Manny

niedziela, 7 lipca 2013

#10

Dobry wieczór!
Oto przed Wami shot numer 10. Jak zwykle, znajcie moją gwałtowność - nie sprawdzałam. Toteż mogą się trafić różnorakie usterki. Zwyczajnie nie lubię sprawdzania, bo to mnie doprowadza do.. frustracji. Tak.
W każdym razie..
Bardzo Wam dziękuję za każdy komentarz, jaki zdołałam przeczytać do tej pory. Nawet nie wiecie ile każde miłe słowo dla mnie znaczy. To cudowne, że grono czytelników się poszerza!
Pytać Annie i Nialla możecie o wszystko, o każdej porze dnia i nocy.
Zwiastuny - po prawej stronie znajdziecie linki.

A co z muzyką do #10?
Po raz kolejny utworzyłam playlistę na youtube, o TUTAJ. Jest to pomieszanie wszystkiego, przy czym pisałam. Posłuchajcie tego, na co przyjdzie Wam ochota. Wylosujcie.

Rozdział chaotyczny, pisany podczas burzy nastrojów.

Buziaki!

***

        Tęsknota. Dlaczego musi aż tak doskwierać? Minęło dopiero kilka dni. Kilka cholernych dni od mojego wylotu z Waszyngtonu. Od czasu, kiedy spędzałam z Nim maksimum możliwego, dostępnego czasu. Cieszyłam się jak dziecko z każdej wolnej minuty, jaką dla mnie miał. Dzieliłam się ze wszystkimi moją radością, gdy miałam go obok siebie.
            Jednak szara rzeczywistość musiała kiedyś we mnie uderzyć. Mysi świat, a raczej Londyn, który bez Niego jest zawsze pusty jak skarbonka, po wydaniu ostatnich oszczędności na lizaka. Pierwsze chwile, które spędziłam po samotnym przekroczeniu progu jego… poprawka, naszego domu.. były jak narkotyzowanie się zapachem. Napawałam się otaczającą mnie wszędzie wonią, za którą tak bardzo zaczęłam tęsknić. Białe ściany wokół mnie wręcz wykrzykiwały jego imię. Torba wypadła mi z bezsilnej ręki. Po raz pierwszy zatrzasnęłam za sobą drzwi ze świadomością, że On nie przyjdzie za kilka godzin. Jest na innym kontynencie. W innej strefie czasowej. Śpi w hotelowym pokoju, albo tourbusie. Nie ma pojęcia o tym, co właśnie się ze mną dzieje. Mrugnęłam po kilku chwilach tak gwałtownie, że samotna łza nie utrzymała się pod powieką i zaczęła ściekać po policzku. „Holmes, dlaczego płaczesz? Nikt nie umarł.” – powiedziałam do siebie, a mnie w środku coś mocno zabolało. Po raz pierwszy to głupie uczucie tęsknoty aż tak dało mi się we znaki. Pociągnęłam nosem i kopiąc leżący bagaż, ściągnęłam z ramion materiał czarnej bluzy. Powiesiłam ją na stojącym wieszaku i weszłam w głąb mieszkania, starając się nie zachłysnąć tak pięknie pachnącym powietrzem. Tak znajomym, przywołującym tyle wspomnień. Jasne meble w kuchni, nieskażone ani gramem kurzu. Niall zawsze dbał o to, by w miejscu gdzie przechowywane jest jedzenie było czysto. Nie lubił nieładu, wolał porządek we wszystkich produktach, jakie można było znaleźć w szafkach i lodówce. Nie mogłam tego samego powiedzieć o szafie z ubraniami, znajdującej się w garderobie. Jedna wielka zbitka podkoszulków, bokserek i spodni. Wszystko przewalało się między sobą, oboje nie byliśmy w stanie odróżnić, która półka jest na co. Łóżko nie zawsze pościelone, pościel zawsze pognieciona. Niepoprasowana kupka z ubraniami w rogu sypialni rosła z dnia na dzień, aż w końcu ktoś potykał się o nią i litował nad poszczególnymi rzeczami, resztę dokładnie upychając w szufladach i na półkach. Z salonu zniknęły wzmacniacz i gitary, które były obowiązkowymi towarzyszami blondyna. Zabrał wszystko razem ze sobą, karząc mi znosić tę cichą pustkę przepełnionego wspomnieniami i zapachami mieszkania.
            Minęło kilka dobrych sekund, zanim przestałam się rozglądać po mieszkaniu, dotykać palcami faktury mebli. Dopiero po chwili zauważyłam, że telefon wciśnięty w kieszeń moich spodni dresowych uparcie dzwoni. Zerknęłam na rozświetlony ekran, z którego uśmiechała się do mnie twarz ze zdjęcia. Wzięłam głęboki oddech i przejechałam palcem po ekranie.
- Miałam właśnie do ciebie pisać, że wszystko w porządku. – skłamałam. Nie miałam najmniejszego zamiaru przez kilka kolejnych minut katować się, myśląc co mogę napisać w wiadomości.
- Dawno przyleciałaś? – usłyszałam jego ciepły głos. Moje wargi zadrżały, a dłoń która trzymała urządzenie przy uchu zrobiła się niebezpiecznie gorąca.
- Nie wiem, półtorej godziny temu… może. Właśnie weszłam do domu. – odparłam, starając się nie uwydatniać mojego słabego od emocji głosu. – Dlaczego nie śpisz? Przecież…
- Chciałem wiedzieć, czy dotarłaś bezpiecznie do domu. – odparł. – Ale skoro pytasz o mój sen, to znaczy, że chcesz żebym poszedł spać. Więc.. trzymaj się, Ann. – powiedział, a moje serce szybciej zabiło. Nie odpowiadałam nic przez chwilę, tylko próbowałam znieść burzę emocji, jaka we mnie narastała. – Annie?
- Niall… - mruknęłam ledwie słyszalnie nawet dla siebie. Kilka łez znów skapnęło z moich policzków. Pochyliłam głowę i jak bezradne dziecko, zaczęłam wierzchem dłoni wycierać mokre ślady.
- Annie, co się dzieje?
- Nic. – szybko odparłam. Czułam, że będzie chciał wtrącić swoje słowo protestu, zdziwienia. – Po prostu… - zaczęłam, siląc się wciąż na opanowany ton. Pociągnęłam nosem jak najciszej się dało i kilka razy zamrugałam. – Tęsknię za tobą, Niall. Po raz pierwszy weszłam do tego mieszkania ze świadomością, że ciebie tu nie ma i nie będzie przez najbliższe prawie dwa miesiące. Ja wiem, że to nic, dam radę, ale…
- Annie, wszystko będzie dobrze. Możesz zawsze do mnie zadzwonić, będziemy widzieć się na Skype… - zaczął, ale jemu też głos się łamał. Z bezsilności wobec moich czasem zaskakujących emocji? – Ja rozumiem, dawno nie rozstawaliśmy się na tak długo. Mi ciebie też brakuje, kochanie. Ale damy radę. Te dwa miesiące miną szybko, zobaczysz. – powiedział, a ja otarłam kolejne łzy. – Nie płacz, Ann. W szafce nad kubkami jest popcorn, możesz zjeść i zrobić sobie maraton któregoś z babskich seriali. – uśmiechnął się, wyczułam to.
- Kocham cię. Śpij dobrze.
- Też cię kocham, Ann. Pamiętaj o tym zawsze.


            Niedziela. Dzień świętowany przez leniwe osoby, do których z całą pewnością należałam ja. Ułożona wygodnie na skórzanej kanapie w salonie, położyłam sobie na kolanach srebrnego laptopa. Robiłam wszystko, by nie dopuścić swoich myśli do frywolnego latania wśród zbyt wielu wspomnień, od których wręcz roiło się wokół mnie. Każdy skrawek wszystkich pomieszczeń w tym domu wręcz wołał o wspominanie wspaniałych chwil. Sam zapach tego mieszkania wystarczająco katował mój zmysł węchu.
            Włączyłam Internet i w międzyczasie, jak szukałam jakiegoś zajmującego głowę filmu online, zalogowałam się na jednym z portali społecznościowych. Przesuwałam wzrokiem po tablicy, nie zauważając ani jednego godnego poświęcenia dłuższej uwagi posta. Z zamyślenia nad nagłą zmianą statusu na „wolna”, jednej z moich znajomych wyrwał mnie dźwięk nadchodzącej wiadomości. Od razu mogłam zająć myśli pisaniem z chłopakiem, którego poznałam jakiś czas temu na zajęciach z fotoreportażu. Zaczęliśmy wymieniać się różnymi informacjami na swój temat – nie mieliśmy wcześniej okazji normalnie porozmawiać. Chłopak miał szczęście, bo wykorzystał moment, gdy mój język był długi jak Wielki Mur Chiński. Bez ogródek zaczęłam opowiadać mu o swoim życiu, starając się najbardziej delikatne tematy zostawić jednak dla siebie. Dzięki temu, otrzymałam za którymś razem wiadomość zwrotną od niego: „Jesteś bardzo otwarta, podziwiam takich ludzi”. Był w ogromnym błędzie. Nigdy nie byłam otwarta, w tym momencie jedynie wykorzystał moją emocjonalną słabość i chęć wyzbycia się wszelkich uczuć z głowy.
            Uśmiech, wywołany jakimś jego żartem znikł z mojej twarzy razem z chwilą, gdy zadzwonił mój budzik w telefonie. Ustawiony na za piętnaście piątą, wywołał moje automatyczne przyspieszone bicie serca. Zagryzłam dolną wargę i trzęsącymi się palcami napisałam Marcusowi, że niestety nasza rozmowa musi dobiegać końca. Z pewnym żalem w sercu, zamknęłam facebooka i zaczęłam wyłączać wszystkie aplikacje, które mogłyby zaszkodzić w odbiorze lepszego sygnału przez skype.
            Upewniłam się, że uczucie tęsknoty nie spowodowało żadnej niepożądanej łzy na moich policzkach i odetchnęłam głęboko. Moje serce prawie wybuchało z radości, gdy ujrzałam zmianę jego statusu na „dostępny”. Momentalnie zaczęłam uśmiechać się do siebie. Korzystałam z chwili radości, która na pewno opuści mnie w momencie, gdy będziemy musieli skończyć naszą rozmowę. Powietrze wokół mnie zrobiło się nieco gęstsze, a połączenie zostało przeze mnie odebrane jeszcze zanim skończył się pierwszy sygnał. Przeklinałam w duchu powoli uruchamiające się kamery internetowe w moim jak i jego… telefonie?
            Obraz w dość kiepskiej jakości ukazujący jego rozpromienioną twarz, jasne kosmyki i ogniki w oczach trząsł się tak, jakby był w drodze do jakiegoś pomieszczenia.
- Dobry wieczór, piękna. Dobrze trafiłem? Wieczór u Ciebie? – spytał, a ja uśmiechnęłam się tak szeroko, że nie byłam w stanie ukryć moich prostych zębów.
- Prawie. Dlaczego idziesz, nie siedzisz? – spytałam, a on uśmiechnął się równie szeroko.
- Staram się być punktualny. Która na twoim zegarku? – odparł, a ja uniosłam brew ze zdziwienia.
- Za minutę piąta… Ale przecież już rozmawiamy. – uśmiechnęłam się, a on odpowiedział mi tym samym.
- Wiem, ale chcę być w odpowiednim miejscu punktualnie. – usłyszałam. Pokiwałam głową udając zrozumienie, a on parsknął cichym śmiechem. Opuścił na chwilę wzrok, jakby próbował się na czymś intensywnie skupić. Szelest kluczy w jego dłoni wiele wyjaśnił.
- Niall, myślałam że będziesz w łóżku, chwilę po zadzwonieniu budzika, a ty dopiero wchodzisz do pokoju hotelowego? Impreza jakaś była? – spytałam ostrożnie, a on uśmiechnął się.
- Myślę, że najlepsza impreza dopiero się zacznie. – mruknął, a szelest kluczy ustał. Słyszałam jak wkłada klucz do zamka, a moje serce zamarło. W tej samej chwili dźwięk otwierania drzwi pojawił się w mieszkaniu. Tak samo przesuwane zasuwy w zabezpieczeniu.
- Niall.. – wyjąkałam, a z mojego oka wypłynęłam drobna łza. Uśmiechał się do mnie cały czas, pracując drugą ręką nad otwieraniem wejścia. -… Czy… Ty… - perliście się wyszczerzył, zerkając na moją reakcję.
Wyraźne pociągnięcie za klamkę, które zawsze sygnalizowało przyjście właśnie jego. Laptop wylądował gdzieś na podłodze, nie dbałam nawet o postawienie go w bezpiecznej pozycji na stoliku obok. Zerknęłam niepewnie w stronę białych drzwi, które zaczęły się coraz szerzej otwierać. Cofnęłam się o kilka kroków w tył, niedowierzając. Moje dłonie powędrowały na moją twarz, tłumiąc krzyk który wydostał się z mojego gardła. Krokodyle łzy zmoczyły całą moją buzię. Przesunęłam ręce na moje włosy i zaczęłam kręcić głową w niedowierzaniu. Przekroczył próg domu, chowając do kieszeni szarych spodni telefon. Jego uśmiech był zbyt prawdziwy, żeby to był sen. Dlatego też zaczęłam biec ile sił w nogach wzdłuż korytarza i zatrzymałam się dopiero w jego ramionach. Ramionami objęłam jego szyję, a głowę oparłam na ramieniu. Nogami objęłam jego talię nie zwracając uwagi na to, czy mnie utrzyma czy nie. Jękliwie i głośno zaczęłam płakać, mocząc przy tym jego czarny sweter. Przycisnął mnie ciasno do siebie, a ja zaczęłam wdychać intensywny zapach jego ciała, za którym tak bardzo tęskniłam.
- Niall.. Niall.. – powtarzałam, wciąż płacząc. Trzymałam się kurczowo jego szyi w obawie, że zaraz zniknie. Wystarczającym zaskoczeniem było dla mnie to, że mogłam go dotknąć, poczuć, tulić.
- Jestem tu, kochanie. Jestem. – szeptał, głaszcząc moje plecy. Płakałam jak dziecko, chłonęłam jego ciepło bojąc się, że ktoś mi je za chwilę zabierze.
- Dlaczego? – wyłkałam, wciąż go nie puszczając. Nie rozumiałam tego. A może nie chciałam zrozumieć? Wystarczyła mi sama jego obecność tutaj, ze mną. Nie potrzebowałam wyjaśnień.
- Chciałem przetestować mój powrót do domu, gdy mieszkasz już ze mną. – zaśmiał się, ale po chwili zmienił ton na poważniejszy. – Bo cię kocham, Annie. – jego głos otulił moje uszy sprawiając, że czułam się jeszcze bezpieczniej, o ile było to w ogóle możliwe.
            Opuściłam nogi na podłogę. Odsunęłam się od niego odrobinę ale nie na tyle, by pozwolić się puścić z uścisku. Obejmował wciąż rękoma moje roztrzęsione plecy, a ja zaczęłam lustrować jego uśmiechniętą i.. wzruszoną twarz. Otarłam kciukiem mokrą kroplę, która znalazła się pod jego lewym okiem. Zaczęłam muskać opuszkami palców jego skórę wokół powiek, nosa i malinowych ust. Przejechałam dłońmi po włosach, delikatnie je mierzwiąc. Opuściłam głowę i gdy zdałam sobie sprawę, że wszystko jest na swoim miejscu, wtuliłam się w jego pierś, zanosząc się cichym szlochem.
- Nie płacz, wszystko jest w porządku. – mruknął, całując moją głowę kilka razy. Odciągnął moją głowę od siebie i zatopił swój głęboki, błękitny wzrok w moich mokrych oczach. Poprawił niesforne kosmyki włosów, które próbowały zakłócić mu dostęp do mojej twarzy.
- Tęsk…
- Shhh. Wiem, kochanie. – uciszył mnie, nie pozwalając dokończyć tego bolesnego słowa. Objął dłońmi moją twarz i pocałował mnie intensywnie w głowę raz jeszcze. Następnie przesunął usta na mój nieduży nos, aż ostatecznie dotarł do moich ust. Nie droczył się, jak to często miał w zwyczaju. Po prostu zaczął całować moje usta z ogromną czułością i dbałością o to, bym poczuła to samo co on – miłość. Zaangażowanie. Uczucie. Tęsknotę. Troskę.
Obdarowana dużą dawką  pieszczoty ponownie osunęłam się na jego tors. Ciasno splotłam dłonie na jego plecach, kurczowo się go trzymając.
- Nie puszczę cię teraz. Wiesz o tym, nie? – mruknęłam po kilku minutach wspólnego stania. Zaśmiał się cicho w odpowiedzi, a wibracje w jakie wpadło jego ciało rozbudziły kolejne płomyczki w moim sercu. Uśmiechnęłam się do siebie ciesząc się z tego, że miałam go przy sobie. Delikatnie podciągnął mnie do góry i zauważając mój brak reakcji i ciągłe, uparte trwanie w uścisku, nakierował moje stopy na swoje tak, bym mogła na nich stanąć. Zaczął wykonywać powolne, duże kroki, przesuwając nas w głąb domu. – Ale jak, skąd, kiedy, przecież... Tak sobie wyleciałeś w trakcie trasy? – dopytywałam.
- Mamy dwa dni wolnego, więc przylecieliśmy.
- Wszyscy?
- Nie. Harry został, bo Amira miała do niego przylecieć. – Ha, świetnie. Czyli wszyscy wiedzieli, tylko nie ja? Cudownie. No dobra, ale niespodzianka przednia..
- Jesteś niemożliwy. – mruknęłam. Sekundy później wydałam z siebie stłumiony pisk. Niall potknął się, po czym razem ze mną wylądował na kanapie, doszczętnie zgniatając mnie swoim ciałem. Oboje zaczęliśmy się śmiać, a nasze wibrujące głosy nawzajem się nakręcały do dalszego uśmiechu. Oparł głowę na wolnym miejscu tuż przy mojej szyi, oddychając ciężko.
- Och, Boże. – jęknęłam, gdy cały ciężar przeniósł na mnie, nie podpierając się rękoma.
- Wybacz, plecak muszę zdjąć. – tłumaczył się, a ja dopiero wtedy zobaczyłam zielony, napchany po same zamki plecak. Podręczny bagaż wylądował na podłodze zaraz obok mojego laptopa, który najwidoczniej był przyczyną naszego upadku.
- Gitarę tam schowałeś, czy co? – zaśmiałam się, bacznie obserwując niemalże pękający w szwach, zielony materiał.
- Nie tym razem. – odparł, po czym zsunął się ze mnie. Podniósł moje nogi i usiadł opierając się o poduchy kanapy, po czym opuścił z powrotem moje podekscytowane kończyny na swoje kolana. Westchnął przeciągle, przeczesując palcami swoją jasną czuprynę.
Nie czekałam zbyt długo. Po chwili już siedziałam przytulona do niego, obejmowana ciasno jego ciepłym ramieniem.
- Niall? – Podniosłam głowę nieco do góry, oczekując jego reakcji. Gdy w odpowiedzi usłyszałam ciche „Hmm?”, a jego oczy zaczęły lustrować cierpliwie moją twarz, kontynuowałam. – Podziwiam cię za to, jak się poświęcasz. – mruknęłam, a on uśmiechnął się i cmoknął mnie w policzek, pocierając dłonią moje ramię.
- Wszystko dla mojej księżniczki. – powiedział, a moje policzki zaczerwieniły się. Uśmiechnęłam się dźwięcznie. Zawsze tak reagowałam, gdy używał wobec mnie tego określenia. Sprawiało, że czułam się jak najważniejsza osoba na świecie. Jakbym była jedyną prawowitą właścicielką tego miana. Rzecz błaha, jak mogłoby się zdawać, ale nie dla mnie. I dla niego również nie.  

- Musiałaś nieźle zaleźć mu za skórę, Ann.
- Dlaczego tak uważasz?
- Przy nas powiedział o tobie: „moja księżniczka”.
- To urocze.
- To ważne, Ann. Któregoś razu, podczas jednej z naszych szczerych, męskich rozmów nasłuchaliśmy się o tym, kogo nazwie swoją księżniczką.
- I…?
- Księżniczka to dla niego kobieta, bez której nie widzi życia. On jest wrażliwy, Annie. Zwróci się tak tylko do swojej najprawdziwszej miłości. Do dziewczyny, za którą będzie tęsknił za każdym razem i będzie robił wszystko, żeby była szczęśliwa bez względu na wszystko. Wymienił przy nas swoje dwie księżniczki.
- Dwie?
- Tak. Ciebie i waszą córkę.
- Louis…
- Och, tylko mi się tu nie rozpłacz, bo mi się dostanie.

Domyślił się, o czym myślałam. Uniósł mój podbródek i jedyne co zrobił to czule i długo pocałował mnie prosto w moje spragnione usta. Uśmiechnęłam się, a on zakończył pieszczotę jeszcze jednym, tym razem krótkim buziakiem.
Ułożyłam się z powrotem wygodnie, oparta o jego ciało.
- No, ciekaw jestem co oglądałaś, pod moją nieobecność. – usłyszałam, gdy wolną ręką sięgnął po pilota od telewizora, wciśniętego w kanapę. Sama nie pamiętałam, co jako pierwsze pojawi się na ekranie. Jedyne o czym miałam świadomość było to, że starałam się zabić czas i myśli o tym, jak daleko ode mnie jest mój irlandzki książę. – Uuu, ploteczki. – zaśmiał się, widząc pojawiający się jeden z wielu brytyjskich kanałów plotkarskich. – Co tym razem mamy, znowu dziecko Kim Kardashian? – spytał sam siebie. Wydał z siebie jeszcze jeden, pełen aprobaty dźwięk w momencie, kiedy dziennikarka zaczęła swoją kwestię od słów: „Dziewczyny szaleją na punkcie naszego ulubionego boybandu”. Uniosłam brew, wsłuchując się w news niedotyczący tym razem dramatycznej historii Lindsay Lohan.
            „One Direction obecnie są w trakcie swojej światowej trasy koncertowej, z czego jesteśmy ogromnie dumni. Tłumy fanek śledzą ich na każdym kroku. Nic dziwnego, w końcu cała piątka dość często daje się przyłapać na bardzo pociągającej czynności, jaką jest… ćwiczenie na siłowni! Tak, moje panie. Piątka przystojnych chłopców, a może raczej mężczyzn, razem ze swoim osobistym trenerem coraz częściej widywana jest podczas swoich sesji treningowych. Nie umknęło to oczywiście uwadze naszych specjalnych wysłanników z długimi obiektywami, którzy tylko wygrzewali miejsca w pierwszych rzędach, by pokazać wam te cudowne mięśnie. Coraz większą popularnością zaczął cieszyć się Niall Horan. Chłopak chyba po raz pierwszy publicznie zaczął pracować nad swoją masą. Efekty oceńcie same!”
Patrzyłam na zdjęcia zrobione przez paparazzich, na których blondyn, mówiąc potocznie, „wyciskał”.
- Niemożliwe! – powiedziałam głośno, patrząc na niego. Zaśmiał się w odpowiedzi i przejechał swoją dłonią po twarzy z widocznym zażenowaniem. – Niall, nie powiedziałeś mi!
- Wiedziałem, jaka będzie twoja reakcja. To miała być niespodzianka na później. – odparł, a moje brwi uniosły się jeszcze wyżej, niż przed chwilą.
- Doceniam to, ale… Ugh, Niall! Pokaż mi swój brzuch, no! – zaczęłam wiercić się jak pięciolatka. Doskonale wiedział, jak reaguję na widok męskich, wyćwiczonych ciał.
- Nie. – zaczął się śmiać.- Nie ma mowy.
- No weź, proszę!
- To ja idę pod prysznic. Długi był ten lot… - zbył mnie, wstając z kanapy.
- Niallu, Jamesie Horanie. Pokaż mi swoje mięśnie, albo będzie z tobą źle. – powiedziałam dobitnie. Odwrócił się do mnie i pokazał mi język.
- Jak bardzo źle ze mną będzie? – spytał z korytarza, zmierzając w stronę łazienki.
- Bardzo, po prostu. – odparłam, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Jak on mógł?
Pierwsze krople wody zaczęły wypływać w kabinie prysznicowej. Słyszałam je wyraźnie, mimo zatrzaśniętych przed chwilą drzwi od łazienki.
- Nie jesteś przekonująca! – odkrzyknął. Przygryzłam wargę, zachodząc w głowę czym mogę go przekupić. Myślałam tak przez dobrych kilka minut, nie zważając na wciąż włączoną telewizję. Kilka minut zamieniało się powoli w kilkanaście. Czas niesamowicie mi się dłużył. On naprawdę nie rozumiał, jak cenna jest dla mnie każda sekunda spędzona z nim? Niecierpliwiłam się jak małe dziecko. Wstąpiła we mnie niepohamowana energia. W dodatku zła byłam na brak pomysłów. „Trzeba będzie sięgnąć po drastyczny środek” – pomyślałam, a chwilę później szum wody dochodzący z łazienki ucichł.
- Niall? – zaczęłam.
- Tak? – wciąż dzieliła nas bariera drzwi łazienkowych, dlatego oboje musieliśmy mówić nieco głośniej.
- Nie ma mięśni, nie ma seksu. – odpowiedziałam. Poczułam automatycznie rozgrzewające się policzki i skarciłam w myślach moją słabość do widoku mojego ulubionego ciała, obdarzonego dodatkowymi kilkoma „ulepszeniami”. To ta kobieca słabość była prowokatorem moich odważnych myśli. Błagałam w duchu, żeby się roześmiał. Uśmiechnął. Cokolwiek, byle nie posądził mnie o seksualną frustrację.
Kamień z serca mi niemalże spadł, gdy jego perlisty śmiech wypełnił cały dom. Rozum zrobił ciche „uff!”, a serce zabiło mocniej.
            W pewnej chwili usłyszałam dość głośne wibrowanie telefonu. Kontrolnie zerknęłam na stół, ale mój ani drgnął. Przeniosłam wzrok na jego plecak i ujrzałam trzęsące się, wystające z kieszeni urządzenie.
- Coś ci dzwoni. – zwróciłam uwagę przypatrując się, czy aby nie przestał.
- Zobacz kto to, już idę. – usłyszałam, po czym schyliłam się i wyciągnęłam brzękadło.
- Paul. – odparłam po zerknięciu na ekran, na którym pojawił się wizerunek śpiącego Higginsa. Musiał zostać przyłapany na krótkiej drzemce.
Z korytarza wyłonił się mój… bóg. Tak, dobrego określenia użyłam. Szczęka mi, dosłownie, opadła a motyle w brzuchu zaczęły tańczyć, na widok bóstwa wchodzącego do salonu w samym ręczniku, który słabo trzymał się na jego biodrach. Kropelki wody ściekały z jego włosów na tors, którego widok zaparł mi dech w piersi.
- Niegrzeczna Annie. – zaśmiał się, a ja spaliłam buraka i podałam mu czarny telefon. Z każdym jego ruchem uwydatniała się inna partia ciała. Biceps, brzuch, ramię… wszystko to przykuwało moją kobiecą uwagę. Niemalże zawstydziłam się, gdy zmuszona byłam do przygryzienia mocniej dolnej wargi. Rozmawiał przez telefon krążąc w kółko po wszystkich pomieszczeniach. Gdy tylko mijał salon odwracałam wzrok. Kto wie, jak zareagowałabym kolejnym razem. Nie chciałam ryzykować, oj nie.
            Ostatnie słowa rozmowy telefonicznej, zbliżające się kroki. Serce jeszcze szybciej zabiło a ja udawałam, że z ciekawością podziwiam swój czarny lakier na paznokciach. Postawił swoje stopy w salonie i przyglądał mi się, jakbym była ciekawym zjawiskiem fizycznym. Może faktycznie tak było? Ugh, Annie! Przestań zadawać sobie pytania, tylko oglądaj te paznokcie…
- Wszystko w porządku? – spytał z wyraźnym rozbawieniem w głosie. Wyobraziłam sobie, jakim czarującym uśmiechem musiał mnie obdarzyć.
- Tak, jest okej. – odparłam krótko, wciąż nie podnosząc wzroku. Znając na pamięć jego mimikę twarzy wiedziałam, że unosi lewą brew. Następnie uśmiecha się szarmancko, znów rozbawiony moją reakcją. Czułam, jak podchodzi bliżej. Zaczął kucać przede mną i lustrować mnie swoimi błękitnymi, przeszywającymi na wskroś oczyma.
- Jesteś sfrustrowana. – rzekł po chwili ciszy, a moje źrenice odrobinę się powiększyły.
- Nie lubię tego słowa. Nie jestem sfrustrowana. – zaparłam się.
- Owszem, jesteś. Wystarczyło, żebym wyszedł w samym ręczniku.. – jego ponętny głos coraz bardziej dźwięczał mi w uszach.
- Nie jestem, Niall! – fuknęłam, naburmuszając się po raz kolejny jak przedszkolak.
- W porządku. – zaśmiał się. – Ale wiesz co ci powiem? – zaczął znów, pochylając się w moją stronę. Wspiął się rękoma na kanapę i przybliżył swoje usta do mojego ucha. Moje podbrzusze wariowało, a oddech całkowicie stracił swój miarowy rytm.
- Och, dobra! Jesteś okropny! – gwałtownie mu urwałam, by już po chwili wpijać się zachłannie w jego wargi.
Wspominałam już, że mam seksownego chłopaka, który doprowadza mnie do seksualnej frustracji? Nie? Och, to widać? Kurde blaszka.  


7 komentarzy:

  1. Za każdym razem, po przeczytaniu nowego shota, mam nie odpartą ochotę uderzenia klapą laptopa, schowania go pod łóżko i nie zaglądania więcej do wordowskich plików. Wiem, że nie dasz sobie tego powiedzieć, że będziesz się sprzeczała i broniła, ale zabijasz we mnie chęć walki. W żaden sposób nie jest to wadą tego, jak piszesz. Świadczy to o tym, że Twoje zdolność literackie przewyższają mnie, biją na łopatki, a ja się poddaję, bo nie mam więcej siły, by się podnieść, a co dopiero stanąć do pojedynku. Przy parze, jaką jest Annie i Niall i tym, ile z siebie tchniesz za każdym razem w tą dwójkę, wszystkie moje uczucia są nietrwale, ulotne i przede wszystkim płytkie. Nawet moje silne zauroczenie w Robercie blednie na tle Holmes i Horanie. Mój związek nigdy nie będzie taką piękną historią, jaką oni tworzą, nigdy nie poznam tak kochającego mężczyzny jak on, nigdy nie będę tak mocno kochana przez kogoś jak ona. Takie rzeczy zdarzają się tylko w filmach (książkach, fanfiction, snach itd.). Czuję się bezsilna w tej chwili. Tylko mi się za to nie obwiniaj, okej? Wydaje mi się po prostu, że pod wpływem tylu talentów, jakie śledzę, zrozumiałam, że brak mi wytrwałości. Że nie umiem czegoś doprowadzić do końca, że pisanie na dłuższą metę nie jest dla mnie, że zawodzę sama siebie, swoje ambicje, swoją wyobraźnię. Nigdy nie będzie ze mnie pisarki. Jestem tylko humorzastą, zmienną dziewczyną z wybujałą wyobraźnią. Mam jednak nadzieję, że kiedy szansa zabłyśnięcia w dziedzinie literatury wyciągnie do Ciebie rękę, chwycisz ją i pozwolisz sobie i Twoim słowom zabłysnąć. Życzę Ci tego, powtarzam Ci to często i będę to robiła dalej. Do czasu, aż nie powiem "A nie mówiłam?!".

    Kocham Cię i tę dwójkę,
    Twoja Oli.

    OdpowiedzUsuń
  2. Boże, Boże, Boże, Boże, Mania, Mania! Dzięki Ci za takie zwieńczenie wczorajszego dnia. Piękne. Piękne. Ah. Czytając, myślałam, że napiszę Ci, że jedynce co mam ochotę zrobić to westchnąć i otrzeć łezkę wzruszenia, która zakręciła mi się w oku, ale potem doszłam do sceny z programem telewizyjnym i wymiany zdań na temat mięśni Horana i do ostatniego dialogu i po prostu uśmiech nie schodzi mi z twarzy, wywołałaś we mnie szczere rozbawienie. A rzadko śmieję się do monitora, siedząc samotnie w pokoju, kiedy zegarki prawie wskazują pierwszą w nocy. Gratuluję świetnego rozdziału!

    OdpowiedzUsuń
  3. Jest pierwsza w nocy, a ja siedzę i czytam. Co ty ze mną robisz, dziewczyno? :) Kocham to opowiadanie! Jak przeczytałam o reportażu nt. mięśni Horana, to aż roześmiałam się na głos. Chyba nie obudziłam domowników? Twój blog jest jak jedna z tych książek, którą czytasz po nocach, a jak każą ci iść spać, to bierzesz latarkę i czytasz pod kołdrą, bo to tak wciąga. Chylę czoła i czekam na więcej. @kathy988

    OdpowiedzUsuń
  4. o Jesusie Navasie!
    to jest fannemenalne!
    co Ty ze mną robisz dziewczyno? czytając to prawie płakałam i śmiałam się jak głupia, nie wiem jak to robisz, ale dziękuję ♥
    i ten moment jak zrobił jej niespodziankę i przyjechał, awwwww ♥
    chciałabym mieć kiedyś tak wspaniałego chłopaka jakim jest Niall w opowiadaniu ♥

    pozdrawiam i całuję
    @13Martis

    PS Kocham Cię ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Wszyscy piszą długie i cudowne komenterze ale ja nie zdołam wydusić z siebie nic innego niż CUDO, ŚWIETNE, KOCHAM I NIE MOGĘ SIĘ DOCZEKAĆ NEXTA
    Twoja wierna i kochająca fank uzależniona od Ciebie i twoich opowiadań <3 :-*

    OdpowiedzUsuń
  6. CUDOWNE, ZAPIERAJĄCE DECH W PIERSIACH opowiadanie BOSKIE , WSPANIAŁE ,KOCHAM JE BARDZO BARDZO :* szczerze uzeznilam się od twego bloga .. kocham Jej wrażliwość i miłość jaką obdarzja ssiebie nawzajem .. Jego przejecie gdy Ona płacze lub tęskni za Nim a On za Nią KOCHAM całe to opowiadanie BOSKIE :* Kocham i pozdrawiam !!!! :**
    K.

    OdpowiedzUsuń
  7. Genialny !
    Świetnie i lekko się czyta, a jednak daje sie odczuć emocje bohaterów :D
    Dobrze piszesz i oby tak dalej :))
    Zapraszam do siebie :*

    http://lili-buntowniczka-1d-story.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń