam przeczucie, że jego nastrój się zmieni już lada dzień, kiedy to wylądujemy w Dublinie. Będzie u siebie, spotka się ze swoją rodziną, odetchnie prawdziwie domowym powietrzem. Zapomni o tym, co go martwi, a przynajmniej uzna to za błahostkę w obliczu tak ważnego dla niego miejsca, w którym wszyscy go kochają.
Jako, że ja też byłam tą kochającą, byłam skłonna do poświęceń. Uwielbiałam patrzeć, gdy się uśmiecha, lub zmienia mimikę twarzy na tę zaciekawioną, zupełnie inną od posępnej. W ciągu dnia posyłałam mu długie spojrzenia, nie powstrzymując się przy tym od lustrowania jego ciała - w zasadzie, mężczyźni to kochali. Rosły ich duma i ego, które potrzebowały skupienia swojej uwagi. Nasz związek nie był platoniczny a przepełniony wszystkim, aż do przesady. Uwzględniało to jednak również zabawę, flirt i słodycz. Nie od dziś zdawałam sobie sprawę z tego, jak lubił moje ciało. W końcu, patrząc na to z perspektywy mężczyzny, posiadanie dziewczyny wiązało się z posiadaniem przyjemnego "tu i ówdzie" do oglądania i dotykania. Nie bądźmy nieśmiali - tak już jest, a będąc z nim w związku zgadzałam się na głodne spojrzenia i niespodziewane uszczypnięcia. Na tym polegało bycie młodym, w miłości takiej jak moja, z chłopakiem takim, jak ten leżący na naszym łóżku w sypialni.
Postawiłam mu kubek na szafce nocnej, zaraz obok sterty dokumentów i planów promocyjnych. Leżał oparty nieco wyżej na poduszkach, prawą ręką wcisnąwszy sobie pod głowę, a drugą trzymając przed nosem telefon. Odwracając się od niego spostrzegłam mały głośnik stojący z mojej strony łóżka, do którego podłączony był mój wściekle różowy, specjalnie od niego, iPod z moją najcenniejszą kolekcją przenośnej muzyki. Przyzwyczajona do grających bez przerwy w domu strun, śpiewających głosów i cały czas włączonej na głos bibliotece muzycznej, na początku nie zwróciłam na to uwagi. Po cichu grały utwory, które kojarzyłam z jednej z moich ulubionych playlist. Zagryzłam wargę, próbując ukryć mój zadowolony uśmiech. Spodziewałabym się, że włączy drugi album The Eagles, albo coś smętnego od Kodaline, ale nie. Widocznie próbował zrozumieć jak działa moja głowa, gdy sama potrzebuję się odprężyć, wyrzucić z siebie negatywne myśli. Udawałam jednak, że tego nie zauważyłam i próbowałam podejść kawałek dalej, do szafy koło garderoby w naszym pokoju. Próbowałam, bo zatrzymał mnie nagły chwyt w nadgarstku.
- Dzięki. - spojrzał na mnie, krótko ale spojrzał. Uniósł jeden kącik ust i wiedziałam, że jest mi wdzięczny. Nie musiał być nie wiadomo jak wylewny w uczuciach, ja wiedziałam swoje.
W odpowiedzi mrugnęłam do niego zaczepnie, wręcz zalotnie. Puścił moją dłoń i pozwolił mi dotrzeć do szafy, żebym w końcu mogła się przebrać po intensywnym dniu. Otworzyłam rozsuwane drzwi pokryte lustrem i oparłam się rękoma w biodrach, szukając czegoś wygodnego dla odmiany od eleganckiej, błękitnej koszuli zapinanej na guziki i bardzo ciasnych, czarnych spodni.
Czasami najlepszy pomysł jest kwestią czasu krótszego nawet od sekundy. Co z tego, że dla niektórych może się wydawać dziecinny, innym szalony, jeszcze innym bezcelowy. Ja jednak znałam tego przybitego i zmęczonego blondyna, wiedziałam co lubi i co sprawia mu przyjemność. Dlaczego więc nie dać mu tej radości, skoro mam ją w zasięgu kilku ruchów?


Z niedużego, ale jakże mocnego głośnika zaczęły płynąć pierwsze dźwięki jednego z nowych utworów Ellie Goulding. Był żywy, wręcz elektryzujący ale energią i pozytywnymi myślami. Tak na mnie działało "Something In The Way You Move", więc mimowolnie zaczęłam poruszać na boki biodrami w rytm muzyki. Zabiłam wszelką nieśmiałość, która normalnie by mi przy tym towarzyszyła. Liczył się mój mężczyzna a z nim nasze uśmiechy i przyjemna atmosfera. Byłam gotowa do poświęceń, nawet tych igrających z moją pewnością siebie. Bo dla Nialla mogłam przekroczyć każdą jej granicę.
Po cichu zaczęłam nucić pierwsze słowa utworu, przebierając rękoma na półce z ubraniami. Wyjęłam na wierzch pudrowo różową bluzę wkładaną przez głowę, z krzyczącym napisem "BADASS" - tę samą, którą podarował mi na gwiazdkę rok wcześniej. Lubił mnie w niej, a dodając do tego element wiszący już w mojej głowie byłam gotowa zdziałać cuda.
Nie poszłam do łazienki. Nie weszłam w głąb garderoby. Mocno dopasowane spodnie zaczęłam zsuwać ze swoich bioder przed nim, przed naszym łóżkiem. W nadziei, że spogląda na mnie z zaciekawieniem i choć lekkim uśmiechem. Robiłam co w mojej mocy, by każdy mój ruch był dobrze wymierzony. Nie chciałam robić tego bez gracji, wręcz przeciwnie. Starałam się nie zważać na fakt, że nigdy nie robiłam prawdziwego striptizu. Kołysząc wciąż swoim ciałem powoli schylałam się jak do skłonu, moje dłonie ciągnęły ze sobą trudno schodzące z ciała nogawki. Pozwoliłam, żeby moja bluzka podwinęła się odrobinę do góry i odkryła napis, jaki widniał na moich pośladkach. Coś mnie musiało rano podkusić, żebym ubrała prezent od niego i mówiła nim głośno, że mój tył jest "pretty". Modliłam się o to, żeby nie przewrócić się podczas stania na jednej nodze i wciąż z jakimś ładem poruszać się w rytm piosenki. Nie musiałam jednak czekać długo na zachętę, bo dosłownie odrobinę, ale zrobił głośniej.
Nie raz słyszałam, z wywiadów czy obserwacji jego wędrujących oczu, że lubi kobiece pupy. Dlatego nie spieszyłam się z szukaniem spodni. Z radością i tanecznym drygiem stąpałam z nogi na nogę, ściągając przy tym niedbałym ruchem gumkę z włosów. Pomachałam nimi na boki i pozwoliłam by wyglądały na nieuczesane i niestaranne. Dziękowałam sobie w duchu, że postanowiłam rano ubrać kontrastujący z moją skórą, czarny biustonosz z koronką. Będąc w takim nastroju nie bałabym się stwierdzenia, że jako wielbiciel moich pośladków i tak oszaleje na widok mnie rozpinającej bluzkę. Skąd we mnie tyle odwagi?
Żeby nie myśleć za dużo, skupiłam się całkiem na grającej wciąż piosence i bawiłam się do niej na moim własnym przyjęciu, powoli odpinając kolejne guziki. Uniosłam ręce do góry, by trochę urozmaicić mój prowizoryczny taniec a jednocześnie odsłonić przed nim górną część mojej bielizny. Wręcz skakałam w kółko do rytmu, nie dbając o brak moich profesjonalnych zdolności. Czułam się przy nim swobodnie i seksownie, a moje serce wybuchło prawie z radości gdy zerknęłam na jego reakcję.
Uśmiechał się od ucha do ucha, telefon leżał gdzieś zapomniany w pościeli, oczy skrzyły się i wędrowały po mnie całej, od stóp aż po głowę. Razem z jego wzrokiem, moje ruchy śledziły ciepłe, delikatnie szczypiące iskierki, którymi we mnie strzelał. Jego oczy się świeciły, błyszczały piękniej od niejednego oszlifowanego kamienia szlachetnego. Widząc jego radość zaczęłam w podskokach zbliżać się do niego, nie przestając swoich nieprzemyślanych ruchów rękami i uderzeń w rytm biodrami. Nie spuszczał mnie z oczu, więc utrzymywałam nasz kontakt wzrokowy nawet w momencie, gdy muzyka na moment ucichła. Jego uniesione kąciki ust ani na chwilę nie opadły, wyglądał na naprawdę zadowolonego z widoku. Dlatego gdy kolejna piosenka zaczęła swoje pierwsze nuty, w duchu musiałam sobie zacząć mocno dopingować.
Zagryzłam wargę na myśl o tym, jak bardzo miałam zamiar zmienić atmosferę. Przez chwilę się zawahałam i myślałam, że poza paskudnie gorącym rumieńcem pojawi się również jeszcze większa nieśmiałość i ucieknę, ale nie mogłam. Nie, kiedy w samych majtkach i w rozpiętej bluzce stałam nad nim, gdy pożerał mnie szczęśliwym i niecierpliwym dalszych niespodzianek wzrokiem.


Zalotnie przesunęłam palcem wzdłuż jego uda i brzucha, przykrytych domowymi ubraniami. Starając się nie stracić równowagi, oparłam się jednym kolanem na brzegu łóżka tak, by drugą nogą wylądować po drugiej stronie jego ciała i usiąść na nim okrakiem. Zsunęłam się trochę bardziej w jego nogi, by twarzą wylądować tuż nad jego brzuchem i końcem białego podkoszulka. Schyliłam się i byłam więcej jak przekonana, że wyobrażał sobie mnie robiącą sprośne rzeczy. Zwłaszcza w momencie, gdy spojrzałam na niego spod ciemnych rzęs i w ten "niewinny" sposób zagryzłam wargę. Cholera.
Pamiętałam, że miałam jeszcze na ustach resztki ciemnoczerwonej szminki. Może nie była to świeżo pomalowana, jeszcze nie zlizana warstwa, ale zawsze jakaś barwa powinna zostać. Czułam, jak mocno bije mi serce w momencie, gdy zagryzłam koniuszek jego koszulki i zaczęłam ciągnąć do góry wzdłuż jego torsu, pracując przy tym całym ciałem i ocierając się, chcąc nie chcąc, biustonoszem o jego intymne miejsca. Na tyle na ile mogłam odsłoniłam jego brzuch, ten miękki ale i w wyjątkowych sytuacjach reprezentujący niemały potencjał mięśni. Zaczęłam mocno przyciskać usta do jego skóry, z pierwszym dotykiem poczułam delikatne drżenie. Skłoniło mnie to do natychmiastowego spojrzenia na niego i, jak się okazało, ujrzenia jego zaciśniętych mocno warg i skupionych w zaskoczeniu ale i podekscytowaniu oczu. Niewiele myśląc - bo i tak prawie w ogóle już nie myślałam, inaczej bym tego nie robiła - zaczęłam składać na jasnej skórze pocałunki, które zostawiały lekkie burgundowe ślady w kształcie moich ust. Obdarowałam go całusami obok pod żebrami, koło pępka i nad linią bokserek, które wystawały jak zwykle spod dresów.
W chwili, gdy jego dłoń powędrowała do linii moich włosów, by je odgarnąć i polepszyć mu widok, wiedziałam że robię coś w porządku. Czułam jak pozostałości czerwonej szminki rozmazały się już poza linię moich warg, więc złożyłam ostatni pocałunek na środku jego szczęśliwego brzucha i podniosłam głowę. Przesunęłam cały swój tułów wyżej, by usiąść poniżej jego linii bioder i wylądowałam twarzą odrobinę dalej, niż jego. Obojętnie jak by mnie to na co dzień mogło krępować, przymknęłam dumnie oczy gdy zobaczyłam jak wpatruje się w mój dekolt, który na dobrą sprawę miał pod nosem. Jego dłonie nagle znalazły się na moich pośladkach i pewnie je objęły, więc obniżyłam usta tuż nad jego ucho i zaczęłam tam całować, uzyskując od niego ciepłe, drżące powietrze wydychane z ust i nosa. Zagryzłam zębami płatek ucha i całowałam go, zanim zdecydowałam się wyszeptać słowa piosenki razem z wykonawcą.
- Hold me close, I wanna feel your heart.
Przesunęłam twarz tuż nad jego i prawie stykaliśmy się nosami, gdy wbiłam w niego swój wzrok. Ciemnoniebieskie tęczówki próbowały wypalić pełną adoracji dziurę w moich szarych oczach. Obdarzyłam go nieśmiałym uśmiechem i złączyłam nasze usta w powolnym, intensywnym pocałunku. Chciałam go nim zapewnić, że jestem. Cała jego, dla niego, z nim. Pewnymi ruchami masowałam jego wargi, przypominając sobie nasz każdy pocałunek obserwując moje rosnące dla niego z każdym dniem serce. Przesunął jedną z dłoni pod moją bluzkę i objął mnie w plecach, drugą zaś nieśmiało wkładając pod materiał moich majtek. Przycisnął mnie do siebie mocno i mimo że go całowałam, mimo że oboje w pewnym momencie zaczęliśmy delikatnie poruszać biodrami w jednym rytmie, przytulał mnie do siebie mocno.
Niall Horan, w zmęczeniu i złości głodny ciała Irlandczyk zamiast zerwać ze mnie bluzkę, przewrócić mnie na plecy i robić ze mną wszystko, w pozycji więcej jak dwuznacznej, przytulał mnie. Tak, jakby jutra miało nie być. Uznałam to za dobry moment, by oderwać się ustami od jego ciepłych warg i zacząć składać przyjemne całusy wzdłuż żuchwy i aż do szyi, gdzie schowałam swoją twarz. Wciąż mimowolnie co chwila unosił biodra i przypominał mi, że jego męskość domaga się uwagi, jednak westchnął głęboko i mocno mnie do siebie przyciskał, a ja delikatnie i z miłością całowałam jego szyję.
- W porządku? - szepnęłam tak cicho, że miałam jedynie nadzieję że dosłyszał. Bałam się zaburzyć naszą pełną emocji chwilę, moment bliskości i ciepła.
- Tak. - mruknął, aż zadrżała mu broda od niskiego tonu. - Potrzebuję chwili. - Dodał, zanim delikatnie pokiwałam głową i w miarę możliwości ciaśniej do niego przylgnęłam. Oddychaliśmy sobą nawzajem, upojeni wciąż dotykiem i niezaspokojonym pragnieniem drugiej osoby. Ale było ciepło, była miłość, byliśmy my. - But no worries, you're still the fuckin' sexiest thing on the planet and I'm gonna make you moan.
- If anything, - zaczęłam, chcąc się z nim podroczyć. Przesunęłam pośladki wzdłuż jego męskości kilka razy używając do tego siły swoich bioder i delikatnie zagryzłam jego skórę, zanim znów ją pocałowałam. Tak jak się spodziewałam, wyraźnie jęknął i jeszcze mocniej objął moje zakochane w nim ciało. - I'll be making YOU moan, baby.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz