Manny

środa, 11 lutego 2015

#30

Wey hey!


Mam kilka ważnych rzeczy do powiedzenia, słowem wstępu.

Wiem, że dużo czasu minęło od poprzedniego rozdziału ale bardzo, bardzo proszę o zrozumienie. Nie jest łatwo.

Jeśli chcielibyście dowiedzieć się o nowym rozdziale, który niestety nie wiem, kiedy będzie - dajcie mi znać w komentarzu. Może to być Wasz twitter, mail, ask, cokolwiek - będzie mi łatwiej ze świadomością, że mam dla kogo pisać.

Również chciałabym choć odrobinkę zacząć świętować, bo dosłownie kilkaset wejść dzieli mnie od TRZYDZIESTU TYSIĘCY! Jak bardzo cudownie to brzmi?!?!?!

Dziękuję wszystkim, którzy wciąż zaglądają. To wiele dla mnie znaczy.
Dziękuję też wspaniałemu małemu chochlikowi, który zasypuje mnie wspaniałymi pytaniami na asku - uwielbiam Cię!


Poza tym, jak bardzo wspaniały jest fakt, że nowa trasa chłopaków już się zaczęła?! Nie robię nic, tylko o tym gadam! Jak wrażenia po filmikach z Sydney?

Do mojego koncertu zostało już (tylko...) 121 dni! aahhhh!




Oto dłuuuuugo pisana #30, zapraszam.






                Pamiętam, że zawsze po trudnym dniu, tygodniu czy krótkiej chwili, wspaniałym uczuciem jest wejście do ciepłego domu. Przez jakiś czas nie mogłam zaznać tego uczucia w całości, bo byłam sama. Wracałam do co prawda ciepłych ścian i mebli, ale pustych z jakiegokolwiek życia, rozmowy, odrobiny uczucia. Nie sztuką jest mieszkać po prostu ze znajomym, jeśli nie dzielimy tylu wspólnych chwil i żyjemy osobno, jedynie pod jednym dachem. Tamtego dnia wróciłam do domu ze świadomością, że nie muszę się martwić o samotny wieczór.
            Z całych sił podtrzymywałam pod pachą duże pudło, gdy drugą ręką grzebałam w torbie i próbowałam znaleźć klucze. Oczywiście, mogłam postawić pakunek na ziemi i spokojnie rozprawić się ze zgubą, ale chyba za bardzo byłam niecierpliwa. Robiło mi się gorąco w ciepłej kurtce, telefon w spodniach zaczął dzwonić, a klucze dopiero gdzieś w oddalonej o milion lat świetlnych kieszeni zaszeleściły, gdy potrząsnęłam skórzanym materiałem. Wyraźnie odetchnęłam z ulgą, gdy mały plik metalowych grzechotek pojawił się w mojej dłoni. I kto mi teraz powie, po co wrzucałam je do torby gdy wysiadałam z samochodu?
            Przyjemny, domowy zapach przywitał mnie na tyle radośnie, że moje westchnięcie nie miało negatywnego wydźwięku. Zważywszy na to, że wciąż miałam na nogach ledwie zakurzone trampki, w których znacznie wygodniej prowadziło mi się samochód pozwoliłam sobie bez przeszkód wejść w nich w głąb domu. Pokierowałam się do kuchni, skąd słychać było dwa znajome mi męskie głosy. Światła były niemalże wszędzie pozapalane, więc tym bardziej swobodnie się czułam, mimo trudnego okresu.
- Cześć chłopaki. – przywitałam dwójkę, z którą mieszkałam. Z małym hukiem postawiłam pudło na jednym z odsuniętych od stołu krzeseł. Rozprostowałam łokieć, który zaczął odrobinę uwierać od dźwigania. Brunet mruknął w moją stronę ciche „hej”, co było i tak wystarczającą reakcją jak na jego kąśliwy ostatnio nastrój i dalej kontynuował grzebanie w swoim telefonie, swobodnie opierając się o jedną z części blatu kuchennego.
- Mamy zielony groszek? – blondyn zwrócił się do mnie zza otwartych drzwi lodówki. Przyjemne powitanie, prawda?
            Obeszłam wysepkę kuchenną i ustąpił mi miejsca przy w miarę pełnych półkach jedzenia.
- Po co ci groszek? – spytałam, w tym samym czasie wysuwając przezroczystą szufladę i przeglądając plastikowe opakowania pełne kolorowych warzyw.
- Robię kolację. – odparł zupełnie zwyczajnie. Przeważnie jego dania polegały na ugotowaniu gotowych tortellini, odsmażeniu czegoś z wcześniejszego dnia lub zrobieniu zapiekanki. Nurkując dłonią wśród torebek z ziemniakami odwróciłam do niego głowę i uniosłam w zaciekawieniu brew. – Trzeba wykorzystać książkę Jamie’go. – mruknął. Podciągnął rękaw mojej kurtki, który zaczął moczyć się od topniejącego chłodu w lodówce.
- No gdzie on… - mruknęłam, aż w końcu znalazłam. – Masz. Tylko pamiętaj, żeby obciąć końce, bo są twarde. – dałam mu opakowanie. Spojrzał na mnie, jakbym mówiła w zupełnie nieznanym mu języku i ze zdziwieniem obserwował torebkę, którą dostał do ręki. – Coś nie tak?
- Chciałem groszek.
- No i masz groszek, tylko cukrowy. – zaśmiałam się cicho. – Jest tak samo dobry jak ten z puszki, tylko ma więcej zielonego i wygląda trochę jak fasola. Innego nie mamy, chyba że wy robiliście zakupy. – dodałam, po czym zamknęłam czarne drzwiczki. Wzruszył ramionami i rzucił torebkę na blat, zaraz obok małego stosiku innych warzyw, przypraw i tacki z mięsem. Zaimponował mi swoją chęcią do ugotowania czegoś, co nie jest chińszczyzną na zamówienie ani pizzą, naprawdę.
- Jak tam dzisiaj, załatwiłaś coś? – spytał. Zdołałam jedynie westchnąć i oprzeć się plecami o szafki, by w końcu stanąć twarzą w twarz z nim bez ręki w warzywach.
- Najeździłam się po mieście, a prawie nic. Co z tego, że mam nawet tutejszy meldunek i mieszkam już kilka lat, wciąż nie mam certyfikatów ani takich samych zdanych egzaminów, jakie powinnam. Mogę się ubiegać o przyjęcie jako zagraniczny student, czyli być jedną z dziesięciu na cały uniwersytet. Tylko, że wciąż muszę zdać egzaminy potwierdzające moją skończoną szkołę średnią i powinnam zrobić testy poziomujące znajomość języka. Termin jednego był w zeszłym tygodniu. – powiedziałam, niemalże na jednym wydechu. Niall oparł dłonie obok moich bioder na blacie i zbliżył się do mnie, po raz pierwszy tego dnia.
- To co teraz? – wydawał się na zainteresowanego, wręcz zmartwionego tą sytuacją. Z początku nie był zadowolony z mojej chęci dostania się na normalne studia, ale w końcu zrozumiał to i owo, a przynajmniej starał się i próbował wbić ten fakt do swojej pięknej głowy.
- Nie wiem. – mruknęłam. – Odebrałam z poczty paczkę od mamy, miała mi przysłać między innymi stare podręczniki, które mogą mi się przydać. – Zaczęłam zdejmować z siebie zwoje szalika, w którym robiło mi się stanowczo za gorąco.
- Jesteś pewna, że chcesz próbować? – wziął ode mnie bawełniany materiał i poczekał, aż zsunę z siebie ciemną kurtkę.
- Nie wiem, Niall. Naprawdę.. – Zaczęłam. Tak naprawdę wciąż nie byłam zdecydowana ani pewna, że chcę to zrobić. Pewność miałam jedną – gdy jest dołek i nikt nie chce moich zdjęć, zawsze mogę szukać ulgi w uczeniu się i złoszczeniu na egzaminy, które przynajmniej do czegoś mnie zaprowadzą. A może i nie? Może to po prostu sposób na oderwanie się od nieprzyjemnych myśli, gdy Niall jest w trasie, a ja siedzę sama? A może moje ambicje wciąż się nie zmieniły? Albo zaraziłam się nimi od Marty, która otrzymała kolejne stypendium i rozpoczyna dalszą przygodę z nauką, bo sprawia jej to przyjemność?
- Dobra, nie martw się. – Powiedział szybko, by zakończyć temat. Czuł, że robię się znów zdenerwowana i zrezygnowana. Przyciągnął mnie mocno do siebie i pozwolił się przytulić, czego w tamtej chwili najbardziej potrzebowałam. Utonąć w materiałach jego pogniecionej podkoszulki, zapomnieć się w domowym zapachu jego skóry, żelu pod prysznic i męskich perfum. Poczuć ciepło, którego brakowało mi przez cały dzień i zapewniało mi błogość, pozwalało zapomnieć o lękliwych myślach i sytuacjach, ratowało moje dzisiejsze istnienie. Rękami oplotłam jego ciało, wczepiłam się niemalże w skórę pod bawełnianym materiałem okrywającym luźno plecy.  – Szef Niall zaraz zacznie robić nieziemskie jedzenie, poprawi każdy humor. – powiedział lekko, przyjaźnie. Zaśmiałam się cicho na jego próbę rozweselenia mnie, która odrobinę się powiodła.
            Wysunęłam się z jego ramion i dokończyłam zdejmowanie kurtki. Zabrałam mu z ręki ciemny szalik i wcisnęłam go w rękaw, zanim odwróciłam się i zaczęłam wychodzić z kuchni. Usłyszałam za sobą ciche, wielokrotnie powtarzane „hej” i zostałam delikatnie pociągnięta za rękę. Uśmiechnął się do mnie delikatnie i niemalże zmiażdżył swoimi ustami, które nagle przywarły do moich. Żeby nie stracić równowagi, musiałam chwycić go za bicepsy, wyjątkowo napięte z uwagi na mocne chwytanie mnie w talii. Brakowało mi tego uczucia przez cały dzień, przekazywał mi niesamowitą porcję pozytywnej energii, wesołych iskierek, potężnej miłości, która leczyła niektóre rany. Jego usta pewnie przesuwały się po moich wargach, znając ich teksturę już na pamięć. Z mlaskiem odsunął się ode mnie, by po sekundzie raz jeszcze cmoknąć moje zaspokojone już i ogrzane usta. Uśmiechnęłam się do niego, gdy wpatrywał się w moje oczy. Niebieskie tęczówki błyszczały z zadowolenia i trwałabym tak jeszcze kilka dłuższych chwil, gdyby nie głośne, niezadowolone chrząknięcie dochodzące z okolic stołu. Willie spojrzał na nas wymownie i sprawił tym samym, że Niall westchnął cicho i wypuścił mnie ze swoich ramion.
- Herbata? – powiedział głośniej, gdy zbierałam swoje klamoty i krzątałam się z korytarza do sypialni.
- Tak, poproszę. – odpowiedziałam i rzuciłam czarną torbę w kąt gdzieś przy ścianie w sypialni.
            Podeszłam do tej części pokoju, gdzie były same półki i wieszaki z ubraniami. Przeszukałam naszą małą garderobę w kilku miejscach, by dotrzeć do wygodnych spodni dresowych i jakiejś zwyczajnej koszulki. Świeży komplet bielizny wylądował razem z całą resztą na małej kupce, z którą powędrowałam do łazienki.
            Gdy się rozbierałam z kremowego swetra i ciemnych spodni, tylko raz spojrzałam w lustro. Zima zawsze miała zwyczaj dodawać mi kilka kilogramów, nie było więc pięknego letniego ciała, na które lubiłam jeszcze we wrześniu spoglądać. Zamiast tego skóra pobladła, trzęsąca się warstwa na brzuchu nieznacznie się powiększyła, a ja głęboko westchnęłam. Wiedziałam, że kwestią czasu jest moje lepsze samopoczucie – razem z wiosną, wróci większy ruch. Ale tymczasem jedyne o czym marzyłam, to zapomnieć o tym, co mnie trapi i odetchnąć z ulgą pod strugami gorącej wody.

- Mmm, coś dobrze pachnie! – zauważyłam, gdy przekroczyłam próg kuchni. Dokończyłam podwijanie rękawków luźnego podkoszulka i podeszłam do mojego domowego, wyglądającego na świeżo po drzemce chłopaka. Zerknęłam mu przez ramię, gdy przewracał na patelni kilka warzyw. Robił to ostrożnie, ze względu na widoczny brak wprawy. Ale praktyka czyni mistrza, prawda?
- Zobaczymy czy w ogóle będzie jadalne. – Skomentował i zaśmiał się Willie, który próbował jakoś poprawić swój humor podśmiewywaniem się z blondyna. Opierał się barkiem o lodówkę i z zauważalnym, niezadowolonym wzrokiem obserwował jego rękę, która powędrowała na moją talię.
- Najwyżej zamówimy pizzę.  – dodałam, uzyskując oburzony wyraz twarzy Nialla. Zaśmiałam się cicho, po czym szepnęłam: - Zgrywam się. – Cmoknęłam go w policzek i podeszłam do blatu kuchennego po przeciwnej stronie. Prawie nigdy nie był do niczego używany, więc wskoczyłam na niego i usiadłam po turecku, mając idealnie na widoku dwóch najlepszych przyjaciół.
            Wyciągnęłam z kieszeni telefon i przejrzałam kilka wiadomości, podjadając co chwila słodkie, zielone winogrona z ozdobnej miski obok. Willie kontynuował swoją rozmowę z blondynem, który cierpliwie pilnował zawartości grillowej patelni. W powietrzu unosił się przyjemny zapach warzyw na maśle, który od razu pobudzał do życia moje głodne ślinianki. Gdyby można było najeść się samym zapachem jedzenia, już dawno wcinałabym kolejne dokładki.
- Bez przesady, stary. – Wsłuchałam się w głos Nialla, który oderwał wzrok od przyrządzanego jedzenia i zaczął poważną wymianę zdań z brunetem. – Rozumiem, że to może być trudna sytuacja.. – próbował tłumaczyć, ale przerwało mu nieprzyjazne parsknięcie śmiechem.
- Trudna sytuacja, huh? – Willie uśmiechnął się kpiąco i pokręcił głową.
- Próbuję tylko powiedzieć, że siedząc dzień w dzień przed telewizorem i nie przejmując się niczym, nie pomożesz ani sobie, ani Jordan. – dokończył, a ja od razu wiedziałam o co chodzi. Od dłuższego czasu brunet chodził jak struty, nie obchodziło go nic poza jego szanownymi czterema literami od momentu, gdy zerwała z nim dziewczyna.
            Chłopak wydawał się na odpornego na wszelkie komentarze czy rozmowy, również teraz. Znów zerknął w ekran swojego telefonu i zaczął się co chwila do niego uśmiechać, puszczając uwagę blondyna mimo uszu.
- Hej Niall? – spytałam niepewnie, próbując tym samym rozładować jakoś rosnące napięcie w pomieszczeniu. Wystarczająco gorąco było od gotowania, brakowało mi tylko buchającej żarem kłótni dwóch braci.
            Mruknął ciche „hmm” na znak, żebym kontynuowała. Odrobinę odwrócił głowę do mnie, ignorując dziecinne zachowanie Willie’go, który przewrócił oczami i zaczął coś wstukiwać w ekran.
- Muszę w przyszłym tygodniu podjechać do Peckham zrobić dosłownie trzy zdjęcia..
- Peckham? – przerwał mi i od razu odwrócił się w moją stronę. – Nie jedziesz tam sama, mowy nie ma. – Powiedział, po czym walczył z podzielnością uwagi między mną, a skwierczącymi warzywami.
- Dlatego mówię, bo może pojechałbyś ze mną. – wyraźnie westchnął na to, co powiedziałam. Jego sylwetka odrobinę się skurczyła, zaczął drapać się po karku.
- Planowałem kupić bilet do Sydney na sobotę albo jakoś tak.. – zaczął powoli. Zmniejszył gaz pod patelnią i podszedł do mnie, opierając się rękoma na blacie tuż obok moich nóg. Miał niezręczny, strapiony wyraz twarzy.
- Och, no dobra. Okej. – wzruszyłam lekko ramionami dając znak, że zrozumiałam. Wiedziałam, że nadchodził dzień, kiedy znowu poleci na drugi koniec świata, a ja pełna pracy akurat w tym samym czasie nie mogłam mu towarzyszyć. Poza tym, czas z kuzynami powinien być czysto męski, nie?
- Przepraszam, Annie. – cmoknął mnie w czoło i pogładził kciukiem po policzku. Szukał mojego wzroku, by cokolwiek odnaleźć w moich oczach, ale jedynie słabo się uśmiechnęłam i westchnęłam. – Może Willie znajdzie czas? – spytał głośniej nieco, zwracając tym samym uwagę bruneta.
- Na co? – burknął w odpowiedzi, co od razu nie wydało mi się przyjazne.
- Pojechałbyś z Annie do Peckham, żeby nie kręciła się sama po gangsterskich ulicach. – odwrócił do niego głowę, znów podpierając się rękoma o blat. Już chciałam go powstrzymać, nie wtrącać w to złamanego serca, które zaczęło żywić do mnie nienawiść, bo byłam dziewczyną, ale było za późno.
- Jestem zajęty. – odparł szybko. Nawet na nas nie spojrzał, tylko zaczął wychodzić z kuchni. Minęło kilka sekund a jedyne co słyszeliśmy, to trzask drzwi od jego pokoju.
- Nie martw się. – westchnął, oparłszy czoło na moim ramieniu. Zanurzyłam palce w jego włosach i powoli je przeczesywałam, jeszcze bardziej je bałaganiąc. – Poproszę Basila, żeby z tobą pojechał. Ma dolecieć do mnie dopiero w lutym, czy coś takiego.
- W porządku. – cicho powiedziałam, wręcz wyszeptałam. Obdarowałam go lekkim uśmiechem pocieszenia, bo wyraźnie zmarkotniał przez całą sytuację, ze mną jak i z Willie’m. Ponagliłam go, by wrócił do pilnowania kolacji i zajęłam się piciem ciepłej herbaty, którą postawił tuż obok mnie.

            Przeglądałam jedną z grubszych książek do angielskiego, z której nie raz korzystałam jeszcze w liceum. Pełna była pouzupełnianych ołówkiem ćwiczeń z gramatyki i notatek, o których w ogóle bym teraz nie pomyślała.
- Przysięgam, że ponad połowy z tego, czego każą się uczyć nigdy nie wykorzystałam w rozmowie z tobą. – powiedziałam dobitnie, gdy Niall rozkładał na stole dookoła mnie sztućce i kilka talerzy. Zerknął mi przez ramię, przerzucił kilka stron podręcznika i wyraźnie przeszedł po nim dreszcz, gdy wydał z siebie dźwięk pełen obrzydzenia i niezadowolenia z tego, co widzi.
- Co tam jeszcze masz poza angielskim, którego oboje nie umiemy? – zaśmiał się, wracając do części kuchni. Zajrzałam do pudełka, które zestawiłam wcześniej na podłogę i wygrzebałam kilka innych książek, oblanych kiedyś kawą lub podpisanych krzywymi, niechlujnymi literami.
- Historia literatury, trochę geografii.. – wyliczałam ale przestałam w momencie, gdy usłyszałam otwieranie drzwi od jednej z sypialń. Spojrzeliśmy na siebie w nadziei, że może brunet postanowił okazać swoją ludzką stronę, przestać z humorami i faktycznie rozmawiać z nami, a nie docinać.
- Willie, jesz z nami? – Niall krzyknął do korytarza. Zagryzłam niecierpliwie wargę i wypuściłam z siebie sporo powietrza, gdy w odpowiedzi uzyskaliśmy głośne trzaśnięcie drzwiami wejściowymi.
- Chyba naprawdę go denerwuję. – mruknęłam.
- Nie ty, Ann. On po prostu nie umie się pogodzić ze swoją winą. – blondyn odparł i postawił półmisek z mięsem i warzywami na stole. – Jego strata, nie otruje się moim jedzeniem. – zaśmiał się słabo.
- Przestań, dobrze? Wcale nie jest powiedziane, że zepsujesz każde jedzenie.  – mówiłam, widząc jak kręci głową. – No weź, przecież to pachnie zbyt dobrze, żeby było nie smaczne. – uśmiechnęłam się pocieszająco, gdy siadał na krześle po mojej lewej stronie. Otworzył dwa piwa, jedną z butelek postawił przede mną i z uwagą obserwował, jak nakładałam nam na talerze średniej wielkości porcje.
            Nie czekałam na nic, tylko od razu nabrałam na widelec kawałek mięsa razem z odrobiną warzyw. Nie zwracałam uwagi na to, że dopiero co zsunięte zostały z patelni i być może poparzyły moje podniebienie. Miałam w buzi wspaniały smak odrobinę przesmażonego, ale wspaniałego kurczaka. Przyprawy nie były przesadzone, a wymierzone w sam raz. Warzywa nie były twarde, tylko rozpływały się w ustach i tworzyły zgrabną całość razem z mięsem i całym aromatem. Spojrzałam na niego, by samej rozpoznać jego reakcję na osobiste dzieło i czekałam, aż chwilę pożuje i przełknie. Zwrócił się do mnie i w tym samym momencie uśmiechnęliśmy się i pokiwaliśmy żywo głowami z aprobatą.
- Od dzisiaj ty możesz gotować. – powiedziałam między kolejnymi kęsami. – Niall, to jest pyszne!
- Muszę przyznać, niezłe jest. – uniósł brwi i popił dwoma łykami złocistego napoju. – Ale to nie znaczy, że zaraz codziennie będę gotował, spokojnie!
- Zobaczysz, jeszcze będziemy się spierać o wolne miejsce w kuchni. – uśmiechnęłam się do niego ciepło i z dumą wcinałam kolejne kawałki kolacji, której na długo nie zapomnę.


            Uwielbiałam domową atmosferę, która ze względu na pracowity tryb życia rzadko miała u nas miejsce. Był już późny wieczór, na dworze było ciemno jak w nocy, więc część świateł w pomieszczeniach była już pozapalana. Drobne szmery z kuchni i korytarza wskazywały, że Niall kończył wieczorne porządki i powoli kierował się do mnie, do sypialni. Ciche pstryknięcia gaszonych lampek ledowych w salonie i powolne drgania strun jednego z solowych artystów sprawiały, że mój sen nie zapowiadał się na zakłócony niczym nieprzyjemnym. Znajome stąpanie stóp rozpościerało się wzdłuż paneli korytarza, którym szedł.
            Przetarłam zmęczone oczy i przeciągle ziewnęłam, odrywając dłonie od myszki laptopa. Przeciągnęłam się bardzo leniwie i uśmiechnęłam się słabo, gdy w końcu wszedł do sypialni. Delikatnie przymknął drewniane drzwi i głęboko westchnął, wyczerpany późną porą. Opadł na swoją stronę łóżka, tuż obok mnie. Wsunęłam odruchowo rękę w jego miękkie włosy, których tekstura zawsze mnie uspokajała. Siedziałam po turecku obserwując go uważnie do momentu, aż cicho się odezwał.
- Zrób mi masaż. – był to raczej pomruk, wymagający jakiegokolwiek zaspokojenia. Zaśmiałam się cicho i uniosłam brew tak samo, jak on miał to w zwyczaju.
- Masaż? Czego? – równie niskim tonem spytałam, nie chcąc zburzyć przyjemnej, wieczornej aury. Odwrócił do mnie swoją twarz i chwile się zastanawiał, patrząc na mnie wnikliwie.
- Pleców. Całe popołudnie stałem przy kuchence.  – odparł i uzyskał tym samym mój pobłażliwy uśmiech.
- Połóż się na brzuchu. – poprosiłam. Zamknęłam i zestawiłam laptop na podłogę tuż obok. Cierpliwie poczekałam, aż wygodnie się ułoży i zdejmie swoją szarą koszulkę. Przytulił do swojej twarzy płaską poduszkę, żeby zanadto nie zginać kręgosłupa. Zastanawiałam się, w jakiej pozycji będzie mi najwygodniej, więc po prostu uznałam za najlepsze siedzenie jego pośladki.
- Nie, zdejmij spodnie. – zatrzymał się, gdy już opierałam się dłońmi o jego plecy. Uśmiechnęłam się na tę prośbę, bo była dość częsta. Niejednokrotnie powtarzał mi, że lubił moje nagie nogi, poza tym zawsze jego ręka wędrowała na moją odkrytą skórę w zapewnieniu komfortu ciepłego ciała tuż obok.
            Zsunęłam z siebie szare dresy i poprawiłam granatowe figi, które dość ciasno opinały się pod moimi biodrami. Rzuciłam gruby materiał gdzieś w kąt pokoju, gdzie królowała i jego koszulka. Usiadłam na nim okrakiem i pacnęłam go w bok, gdy udawał przerażonego moim ciężarem.
- Gdzie boli? – spytałam, przesuwając powoli dłońmi po jego ciepłej skórze.
- Nie wiem, wszędzie. – wymruczał. Westchnęłam i zastanowiłam się chwilę. Nigdy nie byłam specjalistką od robienia masaży, ale jakoś te ręce umiałam wykorzystywać.
- Gdybym miała jakiś neutralnie pachnący krem, to byłoby mi łatwiej. – powiedziałam powoli, uciskając powoli w poszczególnych miejscach między jego kręgami.
- To użyj jakiegoś swojego, pozwalam ci. – wtrącił, a ja zaśmiałam się. Uśmiechnął się na ten dźwięk i skręcił głowę w dół tak, by kątem oka spojrzeć na mnie. – No co?
- Jesteś pewien, że chcesz pachnieć jak damskie perfumy? – zachichotałam, zniżając twarz do jego ucha i całując go kilka razy. Jęknął w odpowiedzi zażenowany i wbił mocniej głowę w poduszkę.
- Niech stracę, dla dobra moich pleców. – uśmiechnęłam się triumfalnie i przesunęłam się na kolanach do szafki nocnej, w której zwykłam trzymać okrągłe opakowanie balsamu do ciała. – Pokaż mi to, chcę wiedzieć jak bardzo słodki będę. – wyciągnął do mnie rękę, ale podstawiłam mu pudełko pod nos. – Daje radę, będę pachniał jak ty. – dodał, więc uzyskawszy pozwolenie nabrałam sporą ilość na ręce i rozmasowałam na dłoniach, zanim cokolwiek z nim robiłam.
- Przepraszam, będzie zimne.. – mruknęłam i dla dodania otuchy ucałowałam ciepło miejsce między jego łopatkami.
            Przesuwałam mocno palcami wzdłuż boków, kręgów, większości uwydatniających się powoli mięśni. Starałam się jakoś urozmaicać mój prowizoryczny masaż przez delikatne drapanie, uderzanie albo uciskanie. Co chwila zdarzało mu się jęknąć z przyjemności, z czego byłam zadowolona. Moje ręce wędrowały po jego jasnej, pełnej pieprzyków skórze. Obserwowałam jak napinał niektóre mięśnie, a najbardziej te zaraz pod karkiem. Przesunęłam więc się tam, wyciągając tym samym swój kręgosłup i słysząc, jak delikatnie strzela od nietypowej pozycji.
- Komuś potrzebny masaż. – zaśmiał się. Wyciągnęłam grzbiet jak kot i chwyciłam mocno mięśnie koło jego ramion, by zrównoważyć jego napięcie w całych plecach.
- Nie pogardzę. – szepnęłam w odpowiedzi. Nie było dla mnie niczym nowym, gdy wyciągnął jedną ze swoich rąk spod poduszki i przesunął ją wzdłuż swojego tułowia, aż dłoń objęła fragment mojego nagiego uda. Uśmiechnęłam się do siebie, gdy zaczął mimowolnie kreślić na nim różne kształty z pomocą swojego kciuka. Było to tak bardzo intymne, domowe i właściwe uczucie, że nie wymieniłabym tej chwili na nic innego. Nie martwiliśmy się niczym, tylko cieszyliśmy wzajemną obecnością i dotykiem, który mimo braku oczywistego podtekstu był przyjemnością, ulgą dla zmysłów i chwilą wytchnienia.
            Balsam zdążył wchłonąć się w skórę jego jak i moją, gdy tak siedziałam w transie i kręciłam dłońmi różne kształty na jego ciepłych plecach. Obniżyłam swój tułów tak, by ustami ledwie muskać jego wrażliwe ciało. Chwilę tak sunęłam wargami po pachnącej słodko skórze, by w końcu złożyć na niej kilka przyjemnych, tak myślę, pocałunków.
- Jesteś moją boginią. – wymruczał. Uśmiechnęłam się słabo i zsunęłam z jego pośladków, gdy powoli unosił swój tors, by zmienić pozycję. Wylądowałam na plecach z podkulonymi nogami i patrzyłam, jak podpiera się na łokciach i spogląda na mnie. Miał błogi, zadowolony wyraz twarzy. Włosy rozczochrane, bo nie mogłam powstrzymać się od błądzenia w nich palcami raz po raz. Wyglądał na śpiącego, ale szczęśliwego. Uśmiechnął się do mnie jednym kącikiem ust, a oczy błyszczały się od niewielkiej poświaty małych lampek po obu stronach łóżka. Był piękny.
- Zadowolony? – zapytałam przekornie. Szarmancki uśmiech towarzyszył mu, gdy podciągnął się na rękach i kolanach i przesunął tuż nade mnie, rozwarłszy moje nogi. Położył się między nimi i zbliżył swoją twarz do mojej tak, by dzieliły nas milimetry. Łokciami opierał się obok mojej głowy i z przyjemnością obserwował mój błogostan.
- Bardzo. – wychrypiał. Ucałował mnie delikatnie, pozwalając zasmakować jego ciepłych warg. Uwielbiałam uczucie rozchodzących się iskierek po całym moim ciele, gdy z taką dokładnością traktował którąkolwiek z części mnie. Dlatego przymknęłam oczy i lekko się uśmiechałam, gdy obdarowywał mnie motylimi pocałunkami na twarzy i szyi.
            Podniósł się na kolana i chwycił za końce mojej dużej koszulki. Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem zastanawiając się, co może mieć w planach.
- Ładnie to tak rozbierać swoją dziewczynę? – uniosłam lewą brew. Nauczyłam się tego od niego, w końcu.
- Chcę cię wycałować. – kąciki ust powędrowały do góry, tak samo jak i mój t-shirt. Odrobinę podniosłam swój tułów, by ułatwić mu zadanie i pozwoliłam sobie leżeć w samej bieliźnie, nawet nie od kompletu, po prostu. Zwyczajnie.
            Przykrył mnie znów swoim ciałem i wrócił do swojej poprzedniej pozycji. Sunął ustami po moich ledwie widocznych obojczykach, ramionach. Całował dosłownie wszędzie, gdzie mógł. Przekomarzał się ze mną, gdy trafiał na miejsce pełne łaskotek. Śmiał się z moich niekontrolowanych ruchów i całował dalej, obdarowując swoją miłością moją skórę.
            Wprowadził nas obojga w trans, z którego trudno było się wyplątać. Upojeni wspólnym zapachem, wargami i czułymi słowami odpływaliśmy w marzenia senne. Jego głowa wylądowała na moich piersiach, nogi ciasno obejmowały jego talię i nie wypuszczały go z objęć. Kochałam i byłam kochana. O więcej prosić nie mogłam.


            Kolejnego ranka przywitana zostałam następną porcją pocałunków. Zadbał o to, bym obudziła się w tak samo pięknym nastroju, jaki towarzyszył mi kilka godzin wcześniej.
            Przytulona do jego boku obserwowałam, jak wstaje za oknem dzień. Słabe światło odbijało się do jego na wpół odkrytego torsu, który pokryty był przez coraz większą ilość włosów na klatce piersiowej. Wolną od obejmowania mnie ręką sięgnął po telefon i zmusił nas obojga do przymrużenia oczu, ze względu na potężną jasność ekranu. Oparł go sobie na brzuchu, więc swobodnie mogłam zerknąć na to, co robił.
- Willie w nocy do mnie pisał.. – wychrypiał porannym głosem, który uwielbiałam. Poczekałam aż otworzy zawartość wiadomości i czytałam razem z nim, nie słysząc ani słowa protestu. – Topił smutki w klubie i widział w nim Jordan. Ciekawe, jak to się skończyło. – dodał, a ja westchnęłam.
- Zobaczymy. – szepnęłam, nie do końca pewna swojego dziennego głosu. – Oby dobrze.
            Leżeliśmy tak przez kilka minut, co chwila śmiejąc się z zawartości jego telefonu. W końcu lenistwo musiałam zostawić pod kołdrą, bo nasze brzuchy zbyt głośno domagały się porcji śniadania.
- Kawa czy herbata? – spytałam, gdy powoli wygramoliłam się spod ciepłego przykrycia. Przeciągle ziewnęłam i spojrzałam na niego, gdy zadowolony patrzył na moje prawie nagie ciało.
- Ty. – mruknął, co wywołało mój gromki śmiech. Brzmiał jak bohater komedii romantycznej, tyle że naprawdę taki był. Schyliłam się do niego i cmoknęłam w usta, zanim zdążył mnie złapać i przyciągnąć do siebie. Obojętnie jak bardzo pragnęłam jego bliskości, nie mógł głodować.
            O dziwo wstał razem ze mną. Wyciągnął się i po raz pierwszy od kilku dni nie nasłuchaliśmy się rzędu strzyknięć spomiędzy jego kręgów. Wyszczerzyłam się do niego dumna.
- Moje ręce działają cuda! – zaśmiał się i przytaknął, co było dla mnie wystarczającą radością.
            Oboje odbyliśmy wycieczkę do łazienki, w której nie obyło się bez przepychanie przy umywalce i chlapania wodą niczym dzieci. Co mogłam na to jednak poradzić, gdy oboje momentami nimi byliśmy, poza tym każda radosna chwila była miodem dla moich myśli o jego nadchodzącym wyjeździe.
            Ubrana w pierwsze z brzegu ubrania, czyli nic więcej jak dresowe szorty i jego szarą bluzę ubierałam drugą, ciepłą skarpetę i walczyłam z równowagą. W ostatniej chwili złapał mnie w biodrach i nie pozwolił, bym upadła ale jednocześnie przytulił się do mnie od tyłu i zaczął atakować pocałunkami szyję.
- Yer legs are so fuckin sexy.. – wymruczał, a ja zaśmiałam się z jego powtarzającego się wiecznie komplementu. Pozwoliłam mu na jeszcze chwilę czułości i próbowałam uwolnić się z jego uścisku, ale nieskutecznie. Wsunął tylko dłonie pod gruby materiał bluzy i wędrował nimi po moim brzuchu. Z taką przylepą zaczęłam wymaszerowywać z pokoju. Tempa nie mieliśmy zabójczo szybkiego, za to od razu jego palce powędrowały dużo niżej, za gumkę od spodenek.
- Niall! – skarciłam go i próbowałam wyjąć jego dłoń, ale bezskutecznie. Zaczęłam się tylko śmiać z jego uporu.
- No weź, kocham cię! – wychrypiał między kolejnymi buziakami w szyję i żuchwę.
- Och, czyżby? – zachichotałam i dałam się ponieść chwili. Pozwoliłam, by z każdym naszym krokiem coraz pewniej wsuwał dłoń tam, gdzie powoli robiło się coraz goręcej.
            Takim nieporadnym, całuśnym krokiem dostaliśmy się do salonu, z którego kątem oka zauważyłam coś nietypowego. O tyle, że nie widziałam tego wczoraj wieczorem.
- A to nie są moje buty.. – wysapałam, gdy we właściwym miejscu poruszał palcami. Oderwał się na moment, by zerknąć na parę czarnych obcasów, na które zwróciłam uwagę. Leżały rozrzucone między korytarzem a wejściem do domu, co mogło wskazywać na tylko jedną rzecz. – Może będziemy mieli spokój na pół dnia. – mruknęłam. Spodobał mu się pomysł, bo zaczął przygryzać i ssać moją skórę zaraz pod uchem, pewniej pracując dłonią i popychając mnie wręcz do kuchni.
            Chciało mi się śmiać z naszej dziecinnej – a w zasadzie może nie – zabawy. Z uśmiechem i przymkniętymi oczami powędrowaliśmy do kuchni, sapiąc z zadowolenia. Nie codziennie zdarzało się, by poranek był aż tak udany, nie zakłócony przez wczesne wstawanie, obowiązki ani zły humor. Powoli docieraliśmy do oświetlonego dużym oknem pomieszczenia, a moja ręka powędrowała do tyłu, na jego kark. Chociaż zwykłym gestem musiałam odwdzięczyć się za szaleństwa, które wyprawiał.
            Przestał poruszać dłonią a ja urwałam oddech, gdy usłyszeliśmy trzaśnięcie szafką. Momentalnie otworzyłam szeroko oczy i ocknęłam się z pięknego świata, gdy przed oczami zastałam nieznaną mi twarz. Modliłam się, że może się pomyliłam. Niestety brunetka, która zerkała do poszczególnych szafek ani trochę nie przypominała byłej dziewczyny naszego współlokatora.
            Miała na sobie krzywo ubraną, skąpą sukienkę. Włosy miała w ogromnym bałaganie, a makijaż jak przystało na imprezowiczkę, tylko dzień później. Niall wysunął dłoń spomiędzy moich nóg i przesunął ją w bezpieczniejsze miejsce – na brzuch. Podniósł głowę z mojego ramienia i czułam, jak jego ciało niepewnie się napięło. Wciąż mnie nie wypuszczał ze swoich objęć, jednak był dość czujny.
- Uhmm.. Może jakoś pomóc? – spytałam dość ryzykownym głosem. Nie miałam pojęcia jak się zachować. Pewna byłam jedynie tego, że blondyn zaczął chować głowę za mną. Oboje zdaliśmy sobie sprawę, że Willie nie popisał się dotrzymywaniem obietnic.
            Brunetka odwróciła się na mój głos i odrobinę wyszczerzyła oczy. Spojrzała to na mnie, to na chowane za mną, dość nieskutecznie ciało. Od pasa w górę nagie, dodam nieskromnie.
- Przepraszam, szukałam tylko jakiejś aspiryny.. – zaczęła. Ramiona Nialla mocniej zacisnęły się na mojej talii, a ja przełknęłam ślinę i odchrząknęłam jak najdelikatniej. – Chłopak, z którym przyszłam nie powiedział, że nie mieszka sam. – dodała, a ledwie słyszalne warknięcie na moim karku spowodowało, że mogłam zapomnieć o upojnym poranku.
- Masz na myśli Willie’go? – spytałam dla pewności.
- Tak, właśnie jego. Chyba, że przespałam się z tym za tobą.. Ale nie wiem, bo się chowa. –  Auć. Jej pokłady pewności siebie i kokieterii nie za bardzo mi się podobały, ale chyba nie za bardzo mogłam to w żaden sposób skomentować.
- Ahh, chrzanić to. – przeklął i raptownie odsunął się ode mnie. Zostawił na moim policzku długiego, mokrego całusa i zanim zdążył wycofać się z kuchni, przerwała mu nieznajoma.
- Moment, czy ty jesteś Niall? Niall Horan? – spytała podekscytowana a ja, przysięgam, plasnęłam się dłonią w czoło.
- Ta… Niall Fucking Horan. – przeklął i wyszedł z kuchni, zostawiając mnie z zagryzioną wargą i nerwami ledwie na wodzy. Więcej miałam obaw, niż złości. – Willie! – krzyknął na cały dom, aż zadrżałam.
            Westchnęłam smutno i spojrzałam znów na brunetkę, która miała na twarzy dość mieszane uczucia.
- Gdybym wiedziała, że wkurzę gwiazdę chociaż poprawiłabym makijaż. – zaśmiała się, a moja chwilowa chęć pomocy jej i nakierowania na aspirynę od razu zniknęła. Warknęłam dość wyraźnie i również zostawiłam ją w kuchni by ujrzeć coś, czego nigdy nie chciałam.
- Posrało cię?! Przecież umawialiśmy się, obiecałeś mi.. żadnych lasek na jedną noc w moim domu! Czy ty nie masz już za grosz mózgu w tej głowie?! – krzyczał na przecierającego oczy, ledwie ubranego chłopaka.
- Czy możesz przestać… - próbował się wciąć, ale nieskutecznie.
- Krzyczeć?! Nie mogę, kurwa! – był na twarzy czerwony. – Wiesz, jak bardzo zależy mi na prywatności, a nie przypadkowych dziuniach kręcących się po moim domu! Wiesz ile pracy kosztuje mnie pozbycie się jakiejkolwiek plotki?! – żywo gestykulował, a tamten tylko łapał się z bólu za głowę.  Zrobiłam więc jedyną rzecz, którą uważałam za rozsądną i wróciłam do kuchni. Siliłam się na słaby, pocieszający uśmiech i zwróciłam się do zdezorientowanej dziewczyny.
- Słuchaj.. Najlepiej chyba będzie, jeśli już sobie pójdziesz. – podrapałam się po przedramieniu, niepewna jej reakcji. – I byłoby miło, gdybyś raczej nie chwaliła się tym, gdzie spędziłaś noc. – spojrzałam na nią. Bardzo, ale to bardzo niechętnie pokiwała głową i wyminęła mnie w przejściu.
            Podążyłam za nią, by znowu ujrzeć pełnego furii blondyna. Wiedziałam, że zawiódł się na swoim przyjacielu. Każde najmniejsze słowo wypuszczone do opinii publicznej mogło zburzyć to, co tak długo budował: życie prywatne.
- Pozbieraj się do kupy, a nie nas wszystkich denerwuj!
- Przepraszam, że nie jestem w szczęśliwej miłości i nie miziam się ze swoją dziewczyną w każdej możliwej chwili. – odburknął brunet, a mnie w środku coś zabolało. Musiałam jednak szybko zainterweniować, bo gdyby nie moje szarpnięcie ramieniem blondyna, pięść wylądowałaby na nosie jego najlepszego przyjaciela.
- Niall, przestań. – poluźniłam mój uścisk na jego bicepsie.
- Jak mam przestać, kiedy ten kutas, znany jako mój brat robi mi największe świństwo? – uniósł się. Nic nie odpowiedziałam, tylko stanęłam kawałek dalej. – To tylko i wyłącznie twoja wina, że Jordan z tobą zerwała i dobrze o tym wiesz. Tylko nie wyżywaj się na mnie i na mojej dziewczynie, bo zaczniesz szukać nowego domu. – dokończył do Willie’go.
            Jedyne co słyszałam, to kolejno trzaśnięcia drzwi wejściowych i od sypialni. Stałam osłupiała po tym, co chwilę temu miało miejsce. Wiedziałam od razu, że przez kolejne tygodnie sam na sam z brunetem, gdy Niall będzie w Australii, nie będą należały do przyjemnych.
           
           
           

______________________________

Jeśli nie wiecie, opublikowałam po angielsku pojedynczego shota, znajdziecie go na moim tumblrze mannien.tumblr.com/writing

:)


Love xx