Manny

niedziela, 5 kwietnia 2015

#EASTER

Wesołego jajka!

Potrzebowałam tego, napisałam, nie sprawdziłam, proszę bardzo.

Życzę Wam mnóstwo spokoju, dużo pysznego jedzenia i mokrego, zabawnego dyngusa :) Szkoda życia na smutki. Mam nadzieję, że wszystko Wam się ułoży i razem sobie poradzimy z każdą nieprzyjemną sytuacją.

*Poprzedni rozdział (#31) dzieje się po Wielkanocy, czyli macie taką throwback Sunday.
Wszystkiego dobrego, moje zajączki!
I gdybyście się jeszcze tak mnożyły, jak króliczki lub zajączki, byłabym szczęśliwa! Czytelników nigdy za dużo, komentarzy też nie!












            Tym razem nie obudził mnie irytujący budzik, lecz sygnał przychodzącej wiadomości. I to też nie tak, że wcześniej spałam jak zabita i wyrwało mnie to z najgłębszego snu. Wręcz przeciwnie, od bardzo, ale to bardzo wczesnych godzin porannych kręciłam się w łóżku i nie mogłam sobie znaleźć wygodnego, właściwego miejsca na ostatnie minuty potrzebnego snu.
            Słońce za oknem wyglądało jeszcze nieśmiało, jedynie delikatne promyki dostawały się przez nieszczelnie zasunięte zasłony do sypialni. Bez zbędnego zmęczenia, wybudzona już minuty wcześniej odłączyłam ładowarkę od kontaktu i wygrzebałam spod poduszki telefon. Wiadomość, która do mnie przyszła, mimo nie bezpośredniej informacji wywołała na mojej twarzy długo oczekiwany uśmiech. „Użytkownik tego numeru jest już dostępny w sieci. Zadzwoń teraz.” – mówiły czarne litery, wręcz krzyczały, a dla mnie był to jednoznaczny sygnał: Niall był już w Londynie.
            Spokojnie, ale z pewną dozą podekscytowania wstałam z łóżka i tylko odrobinę poprawiłam kołdrę, bo nie wiedziałam jaki będzie dalszy plan dnia. Poranna toaleta zajęła mi dosłownie chwilę, z uwagi na wczesną porę i brak potrzeby zakładania nie wiadomo jak wyjściowego ubrania. Zostałam w ulubionych spodniach dresowych i koszulce na ramiączkach, pod którą wsunęłam jedynie biustonosz. Na stopy wsunęłam żółte, okazjonalne skarpetki w drobne pisanki i po drodze do salonu, gdzie się dało, rozsunęłam zasłony by wpuścić jak najwięcej wiosennego, porannego światła.
            W kuchni zaczęłam przygotowywać śniadanie tak, żeby smaczne było też za jakiś czas. Nigdy nie wiadomo, w jakim stanie przyjedzie jego żołądek po całonocnym locie do domu. W garnku gotowały się jajka, na półmisku znalazły się - tak jak po mojemu, po polsku – wędliny i warzywa, świeże i pokrojone. Z lodówki wyjęłam faszerowane jajka, które raz zjadł u mojej mamy w domu i nie mógł o nich zapomnieć przez kolejne tygodnie. Sprawdziłam, czy wystarczająco rozmroziła się biała kiełbasa i przygotowałam sobie na później patelnię. Nie mogłam powstrzymać burczącego brzucha, więc zrobiłam sobie kanapkę z prowizoryczną, bo nie mojej mamy, pastą jajeczną. Wylądowała na małym talerzyku tuż obok kubka, do którego wrzuciłam herbatę i zalałam ją wrzącą wodą.
            Bez sensu było stanie w miejscu i czekanie, jak na cud. Dlatego powędrowałam do salonu i wygodnie, z pierwszą porcją dzisiejszego, świątecznego jedzenia ułożyłam się na kanapie. Włączyłam telewizor i szczęśliwie trafiłam na jeden z lepszych filmów komediowych, co znacznie wzmocniło mój dobry humor o poranku i podtrzymało go przez najbliższy czas.


- Coś poza koperkiem dodawałaś, prawda? – pytałam mamę przez telefon. Zapomniałam o zabawnym filmie, byłam w trakcie dopijania herbaty i próbowałam zapamiętać, jakie składniki pominęłam w mojej jajecznej mieszance.
- Nie wydaje mi się. Może za mało dałaś majonezu? Albo nie dosoliłaś? – Zastanawiała się.
- Nie wiem, może po prostu o czymś nie pamiętamy. Trudno. – wzruszyłam ramionami. – Marta przyjechała na święta?
- Została u siebie, chciała zaoszczędzić na biletach lotniczych. Ale Kacper będzie, jutro albo na obiad zjedzie się reszta.. – mówiła, a ja w tle słyszałam stukanie talerzy i szelest sztućców w szufladzie.
- Reszta? – wypiłam ostatni łyk z kubka i odstawiłam go na szklany stolik.
- No ci co zwykle, czyli ciocia… - zaczęła wymieniać, a moja podzielność uwagi po raz pierwszy od dawna się przydała, bo usłyszałam dzwonienie kluczy i majstrowanie w zamku drzwi wejściowych. Mój uśmiech powoli się powiększał, z coraz większym podekscytowaniem przytakiwałam mamie. Odwróciłam głowę w lewo i zobaczyłam, jak w korytarzu otwierają się białe drzwi. To spowodowało, że zaczęłam wręcz śmiać się do słuchawki, zamiast pomrukiwać w zrozumieniu.  – Co się śmiejesz? Przecież zawsze jak Renata przychodzi, to z górą ciast..
- Wiem mamusiu, wiem. Przepraszam.. – mówiłam, ale wciąż tak samo radosnym tonem. Drzwi uchylały się powoli, tak jakby obawiał się, że mnie obudzi. Zajrzał odrobinę w głąb domu i gdy usłyszał, że telewizja gra od razu pewniej wszedł do pomieszczenia. Wygramoliłam się spod kilku warstw poduszek, które wylądowały na mnie ze względu na lenistwo i brak chęci pójścia po koc, gdy siedziałam w miejscu przez dłuższy czas.
- …Ale z tego co widzę zaraz znowu spadnie deszcz, może deszcz ze śniegiem.. – nie miałam serca jej przerywać choć wiedziałam, że musiałam. Rozczochrany blondyn zamknął za sobą drzwi wejściowe, rzucił gdzieś w przejściu swój bagaż i szeroko, tak bardzo pięknie uśmiechnął się do mnie.
- Mam.. – zaczęłam, ale niestety bezskutecznie.
- Poczekaj momencik, bo twój tata nie umie jajek nadziewać, no.. – przerwała mi, na co westchnęłam sfrustrowana. Jednak przyjemne ciągnięcie w policzkach od zbyt szerokiego szczerzenia się ze szczęścia znów wróciło, gdy dzieliły nas jedynie kroki i oboje już wyciągaliśmy do siebie ramiona. Ścisnął mój tułów tak mocno i czule, że bez względu na brak powietrza w płucach za kilka godzin, mogłabym dalej tak stać. Wolnym od trzymania telefonu ramieniem objęłam ciasno jego kark i wtuliłam się w szyję, od nowa zaciągając się znajomym zapachem jego skóry. Dwudniowy zarost delikatnie drapał moją nagą skórę w zgięciu między szyją a ramieniem, ale nie przeszkadzało mi to. Tęskniłam za każdym jego dotykiem, przyzwyczajona byłam do jego wszelkich oznak bliskości. – No, już kochana przepraszam.. – mama wyrwała mnie z głębokiego zamyślenia, gdy przyciskałam do siebie całe moje życie.
- Mamusiu, zadzwonię później. Niall właśnie przyjechał.. – zdołałam wcisnąć się między jej słowa, zapewne dość niewyraźnie. Buzię miałam prawie całkowicie wtuloną w niego, nie chciałam puścić ani na moment. Zaczął składać ciepłe buziaki na mojej szyi, więc moja radość była trudna do opanowania. Ciepłe ręce wciąż mnie do niego przyciskały, co tylko potęgowało moją miłość do tego chłopaka. Boże, jaka ja jestem zakochana.
            Moje całe ciało było wyciągnięte, by mieć jak najlepszy dostęp do wygodnego, ciasnego splotu naszych rąk wokół reszty korpusów. Mama kończyła ze mną rozmowę a ja coraz bardziej go do siebie przyciągałam, o ile było to w ogóle możliwe. Do tego stopnia rozpierała mnie radość, że z moich ust powoli zaczął wychodzić cichy pisk, niestety na niekorzyść mojego niezakończonego jeszcze połączenia z mamą.
- No dobra, już, idź sobie. Nie zapomnij go tylko ucałować od nas wszystkich. Trzymajcie się, dzieciaki. – powiedziała, najwyraźniej rozbawiona moim wszechobecnym nastrojem.
- Cześć, mała. – wymruczał w skórę mojego ramienia, które zaraz kilkakrotnie ucałował. Nawet nie wiem, czy zdołałam zakończyć połączenie, ale odsunęłam telefon od ucha i również drugą ręką uczepiłam się jego szyi.
- Nie puszczam cię dzisiaj. – powiedziałam cicho, wystarczająco dla naszych uszu. Może i byliśmy sami w domu, ale nie zmieniało to potrzeby prywatności i intymności od czasu do czasu. Zaśmiał się cicho w odpowiedzi i przytaknął na znak, że również nie ma zamiaru mnie puszczać.
            Odsunęłam delikatnie, lecz z trudem głowę od jego szyi i dałam mu tym znać, że chcę na niego spojrzeć. Nie puszczał mojego tułowia, więc i ja nie zdejmowałam rąk z jego karku. Wyglądał na zmęczonego, ale zadowolonego. Lekkie wory pod oczami i zabałaganione włosy były ewidentnym sygnałem, że potrzebował kilku dni odpoczynku. Jego tęczówki śmiały się dla mnie, usta układały w przyjemnym uśmiechu i odsłaniały równe, śliczne zęby. Nie mogłam się powstrzymać i przejechałam dłonią wśród jego blond kosmyków, na co przymknął zadowolony powieki.
- Głodny? – spytałam, na co szerzej otworzył oczy. Uniósł zalotnie jeden kącik ust i wędrował wzrokiem to po moich wargach, to znów wyżej. Przytaknął lekko głową i przesunął swoje ciepłe dłonie na moje pośladki, gdzie znacząco klepnął mnie dwa razy. Mocniej chwyciłam go w ramionach i z jego pomocą podskoczyłam, obejmując nogami jego tułów. Nasze nosy zetknęły się, na co oboje się szeroko uśmiechnęliśmy. Bez zbędnych słów pocałowałam go, delikatnie zatracając się w jednym z moich ulubionych uczuć na świecie.
- Kocham cię. – wyszeptał, gdy oderwałam się na moment i nabrałam więcej powietrza do płuc. Radośnie zaśmiałam się i znów złączyłam nasze usta, dokładnie przypominając sobie ich idealnie pasujące do siebie kształty.
- Ja cię kocham, a ty koncertujesz. – uśmiechnęłam się i raz jeszcze cmoknęłam jego pełne wargi. Zaśmiał się z mojego komentarza i ze mną wciąż w ramionach, zaczął powoli maszerować w stronę kuchni.
            Ułożyłam twarz na jego ramieniu tak, by mieć swobodny dostęp do jego szyi. Obdarowywałam ją milionami pocałunków bo tak bardzo stęskniłam się za uczuciem jego lekkiego zarostu i miękkiej, ciepłej skóry.
            Posadził mnie na pustym od jedzenia kawałku blatu kuchennego i jeszcze na kilka minut objął moje biodra, wręcz przypominał sobie ich kształt gdy je masował i raz po razie całował wszędzie, gdzie mógł. W końcu raz jeszcze mocno się do niego przytuliłam i nie mogłam znieść odgłosu jaki wydawał z siebie jego pusty żołądek.
- Zrobiłam coś w stylu polskiego, wielkanocnego śniadania. – mruknęłam, po czym powoli zsunęłam się z tymczasowego siedzenia i podeszłam do kuchenki, by przygotować coś ciepłego. – I jakiś zajączek przyniósł ci czekoladowe jajka. – dodałam, gdy objął mnie od tyłu i wtulił twarz w moją szyję.
- Jakiś zajączek, powiadasz? – mruknął zalotnie i połaskotał mnie swoim oddechem, na co dźwięcznie się zaśmiałam.
- Zanim zajączek, są też faszerowane jajka. – uśmiechnęłam się. Sięgnęłam ręką do jednego z półmisków i ostrożnie podałam mu prosto do buzi, by mógł odgryźć kawałek. Od razu jęknął z zadowolenia i ledwie przeżuł swoją pierwszą połowę, już chciał kolejną.


- Och Niall, jak miło że przyszliście! – usłyszeliśmy w progu domu jego mamy, która już tuliła do siebie swojego syna. A raczej odwrotnie, z uwagi na sporą różnicę wzrostów.
- Hej mamo. No jasne. – odpowiedział, gdy w tym czasie uścisnął mnie na powitanie Chris, jego ojczym.
- Wyglądasz uroczo, Annie. – skomentował, co zawsze było częścią naszego przywitania. Był równie uprzejmy jak jego ojciec, co ułatwiało moje kontakty z większością jego rodziny. Poprawiłam swoją kwiecistą spódnicę, która odzwierciedlała mój wiosenny, szczęśliwy nastrój. Podciągnęłam rękawy kremowej bluzki i cierpliwie poczekałam, aż Maura nacieszy się widokiem Nialla.
- Już myślałam, że będziesz za bardzo zmęczony i zobaczymy się dopiero jutro, albo zupełnie kiedy indziej.. – mówiła, wyraźnie zadowolona z naszych odwiedzin. Obdarzyła mnie szerokim uśmiechem i wyciągnęła swoje ramiona w otwartym geście. – Witaj, kochana.
- Dzień dobry. – odwzajemniłam uścisk i czułam, jak moje policzki delikatnie się czerwienią. Chyba już nigdy nie będę w stanie pozbyć się tej naturalnej reakcji organizmu na jakiekolwiek wywierające na mnie wrażenie sytuacje.
- No chodźcie, mamy trochę ciasta cioci Clary… - ponagliła nas w głąb domu, a dłoń blondyna kontrolnie – lub też z przyzwyczajenia lub tęsknoty – powędrowała nisko na moje plecy. Nie narzekałam.
            Uwielbiałam patrzeć na jego interakcje z mamą. Mimo życia w swoim własnym świecie nigdy o niej nie zapominał, była dla niego niesłychanie ważna i cieszyłam się z tego. Był to inny typ relacji niż z jego ojcem, typowo matczyny, taki jaki każdemu kiedyś jest potrzebny. Pomógł jej przygotować herbatę i zaczął rozstawiać serwis na stole w jadalni, gdy zaoferowałam swoją pomoc przy krojeniu przekąsek i deseru.
- Jak się masz, moja droga? – spytała troskliwie, podając do miski kolejne paszteciki.
- W porządku. Mam trochę na głowie, ale kto nie ma? – uśmiechnęłam się delikatnie.
- Jak się miewa mama? Jak ostatnio rozmawiałyśmy wspominałaś, że nie najlepiej się czuje?
- Podczas świąt odżyje. Uwielbia sprawiać radość innym, więc teraz się czuje dużo lepiej. Dzisiaj z nią rozmawiałam, akurat jak Niall wrócił. – powiedziałam, na co przytaknęła i podała mi kolejną tackę z chłodnymi smakołykami.
- Przy najbliższej okazji pożycz jej wszystkiego dobrego, skarbie. – poprosiła, na co nie zdążyłam odpowiedzieć bo blondyn, dość ciekawsko, wciął się w rozmowę wpychając głowę między nas dwie.
- Już możecie skończyć o mnie plotkować. – uśmiechał się dumny, na co jego mama spojrzała pobłażliwie.
- Och, bo zawsze wszystko musi być o tobie! – zwróciła mu uwagę. – Ja nie wiem, Annie, jak ty go znosisz. Przecież to takie duże dziecko!
- Większość czasu spędza w trasie, więc.. – zażartowałam, ale nie dokończyłam myśli bo zostałam gwałtownie złapana w talii i połaskotana pod żebrami.
- Zostaw biedną dziewczynę! – żartobliwie trzepnęła go materiałową serwetką w bark. – Nie dość, że musi znosić twoje wybryki, to jeszcze jej spokoju nie dajesz! – pozwolił mi uspokoić oddech i czule objął mój brzuch.
- Ja nie daję jej spokoju? – oburzył się, na co się w głos obie zaśmiałyśmy. – Ach, ty niedobra.. – cmoknął mnie w kark i dołączył do Chrisa, który dla dekoracji i przyjaznej atmosfery rozpalał ogień w kominku.

            Nawet gdy siedzieliśmy przy stole, nie potrafiliśmy trzymać rąk przy sobie. Oboje mieliśmy niezaspokojoną potrzebę dotykania drugiej osoby, dlatego jego dłoń wciąż wędrowała na moje kolano, albo obejmował mnie całym swoim ramieniem. Wielokrotnie widziałam, jak jego mama z adoracją w oczach obserwowała jego bezwarunkowe odruchy, gdy opowiadał kolejne historie. Obdarzała mnie wtedy przyjaznym uśmiechem a moje policzki płonęły, więc dawałam Maurze kolejny powód do uśmiechu i wtulałam delikatnie twarz w jego pierś.
            Taki dzień był potrzebny. Wielkanoc była dobrym momentem na odetchnięcie, nacieszenie się wspólną obecnością i dzielenie się milionem uśmiechów. Idealna rzecz dla zmęczonych dusz, które lada dzień mogły wybuchnąć, lub zwyczajnie rozpocząć odstresowanie całego organizmu. Wiedziałam, że wiele złych emocji może w nim siedzieć dlatego postanowiłam trwać przy nim, nawet przy najgorszych nastrojach. Potrzebował mojej uwagi tak bardzo, jak ja potrzebowałam jego całego do prawidłowego funkcjonowania.







___________________________________

ask.fm/manny96
twitter.com/maryb96 & twitter.com/annieoholmes
mannien.tumblr.com

TLM też na wattpadzie! www.wattpad.com/story/34495045-those-lovely-moments


**Dziękuję askowemu chochlikowi za pytania i tyyyyyle ciepłych słów! 
Również ściskam wszystkich, którzy ostatnio skomentowali! Jesteście wielkie, dziewczyny. 

5 komentarzy:

  1. Jeszcze dzisiaj Ci pisałam, że bardzo chciałabym przeczytać coś beztroskiego i radosnego i prosze bardzo, uśmiechnięte Niannie to coś co kocham najbardziej! Bardzo przyjemny odcinek i podtrzymuje, czegoś takiego tu brakowało. Bardzo lubie jak ich dom przepełniony jest miłością i jakby pozbywaniem się tęsknoty w ramionach drugiej osoby, uwielbiam jak nie mogą się sobą nacieszyć a nawet najmniejsze odruchy skierowane wobec siebie są tak normalne, że aż bezwarunkowe. I atmosfera u Maury też przyjemna, to miłe, że przyjęli Annie tak ciepło, a sama blondyneczka mały wstydzioch, ale kobiety już tak mają! Przyjemny odcinek na taki, że tak powiem czilowy dzień :) więcej takich! <3 pozdrawiam, ja :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejku Jejku *.* Ten i poprzedni rozdział przeczytałam jednym ciągiem. Po prostu nie mogłam choć na sekundę się od tego oderwać. Tak mnie to pochłonęło, że wyłączyłam się z rzeczywistości. Przeniosłam się w ten inny, lepszy świat. I za to Ci dziękuję, chyba właśnie tego potrzebowałam. Cały czas mnie zaskakujesz, oczywiście w ten pozytywny sposób. ;) Chciałabym, abyś nie przestawała pisać czegoś tak idealnego. Rozdział perfekcyjny tak jak wszystkie. Kocham Ciebie i tego bloga. <3 Do następnego. ;p

    OdpowiedzUsuń
  3. Boski ! Masz talent! Kocham ich historię ich relacje i miłość ! Zawsze mnie poruszają rozdziały. Mam uśmiech na twarzy gdy widzę nowy. Jesteś niesamowita angażuje się w twoją historię pewnie nie tak jak ty . Podziwiam że nie wymagasz masy komentarzy jak inne blogerki i piszesz piszesz i dajesz nam szczęście tym :) dzięki:) i czekam na kolejną dawke tego szczęścia i kolejny uśmiech ��
    KArola x

    OdpowiedzUsuń
  4. Rewelacyjnie! Oby tak dalej :))
    Myszka xoxo

    OdpowiedzUsuń
  5. Laska masz dar! Czika dawaj następną przygodę kurcze to fajne!
    M.

    OdpowiedzUsuń