Manny

niedziela, 23 listopada 2014

#28

Dobry wieczór ;)


Mam nadzieję, że u Was wszystko przynajmniej w porządku.

Nie jest łatwo oddać się w pełni wyobraźni wtedy, gdy na głowie cała masa spraw życia codziennego. Jestem wrażliwą osobą, więc gdy tak wszystko na mnie na raz spadnie nie jest łatwo.

Mam nadzieję, że ten naprawdę króciutki fragment Wam się spodoba, bo dla mnie ma ogromne znaczenie. Mówiąc szczerze, to pomógł mi zasnąć wczoraj późnym wieczorem. Czytałam go w kółko, wciąż i wciąż aż wiedziałam, że spokojnie już zasnę.

Miłego czytania!










            Obudziłam się z głębokiego snu w momencie, gdy poczułam przed sobą cichy szelest. Świadomość moich zmysłów wróciła i przypomniałam sobie, że najprawdopodobniej zasnęłam przed włączonym telewizorem. Zwinięta byłam niemalże w kulkę, przykryta szczelnie ciepłym kocem i przytulona do poduszki na kanapie. Odrobinę musiałam się wyciągnąć, by pobudzić od nowa mięśnie do współpracy, jednak od zbyt gwałtownych ruchów powstrzymał mnie cichy, kojący głos:
- Shhhh... – delikatnie uchyliłam mocno już sklejone snem oczy i ujrzałam wysoką postać. Schylił się do mnie, przyłożył swoją ciepłą dłoń do mojego policzka i zgarnął niesforne włosy tam, gdzie ich miejsce. Dotarło do mnie, że faktycznie stoi obok mnie – musiał być środek nocy, jeszcze kilka godzin wcześniej oglądałam na żywo jego występ w niemieckiej telewizji. Poświata idąca od telewizora dała mi do zrozumienia, że miał na sobie wciąż kruczoczarne spodnie i jasną parkę, której to szelest zapewne obudził mnie z niespodziewanego snu.
- Niall.. – mruknęłam, nawet nie wiedząc w jakim kontekście chciałam użyć jego imienia. Po prostu pasowało mi w naszej małej przestrzeni, było dopełnieniem przyjemności, jaką sprawiła mi jego obecność. Uśmiechnął się do mnie ciepło, co całkowicie mnie uszczęśliwiło. Było to lekkie uniesienie kącików ust ale z tak potężnym błyskiem w oczach, że nie uwierzyłabym w nic innego jak właśnie w ten uśmiech. Był prawdziwy, płynący prosto z serca i adekwatny do uczuć, które pragnęłam w tamtej chwili odczuwać.
- Zabieram cię do łóżka. – Szepnął, nie chcąc zaburzyć cichej aury panującej dookoła. Nie zrzucił ze mnie koca, tylko wsunął ręce pewnie pod moje ciało. Wymacał odpowiednie miejsce na plecach i pod udami i podniósł mnie powoli, z dbałością o to by nic mi się nie stało. Znalazłam się w jego ramionach, przytulana ciasno do jego piersi. Głowę opierałam pod jego ramieniem, więc zanim w którąkolwiek ze stron się obrócił, zdążył czule pocałować moje czoło. Znów przymknęłam oczy, bo nie byłam w stanie aż tak walczyć ze wszechogarniającym mnie snem. Byłam zmęczona, poprzedni tydzień nie dał mi zbyt wiele swobody a fakt, że jego harmonogram robił się coraz bardziej napięty nie pomagał ani trochę.
            Pachniał świeżym powietrzem, odrobinę swoimi perfumami i zwyczajnym, domowym zapachem. Musiało to być spowodowane kurtką, którą miał na sobie – przez dłuższy czas wisiała nie tknięta w szafie, bo brakowało właściwej na nią pogody. Przełknęłam leniwie ślinę i pozwoliłam sobie najwyraźniej na chwilowe odpłynięcie, bo gdy znów uchyliłam powieki przekraczaliśmy już próg sypialni. Delikatnie położył mnie na łóżku a ja nie byłam w stanie puścić jego ramienia. Idealnie wpasowało się w moje dłonie i było tą częścią niego, którą miałam jeszcze przy sobie.
- Annie, puść. Zaraz do ciebie wrócę. – zapewnił, co nie do końca mnie uspokoiło. Być może wierzyłam jego pięknym słowom, jednak moje ciało samo potrzebowało jego bliskości i obecności. W końcu pozwolił moim rękom na opadnięcie, skutkiem czego było jego niskie pochylanie się nad moją ledwo żywą osobą. Jego drobny pocałunek w usta pochłoną mnie całkowicie i z racji dryfowania jeszcze w półśnie dałabym sobie rękę uciąć, że widziałam dookoła jego twarzy złote fajerwerki.
            Oparł się kolanem o łóżko, by mieć lepszy dostęp do kołdry z drugiej jego strony i przeciągnął ją na mnie, nie zważając na ogromny koc, którym po południu się przykryłam.
- Która godzina? – Zapytałam zdaje się pustą przestrzeń. Jego ciche westchnięcie mogło oznaczać, że nie chciał odpowiadać na to pytanie. Przysunął swoją twarz do mojej i raz jeszcze objął policzek. Otulił mnie jego ciepły oddech bardzo dokładnie. Oblizał usta i ucałował mój policzek kilka razy, bardzo delikatnie.
- Koło drugiej. Śpij, jesteś zmęczona kochanie. – szepnął i pogłaskał mnie jeszcze raz. Z moich ust wydostał się cichy pomruk, Było mi dobrze z jego bliskością, wpasowywała się w moje zmęczenie i potrzebę dotyku ciepła.
- Ty też.. – udało mi się wypowiedzieć, gdy powoli odsuwał się ode mnie i poprawiał kołdrę na moim obezwładnionym przez sen ciele.
- Obiecuję, zaraz przyjdę.  – ostatnie dotknięcie naszych dłoni i jedyne co pamiętałam przez kolejną chwilę, to ciężkie powieki i jego ciche kroki w głąb domu.
            Balansowałam między snem a jawą, nie potrafiłam znaleźć złotego środka i podświadomość płatała mi wciąż figle. Nie kojarzyłam ile minut mija, nie orientowałam się co dookoła mnie się dzieje. Ocknęłam się z transu zmęczenia w momencie, gdy łóżko ugięło się po mojej lewej stronie. Wbrew bolącym powiekom uchyliłam je, by ujrzeć jego układający się wygodnie nagi tors. Czułam bijące od niego ciepło, toteż używając całej swojej siły próbowałam odwrócić się całkowicie w jego stronę. nie było to łatwe, zapewne nieświadomie stęknęłam kilka razy i wyglądałam jak jedna wielka rozpacz. Gdy już się przykrył ciepłą kołdrą, pomógł mi się do niego przysunąć. Ogarnął mnie błogostan, gdy byłam tak blisko jego ciała. Pachniał sobą, domem, moją miłością. Wtuliłam twarz w jego skórę i mimo potężnego zmęczenia wzięłam kilka naprawdę głębokich oddechów by mieć pewność, że będę dobrze spać.
- Kocham cię. – Zdołałam wymamrotać. Jako odpowiedź otrzymałam jego dłoń wsuwającą się na moje plecy i przyciągającą mnie bliżej ciepłej klatki piersiowej. Splątał nasze nogi i ułożył głowę tak, by jego usta lądowały wciąż i wciąż gdzieś na mojej głowie lub twarzy. Kiedy co chwila uchylałam ciężkie powieki miałam przed sobą jego mleczną, muśniętą odrobinę słońcem skórę pokrytą licznymi pieprzykami. Na jego szyję wkradał się kilkudniowy zarost, co wcale mi nie przeszkadzało. Przyzwyczajona byłam do naturalnych elementów naszego życia, nie idealizowałam go pod względem wyglądu i nie wymagałam, by w określony sposób się prezentował. Jedyne czego pragnęłam, to było bycie moim, jedynym i prawdziwym.
- Ja ciebie też, Annie. – Powoli już wkradała się do jego głosu chrypa. Nie było sensu, by próbował odchrząknąć – był prawdopodobnie równie wyczerpany co ja, o ile nie bardziej, więc gardło wcale by go nie posłuchało.
- O której musisz jutro wyjść? – zdołałam zapytać zdawszy sobie sprawę, że faktycznie jest środek nocy, a kolejny dzień nie miał być ani trochę luźniejszy jeśli chodzi o jego powinności. Nie byłam z nich tym razem zadowolona, od kilku dni nie radziłam sobie ze stresem, jaki pojawił się w mojej sytuacji rodzinnej i brak Nialla u boku niekoniecznie działał na korzyść.
- Skup się na tym, że jesteśmy razem teraz, dobrze? – spytał. Delikatnie kręcił kółka dłonią na moich plecach w kojącym geście i mimo wszystko nie dawał swojemu oddechowi przyspieszyć, uspokajał mnie.
- Ale..
- Nie, Annie. Nie powiem ci. Obudzę cię tylko na porannego buziaka i pójdziesz dalej spać, mała. Będę w domu na lunch. – powiedział pewnie. Zatkał mi tym buzię, nie miałam siły spierać się czy wysuwać kolejnych wniosków lub żalów. – Należy ci się spokojny sen.
            Przytuliłam się do niego jeszcze mocniej. chłonęłam jego zapach jak świeże powietrze, czułam się cudownie i ciepło. Zmęczenie było coraz mniej uciążliwe bo miałam obok siebie ramiona, które wyciągnięte były  w moją stronę na pomoc. Mocno ucałował czubek mojej głowy i pozwolił, bym ze spokojem w myślach mogła odpłynąć w błogi sen, nie zniszczony niczym. Zaplątany w nasze ciała, przytulony do poduszek i przesiąknięty zapachem domu. Najpiękniejszy sen. 






poniedziałek, 10 listopada 2014

#27

Tak, to ja!

Minęło stanowczo za dużo czasu od poprzedniego rozdziału. Mam na swoje usprawiedliwienie wiele rzeczy, ale mówiąc w skrócie: matura, nie jest łatwo, dom, za dużo wszystkiego.

Bardzo się ucieszyłam, że są wśród Was osoby, które mimo wszystko wciąż wpadają na aska i rozmawiają ze mną i z bohaterami :)

Dziękuję, że jesteście. Nie wiem co bym zrobiła, gdybym Was wszystkich straciła.

Nic nie sprawdzałam, świeżo spod moich rąk, więc nie bijcie za błędy.


x


*Dzisiaj nie mam weny na muzykę, na okrągło słuchałam "When Do The Broken Hearts Go"!*



            Łóżko pode mną się ugięło, gdy usiadłam na nim. Wpatrywałam się w otwartą szafę nie mogąc się zdecydować co założyć na czarny stanik, który póki co jako jedyny okrywał moją górną część ciała. Wcześniej już wcisnęłam się w czarne rajstopy i dopasowaną czarną spódniczkę, która nieznacznie podwinęła mi się w momencie, gdy siadałam po turecku. Przeszukiwałam oczyma każdą z półek, która do mnie należała. Na wieszakach wisiało kilka eleganckich bluzek, które mogłam ubrać – nie zrobiłam tego. Potrzebowałam czegoś, co wyraziłoby mój stosunek do niektórych ludzi, z którymi miałam się niedługo skonfrontować. Mówią, żeby ubierać się dla siebie, nie dla innych. Ale czasami nie zaszkodzi, prawda?
- Mogę tak iść? – Niall pojawił się w drzwiach. Poprawiał kołnierz rozpiętej dżinsowej koszuli, którą kilka dni wcześniej upatrzyłam dla niego w sklepie. Chwile temu już widziałam jak ubierał swoje czarne, podarte na kolanach jeansy. Z kieszeni wystawały mu białe skarpetki, włosy miał jeszcze wilgotne po prysznicu i niedokładnie ułożone. Uniósł brew gdy spojrzał, że wciąż siedzę nieruchomo, powoli robi mi się gęsia skóra na brzuchu i ramionach od chłodnego powietrza wlatującego przez otwarte okno.
- Tak, jesteś piękny. – powiedziałam szczerze i wyciągnęłam do niego ręce, by podszedł. Zapiął kilka guzików koszuli i schylił się tak, jak mu podyktowały moje ramiona. Uśmiechnęłam się czując zapach znajomych perfum, którymi zdążył się popsikać. Przeczesałam palcami jego włosy, co nieco poprawiłam w jego nastroszonej fryzurze nie tak doskonałej bez ton lakieru i żelu. Na koniec cmoknęłam jego usta i cicho westchnęłam, spoglądając znów na szafę.
- You’re not going like this, are you? – spytał, zahaczając palcem o czarne ramiączko stanika, który miałam na sobie.
- Nie wiem co mam ubrać. – skrzywiłam się.
- We wszystkim wyglądasz dobrze, Ann. – odparł bez chwili zawahania. Oparł się ramieniem o lustrzane drzwi szafy i spoglądał na mnie z rozbawieniem.
- Dzięki, ale nie pomogłeś. – przepraszająco uśmiechnęłam się do niego. Wiedziałam, że potrzebuję czegoś co doda mi pewności siebie. Będzie krzyczało, prosiło o chwilę uwagi. Powoli podniosłam się z łóżka i z pewną myślą w głowie zaczęłam wnikliwiej przeglądać półkę z t-shirtami. Jeden z nich, biały, z dość rzucającym się w oczy napisem wylądował na moim ciele. Rękawy podwinęłam i z uwagi na porę roku, ubrałam jeszcze czarną, elegancką baseballówkę.
- Czuję, że będzie ostro. – zaśmiał się. Przewróciłam oczami i westchnęłam. Miałam nadzieję, że będę miała faktycznie komu przekazać „Take notes, Bitch”.

            Denerwowałam się. Wiedziałam, że w którymś momencie uroczystości zostanę poproszona na środek. Miałam doskonałą świadomość tego, o czym i w jaki sposób powinnam mówić. W końcu brałam udział w projekcie, są w nim moje zdjęcia – to o nich będę mówić z dumą i zadowoleniem. Dodatkowy stres panował nade mną na myśl o nieskończonym osobistym projekcie, który we fragmencie musi być zaprezentowany. Mój pierwszy, faktyczny fotograficzny cud, pielęgnowany non stop, poprawiany i szlifowany. Miał być dowodem na to, że skończony będzie jeszcze lepszy. Tyle, że do końca jeszcze trochę potrzebuję czasu, trochę się musi w moim życiu jeszcze wydarzyć.
            Nim się obejrzałam podawał mi rękę, by pomóc wysiąść z czarnego wozu. Kilkanaście osób kręciło się przy wejściu, zapewne organizatorzy jak i goście. Poprawiłam srebrny łańcuszek torebki i delikatnie wsunęłam swoją dłoń w jego większą, o wiele cieplejszą. Ścisnął ją znacząco i dał mi tym samym do zrozumienia, że mam go prowadzić do środka.
            Galeria sztuki, do której weszliśmy chyba nigdy jeszcze nie była tak zatłoczona. Jasne ściany wręcz buchały światłem od ilości oświetlenia, porozwieszane wszędzie zdjęcia były dokładnie opisane na drobnych plakietkach obok. Otwarta przestrzeń, zazwyczaj świecąca pustkami dziś wypełniona była reporterami, studentami Szkoły Fotografii, wykładowcami, ludźmi ze świata zdjęć i reklamy. Byłam w stanie wymienić co najwyżej kilkoro z imienia i nazwiska, reszta jedynie przewinęła się kiedyś przed moimi oczami.
- O której mówiłaś zaczyna się prezentacja? – spytał, stanąwszy przodem do mnie. Bawił się palcami mojej dłoni, którą sprytnie obejmował. Próbował mnie rozluźnić, odwrócić uwagę od niepotrzebnego stresu.
- O ósmej.  – nabrałam powietrza do płuc. – Jeszcze jest chwila, może wpadniemy na mojego promotora albo technicznych, bo jeśli nie mają moich zdjęć…
- Annie. – Powiedział stanowczo, ujął wolną ręką moją twarz i skierował mój wzrok prosto na niego. – Wszystko będzie w porządku, nie denerwuj się. – uśmiechnął się pełen otuchy i ucałował moje czoło. Odwzajemniłam uniesienie kącików ust i szczęśliwa, że miałam go przy sobie poprowadziłam go w głąb budynku.
            Rozglądałam się wokół siebie w poszukiwaniu jakiejkolwiek przyjaznej, znajomej twarzy. Ignorowałam dłuższe spojrzenia, które co jakiś czas skierowane były w kierunku mężczyzny, którego ręka obejmowała moją. W międzyczasie podciągnęłam rękawy cieniutkiego materiału bejsbolówki – atmosfera w moim odczuciu była coraz gorętsza, bez względu na wszystko denerwowałam się.
Z daleka ujrzałam burzę czarnych loków, którą miałam okazję widzieć kilka dni temu w swoim własnym żywiole. Dyrygowała planem zdjęciowym, jakby to był jej dom a wszyscy skakali dookoła niej jak wierni pupile. Powoli ruszałam w jej stronę, ścisnąwszy dłoń blondyna. Ten kiwnął do mnie dając znak, że pójdzie za mną wszędzie, mogę robić co chcę. Cieszyłam się, że tak dostosowywał się do panującej aury, był rozluźniony i pomagał mi tym bardzo. Jego delikatny uśmiech sprawiał, że czułam się dużo pewniej.
- Annie! Właśnie zastanawiałam się, czy gdzieś tu jesteś. – powitała mnie swoim jak zwykle serdecznym głosem. Uścisnęła mnie szybko, ale nie mniej ciepło. Zostawiła na chwilę swoje dłonie na moich ramionach i jakby przyglądała się całej mojej postaci. Uśmiechała się przyjaźnie swoimi dużymi oczami, w których uparty dostrzegłby iskierki podekscytowania na dzisiejszy wieczór.
- Cieszę się, że cię znalazłam. Aurelie, to jest Niall. – wskazałam na wyprostowanego, szarmancko ale i wesoło wyglądającego chłopaka. Często zastanawiałam się, jak on to robił. W jednej sekundzie być seksownym i dojrzałym, ale i typowym i z dziecinną wesołością w oczach.
- Cześć, bardzo mi miło. – uśmiechnął się szeroko i wydawało mi się, że zdawał sobie sprawę z poznania jednej z „przyjemniejszych” części tego świata, w którym przyszło mi się obracać. Uścisnął jej rękę z dużą pewnością i wylewnością, jak to miał w zwyczaju.
- Mi też. Super, że przyszedłeś razem z Annie. – widziałam, że całkowicie szczerze to powiedziała. Boże, zginęłabym bez niej.
- No pewnie. Nie widzę powodu, dla którego miałoby mnie z nią nie być. – wsunął rękę na moją talię i delikatnie objął mnie całą. Bezsprzecznym było, że policzki od razu mi się zaróżowiły. Bo jak inaczej? Niektóre reakcje ciała nigdy się nie zmieniają.
- Świetnie. Widzę, że jesteś zwarta i gotowa by pokazać wszystkim, kto tu rządzi? – zwróciła się do mnie, ciągnąc delikatnie za przód mojej koszulki. Niall uśmiechnął się w ten swój pełen dumy sposób, ja zaśmiałam się cicho. Nie chcąc wdawać się w szczegóły dałam radę jedynie pokiwać głową i zerknąć na jego zegarek.
- Dobra, my tu się śmiejemy a ja za chwilę będę robić wszystko, żeby to ze mnie ludzie nie mieli pośmiewiska.
- Ty lepiej przestań gadać, tylko zostań przy pstrykaniu, okej? – szatynka zaśmiała się i pocieszająco złapała mnie za ramię. Słabo się uśmiechnęłam i pozwoliłam, by zwyczajna rozmowa potoczyła się między naszą trójką, zanim zaczęliśmy się kierować do dużej auli.

            Krzesła w równych rzędach poustawiane były przed dużym, niemalże kinowym ekranem. Mikrofon przygotowany dla prezentujących poszczególne części osób nie dawał rady zasłonić ogromnego, wyświetlanego przez techników logo Galerii oraz LSF*. Aurelie i jej podskakujące falbanki ładnie skrojonej, granatowej sukienki ulotniły się do swoich współpracowników i potencjalnie nowych twarzy dla jej jakiegoś kolejnego projektu. Nie wdawała się nigdy w szczegóły, tylko później pokazywała mi swoje nazwisko przy jakimś przedsięwzięciu. Wszystko opierało się na reklamach i akcjach społecznych, które obecnie górowały nad wszystkim innym w świecie londyńskiej fotografii. Wpasowywała się jak profesjonalistka we wszystkie najbardziej ambitne działania, koordynowała plany zdjęciowe i tylko dzwoniła do mnie wspominając, że tego i tego dnia mam przyjść, to się wielu rzeczy nauczę. I tak było ostatnim razem, gdy z samego rana zabrała mnie na plenerowy plan zdjęciowy filmu dokumentalnego, przy którym pracowała. A ja później wracałam do domu, obmyślałam co mogę zrobić z wykonanymi zdjęciami i tonami notatek, zamieniałam wszystko w jakąś drobną całość i jeszcze więcej kombinowałam.
            Dużo elegancko ubranych osób rozsiadło się już w sali. Zerknęłam na prawo od prowizorycznej sceny i znalazłam stoisko techników. Niall, ciekaw zawsze wszystkiego podążył za mną. Nie miałam mu za złe żadnego jego ruchu. Był wciąż ze mną, co chwila przekazywał mi ciepłe, przyjazne wibracje po złapaniu mojej ręki czy objęciu mnie w biodrach.
- Oh, Holmes? – jeden ze stojących przy komputerze chłopaków zwrócił moją uwagę. Pokiwałam głową i podeszłam do dużego laptopa, na którym widziałam jak otwiera folder zatytułowany moim nazwiskiem. – Wchodzisz mniej więcej w połowie, z resztą profesor Leanza osobiście zapowiada każdego kolejnego uczestnika. Wiesz co masz mówić?
- Po krótce przedstawić moją część wystawy, tak? – spytałam, brunet pokiwał głową. Wypuściłam z siebie powietrze, które odrobinę z nerwów wstrzymywałam.
- Coś tam powiesz o zamyśle, o technice.. cokolwiek chcesz, masz wolną rękę. – lekko się uśmiechnął. – No i potem profesor jak z każdym uczestnikiem profesor chwilę porozmawia i będzie chciał pokazać wszystkim twój projekt pod jego i Szkoły patronatem, jak każdego innego.
- Tylko wiecie, że mój nie jest skończony? – przełknęłam gulę, która usiadła mi w gardle. To było dość nie wyjściowe, ale chyba nic nie byłam w stanie na to poradzić. Znów robiło mi się gorąco, znów ogarniała mnie trema. Ludzie krzątający się dookoła i powoli popędzający wszystkich wcale mi nie pomagali w lepszym samopoczuciu. Nerwowo założyłam włosy za ucho i poprawiłam spódniczkę.
- Tak, ale to nie jest problem. Wystarczy, że jakoś go zapowiesz i pozwolisz ludziom obejrzeć zdjęcia, to wszystko. – wzruszył ramionami. Zerknęłam do zawartości folderu by mieć pewność, że wszystkie konieczne fotografie dotarły. Podziękowałam mu za pomoc i odwróciłam się, by westchnąć na widok mojego ulubionego mężczyzny.
            Stał obok Deana, dźwiękowca z mojego roku. Założone miał ręce na piersi, co uwydatniło jego widoczne przez rękawy koszuli bicepsy. Lubiłam jego opinające się na nogach spodnie i niezobowiązujące klasyczne vansy w kratę, które pasowały do tych moich, czarno-czerwonych. Gdy do nich podchodziłam, akurat uśmiechnął się szeroko. Rozmawiali na temat nagłośnienia i czegoś jeszcze, nie do końca byłam w stanie sprecyzować.
- Cześć. – mruknęłam do najwyraźniej zadowolonej z rozmowy dwójki. – Co tam?
- Swój wpadnie na swego w każdej sytuacji. – uśmiechnął się Niall. Objął mnie ramieniem i przyciągnął do siebie, by swobodnie móc ucałować moje czoło. Jego ręka nawet po tym wciąż nie znikała z mojego boku, za co mimo wszystko byłam dozgonnie wdzięczna. Lubiłam czuć jego obecność i troskę, zwłaszcza dzisiaj.
- To prawda! Annie, może podkręcimy ci jakoś mikrofon? Chcesz brzmieć efektowniej? – zaśmiał się kolega. Z kolei ten u mojego boku tylko uśmiechał się i pocierał dłonią moje ciało przez materiał koszulki.
- Dzięki Dean, ale chyba się obejdzie bez. – odparłam z lekkim uniesieniem kącików ust. Zrozumiał i życzył nam udanego wieczoru, mi w szczególności, zanim oddaliliśmy się do prawie zapełnionych już rzędów krzeseł.
            Przez jednego z technicznych zostaliśmy pokierowani do zarezerwowanych dla „Anne Holmes i osoby towarzyszącej” miejsc. Całe szczęście oszczędzili mi nerwowego przeciskania się między kolanami innych gości, pozwalając nam usiąść z brzegu i wcale nie tak daleko od tymczasowej sceny.
            Założyłam nogę na nogę i cierpliwie czekałam, aż wszystko się zacznie. Niall chwycił moją dłoń, która leżała na moich udach i trzymał ją cały czas. Przekazywał mi pozytywne, przejmujące ciepło, które powoli kontrastowało z chłodem wkradającym się do całego mojego ciała z nerwów. Po chwili jego oddech znalazł się tuż przy mojej szyi i objął skórę bardzo dokładnie.
- Dwa rzędy przed nami, po lewej stronie siedzi odpicowana blondynka. – ucałował delikatnie szyję, później płatek ucha. – Znasz ją? – mruknął jeszcze. Od razu zerknęłam we wskazanym przez niego kierunku, mimo że wciąż nie odrywał się ode mnie. Wiedział, że uspokaja mnie jego bliskość, dlatego mimo bycia w miejscu publicznym robił to, co leżało w jego powinnościach. W momencie, gdy dostrzegałam niewysoką postać, ta odwracała od naszej strony wzrok i udawała, że szuka kogoś po całej sali. Delikatnie przechyliłam do niego głowę i przymknęłam oczy, by głęboko odetchnąć. Nie mogłam się denerwować.
- Niestety tak. – szepnęłam, zyskując tym samym lekkiego buziaka w policzek. – Czemu pytasz? – przełknęłam ślinę.
- Zaraz jej się kark złamie od tego ciągłego gapienia się. – zaśmiał się, a ja mu zawtórowałam. Cieszyłam się, że potrafił wprowadzić wesołą aurę do niezbyt spokojnej sytuacji. A może tylko ja uważałam ją za niespokojną? Prawdopodobnie tak było, nie byłam jedynie w stanie opanować swoich nerwów przed pierwszym tak ważnym wystąpieniem.
- Ten typ tak ma. – uśmiechnęłam się i cmoknęłam jego usta po raz ostatni, bo większość świateł zostało nagle zgaszonych, a na scenie pojawił się dyrektor Galerii.


- A teraz chciałbym poprosić na scenę absolwentkę mojego wydziału, Anne Holmes. – usłyszałam i przysięgam, pragnęłam jednocześnie śmiać się z dumy jak i wymiotować z nerwów. Profesor Leanza zaprosił wszystkich do rozgrzewającego aplauzu, gdy z bijącym na zabój sercem zbliżałam się do mikrofonu. Starszy uczony skinął na mnie głową z nadzieją i aprobatą, więc nie mogłam tego schrzanić. A już na pewno nie w chwili, gdy takie tłumy obserwowały moją małą postać na tle wielkiego ekranu.
            Stanęłam w wyznaczonym miejscu i robiłam wszystko, by opanować drżenie kończyn. Chciało mi się parsknąć śmiechem ze swojej zapewne widocznej reakcji na to, co właśnie miało miejsce. Raz jeszcze odetchnęłam i delikatnie uśmiechnęłam się w nadziei, że doda mi to odwagi.
- Widzieliśmy już fotografie, przedstawiające biednych ludzi w bogatych dzielnicach, opozycję starego i nowoczesnego budownictwa oraz wiele typowych scen. Nie twierdzę, że one są niewłaściwe – wręcz przeciwnie. Potrzebne, by ten projekt istniał. – Przełknęłam ślinę tak, że chyba było to słychać. – Cała inicjatywa miała ukazać problem kontrastów i ich efektów. Dlatego kilka miesięcy temu, gdy został ogłoszony nabór do projektu zastanawiałam się, dlaczego nie mogę sama stworzyć pewnej odmienności od wszystkiego, co powstanie? – Wiedziałam, że mogę wzbudzić tym kontrowersje, bo brzmiałam jak rzut na głęboką wodę i niepohamowana chęć rebelii na czymś, co wystarczająco porusza temat. – Domyślam się, że praca którą wykonałam nie jest oczywista. Nie znajdziecie w niej państwo czarno na białym prostej różnicy między podmiotem a otoczeniem. Każda dysproporcja ma swoje przesłanie, prosi o to, by poświęcić jej więcej niż sekundę. W pewien sposób pragnęłam zmusić was – odbiorców, do zrozumienia prawdziwego sensu słowa „kontrast”, w nieoczywistych okolicznościach.
Wypuściłam z siebie jak najciszej powietrze i zwróciłam twarz w lewą stronę, gdzie techniczni tylko czekali na mój znak gotowości. Skinęłam na jednego z nich głową i mogłam poczuć rosnącą radość, bo stałam na tle swojej pierwszej fotografii. Była moja, ludzie ją oglądali i wyrażali po cichu w swoich głowach opinie na jej temat. Moim zadaniem teraz było wytłumaczenie swojej twórczości i próba przekonania ich, że nie jest ze mną źle.
- Ta fotografia wygląda zwyczajnie, dwóch przyjaciół idzie przez Londyn. Są zwróceni do nas tyłem, więc niewiele jesteśmy w stanie o nich powiedzieć poza tym, w co są ubrani. – zaczęłam, lekko zerkając kątem oka na duży obraz. – Ale to projekt o kontrastach, prawda? No więc gdzie ten kontrast? – zaśmiałam się, pół żartem pół z nerwów. – Otóż, gdy uważniej przypatrzymy się dwóm mężczyznom, każdy z nich patrzy w inną stronę. Ten po lewej ma zwróconą twarz na kształtną kobietę, która idzie niedaleko przed nim, drugi zaś ogląda wystawę dzielnicowej księgarni, na której jest plakat jednego z przyrodniczych wydawnictw. Odrębnością dla mnie w tej scenie są dwa odmienne charaktery, które mimo wszystko idą obok siebie przez miasto i są wciąż dla siebie znajomymi. Mogliby państwo doszukiwać się w moim odbiorze pewnej nadinterpretacji, jednak przypatrzmy się uważniej. Celowo utrzymałam naturalne kolory zdjęcia by podkreślić dokładniejszą reakcję obu panów…- zaczęłam się rozpływać, czułam się jak ryba w wodzie mówiąc o tym, co zrobiłam. Nabierałam stopniowo pewności siebie i giętkości w temacie, który przez kilka miesięcy musiał być wręcz obiektem mojej fascynacji, by wypadł przynajmniej dobrze.
            Wyświetlonych zostało jeszcze kolejnych sześć zdjęć, które zrobiłam. Każde od ogółu do szczegółu omówiłam, przedstawiłam swój zamysł i w gruncie rzeczy prosty przekaz, jaki w sobie zawierają. Wystarczyło na wszystko spojrzeć z ludzkiej strony, nie doszukiwać się miliona niepotrzebnych komentarzy.
            W momencie, gdy przestałam mówić od razu poczułam jak spływa po mnie fala gorąca. Głowy uroczystości po mojej prawej stronie zaczęły bić brawo, a publiczność kontynuowała. Przynajmniej nie słychać było mojego westchnięcia i nerwowego oddechu, prawda?
- Dziękujemy bardzo, panno Holmes. – usłyszałam od swojego rektora. Skinęłam grzecznie głową i czekałam, aż poruszy kolejny temat. – Myślę, że wyczerpała pani temat swojej części projektu, nie mam do czego się przyczepić. – zaśmiał się, a z nim niektóre osoby. Być może trochę przesadziłam z mówieniem… - Tak czy inaczej, wciąż przed nami kolejna część pani wystąpienia. I tutaj chyba należy się słowo wstępu.. – uśmiechnął się do mnie znacząco i chyba już wiedziałam, co chciał powiedzieć. – Otóż, drodzy państwo, jakiś czas temu po popołudniowych zajęciach w LSP przyszła do mnie nieśmiała dziewczyna. Było to pod koniec tygodnia, w którym rozmawialiśmy o pracy nad pierwszym i najważniejszym projektem przyszłych absolwentów szkoły. Pamiętam, jak skrępowana usiadła przy moim biurku i długo zbierała się z tym, by cokolwiek powiedzieć. Wcześniej już zorientowałem się, że jest bardzo młoda ale i z potężnym potencjałem. Zapytała mnie, czy w dniu prezentacji owych projektów, czyli podczas zakończenia roku, konieczne jest pokazanie gotowej już pracy. Zdziwiło mnie to, no bo nikt wcześniej nie zadał mi takiego pytania. – Opowiadał dalej, a ja widziałam tę scenę przed swoimi oczyma bardzo dokładnie. – Zauważyłem jej ogromną determinację więc rozumiałem, że może to mieć dla niej ważny sens. Spytałem więc, czy jeśli pokaże tylko fragment, to będzie on wystarczająco dobry, bym dał jej tytuł absolwentki. Ona na to odpowiedziała… - Zwrócił się całkowicie do mnie, a moje policzki oczywiście były już w kolorze głębokiej purpury. - ..”Jeśli moje życie do tej pory będzie wystarczająco dobre, to każde jedno zdjęcie będzie dla mnie warte więcej, niż tytuł absolwentki.”. – zapanowała chwila ciszy, aż w końcu podszedł do mnie i położył mi rękę na ramieniu. Ścisnął je i już chciał coś dodać, lecz w zamian uśmiechnął się dumnie i zwrócił do publiczności. – Jest jeszcze jedna rzecz, o którą chciałbym zapytać, choć domyślam się odpowiedzi. Kiedy planujesz skończyć swoje dzieło?        
            Mówił o mnie z takim przekonaniem i dumą, że poczułam się bardzo wiele warta. Pokazane miały zostać za chwilę moje urywki życia, które utkwiły w mojej pamięci na stałe. Coś, co wciąż trwa i trwać będzie, a projekt zostanie skończony, zamknięty i w jakiejkolwiek formie opublikowany…
- Wtedy, kiedy będę w stu procentach pewna, że nie ma dla mnie jutra. – powiedziałam i w obawie przed łzami w oczach, wirowałam wzrokiem po całej sali. Natknęłam się na blond włosy, które jakiś czas wcześniej miałam między palcami jako ukojenie nerwów. Uśmiechnął się do mnie szczerze a jego usta, tak pięknie dumne wypowiedziały dwa słowa, których potrzebowałam. – Oto mój nieskończony projekt, pod tytułem „Anna”. – dodałam wciąż wpatrzona w niego, by przypadkiem nie stracić kontroli nad sobą. Światła znów odrobinę pociemniały, a ekran tuż za mną zaczął pokazywać poszczególne sceny.
            Pierwsze. Podarte pudełko po pierwszych markowych trampkach, zapełnione po brzegi ulubionymi płytami, książkami i pełne atlasów geograficznych. Na wierzchu wykorzystany już bilet do Londynu, na jedno z podrzędnych lotnisk.
            Drugie. Zasiane fiołki w końcu wyrosły ze szklanki jako prowizorycznej doniczki w tym samym dniu, kiedy przyjęli mnie do Akademii.
            Trzecie. Paczka z domu. Szarlotka przeciekła przez spód, musiałam zjadać łyżeczką z umytej chwilę wcześniej podłogi.
            Czwarte. Naga natura obrzeży Holmes Chapel. Na pobliskim drzewie stare, wyryte cyrklem inicjały mojego przyjaciela i jego pierwszej dziewczyny. Miał wtedy dziewięć lat.
            Piąte. Nieposkromione światła na dużym wydarzeniu muzycznym. Neony, brokat, ciemne niebo i porażające, elektryzujące wręcz doznania.
            Szóste. Szara pogoda, stłuczony kubek i rozlana herbata. Miałam kryzys, absolutnie nic nie szło po mojej myśli.
            Siódme. Widok z ogrodu, po raz pierwszy od dłuższego czasu zaświeciło słońce. Czułam się silniejsza.
            Ósme. Leżał na plaży, podparty jedynie łokciami. Chwile wcześniej wyplątałam się z jego uścisku by zrobić zdjęcie jego pięknej posturze razem ze wschodzącym słońcem na Zachodnim Wybrzeżu, w poranek po obchodach moich wymarzonych urodzin. Obok niego ostatnia buteleczka smakowej wódki i moja neonowa Penny Board w tym samym, różowym kolorze.
            Dziewiąte. Wspomnienie pierwszych tak szczęśliwych, grupowych wakacji. Cała paczka pianek wylądowała w krzywym ognisku, przez czyjąś nieuwagę.
            Dziesiąte. Jego uśmiech. Idealnie równe zęby, zmarszczki przy malinowych ustach i podniesiony odrobinę nos. Ucięłam kadr tuż pod oczami, które świeciły się wtedy prosto do mnie. Na dole zdjęcia widać, jak wyciąga w stronę obiektywu ręce. Zabrał mi aparat i mocno do siebie przytulił.

            Światło powoli wróciło do normalnego. Ekran gasł, atmosfera wydawała mi się wciąż gęsta i nieprzejrzysta. Serce mi biło w potwornym tempie, obawiałam się każdej reakcji na to, co pokazałam. Mimo faktu, że całkowicie pewna byłam każdej fotografii i nie chciałam, żeby wyglądało to inaczej, zawsze pozostawała ta nuta obawy, co pomyślą inni. Dlatego potrzebowałam jak najszybciej pozbierać się, wygrać walkę ze stresem i zejść ze sceny ze zwycięską miną. Organizatorzy wieczoru wstali ze swoich krzeseł, zaczęli bić brawo. Dla formalności publiczność zrobiła to samo, wciąż zostając na miejscach. Jak się jednak okazało – nie wszyscy. Jedna osoba wstała i uśmiechała się nie szeroko, lecz w ten spokojny sposób. Był dumny, widziałam to. Uśmiechnęłam się, bo ludzie dookoła niego nie wiedzieli czy też mają wstać, czy może raczej śmiać się z tego, co zrobił. Nie mieli pojęcia ile emocji mnie to kosztowało, dostali kawałek mnie prosto na tacy, tak zwyczajnie.
- Dziękuję, panno Holmes. – zwrócił się do mnie profesor Leanza i skinął głową z aprobatą. Również podziękowałam i powoli, kontrolując trzęsące się kolana pokierowałam się tam, skąd przyszłam.
            Niektórzy odprowadzali mnie wzrokiem, jeszcze inni uciekali lub unosili kąciki ust w przyjaznym geście. Rozejrzałam się dookoła siebie dla pewności, czy daleko jeszcze do mojego rzędu. Niedaleko musiałam patrzeć, bo Niall jeszcze nie usiadł. Czekał na mnie, a gdy już do niego dochodziłam wyszedł mi naprzeciw i nie dał w żaden sposób zareagować, po prostu przyciągnął mnie do siebie i mocno objął. Odetchnęłam jego zapachem i czułam jak masuje moje plecy.
- Byłaś cudowna. – mruknął gdzieś w moich włosach i ucałował moją głowę. Byłam więcej niż szczęśliwa, że miałam ramiona, w których mogłam utonąć po takiej dawce nerwów. Poprosiłam go cicho, żebyśmy już usiedli ze względu na fakt, że oklaski już ucichły i zapewne skupialiśmy na sobie uwagę. Miałam wystarczająco rozgrzane do czerwoności policzki, obojętnie jak bardzo pragnęłam być blisko jego ciała, w tamtej chwili wciąż nie uciekłam jeszcze od stresu. Usiadł zaraz po mnie i chwycił moją dłoń. Przysunął ją sobie do ust i tak trwał w tej pozycji przez dobrych kilka minut, pozwalając mi złapać w końcu równomierny oddech. Próbowałam się skupić na kolejnej prezentacji, ale nie potrafiłam. Właśnie udało mi się pokazać moje prace, nad którymi w sumie spędzałam większość mojego czasu. Miałam jedynie nadzieję, że pozytywne słowa profesora dotarły do chociaż części publiczności. Fala krytyki po takim wysiłku emocjonalnym miałaby znaczenie destrukcyjne.


            Ostatnie brawa ucichły, a podniósł się gwar wstających ludzi, gromkich rozmów i pomruków. Trzymał dłoń na dole moich pleców, by bezpiecznie przejść ze mną przez tłum. Obdarzona zostałam kilkoma spojrzeniami, nie do końca wiedziałam o jakim nacechowaniu. Niewiele do mnie docierało, wciąż byłam pod wrażeniem swojego dokonania, umiejętności wybronienia się i postawienia swojego zdania publicznie.
            Wyszliśmy do części wystawowej Galerii i od razu rozluźniło się, goście porozchodzili się po kątach i kolejnych salach.
- Anne? – usłyszałam starszy, męski głos obok siebie. Leanza wraz z dwojgiem nauczycieli z Akademii uśmiechali się do mnie serdecznie. Nawet mimo takiej obstawy szych fotografii, ciepła dłoń nie znikała z moich lędźwi. Wiedział, że potrzebuję oparcia, świadomości jego obecności. – W imieniu całej kadry chcielibyśmy ci naprawdę pogratulować. Wszystko co zrobiłaś było przemyślane, nie przyszłaś do nas z niczym. Bardzo się z tego cieszę i mogę być dumny, że jesteś absolwentką mojej szkoły. – podał mi rękę, którą od razu uścisnęłam.
- Dziękuję, profesorze. Naprawdę mi na tym zależało. – słabo się uśmiechnęłam i w duchu głęboko odetchnęłam. Udało mi się?
- Pamiętaj, zawsze znajdą się ludzie krytykujący to, co robisz. Nie daj się im zjeść, twoja praca jest więcej warta. – kobieta po jego prawej dodała i również jej podziękowałam. Zamówiliśmy jeszcze kilka słów i czułam, jak wielki ciężar powoli spada z całego mojego ciała.
- O matko… - jęknęłam. Odwróciłam się do blondyna i oparłam się głową o jego klatkę piersiową.
- Wiedziałem, że sobie poradzisz. – objął moją talię jednym ramieniem i cicho zaśmiał się z mojego najwyraźniej widocznego zmęczenia wymieszanego z ulgą.
- Wypiję chyba dzisiaj cały zapas ziół na dobranoc.. – dodałam z uśmiechem. Pogłaskał mnie po plecach i przytulił do siebie po raz kolejny, bym odetchnęła.  – Wiesz co? – spytałam po chwili namysłu. Uniosłam głowę tak, by mieć idealny widok na jego twarz i obserwowałam, jak w ten swój charakterystyczny sposób unosi brwi. Wywołał tym mój kolejny uśmiech.
- No co? – spytał, splatając swoje dłonie na moich plecach. – Co moja piękna i zdolna ma do powiedzenia, hmm?
- Kocham cię. – spojrzałam mu prosto w oczy i uśmiechnęłam się jeszcze szerzej, bo błękitne iskierki wesoło migotały na tle jego tęczówek.
- No coś takiego! – mruknął, przekomarzając się ze mną. Pokręcił z udawaną dezaprobatą głową, gdy ja wyciągałam prawą rękę na jego kark. Nie musiałam wkładać w to wiele wysiłku, bo po chwili sam przybliżył do mnie swą twarz i pocałował mnie. Z początku jedynie delikatnie i elegancko muskał wargami moje już nie drżące usta, by po chwili mocniej do mnie przywrzeć. I znów płynęłam, tyle że w jego dotyku. Rozluźniał mnie, prowadził do zupełnie innej krainy i pozwalał, bym czuła się najlepiej jak to możliwe.
            Oderwaliśmy się od siebie ze słyszalnym dla nas mlaśnięciem. Opadłam pewniej na pięty i dostałam jeszcze jednego, szybkiego buziaka zanim szeroko się zdążyłam uśmiechnąć.
- Dawno się nie widziałyśmy, prawda? – usłyszałam za sobą damski, nieco zirytowany ton głosu. Wiedziałam, że nie obejdzie się bez atrakcji, czułam to.
            Odwróciłam się od Nialla, który pewnie i niewzruszenie objął mnie w talii. Blondynka, która stanęła przed nami była właśnie tą, o której wspominał przed rozpoczęciem prezentacji. Dokładnie ta sama, która miała w zwyczaju mieszać mnie z błotem.
- Och, Jessica. Cóż za niespodzianka. – uśmiechnęłam się z zaciśniętymi ustami. Jej obydwie ręce obejmowały świecącą z daleka kopertówkę, która pasowała do równie rzucającej się w oczy, małej czarnej.
- Dość kontrowersyjne wystąpnienie, nie sądzisz? – spytała, przechylając delikatnie głowę na bok. Nie mogłam znieść widoku jej perfekcyjnie wypudrowanej twarzy i fałszywego uśmiechu, który gotów był do niszczenia każdego.
- Zdania są podzielone. – odparłam równie pewnie, starając się nie przekroczyć żadnej granicy. Nie potrzebne są dodatkowe nerwy, prawda?
- Nie martw się, na pewno kilka czasopism lub serwisów postara się o sprawiedliwą opinię. Wtedy wszystko będzie jasne, prawda? Nie będziesz się musiała domyślać, co poszło nie tak.  – dodała, a ja miałam ogromną ochotę po prostu wyjść. Nie sprzyjała mi jednak obecność miliona ludzi dookoła, która na taką szybką ewakuację by nie pozwoliła. 
- Obojętnie jakie by nie były.. przynajmniej wiemy, że jest zdolna. – usłyszałam obok siebie. Niall mocniej zacisnął dłoń na moim biodrze i dodał mi otuchy swoim ciepłym wyrazem twarzy. Blondynka zmierzyła go wzrokiem, zanim uniosła jedną z brwi.
- Anne, jak mogłaś mnie nie poznać ze swoim słynnym chłopakiem? – spytała, podpierając się w pasie. – Jessica Barcklay, miło cię poznać. – wyciągnęła do niego rękę, wręcz prosząc się o ucałowanie wierzchu dłoni. Ostatkami siły woli powstrzymywałam się, żeby nie parsknąć śmiechem. Bałam się, że jego reakcja do tego by doprowadziła, więc odwróciłam oczy w zupełnie inną stronę.
- Myślałem, że skoro wystarczająco znasz Annie, żeby ją oceniać to uznasz, że pierwsze spotkanie ze mną masz za sobą. – powiedział, a ja od razu poczułam w tym jego piękny, prześmiewczy ton. Od razu moja twarz wystrzeliła do niego z wielkim uśmiechem, obojętnie jak bardzo nie chciałam go pokazywać stojącej przy nas dziewczynie. W tym momencie pragnęłam podziękować całemu światu za to, że Niall potrafi być arogancki. Boże, mój niegrzeczny chłopak. – Mój błąd.
- Och, każdy popełnia błędy, nie przejmuj się. – próbowała się ratować, krzywo uśmiechnąć.
- Cieszę się, że masz tego świadomość. – dodał, a ja byłam już cała jego.
- Przepraszam, ale porwę go na chwilę, nie gniewaj się. – słodko się uśmiechnęłam do Jessiki i zanim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, pociągnęłam go za ramię o kilka kroków i nie powstrzymywałam się. Jeśli mieliby o mnie gadać, niech gadają. Musiałam wycałować chłopaka, który był dla mnie wszystkim.