Manny

niedziela, 21 czerwca 2015

#34

:)



Naprawdę, nie wiem co powiedzieć. Jestem świeżo po napisaniu czegoś, co wywołało najwięcej moich łez w historii TLM. Albo może tylko mi się tak wydaje?

Wydaje mi się, że na dobrą sprawę nikt poza mną nie zrozumie, jak bardzo to jest dla mnie ważne. Jak bardzo On i Jego życie są dla mnie ważne. Ktoś mógłby mnie sklasyfikować jako chorą psychicznie, ale nie biegam z aparatem po jego domu - to chyba jakaś różnica..

Boli, bardzo.
Zwłaszcza, gdy pojedyncze sceny z koncertu przypominają mi się nagle, a potem znikają. Cały dzień przestany w kolejce wymęczył mój organizm, nie raz byłam gotowa zemdleć. W momencie kryzysowym uratowało mnie usłyszenie Jego głosu, na żywo, po raz pierwszy, gdy zaczęli próbę dźwiękową. Nigdy jeszcze aż tak nie płakałam ze szczęścia, mimo że nogi odmawiały współpracy.

Zmontowałam film/relację z mojego wyjazdu na koncert, trwa jakieś pół godziny i jest dla mnie najcenniejszą rzeczą, jaką posiadam. Moje jedyne źródło wspomnień, których brak w głowie. Wyobraźcie sobie, jak potężnie we mnie uderzyło i ile emocji się przeze mnie przewijało, skoro nie powtórzę wszystkiego, co się działo?
Jeśli ktoś chce, opowiem więcej. Ale nie tutaj.
A może powinnam reaktywować mojego prywatnego bloga? Przynajmniej próbowałabym tłumaczyć, jak to Niall jest prawdziwy i widać mu mięśnie przez białą koszulkę.


Film: https://www.youtube.com/watch?v=OhzaD9Sjz1Q



To ważny dla mnie rozdział. No, jak każdy. Ale ten jest ważny inaczej.











            Prognozy pogody zapowiadały pochmurny poranek, ale gorące i słoneczne popołudnie. I tak właśnie to wyglądało – gdy wylądowaliśmy w Brukseli, miasto już się nagrzewało a na ciepłą bluzę było stanowczo za ciepło.
            Nikt nas nie widział. Nikt nie wiedział, kiedy przylecieliśmy, czym dojechaliśmy w okolice stadionu. Byłam towarzystwem, ale czułam się jednocześnie jak członek ekipy jak i ktoś, kto wraca po dłuższym czasie do domu. Dziesiątki wspomnień z tego miasta nie pozwalają na dobre o nim zapomnieć, dlatego spacer po okolicy był dla mnie obowiązkowym. Wsłuchać się znów w język, zjeść gofra przy jednej z uliczek odchodzących od Grand Place, powąchać odurzający zapach dochodzący z muzeum czekolady za rogiem. Bruksela to miasto wolnych artystów, co dodawało mu jedynie uroku. Wspaniałe graffiti na budynkach, ludzie kupujący kolejne pędzle u Shleipera. Gdzieś w środku tego całego europejskiego molochu byłam ja, zagubiona między myślami o moim obecnym miejscu pobytu oraz dzisiejszym koncercie, który wbrew pozorom znaczył dla mnie bardzo, bardzo wiele. Bycie jego dziewczyną nie wykluczało emocjonalnego przywiązania do miejsc i wspomnień, absolutnie nie.
            Mimo częstych odwiedzin Brukseli, nigdy nie byłam na żadnym z tutejszych stadionów. Dlatego zgodziłam się na pojechanie z nimi od razu na arenę, gdzie wybierała się już od wczesnych godzin porannych cała ekipa zespołu.
- Dobrze, że ci podcięłam te włosy. – mówiła Lou, gdy rozstawiała powoli już swoje małe studio piękności i spoglądała na siedzącego na kanapie obok Nialla. Odruchowo przeczesał rękoma swoją grzywę i zrobił zamyśloną minę nie wiedząc wciąż, czy odrobinę krótsza fryzura mu przypadała do gustu, czy nie. Osobiście byłam zakochana, ale mój głos chyba się nie liczy. Nie, kiedy to mi miękły najczęściej nogi na jego widok.
- Ciekaw jestem, jak dużo ich tam już stoi. Pewnie zjechały się z okolicznych państw, to przecież nie takie wielkie odległości. – Powiedział, chowając telefon do kieszeni. Wyciągnął ramiona za kark i wypiął swoją klatkę piersiową, nogami oparł się o stolik obok i wygodnie się ułożył.
- Co cię tak natchnęło? To oczywiste, że od wczoraj tu siedzą tłumy. – zaśmiałam się lekko. Zawsze sprawiał wrażenie wystarczająco świadomego, że aż nie wnikającego w cyferki. W odpowiedzi wzruszył ramionami i ziewnął przeciągle, tym samym otrzymując od drzemiącego obok Liama fangę w nos za rozpychanie się na sofie. – Mogę się przejść i zorientować. – dodałam ciszej i poprawiłam okulary przeciwsłoneczne, które wsunęłam wcześniej między związane włosy.
- Chcesz iść podziwiać tłumy dookoła stadionu, Ann? – uniósł brew i spojrzał na mnie, nie do końca pewien tego co powiedziałam. Pokiwałam głową, bo była to prawda. Czułam, że może być to ciekawa wycieczka, poza tym i tak tkwiłabym w jednym pokoju przez kilka kolejnych godzin, chyba że wpuściliby mnie na trybuny stadionu przed ich wejściem na scenę, w co szczerze wątpiłam. Poza tym, byłam szczęśliwą maskotką tego skrzywionego Irlandczyka. – No nie wiem... – wyglądał na niezadowolonego z mojego pomysłu.
- To nie tak, że zaraz ją wszystkie poznają. – Wymruczał w półśnie Liam, uchylając kontrolnie jedno oko i spoglądając na Nialla spostrzegawczo. – Pewnie, któraś na pewno, ale no proszę cię. Ann ma naturalną zdolność do wmieszania się w tłum, jeśli tego bardzo chce. – pokiwał głową na potwierdzenie swoich słów. Blondyn westchnął i spojrzał znów na mnie, nie wiedząc co powiedzieć. Westchnął głęboko i wręcz jęknął bo wiedział, że i tak przegrał.
- Weź ze sobą Basa albo kogoś. – powiedział zrezygnowany, więc obdarowałam go ciepłym uśmiechem. Zamknęłam opakowanie sprayu do włosów, którym się bawiłam i odstawiłam je na prowizoryczną toaletkę Lou. Ta wystawiła do mnie język pewnie z zazdrości, że mogłam wyjść na światło dzienne.
            Rzuciłam swoją małą torebkę na jego rozłożony brzuch i spotkałam się z niezadowolonym jęknięciem.
- Krzywdzisz mnie! – żachnął się, na co parsknęłam śmiechem. Upewniłam się, że mam włączony w razie czego głos w telefonie i wyszłam z ich leniwego pokoju, na odchodne słysząc jak Lou skomle do Nialla słowa:
- Awwwwwwwww, Niall! Jesteś taki opiekuńczy! – Już wyobrażałam sobie jego minę. Wywrotka oczami i westchnięcie, ale prawdziwie różowiące się policzki i nieśmiałe przytaknięcie pod koniec.

            Na dworze było już naprawdę gorąco. Sytuacji nie poprawiało wczesne popołudnie, które jedynie nagrzewało betonowy teren dookoła stadionu. Z okularami wsuniętymi na nos kroczyłam powoli razem z jednym z ochroniarzy, który miał akurat chwilę wolną. Niósł ze sobą butelkę wody i czułam się przy nim jak wychowanka, bo co chwila proponował mi łyk, bym się nie odwodniła. Ktoś maczał palce w jego poleceniu służbowym.
            Dobrych kilkanaście minut minęło aż obeszliśmy pół areny, wyszliśmy z niej i ze schowanymi pod koszulki dla niepozoru przepustkami przesuwaliśmy się wzdłuż metalowego, prowizorycznego płotu postawionego na potrzeby zabezpieczenia jednej z wielu kolejek. Tłumy były naprawdę ogromne, fani siedzieli w niewygodnych pozycjach poopierani o barierki lub siebie nawzajem, cali pomazani symbolicznie markerami lub w koszulkach zespołu. Żar lał się z nieba, niektórzy mieli aż zanadto energii ale byli też i tacy, którzy bezsilnie czekali przyklejeni do betonu. Wszędzie mieszały się flagi, słychać było wiele języków.
Dochodziliśmy powoli do końca jednego z ogrodzeń, które tym razem towarzyszyło jednej z części płyty stadionu. Ktoś przeskakiwał przez barierki, by dostać się do toalety a jeszcze ktoś inny zapalał papierosa. Dla własnego wewnętrznego spokoju nie wnikałam, czy grupka Francuzek robiła to legalnie. Jak to mówią, im mniej wiesz tym lepiej śpisz, czy jakoś tak? Musieliśmy zwolnić przy stojących w przejściu organizatorach całego ruchu wokół stadionu, więc gdy Andy zamieniał z nimi kilka słów miałam chwilę, by lepiej się rozejrzeć. Długo mój wzrok nie szukał, by znaleźć obiekt wart uwagi.
Siedziała oparta plecami o krzywą barierkę, skulona pomiędzy ciałami innych dziewczyn. Nogi niewygodnie zgięte, pewnie którąś godzinę w tej samej pozycji. Nie rozmawiała z nikim, wtulała się wręcz w swoją koszulkę z jednym z najlepszych zdjęć Nialla, jakie mu kiedykolwiek zrobiono oraz różową, śliczną flanelę. Dziury na kolanach w czarnych spodniach rozciągały się od nacisku kończyn, cała trwała niemalże w bezruchu. Jedyne co robiła, to chowała raz po raz twarz w dłoniach, by uciec od palącego w jej głowę słońca, lub zerkała na ekran telefonu, który leżał gdzieś obok. Gdybym była nią, sprawdzałabym ile jeszcze potrwa to upalne piekło.
Mimowolnie się uśmiechnęłam, gdy dojrzałam wystającą z jej kieszeni flagę Polski. Była dzielna, gdy siedziała tam sama, znosiła nieprzyjazne warunki pogodowe i tłoczną atmosferę. Skoro tutaj za barierkami było mi niemiłosiernie duszno, to jak musiało być w tej zbitce ludzi? Młodzi ludzie dookoła niej pełni byli entuzjazmu i energii, jednak ona się wyróżniała. Gdybym miała do tego jakiekolwiek uprawnienia pewnie udzieliłabym szerszej pomocy niż pierwsza, bo jeszcze chwila moment i pewnie mogłaby zemdleć. Tylko dlaczego tak przejmuję się przypadkową osobą, kimś kto czeka w kolejce na koncert i cierpi na własne życzenie?
Już byłam ciągnięta za łokieć by wrócić na stadion, ale ze sceny dało się słychać mocne struny gitar. Podniosła się wrzawa, piski i nieopanowany tłum nieprzyjemnie się poruszył, więc siłą rzeczy Andy zatrzymał się i gestem wskazał, bym stanęła za nim, z dala od niebezpiecznie ruszającej się kupy ludzi. Wyjrzałam zza jego ramienia ciekawa, jak potoczy się sytuacja. Nie raz widziałam jak dziewczyny reagowały na chłopców z zespołu, ba, czasami sama tak reagowałam, gdy miałam odpowiedni do tego humor. Wiele nadgorliwych nastolatek podniosło się ze swoich miejsc w nadziei, że to coś zmieni. Z wnętrza wielkiej areny słychać było pierwsze nuty jednej z ich najważniejszych w trakcie koncertu piosenek, czyli zabijali nudę w pożyteczny sposób i zaczęli próbę. Niemalże cały przód kolejki skakał z podekscytowania, jedynie pojedyncze osoby nie dały się aż tak ponieść fałszywemu alarmowi i zostały w, z dwojga złego, wygodniejszych pozycjach na twardym betonie. Wśród nich była brunetka, na którą wcześniej zwróciłam uwagę. Podniosła swoją bladą ze zmęczenia twarz, którą od razu zaczęło atakować słońce i rozglądała się, szukała jakiegoś wsparcia. Wyglądała na zagubioną, musiała nie rozumieć co się dzieje. Mimo że dzieliło nas kilka dobrych metrów wydawało mi się jednak, że ja sama rozumiałam.
Wyraźnie słyszałam, jak głos blondyna przedostawał się z mikrofonu do potężnych głośników. Nie oszczędzał głosu aż tak jak reszta, więc mogłam łatwo rozpoznać poszczególne słowa i zrozumieć, w którym fragmencie utworu są w danym momencie. Barczysty ochroniarz dał mi znak, że powoli możemy iść w kierunku wejścia, dlatego ostatni raz spojrzałam w moją lewą stronę. Wciąż ledwo się trzymała w jakiejkolwiek pozycji na ziemi z tą różnicą, że łzy ciekły jej po policzkach bez końca. Kilka razy mocniej zaszlochała i już myślałam, że może powinnam coś krzyknąć i zwrócić innym uwagę na cierpiącą duszę, ale się powstrzymałam. W zamian za to sama chciałam się wzruszyć, bo uśmiech przebijający się przez zapłakany wyraz twarzy był tak prawdziwy i szczery, że nie pozostało mi nic innego jak nadzieja. Nadzieja na to, że będzie wystarczająco silna by nie tylko ich usłyszeć, ale i dojrzeć z jakiejkolwiek odległości.


Nigdy zawczasu nie nazywam swoich emocji po imieniu. Nie lubię szufladkować tego, co dzieje się w mojej głowie ani dzielić ze względu wagę. Staram się zachować pewien balans, nie przesadzać w żadną stronę i umieć skupić się na tym, co w danym momencie głowa i serce zgodzą się, by wziąć pod uwagę.
Nogi, jak dziecku, zwisały mi ze stołu na którym siedziałam i pozwalałam, by jako odruch bezwarunkowy machały raz po raz. Patrzyłam, jak zaraz po mojej lewej stronie Lottie próbuje zatrzymać swojego brata od wiercenia się w fotelu. Żaden mężczyzna nie lubi momentu, kiedy trzeba go potraktować odrobiną pudru ale niestety, nie od nich to zależy. W ich wizerunek wpisany jest dobry wygląd, czyli Lou razem z młodszą siostrą Tomlinson robią wszystko, by pryszcze były sprytnie schowane, a włosy wyglądały wystarczająco dobrze.
- Znasz ten żart o blondynkach? Nakładają makijaż wszystkim dookoła, myśląc że skoro one są poprawione, to wszystko inne też musi być. – odezwał się, próbując zdenerwować swoją drobniejszą wersję.
- Och, zamknij się. – Odparła, na co się zaśmiał dość szyderczo.  – Gdybyś chociaż był śmieszny..
- Chyba wolno mi narzekać na to, że na siłę robicie mnie mniej męskim? – droczył się, specjalnie kręcąc na boki głową i odganiając się od grubego pędzla. Myślałam, czy będę jakkolwiek w stanie mu dociec, jednak myślałam stanowczo za wolno i ubiegły mnie przed wszystkim dwie silne dłonie, które zatrzymały się na moich kolanach.
- Przestań nimi machać. – Harry warknął stanowczo, krępując moje mimowolne ruchy. Spojrzałam na jego twarz, która z trudem unikała uśmiechu i wyraźnie pokazywała kierującą nim frustrację i zdenerwowanie tą niewinną rzeczą, której sekundy wcześniej nie byłam w stanie opanować.
- Trzeba było nie patrzeć, to by cię nie denerwowały. – odpowiedziałam i szeroko się uśmiechnęłam, na co on pokręcił głową i pozwolił sobie na półuśmieszek. Zrobił minę godną ludzkiego odpowiednika wściekłego niedźwiedzia i potrząsnął moimi nogami, zanim je puścił i usiadł na kanapie niedaleko. Pogroził mi palcem gdy delikatnie poruszyłam jedną z nóg, więc pokazałam mu jedynie język. Jak być dzieckiem, to w każdym calu.
- Kochanie, jestem w domu! – wyśpiewał Niall, który dołączył do nas w średniej wielkości pokoju. Zabrał ze stolika przy ścianie sporą, jednostronną kanapkę i wgryzł się w nią, zanim zaczął podchodzić do mnie.
            Zawsze mu zazdrościłam tego, jak wyglądał. No jasne, że niepotrzebnie – no bo dlaczego, skoro on jest facetem, a ja niekoniecznie? Mimo wszystko, nie każdy ma aż tak dobrze wyglądające w obcisłych spodniach nogi, nie każdy ma niepozorne mięśnie schowane pod białą koszulką i absolutnie nie każdy jest moim stąpającym po ziemi, osobistym Bogiem. Tacy nie rodzą się codziennie, tylko chyba raz na czyjeś życie.
            Pachniał niedawno używanym płynem pod prysznic i odrobinę wodą po goleniu. Zawsze karcony był przez Lou za to, że nie dawała rady wytrzymać koło niego dłużej niż kilka minut, gdy przychodził do niej na włosy. Powoli ograniczał swoją codzienną dawkę zapachu, co chyba działało mu na korzyść, a przynajmniej dla moich zmysłów. Mogłam skupić się na większej ilości zapachów, a nie jedynie intensywnej woni od Hugo Bossa.
            Był już w połowie kanapki, gdy wcisnął się pomiędzy moje zwisające nogi. Położył wolną rękę na moim biodrze ale nie na długo, bo zaczęła mu się rozpadać duża kromka chleba i musiał sobie pomóc. Zaśmiał się z czegoś, co dalej komentował Louis i odwrócił się już przodem do mnie, wgryzając się po raz kolejny w swoje jedzenie.
- Słychać było z zewnątrz waszą próbę. – stwierdziłam, na co nie ryzykował otwieraniem pełnej buzi i uniósł jedynie zaskoczony brwi. Kilka razy poruszył szczęką, by przypadkiem nie wyrzucić na mnie okruszków (co już miało niejednokrotnie miejsce) i dopiero zdecydował się, by jakoś zareagować.
- Naprawdę? Nieźle. – odparł, biorąc do ust ostatni kęs. – W ogóle, - zaczął, jeszcze nie do końca gotów do wypowiedzenia całego zdania. Wyciągnęłam rękę po stojącą za mną butelkę wody i podałam mu, co od razu z chęcią przyjął. – jak było? Dużo ludzi się kręciło? – wypił kilka sporych łyków na raz, poddając tym samym moje możliwości szybkiego picia wody pod wątpliwość.
- Bardzo. Chyba nie skłamałabym mówiąc, że cały stadion siedział wzdłuż ogrodzenia. – odpowiedziałam, uzyskując od niego kiwanie głową w zrozumieniu. – Wiesz, widziałam też jedną dziewczynę z Polski. – dodałam, próbując jakkolwiek poruszyć temat. Nie przemyślałam go wcześniej, słowa same napływały na mój język i czułam, że mam ogromną potrzebę podzielenia się z nim tym, co uformowały moje myśli.
- No proszę, jakie poświęcenie! – uśmiechnął się, odstawiwszy wodę na swoje miejsce. Przejechał językiem po swoich zębach i sprawdzał, czy żaden kawałek sałaty nie utknął w widocznym miejscu. Wyszczerzył się do mnie i wskazałam na jego lewą stronę, gdzie pomiędzy równymi i pięknymi zębami znalazła się niechciana resztka jedzenia.
- I chyba jesteś jej ulubieńcem. Miała taką koszulkę, że aż pozazdrościłam. – zaśmiałam się lekko, na co się uśmiechnął. – One naprawdę się dla was nieźle katują tam na dworze, jest potworny upał. – dodałam. Westchnął, wyraźnie nie wiedząc co ma odpowiedzieć.
- Co ja mogę, Annie? – spojrzał na mnie i już wiedziałam, miałam to przeczucie, że wie do czego dążę. Nie bardzo mu się to chyba podobało.
- Nie wiem, Niall. Mówię tylko, że jeszcze trochę a wezwałabym dla niej karetkę i z przykrością skończyła jej najważniejszy dzień w życiu. – Odparłam, ale zanim zdążył cokolwiek powiedzieć podniosłam palec na znak, że mam jeszcze ważny punkt w swojej wypowiedzi. – Ale jak usłyszała waszą próbę, to wyglądała na taką szczęśliwą, że trudno o drugiego takiego człowieka. – słabo się uśmiechnęłam, gdy to mówiłam.
- Nie od dziś wiemy, że One Direction spełniają marzenia. – zaśmiał się. – Fajnie, że przyjechała. Tłum fanów oznacza jeszcze większy wrzask. – oczy mu się odrobinę zaświeciły zapewne na myśl o tym, że jeszcze kilkadziesiąt minut dzieli go od wejścia na scenę.
- Zawsze… - zawahałam się. – Zawsze możesz spróbować spełnić o jedno więcej. – mruknęłam powoli i spokojnie, obserwując jego reakcję. Uniósł brew, w głębi duszy na pewno wiedząc o co mi chodzi. Nie jest taki głupi, na jakiego czasami wygląda.
- No przykro mi, ale nie wyjdę do kolejki pełnej moich fanek i nie zabiorę jednej tylko po to, żeby mogła mnie zobaczyć z bliska.. – zaczął tak, jak się spodziewałam.
- Nie, Niall… - westchnęłam.
- Ja wiem Annie, ty byś najchętniej ocaliła cały świat i spełniła wszystkim marzenia. – pocałował moje czoło i lekko uniósł kąciki ust, obserwując moją lekko poddenerwowaną twarz. – Mam moją ulubioną fankę tutaj, obok siebie. Tyle wystarczy.
- Nie mówię, że zaraz masz nie wiadomo co robić… - wymamrotałam, poddając się w połowie zdania. Nawet nie wiem, na czym mi zależało. Nie wiedziałam dlaczego, po prostu szłam za instynktem, potrzebowałam jakiejkolwiek akcji.
- Tylko co, Annie? – spytał łagodnym tonem mimo, że na pewno go to trochę irytowało. Opanował jednak swoją mimikę gdy zauważył jak bardzo mi z tym nieswojo.
- Pomachałbyś jej chociaż, czy coś… - Tym razem to on westchnął. Oparł się dłońmi o rant stołu tuż obok moich nóg i na moment spuścił głowę. – Niall, ona ma flagę, na pewno ją gdzieś zobaczysz..
- Kochanie, tam będą dziesiątki tysięcy ludzi. Mam szukać jednej, drobnej dziewczyny? To graniczy z cudem. Rozumiem twoje dobre intencje, no ale.. – urwał, nie wiedząc co dalej powiedzieć.
- Popatrz na to z innej strony. Wyobraź sobie, że się nie poznaliśmy. – poprosiłam, na co zaczął już kręcić głową. – No dawaj, Niall. Pewnie dalej co kilka dni słuchałabym jakiejś waszej piosenki, siedziałabym u siebie w domu w moim pokoju i na pewno, jestem nawet więcej niż w stu procentach przekonana, że byłabym twoją największą fanką. – mówiłam i jedynie patrzyłam, jak cierpliwie wzdycha i kiwa głową na znak, że śledzi mój tok rozumowania. – I kto wie, może pojechałabym na wasz jakiś koncert? Może tak jak ona mdlałabym w kolejce tylko po to, żeby cię zobaczyć? I co, nie chciałbyś mnie zobaczyć w tłumie? – pytałam, próbując coś mu uzmysłowić.
- Jeśli sugerujesz, że mam zakochać się w fance na koncercie..
- Och, myśl Niall. – zdenerwowałam się, ale z uśmiechem. – Może ona jest taką młodszą wersją mnie? Daj jej spełnić marzenie, naprawdę nie chciałbyś stać cały dzień w kolejce, zwłaszcza w takich warunkach, tylko po to żeby ktoś ci potem zasłaniał niezły widok. – uszczypnęłam go zaczepnie w pośladek i miałam nadzieję, że cokolwiek wskóram. Jęknął niezadowolony i przycisnął swoje czoło do mojego, przymykając na kilka sekund oczy.
- To jaką miała tę koszulkę?






            Różowa flanela. Moja twarz. Flaga. Gdzieś te wszystkie słowa umykały mi z głowy z każdym krzykiem fanów. Stadion nie był wielki, za to wrzask owszem. Było głośno i prawdziwie. Mieszanka narodowości musiała zdziałać swoje, to było jak międzynarodowy koncert. Fani się spisali, genialne śpiewali i absolutnie zasłużyli na dwie, zupełnie nowe w setliście piosenki. Momentami bałem się, co zastanę za kulisami – miałem całkowitą świadomość tego, jak bardzo emocjonalna robi się Annie w takich chwilach. Nie raz widziałem ją płaczącą po naszym koncercie i minęło trochę czasu zanim przyzwyczaiłem się, że wcale nie schrzaniłem, tylko wręcz przeciwnie.
            Gdzieś po naszej lewej stronie kręciła się flaga, ale nie było to z przodu. Mimo tego, że byłem absolutnie oddany byciu na scenie i podzieleniu się swoją radością z całym stadionem postanowiłem na moment się wyłączyć, gdy któryś z chłopaków po raz kolejny dziękował za przyjście. Rozejrzałem się po jednym ze stojących sektorów i nie widziałem nigdzie flagi, jedynie wystające plakaty i ręce trzymające telefony komórkowe. Trudno mi było się skupić w tym całym wrzasku i zamieszaniu, szukanie poszczególnych osób nie było łatwym zadaniem do wykonania podczas takiego wydarzenia. Po raz ostatni przed kolejnym utworem rozejrzałem się i przez moment, dosłownie chwilę myślałem, że chyba znalazłem. Stała w luźniejszej, dalszej części sektora więc widziałem, że miała na piersi moje zdjęcie. Gdzieś z boku przewieszony biało-czerwony materiał, ręka pewnie trzymająca aparat fotograficzny w ręku. Tommo już zapowiadał utwór a ja nawet nie wiedziałem, kim jest ta dziewczyna, może była z zupełnie innego kraju. Wpatrywała się w ekran aparatu i nawet nie było mowy o tym, żeby mnie dostrzegła. Zaaferowana zaczęła nagrywać Liama, który szedł w stronę głównej sceny ale jej wzrok został bliżej tej drugiej, ruchomej. Prześledziłem więc jej okolicę i uśmiechnąłem się, nie wiedząc co innego zrobić.
            Nadchodziła piosenka, więc nie mogłem poświęcać całej swojej uwagi jednej przypadkowej fance. Ale w głębi duszy miałem nadzieję, że i tym razem mój uśmiech ją uratował. Bo gdy raz jeszcze spojrzałem tam, gdzie wydawało mi się że stała, na twarzy miała najszerszy uśmiech jaki widziałem, a policzki świeciły się od płaczu.


- Jasna cholera! – krzyknął Louis, kiedy wbiegliśmy za kulisy i zostaliśmy od razu zaatakowani przez Caroline z nowym zestawem koszulek. Wokół nas zaczęli kręcić się dźwiękowcy, odpinali i przypinali baterie od mikrofonów, jedno wielkie zamieszanie do którego teoretycznie powinienem być przyzwyczajony. Mimo wszystko chciałem wykorzystać fakt, że nie byłem tutaj sam i obniżyć swój poziom stresu, mimo że budował on moją adrenalinę.
- Gdzie jest Holmes?! – podniosłem głos, gdy wziąłem od ciemnoskórej dziewczyny mój szary t-shirt. Użyłem jej nazwiska bo jak na złość, jej imię lubiło się wtapiać w tłum.
- Tutaj jestem, jestem! – Dotruchtała do mnie z drugiej strony i pozwoliła, bym o chociaż kilka centymetrów odsunął się od największego zgiełku i Liama, który nie radził sobie z nękającą go sprayem do włosów Lou.
Pomogła mi szybko ściągnąć ze mnie białą, spoconą już koszulkę i wcisnęła mi do ręki ręcznik, którym wytarłem mokry kark i twarz. Rzuciłem go do stojącego nieopodal ochroniarza i czekałem, aż skończy podwijać materiał mojego przebrania i przełoży mi go przez głowę. Przeciągnąłem ramiona przez krótkie rękawy i patrzyłem, jak przesuwa się do mojego boku i zaczyna zawijać materiał na moich bicepsach tak, jak lubiłem i ustępuje miejsca Lottie z kolejną porcją pudru na moje czoło.
- Jak włosy Nialla? – Gdzieś słyszałem blondynkę, która była odpowiedzialna głównie za nasze fryzury.
- Niall nie widzi. – Burknąłem z zamkniętymi oczami, kiedy łaskoczący pędzel przejeżdżał po moich powiekach.
- Mała poprawka wystarczy! Annie? Bo muszę jeszcze dopaść mojego brata. – odezwała się, gdy skończyła z moją twarzą. W mgnieniu oka przede mną pojawiła się znów ta najwłaściwsza blondynka, której kosmyki już coraz mniej przypominały blond.
- Zasłoń oczy, kochanie. – mruknęła, delikatnie wsuwając palce między moje kudły. Zrobiłem to, o co poprosiła i cierpliwie czekałem, aż skończy traktować mnie jakimś aerozolem.
- Dobra, macie jakieś pół minuty żeby odetchnąć i wchodzicie! – Ktoś krzyknął, na co któryś z chłopaków zaczął wiwatować. To, co się działo dookoła przechodziło wszelkie pojęcie o pośpiechu i zgiełku.
- Potrzebujesz czegoś, Niall? – spytała łagodnym głosem i zabrała dłonie z mojej twarzy. W końcu dobrze na nią spojrzałem i widziałem delikatną zmarszczkę między brwiami, czerwone ślady pod oczami i odrobinę spuchnięty nos. Już miałem otworzyć buzię, by cokolwiek powiedzieć ale wyprzedziła mnie, odkręcając mi butelkę wody i podstawiając pod nos. Z upragnieniem wypiłem kilka łyków i wytarłem usta wierzchem dłoni, żeby nie wyglądać jak jakiś flejtuch. – Spokojnie, bardzo szybko ci bije serce. – uśmiechnęła się lekko, kładąc dłonie na mojej piersi. Poprawiła jeszcze kilka kosmyków moich włosów i zabrała ode mnie prawie wypitą wodę.
- To jest kurewsko niesamowite, pewnie dlatego. – uśmiechnąłem się szeroko, byłem ogromnie podekscytowany i napalony na ostatnią część koncertu. – Słyszałaś te krzyki? Słyszysz je teraz?
- Tak, Niall. – zaśmiała się cicho, uspokajająco gładząc moje ramię. Wziąłem kilka głębszych wdechów i sprawdziłem, czy nie zgubiłem żadnej z części mojego dźwiękowego osprzętu. Wrzaski jako reakcja na spokojną drę na gitarze Dana były tak głośne, że nie mogłem nie pokręcić głową ze zdumienia.
- Niewiarygodne. Kto by pomyślał, że Bruksela, hmm? – Usłyszeliśmy od Louis’ego, któremu udało się odgonić od „upiękrzającej” go Lottie.
- Piętnaście sekund! Niall, twoje solo jest pierwsze! – Ktoś krzyknął, więc przytaknąłem i po raz ostatni odwróciłem się twarzą do Ann.
- Jesteś niesamowity. – powiedziała mi prosto w oczy, gdy ujęła dłońmi moje policzki. Oczy jej się szkliły, ale uśmiech był potężny.
- Ale i tak się popłakałaś! – zaśmiałem się. Przewróciła oczami i uśmiechnęła się raz jeszcze.
- ‘cause I have loved you since we we’re eighteen. And I’m all yours, I’ve got no control. – odparła, co było wystarczającą reakcją. Była szczęśliwa. Wiedziałem, ile radości mogło jej przynieść wyśpiewanie tych utworów, a zwłaszcza pierwszego. Bo dawno nic nie było tak adekwatne do naszego związku, jak właśnie „18”.
- To daj mi jeszcze mój telefon, muszę nagrać jedną z najlepszych publiczności na świecie. – ucałowałem szybko jej czoło i wziąłem iphona, którego wyciągnęła ze swojej tylnej kieszeni. Zaczęła się odliczanie a ja nie miałem innej możliwości jak wyjść i popłynąć. Razem z muzyką i tłumem. Dać się ponieść mojemu życiu. Z pewnością, że po zejściu ze sceny czeka na mnie szczęście dorównujące temu pomnożonemu przez dziesiątki tysięcy, na stadionie w Brukseli.

*


            Weszłam do domu z uśmiechem na twarzy, czując zapach nie tak dawno przygotowanego obiadu. Żwawy, czworonożny przyjaciel doskoczył do moich nóg i zaczął się łasić w nadziei, że przejdę się z nim na spacer. Miałam to w planach, jednak ważniejszym dla mnie w tamtej chwili było wypełnienie pustego żołądka i zaspokojenie pragnienia.
            Dom był pełen światła, na dworze jeszcze przez dłuższy czas miało świecić słońce. Na blacie w kuchni stało naczynie pełne makaronu z warzywami, którego kolory pobudzały moje ślinianki do pracy. Nawet nie rozbierając się ze swetra i jedynie umywszy ręce, zabrałam się za nakładanie sobie porcji do głębokiego talerza i poszukiwanie mojego ulubionego widelca. Wgryzłam się w pierwszy kęs i mimowolnie jęknęłam z przyjemności, po czym wciąż wcinając cudowny obiad, pokierowałam się do salonu, skąd dochodziły odgłosy włączonego telewizora. Na skórzanej kanapie siedział długowłosy już Harry, a na fotelu nieopodal ułożył się mój pupil, zajmując tym samym moje ulubione miejsce.
- Harry? Co cię tu przywiało? – zdziwiłam się, gdy uśmiechnął się do mnie szczerze. Byłam pewna, że zastanę w domu co najwyżej blondyna, ale on? – Nie mówiłeś, że przyjedziesz?
- Przecież miałem otwarte zaproszenie, to skorzystałem. – Powiedział, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. Uśmiechnął się i wskazał na miejsce obok siebie, bym mogła spokojnie zjeść obiad w jego towarzystwie.
- No jasne, jadłeś? – spytałam, kiwając głową na mój talerz. Przeniosłam wzrok na duży telewizor, który nie od tak dawna wisiał na ścianie. Lada moment miały zacząć się wiadomości wieczorne, mimo to lokalny komik lubił zabawiać swoich widzów do ostatniej minuty.
- Tak, dzięki. – odparł, znów wyciągając się na kanapie. – Co w pracy? Urządziłaś już do końca swoje studio? – pytał, a ja się szeroko uśmiechnęłam.
- Tak, już kończę. Zostały drobne poprawki i wszystko będzie pięknie. – odpowiedziałam z dumą. Posiadanie własnego kąta, który nie znajdował się w domu i był całkowicie mój, było niewyobrażalnie cudowne. Mogłam we własnym zakresie zatrudniać pomoc, pracować nad zdjęciami, przygotowywać sesje i artykuły. Czego chcieć więcej?
- Naprawdę jestem z ciebie dumny. – zmierzwił moje włosy, zanim zdążyłam uciec przed jego niszczycielską dłonią. Dojadłam kilka ostatnich kęsów makaronu i odstawiłam talerz na stolik koło naszych nóg, po czym wyciągnęłam na nim stopy i przeciągle ziewnęłam.
- Gdzie Niall? – spytałam w końcu, nie przypominając sobie żadnej wiadomości od niego. Ze względu na porę byłam wręcz przekonana, że Harry przyszedł razem z nim po długiej, monotonnej pracy w studiu nagraniowym.
- Słucham? – dopytał. Nie dosłyszał? Może lata pracy nad muzyką niestety przyniosły skutki uboczne?
- Pytałam, gdzie jest Niall. – powtórzyłam, a on odwrócił swoją głowę do mnie. Zmarszczył czoło i patrzył na mnie, jakbym zaczęła mówić w nieznanym mu języku. – Myślałam, że przyjechałeś z nim? – dodałam, w ramach upewnienia.
- Nie no, dałaś mi kiedyś w razie czego zapasowe klucze.. o czym ty mówisz, Annie? – zwrócił już całą swoją uwagę na mnie. Czy ja mówiłam po chińsku?
- Harry, zadałam ci proste pytanie. Możesz znać odpowiedź, albo nie. Gdzie jest Niall? – pytałam, lekko się uśmiechając. Może się ze mną bawił? To byłoby w jego stylu.
- Chciałbym na nie odpowiedzieć, ale nie znam żadnego Nialla, z którym mógłbym przyjechać do ciebie do domu. – powiedział bardzo spokojnie, zmartwienie widoczne na jego twarzy. O czym on do cholery mówił?
- Żartujesz sobie ze mnie, prawda? – podniosłam głos, zaczynając się z tego śmiać. To było niewiarygodne. – Harry, nie gadaj głupot. Nie nabiorę się na to.
- Przysięgam, Annie. Nie mam pojęcia, o kim mówisz. Może pomyliłaś imiona? O kogo ci chodzi? – drążył, wyraźnie nie zadowolony z tego, jak toczyła się nasza rozmowa. Próbował jakoś ratować sytuację, jak to miał w naturze, ale panika powoli zasłaniała moją wizję.
- Styles, to nie jest śmieszne. Siedzimy w naszym wspólnym domu, on sam wieszał ten gówniany telewizor na ścianie, o której kolor sprzeczaliśmy się całe popołudnie. Gdzie jest mój mąż? Gdzie jest Horan? – zaczęłam krzyczeć i wyciągnęłam do niego moją prawą dłoń, na której od ledwie kilku miesięcy leżał skromny pierścionek z pięknym kamieniem i grawerunkiem od środka. Zrobiłam jednak wielkie oczy, gdy na serdecznym palcu nie miałam żadnej biżuterii. Co się działo?
- Annie, mieszkasz sama. Pamiętałbym, gdybym był na twoim ślubie. Dobrze się czujesz? – położył dłoń na moim ramieniu, ale strząsnęłam ją. Wstałam z kanapy i zaczęłam krążyć po salonie nie rozumiejąc kompletnie, o co chodzi.
- Nie, Harry. Mieliśmy podróż poślubną w tajemnicy, żeby nikt go nie znalazł. Zgodziłam się na kościół w Irlandii, bo bardzo tego chciał. Kupił mi psa, gdy zaczęliśmy żyć jako małżeństwo w nadziei, że zdąży z niego urosnąć obrońca do czasu, gdy będę w ciąży. On ma na końcu korytarza swój pokój muzyczny, w szafie powinny stać jego buty.. – mówiłam, a łzy zaczęły ściekać po moich policzkach. Czyżby całe moje życie było kłamstwem?
- Annie, nie masz męża.. – próbował się wciąć.
- Oświadczył mi się tego samego dnia, kiedy kupił sobie nowego Gibsona! – krzyknęłam, nie mogąc się opanować. – Harry, gdzie jest Niall?! – krzyczałam, zaczynałam powoli zanosić się szlochami. Jak mogło go nie być? A co z moimi wspomnieniami? Co z wczorajszym pocałunkiem na dobranoc? Co z jego koszulkami, które niedawno prasowałam i układałam w szafie? A czarny krawat, który utopił w bitej śmietanie? Bałagan nut i tekstów na podłodze w drugim pokoju na końcu korytarza?
- Przykro mi, ale Niall nie istnieje. – odparł, a mój świat się zawalił. Upadłam na podłogę, nie byłam w stanie opanować krzyków i przepływających przez moją głowę wspomnień. Jak? Dlaczego? To jakiś żart, prawda?

            W momencie gdy otworzyłam oczy, z mojego gardła wciąż wydobywał się krzyk. Do ust spływały moje łzy, jeszcze chwila i gotowa byłam się nimi krztusić. Nie mogłam ruszyć rękoma, coś mnie przytrzymywało do materaca. Równie silny nacisk czułam na swoim tułowiu, moje nogi miały przeraźliwą potrzebę kopania i wyrzucania z siebie smutku, ale nie miałam jak. Mimo że miałam otwarte oczy, wciąż miałam przed nimi przykry wyraz twarzy bruneta gdy dawał mi do zrozumienia, że miłość mojego życia nie istnieje.
            Zaczęłam przeraźliwie szlochać, z trudem mi się oddychało. Chciałam wytrzeć twarz rękoma ale nie mogłam, bo wciąż coś trzymało mnie w przegubach i nie mogłam uciec. Serce mi stanęło i przez moment nie chciało ruszyć, gdy poczułam ciepłe usta na swoim czole.
            Świadomość doszła do mojego wzroku i powoli docierała do reszty mojego ciała. Leżałam w łóżku, przygwożdżona do materaca przez silne, męskie ciało. Przytrzymywał mnie, bym nie wykonywała więcej gwałtownych ruchów i trwał w ciepłym i kojącym pocałunku, który rozrzedzał moje myśli. Na moment przestałam szlochać, by móc usłyszeć i skojarzyć bicie jego serca z tym znajomym. Wyraźnie odetchnął, gdy zwolniłam nieco napięcie w moich wierzgających kończynach. Głęboko oddychałam, wymęczona ciągłymi krzykami i potrzebą oddania nieprzyjemnej energii powietrzu dookoła siebie. Gdy westchnął, owiał mnie jego oddech i wiedziałam, po prostu wiedziałam. Był przy mnie.
- No już, Annie. – wyszeptał, w zasadzie wychrypiał. Na pewno był środek nocy, albo bardzo wczesny ranek, jak zdołałam między uderzeniami serca wywnioskować z jego głosu. Fakt, że się ode mnie odezwał, czułam na sobie jego dotyk, oddech i całą bliskość – to było zbyt wiele. Zbyt potężna dawka bodźców w obliczu koszmaru, jaki wytworzyła moja wyobraźnia.
            Istniał. Był mój. Koił moje zbolałe serce i cierpiał razem ze mną, bo go obudziłam ze spokojnego snu. Delikatnie zwolnił uścisk na moich rękach i przeniósł swoje łokcie koło mojej głowy, by wygodniej się oprzeć. Odwrócił na moment głowę, by nieprzyjemnie kilka razy kaszlnąć. Tym razem naprawdę. Kilka dni temu, po powrocie z Barcelony. Przeziębił się, dostał zapalenia górnych dróg oddechowych. Docierało do mnie, że działo się to naprawdę. Byłam niedowiarkiem, ale nie mogłam na to zbyt wiele poradzić. Nie, kiedy łzy na nowo zaczęły wypływać z oczu, a zamiast sennego uśmiechu wykrzywiałam się w płaczliwym grymasie.
- To tylko sen, już nie płacz. – mówił, a ja mimowolnie zaczęłam przytakiwać głową. Przymknęłam powieki, by pozwolić kilku łzom się wydostać i pociągnęłam nosem. Przeniósł ciężar swojego ciała na jedną stronę i delikatnie podciągnął górę koszulki, w której spałam, żeby dosięgnąć do moich policzków i wytrzeć je miękkim materiałem. Znów przycisnął usta do mojego czoła a ja to skrzętnie wykorzystywałam, próbując uspokoić się zapachem jego skóry. Uderzyło we mnie zbyt mocno, sen był za bardzo prawdziwy i nie mogłam przestać płakać. Nie mogłam wyobrazić sobie życia bez niego, zbudowanego na fałszywej świadomości i nieprawdzie. Zagryzłam mocno wargę, by powstrzymać nadchodzące szlochy i cicho płakałam, zaciskając coraz silniej oczy. – Przykro mi, kochanie.  – mówił, próbując mnie uspokoić. – Zamieńmy się tylko, dobrze? – spytał sennie, cmokając raz jeszcze linię moich włosów.
            Chwycił mnie lewą ręką w talii i pomógł powoli przewrócić się na drugi bok tak, bym wylądowała na jego tułowiu. Musiały go boleć już ręce, od przytrzymywania i siebie i mnie. Podciągnął się odrobinę wyżej, by być w bardziej siedzącej pozycji i pozwolił, bym usiadła na nim okrakiem powoli opadła na klatkę piersiową. Moja twarz wylądowała tuż pod jego, więc mogłam swobodnie na niego spojrzeć, gdy zadarłam głowę do góry. Przyciągnął kołdrę na moje plecy i próbował tym ciepłem uspokoić drżenie moich kończyn, które jeszcze się nie uspokoiły. Ułożyłam się wygodnie na jego piersi i pociągnęłam nosem, powoli już hamując cieknące z oczu łzy. Położył jedną z rąk na moich lędźwiach i delikatnie masował, co chwila sięgał ustami do moich włosów i posyłał mi pocałunki.
- Przepraszam. – wydusiłam z siebie, mocniej przytulając twarz do jego skóry. Potrzebowałam jego ciepła, jego obecności, po prostu Jego.
- To tylko sen, Ann. Nic ci nie grozi. – zapewniał, coraz bardziej sennym głosem. – Musiałaś naprawdę się zdenerwować, co? – mruknął.
- A jak miałam zareagować, skoro ciebie nie było? – wypłakałam, znów się zanosząc. Dołożył drugą rękę na moje plecy i mocno mnie objął, starając się uciszyć.
- Przykro mi, mała. Nie płacz. – mówił, po czym starał się jak najbardziej stłumić swój kaszel. Delikatnie oboje się poruszyliśmy ale na pewno nie było to tak silne, żeby trzeba było go przytrzymywać na siłę przy materacu. – Nigdzie się nie wybieram, jestem z tobą. – dodał, co paradoksalnie wywołało największe łzy. Zaniosłam się potwornym szlochem, tłumiłam go w jego skórze i nie widziałam nawet sensu w odsłanianiu swojej twarzy. Byłam bałaganem, to co się działo w głowie było straszne a fakt, że Niall naprawdę był ze mną – ratował mnie.
- Bardzo cię kocham. – wypłakałam, trzęsąc się z każdym słowem.
- Hej, spójrz na mnie. – poprosił, a ja ostatkami sił podniosłam głowę i zerknęłam. Przeszywał mnie swoim pięknym, błękitnym wzrokiem. Patrzył na mnie z miłością, wspaniałym uczuciem którego potrzebowałam bardziej, niż powietrza. Wytarł kciukami moje policzki i przesunął niesforne kosmyki za ucho. – Kocham cię. – uśmiechnął się sennie, ale jak ciepło. – I nie zamierzam przestać. Nie spieszy mi się też nigdzie, chyba że z tobą. A teraz proszę, przestań płakać. Jesteś ze mną bezpieczna, możesz spokojnie zasnąć. – cmoknął czubek mojego nosa.
- Wygodnie ci tak? – spytałam, pociągając po raz ostatni nosem. Ułożyłam głowę pod jego obojczykiem i spróbowałam się uspokoić, wdychając mocno zapach jego skóry.
- Możesz na mnie spać, jeśli o to chodzi. – zachichotał, by rozluźnić atmosferę i udawało mu się to. Przeciągle ziewnął i wrócił ze swoją ręką na moje plecy. Poprawiłam się raz jeszcze i objęłam jego tors ramieniem, potrzebując jak najbliższego kontaktu. – Tylko możesz się mniej wiercić, bo rano będziesz miała twardo pod tyłkiem. – zaśmiał się sennie, a ja nie mogłam się nie uśmiechnąć. Ba, nawet po chwili znalazłam energię na uderzenie go w bark.
- Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła. 






____________________________________________

@maryb96
@annieoholmes
mannien.tumblr.com
http://www.wattpad.com/story/34495045-those-lovely-moments
ask.fm/manny96

Każdy komentarz mile widziany ;)

2 komentarze:

  1. Po pierwsze to OMG PRAWIE DOKŁĄDNIE WIEM CO CZUJESZ, PO KONCERCIE OK
    Jestem nudna i wgl ale TEN ROZDZIAŁ JEST TAKI CUDOWNY OK, Z ROZDZIAŁU NA ROZDZIAŁ KOCHAM TO OPOWIADANIE TĄ HISTORIĘ I CIEBIE JESZCZE BARDZIEJ,HAHA ♥♥
    szczerze jak długo Cię mam w followersach na tt i jak długo czytam to opowiadanie zawsze bałam się do ciebie napisać bo kurczę " Osoba, która pisze tak świetne opowiadanie nie będzie chciała pisać z kimś takim jak ja no pls" Ale ostatnio przed tym koncertem tak strasznie chciałam Ci napisać, że życzę Ci udanego koncertu i omg jesteś najmilszą osobą jaką "poznałam" okok i nie nie podlizuję się, po prostu piszę to co myślę, akurat teraz okk xxx rozdział cudowny, jezu za każdym razem jak dostaję od Ciebie informację, że dodałaś nowy rozdział rzucam inne fanfiki które aktualnie czytam, przestaje rozmawiać ze znajomymi, siadam i czytam i czytam, a jak już się kończy to jest takie " zaa krótkie, czekam na kolejne" uzależniłaś mnie od Tej historii ♥♥
    pozdrawiam,
    @nivllx ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja kompletnie nie wiem co napisać więc skwituję to tak: UWIELBIAM CIĘ I TWÓJ STYL PISANIA

    WINCYJ ROZDZIAŁÓW MANIA <3

    OdpowiedzUsuń