:)
Przyznaję szczerze, przez ostatni miesiąc nic nie napisałam. Zajęta jestem pracą, wręcz wyczerpana psychicznie i fizycznie, a na dodatek nie mam dostępu do Worda (wciąż) i trudno mi jest się zmobilizować, by cokolwiek bardziej zdziałać.
To nie zmienia faktu, że non-stop myślę o Niannie, mam już siedem żółtych karteczek przyklejonych do laptopa z pomysłami, bo nie zdążyłam ani razu dobiec do mojego najcenniejszego notesu!
Oddychacie jakoś w te upały?
Bardzo chętnie bym z Wami porozmawiała, dajcie tylko znać o swojej obecności!
Jak zwykle w stopce zostawię kontakt do mnie i Annie, tym razem dodam również coś, o czym jedynie garstka osób wie - Facebook Annie Holmes.
Dodaję coś, co rok temu napisałam na wakacjach z Oli. Chyba czekało na ten moment.
Zaufajcie mi, mam setki interpretacji obecnych wydarzeń i gdyby nie brak czasu i możliwości technicznych, już dawno wszystko byście wiedziały. Jeśli i tak chcecie wiedzieć, co się dzieje na bieżąco u Niannie - jestem skłonna każdemu opowiedzieć, co do minuty każdego dnia i każdej nocy.
Muzyka - myślę, że z każdym kolejnym zdaniem wpadniecie na to, jaka.
Niezbyt gwałtowny, ale przejmujący i zimny wiatr owiewał moje ciało aż do gęsiej skóry. Drzewa te mniej i bardziej egzotyczne delikatnie poruszały się razem z każdym powiewem, szeleściły przyjemnie dla ucha. Nic więcej nie zaburzało cudownej atmosfery. Z dachu budynku, na którym usytuowana była nieduża kawiarnia rozciągał się widok na piaszczystą plażę, nie do końca spokojne wody oraz miasto, gdzieś wewnątrz tętniące kolorowym i szalonym życiem. Odstawiłam na szklany, obity białą wikliną stolik puste naczynie po pysznej herbacie. Odrobinę rozgrzała moje powoli kostniejące ciało, lecz nie w całości. Przysunęłam bliżej siebie kolana, mocniej zawinęłam się w czerwony, miejscowy koc dla wieczornych zmarźluchów. Nieco wyraźniejsze dla uszu, spokojne dźwięki przyjemnej muzyki nie przeszkadzały ani nie zaburzały własnych myśli.
Znajome obijanie gumową podeszwą trampek o drewnianą podłogę zbliżało się do mnie w zrównoważonym tempie. Moment minął a ja poza zapachem słonej wody czułam trochę już wywietrzałe męskie perfumy, które znałam na pamięć. Pojawił się obok mnie ubrany już teraz w długie jeansy i bluzę, zamiast krótszych spodni i białego podkoszulka, w których to chodził cały dzień. W ręce trzymał czarne bawełniane ubranie z kapturem, wyglądało na jego własność. Nie zmieniało to jednak nic poza faktem, że będzie mi cieplej – a o to chodziło.
- Uznałem, że ta będzie najlepsza. – jego oczy się uśmiechały, odbijały jasną poświatę małych latarenek i świeczek rozsypanych na całym dachu. Pomógł mi wyplątać się ze zwojów polarowego koca i przytrzymał bluzę, bym mogła ją ubrać na swoją dość skąpą bluzkę. Pogoda nas obojga zmieszała, z uwagi na całodniową piękną i ciepłą pogodę, która absolutnie nie wymagała dłuższych rękawów, a co dopiero kilku warstw.
Zapięłam zamek, zaciągnęłam rękawy i dałam się z powrotem zawinąć w czerwony materiał. Całe szczęście nie czekałam na niego dłużej niż kilkanaście minut, ze względu na niedużą odległość między hotelem a budynkiem, na którym obecnie się znajdowaliśmy. Przesunęłam się nieco bliżej oparcia niedużej, dwuosobowej białej kanapy, żeby zrobić mu miejsce. Usiadł obok i wyciągnął ramię na oparcie, pozwolił mi się w siebie wtulić i podzielić ciepłem, którego potrzebowałam.
- Może gdybyś mniej czasu siedziała w wodzie, nie byłoby ci tak zimno, hmm? – mruknął cicho w moją stronę, sunąc kojąco czubkiem swojego nosa po moim czole.
- Shhh. – uciszyłam go. Oboje wiedzieliśmy, że może to być jeden z głównych powodów, dlaczego jest mi tak przeraźliwie chłodno. Uśmiechnął się perliście i potarł ręką moje ramię, starając się przekazać jak największą ilość przyjemnego ciepła.
Siedzieliśmy w ciszy, co chwila jedynie dzieląc się pojedynczymi mruknięciami, słowami, przyjaznymi uwagami. Roztapiałam swoje serce w niesamowitej atmosferze, rozkoszowałam się otaczającym nas wielkim błękitem. Tuliłam ciało do mojej miłości, która z każdym dniem wzrastała na sile. Uwielbiałam sposób, w jaki ledwie wyczuwalnie przysuwał swoją twarz do mojej, owiewał oddechem moje oczy, usta. Było to takie intymne, nasze wzajemne i przyjemne. Nie rozproszył naszej bliskości mimo nadchodzącej kelnerki, która prawdopodobnie również nie zamierzała zaburzać panującej mgiełki wieczornej rozkoszy. Bardzo cicho podeszła do naszego stolika i uśmiechnęła się w serdeczny, dyskretny sposób. Zabrała pusty szklany kubek po herbacie, który kilkadziesiąt minut wcześniej przyniosła. Odrobinę wychyliłam się z naszego małego azylu wzajemnej radości, nieśmiało zwróciłam na siebie swoją uwagę niewysokiej dziewczyny.
- Czy ja mogłabym poprosić o jeszcze jedną herbatę? – spytałam, niemalże zaskomlałam z przejmującego zimna. Kelnerka od razu pokiwała głową.
- Jasne, proponuję rozgrzewającą z imbirem, miodem i cytryną. – znała moje potrzeby.
- Cudownie. – odparłam. Blondyn obok mnie delikatnie odchrząknął, widziałam jak porusza się jego widoczne jabłko Adama. Przełknął ślinę, zanim cokolwiek powiedział – tak jak to miał w zwyczaju. Każdy z nas ma swój osobisty rytuał drobnych gestów, które w konkretnych sytuacjach są wykonywane. On poruszał gardłem, przełykał ślinę i czasami zaciskał mocniej szczękę zanim cokolwiek powiedział po dłuższej chwili.
- Ja poproszę ciemne piwo. – mruknął dość wyraźnie. Brunetka pokiwała ze zrozumieniem głową i po chwili zniknęła z naszego widoku, w równie cichy sposób w jaki pojawiła się przy naszym miejscu idealnym na dachu.
Moja twarz znów lekko na nim wylądowała. Poprawiłam pozycję, w jakiej ułożone miałam nogi. Rozejrzałam się po misternie dopracowanym wystroju otwartej przestrzeni. Doniczkowe palemki porozstawiane były w pozornie nieciekawych kątach. Wszędzie białe, drewniane, wiklinowe lub metalowe elementy wręcz prosiły o swoją uwagę. Na nasz stolik przypadł niewielki wazonik z pudrowo różowymi fiołkami razem ze szklanym świecznikiem, znacznie większym od samej białej, klasycznej świeczki. Dookoła porozstawianych było jeszcze kilka stolików, każdy jako uzupełnienie posiadał różnorakie białe fotele, krzesła i kanapy. Co kilka metrów, na metalowych drążkach wisiały latarenki rodem ze starych, rybackich kutrów. Byliśmy niemalże sami w miejscu, które mimo nie powalającej wysokości nazwałabym dachem świata. Widok najpiękniejszego z żywiołów, szerokiej plaży i skrzącego się we wszystkich barwach miasta w akompaniamencie rozgwieżdżonego nieba i kochającego mnie mężczyzny u boku sprawiał, że czułam się jak na szczycie Ziemi.
Nieco mocniejszy podmuch wiatru wywołał moją automatyczną reakcję, czyli jeszcze mocniejsze wtulenie się we wszystko, co mogło dać mi ciepło. Wpatrywałam się w drobne z daleka fale, tworzące się jedna po drugiej i rozpryskujące się przed brzegiem. Oddech Nialla po raz kolejny owiał moją twarz, przyprawił mnie o słodkie uczucie przyjemności i wygody. Składał bardzo delikatne i lekkie pocałunki, sunął nosem i szeptał przyjemne dla ucha słowa wszędzie tam, gdzie sięgał. Zaczął bawić się moimi muśniętymi słońcem włosami, przebierał palcami wśród większych i mniejszych kosmyków lub delikatnie masował skórę głowy. Zajmowałam go swoją osobą na tyle wystarczająco, że nie były potrzebne szczegółowe tematy do rozmów i wymyślne sprawy do omówienia. Byliśmy my i zapierający dech w piersi widok, który komponował się idealnie z naszymi lubiącymi „małe” rzeczy duszami.
Nie czuliśmy się w żaden sposób dotknięci nawet w momencie, gdy niemalże na palcach kelnerka podeszła z naszymi napojami. Przyjemnie pachnąca i parująca herbata pojawiła się przede mną, zaraz obok korkowej podkładki z wysoką szklanką pełną trunku o barwie ciemniejszej niż bursztynowa. Korciło mnie, by już upić kilka łyków – ale powstrzymałam się. Nie chciałam zaburzać spokojnej aury poparzeniem choćby języka. Obserwowałam i czułam, jak odrobinę wychyla się do przodu by dosięgnąć swoje piwo. Z mojej pozycji mogłam jedynie patrzeć, jak powoli połyka niedużą ilość ulubionego alkoholu. Oblizał językiem usta, na których została odrobina puchatej jak pierzyna pianki. Dodatkowa irlandzka nuta pojawiła się w momencie, gdy poczułam zapach tego, czego właśnie się napił. Uśmiechnęłam się do siebie mimo chęci zaciśnięcia zębów z zimna. Świadoma byłam nawet tego, że świeciły mi się z przyjemności oczy.
Ucałował moje czoło i oboje wsłuchaliśmy się w otaczającą nas rzeczywistość, która i tak była trudną do uwierzenia. Nie codziennie spotykaliśmy się z takim spokojem, bliskością i w pewien sposób relaksem. Coraz większą uwagę zwracałam na ciepły głos muzyka, który rozbrzmiewał z poukrywanych gdzieś dookoła głośników. Był kojący, poprawiał moje samopoczucie i wiedziałam, że jest mi znany. Ciche przejścia między kolejnymi utworami doprowadziły w końcu do momentu, w którym oboje się uśmiechnęliśmy. Kochałam sposób, w jaki usta Nialla zaczęły układać się w kolejne słowa piosenki. Wielbiłam głos mojego chłopaka oraz Bena Howarda, który stworzył „naszą” muzykę. Była wspólną, bo uzupełniała wszystko to, co niedopowiedziane lub wymagające pięknego akcentu.
- You’re my only love, Annie. – wymruczał prosto w moją skórę, jakby próbował dotrzeć bezpośrednio do mojego organizmu. Uśmiechnęłam się i wiedziałam, że nie jest mi już tak zimno jak chwile temu. Mogłam spokojnie czekać, aż herbata wystygnie i nie narzekać. Było mi dobrze i nie mogłam w żaden sposób odciągnąć od siebie myśli, że jestem na szczycie wszystkiego.
___________________________________________________________________________________________________________________________________________________
ask.fm/manny96
mannien.tumblr.com
twitter.com/maryb96
twitter.com/annieoholmes
instagram.com/annieholmie
https://www.facebook.com/annie.holmes.18294
Zostaw po sobie komentarz!
KOMPLETNIE nie wiem co mam tutaj napisać, od paru dni co chwilę tutaj zaglądałam sprawdzając czy są jakieś nowości i jakoś tak się złożyo, że zaczęłam czytać od "połowy" od nowa, a kiedy dotarłam do najnowszej części zaczęłam czytać całkowicie od początku. Przy okazji śmiałam się z moich komentarzy nie dając wiary jak mogłam pisać takie rzeczy i jak długo jestem fanką tego bloga, xx uwielbiam tą atmosferę, którą wkładasz w każde zdanie, to cudowne! xxx
OdpowiedzUsuńbuziaki,
@nivllx ♥♥