To, że dzisiaj jest już nowy rozdział wcale nie oznacza, że kolejny również będzie za tydzień - o nie!
Cieszcie się z mojej chwilowej weny, tak Wam powiem.
Napisałam raz na twitterze i powtórzę po raz kolejny: pisanie tego bolało mnie tak bardzo, że radzę docenić moje poświęcenie i starania. Naprawdę nie pamiętam, kiedy rozdział dotknął mnie AŻ TAK bardzo. Płakałam, bardzo.
Swoją drogą uważam, że jak dotąd jest to jeden z moich lepszych rozdziałów, choć opinie mogą być podzielone. Jestem fanką tego, jak wybrnęłam z punktu widzenia Nialla. (sama dla siebie wznosi toast ostatnią puszką Guinessa)
Pamiętacie jak wspominałam, że TLM to takie moje własne przemyślenia z życia, w formie historii? Tak? To dobrze. Nie? To już wiecie.
Za dokładnie tydzień, będę już na stadionie w Brukseli. Za dokładnie tydzień i dwie godziny usłyszę świetnych panów z McBusted (Tom Fletcher jest Bogiem, just sayin), a za TYDZIEŃ I TRZY GODZINY będę wrzeszczeć tak, że usłyszycie mnie tutaj, w Polsce. I wiecie co? Kurwa, należy mi się.
- Mówiłam, żebyś tego nie
jadł! – Podniosłam ze śmiechem głos na widok Harry’ego, trudzącego się z
przeżuciem piekielnie ostrego kawałka mięsa, które oblane zostało sosem
z papryczek jalapeno. Ostatnie kęsy jego dania tonęły już w niemalże żarzącym się dodatku, ale on oczywiście nie mógł zmarnować nic, co zostało na talerzu. Typowe.
z papryczek jalapeno. Ostatnie kęsy jego dania tonęły już w niemalże żarzącym się dodatku, ale on oczywiście nie mógł zmarnować nic, co zostało na talerzu. Typowe.
- Ty się nie śmiej, tylko
daj wodę.. – wysyczał, wskazując na moją w połowie pełną szklankę. Żeby ocalić
jego buzię zgodziłam się i już po chwili patrzyłam, jak w kilka łyków znika jej
zawartość.
Dzisiejszy wieczór należał do przyjemnych. Po
dostarczeniu do jednego z wydawnictw moich wydrukowanych zdjęć, w końcu udało
mi się wstrzelić w lukę w kalendarzu tego oto gwiazdora, pod pseudonimem mojego
przyjaciela. Zabrał mnie do tej przyjemnej, skromnej restauracji na uboczu,
której ogródek i wspaniałe menu pobudzały kupki smakowe i zachęcały do
zjedzenia wszystkich świeżych sałatek i zestawów obiadowych, proponowanych
przez szefa kuchni.
- Może poproszę kelnerkę
o mleko? Albo kefir? – uniosłam troskliwie brew, mimo że wciąż buzia mi się
śmiała. Oparł się łokciami o okrągły, szklany stolik i schował na moment twarz
w dłoniach, podejmując swoją męską decyzję.
w dłoniach, podejmując swoją męską decyzję.
- Dobra, dam radę. –
skomentował, gdy mimo czerwonych policzków westchnął i zagryzł nieprzyjemny
smak kromką świeżo upieczonego chleba, która została jeszcze w niewielkim
koszyczku obok naszych talerzy. Poprawił rękawy swojej luźno zapiętej koszuli i
przejechał ręką po długich włosach, które jeszcze trochę i dogonią długością
moje farbowane kudły.
Chwilę jeszcze dochodził do siebie po pikantnym kęsie,
gdy poprosił przechodzącą obok kelnerkę o rachunek. Powoli dopijałam swoją
lemoniadę i zerknęłam na ekran telefonu, który nagle się zaświecił. Pojawiło
się na nim zdjęcie uśmiechającego się do mnie blondyna, więc westchnęłam i
spojrzałam wymownie na Harry’ego.
- To Niall. – mruknęłam,
na co kiwnął głową. Zajął się chwilowo restauracyjnym menu, które wciąż leżało
na naszym stoliku i pozwolił mi odebrać. – Hej, co tam? – powiedziałam, w tle
słyszałam jego oddech i nieprzyjemne klikanie pomieszane z męskim
przekrzykiwaniem. Znowu dał się złapać paparazzim?
- Zaraz podjeżdża po mnie
auto, pamiętasz ile piwa mamy jeszcze w domu? – mówił szybko, nieskładnie.
Zmarszczyłam brwi zdziwiona jego bezpośredniością.
- Nie wiem, ty ostatnio
piłeś, ja się nie dotykałam do tej półki. – odparłam. – Nie możesz sam
sprawdzić? Przecież nie masz daleko, zaraz będziesz w domu. Najwyżej pójdziesz
do nocnego. – mówiłam, ale ostatnie słowa zostały chyba zagłuszone przez głośne
krzyki domagających się zdjęć mężczyzn oraz kilku młodych dziewczyn. – Wiesz
co, zadzwoń jak będzie spokojniej..
- Dobra, coś wymyślę.
Czekam na resztę i zaraz ruszam. – po jego tonie głosu wnioskowałam, że już
chciał kończyć rozmowę ale nie, coś mi się nie podobało.
- Czekaj, Niall.
Myślałam, że sam poszedłeś na koncert?
- Bo poszedłem. Spotkałem
Alfreda i zaproponowałem, żeby wpadli na posiadówę. – mówił. Krzyki odrobinę
ucichły, za to normalna rozmowa i śmiechy uaktywniły się w jego tle.
- No.. dobra.. – nie
byłam pewna tego, co mówię. Wciąż byłam odrobinę zdziwiona jego zachowaniem,
myślałam że skończył już z nadmiernym imprezowaniem zwłaszcza z ludźmi, których
ledwo zna. – ..ale ja nie będę tak szybko, dopiero skończyliśmy jeść z Harrym.
– dodałam. Jakeś maniery musiałam zachować, odkąd mieszkamy razem to raczej są
nasi wspólni goście, prawda?
- Nie przejmuj się, to
nic. Na razie. – i tyle go słyszałam. Odsunęłam telefon od ucha i bez słowa
odłożyłam go z powrotem na stolik.
Nie było mnie przy nim więc nie miałam pojęcia w jakim
tym razem był nastroju. Mogłam być jedynie pewna, że nie spieszy mi się do domu
a tym bardziej nie do towarzystwa, z którym nie mam nic wspólnego. Wolałam
powoli mówiącego i rozważnego Harry’ego, którego eleganckie buty na delikatnym
męskim obcasie stukały o wszystkie chodniki,
a niedopięte koszule odważnie falowały na lekkim, londyńskim wietrze. Dbałam o swoje dobre psychiczne samopoczucie psychiczne i niestety, w tym momencie wygrywał spokojny wieczór z długowłosym przyjacielem
a niedopięte koszule odważnie falowały na lekkim, londyńskim wietrze. Dbałam o swoje dobre psychiczne samopoczucie psychiczne i niestety, w tym momencie wygrywał spokojny wieczór z długowłosym przyjacielem
- Wszystko w porządku? –
z zamyślenia wyrwał mnie jego odrobinę zachrypnięty głos. Zdałam sobie sprawę,
że bez celu wpatrywałam się w mój pusty talerz i nie zdążyłam się do niego
odezwać jeszcze ani słowem, gdy wysoka brunetka przyszła z naszym rachunkiem i
zaczęła zbierać brudne naczynia. Uśmiechnęłam się do niego nieśmiało i
machnęłam ręką cierpliwie czekając, aż zostaniemy znów na chwilę sami. Harry
poinformował dziewczynę, że będzie płacił kartą i spróbowałam wykorzystać
moment by zabrać mu sprzed nosa skórzane etui na pieniądze i rachunki. Już je
chwytałam w dłoń, ale mocno pacnął moją dłoń i syknęłam z bólu jak i
niezadowolenia. – Nawet o tym nie myśl.
- Ale..
- Oddasz mi swoim
uśmiechem, dobra? – uniósł przyjaźnie kąciki ust, więc postarałam się jak
najszerzej oddać ten miły gest.
Kilkanaście minut później wyszliśmy już z restauracji i
stanęliśmy na chodniku nieopodal jego samochodu. Zwrócił się do mnie i widząc,
jak strapioną i niechętną do rozstania miałam minę parsknął śmiechem i
wyciągnął do mnie swoje ramię, prowadząc mnie do parku kilka przecznic dalej. Szliśmy w ciszy co chwila uśmiechając
się, gdy któreś z nas mruknęło coś interesującego. Zaczęliśmy mówić o muzyce,
której ostatnio słuchał i byłam jak w zupełnie innym świecie, z ciekawością
obserwując jego fascynację wykonawcami starszej daty. Trudził się ze słowami,
często nie potrafił znaleźć tych właściwych i okrążał temat tak długo, aż nie
kręciłam z rozbawienia głową.
- Rozmawiałem niedawno z
Gemmą. – stwierdził po chwili bez żadnych słów, gdy nasze stopy maszerowały już
po udeptanych ścieżkach wśród zielonej trawy i drewnianych ławek. Westchnęłam
cicho, ale nie niezauważalnie, bo odwrócił do mnie głowę i wyczekiwał mojej
reakcji. Łagodność jego głosu mogła wskazywać tylko na jeden temat, który
chciał poruszyć.
- Dlaczego to zawsze musi
wyglądać tak, że nasza przyjaźń polega tylko na udzielaniu mi rad i wspieraniu?
– jęknęłam niezadowolona. Spojrzałam nieco wymownie w ciemne niebo
i wcisnęłam dłonie do kieszeni swetra. Zaśmiał się z tego, co powiedziałam więc i ja się uśmiechnęłam. Tutaj nie było miejsca na smutek non-stop, nie z nim.
i wcisnęłam dłonie do kieszeni swetra. Zaśmiał się z tego, co powiedziałam więc i ja się uśmiechnęłam. Tutaj nie było miejsca na smutek non-stop, nie z nim.
- Póki co tylko ty jesteś
w stałym związku, może dlatego. – uśmiechnął się serdecznie, uwydatniając swoje
dołeczki w policzkach.
- Pff, dzięki. – nabrałam
więcej powietrza do płuc i przymknęłam oczy, ciesząc się
z otaczającego nas spokoju. Nie zakłócał go żaden hałas ani nieprzyjazne osoby, mijały nas jedynie spieszące się gdzieś na zabawę, poszczególne postaci i nikt więcej.
z otaczającego nas spokoju. Nie zakłócał go żaden hałas ani nieprzyjazne osoby, mijały nas jedynie spieszące się gdzieś na zabawę, poszczególne postaci i nikt więcej.
- Trzeci raz nie zapytam.
Chociaż pewnie zapytam, jeśli mnie do tego zmusisz. Wszystko
w porządku? – rozglądał się po koronach drzew niedaleko.
w porządku? – rozglądał się po koronach drzew niedaleko.
- Wiesz, że nie. –
mruknęłam. Była to szczera ale i bolesna prawda.
Wieczór w kinie zbyt wiele nie zdziałał. Upojny i piękny
czas w Kalifornii – tylko na pewien okres czasu. Wraz z powrotem do Londynu
wróciły imprezy z nieznanymi wcześniej ludźmi, zapominanie na siłę o problemach
i uciekanie do nieprzyjemnych rozrywek. Owszem, to jego życie. Ale mógłby
czasem posłuchać rozsądku, zastanowić, zatrzymać na minutę przed podjęciem
decyzji.
- Wiesz Annie, wszystkie
gazety wypytują nas, czy się rozpadamy. Ba, wszystkie dają nam
co najwyżej rok, nie więcej. Każdy z nas radzi sobie z tym w inny sposób.
co najwyżej rok, nie więcej. Każdy z nas radzi sobie z tym w inny sposób.
- Poleciałeś do Los
Angeles, Styles. – zauważyłam, na co oboje zachichotaliśmy.
- Ten fakt pomijamy. –
uśmiechnął się i zakasłał kilka razy, by ukryć swoje lekkie zażenowanie. –
Niall potrzebuje być aktywny w życiu, nie może cały czas siedzieć na dupie i
gapić się
w telewizor.
w telewizor.
- Już wolałabym to.
Przynajmniej uczę się więcej o sporcie, a nie drogich klubach w Londynie. –
mruknęłam. Przez chwilę znów spacerowaliśmy w ciszy, drobny i zbity piasek
jedynie odrobinę chrzęścił pod naszymi butami.
- Zawsze lubiłem na was
patrzeć. Oboje zarażacie siebie nawzajem tą.. ja wiem? Miłością
w oczach. – uśmiechnęłam się na te słowa. – Z drugiej strony, jesteście ciekawym obiektem obserwacji.
w oczach. – uśmiechnęłam się na te słowa. – Z drugiej strony, jesteście ciekawym obiektem obserwacji.
- Harry, nie jesteś
naukowcem.
- Za to wy nie jesteście
tacy sami. Jesteście przeciwieństwami, które łączy pasja do niektórych aspektów
życia i umiejętność wzajemnej komunikacji. Patrzę na was od samego początku i
nie mogę dojść, jak to się stało. – mówił dokładnie, przemyślanie.
- Sugerujesz, że nie
chciałeś żebyśmy byli razem? – spytałam, próbując się więcej dowiedzieć. Jego
punkt widzenia mógł być przydatny, często pomagał mi zdać sobie sprawę z
różnych istotnych rzeczy.
- To tak zabrzmiało? Nie,
nie to miałem na myśli. – zreflektował się. – Po prostu nigdy nie
przypuszczałem, że będzie wam razem tak dobrze. Przecież zobacz, ile ty
przeszłaś i ile on musiał znieść. Kobieto, zrobiłaś z niego mężczyznę! –
podniósł głos, na co się zaśmiałam. Miał w tym trochę racji.
- Ale ile razy miał już
tego dosyć?
- Nie liczyłem, ale
spójrz na to inaczej. Miał dosyć, ale został. On cię zna na pamięć, tak jak ty
jego. Ja sam nie byłbym w stanie pewnie pomóc ci podczas ataku paniki, bo
podobno wołałaś tylko jego. Czy wyglądam jak krótki Irlandczyk? No właśnie. –
znów się uśmiechnęliśmy.
- Ja po prostu nie wiem
już co zrobić, żeby choć trochę się obudził. Jak tak dalej pójdzie, będę
jedynie dodatkiem do mieszkania za comiesięczne płacenie rachunków.
- Nie poniżaj siebie do
rangi Williama. – przewróciłam oczami.
- Harry, ostatnim razem
miało już być lepiej. Co było potrzebne? Musiałam się poryczeć, narzekać i
wyglądać jak jeden wielki bałagan. To było żenujące. Wiem, jak on bardzo nie
lubi borykać się z takim lamentem na dłuższą metę, to go po prostu wkurza i
tego nie rozumie, albo nie próbuje. – mówiłam, przewijając w tym samym czasie
wspomnienia z naszych nieprzyjemnych rozmów. Przynajmniej zaliczały się do
wspólnej historii, mam rację?
- Annie.. – zatrzymał się
i odwrócił przodem do mnie. – Nie jesteś najgorsza w te klocki, coś wymyślisz. Uwierz
mi gdybym mógł skrzywdziłbym go, ale nie stosuję przemocy. – dźgnęłam go palcem
między żebra. – Poza tym, skoro oboje tworzycie ten związek, to musi być jakieś
równouprawnienie. Nie tylko ty powinnaś wszystko naprawiać, on też potrafi
trzymać śrubokręt.
- Jesteś dzisiaj okropnie
refleksyjny. – uniosłam brew i patrzyłam, jak oczy mu się świecą od przyjemnej
atmosfery.
- Zawsze taki jestem, nie
znasz mnie? – uśmiechnął się i oblizał językiem wargi. Poprawił swoje długie
loki i położył mi rękę na ramieniu. – Chodź, zawiozę cię do domu. Damska ręka
czasami jest potrzebna w domu.
- A ty skąd to niby
wiesz? – spytałam ze śmiechem, gdy powiesił na mnie swoje ramię i zaczął mnie
prowadzić w stronę parkingu.
- Przeczucie.
Gdy wchodziłam do domu przekonywałam samą siebie, że
przecież nie może się skończyć bardzo źle. W końcu wchodzę do mojego
bezpiecznego miejsca, w którym jestem zadomowiona i nazywam je bez ani chwili
wahania moim przyjemnym, ciepłym domem. Miałam nadzieję nie denerwować się, bo
lada moment zobaczę moją ulubioną twarz, być może nawet dotknę tej dłoni, która
jest dla mnie wybawieniem gdy drżę ze zdenerwowania. Nie powinna się liczyć
sytuacja a gest, prawda?
Światła w salonie były pozapalane, rolety odsłonięte. Od
razu gdy wyjrzałam
z krótkiego korytarza zobaczyłam małą grupkę zgromadzoną na tarasie w ogrodzie. Postanowiłam przybrać dobrą minę do złej gry, choć odrobinę się uśmiechnąć i spróbować nie oceniać tego, co być może będzie miało miejsce w ciągu najbliższych minut. Nie lubię dedykować nieznajomym cech ani znaczników „lubię” lub „nie lubię”, jednak mój brak zdecydowania i wystarczające już zmęczenie wszystkim dookoła nie pozwalało mi na nic innego, jak właśnie działanie wbrew równości wszystkich.
z krótkiego korytarza zobaczyłam małą grupkę zgromadzoną na tarasie w ogrodzie. Postanowiłam przybrać dobrą minę do złej gry, choć odrobinę się uśmiechnąć i spróbować nie oceniać tego, co być może będzie miało miejsce w ciągu najbliższych minut. Nie lubię dedykować nieznajomym cech ani znaczników „lubię” lub „nie lubię”, jednak mój brak zdecydowania i wystarczające już zmęczenie wszystkim dookoła nie pozwalało mi na nic innego, jak właśnie działanie wbrew równości wszystkich.
Alfreda nigdy nie poznałam. Niall często o nim mówił z
uwagi na to, że też jest fotografem. Myślał zawsze, że ciekawym będzie
opowiedzenie o kimś, kto dzieli ze mną pasję. To było zawsze przyjemne,
troszczył się o moje zainteresowanie i byłam mu wdzięczna za tę dbałość o
szczegóły. Jednak czy kiedykolwiek robił z nim coś poza bawieniem się na
imprezie po gali muzycznej? Nie byłam w stu procentach przekonana.
- Oi! Ktoś do nas
przyszedł! – usłyszałam znajomy podniesiony głos. Uśmiechnęłam się lekko na
jego dźwięk, bo brakowało mi go. Wyszedł przez kuchnię z ogrodu i wyciągnął szeroko
ramiona z tym podejrzanie wielkim uśmiechem na twarzy. Podeszłam powoli do
niego
i pozwoliłam się przyciągnąć do jego ciała, mimo wszystko potrzebując jego bliskości zawsze i wszędzie, jako lekarstwo na całe zło. – Moja śliczna! – był bardzo zadowolony, pewnie po kilku dobrych piwach albo i więcej. Przytulił mnie mocno do siebie i tak bardzo, ale to bardzo nie chciałam się wiercić w jego ramionach, ale nie mogłam się powstrzymać. Jego koszulka pachniała zbyt wieloma zapachami, gdzieś zgubiła ten mój ulubiony. Było na niej wszystko – od okropnie słodkich damskich perfum, których nie znałam, po zapewne rozlany mocny alkohol i papierosy. W normalnych okolicznościach nie przeszkadzałoby mi to, ale nie potrzebowałam wąchać czyichś innych perfum ani zawartości szklanki. Chciałam mojego Nialla, wszystko jedno w jakim stanie trzeźwości.
i pozwoliłam się przyciągnąć do jego ciała, mimo wszystko potrzebując jego bliskości zawsze i wszędzie, jako lekarstwo na całe zło. – Moja śliczna! – był bardzo zadowolony, pewnie po kilku dobrych piwach albo i więcej. Przytulił mnie mocno do siebie i tak bardzo, ale to bardzo nie chciałam się wiercić w jego ramionach, ale nie mogłam się powstrzymać. Jego koszulka pachniała zbyt wieloma zapachami, gdzieś zgubiła ten mój ulubiony. Było na niej wszystko – od okropnie słodkich damskich perfum, których nie znałam, po zapewne rozlany mocny alkohol i papierosy. W normalnych okolicznościach nie przeszkadzałoby mi to, ale nie potrzebowałam wąchać czyichś innych perfum ani zawartości szklanki. Chciałam mojego Nialla, wszystko jedno w jakim stanie trzeźwości.
Przesunęłam twarz wyżej, gdzie skończył się już dekolt
jego koszulki i mogłam odetchnąć zapachem jego skóry. Był łagodniejszy niż
wybuchowa mieszanka na jego ubraniu, dlatego choćby w dowód wdzięczności za
chociaż tyle, pocałowałam jego szyję zaraz na zgięciu z klatką piersiową. Jego
ręce powędrowały na moje biodra, były pewne swoich czynów i chwilę później
leżały już wygodnie na moich pośladkach, przykrytych materiałem ciasnych
jeansów. Spojrzałam na niego spode łba nie chcąc się jeszcze odsuwać, a on
jedynie się uśmiechał i wręcz cieszył swoje dłonie nową zdobyczą. Uniosłam
brew, na co on się zaśmiał cicho.
- Też powinnaś usiąść na
ławeczce z Obamą. – wymruczał, po czym zaczął dość czule całować moją szyję.
Odsunęłam się delikatnie od jego piersi i musiałam powtórzyć sobie w głowie raz
jeszcze, co do mnie powiedział.
- Słucham? – zaśmiałam
się, spoglądając na stan w jakim się znajdował. Było z nim nieciekawie.
- To ich nowy przyjaciel,
a gdybyś ty tam jeszcze była, to przedstawienie wyglądałoby jeszcze seksowniej.
– byłam zdziwiona, że w ogóle radził sobie z wymawianiem pełnych i logicznych
zdań.
- Niall, jesteś pijany. –
zaśmiałam się, ale niezbyt szczęśliwie. Odsunął twarz od mojej szyi
i spojrzał na mnie, uśmiechając się jak niewinny baranek.
i spojrzał na mnie, uśmiechając się jak niewinny baranek.
- Nie jest pijany, tylko
wypił trochę za dużo. Jest różnica! – usłyszałam z ogrodu, czemu zawtórowały
gromkie damskie śmiechy.
- Zamknij się Fredo,
pogrążasz mnie! – zaśmiał się, obejmując mnie ramieniem i prowadząc ze sobą na
taras. – Mojej muzy nie denerwuj, jest zbyt śliczna. – wybełkotał, jego akcent
był już całkowicie wyraźny i nietrudny do zidentyfikowania. Słabo się
uśmiechnęłam gdy to mówił, bo zwróciły się na mnie wszystkie cztery, nieznane
mi pary oczu. Niall zanurzył swoje usta gdzieś w moich włosach, czułam jedynie
jak co chwila zaciąga się ich zapachem i całuje mnie w głowę.
- Tak, pewnie mu
zazdrościsz! Lepiej pytaj skąd bierze te swoje sztunie, a nie jeździj po nim! –
Ten głos również znałam, ale wcale nie poprawiło mi to humoru po słowach, które
padły
z jej ust. Słyszałam ją w radiu, widziałam wywiady, ale nigdy nie zagłębiałam się w jej postać. Była dla mnie zupełnie odmiennym światem, myślałam że dla blondyna również.
z jej ust. Słyszałam ją w radiu, widziałam wywiady, ale nigdy nie zagłębiałam się w jej postać. Była dla mnie zupełnie odmiennym światem, myślałam że dla blondyna również.
- To jest ich więcej? I
ja o tym nie wiem? – próbowałam się zaśmiać, choć odrobinę wtapiając się w
pijaną i zabawną atmosferę. W środku się gotowałam, na zewnątrz uczyłam się
trzymać nerwy na wodzy i uśmiechać się przez zaciśnięte zęby. Spojrzałam na
niego i w miarę pewnie uniosłam kąciki ust, uniosłam brew tak samo jak robił to
często on i czekałam na jakąkolwiek reakcję. – Myślałam, że jestem jedyną
„sztunią”. – podkreśliłam ostatnie słowo, niemalże cedząc je z niechęcią.
- Nie jesteś sztunią,
jesteś Annie. – kiwnął głową na potwierdzenie moich słów. Będę wredna? Będę.
- To wciąż nie odpowiada
na moje pytanie, kochanie. –
zawachlowałam rzęsami, które i tak nie były aż tak długie jak Ariany. Przez
chwilę myślałam, że momentalnie otrzeźwiał i dziwił się moim słowom, ale tylko
przez chwilę. Skończyło się, gdy Fredo i dziewczyny, których nie znałam zaczęły
na niego gwizdać za bycie głupszym ode mnie, przynajmniej w tamtej chwili.
- Wiesz, że cię kocham,
prawda? – spytał i znów, tak przez moment odnosiłam wrażenie, że wytrzeźwiał.
Nie bełkotał, powiedział to trochę ciszej niż krzyczał wcześniej, skupił swój
wzrok na jednym miejscu, którym były moje oczy. Chciałam coś odpowiedzieć, ale
brunetka mnie ubiegła.
- O mój Boże, jesteś jego
dziewczyną?! – spytała, robiąc wielkie oczy. Zagryzłam wargę, zanim cokolwiek
powiedziałam, jednak znów nie zdążyłam. – Ale to było głupie, przepraszam! –
zaczęła się motać, wciąż niedowierzając w swoje własne słowa. Przynajmniej się
zorientowała, a nie ciągnęła dalej temat, który mógł się skończyć inaczej, niż
bym sobie tego życzyła.
- Nie przejmuj się, to
pewnie alkohol. – Sztucznie się uśmiechnęłam, ale nikt raczej tego nie wyczuł.
No, poza obejmującym mnie Niallem, który mocniej ścisnął moje biodro.
Moja ręka zbyt długo błądziła po pościeli obok, żebym
mógł dalej spać spokojnie.
Z całych sił uchyliłem jedno oko i tym samym upewniłem się, że leżałem w łóżku sam.
W sypialni panowała cisza, która była kojąca dla mojego okropnego bólu głowy. Nie pamiętałem nawet, o której wróciłem. Jedyne co utkwiło mi w głowie to kupująca buty Ariana i Alfredo, który pokazywał mi swoją hotelową lodówkę pełną alkoholu. To by było na tyle.
Z całych sił uchyliłem jedno oko i tym samym upewniłem się, że leżałem w łóżku sam.
W sypialni panowała cisza, która była kojąca dla mojego okropnego bólu głowy. Nie pamiętałem nawet, o której wróciłem. Jedyne co utkwiło mi w głowie to kupująca buty Ariana i Alfredo, który pokazywał mi swoją hotelową lodówkę pełną alkoholu. To by było na tyle.
Pozycja, w której leżałem niewygodnie zgniatała moją
rękę, więc zebrałem się w sobie i przewróciłem na plecy, stękając przy tym.
Musiałem po drodze do łóżka uderzyć o coś biodrem, bo wołało o pomoc. Zerknąłem
na stolik nocny przy mojej stronie łóżka i nie znalazłem na nim nic poza
bałaganem ładowarek, więc spojrzałem w drugą stronę. Obok kremowej lampki leżał
mój telefon, szklanka wody i dwie aspiryny na równo pozaginanej, papierowej
serwetce w kwiatki.
Kolejne łyki wody jeszcze bardziej mnie rozbudzały, za co
nie wiem czy byłem taki wdzięczny. Im szerzej otwierałem oczy tym więcej do
mnie docierało, być może była to kwestia połkniętego leku. W ostatnich dniach
nie dostałem rano takiej pomocy, bo nie umiałem nigdzie w domu znaleźć pełnego
opakowania. Przetarłem oczy i przeciągle ziewnąłem, zanim zerknąłem w stronę
niedokładnie zasłoniętego okna. Za nim roztaczał się widok na piękne niebo, jak
nie londyńskie, w akompaniamencie jaskrawego słońca. Musiało być ciepło, bo
odczuwałem powoli potrzebę uchylenia jednej z szyb i wpuszczenia do siebie
świeżego powietrza. Sięgnąłem po telefon, któremu umierała bateria i zerknąłem
na zegarek. Godzina, którą na nim zobaczyłem odrobinę mnie przeraziła.
Dochodziła pierwsza popołudniu, a ja byłem jednym wielkim bałaganem. O co
chodzi?
Głęboko westchnąłem i próbowałem spokojnie przeanalizować
swoją sytuację, czego od kilku dobrych dni nie robiłem. Wstawałem, jadłem
jakiekolwiek śniadanie, wychodziłem. Wracałem wcześnie albo nie. Potrzebowałem
się bawić, ale skutki tego zacząłem odczuwać dopiero teraz. W tym momencie, gdy
ta pochrzaniona serwetka z aspiryną wyglądała na bardzo dokładnie i równo
poskładaną. Gdy mój telefon miał wyłączone nawet wibracje, żeby mnie nie
obudziły. Gdy drzwi od sypialni były zamknięte, a nie jedynie uchylone. Dopiero
wtedy dochodziło do mnie gówno, w którym się taplałem.
Nie zwróciłem uwagi na żadne wiadomości z serwisów
społecznościowych, stworzyłem jedynie prostego tweeta, który zdawał się
podsumowywać moją beznadziejną sytuację. Podniosłem się do pozycji siedzącej na
łóżku i schowałem twarz w dłoniach, wciąż nie mogąc w pełni pojąć umysłem tego,
co się dzieje. Wiedziałem, że straciłem nad tym kontrolę. Szedłem za każdym, za
wszystkim, byle nie było nudno, byle nie musieć rozmawiać. Niestety wiedziałem
też, że rozmowa to jedyna rzecz, która według pewnej osoby pomaga. A na niej
zależało mi najbardziej.
Udało mi się znaleźć w miarę świeże spodenki i koszulkę,
równo poskładane na jednej z moich półek w szafie. Mycie zębów zajęło mi
dobrych kilka minut więcej niż zwykle, bo
z trudem przyzwyczajałem się do palącego moje oczy światła znad lustra. Prysznic podziałałby na mnie jak terapia wstrząsowa, dlatego wolałem najpierw skonfrontować się z wyrocznią, zanim doszłoby do prania mózgu.
z trudem przyzwyczajałem się do palącego moje oczy światła znad lustra. Prysznic podziałałby na mnie jak terapia wstrząsowa, dlatego wolałem najpierw skonfrontować się z wyrocznią, zanim doszłoby do prania mózgu.
W całym domu panowała cisza. Słyszałem moje własne stopy
na posadzce, a z korytarza nawet dostrzegałem cicho pracującą w kuchni
zmywarkę. Wszędzie było jasno, w salonie panował porządek. Poduchy wyglądały
jak nietknięte, piloty od telewizora otrzepane z resztek chipsów i równo
położone na stoliku. W przedpokoju nie walały się żadne buty, lustro było
idealnie czyste. Wszedłem do kuchni i zaciągnąłem się zapachem pieczonego w
piekarniku mięsa, na blacie leżały
dopiero co umyte części maszynki do robienia koktajli. Wszędzie było
pusto, panował idealny ład. Zupełne przeciwieństwo tego, co po sobie zawsze
zostawiałem
i z czym budziłem się kolejnego dnia, bo była zbyt zajęta by posprzątać więcej, niż stawało jej na drodze. Dlaczego ja tego nie robiłem? To już inna kwestia.
i z czym budziłem się kolejnego dnia, bo była zbyt zajęta by posprzątać więcej, niż stawało jej na drodze. Dlaczego ja tego nie robiłem? To już inna kwestia.
Zerknąłem w swoją lewą stronę, gdzie otwarte było okno
tarasowe. Piękna pogoda zawitała w naszym ogrodzie, co aż wołało o
wykorzystanie i cieszenie się kawałkiem zielonego spokoju, który mieliśmy.
Westchnąłem cicho i do siebie, gdy ją zobaczyłem. Siedziała na trawie ze
skrzyżowanymi nogami, bokiem do świecącego słońca. Pojedyncze włosy wypadały z
jej koczka na czubku głowy, okulary przeciwsłoneczne leżały dobry metr dalej,
pod jednym
z mniejszych krzaczków, które kiedyś postanowiła posadzić, by czuć się bardziej jak w swoim rodzinnym, domowym ogrodzie. Miała przed sobą dwie rozłożone książki, zębami zagryzała koniec długopisu którym co chwila zapisywała coś na białych kartkach. Niedaleko stał talerzyk, pewnie po drugim śniadaniu, oraz w połowie pełna jeszcze szklanka z czymś, co wyglądało mi na owocowe smoothie. Wyglądała na zamyśloną i spokojną, jedynie w swoich najwygodniejszych krótkich spodenkach i luźnej koszulce bez rękawów. To było coś, co powoli traciłem. Przejechałem dłońmi po swojej twarzy by zebrać się w sobie i cicho, bo nie miałem na stopach kapci, wyszedłem na obity brązowymi deskami taras. Albo mnie nie zauważyła, albo po prostu nie odwróciła do mnie swojej głowy. Rozejrzałem się dookoła w nadziei, że chociaż tutaj znajdę bałagan po nocnej zabawie kilka dni temu, ale również bezskutecznie. Wszędzie było idealnie, czysto, na stoliku leżały jedynie jej aparat i dwa obiektywy, przykryte ciemną szmatką. Nie korzystała nawet z telefonu, widziałem go wcześniej na stole w kuchni. Wyłączyła się od świata, była sama ze sobą i bałem się, że jedynie zburzę jej spokojną atmosferę.
z mniejszych krzaczków, które kiedyś postanowiła posadzić, by czuć się bardziej jak w swoim rodzinnym, domowym ogrodzie. Miała przed sobą dwie rozłożone książki, zębami zagryzała koniec długopisu którym co chwila zapisywała coś na białych kartkach. Niedaleko stał talerzyk, pewnie po drugim śniadaniu, oraz w połowie pełna jeszcze szklanka z czymś, co wyglądało mi na owocowe smoothie. Wyglądała na zamyśloną i spokojną, jedynie w swoich najwygodniejszych krótkich spodenkach i luźnej koszulce bez rękawów. To było coś, co powoli traciłem. Przejechałem dłońmi po swojej twarzy by zebrać się w sobie i cicho, bo nie miałem na stopach kapci, wyszedłem na obity brązowymi deskami taras. Albo mnie nie zauważyła, albo po prostu nie odwróciła do mnie swojej głowy. Rozejrzałem się dookoła w nadziei, że chociaż tutaj znajdę bałagan po nocnej zabawie kilka dni temu, ale również bezskutecznie. Wszędzie było idealnie, czysto, na stoliku leżały jedynie jej aparat i dwa obiektywy, przykryte ciemną szmatką. Nie korzystała nawet z telefonu, widziałem go wcześniej na stole w kuchni. Wyłączyła się od świata, była sama ze sobą i bałem się, że jedynie zburzę jej spokojną atmosferę.
Wszedłem na zielony trawnik, który delikatnie łaskotał
moje ciepłe stopy. Musiałem bardzo zmrużyć oczy, by nie wpaść w zbyt wielki
konflikt z promieniami słonecznymi. Powoli szedłem w jej stronę, przeczesując
palcami swoje bardzo zabałaganione włosy. Widziałem, jak na moment odrywa wzrok
od swoich notatek, zapewne wyczuwając moją obecność. Mimo wszystko wróciła do
swojego zajęcia i przewróciła kolejną stronę czegoś, co mi wyglądało na
podręcznik, lub coś podobnego. Nie wpadłem na żaden lepszy pomysł, więc
położyłem się na plecach kilkanaście centymetrów przed jej książkami, dając jej
wciąż swobodę. Nie byłem pewien czym mnie powita i czy w ogóle, więc
postanowiłem zostawić jej jakaś sferę spokoju. Zgiąłem nogi w kolanach i
zignorowałem strzelające kości. Odwróciłem się twarzą do niej
i zmrużyłem oczy, nie chcąc oglądać oślepiającego światła, a jedynie jej skupiony wyraz twarzy.
i zmrużyłem oczy, nie chcąc oglądać oślepiającego światła, a jedynie jej skupiony wyraz twarzy.
- W lodówce zostało
trochę mojego koktajlu, pomoże ci na kaca. – powiedziała cicho, nawet nie
zachrypniętym głosem. Nie patrzyła na mnie, wciąż zaczytywała się w kolejnych
wersach tekstu i zapisywała pojedyncze słowa na kartce.
- Co robisz? – uznałem,
że będzie to najbardziej odpowiednie, pierwsze zdanie z mojej strony. No bo co
innego mogłem powiedzieć? O co zapytać? Walnąć z grubej rury? Absolutnie nie,
bo chyba wyczerpałem już swój limit. Mimo wszystko wciąż bałem się, że lada
dzień wrócę do tego, co ją najbardziej irytuję i znów zapomnę o jakimkolwiek
zdrowym rozsądku.
- Przygotowuję się na
rozmowę rekrutacyjną na studia. – odparła, wciąż zajęta i obojętna wobec tego,
że do niej przyszedłem. Nie oczekiwałem, że będzie cała w skowronkach, ale
marzyłem o zobaczeniu jej szarych oczu chociaż na moment mimo przekonania, że
nie mają w sobie iskry i są smutne.
- Myślisz, że cię
przyjmą? – Próbowałem ciągnąć temat, coś musiałem robić. Westchnęła ciężko,
musiała pomasować swoją skroń i dwa razy włączyć i wyłączyć długopis.
- Nie wiem. Trudno
powiedzieć. Nie wiem nawet, czy dobrze robię. – mruknęła, wyraźnie
zdenerwowana. Przymknąłem na chwilę oczy i przełknąłem ślinę, zanim cokolwiek
więcej powiedziałem.
- I fucked up. – pozwoliłem
wydostać się właśnie tym słowom. Byłem ich pewien, mimo że bardzo nie chciałem,
żeby były prawdziwe. Jednak chcieć nie zawsze znaczy móc, tym razem naprawdę
musiałem się postarać, żeby coś dobrego z tego wyszło.
- Yep, you did. – odpowiedziała krótko, wciąż na mnie nie zerkając.
Może ja wcale nie zasługiwałem na to, żeby oglądać jej piękne, delikatne rysy
twarzy? Ostre tylko wtedy, gdy umiejętnie podkreślała je swoim makijażem?
- Annie… - próbowałem
zacząć ale nawet nie wiedziałem, co mam powiedzieć. Jej imię brzmiało tak
pięknie, ale okoliczności jego wymawiania zmieniały rytm bicia mojego serca na
ten żałosny, pełen tego nieprzyjemnego uczucia porażki.
- Słucham? – spytała stanowczo,
w końcu podnosząc głowę znad książki. Otworzyłem buzię, by coś powiedzieć ale
nic z ust się nie wydostało, gdy dobrze jej się przypatrzyłem. Oczy miała
spuchnięte, kiedy dłuższą chwilę się w nią wpatrywałem musiała zagryźć wargę,
która nerwowo zaczęła drżeć. Była bliska płaczu, jej policzki przybrały
delikatnie czerwoną barwę
i wiedziałem, że w każdej chwili może wybuchnąć jakąkolwiek negatywną emocją. Pochyliła się znów i udawała zajętą, gdy zebrała się w sobie i zaczęła znów mówić. – Rozumiem, że lubisz się bawić. Naprawdę to rozumiem, bo sama przecież mam czasami taką potrzebę. To ludzkie. – mówiła przeraźliwie spokojnym i przyjaznym tonem głosu. Ten jednak powoli łamał się. – Ale są jakieś granice. Na przykład wtedy, kiedy jest środek nocy i ja nie mam pojęcia, gdzie jesteś. Z kim jesteś. Mówisz tylko, że wychodzisz. Może zrobimy taki eksperyment, co? Przez tydzień będę dla ciebie oschła, będę traktować cię jak chłopca na posyłki, a ty będziesz znosił moje zachcianki, dopiero poznanych ludzi, z którymi się bawię w klubach i cierpliwie czekał pół nocy aż wrócę, bo zapomnę do ciebie zadzwonić albo napisać. Może być? – patrzyła znów na mnie, marszcząc nieprzyjemnie czoło. Głęboko westchnąłem i podniosłem się do pozycji siedzącej, nie wiedząc co robić. Oparłem łokcie na zgiętych kolanach i schowałem twarz w dłoniach, próbując powstrzymać nieprzyjemny ból głowy i opanować swoje myśli.
W ogóle, zrozumieć wszystko to, co ma miejsce. Jej racja, jej cholerna racja i prawo do tego, by być nieszczęśliwą.
i wiedziałem, że w każdej chwili może wybuchnąć jakąkolwiek negatywną emocją. Pochyliła się znów i udawała zajętą, gdy zebrała się w sobie i zaczęła znów mówić. – Rozumiem, że lubisz się bawić. Naprawdę to rozumiem, bo sama przecież mam czasami taką potrzebę. To ludzkie. – mówiła przeraźliwie spokojnym i przyjaznym tonem głosu. Ten jednak powoli łamał się. – Ale są jakieś granice. Na przykład wtedy, kiedy jest środek nocy i ja nie mam pojęcia, gdzie jesteś. Z kim jesteś. Mówisz tylko, że wychodzisz. Może zrobimy taki eksperyment, co? Przez tydzień będę dla ciebie oschła, będę traktować cię jak chłopca na posyłki, a ty będziesz znosił moje zachcianki, dopiero poznanych ludzi, z którymi się bawię w klubach i cierpliwie czekał pół nocy aż wrócę, bo zapomnę do ciebie zadzwonić albo napisać. Może być? – patrzyła znów na mnie, marszcząc nieprzyjemnie czoło. Głęboko westchnąłem i podniosłem się do pozycji siedzącej, nie wiedząc co robić. Oparłem łokcie na zgiętych kolanach i schowałem twarz w dłoniach, próbując powstrzymać nieprzyjemny ból głowy i opanować swoje myśli.
W ogóle, zrozumieć wszystko to, co ma miejsce. Jej racja, jej cholerna racja i prawo do tego, by być nieszczęśliwą.
- To wszystko jest tak
pochrzanione, nie mogę zostać z tym sam. – powiedziałem bardziej do siebie,
analizując każdą sytuację, przypominając sobie po kolei pijane szczegóły. Była moją
dobrą stroną, nie mogłem jej stracić przez tak dziecinne zachowanie.
- Nikt nie powiedział, że
zostaniesz. – mruknęła, pociągając nosem. Spojrzałem na nią
i widziałem, jak wierzchem dłoni wyciera jedną, jedyną łzę. Więcej nie wypuściła, trzymała się ostatkami sił i jedynie spoglądała co chwila na chmury, by się uspokoić. – Po prostu sam się ode mnie odsuwasz… - zaczęła, ale już dłużej nie mogłem.
i widziałem, jak wierzchem dłoni wyciera jedną, jedyną łzę. Więcej nie wypuściła, trzymała się ostatkami sił i jedynie spoglądała co chwila na chmury, by się uspokoić. – Po prostu sam się ode mnie odsuwasz… - zaczęła, ale już dłużej nie mogłem.
- Ja wiem, wiem Annie. –
przerwałem jej, ciągnąc się za włosy. Czułem rosnącą frustrację, ilość
docierających do mnie powoli informacji przeważała nad możliwością racjonalnego
myślenia.
- Skoro wiesz, to zrób
coś z tym. – powiedziała odważnie i w
duchu dziękowałem wszystkim żywym istnieniom, że nie dodała nic do tego. Nie postawiła
ultimatum, nie zagroziła końcem naszego wspólnego życia.
- Próbuję, ale jak
widzisz nie udaje mi się. – broniłem się, nie wiedząc co innego powiedzieć.
- Gdybyś próbował, Niall,
nie rozmawialibyśmy teraz w ten sposób. Próbować, to zaczniesz dopiero teraz. Nie
starałeś się za bardzo, gdy po pijaku chciałeś, żebym zabawiała się z tym
jebanym Obamą, tak jak twoje nowe przyjaciółki. Również nie do końca, gdy
postanowiłeś pokłócić się z Basilem. – rzucała hasła, które widocznie ją bolały
przynajmniej raz tak bardzo, jak mnie zaczynały w tamtej chwili.
- Dobra, rozumiem Ann.. –
próbowałem ją zahamować, nie mogłem już tego słuchać. Uświadamiała mi zbyt
wiele rzeczy, to przerastało moją świadomość.
- Niall, nie mówię ci
tego wszystkiego na złość. Chcę ci pomóc, ale to musi działać w dwie strony. Kiedy
ostatni raz skupiłeś się na czymś? – mówiła spokojnie, mimo ściekających jej po
policzkach łez. Musiała widzieć jak zaczynam się denerwować, jak bardzo to
wszystko mnie wykańcza.
- Nie wiem.. – kręciłem głową
zrezygnowany.
- Niall, spójrz na mnie. –
poprosiła, a nagle jej ręka znalazła się na moim kiwającym się kolanie. Byłem tchórzem,
ale bałem się. Miała pewnie zaczerwienione policzki, oczy całe mokre, na całej
twarzy wyrysowany żal do mnie.. – Proszę, Niall.
- Wiesz, jak bardzo mnie
to boli jak widzę, że przeze mnie jesteś w takim stanie? – mówiłem do trawy,
nie do niej. W tej chwili byłem słaby, słabszy niż pamiętam. Mózg mi zapewne
parował, wszystko kręciło się dookoła serca i nie poluźniało splotu.
- Niall James Horan.. – zaczęła. Wstała ze swojej wcześniejszej
pozycji i gniotąc kolanami książki przyczołgała się do mnie, stanowczo
chwytając mnie w policzkach i podnosząc moją twarz na odpowiednią wysokość. Nie
mogłem nie spojrzeć na jej załzawione oczy, pełne determinacji i odrobiny
nadziei. Nie poddawała się, ten gest był dowodem na jej niesamowitą wiarę we
mnie i moje możliwości. – Jesteś utalentowanym muzykiem. Wypisz to, wyśpiewaj,
wygraj na gitarze. Wyciągnij mnie na boisko i karz patrzeć, jak kopiesz z całej
siły piłkę do bramki. Rzucaj piłeczkami golfowymi w moje książki, zabieraj mi
moje cukierki. Możesz robić cokolwiek, byle ci to pomogło pozbyć się tego
gówna, które masz w głowie. Opinia publiczna jest i będzie. Radzimy sobie z nią
razem, bo jak sam powiedziałeś, chcesz chronić nasz związek i trzymać mnie z
daleka od fanów, reporterów i innych męczących rzeczy. Dotrzymuj tej obietnicy,
Niall. Podaj mi rękę, a nie otwieraj nią kolejne piwo. Napisz do mnie
wiadomość,
a nie wypytuj znajomych czy chcą kolejną kolejkę tequili. Rób wszystko tylko błagam, wróć. – z każdym słowem jej głos łagodniał, a kciuki zaczynały delikatnie masować moje policzki. Łzy ciekły jej strumieniami, ledwo trzymała się na swoich kolanach. – Jutro zaczynasz od nowa trasę, Niall. To jest to, co kochasz najbardziej. Występowanie przed tysiącami ludzi, dzielenie się swoim szaleństwem i pasją. Skup się na tym, proszę. Nie musisz myśleć o mnie non-stop, nie mogę ci tego nakazać. Ale kieruj swoje myśli na bardziej pożyteczny tor, niż ucieczka. Właśnie przez twoje niewłaściwe zachowanie może dojść do rozpadu wszystkiego, na co tak silnie pracowaliście przed i po odejściu Zayna. Jesteś częścią zespołu, oni są twoimi braćmi. Każdy z nich jakoś, lepiej lub gorzej, zmaga się z naciskiem ze strony fanów i mediów. Ale nie daj się zakopać, nie daj się utopić w tym, co złe i nieprzyjemne. Uwierz mi, nie chcesz.. – urwała, by opuścić na moment głowę i pociągnąć nosem, nie mogła powstrzymać szlochu
i drżących ust. - ..Nie chcesz zamienić się w lepszą wersję Patryka. – dokończyła, a mnie potwornie kłuło.
a nie wypytuj znajomych czy chcą kolejną kolejkę tequili. Rób wszystko tylko błagam, wróć. – z każdym słowem jej głos łagodniał, a kciuki zaczynały delikatnie masować moje policzki. Łzy ciekły jej strumieniami, ledwo trzymała się na swoich kolanach. – Jutro zaczynasz od nowa trasę, Niall. To jest to, co kochasz najbardziej. Występowanie przed tysiącami ludzi, dzielenie się swoim szaleństwem i pasją. Skup się na tym, proszę. Nie musisz myśleć o mnie non-stop, nie mogę ci tego nakazać. Ale kieruj swoje myśli na bardziej pożyteczny tor, niż ucieczka. Właśnie przez twoje niewłaściwe zachowanie może dojść do rozpadu wszystkiego, na co tak silnie pracowaliście przed i po odejściu Zayna. Jesteś częścią zespołu, oni są twoimi braćmi. Każdy z nich jakoś, lepiej lub gorzej, zmaga się z naciskiem ze strony fanów i mediów. Ale nie daj się zakopać, nie daj się utopić w tym, co złe i nieprzyjemne. Uwierz mi, nie chcesz.. – urwała, by opuścić na moment głowę i pociągnąć nosem, nie mogła powstrzymać szlochu
i drżących ust. - ..Nie chcesz zamienić się w lepszą wersję Patryka. – dokończyła, a mnie potwornie kłuło.
Oparła
swoje czoło o moje i tak się rozpłakała, nie mogąc się w ogóle uspokoić. Co chwila
dodawała jakieś słowa, przekonywała mnie o moich wartościach i o tym, że mogę
być znowu sobą. Nie są mi potrzebne noce w towarzystwie skąpo ubranych, znanych
dziewczyn. Nie potrzebuję dziesiątek nowych znajomych co noc. Nie muszę codziennie
wypić popołudniu dwóch piw, żeby się przygotować na wieczorne wyjście.
- Chcę mojego Nialla z
powrotem. Chcę, żebyś się cieszył jak dziecko na kolejny koncert. Chcę długich
i nie przespanych nocy, bo masz nagle wenę na nową piosenkę i grasz ją na
gitarze, by wbić sobie do głowy. – mówiła dalej, gdy wytarłem jej policzki. Rozprostowałem
odrobinę nogi, by mogła mi usiąść na kolanach i odciążyć je od ciągłego nacisku
na twardą ziemię. Objęła mój tułów swoimi nogami i przytuliła się mocno,
pozwalając mi pewnie objąć jej wątłą postać. Zaczęła się trząść i potwornie
płakać, więc w pewnym momencie po prostu nie wytrzymałem. Oparłem się ustami o
jej ramię i pozwoliłem, żeby kilka słonych kropel wyleciało z moich oczu. –
Przedwczoraj byliście naprawdę wstawieni, nie chcę znowu znosić głupich
komentarzy dziewczyn takich, jak Lexie czy Chantel. Byłeś niemiły, a
popisywanie się przed Arianą i dziewczynami wcale ci nie pomagało. – dodała już
trochę ciszej, a potem ciasno objęła ramionami moją szyję. Poprawiłem swoje
ręce na jej tułowiu i mocno odetchnąłem, pociągając nosem i czując, że moczę
jej szarą koszulkę.
- Nie chcę tego powtarzać.
– powiedziałem szczerze. Lubiłem i zawsze będę lubił zabawę, śmiech i odrobinę
alkoholu, bo to leży w mojej naturze. Ale nigdy więcej nie chciałem powtórzyć
tych błędów, nie chciałem przekraczać granic i doprowadzać do sytuacji takich,
jak ta.
- Kocham cię, Niall i nie
chcę, żeby to się zmarnowało. – dodała, jeszcze mocniej wczepiając się w moje
ciało. – Rozumiesz? – w odpowiedzi mocno pokiwałem głową i bardziej schowałem
się w jej szyi, nie chcąc jej nigdy wypuszczać ze swoich objęć. Brakowało mi
tego, zawsze mnie przyzwyczajała do ogromnej czułości i przytulania a teraz? Teraz
potrzebowałem tego jak powietrza, bo w ciągu ostatnich dobrych kilku dni
kompletnie zaniedbałem naszą wspólną,
w zasadzie bardziej psychiczną niż fizyczną, potrzebę.
w zasadzie bardziej psychiczną niż fizyczną, potrzebę.
Odsunąłem się w końcu od niej, po dłuższej chwili. Spojrzała
na mnie swoimi mokrymi oczyma i słabo się uśmiechnęła, po czym zaczęła układać
moje brudne włosy w coś sensownego. Wciąż ją ciasno obejmowałem ramionami nie
wyobrażając sobie co by było, gdybym nie mógł już zatopić swoich kończyn w jej
miękkiej skórze.
- You’re my favorite munchkin. – użyłem zdrobnienia, które jakiś czas
temu wywołało u niej serię uroczych uśmiechów i chichotów z podekscytowania. Uśmiechnęła
się odrobinę szerzej, tym razem włączając w to swoje oczy. Mimo łez, mimo
czerwieni pod oczami była piękna.
I nie chciałem, żeby ktokolwiek inny mógł ją widzieć taką piękną, jak ja.
I nie chciałem, żeby ktokolwiek inny mógł ją widzieć taką piękną, jak ja.
- Postarasz się? –
spytała dla pewności.
- Będę próbował. –
przytaknąłem zdecydowanie. – Ale sam nie dam rady.
- Nigdy nie jesteś sam,
Niall. – pocieszający uśmiech i masujące
moją głowę palce powoli mnie uspokajały. – I pomyśleć, że miałam zamiar nie
płakać i w ogóle się do ciebie nie odzywać.
- Najlepsze plany zawsze
szlag trafi.
W pomieszczeniu nie było gorąco, ale atmosfera
przekraczała jakiekolwiek dopuszczalne temperatury na termometrach. Harry
jeździł już językiem po swoich zębach by upewnić się, że są idealnie czyste,
Liam już włączał swój taneczny, sceniczny tryb a Louis przerzucał mikrofon z
jednej ręki do drugiej. Poprawiłem podciągnięte rękawy białej koszulki i jako
czysta formalność, odchrząknąłem kilka razy. Kilku technicznych już używało
specyficznej terminologii, ostatnie hasła i komendy przed wielkim wejściem. Jeden
wielki pisk, krzyk, ogłuszający wrzask gdy zgasła większość świateł na
stadionie w Cardiff. Pierwsze rytmy naszego intro, krew od razu płynęła
szybciej a serce biło tak, jak dawno nie.
- O kurwa. – Przekląłem na
głos, gdy ktoś poprawiał osprzęt mojego mikrofonu. Jeszcze ktoś inny przewiesił
mi przez ramię mojego pięknego, bordowego Fendera i przypomniał mi, gdzie mam
kostki.
Budujący napięcie rytm muzyki wstępnej zawsze działał na
mnie pobudzająco, chyba równie mocno jak na przeraźliwie głośno krzyczące tłumy
na widowni. Ekipa zaczęła nam życzyć powodzenia, Lou kopnęła mnie na szczęście
w tyłek i dwa razy przejechała pudrem po spoconym już z ekscytacji czole. Szukałem
wzrokiem drugiej blondynki, która już przybijała piątkę Tomlinsonowi i szła do
mnie z ogromnym uśmiechem na twarzy. Uważając na moją gitarę, objęła mnie mocno
w ramionach i ścisnęła dwa razy, dla poprawy adrenaliny. Odsunęła się na kilka
centymetrów i widziałem, jak skrzą się jej oczy ze szczęścia. Na piersi dumnie
wisiała jej plakietka, dzięki której mogła stać ze mną tuż przed wejściem na
scenę. Uśmiechała się szeroko i objęła dłońmi moją twarz, złączając nasze
czoła. Przymknąłem oczy by zaciągnąć się jej zapachem, ona zdaje się zrobiła to
samo.
- You got this, Niall. – zaczęła, mocno całując moje usta. Zaskoczyła
mnie tym, ale nie mogłem narzekać. Odsunęła się gwałtownie i spojrzała mi
głęboko w oczy. – Jesteś świetny, - kolejne sekundy jej warg przyklejonych do
moich, zakończone cichym plaśnięciem – wyglądasz okropnie seksownie, - znów
zaczęła masować swoimi ustami moje, doprowadzając mnie tym do istnego obłędu. –
i idziesz robić to, co kochasz. Te dziewczyny cię kochają, nie zawiedź ich. –
skończyła, po raz ostatni składając mi kilka pojedynczych buziaków na każdej z
warg. Obdarzyłem ją szerokim uśmiechem i gdy już się odwracała, chwyciłem jej
rękę
i przyciągnąłem do siebie jeszcze na chwilę. Spojrzałem jej prosto w oczy i zanim Liam krzyknął na mnie coś nieprzyzwoitego, zdążyłem powiedzieć najważniejszą rzecz.
i przyciągnąłem do siebie jeszcze na chwilę. Spojrzałem jej prosto w oczy i zanim Liam krzyknął na mnie coś nieprzyzwoitego, zdążyłem powiedzieć najważniejszą rzecz.
- You’re my lucky charm.
Jej uśmiech był jedyny w swoim rodzaju, tak samo jak
narastające okrzyki skandujące nazwę naszego zespołu.
Jestem częścią One Direction. Częścią czegoś wielkiego.
Jestem Bogiem, który ratuje siebie i swoje upadłe anioły.
Jestem Niall. I muszę być szczęśliwy.
_____________________________________
www.mannien.tumblr.com
www.twitter.com/maryb96
www.twitter.com/annieoholmes
www.ask.fm/manny96
http://www.wattpad.com/story/34495045-those-lovely-moments
Z chcęcią sobie z Wami porozmawiam, gdziekolwiek!
Bądź tak miły i zostaw komentarz, będę Cię wielbić jeszcze bardziej!
34 TYSIĄCE WYŚWIETLEŃ, MOI DRODZY! TO ZASŁUGUJE NA KAWAŁEK CZEKOLADY!
x
M
Przeczytałam notatkę o tym, jak ciężko Ci było pisać i że się połakałaś i zastanawiałam się, co musi byc w tym rozdziale takiego, co wzrusza.. Przeczytałam i sama na końcu miałam łzy w oczach.
OdpowiedzUsuńUwielbiam to jak świetnie potrafisz opisać uczucia i Annie i Niall'a, normalnie CUDO!
Świetny rozdział ♥♥♥♥
Tydzień huh? Szybko minie, u mnie tylko 4 dni ♥♥♥
buziaki,
@nivllx ♥
MANIA MANIA MANIA! kocham cie <3 bardzo! piękne , najpiekniejszy, moze inaczej, jeden z piekniejszych!
OdpowiedzUsuńWow. Tylko tyle. Wow. Chylę kapelusza 🙊
OdpowiedzUsuńJest na prawdę długi, barwo dla Ciebie :) jak zwykle mnie poruszył i cieszę się że między nimi już dobrze :) dobra a wręcz wspaniała twoja robota BRAWO :)
OdpowiedzUsuńKarola