Jesień była trudnym
okresem. Od zawsze kojarzyła się z rozpoczęciem roku szkolnego, nowymi
obowiązkami oraz planowaniem Świąt. Moja jesień pełna była podróży samolotem,
przemieszczania się, wpisywania nowych wydarzeń do kalendarza i przyklejania
sobie żółtych karteczek na pierwsze strony notesów, żeby o czymś nie zapomnieć.
Cierpiałam na bóle głowy i mdłości spowodowane tak szybkimi i ciągłymi zmianami
stref czasowych.
Przed oczami co i rusz
pojawiały się nowe notatki, dokumenty, foldery i podręczniki. Moje uszy
wsłuchiwały się w porady wykładowców, słowa pochwały mojej mamy przez telefon i
muzykę Nialla. Jego głosu było pełno, od radia w samochodzie, przez telewizję i
nagrania z wywiadów, aż po samo przebywanie z nim. Był moim tłem do najbardziej
przyziemnych czynności i nawet jeśli mnie gdzieś z nim nie było, wiedziałam
kiedy i jak dobrze zaśpiewał. Robiłam wszystko, by być na bieżąco i móc w
odpowiednich momentach przywitać go szczególnie mocnym pocałunkiem, pełnym dumy
i podwójnej dawki miłości.
Zaliczenie kolejnego etapu
studiów, kiedy pół roku akademickiego spędziło się w domu na drugim końcu
świata, nie należało do najłatwiejszych. Wymagało ekspresowego przeczytania
wielu podręczników i zdania egzaminów, często ustnych, bo prowadzący nie mieli
czasu na użeranie się z niedokładnymi studentami. Całe szczęście bezsenność
podczas lotów transatlantyckich pozwalała mi na nadrobienie chociaż części
materiału.
Trzy nieco grubsze książki
wylądowały na tylnym siedzeniu mojego samochodu. Wyprostowałam się, oparłszy
się ręką o drzwi, nie mogąc poradzić sobie z uciążliwym bólem pleców. Już
którąś godzinę błądziłam od budynku do budynku, przejeżdżałam kilka przecznic,
żeby było bliżej, oddawałam prace, zbierałam sylabusy i odznaczałam w nich, co
jeszcze mam do załatwienia. Rosła ilość rzeczy do napisania, więc po raz
ostatni zerknęłam na stos książek, które zdobyłam. Miałam nadzieję, że one oraz
zawartość Internetu wystarczą do tych kilku naukowych wypocin, bo traciłam już
siły.
Usiadłam w fotelu kierowcy i odetchnęłam z ulgą. Dzień
był zaskakująco ciepły i słoneczny, ale nawet się tym nie nacieszyłam. Czułam
jedynie jak moja skóra lepi się do białej koszulki pod skórzaną kurtką od
ciągłej bieganiny. Sięgnęłam po butelkę wody, która towarzyszyła mi od rana i
dopiłam ostatnie dwa łyki, w międzyczasie budząc silnik Range Rovera do życia.
Zegar na ekranie pomiędzy fotelami powiedział mi, że zbliżała się pora mojej
kolacji. Mój żołądek od razu zerwał się do wydawania spragnionych dźwięków i
nieprzyjemnego ssania. Zapięłam pas i zanim ruszyłam z miejsca parkingowego,
wykręciłam Nialla numer i włączyłam zestaw głośnomówiący. Odezwał się, gdy włączyłam
się do ruchu.
- Hey Bunny! – Usłyszałam w
głośnikach jego głos i momentalnie rozluźniłam się. Zachichotałam, gdy zdałam
sobie sprawę jak mnie nazwał.
- Bunny? Od kiedy mówisz na mnie
„króliczku”?
- Nie podoba ci się?
- Nie, jest w porządku. – Zaprzeczyłam. – Urocze. – Dodałam po chwili,
uśmiechając się do siebie. – Jak poszło dzisiaj w radiu?
- Trochę drętwe pytania, jak zwykle te same. Myślałem, że już wszyscy
wiedzą o moich inspiracjach Fleetwood Mac i The Eagles.
- Najwyraźniej nie. – Skręciłam w lewo, w drogę wyjazdową z Londynu.
- Spóźniłem się na przymiarkę z Ellie, więc zabrałem ją potem na lunch.
Musiała mi sprzedać kilka adresów wegańskich knajp, bo nie miałem pojęcia,
gdzie dostanie coś dla siebie.
- Dobrze, że twój króliczek je mięso, co? – Zaśmiałam się.
- No pewnie, mniej się trzeba wysilać. – Zawtórował mi. – Wróciłem jakieś
pół godziny temu. Kiedy będziesz?
- Właśnie wyjechałam spod wydziału. Policzmy mały korek, to pewnie za jakąś
godzinę.
- Dalej ci się kręci w głowie?
- Trochę mniej, ale jestem potwornie głodna, więc pewnie wrócą mdłości.
Dlatego wolałabym już być w domu. – Zaszkliły mi się oczy. Ze zmęczenia, z
przejęcia, z dwuznaczności moich słów.
- Jakby coś się działo po drodze, daj mi znać.
- Dobrze.
Głośna muzyka rozluźniała
moje spięte ciało. Ciepły głos Tommo mieszał się z moimi skrzypiącymi,
nierównymi próbami wylania z siebie wszelkiej frustracji. Dźwięki odbijały się
od zamkniętych szyb i przechodziły przeze mnie, pomagając mi poradzić sobie ze
stresem w zdrowy sposób. Zjechałam z drogi szybkiego ruchu i pokręciłam w rytm
głową, ciesząc się z coraz krótszej odległości dzielącej mnie od domu.
Piosenka w pewnym momencie
ucichła, a na ekranie po mojej lewej stronie pojawiło się połączenie
przychodzące. Przycisnęłam zieloną słuchawkę i spojrzałam znów przed siebie,
nie chcąc przegapić właściwego skrzyżowania.
- Chcesz coś ze sklepu? Zaraz będę przejeżdżać obok. – Zapytałam bez
przywitania.
- O jedzenie się nie martw. – Jego wesoły głos rozbrzmiał w głośnikach, z
których przed chwilą płynęła muzyka na ukojenie nerwów. Uśmiechnęłam się do
siebie, bo to znaczyło, że zrobił mi kolację, albo zamówił coś dobrego. – Malia
do mnie napisała. Mówiła, że ma dla mnie jakieś wywołane zdjęcia z teledysku i
koniecznie musimy je omówić. – Ściągnęłam brwi w zastanowieniu. Reżyserka miała
oko i była naprawdę ambitna, ale nie miałam okazji jej jeszcze poznać. Jedynie
słyszałam o niej i widziałam na nagraniu zza kulis, które wypuścili dzisiaj
online.
- Myślałam, że mieliście dzisiaj już spotkanie? – Zasugerowałam.
Potrzebowałam spokojnego wieczoru bez obowiązków. Chciałam po prostu z nim
usiąść i obejrzeć losowy program telewizyjny, zasnąć przypadkiem na kanapie i
obudzić się, gdy chce mnie zaprowadzić do łóżka.
- Bo mieliśmy, była ona, chłopaki, dwóch gości z wytwórni, Ellie i
dziewczyny. – Wymienił z westchnięciem.
- Pytałeś Tarę, o co chodzi? – Myślałam na głos. Dociekałam, bo nie
chciałam, żeby znowu wychodził. Tara zawsze była rozwiązaniem, bo ze względu na
pełnioną funkcję prywatnej asystentki, wszystko przechodziło najpierw przez
nią, żeby nie zasypać Nialla zbyt dużą dawką informacji za jednym razem.
- Właśnie do niej dzwoniłem. Mówiła, że nie wie o co chodzi. Ale radziła
posłuchać, bo może przedłużymy współpracę z nią. – Zwolniłam trochę na drodze,
na której nie było zbyt wiele świateł. Na szczęście przede mną jechało kilka
innych aut i nie miałam w sobie lęku, że coś mnie zaskoczy. Westchnęłam i przez
chwilę milczałam. Zagryzłam wargę i czułam, jak łzy zbierają się w moich
oczach. Byłam potwornie zmęczona.
- Ile cię nie będzie? – Zapytałam wprost.
- No właśnie powiedziałem jej, że nie wychodzę z domu. Jeżeli ma coś do
omówienia i jest to pilne, może przyjechać z interesem.
- Jesteś pewien? – Z rozwagą planowaliśmy, kogo zapraszamy do naszego
nowego domu. Długo walczyliśmy o utrzymanie adresu w tajemnicy i znali go tylko
najbliżsi, nawet nie wszyscy z jego współpracowników.
- Dlatego do ciebie dzwonię. Ja nie mam nic przeciwko, ufam jej. Jeśli nie
chcesz, powiem jej, że cokolwiek to jest musi zaczekać do jutra. – Mówił.
Szarpała mną świadomość, że lada dzień wychodzi jego pierwsza płyta i wszystko
powinno być dopięte na ostatni guzik i obejść się bez nerwów.
- W porządku. – Westchnęłam. – Ale jak tylko wejdę do domu, przebieram się
w piżamę i jem, ile wlezie. I nie zwracam uwagi na to, jak ważny jest nasz
gość. – Powiedziałam, na co oboje delikatnie się zaśmialiśmy. Choć mi nie było
aż tak do śmiechu, bo potrzebowałam spokoju.
- Może się dogadacie, siedzicie w jednej branży. – Dodał na odchodne.
Może. Ale miałam pewne
wątpliwości.
Gdy wysiadłam z samochodu,
moja skóra zetknęła się z ostrym, chłodnym powietrzem. Wieczory przychodziły z
coraz niższymi temperaturami, które prosiły się o szybkie wejście do
ogrzewanego pomieszczenia. Oparłam się ramieniem o drzwi, przyzwyczajając
organizm do ruchu i czekając, aż chwiejny obraz się uspokoi. Powolnymi ruchami
zabrałam z tylnego siedzenia kilka książek i dokumenty, dając radę za jednym
chwytem. Zamknęłam drzwi odpychając je mocno biodrem. Zerknęłam, czy brama
wjazdowa się do końca zasunęła, po czym odchyliłam ramię torby i wygrzebałam z
bocznej kieszonki metalowy breloczek, który trzymał klucze do domu.
Przeszłam pomiędzy dwoma
zadbanymi grządkami aż do werandy, kiedy zewnętrzna lampka zapaliła się. Nie
tylko ta włączana z każdym ruchem przed wejściem, ale też punktowa, nad samymi
drzwiami. Otworzyły się przede mną z cichym przesunięciem zamka. Ciepła
poświata z wnętrza domu rozświetliła mi drogę jeszcze bardziej. Niall wychylił
się, trzymając klamkę. Nie widziałam go dzisiaj przed wyjściem, więc z
przyjemnością zauważyłam ciemne jeansy i granatową koszulkę z długim, podciągniętym
rękawem. W najprostszych zestawach wyglądał najkorzystniej, więc z tego powodu
uśmiechnęłam się szerzej.
- Oi, robi się już zimno. –
Zauważył. – Daj mi coś. – Wyciągnął do mnie ręce, więc wystawiłam do niego
najcięższe książki.
- Dzięki. – Mruknęłam. Weszłam do środka i od razu ruszyłam w stronę
kuchni, gdzie na użytkowej wysepce z marmurowym blatem położyłam torbę i stos
dokumentów, które już się nie mieściły w teczce. Z daleka widziałam, że
telewizor jest włączony na kanał sportowy. Kominek, który był jedną z moich
ulubionych rzeczy w nowym domu, również rozświetlał salon. Wszędzie zapalone
były światła i dodało mi to od razu otuchy.
Moje książki wylądowały
obok papierów. Dostrzegłam, że na kuchence stoją dwa garnki, dwa czyste talerze
leżą przygotowane na blacie obok. Dopiero po chwili zwróciłam uwagę na zapach,
który unosił się w domu. Komponował się idealnie z ciepłą atmosferą, która
leczyła zmęczone dusze.
- To co, do wyjazdu wszystko już masz załatwione? – Rzucił, skinąwszy głową
na stertę dokumentów. Na to pytanie zrobiło mi się od razu niedobrze, bo myśl o
natłoku obowiązków spędzała mi sen z powiek. Złapał mnie w tułowiu i przycisnął
swoje usta do boku mojej głowy, wracając szybkim krokiem do parującej patelni.
Westchnęłam cicho i zwróciłam oczy do sufitu, by uspokoić nerwy ze zmęczenia.
Przez dłuższy czas
myślałam, że pogodzenie Londynu i Los Angeles będzie jak najbardziej wykonalne.
Nie mniej niż dwa tygodnie potrzebował w jednym z miejsc, więc zostawiało mi to
trochę czasu na przestawienie się osiem godzin do przodu lub w tył. Dało mi to
też swobodę planowania kolejnych rzeczy w mojej własnej karierze naukowej, więc
ze spokojem żyłam z dnia na dzień, ale wciąż z kalendarzem w ręku. Pamiętam
czasy zespołu i jak bardzo intensywny tryb życia musiał być wprowadzony właśnie
wtedy, ale byliśmy na trochę innym etapie w związku. Poza nami był ktoś
jeszcze, żeby zająć się domem, ja zajmowałam się jedynie fotografią. Pomimo
natężonego ruchu, wydawało się to wszystko łatwiejsze.
Teraz łzy napływały mi do
oczu na myśl o najbliższym tygodniu. Mieliśmy wtorek. W środę wieczorem
mieliśmy samolot do Los Angeles, żeby zdążył jeszcze nagrać odcinek u Ellen,
dać kilka wywiadów z wyprzedzeniem, w czwartek wieczorem zagrać premierowy koncert,
kiedy płyta wchodzi do sprzedaży. Pomiędzy tym wszystkim Tara na bieżąco
informowała go, gdzie i kiedy może, ale nie musi się pojawić, z kim jeszcze
jest umówione spotkanie, a kiedy zostawić czas na spanie. Na część tych
wydarzeń nie musiałam chodzić, ale nie sposób ominąć premierę jego solowej
płyty. Nie podchodziło to w ogóle pod jakiekolwiek wątpliwości. Jedynym
problemem był mój własny rozwój, który też był ważny i wymagał bardzo dużo
czasu i poświęcenia. Bo o ile w weekend mogłam zostać w nim w Stanach, to
najpóźniej we wtorek rano musiałam znaleźć się z powrotem w Londynie, żeby
przyjść na rozmowę z dziekanem, zaliczyć egzamin i oddać kilka zaległych prac.
Mój organizm potrzebował minimum trzy doby, żeby w pełni funkcjonować w nowej
strefie czasowej. Nie wiedziałam, czy w samolocie mam spać, czy nadrabiać
zaległości i czytać istotne dla mnie książki do kolejnej pracy naukowej.
Niall był wyrozumiały. Tak
jak mógłby się spodziewać tego każdy w silnym związku. Ale też się złościł. Bo
on sam poszedł inną ścieżką i nie dane mu było nawet skończyć szkoły. Nawzajem
się frustrowaliśmy, bo każde z nas miało coś innego – ja zdobywałam
wykształcenie uniwersyteckie, a on tworzył muzykę ze znakomitymi artystami i
zarabiał na swojej największej miłości i talencie.
Dlatego zdziwił się, gdy
pokręciłam przecząco głową. Ściągnął brwi, gdy stanął do mnie bokiem i mieszał
coś w patelni. Chciał coś powiedzieć, otworzył już usta, ale przerwał mu
dzwonek mojego telefonu. Odwrócił się do mnie tyłem i oglądałam jego spięte
plecy, gdy drżącą ręką wyciągałam urządzenie z kieszeni. Serce złamało mi się
na znak, że dzwoni mama. I gdzie miałam jeszcze wkleić w to wszystko powroty do
domu?
- Nie odbierzesz? – Zapytał, wciąż stojąc do mnie tyłem. Jego ton był
trochę oschły, tak jakby miał mi za złe, że znowu milknę i nie rozmawiam z nim.
Odrzuciłam połączenie i z niewielkim hukiem odłożyłam urządzenie na blat.
- Oddzwonię do mamy później. – Podkreśliłam hasło „mama”. – Jesteś na mnie
zły?
- Co? – Odwrócił do mne głowę. – Dlaczego tak uważasz? Nie krzyczę, nie
rzucam talerzami, robię ci kolację. To ci wygląda na bycie złym? – Uniósł
wyzywająco brew. Nie lubiłam tego tonu.
- Wkurzony? Podirytowany? Nie wiem, jakiego użyć przymiotnika. – Zrobiło mi
się ciepło, musiałam zdjąć z siebie kurtkę i rozluźnić kołnierzyk bluzki.
- A myślałem, że to ty uczysz się na uniwersytecie. – Mruknął. Pewnie nie
chciał, żebym dosłyszała, ale niestety dotarły do mnie jego słowa.
- Czyli co, jesteś zły, bo nie radzę sobie ze wszystkimi obowiązkami? Może
powinnam w ogóle rzucić studia i tylko czekać na ciebie w domu z obiadem? –
Głos mi drżał, dwa razy się jąknęłam i zapomniałam, jak to jest mieć ładny
lokalny akcent. Zaczynały mną kierować nerwy.
- Nie, ale może za dużo chcesz zrobić na raz? – Podparł się rękami w
biodrach.
- Czy pamiętasz, kiedy ostatni raz zajmowałam się zdjęciami? W pierwszym
miesiącu studiów. Czym się teraz zajmuję? Tylko studiami. Nie moja wina, że mój
chłopak jest gwiazdą! I żeby to co mamy się nie rozpadło, wspieram go na każdym
zadupiu świata! – Podniosłam głos. Łzy ciekły mi po policzkach. Mój umysł był
zmęczony i nie wiedział, co robi.
- Wiedziałaś, na co się piszesz! I teraz jak chcę, żebyś odpoczęła to
dowiaduję się, że nie możesz. Z mojej winy! Dzięki, kotku. Zawsze doceniałem
szczerość w związku. – Zaśmiał się pobłażliwie.
- Nie wierzę, że o to się kłócimy. – Pokręciłam głową. Pociągnęłam nosem i
zamknęłam na chwilę oczy, próbując zebrać myśli. Nie dał mi.
- Nie tylko ty jesteś zmęczona. Ja też. Zwłaszcza, kiedy non stop słyszę,
że na coś nie masz czasu i wydaje ci się, że jesteś ofiarą mojej kariery.
- Dlaczego nie możesz tego przełknąć, że jestem studentką?! – Podniosłam
głos. – Zazdrościsz mi?! A może boisz się, że kiedyś zmądrzeję na tyle, że
znowu zostawię cię w tym wielkim, bogatym domu i będziesz musiał pisać po raz
kolejny o rozstaniach?! – Gorycz lała się z moich ust. – Nie poprawię ci wtedy
pisowni. Będziesz musiał dwa razy płacić edytorom. Stać cię. – Dodałam po
chwili. Z wielkim trzaskiem i stukotem nałożył sobie porcję ryżu z sosem I
rzucił metalową pokrywką, nie dbając o to, co po drodze niszczy. Wyminął mnie,
wychodząc z kuchni, mówiąc tylko jedno słowo.
- Smacznego.
Zapomniałam na jakiś czas,
że byłam głodna. Zabrałam swoje rzeczy i pomaszerowałam na piętro. Chciałam
zmyć z siebie wszystkie nieprzyjemne słowa, wyzbyć się zakotwiczonych myśli i
wyczyścić głowę. Gotowało się jednak we mnie, bo gorąca woda kapiąca pod prysznicem
nawet mnie nie parzyła – za bardzo przejmowałam się tym, co miało miejsce w
kuchni. Kto miał rację? Czy słusznie wytknęłam mu nasze różnice? Warto było
podnosić głos? A może mogłam siedzieć cicho, od samego początku?
Niczego nie byłam pewna,
nic nie wiedziałam. Jedyną rzeczą, jaka świtała w mojej głowie był jego wyraz
twarzy, gdy wychodził z kuchni. Ściągnięte brwi, twardy wzrok. Zaciśnięta
szczęka i rozszerzone nozdrza. Spięcie widoczne na każdej kończynie.
Zdenerwowany i zraniony Niall.
Moje zmęczenie objawiło
się czerwonymi pryszczami na czole i kilkoma maleńkimi na nosie. Ledwie
podnosiłam nogi, gdy dreptałam do garderoby. Wygrzebałam z niej ciepłe spodnie
dresowe i byle jaką, znoszoną koszulkę. Moje ciało wciąż rozgrzane było po
prysznicu, ale domagało się jeszcze jednej warstwy ubrania. Przesunęłam się
więc do półki, na której znalazłam obszerną czarną bluzę. Należała kiedyś do
Nialla i była jedną z tych rzeczy, które założył tylko raz i zaraz potem
zapomniał o jej istnieniu. Wzięłam notes, w którym cały dzień zapisywałam słowa
klucze odnośnie prac pisemnych. Zabrałam jeszcze z torebki telefon i z
niepewnością w duszy, zeszłam na parter.
Telewizor grał już
zdecydowanie ciszej. Weszłam do pustej kuchni, gdzie na blacie wciąż leżał
nietknięty przeze mnie talerz. Zapach dochodzący z patelni był już dużo mniej
intensywny, jej zawartość zdążyła już ostygnąć. Nie widziałam nigdzie jego
talerza, więc zaczęłam się zastanawiać, czy w ogóle wstał z kanapy. Zrobiłam
kilka kroków w stronę salonu, ale zatrzymałam się w połowie kolejnego.
Usłyszałam, że nie jesteśmy sami w domu, damski lekki śmiech odbił się od
ścian. Nie znałam go, więc przypuszczałam, że należy do reżyserki jego
teledysku, która miała przyjść.
Zacisnęłam mocno oczy i odwróciłam się na pięcie, walcząc
ze sobą. To był też mój dom i miałam prawo przywitać się z każdym, kto do niego
wchodzi. Ale czy uważał mnie teraz za równouprawnioną właścicielkę? Czy może
lepiej, żebym im nie przeszkadzała? Moje osobiste pojęcie na temat poznawania
nowych ludzi obudziło się i wywołało delikatną panikę, która wsiąkła w moje
serce. Postanowiłam, dość bezmyślnie, zachować się jak dziecko i siedzieć
cicho, schowana i niewidoczna.
Nałożyłam sobie porcję ryżu i myślałam, że urozmaicę
sobie jedzenie kolacji w samotności odcinkiem serialu. Niewiele jednak
zdziałałam, bo powiadomienie o powoli rozładowującej się baterii w telefonie,
nie ułatwiało mi sprawy. Gdy dzisiaj rano wychodziłam z domu, ładowarkę razem z
laptopem zostawiłam z brzegu kanapy w salonie. Idealnie.
Wciąż słyszałam szum telewizji, więc nie mogli być nie
wiadomo jak zajęci.
A przynajmniej jeszcze nie przeszli do biznesowych spraw, tak się domyślałam. Z jednej strony bardzo nie chciałam tam chodzić, a już na pewno nie kiedy otrzymam od niego zimne i nieprzyjemne spojrzenie. Wiedziałam jednak, że prędzej czy później będzie to nieuniknione – miałam kilka rzeczy do zrobienia na komputerze jeszcze przed pójściem spać.
A przynajmniej jeszcze nie przeszli do biznesowych spraw, tak się domyślałam. Z jednej strony bardzo nie chciałam tam chodzić, a już na pewno nie kiedy otrzymam od niego zimne i nieprzyjemne spojrzenie. Wiedziałam jednak, że prędzej czy później będzie to nieuniknione – miałam kilka rzeczy do zrobienia na komputerze jeszcze przed pójściem spać.
Przeżuwając wciąż kawałek mięsa z sosu, postąpiłam wbrew
swoim lękom i niepewnościom. Byłam u siebie w domu, więc z drugiej strony nikt
nie mógł mi nic złego powiedzieć. Dlatego cicho podeszłam do salonu, skąd
szybko chciałam zabrać dwie potrzebne rzeczy. Minęłam schody i przeszłam koło
dużej ściany z dwustronnym kominkiem, zbliżając się do znajomego mi głosu
Nialla.
- Kiedy je zrobiłaś? – Usłyszałam jego pytanie. Brzmiał na zdziwionego i
poważnego. W końcu dostrzegłam go; stał obok stolika, na którym rozłożonych
było kilka zdjęć w dużych, kwadratowych formatach. W ręku trzymał jedną lśniącą
fotografię, uważnie się jej przyglądając. Kątem oka zauważył, że podchodzę od
tyłu do kanapy, bo odwrócił się w moją stronę. Miał delikatnie, ledwie
zauważalnie uniesioną jedną brew. Zanim cokolwiek powiedział, ubiegłam go.
- Wezmę tylko komputer i ładowarkę, już wam nie przeszkadzam. – Mruknęłam.
W tym samym momencie dotarłam wzrokiem do szczupłej szatynki, którą widziałam
wcześniej jedynie na nagraniu. Zatrzymała swoje oczy na mnie, tak jakby nie
spodziewała się, że ktoś jeszcze jest w domu. Przełknęła niepewnie ślinę, a ja
zrobiłam to, co robi każda dziewczyna w takiej sytuacji. Powędrowałam oczami do
jej ubrania i tego, jak wygląda.
Pierwszą moją myślą, było
jakieś wyjście na imprezę. Przesadnie krótka skórzana spódniczka ledwie
zakrywała jej pośladki, a niemalże całkiem prześwitująca, czarna bluzka, nie
pozwalała nie spojrzeć na koronkowy stanik z push-up’em. Miała kilometrowe nogi
podkreślone przez buty na obcasie. Była szczupła i zadbana. Widziałam w jej
stylu delikatną nutę artystki, ale jedynie przez chwilę. Bo pamiętałam, jak
zupełnie inaczej wyglądała na planie zdjęciowym. W luźnym swetrze i zwyczajnych
jeansach.
- Ty jesteś Malia, tak? – Przerwałam swój ciąg myśli. Niall podrapał się po
karku, więc uznałam to za dobry ruch. Właściwie rozpoznałam sytuację, a mimo
zmęczenia nie było możliwości, żeby ktoś bawił się moim chłopakiem. Wepchnęłam
laptop pod pachę i wycisnęłam z siebie najmilszy uśmiech, wyciągnąwszy do niej
dłoń w geście powitania. – Jestem Anne, miło cię poznać.
- Oh, cześć. – Uścisnęła niepewnie moją rękę i wyraźnie się zmieszała.
Mój wzrok powędrował do bruneta, ale nie zanim nie
spojrzałam raz jeszcze na długość jej spódniczki. Zaczynałam myśleć jak
protekcyjna i nieuprzejma blondynka, którą już dawno przestałam być w całości.
Wiedziałam, że ma słabość do długich nóg, zwłaszcza tych dobrze
wyeksponowanych. Czekałam, aż się nie będzie mógł powstrzymać i opuści wzrok.
Nie zrobił tego jednak, tylko wpatrywał się w zdjęcie, które trzymał.
- Co tam masz? Widzę coś ładnego. – Zauważyłam promiennie. Podeszłam do niego
i ujęłam jego biceps, opuszczając go nieco i udostępniając sobie lepszy widok.
Na pięknie wywołanej fotografii był Niall, we własnej osobie. Z profilu i w
bardzo korzystnym zbliżeniu, gdzie moja uwaga od razu skupiła się na
uwydatnionych rękach. Trzymał gitarę, a największa ostrość była na jego
napiętych bicepsach. Drugim planem była jego skrzywiona w skupieniu twarz,
która często przyprawiała mnie o wiotczenie nóg.
- To są zdjęcia, które nie trafiły do promocji. Pomyślałam, że będzie to miły
prezent z okazji wydania płyty. – Powiedziała. Nie spojrzałam na nią, jedynie
zagryzłam wargę, by powstrzymać się od zbędnego komentarza.
- Są świetne. Dzięki, Mali! – Uśmiechnął się ciasno. Sięgnął po kilka
kolejnych fotografii i pozwolił mi się im przyjrzeć.
Uśmiechałam się, ale z
coraz mniejszą chęcią. Były to naprawdę przemyślane zbliżenia na konkretne
partie jego ciała. Technicznie rzecz biorąc, ponad przeciętne zdjęcia. Z mojego
punktu widzenia, zbyt dokładne, zbyt uwydatniające jego urodę, za bardzo skupione
na jego mimice twarzy w najbardziej wrażliwych momentach utworu. Nigdy nie
mówiłam, że jestem profesjonalistką, zwłaszcza teraz, gdy przestałam robić
zdjęcia. Ale potrafiłam rozpoznać różnicę pomiędzy platonicznym stosunkiem do
modela, a chęcią wydobycia emocjonalnej głębi i zaspokojenia wizualnej
przyjemności. Moje zdjęcia Nialla różniły się od tych, robionych przez Conora
czy innych jego fotografów. Te, które sama robiłam, utrzymane były w podobnej
stylistyce, którą zastosowała reżyserka. Gdy sobie to uświadomiłam, uśmiech na
mojej twarzy był już całkiem sztuczny.
- Teledysk nie jest pełen aż takich detali. – Zauważyłam.
- Trudno było nie zauważyć, jak wiele emocji wywołuje śpiewanie. To jak
serce wyłożone na talerzu. – Odparła. Nie podobało mi się to. Niall nie
reagował. Ja zaczynałam czuć się jak idiotka. – Twoja muza naprawdę musiała dać
ci w kość, Niall. – Zaśmiała się. Naprawdę, nie domyślała się?
Zabolał mnie ten
komentarz. Nie twierdziłam, że był nieprawdziwy. Ale usłyszeć go od kogoś, kto
nie zdaje sobie sprawy z sytuacji i okoliczności powstania niektórych utworów,
nie należało do najprzyjemniejszych. Dawało mi to do zrozumienia, że uważany
jest za niewinnego muzyka, którego zraniła paskudna dziewczyna. Dziewczyna,
która potraktowała go jak śmiecia i zmieliła razem z uczuciami. Dziewczyna,
która była wszystkiemu winna.
W przeciągu kilku
kolejnych sekund przypomniałam sobie, co mu zarzuciłam po powrocie do domu.
Jakich słów użyłam ja, jakich on. Gdyby ktoś nas słuchał z pewnością uznałby,
że wina leży po mojej stronie. Znów byłam tą złą, wybuchową, nieprzebierającą w
słowach pod wpływem emocji. To ja wszystko niszczyłam.
Puściłam jego rękę.
Chciałam wyjść z salonu, zostawić ich samych. Niech sam decyduje, co jest dla
niego dobre, mówi co chce, myśli tylko o sobie. Krótko uśmiechnęłam się do
brunetki i zrobiłam dwa kroki do tyłu. Przełknęłam ślinę, czując się tak bardzo
niepotrzebna.
- Wciąż daje w kość. – Odezwał się. Byłam mu niezmiernie wdzięczna za ten
komentarz. Przewróciłam oczami i odwróciłam się od nich, chcąc znaleźć się jak
najdalej, zanim łzy napłyną mi do oczu.
- Czyżby? – Zdziwiła się. – Myślałam, że mowa o okrutnej byłej, która
odeszła w zapomnienie. – Dodała wnikliwie. Zaczęło dudnić mi w uszach, szłam
zdecydowanie za wolno.
- To pomówienia. Annie potrafi też leczyć serca.
Nie wiem, czy minęło pół
godziny, a ja już leżałam w łóżku. Opierałam się plecami o poduszkę, na nogi
zarzucony miałam jedynie koc, który i tak był mi nie potrzebny. Wszystko mnie
irytowało. Nawet zachowanie głównego bohatera w trzeciej minucie serialu, który
włączyłam na komputerze. Mimo wszystko zrobiłam głośniej, słuchawki mocniej
wcisnęłam do uszu, żeby zapomnieć o wszelkich innych odgłosach w domu i przez
chwilę nie myśleć o tym, co się między nami działo.
Niewiele zdążyłam
zrozumieć z tego, co miało miejsce na ekranie. Moja uwaga została rozproszona,
bo widziałam kątem oka, jak Niall wszedł do sypialni. Podszedł do łóżka po
swojej stronie i wdrapał się na materac, lądując bokiem kilkanaście centymetrów
ode mnie. Starałam się skupić na filmie, ale wyciągnął jedną ze słuchawek z
mojego ucha i zaczął szeptać bezpośrednio do niego, wywołując tym dreszcze na
całym moim ciele.
- Porozmawiamy? – Pocałował potem delikatnie ucho i czekał na moją reakcję.
Nie zatrzymując nawet serialu, zamknęłam laptop i odsunęłam go od siebie razem
ze słuchawkami. Podciągnęłam kolana bliżej siebie i przytuliłam nogi, czując,
jak łzy wypływają powoli z moich oczu.
Niall oparł się bokiem o
wysoko postawione poduszki i patrzył na mnie. Jedną rękę trzymał na zgiętym
kolanie, drugą podpierał na miękkiej poszewce.
- Ann… - Próbował zwrócić moją uwagę, gdy patrzyłam tępym wzrokiem przed
siebie, a łzy ciekły po moich policzkach. – Ya
have to talk to me, bunny. – Dodał delikatnym głosem. Nawet po tym, co do
niego powiedziałam i jak na niego nakrzyczałam, miał cierpliwość i łagodność w
sobie, zachowane specjalnie dla mnie. Jeszcze bardziej pobudziło to moje emocje
i odnosiłam wrażenie, że w naszym związku istnieje brak równowagi. On daje mi
więcej niż ja jemu.
- Przepraszam. – Wypłakałam. Pociągnęłam nosem i odwróciłam do niego twarz
chcąc, żeby zrozumiał moją skruchę. Złapaliśmy kontakt wzrokowy i czułam, jak
znów obnażam się przed nim i krzyczę swoją bezbronnością. – Nie chciałam cię
zranić.
- Wiem. – Mruknął. Ściągnął nieco brwi i patrzył na mnie z troską.
- Bardzo bym chciała żebyś zrozumiał, jak się czuję. – Zaczęłam. –
Studiowanie, nauka… To jest trudne, ale jest to też zajęcie, w którym się
spełniam. Sprawia mi to ogromną przyjemność i satysfakcję. – Siliłam się na
spokojny ton, co i rusz głęboko oddychając. – Cały czas czuję się trochę
niesprawiedliwie, że kosztuje mnie to zrezygnowanie z pracy, bo niezależnie od
tego co mówisz, chciałabym mieć trochę własnego wkładu w budowanie naszego
życia. – Mówiłam powoli i dziesięć razy się zastanawiałam, zanim coś dodam.
- Nie musisz… - Zaczął kręcić głową.
- Daj mi skończyć. – Przerwałam mu, gdy chciał się wtrącić. – Proszę. –
Przytaknął i zamilkł, obserwując jak raz po raz wycieram rękawami jego bluzy
policzki. – I… Jednocześnie wiem, że oboje chcielibyśmy tego samego. Być jak
najwięcej czasu razem. I za każdym razem, kiedy się spełniasz w swojej karierze
marzę o tym, żeby cię wspierać, być z tobą. Chcę, żebyś czuł jaka bardzo jestem
z ciebie dumna i chciałabym być dla ciebie największym wsparciem, bo jestem ci
to winna i zasługujesz na to. Ale jest to dla mnie trudne, kiedy chciałabym też
spełniać się chociaż w jednej ze swoich własnych rzeczy i zainteresowań. –
Przez chwilę milczałam. Nie wiedziałam, gdzie znów zacząć, z której strony
ruszyć. Niall to jednak wykorzystał i nie śmiałam mu przerywać.
- Część mnie nie chce, żebyś traktowała moją karierę jak przeszkodę do
zdobywania własnych sukcesów. – Spoglądał na mnie ostrożnie. – Ale z drugiej
strony boję się, jak skończyłaby się dla nas zbyt długa rozłąka. Nie chcę znowu
mieć cię na dystans, nie chcę widywać cię raz na pół roku. Jesteśmy w tym zbyt
głęboko, Ann. Uważam, że to nie jest już ten etap, kiedy możemy pozwolić sobie
na taki potężny dystans.
- Wiem, rozumiem to. – Odparłam od razu. – Ale to nie jest łatwe, kiedy
chciałabym uczestniczyć w twoim życiu podczas trasy, kiedy ja chciałabym też
zaliczyć wszystkie swoje przedmioty bez większego kłopotu, a może nawet obronić
się w przeciągu najbliższego roku.
- Czyli ciągła walka z czasem jest jedyną możliwością.
- Porozmawiam z ludźmi w dziekanacie. – Powiedziałam stanowczo, nie
przygotowując wcześniej tych słów. – Poproszę, żeby mi wydłużyli cykl studiów.
- Co? Nie ma mowy. – Oburzył się. – Annie, nie będziesz poświęcać swojej
nauki. Któreś z nas musi mieć wykształcenie wyższe. – Dodał ze smutnym
uśmiechem. – Poza tym, nie dyskutuj ze swoim sponsorem.
- To jak mam pogodzić to z twoją trasą? – Uniosłam się. – Niall, nie dam
rady tak!
- Spokojnie, piękna. Nie panikujemy. – Mruknął. Podniósł się z łóżka i
wstał, sięgając po mój kalendarz, który leżał na stoliku w kącie pokoju. Rzucił
go na materac i wyszedł z sypialni, maszerując szybkim krokiem po korytarzu.
Chwilę później wrócił do
mnie akurat, gdy opróżniałam nos. Położył między nami kilka czystych kartek i
mój koszyczek z flamastrami, który stał na moim biurku. Usiadł z lekko
skrzyżowanymi nogami i podłożył pod kartki mój komputer, żeby miały twardą
podkładkę.
- Narysujesz kalendarz? – Poprosił, dając mi do ręki czarny pisak.
Patrzyłam chwilę na niego, czekając na słowo wytłumaczenia. Nie musiał się
odzywać jednak ani słowem, bo gdy tylko uniósł lekko brew i słabo się do mnie
uśmiechnął, zrozumiałam. Skinęłam głową i otworzyłam swój notes, w którym dużo
wcześniej narysowałam już rozkład miesiąca i co mam, kiedy do zrobienia.
Zaczęliśmy planować. Białe
kartki wypełniliśmy kratkami, wystarczająco dużymi, żeby zmieścić wszystkie
nasze powinności. Niall wpisał swoje daty koncertów, spotkań, wywiadów i sesji
zdjęciowych, a ja skupiłam się na egzaminach, najważniejszych zajęciach,
pracach do oddania i obowiązkowych obecnościach na uniwersytecie.
- Zacznijmy od jednego. Jutro lecę sam do LA, czy z tobą? – Zapytał w
pewnej chwili, otwierając swój kalendarz w telefonie na zakładce z nachodzącymi
lotami.
- Ze mną. – Podniósł wzrok, słysząc tę odpowiedź. Musiał obawiać się tego
najbardziej. Wpatrywał się we mnie swoimi błękitnymi oczyma, również gdy
zaczęłam wpisywać na zielono i różowo (dwa kolory dla dwóch osób) „LAX 4:50
PM”. – Ale będę musiała wrócić w poniedziałek porannym rejsem, żeby zdążyć na
wtorkowe zaliczenie.
- Okej. – Skinął głową i zaczął coś stukać w telefonie. – Dam znać Tarze,
żeby zajęła się rezerwowaniem lotów.
- Możemy powiesić to na razie na lodówce, póki nie wpadniemy na lepsze
miejsce. Jak będziesz wiedział, że coś trzeba dopisać, to będziesz miał u
siebie zdjęcie i będziesz sukcesywnie wpisywał i mi wysyłał, może być?
- Tak. I vice versa. – Przytaknęłam, wypełniając kolejną rubrykę.
- Chciałabym też polecieć do rodziców na weekend.
- Nienawidzisz jetlagu. – Zauważył z uniesioną brwią. Oznaczało to, że po
powrocie ze strefy czasowej różnej o osiem godzin, wróciłabym do Londynu na
potężny wysiłek intelektualny i lada dzień znów wsiadała na pokład, by
przesunąć się o jeszcze godzinę. Tydzień później, miałam lecieć do niego na
Florydę.
- Sprawię, że jetlag znienawidzi Annie Holmes. – Odparłam ze słabym
uśmiechem. Nie wiedziałam, na ile to będzie możliwe, ale spróbować nie
zaszkodzi.
- Po ostatnim koncercie w listopadzie powinno się już uspokoić. Będą tylko
gale muzyczne i Jingle Bell Ball. – Skinęłam głową.
- Malia na ciebie leci. – Zauważyłam. Skupiłam się na równym dorysowaniu
kratki i zagryzłam wargę czekając, czy wpadnie na moją niewinną zasadzkę między
wierszami.
- Wiem. – Odparł. Moja ręka zadrżała. – Ale możesz mi zaufać, kiedy powiem,
że mam wszystko pod kontrolą. – Dodał. Poniosłam na niego wzrok i zauważyłam,
jak oczekiwał mojej reakcji.
- Ufam ci. – Szepnęłam. Moje serce przyspieszyło na te słowa, bo kilka razy
wątpiłam w ich prawdziwość. Gdy jednak puścił do mnie oko i zalotnie się
uśmiechnął, serce wciąż łomotało. Ale z miłości.
Prowizoryczny kalendarz
zawisł na lodówce. W powietrzu jednak wciąż wisiała gęstsza atmosfera niż
zwykle. Oboje byliśmy spięci i uważaliśmy na każdy nasz wzajemny ruch, nie
wiedzieliśmy, jak posłuży nam nasz długoterminowy plan działania. W domu
panowała cisza, nie słuchaliśmy nawet muzyki.
Czekając, aż zagotuje się woda na herbatę w czajniku,
gasiłam światła w korytarzu i mniejsze lampki w salonie. Podeszłam do stolika
przy kanapie i podniosłam kilka fotografii, które przyniosła wcześniej Malia.
Westchnęłam cicho na widok wyostrzonego obrazu jego zarostu i skrzących się
oczu.
- Zalać ci herbatę? – Usłyszałam podniesiony głos z kuchni.
- Tak, poproszę. – Zerknęłam na inne zdjęcie, których nie miałam okazji
obejrzeć wcześniej. Były dobrze wykadrowane i specyficznie dopracowane i po raz
kolejny dałam sobie do zrozumienia, że był nie tylko moim obiektem westchnień.
Zanim jednak zaczęłam za
dużo myśleć i powątpiewać w jego słowa, zabrał mi fotografie z ręki. Włożył je
z powrotem do szarej koperty i schował za swoimi plecami, łapiąc ze mną kontakt
wzrokowy.
- Nie ma. – Słabo się uśmiechnął. Pokiwałam głową i wyminęłam go, chcąc
zabrać kubek i znowu utonąć w zwojach pościeli. Słyszałam, jak idzie za mną.
Dokończył gasić światła w salonie i jedynym jasnym pomieszczeniem była kuchnia,
zanim nie rozświetliłam korytarza.
Przeszkadzała mi cisza.
Mimo, że zbliżała się moja pora spania, potrzebowałam trochę hałasu, więcej
rozmowy, albo śmiechu. Nie mogłam z siebie jednak wydusić nic, co by zaczęło
potok słów. Coś mnie powstrzymywało, mój kark był spięty, a ręce ciasno oplotły
kubek z herbatą.
- Będę w garderobie. – Mruknął, gdy oboje byliśmy już na piętrze.
Domyślałam się, że powędrował do otwartej walizki i chciał coś do niej
powrzucać, zanim zmorzy go sen. Nie był to wieczór o jakim marzyłam, gdy
jechałam do domu. Czar prysł, perspektywa jutrzejszego lotu ciążyła, zamiast
uskrzydlać. Na łóżku czekał na mnie otwarty znów laptop, tym razem z artykułami
potrzebnymi do napisania kolejnego eseju. Zezłościło mnie to, czułam się jak
tykająca bomba, która nie ma ustawionego konkretnego licznika.
Kubek odstawiłam ostrożnie
na stolik po mojej stronie łóżka. Komputer zamknęłam z cichym trzaskiem i
odłożyłam obok herbaty. Drapiąc się po szyi, pełna niepewności co do uczuć,
jakie się we mnie kotłują, weszłam do jego części garderoby. Oparłam się
barkiem o ścianę i obserwowałam chwilę, jak przesuwa wieszaki z koszulami.
Wszędzie panował idealny porządek, nawet w kupkach ubrań koło torby podróżnej.
Sięgnęłam po telefon, który wciąż miałam w kieszeni spodni. Podłączyłam go
przez Bluetooth do systemu głośników w całym domu i zagryzając wargę z
niepewności, włączyłam losowe odtwarzanie. Padło na jedną z przeróbek jego
pierwszego singla, pełną niskich elektronicznych tonów i spokojnej głębi.
Podniósł wzrok, gdy
pierwsze nuty zaczęły grać w pomieszczeniu. Spojrzał na mnie i uniósł jeden
kącik ust w zalotnym wyrazie twarzy. Tyle jednak otrzymałam, bo po chwili
kontynuował segregowanie ubrań. Podeszłam więc powoli do niego, nie chcąc
zwracać na siebie zbyt dużej uwagi. Podnosił ramiona dosięgając do wyższego
wieszaka z flanelami. Wykorzystałam sytuację i niezgrabnie wcisnęłam się pod
jedną z rąk, żeby stanąć tuż przed nim.
- Co tam? – Spytał, pomiędzy mruknięciami do słów piosenki. Zasłoniłam mu
trochę widok, więc siłą rzeczy spojrzał na mnie. Wsunęłam ręce na jego barki i
stanęłam na palcach, całując jego żuchwę kilka razy. Opuścił głowę, a dłonie
oparł w końcu na moim tułowiu.
- Czy możemy coś zrobić z tą ciszą? Doprowadza mnie do szału. –
Zaproponowałam.
Westchnął ciężko, domyślając się co mi przeszkadza. Jak
bardzo nasze relacje nie są na miejscu i odbijają się na naszym samopoczuciu.
Opadłam piętami na wykładzinę i wpatrywaliśmy się w swoje oczy, szukając
odpowiedzi na niewyjaśnione sprawy. Objął moje plecy całymi swoimi ramionami,
przyciskając mnie tym samym do swojego torsu. Brakowało mi tego ciepła.
Spojrzałam wymownie na jego usta i uchyliłam delikatnie swoje, prosząc o chwilę
uwagi. Schylił więc głowę i złączył nasze wargi, wywołując tym dotykiem mój
niekontrolowany jęk ulgi.
Jego usta były ciepłe, miękkie, wyjęte prosto z marzenia
sennego. Delikatnie i niespiesznie masował nimi moje wargi i zapierał dech w
piersi, więc jedynie przyciskałam go mocno do siebie. Nie chciałam, żeby
przestawał. Tak powinno zawsze być. Chciał się oderwać, poluźnić swój ucisk,
ale nie pozwoliłam mu. Poprawiłam swój chwyt na jego szyi i to ja przylgnęłam
do niego, jedną dłoń przykładając do jego policzka. Z delikatnego zarostu
powędrowałam palcami do jego krótkich włosów, delikatnie chwytając za nieco
dłuższe kosmyki. Sam mruknął z zadowolenia, wywołując dreszcz wzdłuż całego
mojego ciała.
- Can we, perhaps… - Zaczęłam,
gdy raz po raz odrywałam się na sekundy od niego. – Relieve some stress? It’s not healthy to be tense. – Tłumaczyłam.
Mruknął cicho w moje usta i przesunął dłonie na moje pośladki.
- Zdrowie najważniejsze. – Odparł.
Wsunął palce pod bawełniane dresy, a moje dłonie
powędrowały pod jego koszulkę. Ścisnął jeden z moich pośladków, co wywołało mój
niekontrolowany jęk. Uśmiechnął się triumfalnie, jak chłopiec. Ze skóry jego
brzucha, na której znalazła się gęsia skórka, powędrowałam od razu na dół.
Stanowczo chwyciłam jego przyrodzenie przez materiał jeansów, na co zareagował
warknięciem. Zagryzłam jego dolną wargę, zanim znów dałam się całować.
Nagle chwycił mnie pewnie za pupę i podniósł, więc jako
odruch oplotłam nogami jego tyłek i mocno trzymałam go za szyję. Posadził mnie
wysepce na środku pokoju, w której znajdowało się kilka przyborów krawieckich
przygotowanych na wizyty Ellie, szuflada z zegarkami i kosz na brudne pranie.
Gwałtownym ruchem ściągnął moje spodnie razem z majtkami, co wywołało mój pisk
zaskoczenia. Poprawił mnie, bo szybki ruch niemalże strącił mnie z drewnianej
szafki. Przesunął usta na moją szyję, gdy moje palce szybko rozprawiały się z
jego paskiem i rozporkiem. Tylko odrobinę zsunęłam jego boserki, byle
wystarczyło i było wygodnie. Mocno przywarł do moich ust, gdy pewnymi ruchami
dłoni traktowałam jego członka.
- Kocham cię. – Mruknęłam, całując jego policzek, żuchwę i szyję.
Przytuliłam się do niego, kiedy wszedł we mnie. Poruszał się szybko i pewnie,
nie zostawiając ani grama powietrza w moich płucach.
- Jesteś moją jedyną, pamiętaj. – Warknął, zatrzymując zęby na skórze mojej
szyi. Nie było miejsca na łzy z pękającego z emocji serca. Byłam w stanie
jedynie całować go najlepiej jak potrafiłam.