Mam kilka ważnych rzeczy do powiedzenia, słowem wstępu.
Wiem, że dużo czasu minęło od poprzedniego rozdziału ale bardzo, bardzo proszę o zrozumienie. Nie jest łatwo.
Jeśli chcielibyście dowiedzieć się o nowym rozdziale, który niestety nie wiem, kiedy będzie - dajcie mi znać w komentarzu. Może to być Wasz twitter, mail, ask, cokolwiek - będzie mi łatwiej ze świadomością, że mam dla kogo pisać.
Również chciałabym choć odrobinkę zacząć świętować, bo dosłownie kilkaset wejść dzieli mnie od TRZYDZIESTU TYSIĘCY! Jak bardzo cudownie to brzmi?!?!?!
Dziękuję wszystkim, którzy wciąż zaglądają. To wiele dla mnie znaczy.
Dziękuję też wspaniałemu małemu chochlikowi, który zasypuje mnie wspaniałymi pytaniami na asku - uwielbiam Cię!
Poza tym, jak bardzo wspaniały jest fakt, że nowa trasa chłopaków już się zaczęła?! Nie robię nic, tylko o tym gadam! Jak wrażenia po filmikach z Sydney?
Do mojego koncertu zostało już (tylko...) 121 dni! aahhhh!
Oto dłuuuuugo pisana #30, zapraszam.
Pamiętam,
że zawsze po trudnym dniu, tygodniu czy krótkiej chwili, wspaniałym uczuciem
jest wejście do ciepłego domu. Przez jakiś czas nie mogłam zaznać tego uczucia
w całości, bo byłam sama. Wracałam do co prawda ciepłych ścian i mebli, ale
pustych z jakiegokolwiek życia, rozmowy, odrobiny uczucia. Nie sztuką jest
mieszkać po prostu ze znajomym, jeśli nie dzielimy tylu wspólnych chwil i
żyjemy osobno, jedynie pod jednym dachem. Tamtego dnia wróciłam do domu ze
świadomością, że nie muszę się martwić o samotny wieczór.
Z całych sił podtrzymywałam pod pachą duże pudło, gdy
drugą ręką grzebałam w torbie i próbowałam znaleźć klucze. Oczywiście, mogłam
postawić pakunek na ziemi i spokojnie rozprawić się ze zgubą, ale chyba za
bardzo byłam niecierpliwa. Robiło mi się gorąco w ciepłej kurtce, telefon w
spodniach zaczął dzwonić, a klucze dopiero gdzieś w oddalonej o milion lat
świetlnych kieszeni zaszeleściły, gdy potrząsnęłam skórzanym materiałem.
Wyraźnie odetchnęłam z ulgą, gdy mały plik metalowych grzechotek pojawił się w
mojej dłoni. I kto mi teraz powie, po co wrzucałam je do torby gdy wysiadałam z
samochodu?
Przyjemny, domowy zapach przywitał mnie na tyle radośnie,
że moje westchnięcie nie miało negatywnego wydźwięku. Zważywszy na to, że wciąż
miałam na nogach ledwie zakurzone trampki, w których znacznie wygodniej
prowadziło mi się samochód pozwoliłam sobie bez przeszkód wejść w nich w głąb
domu. Pokierowałam się do kuchni, skąd słychać było dwa znajome mi męskie
głosy. Światła były niemalże wszędzie pozapalane, więc tym bardziej swobodnie
się czułam, mimo trudnego okresu.
- Cześć chłopaki. –
przywitałam dwójkę, z którą mieszkałam. Z małym hukiem postawiłam pudło na
jednym z odsuniętych od stołu krzeseł. Rozprostowałam łokieć, który zaczął
odrobinę uwierać od dźwigania. Brunet mruknął w moją stronę ciche „hej”, co
było i tak wystarczającą reakcją jak na jego kąśliwy ostatnio nastrój i dalej
kontynuował grzebanie w swoim telefonie, swobodnie opierając się o jedną z
części blatu kuchennego.
- Mamy zielony groszek? –
blondyn zwrócił się do mnie zza otwartych drzwi lodówki. Przyjemne powitanie,
prawda?
Obeszłam wysepkę kuchenną i ustąpił mi miejsca przy w
miarę pełnych półkach jedzenia.
- Po co ci groszek? –
spytałam, w tym samym czasie wysuwając przezroczystą szufladę i przeglądając
plastikowe opakowania pełne kolorowych warzyw.
- Robię kolację. – odparł
zupełnie zwyczajnie. Przeważnie jego dania polegały na ugotowaniu gotowych
tortellini, odsmażeniu czegoś z wcześniejszego dnia lub zrobieniu zapiekanki.
Nurkując dłonią wśród torebek z ziemniakami odwróciłam do niego głowę i
uniosłam w zaciekawieniu brew. – Trzeba wykorzystać książkę Jamie’go. –
mruknął. Podciągnął rękaw mojej kurtki, który zaczął moczyć się od topniejącego
chłodu w lodówce.
- No gdzie on… - mruknęłam,
aż w końcu znalazłam. – Masz. Tylko pamiętaj, żeby obciąć końce, bo są twarde.
– dałam mu opakowanie. Spojrzał na mnie, jakbym mówiła w zupełnie nieznanym mu
języku i ze zdziwieniem obserwował torebkę, którą dostał do ręki. – Coś nie
tak?
- Chciałem groszek.
- No i masz groszek,
tylko cukrowy. – zaśmiałam się cicho. – Jest tak samo dobry jak ten z puszki,
tylko ma więcej zielonego i wygląda trochę jak fasola. Innego nie mamy, chyba
że wy robiliście zakupy. – dodałam, po czym zamknęłam czarne drzwiczki.
Wzruszył ramionami i rzucił torebkę na blat, zaraz obok małego stosiku innych
warzyw, przypraw i tacki z mięsem. Zaimponował mi swoją chęcią do ugotowania
czegoś, co nie jest chińszczyzną na zamówienie ani pizzą, naprawdę.
- Jak tam dzisiaj, załatwiłaś
coś? – spytał. Zdołałam jedynie westchnąć i oprzeć się plecami o szafki, by w
końcu stanąć twarzą w twarz z nim bez ręki w warzywach.
- Najeździłam się po
mieście, a prawie nic. Co z tego, że mam nawet tutejszy meldunek i mieszkam już
kilka lat, wciąż nie mam certyfikatów ani takich samych zdanych egzaminów,
jakie powinnam. Mogę się ubiegać o przyjęcie jako zagraniczny student, czyli
być jedną z dziesięciu na cały uniwersytet. Tylko, że wciąż muszę zdać egzaminy
potwierdzające moją skończoną szkołę średnią i powinnam zrobić testy
poziomujące znajomość języka. Termin jednego był w zeszłym tygodniu. –
powiedziałam, niemalże na jednym wydechu. Niall oparł dłonie obok moich bioder
na blacie i zbliżył się do mnie, po raz pierwszy tego dnia.
- To co teraz? – wydawał
się na zainteresowanego, wręcz zmartwionego tą sytuacją. Z początku nie był
zadowolony z mojej chęci dostania się na normalne studia, ale w końcu zrozumiał
to i owo, a przynajmniej starał się i próbował wbić ten fakt do swojej pięknej
głowy.
- Nie wiem. – mruknęłam.
– Odebrałam z poczty paczkę od mamy, miała mi przysłać między innymi stare
podręczniki, które mogą mi się przydać. – Zaczęłam zdejmować z siebie zwoje
szalika, w którym robiło mi się stanowczo za gorąco.
- Jesteś pewna, że chcesz
próbować? – wziął ode mnie bawełniany materiał i poczekał, aż zsunę z siebie
ciemną kurtkę.
- Nie wiem, Niall.
Naprawdę.. – Zaczęłam. Tak naprawdę wciąż nie byłam zdecydowana ani pewna, że
chcę to zrobić. Pewność miałam jedną – gdy jest dołek i nikt nie chce moich
zdjęć, zawsze mogę szukać ulgi w uczeniu się i złoszczeniu na egzaminy, które
przynajmniej do czegoś mnie zaprowadzą. A może i nie? Może to po prostu sposób
na oderwanie się od nieprzyjemnych myśli, gdy Niall jest w trasie, a ja siedzę
sama? A może moje ambicje wciąż się nie zmieniły? Albo zaraziłam się nimi od
Marty, która otrzymała kolejne stypendium i rozpoczyna dalszą przygodę z nauką,
bo sprawia jej to przyjemność?
- Dobra, nie martw się. –
Powiedział szybko, by zakończyć temat. Czuł, że robię się znów zdenerwowana i
zrezygnowana. Przyciągnął mnie mocno do siebie i pozwolił się przytulić, czego
w tamtej chwili najbardziej potrzebowałam. Utonąć w materiałach jego
pogniecionej podkoszulki, zapomnieć się w domowym zapachu jego skóry, żelu pod
prysznic i męskich perfum. Poczuć ciepło, którego brakowało mi przez cały dzień
i zapewniało mi błogość, pozwalało zapomnieć o lękliwych myślach i sytuacjach,
ratowało moje dzisiejsze istnienie. Rękami oplotłam jego ciało, wczepiłam się
niemalże w skórę pod bawełnianym materiałem okrywającym luźno plecy. – Szef Niall zaraz zacznie robić nieziemskie
jedzenie, poprawi każdy humor. – powiedział lekko, przyjaźnie. Zaśmiałam się
cicho na jego próbę rozweselenia mnie, która odrobinę się powiodła.
Wysunęłam się z jego ramion i dokończyłam zdejmowanie
kurtki. Zabrałam mu z ręki ciemny szalik i wcisnęłam go w rękaw, zanim
odwróciłam się i zaczęłam wychodzić z kuchni. Usłyszałam za sobą ciche,
wielokrotnie powtarzane „hej” i zostałam delikatnie pociągnięta za rękę. Uśmiechnął
się do mnie delikatnie i niemalże zmiażdżył swoimi ustami, które nagle
przywarły do moich. Żeby nie stracić równowagi, musiałam chwycić go za bicepsy,
wyjątkowo napięte z uwagi na mocne chwytanie mnie w talii. Brakowało mi tego
uczucia przez cały dzień, przekazywał mi niesamowitą porcję pozytywnej energii,
wesołych iskierek, potężnej miłości, która leczyła niektóre rany. Jego usta
pewnie przesuwały się po moich wargach, znając ich teksturę już na pamięć. Z
mlaskiem odsunął się ode mnie, by po sekundzie raz jeszcze cmoknąć moje
zaspokojone już i ogrzane usta. Uśmiechnęłam się do niego, gdy wpatrywał się w
moje oczy. Niebieskie tęczówki błyszczały z zadowolenia i trwałabym tak jeszcze
kilka dłuższych chwil, gdyby nie głośne, niezadowolone chrząknięcie dochodzące
z okolic stołu. Willie spojrzał na nas wymownie i sprawił tym samym, że Niall
westchnął cicho i wypuścił mnie ze swoich ramion.
- Herbata? – powiedział
głośniej, gdy zbierałam swoje klamoty i krzątałam się z korytarza do sypialni.
- Tak, poproszę. –
odpowiedziałam i rzuciłam czarną torbę w kąt gdzieś przy ścianie w sypialni.
Podeszłam do tej części pokoju, gdzie były same półki i
wieszaki z ubraniami. Przeszukałam naszą małą garderobę w kilku miejscach, by
dotrzeć do wygodnych spodni dresowych i jakiejś zwyczajnej koszulki. Świeży
komplet bielizny wylądował razem z całą resztą na małej kupce, z którą
powędrowałam do łazienki.
Gdy się rozbierałam z kremowego swetra i ciemnych spodni,
tylko raz spojrzałam w lustro. Zima zawsze miała zwyczaj dodawać mi kilka
kilogramów, nie było więc pięknego letniego ciała, na które lubiłam jeszcze we
wrześniu spoglądać. Zamiast tego skóra pobladła, trzęsąca się warstwa na
brzuchu nieznacznie się powiększyła, a ja głęboko westchnęłam. Wiedziałam, że
kwestią czasu jest moje lepsze samopoczucie – razem z wiosną, wróci większy
ruch. Ale tymczasem jedyne o czym marzyłam, to zapomnieć o tym, co mnie trapi i
odetchnąć z ulgą pod strugami gorącej wody.
- Mmm, coś dobrze
pachnie! – zauważyłam, gdy przekroczyłam próg kuchni. Dokończyłam podwijanie
rękawków luźnego podkoszulka i podeszłam do mojego domowego, wyglądającego na
świeżo po drzemce chłopaka. Zerknęłam mu przez ramię, gdy przewracał na patelni
kilka warzyw. Robił to ostrożnie, ze względu na widoczny brak wprawy. Ale
praktyka czyni mistrza, prawda?
- Zobaczymy czy w ogóle
będzie jadalne. – Skomentował i zaśmiał się Willie, który próbował jakoś
poprawić swój humor podśmiewywaniem się z blondyna. Opierał się barkiem o
lodówkę i z zauważalnym, niezadowolonym wzrokiem obserwował jego rękę, która
powędrowała na moją talię.
- Najwyżej zamówimy
pizzę. – dodałam, uzyskując oburzony
wyraz twarzy Nialla. Zaśmiałam się cicho, po czym szepnęłam: - Zgrywam się. –
Cmoknęłam go w policzek i podeszłam do blatu kuchennego po przeciwnej stronie.
Prawie nigdy nie był do niczego używany, więc wskoczyłam na niego i usiadłam po
turecku, mając idealnie na widoku dwóch najlepszych przyjaciół.
Wyciągnęłam z kieszeni telefon i przejrzałam kilka wiadomości,
podjadając co chwila słodkie, zielone winogrona z ozdobnej miski obok. Willie
kontynuował swoją rozmowę z blondynem, który cierpliwie pilnował zawartości
grillowej patelni. W powietrzu unosił się przyjemny zapach warzyw na maśle,
który od razu pobudzał do życia moje głodne ślinianki. Gdyby można było najeść
się samym zapachem jedzenia, już dawno wcinałabym kolejne dokładki.
- Bez przesady, stary. –
Wsłuchałam się w głos Nialla, który oderwał wzrok od przyrządzanego jedzenia i
zaczął poważną wymianę zdań z brunetem. – Rozumiem, że to może być trudna
sytuacja.. – próbował tłumaczyć, ale przerwało mu nieprzyjazne parsknięcie
śmiechem.
- Trudna sytuacja, huh? –
Willie uśmiechnął się kpiąco i pokręcił głową.
- Próbuję tylko
powiedzieć, że siedząc dzień w dzień przed telewizorem i nie przejmując się
niczym, nie pomożesz ani sobie, ani Jordan. – dokończył, a ja od razu
wiedziałam o co chodzi. Od dłuższego czasu brunet chodził jak struty, nie
obchodziło go nic poza jego szanownymi czterema literami od momentu, gdy
zerwała z nim dziewczyna.
Chłopak wydawał się na odpornego na wszelkie komentarze
czy rozmowy, również teraz. Znów zerknął w ekran swojego telefonu i zaczął się
co chwila do niego uśmiechać, puszczając uwagę blondyna mimo uszu.
- Hej Niall? – spytałam
niepewnie, próbując tym samym rozładować jakoś rosnące napięcie w
pomieszczeniu. Wystarczająco gorąco było od gotowania, brakowało mi tylko
buchającej żarem kłótni dwóch braci.
Mruknął ciche „hmm” na znak, żebym kontynuowała. Odrobinę
odwrócił głowę do mnie, ignorując dziecinne zachowanie Willie’go, który
przewrócił oczami i zaczął coś wstukiwać w ekran.
- Muszę w przyszłym
tygodniu podjechać do Peckham zrobić dosłownie trzy zdjęcia..
- Peckham? – przerwał mi
i od razu odwrócił się w moją stronę. – Nie jedziesz tam sama, mowy nie ma. –
Powiedział, po czym walczył z podzielnością uwagi między mną, a skwierczącymi
warzywami.
- Dlatego mówię, bo może
pojechałbyś ze mną. – wyraźnie westchnął na to, co powiedziałam. Jego sylwetka
odrobinę się skurczyła, zaczął drapać się po karku.
- Planowałem kupić bilet
do Sydney na sobotę albo jakoś tak.. – zaczął powoli. Zmniejszył gaz pod
patelnią i podszedł do mnie, opierając się rękoma na blacie tuż obok moich nóg.
Miał niezręczny, strapiony wyraz twarzy.
- Och, no dobra. Okej. –
wzruszyłam lekko ramionami dając znak, że zrozumiałam. Wiedziałam, że
nadchodził dzień, kiedy znowu poleci na drugi koniec świata, a ja pełna pracy
akurat w tym samym czasie nie mogłam mu towarzyszyć. Poza tym, czas z kuzynami
powinien być czysto męski, nie?
- Przepraszam, Annie. –
cmoknął mnie w czoło i pogładził kciukiem po policzku. Szukał mojego wzroku, by
cokolwiek odnaleźć w moich oczach, ale jedynie słabo się uśmiechnęłam i
westchnęłam. – Może Willie znajdzie czas? – spytał głośniej nieco, zwracając
tym samym uwagę bruneta.
- Na co? – burknął w
odpowiedzi, co od razu nie wydało mi się przyjazne.
- Pojechałbyś z Annie do
Peckham, żeby nie kręciła się sama po gangsterskich ulicach. – odwrócił do
niego głowę, znów podpierając się rękoma o blat. Już chciałam go powstrzymać,
nie wtrącać w to złamanego serca, które zaczęło żywić do mnie nienawiść, bo
byłam dziewczyną, ale było za późno.
- Jestem zajęty. – odparł
szybko. Nawet na nas nie spojrzał, tylko zaczął wychodzić z kuchni. Minęło kilka
sekund a jedyne co słyszeliśmy, to trzask drzwi od jego pokoju.
- Nie martw się. –
westchnął, oparłszy czoło na moim ramieniu. Zanurzyłam palce w jego włosach i
powoli je przeczesywałam, jeszcze bardziej je bałaganiąc. – Poproszę Basila,
żeby z tobą pojechał. Ma dolecieć do mnie dopiero w lutym, czy coś takiego.
- W porządku. – cicho
powiedziałam, wręcz wyszeptałam. Obdarowałam go lekkim uśmiechem pocieszenia,
bo wyraźnie zmarkotniał przez całą sytuację, ze mną jak i z Willie’m. Ponagliłam
go, by wrócił do pilnowania kolacji i zajęłam się piciem ciepłej herbaty, którą
postawił tuż obok mnie.
Przeglądałam jedną z grubszych książek do angielskiego, z
której nie raz korzystałam jeszcze w liceum. Pełna była pouzupełnianych
ołówkiem ćwiczeń z gramatyki i notatek, o których w ogóle bym teraz nie
pomyślała.
- Przysięgam, że ponad
połowy z tego, czego każą się uczyć nigdy nie wykorzystałam w rozmowie z tobą.
– powiedziałam dobitnie, gdy Niall rozkładał na stole dookoła mnie sztućce i
kilka talerzy. Zerknął mi przez ramię, przerzucił kilka stron podręcznika i
wyraźnie przeszedł po nim dreszcz, gdy wydał z siebie dźwięk pełen obrzydzenia
i niezadowolenia z tego, co widzi.
- Co tam jeszcze masz
poza angielskim, którego oboje nie umiemy? – zaśmiał się, wracając do części
kuchni. Zajrzałam do pudełka, które zestawiłam wcześniej na podłogę i
wygrzebałam kilka innych książek, oblanych kiedyś kawą lub podpisanych krzywymi,
niechlujnymi literami.
- Historia literatury,
trochę geografii.. – wyliczałam ale przestałam w momencie, gdy usłyszałam
otwieranie drzwi od jednej z sypialń. Spojrzeliśmy na siebie w nadziei, że może
brunet postanowił okazać swoją ludzką stronę, przestać z humorami i faktycznie
rozmawiać z nami, a nie docinać.
- Willie, jesz z nami? –
Niall krzyknął do korytarza. Zagryzłam niecierpliwie wargę i wypuściłam z
siebie sporo powietrza, gdy w odpowiedzi uzyskaliśmy głośne trzaśnięcie
drzwiami wejściowymi.
- Chyba naprawdę go
denerwuję. – mruknęłam.
- Nie ty, Ann. On po
prostu nie umie się pogodzić ze swoją winą. – blondyn odparł i postawił
półmisek z mięsem i warzywami na stole. – Jego strata, nie otruje się moim
jedzeniem. – zaśmiał się słabo.
- Przestań, dobrze? Wcale
nie jest powiedziane, że zepsujesz każde jedzenie. – mówiłam, widząc jak kręci głową. – No weź,
przecież to pachnie zbyt dobrze, żeby było nie smaczne. – uśmiechnęłam się
pocieszająco, gdy siadał na krześle po mojej lewej stronie. Otworzył dwa piwa,
jedną z butelek postawił przede mną i z uwagą obserwował, jak nakładałam nam na
talerze średniej wielkości porcje.
Nie czekałam na nic, tylko od razu nabrałam na widelec
kawałek mięsa razem z odrobiną warzyw. Nie zwracałam uwagi na to, że dopiero co
zsunięte zostały z patelni i być może poparzyły moje podniebienie. Miałam w
buzi wspaniały smak odrobinę przesmażonego, ale wspaniałego kurczaka. Przyprawy
nie były przesadzone, a wymierzone w sam raz. Warzywa nie były twarde, tylko
rozpływały się w ustach i tworzyły zgrabną całość razem z mięsem i całym
aromatem. Spojrzałam na niego, by samej rozpoznać jego reakcję na osobiste
dzieło i czekałam, aż chwilę pożuje i przełknie. Zwrócił się do mnie i w tym
samym momencie uśmiechnęliśmy się i pokiwaliśmy żywo głowami z aprobatą.
- Od dzisiaj ty możesz
gotować. – powiedziałam między kolejnymi kęsami. – Niall, to jest pyszne!
- Muszę przyznać, niezłe
jest. – uniósł brwi i popił dwoma łykami złocistego napoju. – Ale to nie
znaczy, że zaraz codziennie będę gotował, spokojnie!
-
Zobaczysz, jeszcze będziemy się spierać o wolne miejsce w kuchni. – uśmiechnęłam
się do niego ciepło i z dumą wcinałam kolejne kawałki kolacji, której na długo
nie zapomnę.
Uwielbiałam domową atmosferę, która ze względu na
pracowity tryb życia rzadko miała u nas miejsce. Był już późny wieczór, na
dworze było ciemno jak w nocy, więc część świateł w pomieszczeniach była już
pozapalana. Drobne szmery z kuchni i korytarza wskazywały, że Niall kończył
wieczorne porządki i powoli kierował się do mnie, do sypialni. Ciche
pstryknięcia gaszonych lampek ledowych w salonie i powolne drgania strun
jednego z solowych artystów sprawiały, że mój sen nie zapowiadał się na
zakłócony niczym nieprzyjemnym. Znajome stąpanie stóp rozpościerało się wzdłuż
paneli korytarza, którym szedł.
Przetarłam zmęczone oczy i przeciągle ziewnęłam,
odrywając dłonie od myszki laptopa. Przeciągnęłam się bardzo leniwie i
uśmiechnęłam się słabo, gdy w końcu wszedł do sypialni. Delikatnie przymknął
drewniane drzwi i głęboko westchnął, wyczerpany późną porą. Opadł na swoją
stronę łóżka, tuż obok mnie. Wsunęłam odruchowo rękę w jego miękkie włosy,
których tekstura zawsze mnie uspokajała. Siedziałam po turecku obserwując go
uważnie do momentu, aż cicho się odezwał.
- Zrób mi masaż. – był to
raczej pomruk, wymagający jakiegokolwiek zaspokojenia. Zaśmiałam się cicho i
uniosłam brew tak samo, jak on miał to w zwyczaju.
- Masaż? Czego? – równie
niskim tonem spytałam, nie chcąc zburzyć przyjemnej, wieczornej aury. Odwrócił
do mnie swoją twarz i chwile się zastanawiał, patrząc na mnie wnikliwie.
- Pleców. Całe popołudnie
stałem przy kuchence. – odparł i uzyskał
tym samym mój pobłażliwy uśmiech.
- Połóż się na brzuchu. –
poprosiłam. Zamknęłam i zestawiłam laptop na podłogę tuż obok. Cierpliwie
poczekałam, aż wygodnie się ułoży i zdejmie swoją szarą koszulkę. Przytulił do
swojej twarzy płaską poduszkę, żeby zanadto nie zginać kręgosłupa.
Zastanawiałam się, w jakiej pozycji będzie mi najwygodniej, więc po prostu
uznałam za najlepsze siedzenie jego pośladki.
- Nie, zdejmij spodnie. –
zatrzymał się, gdy już opierałam się dłońmi o jego plecy. Uśmiechnęłam się na
tę prośbę, bo była dość częsta. Niejednokrotnie powtarzał mi, że lubił moje
nagie nogi, poza tym zawsze jego ręka wędrowała na moją odkrytą skórę w
zapewnieniu komfortu ciepłego ciała tuż obok.
Zsunęłam z siebie szare dresy i poprawiłam granatowe
figi, które dość ciasno opinały się pod moimi biodrami. Rzuciłam gruby materiał
gdzieś w kąt pokoju, gdzie królowała i jego koszulka. Usiadłam na nim okrakiem
i pacnęłam go w bok, gdy udawał przerażonego moim ciężarem.
- Gdzie boli? – spytałam,
przesuwając powoli dłońmi po jego ciepłej skórze.
- Nie wiem, wszędzie. –
wymruczał. Westchnęłam i zastanowiłam się chwilę. Nigdy nie byłam specjalistką
od robienia masaży, ale jakoś te ręce umiałam wykorzystywać.
- Gdybym miała jakiś
neutralnie pachnący krem, to byłoby mi łatwiej. – powiedziałam powoli,
uciskając powoli w poszczególnych miejscach między jego kręgami.
- To użyj jakiegoś
swojego, pozwalam ci. – wtrącił, a ja zaśmiałam się. Uśmiechnął się na ten
dźwięk i skręcił głowę w dół tak, by kątem oka spojrzeć na mnie. – No co?
- Jesteś pewien, że
chcesz pachnieć jak damskie perfumy? – zachichotałam, zniżając twarz do jego
ucha i całując go kilka razy. Jęknął w odpowiedzi zażenowany i wbił mocniej
głowę w poduszkę.
- Niech stracę, dla dobra
moich pleców. – uśmiechnęłam się triumfalnie i przesunęłam się na kolanach do
szafki nocnej, w której zwykłam trzymać okrągłe opakowanie balsamu do ciała. –
Pokaż mi to, chcę wiedzieć jak bardzo słodki będę. – wyciągnął do mnie rękę,
ale podstawiłam mu pudełko pod nos. – Daje radę, będę pachniał jak ty. – dodał,
więc uzyskawszy pozwolenie nabrałam sporą ilość na ręce i rozmasowałam na
dłoniach, zanim cokolwiek z nim robiłam.
- Przepraszam, będzie
zimne.. – mruknęłam i dla dodania otuchy ucałowałam ciepło miejsce między jego
łopatkami.
Przesuwałam mocno palcami wzdłuż boków, kręgów, większości
uwydatniających się powoli mięśni. Starałam się jakoś urozmaicać mój
prowizoryczny masaż przez delikatne drapanie, uderzanie albo uciskanie. Co chwila
zdarzało mu się jęknąć z przyjemności, z czego byłam zadowolona. Moje ręce
wędrowały po jego jasnej, pełnej pieprzyków skórze. Obserwowałam jak napinał
niektóre mięśnie, a najbardziej te zaraz pod karkiem. Przesunęłam więc się tam,
wyciągając tym samym swój kręgosłup i słysząc, jak delikatnie strzela od
nietypowej pozycji.
- Komuś potrzebny masaż. –
zaśmiał się. Wyciągnęłam grzbiet jak kot i chwyciłam mocno mięśnie koło jego
ramion, by zrównoważyć jego napięcie w całych plecach.
- Nie pogardzę. –
szepnęłam w odpowiedzi. Nie było dla mnie niczym nowym, gdy wyciągnął jedną ze
swoich rąk spod poduszki i przesunął ją wzdłuż swojego tułowia, aż dłoń objęła
fragment mojego nagiego uda. Uśmiechnęłam się do siebie, gdy zaczął mimowolnie
kreślić na nim różne kształty z pomocą swojego kciuka. Było to tak bardzo
intymne, domowe i właściwe uczucie, że nie wymieniłabym tej chwili na nic
innego. Nie martwiliśmy się niczym, tylko cieszyliśmy wzajemną obecnością i
dotykiem, który mimo braku oczywistego podtekstu był przyjemnością, ulgą dla
zmysłów i chwilą wytchnienia.
Balsam zdążył wchłonąć się w skórę jego jak i moją, gdy
tak siedziałam w transie i kręciłam dłońmi różne kształty na jego ciepłych
plecach. Obniżyłam swój tułów tak, by ustami ledwie muskać jego wrażliwe ciało.
Chwilę tak sunęłam wargami po pachnącej słodko skórze, by w końcu złożyć na
niej kilka przyjemnych, tak myślę, pocałunków.
- Jesteś moją boginią. –
wymruczał. Uśmiechnęłam się słabo i zsunęłam z jego pośladków, gdy powoli
unosił swój tors, by zmienić pozycję. Wylądowałam na plecach z podkulonymi
nogami i patrzyłam, jak podpiera się na łokciach i spogląda na mnie. Miał błogi,
zadowolony wyraz twarzy. Włosy rozczochrane, bo nie mogłam powstrzymać się od
błądzenia w nich palcami raz po raz. Wyglądał na śpiącego, ale szczęśliwego. Uśmiechnął
się do mnie jednym kącikiem ust, a oczy błyszczały się od niewielkiej poświaty
małych lampek po obu stronach łóżka. Był piękny.
- Zadowolony? – zapytałam
przekornie. Szarmancki uśmiech towarzyszył mu, gdy podciągnął się na rękach i
kolanach i przesunął tuż nade mnie, rozwarłszy moje nogi. Położył się między
nimi i zbliżył swoją twarz do mojej tak, by dzieliły nas milimetry. Łokciami opierał
się obok mojej głowy i z przyjemnością obserwował mój błogostan.
- Bardzo. – wychrypiał. Ucałował
mnie delikatnie, pozwalając zasmakować jego ciepłych warg. Uwielbiałam uczucie
rozchodzących się iskierek po całym moim ciele, gdy z taką dokładnością
traktował którąkolwiek z części mnie. Dlatego przymknęłam oczy i lekko się
uśmiechałam, gdy obdarowywał mnie motylimi pocałunkami na twarzy i szyi.
Podniósł się na kolana i chwycił za końce mojej dużej
koszulki. Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem zastanawiając się, co może
mieć w planach.
- Ładnie to tak rozbierać
swoją dziewczynę? – uniosłam lewą brew. Nauczyłam się tego od niego, w końcu.
- Chcę cię wycałować. –
kąciki ust powędrowały do góry, tak samo jak i mój t-shirt. Odrobinę podniosłam
swój tułów, by ułatwić mu zadanie i pozwoliłam sobie leżeć w samej bieliźnie,
nawet nie od kompletu, po prostu. Zwyczajnie.
Przykrył mnie znów swoim ciałem i wrócił do swojej
poprzedniej pozycji. Sunął ustami po moich ledwie widocznych obojczykach,
ramionach. Całował dosłownie wszędzie, gdzie mógł. Przekomarzał się ze mną, gdy
trafiał na miejsce pełne łaskotek. Śmiał się z moich niekontrolowanych ruchów i
całował dalej, obdarowując swoją miłością moją skórę.
Wprowadził nas obojga w trans, z którego trudno było się
wyplątać. Upojeni wspólnym zapachem, wargami i czułymi słowami odpływaliśmy w
marzenia senne. Jego głowa wylądowała na moich piersiach, nogi ciasno
obejmowały jego talię i nie wypuszczały go z objęć. Kochałam i byłam kochana. O
więcej prosić nie mogłam.
Kolejnego ranka przywitana zostałam następną porcją
pocałunków. Zadbał o to, bym obudziła się w tak samo pięknym nastroju, jaki
towarzyszył mi kilka godzin wcześniej.
Przytulona do jego boku obserwowałam, jak wstaje za oknem
dzień. Słabe światło odbijało się do jego na wpół odkrytego torsu, który
pokryty był przez coraz większą ilość włosów na klatce piersiowej. Wolną od
obejmowania mnie ręką sięgnął po telefon i zmusił nas obojga do przymrużenia
oczu, ze względu na potężną jasność ekranu. Oparł go sobie na brzuchu, więc
swobodnie mogłam zerknąć na to, co robił.
- Willie w nocy do mnie
pisał.. – wychrypiał porannym głosem, który uwielbiałam. Poczekałam aż otworzy
zawartość wiadomości i czytałam razem z nim, nie słysząc ani słowa protestu. –
Topił smutki w klubie i widział w nim Jordan. Ciekawe, jak to się skończyło. –
dodał, a ja westchnęłam.
- Zobaczymy. – szepnęłam,
nie do końca pewna swojego dziennego głosu. – Oby dobrze.
Leżeliśmy tak przez kilka minut, co chwila śmiejąc się z
zawartości jego telefonu. W końcu lenistwo musiałam zostawić pod kołdrą, bo
nasze brzuchy zbyt głośno domagały się porcji śniadania.
- Kawa czy herbata? –
spytałam, gdy powoli wygramoliłam się spod ciepłego przykrycia. Przeciągle ziewnęłam
i spojrzałam na niego, gdy zadowolony patrzył na moje prawie nagie ciało.
- Ty. – mruknął, co
wywołało mój gromki śmiech. Brzmiał jak bohater komedii romantycznej, tyle że
naprawdę taki był. Schyliłam się do niego i cmoknęłam w usta, zanim zdążył mnie
złapać i przyciągnąć do siebie. Obojętnie jak bardzo pragnęłam jego bliskości,
nie mógł głodować.
O dziwo wstał razem ze mną. Wyciągnął się i po raz
pierwszy od kilku dni nie nasłuchaliśmy się rzędu strzyknięć spomiędzy jego
kręgów. Wyszczerzyłam się do niego dumna.
- Moje ręce działają
cuda! – zaśmiał się i przytaknął, co było dla mnie wystarczającą radością.
Oboje odbyliśmy wycieczkę do łazienki, w której nie obyło
się bez przepychanie przy umywalce i chlapania wodą niczym dzieci. Co mogłam na
to jednak poradzić, gdy oboje momentami nimi byliśmy, poza tym każda radosna
chwila była miodem dla moich myśli o jego nadchodzącym wyjeździe.
Ubrana w pierwsze z brzegu ubrania, czyli nic więcej jak
dresowe szorty i jego szarą bluzę ubierałam drugą, ciepłą skarpetę i walczyłam
z równowagą. W ostatniej chwili złapał mnie w biodrach i nie pozwolił, bym
upadła ale jednocześnie przytulił się do mnie od tyłu i zaczął atakować
pocałunkami szyję.
- Yer legs are so fuckin sexy.. – wymruczał, a ja zaśmiałam się z
jego powtarzającego się wiecznie komplementu. Pozwoliłam mu na jeszcze chwilę
czułości i próbowałam uwolnić się z jego uścisku, ale nieskutecznie. Wsunął tylko
dłonie pod gruby materiał bluzy i wędrował nimi po moim brzuchu. Z taką
przylepą zaczęłam wymaszerowywać z pokoju. Tempa nie mieliśmy zabójczo
szybkiego, za to od razu jego palce powędrowały dużo niżej, za gumkę od
spodenek.
- Niall! – skarciłam go i
próbowałam wyjąć jego dłoń, ale bezskutecznie. Zaczęłam się tylko śmiać z jego
uporu.
- No weź, kocham cię! –
wychrypiał między kolejnymi buziakami w szyję i żuchwę.
- Och, czyżby? –
zachichotałam i dałam się ponieść chwili. Pozwoliłam, by z każdym naszym
krokiem coraz pewniej wsuwał dłoń tam, gdzie powoli robiło się coraz goręcej.
Takim nieporadnym, całuśnym krokiem dostaliśmy się do
salonu, z którego kątem oka zauważyłam coś nietypowego. O tyle, że nie
widziałam tego wczoraj wieczorem.
- A to nie są moje buty..
– wysapałam, gdy we właściwym miejscu poruszał palcami. Oderwał się na moment,
by zerknąć na parę czarnych obcasów, na które zwróciłam uwagę. Leżały rozrzucone
między korytarzem a wejściem do domu, co mogło wskazywać na tylko jedną rzecz. –
Może będziemy mieli spokój na pół dnia. – mruknęłam. Spodobał mu się pomysł, bo
zaczął przygryzać i ssać moją skórę zaraz pod uchem, pewniej pracując dłonią i
popychając mnie wręcz do kuchni.
Chciało mi się śmiać z naszej dziecinnej – a w zasadzie
może nie – zabawy. Z uśmiechem i przymkniętymi oczami powędrowaliśmy do kuchni,
sapiąc z zadowolenia. Nie codziennie zdarzało się, by poranek był aż tak udany,
nie zakłócony przez wczesne wstawanie, obowiązki ani zły humor. Powoli docieraliśmy
do oświetlonego dużym oknem pomieszczenia, a moja ręka powędrowała do tyłu, na
jego kark. Chociaż zwykłym gestem musiałam odwdzięczyć się za szaleństwa, które
wyprawiał.
Przestał poruszać dłonią a ja urwałam oddech, gdy
usłyszeliśmy trzaśnięcie szafką. Momentalnie otworzyłam szeroko oczy i ocknęłam
się z pięknego świata, gdy przed oczami zastałam nieznaną mi twarz. Modliłam się,
że może się pomyliłam. Niestety brunetka, która zerkała do poszczególnych
szafek ani trochę nie przypominała byłej dziewczyny naszego współlokatora.
Miała na sobie krzywo ubraną, skąpą sukienkę. Włosy miała
w ogromnym bałaganie, a makijaż jak przystało na imprezowiczkę, tylko dzień
później. Niall wysunął dłoń spomiędzy moich nóg i przesunął ją w
bezpieczniejsze miejsce – na brzuch. Podniósł głowę z mojego ramienia i czułam,
jak jego ciało niepewnie się napięło. Wciąż mnie nie wypuszczał ze swoich
objęć, jednak był dość czujny.
- Uhmm.. Może jakoś
pomóc? – spytałam dość ryzykownym głosem. Nie miałam pojęcia jak się zachować. Pewna
byłam jedynie tego, że blondyn zaczął chować głowę za mną. Oboje zdaliśmy sobie
sprawę, że Willie nie popisał się dotrzymywaniem obietnic.
Brunetka odwróciła się na mój głos i odrobinę
wyszczerzyła oczy. Spojrzała to na mnie, to na chowane za mną, dość
nieskutecznie ciało. Od pasa w górę nagie, dodam nieskromnie.
- Przepraszam, szukałam
tylko jakiejś aspiryny.. – zaczęła. Ramiona Nialla mocniej zacisnęły się na
mojej talii, a ja przełknęłam ślinę i odchrząknęłam jak najdelikatniej. –
Chłopak, z którym przyszłam nie powiedział, że nie mieszka sam. – dodała, a
ledwie słyszalne warknięcie na moim karku spowodowało, że mogłam zapomnieć o
upojnym poranku.
- Masz na myśli Willie’go?
– spytałam dla pewności.
- Tak, właśnie jego.
Chyba, że przespałam się z tym za tobą.. Ale nie wiem, bo się chowa. – Auć. Jej
pokłady pewności siebie i kokieterii nie za bardzo mi się podobały, ale chyba
nie za bardzo mogłam to w żaden sposób skomentować.
- Ahh, chrzanić to. –
przeklął i raptownie odsunął się ode mnie. Zostawił na moim policzku długiego,
mokrego całusa i zanim zdążył wycofać się z kuchni, przerwała mu nieznajoma.
- Moment, czy ty jesteś
Niall? Niall Horan? – spytała podekscytowana a ja, przysięgam, plasnęłam się
dłonią w czoło.
- Ta… Niall Fucking
Horan. – przeklął i wyszedł z kuchni, zostawiając mnie z zagryzioną wargą i
nerwami ledwie na wodzy. Więcej miałam obaw, niż złości. – Willie! – krzyknął na
cały dom, aż zadrżałam.
Westchnęłam smutno i spojrzałam znów na brunetkę, która
miała na twarzy dość mieszane uczucia.
- Gdybym wiedziała, że
wkurzę gwiazdę chociaż poprawiłabym makijaż. – zaśmiała się, a moja chwilowa
chęć pomocy jej i nakierowania na aspirynę od razu zniknęła. Warknęłam dość
wyraźnie i również zostawiłam ją w kuchni by ujrzeć coś, czego nigdy nie
chciałam.
- Posrało cię?! Przecież
umawialiśmy się, obiecałeś mi.. żadnych lasek na jedną noc w moim domu! Czy ty
nie masz już za grosz mózgu w tej głowie?! – krzyczał na przecierającego oczy,
ledwie ubranego chłopaka.
- Czy możesz przestać… -
próbował się wciąć, ale nieskutecznie.
- Krzyczeć?! Nie mogę,
kurwa! – był na twarzy czerwony. – Wiesz, jak bardzo zależy mi na prywatności,
a nie przypadkowych dziuniach kręcących się po moim domu! Wiesz ile pracy
kosztuje mnie pozbycie się jakiejkolwiek plotki?! – żywo gestykulował, a tamten
tylko łapał się z bólu za głowę. Zrobiłam więc jedyną rzecz, którą uważałam za
rozsądną i wróciłam do kuchni. Siliłam się na słaby, pocieszający uśmiech i
zwróciłam się do zdezorientowanej dziewczyny.
- Słuchaj.. Najlepiej
chyba będzie, jeśli już sobie pójdziesz. – podrapałam się po przedramieniu,
niepewna jej reakcji. – I byłoby miło, gdybyś raczej nie chwaliła się tym,
gdzie spędziłaś noc. – spojrzałam na nią. Bardzo, ale to bardzo niechętnie
pokiwała głową i wyminęła mnie w przejściu.
Podążyłam za nią, by znowu ujrzeć pełnego furii blondyna.
Wiedziałam, że zawiódł się na swoim przyjacielu. Każde najmniejsze słowo
wypuszczone do opinii publicznej mogło zburzyć to, co tak długo budował: życie
prywatne.
- Pozbieraj się do kupy,
a nie nas wszystkich denerwuj!
- Przepraszam, że nie
jestem w szczęśliwej miłości i nie miziam się ze swoją dziewczyną w każdej
możliwej chwili. – odburknął brunet, a mnie w środku coś zabolało. Musiałam
jednak szybko zainterweniować, bo gdyby nie moje szarpnięcie ramieniem
blondyna, pięść wylądowałaby na nosie jego najlepszego przyjaciela.
- Niall, przestań. –
poluźniłam mój uścisk na jego bicepsie.
- Jak mam przestać, kiedy
ten kutas, znany jako mój brat robi mi największe świństwo? – uniósł się. Nic nie
odpowiedziałam, tylko stanęłam kawałek dalej. – To tylko i wyłącznie twoja
wina, że Jordan z tobą zerwała i dobrze o tym wiesz. Tylko nie wyżywaj się na
mnie i na mojej dziewczynie, bo zaczniesz szukać nowego domu. – dokończył do
Willie’go.
Jedyne co słyszałam, to kolejno trzaśnięcia drzwi
wejściowych i od sypialni. Stałam osłupiała po tym, co chwilę temu miało
miejsce. Wiedziałam od razu, że przez kolejne tygodnie sam na sam z brunetem,
gdy Niall będzie w Australii, nie będą należały do przyjemnych.
______________________________
Jeśli nie wiecie, opublikowałam po angielsku pojedynczego shota, znajdziecie go na moim tumblrze mannien.tumblr.com/writing
:)
Love xx
Za każdym razem pisząc komentarz pod nowym rozdziałem, powtarzam się.
OdpowiedzUsuńRozdział niesamowity, ale Ty już o tym wiesz, prawda? Uwielbiam Cię, za każdym razem jak rozmawiam z jakąś koleżanką i pytają się mnie o moje ulubione opowiadanie mówię o tym blogu i o tym co tutaj wstawiasz co kończy się tym, że wysyłam im linki, a One tak jak ja zachwycają się tą historią. Podczas ferii, które mi się już kończą od początku do końca przeczytałam(ponownie) twoje ff. Uwielbiam je.
Niall się troszkę zdenerwował, ale nie dziwię mu się, w końcu każdy kto pilnuje swojej prywatności zareagowałby w ten sposób co Horan.
121 dni? ja do swojego koncertu mam 118 i wprost nie mogę się doczekać, aż zobaczę tych chłopców na żywo i spełnie swoje jedno w większych marzeń :) xx
Buziaki ♥
@nivllx
Moja reakcja, na nowy rozdział była "makjdoiawwdcwadfrd w końcu!" <3 Jestem taka uzależniona od Twojego opowiadania, że co parę dni sprawdzam czy coś się pojawiło. No i nareszcie się doczekałam! <3 Piszesz tak niesamowicie, że nawet nie wiem jakich odpowiednich słów użyć. Chyba nie potrafię tego opisać...Po prostu nie przestawaj NIGDY pisać. Kocham Ciebie i Twojego bloga. Podziwiam Cię i chciałabym kiedyś umieć pisać tak wspaniale jak ty.
OdpowiedzUsuńNowa trasa chłopców jest wspaniała, szkoda, że nie będę jej częścią...Ale cieszę się, że Tobie będzie to dane. ;*
Do następnego rozdziału Kochana <3
http://ask.fm/Agaaaa124
swietny . taki slodki . no oprocz willa . szkoda mi go .
OdpowiedzUsuńJestem i ja! 12 dni po... ale to już Ci pisałam :) W każdym razie, na sam poczatek bo nie moge tego nie napisać; uwielbiam takiego Nialla! wiesz, mam na myśli czas dla Annie, gdy jest huh pobudzony, no cholera seksowny Niall jest ughhh! przepraszam, nie mam nawet dobrych słów no i do tego ten komentarz będzie super nieskładny i na poziomie podstawówki ale wiesz, że ja nigdy nie mam dobrych słów na opisanie tego co sie u mnie dzieje po przeczytaniu nowego shota :) Nigdy chyba Ci nie pisalam, że bardzo podoba mi się to, że, mimo że TLM to życie Nialla i Annie, nie skupiasz sie głownie na nich, pomijając inne postacie. Mam na myśli np dzisiaj Will, co prawda jego problem odbija sie na A&N, ale to nadal jego problem i go poruszasz, bardzobardzo to lubie! I znowu to powiem; kocham łóżkowego Nialla, my little love, zdecydowanie! Annie, zawsze jest taka kochana, uwielbiam to w niej, ze nawet w takiej sytuacji jak w kuchni, zachowuje zimną krew :> W sumie narazie tyle mi przychodzi go głowy, dośc świeżo po przeczytaniu, pewnie coś dopisze niżej za jakiś czas! a tymczasem... TY WIELKA SZCZĘŚCIARO! zobaczysz tego skrzata na żywo, zazdroszcze ci ale tak sie ciesze Twoim szcześciem! licze na milion nagrań od Mani :) Ja w sumie dowiaduje sie o rozdziałach przez ask, bądź zaglądajac tu, bo niestety twittery czy aski sa mi obce :) Trzymaj sie , pozdrawiam ciepluutko!
OdpowiedzUsuń