Tak, to ja!
Minęło stanowczo za dużo czasu od poprzedniego rozdziału. Mam na swoje usprawiedliwienie wiele rzeczy, ale mówiąc w skrócie: matura, nie jest łatwo, dom, za dużo wszystkiego.
Bardzo się ucieszyłam, że są wśród Was osoby, które mimo wszystko wciąż wpadają na aska i rozmawiają ze mną i z bohaterami :)
Dziękuję, że jesteście. Nie wiem co bym zrobiła, gdybym Was wszystkich straciła.
Nic nie sprawdzałam, świeżo spod moich rąk, więc nie bijcie za błędy.
x
*Dzisiaj nie mam weny na muzykę, na okrągło słuchałam "When Do The Broken Hearts Go"!*
Łóżko pode mną się ugięło, gdy usiadłam na nim.
Wpatrywałam się w otwartą szafę nie mogąc się zdecydować co założyć na czarny
stanik, który póki co jako jedyny okrywał moją górną część ciała. Wcześniej już
wcisnęłam się w czarne rajstopy i dopasowaną czarną spódniczkę, która
nieznacznie podwinęła mi się w momencie, gdy siadałam po turecku.
Przeszukiwałam oczyma każdą z półek, która do mnie należała. Na wieszakach
wisiało kilka eleganckich bluzek, które mogłam ubrać – nie zrobiłam tego.
Potrzebowałam czegoś, co wyraziłoby mój stosunek do niektórych ludzi, z którymi
miałam się niedługo skonfrontować. Mówią, żeby ubierać się dla siebie, nie dla
innych. Ale czasami nie zaszkodzi, prawda?
- Mogę tak iść? – Niall
pojawił się w drzwiach. Poprawiał kołnierz rozpiętej dżinsowej koszuli, którą
kilka dni wcześniej upatrzyłam dla niego w sklepie. Chwile temu już widziałam
jak ubierał swoje czarne, podarte na kolanach jeansy. Z kieszeni wystawały mu
białe skarpetki, włosy miał jeszcze wilgotne po prysznicu i niedokładnie ułożone.
Uniósł brew gdy spojrzał, że wciąż siedzę nieruchomo, powoli robi mi się gęsia
skóra na brzuchu i ramionach od chłodnego powietrza wlatującego przez otwarte
okno.
- Tak, jesteś piękny. –
powiedziałam szczerze i wyciągnęłam do niego ręce, by podszedł. Zapiął kilka
guzików koszuli i schylił się tak, jak mu podyktowały moje ramiona.
Uśmiechnęłam się czując zapach znajomych perfum, którymi zdążył się popsikać.
Przeczesałam palcami jego włosy, co nieco poprawiłam w jego nastroszonej
fryzurze nie tak doskonałej bez ton lakieru i żelu. Na koniec cmoknęłam jego
usta i cicho westchnęłam, spoglądając znów na szafę.
- You’re not going like this, are you? – spytał, zahaczając palcem o
czarne ramiączko stanika, który miałam na sobie.
- Nie wiem co mam ubrać. –
skrzywiłam się.
- We wszystkim wyglądasz
dobrze, Ann. – odparł bez chwili zawahania. Oparł się ramieniem o lustrzane
drzwi szafy i spoglądał na mnie z rozbawieniem.
- Dzięki, ale nie
pomogłeś. – przepraszająco uśmiechnęłam się do niego. Wiedziałam, że potrzebuję
czegoś co doda mi pewności siebie. Będzie krzyczało, prosiło o chwilę uwagi.
Powoli podniosłam się z łóżka i z pewną myślą w głowie zaczęłam wnikliwiej
przeglądać półkę z t-shirtami. Jeden z nich, biały, z dość rzucającym się w
oczy napisem wylądował na moim ciele. Rękawy podwinęłam i z uwagi na porę roku,
ubrałam jeszcze czarną, elegancką baseballówkę.
- Czuję, że będzie ostro.
– zaśmiał się. Przewróciłam oczami i westchnęłam. Miałam nadzieję, że będę
miała faktycznie komu przekazać „Take notes, Bitch”.
Denerwowałam się. Wiedziałam, że w którymś momencie
uroczystości zostanę poproszona na środek. Miałam doskonałą świadomość tego, o
czym i w jaki sposób powinnam mówić. W końcu brałam udział w projekcie, są w
nim moje zdjęcia – to o nich będę mówić z dumą i zadowoleniem. Dodatkowy stres
panował nade mną na myśl o nieskończonym osobistym projekcie, który we
fragmencie musi być zaprezentowany. Mój pierwszy, faktyczny fotograficzny cud,
pielęgnowany non stop, poprawiany i szlifowany. Miał być dowodem na to, że
skończony będzie jeszcze lepszy. Tyle, że do końca jeszcze trochę potrzebuję
czasu, trochę się musi w moim życiu jeszcze wydarzyć.
Nim się obejrzałam podawał mi rękę, by pomóc wysiąść z
czarnego wozu. Kilkanaście osób kręciło się przy wejściu, zapewne organizatorzy
jak i goście. Poprawiłam srebrny łańcuszek torebki i delikatnie wsunęłam swoją
dłoń w jego większą, o wiele cieplejszą. Ścisnął ją znacząco i dał mi tym samym
do zrozumienia, że mam go prowadzić do środka.
Galeria sztuki, do której weszliśmy chyba nigdy jeszcze
nie była tak zatłoczona. Jasne ściany wręcz buchały światłem od ilości
oświetlenia, porozwieszane wszędzie zdjęcia były dokładnie opisane na drobnych
plakietkach obok. Otwarta przestrzeń, zazwyczaj świecąca pustkami dziś wypełniona
była reporterami, studentami Szkoły Fotografii, wykładowcami, ludźmi ze świata
zdjęć i reklamy. Byłam w stanie wymienić co najwyżej kilkoro z imienia i
nazwiska, reszta jedynie przewinęła się kiedyś przed moimi oczami.
- O której mówiłaś
zaczyna się prezentacja? – spytał, stanąwszy przodem do mnie. Bawił się palcami
mojej dłoni, którą sprytnie obejmował. Próbował mnie rozluźnić, odwrócić uwagę
od niepotrzebnego stresu.
- O ósmej. – nabrałam powietrza do płuc. – Jeszcze jest
chwila, może wpadniemy na mojego promotora albo technicznych, bo jeśli nie mają
moich zdjęć…
- Annie. – Powiedział
stanowczo, ujął wolną ręką moją twarz i skierował mój wzrok prosto na niego. –
Wszystko będzie w porządku, nie denerwuj się. – uśmiechnął się pełen otuchy i
ucałował moje czoło. Odwzajemniłam uniesienie kącików ust i szczęśliwa, że
miałam go przy sobie poprowadziłam go w głąb budynku.
Rozglądałam się wokół siebie w poszukiwaniu jakiejkolwiek
przyjaznej, znajomej twarzy. Ignorowałam dłuższe spojrzenia, które co jakiś
czas skierowane były w kierunku mężczyzny, którego ręka obejmowała moją. W
międzyczasie podciągnęłam rękawy cieniutkiego materiału bejsbolówki – atmosfera
w moim odczuciu była coraz gorętsza, bez względu na wszystko denerwowałam się.
Z daleka ujrzałam burzę
czarnych loków, którą miałam okazję widzieć kilka dni temu w swoim własnym
żywiole. Dyrygowała planem zdjęciowym, jakby to był jej dom a wszyscy skakali
dookoła niej jak wierni pupile. Powoli ruszałam w jej stronę, ścisnąwszy dłoń
blondyna. Ten kiwnął do mnie dając znak, że pójdzie za mną wszędzie, mogę robić
co chcę. Cieszyłam się, że tak dostosowywał się do panującej aury, był
rozluźniony i pomagał mi tym bardzo. Jego delikatny uśmiech sprawiał, że czułam
się dużo pewniej.
- Annie! Właśnie
zastanawiałam się, czy gdzieś tu jesteś. – powitała mnie swoim jak zwykle
serdecznym głosem. Uścisnęła mnie szybko, ale nie mniej ciepło. Zostawiła na
chwilę swoje dłonie na moich ramionach i jakby przyglądała się całej mojej
postaci. Uśmiechała się przyjaźnie swoimi dużymi oczami, w których uparty
dostrzegłby iskierki podekscytowania na dzisiejszy wieczór.
- Cieszę się, że cię
znalazłam. Aurelie, to jest Niall. – wskazałam na wyprostowanego, szarmancko
ale i wesoło wyglądającego chłopaka. Często zastanawiałam się, jak on to robił.
W jednej sekundzie być seksownym i dojrzałym, ale i typowym i z dziecinną
wesołością w oczach.
- Cześć, bardzo mi miło.
– uśmiechnął się szeroko i wydawało mi się, że zdawał sobie sprawę z poznania
jednej z „przyjemniejszych” części tego świata, w którym przyszło mi się
obracać. Uścisnął jej rękę z dużą pewnością i wylewnością, jak to miał w
zwyczaju.
- Mi też. Super, że
przyszedłeś razem z Annie. – widziałam, że całkowicie szczerze to powiedziała.
Boże, zginęłabym bez niej.
- No pewnie. Nie widzę
powodu, dla którego miałoby mnie z nią nie być. – wsunął rękę na moją talię i
delikatnie objął mnie całą. Bezsprzecznym było, że policzki od razu mi się
zaróżowiły. Bo jak inaczej? Niektóre reakcje ciała nigdy się nie zmieniają.
- Świetnie. Widzę, że
jesteś zwarta i gotowa by pokazać wszystkim, kto tu rządzi? – zwróciła się do
mnie, ciągnąc delikatnie za przód mojej koszulki. Niall uśmiechnął się w ten
swój pełen dumy sposób, ja zaśmiałam się cicho. Nie chcąc wdawać się w
szczegóły dałam radę jedynie pokiwać głową i zerknąć na jego zegarek.
- Dobra, my tu się
śmiejemy a ja za chwilę będę robić wszystko, żeby to ze mnie ludzie nie mieli
pośmiewiska.
- Ty lepiej przestań
gadać, tylko zostań przy pstrykaniu, okej? – szatynka zaśmiała się i
pocieszająco złapała mnie za ramię. Słabo się uśmiechnęłam i pozwoliłam, by
zwyczajna rozmowa potoczyła się między naszą trójką, zanim zaczęliśmy się
kierować do dużej auli.
Krzesła w równych rzędach poustawiane były przed dużym,
niemalże kinowym ekranem. Mikrofon przygotowany dla prezentujących poszczególne
części osób nie dawał rady zasłonić ogromnego, wyświetlanego przez techników
logo Galerii oraz LSF*. Aurelie i jej podskakujące falbanki ładnie skrojonej,
granatowej sukienki ulotniły się do swoich współpracowników i potencjalnie
nowych twarzy dla jej jakiegoś kolejnego projektu. Nie wdawała się nigdy w
szczegóły, tylko później pokazywała mi swoje nazwisko przy jakimś
przedsięwzięciu. Wszystko opierało się na reklamach i akcjach społecznych,
które obecnie górowały nad wszystkim innym w świecie londyńskiej fotografii.
Wpasowywała się jak profesjonalistka we wszystkie najbardziej ambitne
działania, koordynowała plany zdjęciowe i tylko dzwoniła do mnie wspominając,
że tego i tego dnia mam przyjść, to się wielu rzeczy nauczę. I tak było
ostatnim razem, gdy z samego rana zabrała mnie na plenerowy plan zdjęciowy
filmu dokumentalnego, przy którym pracowała. A ja później wracałam do domu,
obmyślałam co mogę zrobić z wykonanymi zdjęciami i tonami notatek, zamieniałam
wszystko w jakąś drobną całość i jeszcze więcej kombinowałam.
Dużo elegancko ubranych osób rozsiadło się już w sali.
Zerknęłam na prawo od prowizorycznej sceny i znalazłam stoisko techników.
Niall, ciekaw zawsze wszystkiego podążył za mną. Nie miałam mu za złe żadnego
jego ruchu. Był wciąż ze mną, co chwila przekazywał mi ciepłe, przyjazne
wibracje po złapaniu mojej ręki czy objęciu mnie w biodrach.
- Oh, Holmes? – jeden ze
stojących przy komputerze chłopaków zwrócił moją uwagę. Pokiwałam głową i
podeszłam do dużego laptopa, na którym widziałam jak otwiera folder zatytułowany
moim nazwiskiem. – Wchodzisz mniej więcej w połowie, z resztą profesor Leanza
osobiście zapowiada każdego kolejnego uczestnika. Wiesz co masz mówić?
- Po krótce przedstawić
moją część wystawy, tak? – spytałam, brunet pokiwał głową. Wypuściłam z siebie
powietrze, które odrobinę z nerwów wstrzymywałam.
- Coś tam powiesz o
zamyśle, o technice.. cokolwiek chcesz, masz wolną rękę. – lekko się
uśmiechnął. – No i potem profesor jak z każdym uczestnikiem profesor chwilę
porozmawia i będzie chciał pokazać wszystkim twój projekt pod jego i Szkoły
patronatem, jak każdego innego.
- Tylko wiecie, że mój
nie jest skończony? – przełknęłam gulę, która usiadła mi w gardle. To było dość
nie wyjściowe, ale chyba nic nie byłam w stanie na to poradzić. Znów robiło mi
się gorąco, znów ogarniała mnie trema. Ludzie krzątający się dookoła i powoli
popędzający wszystkich wcale mi nie pomagali w lepszym samopoczuciu. Nerwowo
założyłam włosy za ucho i poprawiłam spódniczkę.
- Tak, ale to nie jest
problem. Wystarczy, że jakoś go zapowiesz i pozwolisz ludziom obejrzeć zdjęcia,
to wszystko. – wzruszył ramionami. Zerknęłam do zawartości folderu by mieć
pewność, że wszystkie konieczne fotografie dotarły. Podziękowałam mu za pomoc i
odwróciłam się, by westchnąć na widok mojego ulubionego mężczyzny.
Stał obok Deana, dźwiękowca z mojego roku. Założone miał
ręce na piersi, co uwydatniło jego widoczne przez rękawy koszuli bicepsy.
Lubiłam jego opinające się na nogach spodnie i niezobowiązujące klasyczne vansy
w kratę, które pasowały do tych moich, czarno-czerwonych. Gdy do nich
podchodziłam, akurat uśmiechnął się szeroko. Rozmawiali na temat nagłośnienia i
czegoś jeszcze, nie do końca byłam w stanie sprecyzować.
- Cześć. – mruknęłam do
najwyraźniej zadowolonej z rozmowy dwójki. – Co tam?
- Swój wpadnie na swego w
każdej sytuacji. – uśmiechnął się Niall. Objął mnie ramieniem i przyciągnął do
siebie, by swobodnie móc ucałować moje czoło. Jego ręka nawet po tym wciąż nie
znikała z mojego boku, za co mimo wszystko byłam dozgonnie wdzięczna. Lubiłam
czuć jego obecność i troskę, zwłaszcza dzisiaj.
- To prawda! Annie, może
podkręcimy ci jakoś mikrofon? Chcesz brzmieć efektowniej? – zaśmiał się kolega.
Z kolei ten u mojego boku tylko uśmiechał się i pocierał dłonią moje ciało
przez materiał koszulki.
- Dzięki Dean, ale chyba
się obejdzie bez. – odparłam z lekkim uniesieniem kącików ust. Zrozumiał i
życzył nam udanego wieczoru, mi w szczególności, zanim oddaliliśmy się do
prawie zapełnionych już rzędów krzeseł.
Przez jednego z technicznych zostaliśmy pokierowani do
zarezerwowanych dla „Anne Holmes i osoby towarzyszącej” miejsc. Całe szczęście
oszczędzili mi nerwowego przeciskania się między kolanami innych gości,
pozwalając nam usiąść z brzegu i wcale nie tak daleko od tymczasowej sceny.
Założyłam nogę na nogę i cierpliwie czekałam, aż wszystko
się zacznie. Niall chwycił moją dłoń, która leżała na moich udach i trzymał ją
cały czas. Przekazywał mi pozytywne, przejmujące ciepło, które powoli
kontrastowało z chłodem wkradającym się do całego mojego ciała z nerwów. Po chwili
jego oddech znalazł się tuż przy mojej szyi i objął skórę bardzo dokładnie.
- Dwa rzędy przed nami,
po lewej stronie siedzi odpicowana blondynka. – ucałował delikatnie szyję,
później płatek ucha. – Znasz ją? – mruknął jeszcze. Od razu zerknęłam we
wskazanym przez niego kierunku, mimo że wciąż nie odrywał się ode mnie. Wiedział,
że uspokaja mnie jego bliskość, dlatego mimo bycia w miejscu publicznym robił
to, co leżało w jego powinnościach. W momencie, gdy dostrzegałam niewysoką
postać, ta odwracała od naszej strony wzrok i udawała, że szuka kogoś po całej sali.
Delikatnie przechyliłam do niego głowę i przymknęłam oczy, by głęboko
odetchnąć. Nie mogłam się denerwować.
- Niestety tak. –
szepnęłam, zyskując tym samym lekkiego buziaka w policzek. – Czemu pytasz? –
przełknęłam ślinę.
- Zaraz jej się kark
złamie od tego ciągłego gapienia się. – zaśmiał się, a ja mu zawtórowałam. Cieszyłam
się, że potrafił wprowadzić wesołą aurę do niezbyt spokojnej sytuacji. A może
tylko ja uważałam ją za niespokojną? Prawdopodobnie tak było, nie byłam jedynie
w stanie opanować swoich nerwów przed pierwszym tak ważnym wystąpieniem.
- Ten typ tak ma. –
uśmiechnęłam się i cmoknęłam jego usta po raz ostatni, bo większość świateł
zostało nagle zgaszonych, a na scenie pojawił się dyrektor Galerii.
- A teraz chciałbym
poprosić na scenę absolwentkę mojego wydziału, Anne Holmes. – usłyszałam i
przysięgam, pragnęłam jednocześnie śmiać się z dumy jak i wymiotować z nerwów.
Profesor Leanza zaprosił wszystkich do rozgrzewającego aplauzu, gdy z bijącym
na zabój sercem zbliżałam się do mikrofonu. Starszy uczony skinął na mnie głową
z nadzieją i aprobatą, więc nie mogłam tego schrzanić. A już na pewno nie w
chwili, gdy takie tłumy obserwowały moją małą postać na tle wielkiego ekranu.
Stanęłam w wyznaczonym miejscu i robiłam wszystko, by
opanować drżenie kończyn. Chciało mi się parsknąć śmiechem ze swojej zapewne
widocznej reakcji na to, co właśnie miało miejsce. Raz jeszcze odetchnęłam i delikatnie
uśmiechnęłam się w nadziei, że doda mi to odwagi.
- Widzieliśmy już
fotografie, przedstawiające biednych ludzi w bogatych dzielnicach, opozycję
starego i nowoczesnego budownictwa oraz wiele typowych scen. Nie twierdzę, że
one są niewłaściwe – wręcz przeciwnie. Potrzebne, by ten projekt istniał. –
Przełknęłam ślinę tak, że chyba było to słychać. – Cała inicjatywa miała ukazać
problem kontrastów i ich efektów. Dlatego kilka miesięcy temu, gdy został
ogłoszony nabór do projektu zastanawiałam się, dlaczego nie mogę sama stworzyć pewnej
odmienności od wszystkiego, co powstanie? – Wiedziałam, że mogę wzbudzić tym
kontrowersje, bo brzmiałam jak rzut na głęboką wodę i niepohamowana chęć
rebelii na czymś, co wystarczająco porusza temat. – Domyślam się, że praca
którą wykonałam nie jest oczywista. Nie znajdziecie w niej państwo czarno na
białym prostej różnicy między podmiotem a otoczeniem. Każda dysproporcja ma
swoje przesłanie, prosi o to, by poświęcić jej więcej niż sekundę. W pewien sposób
pragnęłam zmusić was – odbiorców, do zrozumienia prawdziwego sensu słowa „kontrast”,
w nieoczywistych okolicznościach.
Wypuściłam
z siebie jak najciszej powietrze i zwróciłam twarz w lewą stronę, gdzie
techniczni tylko czekali na mój znak gotowości. Skinęłam na jednego z nich
głową i mogłam poczuć rosnącą radość, bo stałam na tle swojej pierwszej
fotografii. Była moja, ludzie ją oglądali i wyrażali po cichu w swoich głowach
opinie na jej temat. Moim zadaniem teraz było wytłumaczenie swojej twórczości i
próba przekonania ich, że nie jest ze mną źle.
- Ta fotografia wygląda
zwyczajnie, dwóch przyjaciół idzie przez Londyn. Są zwróceni do nas tyłem, więc
niewiele jesteśmy w stanie o nich powiedzieć poza tym, w co są ubrani. –
zaczęłam, lekko zerkając kątem oka na duży obraz. – Ale to projekt o
kontrastach, prawda? No więc gdzie ten kontrast? – zaśmiałam się, pół żartem
pół z nerwów. – Otóż, gdy uważniej przypatrzymy się dwóm mężczyznom, każdy z
nich patrzy w inną stronę. Ten po lewej ma zwróconą twarz na kształtną kobietę,
która idzie niedaleko przed nim, drugi zaś ogląda wystawę dzielnicowej
księgarni, na której jest plakat jednego z przyrodniczych wydawnictw.
Odrębnością dla mnie w tej scenie są dwa odmienne charaktery, które mimo
wszystko idą obok siebie przez miasto i są wciąż dla siebie znajomymi. Mogliby
państwo doszukiwać się w moim odbiorze pewnej nadinterpretacji, jednak
przypatrzmy się uważniej. Celowo utrzymałam naturalne kolory zdjęcia by
podkreślić dokładniejszą reakcję obu panów…- zaczęłam się rozpływać, czułam się
jak ryba w wodzie mówiąc o tym, co zrobiłam. Nabierałam stopniowo pewności
siebie i giętkości w temacie, który przez kilka miesięcy musiał być wręcz
obiektem mojej fascynacji, by wypadł przynajmniej dobrze.
Wyświetlonych zostało jeszcze kolejnych sześć zdjęć,
które zrobiłam. Każde od ogółu do szczegółu omówiłam, przedstawiłam swój zamysł
i w gruncie rzeczy prosty przekaz, jaki w sobie zawierają. Wystarczyło na
wszystko spojrzeć z ludzkiej strony, nie doszukiwać się miliona niepotrzebnych
komentarzy.
W momencie, gdy przestałam mówić od razu poczułam jak
spływa po mnie fala gorąca. Głowy uroczystości po mojej prawej stronie zaczęły
bić brawo, a publiczność kontynuowała. Przynajmniej nie słychać było mojego
westchnięcia i nerwowego oddechu, prawda?
- Dziękujemy bardzo,
panno Holmes. – usłyszałam od swojego rektora. Skinęłam grzecznie głową i
czekałam, aż poruszy kolejny temat. – Myślę, że wyczerpała pani temat swojej
części projektu, nie mam do czego się przyczepić. – zaśmiał się, a z nim
niektóre osoby. Być może trochę przesadziłam z mówieniem… - Tak czy inaczej,
wciąż przed nami kolejna część pani wystąpienia. I tutaj chyba należy się słowo
wstępu.. – uśmiechnął się do mnie znacząco i chyba już wiedziałam, co chciał
powiedzieć. – Otóż, drodzy państwo, jakiś czas temu po popołudniowych zajęciach
w LSP przyszła do mnie nieśmiała dziewczyna. Było to pod koniec tygodnia, w
którym rozmawialiśmy o pracy nad pierwszym i najważniejszym projektem
przyszłych absolwentów szkoły. Pamiętam, jak skrępowana usiadła przy moim
biurku i długo zbierała się z tym, by cokolwiek powiedzieć. Wcześniej już
zorientowałem się, że jest bardzo młoda ale i z potężnym potencjałem. Zapytała
mnie, czy w dniu prezentacji owych projektów, czyli podczas zakończenia roku,
konieczne jest pokazanie gotowej już pracy. Zdziwiło mnie to, no bo nikt
wcześniej nie zadał mi takiego pytania. – Opowiadał dalej, a ja widziałam tę
scenę przed swoimi oczyma bardzo dokładnie. – Zauważyłem jej ogromną
determinację więc rozumiałem, że może to mieć dla niej ważny sens. Spytałem
więc, czy jeśli pokaże tylko fragment, to będzie on wystarczająco dobry, bym
dał jej tytuł absolwentki. Ona na to odpowiedziała… - Zwrócił się całkowicie do
mnie, a moje policzki oczywiście były już w kolorze głębokiej purpury. - ..”Jeśli
moje życie do tej pory będzie wystarczająco dobre, to każde jedno zdjęcie
będzie dla mnie warte więcej, niż tytuł absolwentki.”. – zapanowała chwila
ciszy, aż w końcu podszedł do mnie i położył mi rękę na ramieniu. Ścisnął je i
już chciał coś dodać, lecz w zamian uśmiechnął się dumnie i zwrócił do
publiczności. – Jest jeszcze jedna rzecz, o którą chciałbym zapytać, choć
domyślam się odpowiedzi. Kiedy planujesz skończyć swoje dzieło?
Mówił o mnie z takim przekonaniem i dumą, że poczułam się
bardzo wiele warta. Pokazane miały zostać za chwilę moje urywki życia, które
utkwiły w mojej pamięci na stałe. Coś, co wciąż trwa i trwać będzie, a projekt
zostanie skończony, zamknięty i w jakiejkolwiek formie opublikowany…
- Wtedy, kiedy będę w stu
procentach pewna, że nie ma dla mnie jutra. – powiedziałam i w obawie przed
łzami w oczach, wirowałam wzrokiem po całej sali. Natknęłam się na blond włosy,
które jakiś czas wcześniej miałam między palcami jako ukojenie nerwów. Uśmiechnął
się do mnie szczerze a jego usta, tak pięknie dumne wypowiedziały dwa słowa,
których potrzebowałam. – Oto mój nieskończony projekt, pod tytułem „Anna”. –
dodałam wciąż wpatrzona w niego, by przypadkiem nie stracić kontroli nad sobą. Światła
znów odrobinę pociemniały, a ekran tuż za mną zaczął pokazywać poszczególne
sceny.
Pierwsze. Podarte pudełko po pierwszych markowych
trampkach, zapełnione po brzegi ulubionymi płytami, książkami i pełne atlasów
geograficznych. Na wierzchu wykorzystany już bilet do Londynu, na jedno z
podrzędnych lotnisk.
Drugie. Zasiane fiołki w końcu wyrosły ze szklanki jako
prowizorycznej doniczki w tym samym dniu, kiedy przyjęli mnie do Akademii.
Trzecie. Paczka z domu. Szarlotka przeciekła przez spód,
musiałam zjadać łyżeczką z umytej chwilę wcześniej podłogi.
Czwarte. Naga natura obrzeży Holmes Chapel. Na pobliskim
drzewie stare, wyryte cyrklem inicjały mojego przyjaciela i jego pierwszej
dziewczyny. Miał wtedy dziewięć lat.
Piąte. Nieposkromione światła na dużym wydarzeniu
muzycznym. Neony, brokat, ciemne niebo i porażające, elektryzujące wręcz
doznania.
Szóste. Szara pogoda, stłuczony kubek i rozlana herbata.
Miałam kryzys, absolutnie nic nie szło po mojej myśli.
Siódme. Widok z ogrodu, po raz pierwszy od dłuższego
czasu zaświeciło słońce. Czułam się silniejsza.
Ósme. Leżał na plaży, podparty jedynie łokciami. Chwile wcześniej
wyplątałam się z jego uścisku by zrobić zdjęcie jego pięknej posturze razem ze
wschodzącym słońcem na Zachodnim Wybrzeżu, w poranek po obchodach moich
wymarzonych urodzin. Obok niego ostatnia buteleczka smakowej wódki i moja
neonowa Penny Board w tym samym, różowym kolorze.
Dziewiąte. Wspomnienie pierwszych tak szczęśliwych,
grupowych wakacji. Cała paczka pianek wylądowała w krzywym ognisku, przez
czyjąś nieuwagę.
Dziesiąte. Jego uśmiech. Idealnie równe zęby, zmarszczki
przy malinowych ustach i podniesiony odrobinę nos. Ucięłam kadr tuż pod oczami,
które świeciły się wtedy prosto do mnie. Na dole zdjęcia widać, jak wyciąga w
stronę obiektywu ręce. Zabrał mi aparat i mocno do siebie przytulił.
Światło powoli wróciło do normalnego. Ekran gasł,
atmosfera wydawała mi się wciąż gęsta i nieprzejrzysta. Serce mi biło w
potwornym tempie, obawiałam się każdej reakcji na to, co pokazałam. Mimo faktu,
że całkowicie pewna byłam każdej fotografii i nie chciałam, żeby wyglądało to
inaczej, zawsze pozostawała ta nuta obawy, co pomyślą inni. Dlatego
potrzebowałam jak najszybciej pozbierać się, wygrać walkę ze stresem i zejść ze
sceny ze zwycięską miną. Organizatorzy wieczoru wstali ze swoich krzeseł,
zaczęli bić brawo. Dla formalności publiczność zrobiła to samo, wciąż zostając
na miejscach. Jak się jednak okazało – nie wszyscy. Jedna osoba wstała i uśmiechała
się nie szeroko, lecz w ten spokojny sposób. Był dumny, widziałam to.
Uśmiechnęłam się, bo ludzie dookoła niego nie wiedzieli czy też mają wstać, czy
może raczej śmiać się z tego, co zrobił. Nie mieli pojęcia ile emocji mnie to
kosztowało, dostali kawałek mnie prosto na tacy, tak zwyczajnie.
- Dziękuję, panno Holmes.
– zwrócił się do mnie profesor Leanza i skinął głową z aprobatą. Również podziękowałam
i powoli, kontrolując trzęsące się kolana pokierowałam się tam, skąd przyszłam.
Niektórzy odprowadzali mnie wzrokiem, jeszcze inni
uciekali lub unosili kąciki ust w przyjaznym geście. Rozejrzałam się dookoła
siebie dla pewności, czy daleko jeszcze do mojego rzędu. Niedaleko musiałam patrzeć,
bo Niall jeszcze nie usiadł. Czekał na mnie, a gdy już do niego dochodziłam
wyszedł mi naprzeciw i nie dał w żaden sposób zareagować, po prostu przyciągnął
mnie do siebie i mocno objął. Odetchnęłam jego zapachem i czułam jak masuje
moje plecy.
- Byłaś cudowna. –
mruknął gdzieś w moich włosach i ucałował moją głowę. Byłam więcej niż szczęśliwa,
że miałam ramiona, w których mogłam utonąć po takiej dawce nerwów. Poprosiłam
go cicho, żebyśmy już usiedli ze względu na fakt, że oklaski już ucichły i
zapewne skupialiśmy na sobie uwagę. Miałam wystarczająco rozgrzane do
czerwoności policzki, obojętnie jak bardzo pragnęłam być blisko jego ciała, w
tamtej chwili wciąż nie uciekłam jeszcze od stresu. Usiadł zaraz po mnie i
chwycił moją dłoń. Przysunął ją sobie do ust i tak trwał w tej pozycji przez
dobrych kilka minut, pozwalając mi złapać w końcu równomierny oddech. Próbowałam
się skupić na kolejnej prezentacji, ale nie potrafiłam. Właśnie udało mi się
pokazać moje prace, nad którymi w sumie spędzałam większość mojego czasu.
Miałam jedynie nadzieję, że pozytywne słowa profesora dotarły do chociaż części
publiczności. Fala krytyki po takim wysiłku emocjonalnym miałaby znaczenie destrukcyjne.
Ostatnie brawa ucichły, a podniósł się gwar wstających
ludzi, gromkich rozmów i pomruków. Trzymał dłoń na dole moich pleców, by
bezpiecznie przejść ze mną przez tłum. Obdarzona zostałam kilkoma spojrzeniami,
nie do końca wiedziałam o jakim nacechowaniu. Niewiele do mnie docierało, wciąż
byłam pod wrażeniem swojego dokonania, umiejętności wybronienia się i
postawienia swojego zdania publicznie.
Wyszliśmy do części wystawowej Galerii i od razu
rozluźniło się, goście porozchodzili się po kątach i kolejnych salach.
- Anne? – usłyszałam
starszy, męski głos obok siebie. Leanza wraz z dwojgiem nauczycieli z Akademii
uśmiechali się do mnie serdecznie. Nawet mimo takiej obstawy szych fotografii,
ciepła dłoń nie znikała z moich lędźwi. Wiedział, że potrzebuję oparcia,
świadomości jego obecności. – W imieniu całej kadry chcielibyśmy ci naprawdę
pogratulować. Wszystko co zrobiłaś było przemyślane, nie przyszłaś do nas z
niczym. Bardzo się z tego cieszę i mogę być dumny, że jesteś absolwentką mojej
szkoły. – podał mi rękę, którą od razu uścisnęłam.
- Dziękuję, profesorze.
Naprawdę mi na tym zależało. – słabo się uśmiechnęłam i w duchu głęboko
odetchnęłam. Udało mi się?
- Pamiętaj, zawsze znajdą
się ludzie krytykujący to, co robisz. Nie daj się im zjeść, twoja praca jest
więcej warta. – kobieta po jego prawej dodała i również jej podziękowałam. Zamówiliśmy
jeszcze kilka słów i czułam, jak wielki ciężar powoli spada z całego mojego
ciała.
- O matko… - jęknęłam. Odwróciłam
się do blondyna i oparłam się głową o jego klatkę piersiową.
- Wiedziałem, że sobie
poradzisz. – objął moją talię jednym ramieniem i cicho zaśmiał się z mojego
najwyraźniej widocznego zmęczenia wymieszanego z ulgą.
- Wypiję chyba dzisiaj
cały zapas ziół na dobranoc.. – dodałam z uśmiechem. Pogłaskał mnie po plecach
i przytulił do siebie po raz kolejny, bym odetchnęła. – Wiesz co? – spytałam po chwili namysłu.
Uniosłam głowę tak, by mieć idealny widok na jego twarz i obserwowałam, jak w
ten swój charakterystyczny sposób unosi brwi. Wywołał tym mój kolejny uśmiech.
- No co? – spytał,
splatając swoje dłonie na moich plecach. – Co moja piękna i zdolna ma do
powiedzenia, hmm?
- Kocham cię. –
spojrzałam mu prosto w oczy i uśmiechnęłam się jeszcze szerzej, bo błękitne
iskierki wesoło migotały na tle jego tęczówek.
- No coś takiego! –
mruknął, przekomarzając się ze mną. Pokręcił z udawaną dezaprobatą głową, gdy
ja wyciągałam prawą rękę na jego kark. Nie musiałam wkładać w to wiele wysiłku,
bo po chwili sam przybliżył do mnie swą twarz i pocałował mnie. Z początku
jedynie delikatnie i elegancko muskał wargami moje już nie drżące usta, by po
chwili mocniej do mnie przywrzeć. I znów płynęłam, tyle że w jego dotyku. Rozluźniał
mnie, prowadził do zupełnie innej krainy i pozwalał, bym czuła się najlepiej
jak to możliwe.
Oderwaliśmy się od siebie ze słyszalnym dla nas
mlaśnięciem. Opadłam pewniej na pięty i dostałam jeszcze jednego, szybkiego
buziaka zanim szeroko się zdążyłam uśmiechnąć.
- Dawno się nie
widziałyśmy, prawda? – usłyszałam za sobą damski, nieco zirytowany ton głosu.
Wiedziałam, że nie obejdzie się bez atrakcji, czułam to.
Odwróciłam się od Nialla, który pewnie i niewzruszenie
objął mnie w talii. Blondynka, która stanęła przed nami była właśnie tą, o
której wspominał przed rozpoczęciem prezentacji. Dokładnie ta sama, która miała
w zwyczaju mieszać mnie z błotem.
- Och, Jessica. Cóż za
niespodzianka. – uśmiechnęłam się z zaciśniętymi ustami. Jej obydwie ręce
obejmowały świecącą z daleka kopertówkę, która pasowała do równie rzucającej
się w oczy, małej czarnej.
- Dość kontrowersyjne
wystąpnienie, nie sądzisz? – spytała, przechylając delikatnie głowę na bok. Nie
mogłam znieść widoku jej perfekcyjnie wypudrowanej twarzy i fałszywego
uśmiechu, który gotów był do niszczenia każdego.
- Zdania są podzielone. –
odparłam równie pewnie, starając się nie przekroczyć żadnej granicy. Nie
potrzebne są dodatkowe nerwy, prawda?
- Nie martw się, na pewno
kilka czasopism lub serwisów postara się o sprawiedliwą opinię. Wtedy wszystko
będzie jasne, prawda? Nie będziesz się musiała domyślać, co poszło nie
tak. – dodała, a ja miałam ogromną
ochotę po prostu wyjść. Nie sprzyjała mi jednak obecność miliona ludzi dookoła,
która na taką szybką ewakuację by nie pozwoliła.
- Obojętnie jakie by nie
były.. przynajmniej wiemy, że jest zdolna. – usłyszałam obok siebie. Niall
mocniej zacisnął dłoń na moim biodrze i dodał mi otuchy swoim ciepłym wyrazem
twarzy. Blondynka zmierzyła go wzrokiem, zanim uniosła jedną z brwi.
- Anne, jak mogłaś mnie
nie poznać ze swoim słynnym chłopakiem? – spytała, podpierając się w pasie. –
Jessica Barcklay, miło cię poznać. – wyciągnęła do niego rękę, wręcz prosząc
się o ucałowanie wierzchu dłoni. Ostatkami siły woli powstrzymywałam się, żeby
nie parsknąć śmiechem. Bałam się, że jego reakcja do tego by doprowadziła, więc
odwróciłam oczy w zupełnie inną stronę.
- Myślałem, że skoro
wystarczająco znasz Annie, żeby ją oceniać to uznasz, że pierwsze spotkanie ze
mną masz za sobą. – powiedział, a ja od razu poczułam w tym jego piękny,
prześmiewczy ton. Od razu moja twarz wystrzeliła do niego z wielkim uśmiechem,
obojętnie jak bardzo nie chciałam go pokazywać stojącej przy nas dziewczynie. W
tym momencie pragnęłam podziękować całemu światu za to, że Niall potrafi być
arogancki. Boże, mój niegrzeczny chłopak. – Mój błąd.
- Och, każdy popełnia
błędy, nie przejmuj się. – próbowała się ratować, krzywo uśmiechnąć.
- Cieszę się, że masz tego
świadomość. – dodał, a ja byłam już cała jego.
- Przepraszam, ale porwę
go na chwilę, nie gniewaj się. – słodko się uśmiechnęłam do Jessiki i zanim
zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, pociągnęłam go za ramię o kilka kroków i nie
powstrzymywałam się. Jeśli mieliby o mnie gadać, niech gadają. Musiałam
wycałować chłopaka, który był dla mnie wszystkim.