*8 days to go!!!*
#38 PART 1
Jestem głupia, że
napisałam coś tak długiego, skoro w to miejsce mogłam dotknąć
się do planowanej wigilijnej niespodzianki... poza tym co, dam Wam
dłuższy rozdział, a jutro nic? Bo na przykład nie będę miała tyle "tego"
w sobie?
Renifer mi strzelił w
głowę z kopyta chyba.
October 2015
Był zmęczony.
Widziałam to w jego oczach, zmęczenie malowało się na całej jego
twarzy. Odpowiadał krótko i konkretnie, nie przygotowywał długich
wypowiedzi. Był wręcz jak maszyna, która wykonywała rutynowe
zadania, spełniała wszystkie swoje powinności. Ale każdy sprzęt
potrzebuje kiedyś naładowania baterii, wyłączenia się na chwilę,
bo inaczej się przegrzeje i nie będzie w stanie właściwie
pracować.
Czułam się trochę jak
taki podążający za nim, niewidzialny duszek. Mimo przeziębienia
od początku do końca czekałam na niego za kulisami w Manchesterze
i Birmingham, obserwowałam z boku wszystkie wywiady promujące nowy
album w Londynie. Nie mówiłam zbyt wiele, nie dawałam za dużej
ilości porad. Po prostu byłam, śledziłam, patrzyłam. Bo czułam,
że nic więcej nie mogę zrobić.
Zachowywał się bardzo
kapryśnie. Często mu coś nie pasowało, siedział naburmuszony
podczas spotkań z reporterami i pozwalał, by to Harry prowadził
rozmowę w najprzyjaźniejszy sposób. Sam wyglądał na
rozproszonego, niezainteresowanego i gotowego do wyjścia w każdej
chwili. Miał już dość ciągłych pytań, ciągłej uwagi mediów,
nieustannie powtarzających się teorii i niedomówień. Denerwowało
go to, że opinia publiczna nie potrafiła przyjąć czegoś takim
jakie jest, tylko ciągle szukała głębszego sensu, nie zostawiała
tematu tylko go rozgrzebywała.
Gdybym była bezlitosna,
złościłabym się na niego. Gdybym nie kochała go i nie próbowała
zrozumieć tak mocno, jak to robię, nie próbowałabym mu w żaden
sposób pomóc. Poprosiłabym niegrzecznie, żeby się ogarnął,
zostawiła go z tym wszystkim. Ja jednak poza tym, że dbam najpierw
o wszystkich a potem o siebie, bardzo chciałam mu pomóc. Poprzez
drobne, codzienne rzeczy, miłe gesty, skromne przyjemności -
wszystko to, co zwróci jego uwagę, lub pozwoli na moment zapomnieć
o tłumiącej go rzeczywistości, nawet jeśli zapomni mi pokazać,
że to docenia. Taka była moja rola - bezinteresownie mu pomagać i
trwać przy nim.
Dlatego właśnie
nalewałam do jego wysokiego kubka Derby County wrzącą wodę, w
nadziei, że jak najszybciej dotrze do mnie intensywny zapach
imbirowo-cytrynowej herbaty. Jego ulubiony, lejący się miód z
buteleczki już dawno wylądował na dnie naczynia, dlatego uważając
na palce delikatnie pomieszałam całość dość krótką, jak na
rozmiar kubka, łyżeczką.
Gdzieś z tyłu głowy
miałam przeczucie, że jego nastrój się zmieni już lada dzień,
kiedy to wylądujemy w Dublinie. Będzie u siebie, spotka się ze
swoją rodziną, odetchnie prawdziwie domowym powietrzem. Zapomni o
tym, co go martwi, a przynajmniej uzna to za błahostkę w obliczu
tak ważnego dla niego miejsca, w którym wszyscy go kochają.
Jako, że ja też byłam
tą kochającą, byłam skłonna do poświęceń. Uwielbiałam
patrzeć, gdy się uśmiecha, lub zmienia mimikę twarzy na tę
zaciekawioną, zupełnie inną od posępnej. W ciągu dnia posyłałam
mu długie spojrzenia, nie powstrzymując się przy tym od
lustrowania jego ciała - w zasadzie, mężczyźni to kochali. Rosły
ich duma i ego, które potrzebowały skupienia swojej uwagi. Nasz
związek nie był platoniczny a przepełniony wszystkim, aż do
przesady. Uwzględniało to jednak również zabawę, flirt i
słodycz. Nie od dziś zdawałam sobie sprawę z tego, jak lubił
moje ciało. W końcu, patrząc na to z perspektywy mężczyzny,
posiadanie dziewczyny wiązało się z posiadaniem przyjemnego "tu
i ówdzie" do oglądania i dotykania. Nie bądźmy nieśmiali -
tak już jest, a będąc z nim w związku zgadzałam się na głodne
spojrzenia i niespodziewane uszczypnięcia. Na tym polegało bycie
młodym, w miłości takiej jak moja, z chłopakiem takim, jak ten
leżący na naszym łóżku w sypialni.
Postawiłam mu kubek na
szafce nocnej, zaraz obok sterty dokumentów i planów promocyjnych.
Leżał oparty nieco wyżej na poduszkach, prawą ręką wcisnąwszy
sobie pod głowę, a drugą trzymając przed nosem telefon.
Odwracając się od niego spostrzegłam mały głośnik stojący z
mojej strony łóżka, do którego podłączony był mój wściekle
różowy, specjalnie od niego, iPod z moją najcenniejszą kolekcją
przenośnej muzyki. Przyzwyczajona do grających bez przerwy w domu
strun, śpiewających głosów i cały czas włączonej na głos
bibliotece muzycznej, na początku nie zwróciłam na to uwagi. Po
cichu grały utwory, które kojarzyłam z jednej z moich ulubionych
playlist. Zagryzłam wargę, próbując ukryć mój zadowolony
uśmiech. Spodziewałabym się, że włączy drugi album The Eagles,
albo coś smętnego od Kodaline, ale nie. Widocznie próbował
zrozumieć jak działa moja głowa, gdy sama potrzebuję się
odprężyć, wyrzucić z siebie negatywne myśli. Udawałam jednak,
że tego nie zauważyłam i próbowałam podejść kawałek dalej, do
szafy koło garderoby w naszym pokoju. Próbowałam, bo zatrzymał
mnie nagły chwyt w nadgarstku.
- Dzięki. - spojrzał na
mnie, krótko ale spojrzał. Uniósł jeden kącik ust i wiedziałam,
że jest mi wdzięczny. Nie musiał być nie wiadomo jak wylewny w
uczuciach, ja wiedziałam swoje.
W odpowiedzi mrugnęłam
do niego zaczepnie, wręcz zalotnie. Puścił moją dłoń i pozwolił
mi dotrzeć do szafy, żebym w końcu mogła się przebrać po
intensywnym dniu. Otworzyłam rozsuwane drzwi pokryte lustrem i
oparłam się rękoma w biodrach, szukając czegoś wygodnego dla
odmiany od eleganckiej, błękitnej koszuli zapinanej na guziki i
bardzo ciasnych, czarnych spodni.
Czasami najlepszy pomysł
jest kwestią czasu krótszego nawet od sekundy. Co z tego, że dla
niektórych może się wydawać dziecinny, innym szalony, jeszcze
innym bezcelowy. Ja jednak znałam tego przybitego i zmęczonego
blondyna, wiedziałam co lubi i co sprawia mu przyjemność. Dlaczego
więc nie dać mu tej radości, skoro mam ją w zasięgu kilku
ruchów?
Z niedużego, ale jakże
mocnego głośnika zaczęły płynąć pierwsze dźwięki jednego z
nowych utworów Ellie Goulding. Był żywy, wręcz elektryzujący ale
energią i pozytywnymi myślami. Tak na mnie działało "Something
In The Way You Move", więc mimowolnie zaczęłam poruszać na
boki biodrami w rytm muzyki. Zabiłam wszelką nieśmiałość, która
normalnie by mi przy tym towarzyszyła. Liczył się mój mężczyzna
a z nim nasze uśmiechy i przyjemna atmosfera. Byłam gotowa do
poświęceń, nawet tych igrających z moją pewnością siebie. Bo
dla Nialla mogłam przekroczyć każdą jej granicę.
Po cichu zaczęłam
nucić pierwsze słowa utworu, przebierając rękoma na półce z
ubraniami. Wyjęłam na wierzch pudrowo różową bluzę wkładaną
przez głowę, z krzyczącym napisem "BADASS" - tę samą,
którą podarował mi na gwiazdkę rok wcześniej. Lubił mnie w
niej, a dodając do tego element wiszący już w mojej głowie byłam
gotowa zdziałać cuda.
Nie poszłam do
łazienki. Nie weszłam w głąb garderoby. Mocno dopasowane spodnie
zaczęłam zsuwać ze swoich bioder przed nim, przed naszym łóżkiem.
W nadziei, że spogląda na mnie z zaciekawieniem i choć lekkim
uśmiechem. Robiłam co w mojej mocy, by każdy mój ruch był dobrze
wymierzony. Nie chciałam robić tego bez gracji, wręcz przeciwnie.
Starałam się nie zważać na fakt, że nigdy nie robiłam
prawdziwego striptizu. Kołysząc wciąż swoim ciałem powoli
schylałam się jak do skłonu, moje dłonie ciągnęły ze sobą
trudno schodzące z ciała nogawki. Pozwoliłam, żeby moja bluzka
podwinęła się odrobinę do góry i odkryła napis, jaki widniał
na moich pośladkach. Coś mnie musiało rano podkusić, żebym
ubrała prezent od niego i mówiła nim głośno, że mój tył jest
"pretty". Modliłam się o to, żeby nie przewrócić się
podczas stania na jednej nodze i wciąż z jakimś ładem poruszać
się w rytm piosenki. Nie musiałam jednak czekać długo na zachętę,
bo dosłownie odrobinę, ale zrobił głośniej.
Nie raz słyszałam, z
wywiadów czy obserwacji jego wędrujących oczu, że lubi kobiece
pupy. Dlatego nie spieszyłam się z szukaniem spodni. Z radością i
tanecznym drygiem stąpałam z nogi na nogę, ściągając przy tym
niedbałym ruchem gumkę z włosów. Pomachałam nimi na boki i
pozwoliłam by wyglądały na nieuczesane i niestaranne. Dziękowałam
sobie w duchu, że postanowiłam rano ubrać kontrastujący z moją
skórą, czarny biustonosz z koronką. Będąc w takim nastroju nie
bałabym się stwierdzenia, że jako wielbiciel moich pośladków i
tak oszaleje na widok mnie rozpinającej bluzkę. Skąd we mnie tyle
odwagi?
Żeby nie myśleć za
dużo, skupiłam się całkiem na grającej wciąż piosence i
bawiłam się do niej na moim własnym przyjęciu, powoli odpinając
kolejne guziki. Uniosłam ręce do góry, by trochę urozmaicić mój
prowizoryczny taniec a jednocześnie odsłonić przed nim górną
część mojej bielizny. Wręcz skakałam w kółko do rytmu, nie
dbając o brak moich profesjonalnych zdolności. Czułam się przy
nim swobodnie i seksownie, a moje serce wybuchło prawie z radości
gdy zerknęłam na jego reakcję.
Uśmiechał się od ucha
do ucha, telefon leżał gdzieś zapomniany w pościeli, oczy skrzyły
się i wędrowały po mnie całej, od stóp aż po głowę. Razem z
jego wzrokiem, moje ruchy śledziły ciepłe, delikatnie szczypiące
iskierki, którymi we mnie strzelał. Jego oczy się świeciły,
błyszczały piękniej od niejednego oszlifowanego kamienia
szlachetnego. Widząc jego radość zaczęłam w podskokach zbliżać
się do niego, nie przestając swoich nieprzemyślanych ruchów
rękami i uderzeń w rytm biodrami. Nie spuszczał mnie z oczu, więc
utrzymywałam nasz kontakt wzrokowy nawet w momencie, gdy muzyka na
moment ucichła. Jego uniesione kąciki ust ani na chwilę nie
opadły, wyglądał na naprawdę zadowolonego z widoku. Dlatego gdy
kolejna piosenka zaczęła swoje pierwsze nuty, w duchu musiałam
sobie zacząć mocno dopingować.
Zagryzłam wargę na
myśl o tym, jak bardzo miałam zamiar zmienić atmosferę. Przez
chwilę się zawahałam i myślałam, że poza paskudnie gorącym
rumieńcem pojawi się również jeszcze większa nieśmiałość i
ucieknę, ale nie mogłam. Nie, kiedy w samych majtkach i w rozpiętej
bluzce stałam nad nim, gdy pożerał mnie szczęśliwym i
niecierpliwym dalszych niespodzianek wzrokiem.
Zalotnie przesunęłam
palcem wzdłuż jego uda i brzucha, przykrytych domowymi ubraniami.
Starając się nie stracić równowagi, oparłam się jednym kolanem
na brzegu łóżka tak, by drugą nogą wylądować po drugiej
stronie jego ciała i usiąść na nim okrakiem. Zsunęłam się
trochę bardziej w jego nogi, by twarzą wylądować tuż nad jego
brzuchem i końcem białego podkoszulka. Schyliłam się i byłam
więcej jak przekonana, że wyobrażał sobie mnie robiącą sprośne
rzeczy. Zwłaszcza w momencie, gdy spojrzałam na niego spod ciemnych
rzęs i w ten "niewinny" sposób zagryzłam wargę.
Cholera.
Pamiętałam,
że miałam jeszcze na ustach resztki ciemnoczerwonej szminki. Może
nie była to świeżo pomalowana, jeszcze nie zlizana warstwa, ale
zawsze jakaś barwa powinna zostać. Czułam, jak mocno bije mi serce
w momencie, gdy zagryzłam koniuszek jego koszulki i zaczęłam
ciągnąć do góry wzdłuż jego torsu, pracując przy tym całym
ciałem i ocierając się, chcąc nie chcąc, biustonoszem o jego
intymne miejsca. Na tyle na ile mogłam odsłoniłam jego brzuch, ten
miękki ale i w wyjątkowych sytuacjach reprezentujący niemały
potencjał mięśni. Zaczęłam mocno przyciskać usta do jego skóry,
z pierwszym dotykiem poczułam delikatne drżenie. Skłoniło mnie to
do natychmiastowego spojrzenia na niego i, jak się okazało,
ujrzenia jego zaciśniętych mocno warg i skupionych w zaskoczeniu
ale i podekscytowaniu oczu. Niewiele myśląc - bo i tak prawie w
ogóle już nie myślałam, inaczej bym tego nie robiła - zaczęłam
składać na jasnej skórze pocałunki, które zostawiały lekkie
burgundowe ślady w kształcie moich ust. Obdarowałam go całusami
obok pod żebrami, koło pępka i nad linią bokserek, które
wystawały jak zwykle spod dresów.
W
chwili, gdy jego dłoń powędrowała do linii moich włosów, by je
odgarnąć i polepszyć mu widok, wiedziałam że robię coś w
porządku. Czułam jak pozostałości czerwonej szminki rozmazały
się już poza linię moich warg, więc złożyłam ostatni pocałunek
na środku jego szczęśliwego brzucha i podniosłam głowę.
Przesunęłam cały swój tułów wyżej, by usiąść poniżej jego
linii bioder i wylądowałam twarzą odrobinę dalej, niż jego.
Obojętnie jak by mnie to na co dzień mogło krępować, przymknęłam
dumnie oczy gdy zobaczyłam jak wpatruje się w mój dekolt, który
na dobrą sprawę miał pod nosem. Jego dłonie nagle znalazły się
na moich pośladkach i pewnie je objęły, więc obniżyłam usta tuż
nad jego ucho i zaczęłam tam całować, uzyskując od niego ciepłe,
drżące powietrze wydychane z ust i nosa. Zagryzłam zębami płatek
ucha i całowałam go, zanim zdecydowałam się wyszeptać słowa
piosenki razem z wykonawcą.
-
Hold me close, I wanna feel your heart.
Przesunęłam
twarz tuż nad jego i prawie stykaliśmy się nosami, gdy wbiłam w
niego swój wzrok. Ciemnoniebieskie tęczówki próbowały wypalić
pełną adoracji dziurę w moich szarych oczach. Obdarzyłam go
nieśmiałym uśmiechem i złączyłam nasze usta w powolnym,
intensywnym pocałunku. Chciałam go nim zapewnić, że jestem. Cała
jego, dla niego, z nim. Pewnymi ruchami masowałam jego wargi,
przypominając sobie nasz każdy pocałunek obserwując moje rosnące
dla niego z każdym dniem serce. Przesunął jedną z dłoni pod moją
bluzkę i objął mnie w plecach, drugą zaś nieśmiało wkładając
pod materiał moich majtek. Przycisnął mnie do siebie mocno i mimo
że go całowałam, mimo że oboje w pewnym momencie zaczęliśmy
delikatnie poruszać biodrami w jednym rytmie, przytulał mnie do
siebie mocno.
Niall
Horan, w zmęczeniu i złości głodny ciała Irlandczyk zamiast
zerwać ze mnie bluzkę, przewrócić mnie na plecy i robić ze mną
wszystko, w pozycji więcej jak dwuznacznej, przytulał mnie. Tak,
jakby jutra miało nie być. Uznałam to za dobry moment, by oderwać
się ustami od jego ciepłych warg i zacząć składać przyjemne
całusy wzdłuż żuchwy i aż do szyi, gdzie schowałam swoją
twarz. Wciąż mimowolnie co chwila unosił biodra i przypominał mi,
że jego męskość domaga się uwagi, jednak westchnął głęboko i
mocno mnie do siebie przyciskał, a ja delikatnie i z miłością
całowałam jego szyję.
-
W porządku? - szepnęłam tak cicho, że miałam jedynie nadzieję
że dosłyszał. Bałam się zaburzyć naszą pełną emocji chwilę,
moment bliskości i ciepła.
-
Tak. - mruknął, aż zadrżała mu broda od niskiego tonu. -
Potrzebuję chwili. - Dodał, zanim delikatnie pokiwałam głową i w
miarę możliwości ciaśniej do niego przylgnęłam. Oddychaliśmy
sobą nawzajem, upojeni wciąż dotykiem i niezaspokojonym
pragnieniem drugiej osoby. Ale było ciepło, była miłość,
byliśmy my. - But no worries, you're still the fuckin'
sexiest thing on the planet and I'm gonna make you moan.
- If anything, -
zaczęłam, chcąc się z nim
podroczyć. Przesunęłam pośladki wzdłuż jego męskości kilka
razy używając do tego siły swoich bioder i delikatnie zagryzłam
jego skórę, zanim znów ją pocałowałam. Tak jak się
spodziewałam, wyraźnie jęknął i jeszcze mocniej objął moje
zakochane w nim ciało. - I'll be making YOU moan, baby.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz