Manny

środa, 26 lutego 2014

#19

Cześć!

Uhm... miało być coś innego. #19 miała być zupełnie inna. Ale jest to, co jest. 
Już chyba wiecie, że nie mam do tego cierpliwości.. rozdział nie jest sprawdzony. 

Dzięki, że jesteście. Wiele znaczą dla mnie kolejne wejścia, komentarze, pytania, rozmowy.. to bardzo miłe!

Dzisiaj nie umiem nic więcej powiedzieć. Miłego czytania.



            Po raz kolejny rozbrzmiał śmiech wokół mnie, gdy wszyscy troje z uwagą oglądali niedawno nakręconą komedię, wyjątkowo głupią. Nie mogę powiedzieć tego samego o sobie, bo jedyne co robiłam to uciszałam ich gestami i narzekaniem, bo natężenie ich głosów nie pozwalało skupić mi się ani trochę na puszczonym z płyty filmie.
- Annie, dlaczego się nie śmiejesz? To było akurat zabawne! – Josh zwrócił mi uwagę a ja pokręciłam głową i zachichotałam.
- Gdybyście nie komentowali każdej kwestii albo spodni głównego bohatera, to bym słyszała każdą śmieszną kwestię! – fuknęłam, a ramię trzymającego mnie blisko siebie Nialla tylko wzmocniło uścisk, jego rozgrzane usta cmoknęły czubek mojej głowy. – Jeszcze chwila
i przestanę z wami oglądać. – dodałam a zaraz potem siedzący po przeciwnej stronie kanapy Louis zaczął mimiką swojej twarzy naśladować moje oburzenie. – Hej, nie śmiej się ze mnie! – jęknęłam. On tylko parsknął śmiechem. – Niall? – zwróciłam się do niego oburzona. Spojrzał na mnie i widząc niezadowolenie w oczach, kierowany popołudniowym dobrym humorem musiał powstrzymać się od uśmiechu. Wyciągnął wolną rękę przez długość sofy i trzepnął winowajcę w głowę.
- Nie śmiej się z mojej dziewczyny, Tomlinson. – dodał. Zadowolona odwróciłam głowę raz jeszcze w jego stronę, patrząc na niego od dołu. Uśmiechnęłam się w podziękowaniu
i uspokajając gdzieś tam latające w brzuchu motyle, znów próbowałam skupić się na telewizorze.
            Ponownie nie udało mi się dobrze skoncentrować na dialogu, a oni już rechotali na całe mieszkanie z taką częstotliwością, że ramię przytulające mnie do ciepłego ciała całe drżało.
- Ugh, jesteście beznadziejni! – podniosłam głos. Obróciłam się w miejscu, zdejmując tym samym nogi z nałokietnika czarnej kanapy. Sięgnęłam po pustą szklankę, która stała na stoliku i razem z nią wysunęłam się z ciepłej i wygodnej pozycji.
- Hej, gdzie idziesz? – usłyszałam gdzieś za moimi plecami. – Zaraz będzie śmieszna scena!
- Już wolę kursować do kuchni po picie, bo to mi zostało z waszej komedii, Louis! – odpowiedziałam mu i pokazałam język. Zaczęłam oddalać się od nich, szurając skarpetkami po ciemnych panelach podłogowych. Zanim jednak dotarłam do kuchni, blondyn zwrócił moją uwagę:
- Telefon ci dzwoni. – odwróciłam się i zauważyłam, jak ekran w jego ręku regularnie miga. Westchnęłam cicho. Weszłam z powrotem do salonu i podeszłam do niego. Zerknęłam na urządzenie i momentalnie szerzej otworzyłam oczy. Musiał widzieć wcześniej imię dzwoniącego na ekranie, bo tylko obserwował moją reakcję.
            Przyłożyłam telefon do ucha i od razu przywitałam go jak najcieplejszym głosem na jaki było mnie stać.
- Hej, Kacper.
- Cześć, mała. – odparł, zaraz potem pociągając nosem. Mój starszy brat, opiekun, jedna z najbliższych mi osób, protektor jeszcze zanim opuścił dom.. nigdy nie płakał. Co się więc teraz mogło stać, że jego głos był taki przygnębiony, że aż bolało mnie w środku? Przyspieszyłam kroku do kuchni, by pozbyć się otoczenia głośnych samców.
- Co się dzieje? – spytałam, nalewając sobie wody z otwartej butelki do naczynia, które przyniosłam z pokoju obok.
- Ania ja.. – zaczął drżącym głosem. Urwał, nie mógł dokończyć zdania.
- Hej, spokojnie. Jestem twoją młodszą siostrą, możesz mi powiedzieć. – próbowałam go zachęcić, coraz bardziej zmartwiona jego stanem. Rzadko udawało nam się rozmawiać, a co dopiero na jakiś tak poważny temat, na jaki się zanosiło. Słyszałam, jak bierze głęboki oddech przez buzię.
- Matka mojego dziecka poroniła. – powiedział, a ja popełniłam ogromny błąd sekundę temu, podnosząc szklankę z blatu i przybliżając ją do ust. Upadła na kafelki z trzaskiem, jej zawartość rozprysła się po meblach, a moja dłoń powędrowała do ust, by stłumić szloch. Zareagowałam tak intensywnie, jak dawno na nic. Uderzyła mnie ta dawka informacji z wielu przyczyn, które nagle rzuciły się na mnie jak na zwierzynę. Miał kogoś, kogo musiał darzyć niesamowitym uczuciem, jeśli mówił o niej z takim szacunkiem. Ta „ona” była w ciąży, którą straciła. Spotkała ją najgorsza rzecz, jaka może czyhać na kobietę. Moja wrażliwość emocjonalna od razu się obudziła i nie pozwalała na spokojniejszą reakcję, niż ta która nade mną zapanowała. W słuchawce panowała cisza, z zastygłej pozycji wyrwał mnie jedynie zatroskany głos tuż za mną.
- Wszystko w porządku? – podskoczyłam, nieświadoma jego obecności. Pozwoliłam w końcu moim powiekom na mrugnięcie, co spowodowało skapnięcie kilku łez. Nie patrzyłam na niego, gdy odwróciłam się w stronę korytarza. Zostawiłam go z bałaganem, któremu sama byłam winna bez dłuższego zastanowienia. Jak najszybciej potrafiłam minęłam salon i wparowałam do sypialni, zamykając za sobą drzwi.
- Tak mi przykro.. – zaczęłam, nie potrafiąc sformułować żadnych innych słów. – Kacper, tak bardzo mi przykro… - szlochałam. Wiedziałam, że jedyne co robi to lekko kiwa głową. Często był nieporadny, nie umiał znaleźć dobrych słów tak samo, jak ja w tamtej chwili, więc jedynie kiwał głową. – W którym miesiącu była? – zdołałam wydusić z siebie, gdy kilka łez spłynęło po policzkach. Usiadłam powoli na łóżku, podsuwając jedną z nóg pod siebie. Oparłam bezsilnie głowę o ścianę i czekałam, aż cokolwiek powie.
- Dochodziła do czwartego. Już miała prawie połowę za sobą… - pociągnął znów nosem i słuchałam, jak cicho płacze. Zawsze był wrażliwy, znajomi dziwili się, że taki rezolutny i nierobiący nic produktywnego facet może posiadać takie pokłady miłości, troski, wrażliwości. – Wiesz, jej ciąża sprawiła, że poczułem się w końcu potrzebny. Może i pracowałem, zarobiłem na dom, nie wyszedłem źle na tym, że od was odszedłem… ale nigdy wcześniej nie zdawałem sobie sprawy, że mogę być bardziej potrzebny gdy mi powiedziała, że będę tatą… - mówił, otwierał się przede mną. Bolało mnie to, co go spotkało. – Wreszcie mogłem być za coś odpowiedzialny i udowodnić, że nie tylko chrzanię wszystko. – dodał, a ja bezwiednie powtórzyłam jego gest i pokiwałam głową w zrozumieniu. Wiedziałam jednak, że on nie widzi tego, a należy mu się pomoc, zasługuje na nią.
- Jak ma na imię? Twoja dziewczyna. – spytałam, siląc się na jak najsłabsze drżenia w moim głosie.
- Paulina. I nawet jak ja mam jej pomóc, sam nie umiem sobie z tym poradzić, a co dopiero ona może czuć… - wiedziałam doskonale, co ona czuła. Ja dobrze nie poczułam jeszcze ciąży, a już straciłam to, co najważniejsze. Niall widział, że się staram trzymać jak najlepiej, ale to nie powstrzymało mojego instynktu macierzyńskiego od zepsucia moich nocy, podczas których poduszka sama robiła się mokra od moich oczu.
- Czy ktokolwiek oprócz mnie wie?
- Nie, nie rozmawiałem jeszcze z nikim i póki co nie chcę. Wiem, że tego możesz nie rozumieć, ale..
- Rozumiem, Kacper. Uwierz mi. – odparłam pewnie, świadoma własnych słów.
- Jak? Przecież ty powiedziałabyś o tym od razu. – dociekał, jego głos wciąż się łamał. Nie mogłam się już wycofać z tego, do czego oboje powoli zmierzaliśmy w tej rozmowie.
- Nie powiedziałam o tym nikomu. Możesz powiedzieć Paulinie,  że jeśli chce porozmawiać to jestem dla niej zawsze… dla was obojga. – odparłam. W tym samym momencie kątem oka zauważyłam, jak drzwi od sypialni delikatnie się uchylają. Nie wygoniłam jego przejętej postury, nie miałam podstaw. Wręcz potrzebowałam, żeby był ze mną. Obszedł łóżko z drugiej strony i delikatnie usiadł na nim, niepewnie wykonując każdy ruch. Widziałam, jak boi się moich załzawionych i opuchniętych oczu jak i warg.
- Byłaś w ciąży? Ania, ja…
- W porządku, minęło już pół roku. – odparłam, a serce mnie nagle mocniej zabolało. Kolejna fala mokrych strużek pojawiła się na mojej twarzy i nie mogłam zrobić nic, by je zatrzymać. Blondyn delikatnie położył się w poprzek łóżka i ułożył swoją głowę na moich kolanach. Przez chwilę obawiał się, że go zepchnę. Nie zrobiłam tego wręcz wplotłam wolną rękę w jego włosy, a wzrokiem zaczęłam błądzić po jego twarzy, szukając co chwila ukojenia w jego błękitnym spojrzeniu. – Wiem, że to dla ciebie trudne. Ale musisz jej pokazać, że jesteś z nią. Udowodnij jej, że jest cały czas warta wszystkich najlepszych uczuć, pokaż jej ile dla ciebie znaczy. To okropna tragedia, ale musisz to przetrwać, bo inaczej Paulina sobie nie da rady.


            Serce mi się łamało na widok jej zapłakanej twarzy. Ręka, którą błądziła w moich włosach tak bardzo szukała ukojenia i rozluźnienia emocji. Szlochy, które wydostawały się z jej ust przestraszyły mnie. Dłonią delikatnie zacząłem masować jej bok. Uniosłem lekko głowę i próbowałem dodać jej więcej otuchy, całując ją w brzuch przez materiał białego podkoszulka. Jej oddech zadrżał, a ona sama urwała w pół słowa, którego w ogóle nie rozumiałem. Dała ujście kolejnym łzom a ja zachodziłem w głowę, co źle zrobiłem? Spojrzałem na jej załzawione oczy i wróciłem do poprzedniej pozycji bojąc się, że znów wywołam jej przykrą reakcję. Po tonie głosu rozumiałem, że powoli kończyła rozmowę. Nie wiedziałem od początku, ile czasu ona zajmie; z tego co zauważyłem, nieczęsto dzwonił do niej brat. Już w momencie gdy stłukła szklankę wiedziałem, że coś się stało. Po przerażonym wyrazie twarzy miałem świadomość, że było to coś złego. Nie tłumaczyłem się nawet chłopakom, po prostu poprosiłem ich o wyjście z mieszkania i ostrożnie, nie hałasując posprzątałem w kuchni drobne odłamki szkła.
            Odsunęła telefon od ucha i odłożyła go na szafkę nocną. Próbowałem cokolwiek odczytać z jej wyrazu twarzy, ale za bardzo przepełniona była łzami i smutkiem, żebym jakikolwiek jasny wniosek mógł wynieść. Przełknąłem ślinę i zdobyłem się na naprawdę cichy szept:
- Co się stało? – przysunąłem dłoń do jej twarzy i zacząłem wycierać kciukiem mokre ślady, które i tak za chwilę tworzyły się od nowa. Nabrała ogromną ilość powietrza do płuc, wargi jej zadrżały.
- Jego dziewczyna poroniła. – odpowiedziała po chwili a ja czułem, jak moje serce zastyga w miejscu. To dlatego tak bardzo płakała. Zwinęła usta i powstrzymywała się od szlochu, widziałem. – Jest potwornie załamany, tak bardzo mi go szkoda. – wypuściła te słowa razem z rzewnym płaczem. Podniosłem się z jej kolan i usiadłem obok. Chwyciłem ją w ramiona i usadziłem sobie na udach, pozwoliłem żeby się we mnie wtuliła. Schowała twarz w mojej szyi i łkała tak mocno, że nie mogłem nic zrobić. Nie umiałem zabrać od niej tych łez, jedyne co to mocno ją do siebie przyciskałem żeby wiedziała, że nie jest sama. – Należało mu się to dziecko, mógł wszystkim udowodnić, że sobie poradzi ze wszystkim, że też coś potrafi. – mówiła. Nie byłem w stanie chłodno przejść koło tego, co się stało. Wyobrażałem sobie w jakim stanie musiał być Kacper i automatycznie na myśl przyszły mi pierwsze trzy noce po tym, jak dowiedziałem się o straceniu własnego dziecka. Było w jej małym, pięknym brzuchu przez niespełna 2 miesiące, dopiero oswajałem się z tym faktem, a później z całych sił udawałem walecznego i niezłamanego tą tragedią, żeby tylko jej samopoczucie było lepsze. Tak naprawdę trochę wysiłku zajęło mi dojście do siebie, dlatego bolała mnie strata jej brata. – Była w połowie ciąży. – wyszeptała jakby czytając w moich myślach.
            Nie kontrolowałem łzy, która wyciekła z mojego oka. Nie wytarłem jej, pozwoliłem spłynąć na sam dół twarzy, by na skraju żuchwy kapnęła na moją koszulkę. To nie było ze słabości a ze świadomości, jak wiele bólu sprawia taka strata. Objąłem dokładniej jej wątłe ciało i o ile to możliwe bez złamania żadnych kości, jeszcze mocniej i czulej przytuliłem ją do siebie. Zmuszony byłem pociągnąć nosem, ale w tym momencie mnie to nie obchodziło. Chciałem, by w końcu miarowo oddychała i szlochy zniknęły. W końcu powoli się uspokajała, ale oboje nie zwalnialiśmy uścisku. Delikatnie co chwila masowałem jej plecy dłońmi nie chcąc, żeby zaczęła się trząść z zimna lub po prostu płaczu.
- Are you crying, Niall? – zapytała w tym samym momencie, gdy poprawiała swoją twarz na moim ramieniu.
- Yeah I am. – odpowiedziałem zgodnie z prawdą. – Poradzą sobie, Ann. Wierzę w to. – dodałem, po czym pocałowałem jej policzek i znów pociągnąłem nosem.
- Przykro mi. – mruknęła smutno.
- Wiem, kochanie. Mi też. – raz jeszcze pocałowałem ją w policzek, a później w skrawek czoła, który nie był schowany. – Może to nie był właściwy czas dla nich. Jeszcze będziemy ich odwiedzać z pełnym bagażem prezentów dla mniejszej kopii twojego brata, zobaczysz. – pocieszałem ją, ale również i siebie. Moje myśli tez potrzebowały oddechu i jakiejkolwiek drabiny, która doprowadziłaby do wyjścia ze studni smutnych wspomnień.
- Niall? – szepnęła po kilku minutach kojącej ciszy, spośród której wyłapywałem jedynie nasze oddechy i uderzenia serc.
- Hm? – mruknąłem dając jej znak, że moja uwaga skupiona jest całkowicie na niej. Minęła kolejna chwila, zanim cokolwiek z siebie wydusiła.
- Czy myślisz czasem o tym co się stało? – spytała niepewnym głosem. Przełknąłem jak najciszej ślinę i postarałem się dobrać jak najlepiej słowa.
- Myślę o wszystkim Annie. O każdej sytuacji, z której oboje musieliśmy wybrnąć, najmniejszym nieporozumieniu i tych większych kłótniach, o błędach, porażkach, sukcesach… Wszystko mam w  głowie a już tym bardziej to. – odparłem i przeniosłem dłoń na jej brzuch. Wsunąłem ciepłe palce pod materiał jej białej koszulki i zatrzymałem je na dolnej części brzucha, opiewając ją ciepłym dotykiem. Zadrżała na mój ruch, ale nie cofnąłem go.
- Chciałabym, żeby wszystko było takie, jakim być powinno. – usłyszałem. Pewien byłem, że mówiła to głównie do siebie, dając głośne ujście myślom, które wystarczająco gniotły się w jej głowie. Przeczucie mówiło mi, że na myśli miała sytuację swojego brata, naszą sprzed kilku miesięcy oraz tę niedawną, której bezpośrednim prowokatorem byłem ja.
- Obiecuję. – szepnąłem. Odchyliła nieco głowę, by spojrzeć na mnie. Nie miała widocznie pojęcia, do czego konkretnie się odnoszę. Jej spuchnięte oczy spowodowały, że moje serce miało ochotę jeszcze trochę pokrwawić.
            Zwinnym ruchem chwyciłem ją i położyłem na łóżku, pochylając się tuż nad nią. Jej niepewny wzrok spotkał moje spojrzenie.
- Przepraszam, że do tej pory nie było właściwie. Że dwa miesiące temu było paskudnie, że…
- Niall… - chciała mi przerwać, ściągnęła nawet brwi.
- Nie, Annie. Przepraszam za to. I obiecuję, że będziesz jeszcze obserwować szczęście Kacpra. Ba, nie tylko jego. Wszystkich, których kochasz. Osobiście dopilnuję, żebyś nie musiała patrzeć na cierpienie bliskich, a Tobie samej nie przysporzę już żadnego. Wiem to, bo jeśli do tego dopuszczę to znienawidzę siebie jeszcze bardziej, niż miało to miejsce do tej pory.  – powiedziałem pewnie, a serce waliło mi w piersi ze względu na miarę słów. Tych, które były na wagę złota i wyciągnąłem je prosto z głębi uczucia, jakim darzyłem tę piękną dziewczynę.
            Nie odpowiadała nic, jedynie obserwowała mój wyraz twarzy z ogromną dokładnością. W końcu przerwałem kolejną chwilę ciszy równie zdecydowanym tonem.
- I przyrzekam ci, Annie… - zacząłem, a swoje ciało zsunąłem mniej więcej do połowy jej tak, by moja głowa znalazła się na wysokości jej brzucha. Podpierając się jedną ręką na materacu, drugą uniosłem i podsunąłem w górę jej ciała biały podkoszulek. Odsłoniłem tym samym jej wrażliwą, delikatną skórę, na której niewielkie fale drgawek widoczne były dla mojego wyczulonego wzroku. - … że któregoś dnia pojawi się tu drobna kopia ciebie i mnie… - przysunąłem usta do brzucha i ucałowałem go dokładnie, przymykając przy tym powieki. - …i po odpowiednim czasie urodzi się zdrowa, pełna energii do życia i świadoma, że nie wolno jej popełnić takiego błędu, jak ja w okresie Świąt Bożego Narodzenia. – pocałowałem ją raz jeszcze w to samo miejsce, po czym delikatnie położyłem głowę na odkrytej skórze i jedyne co czułem, to jak jej oddech z nierównego staje się miarowy, a jej dłoń powoli wplątuje się w moje kosmyki włosów.
- Don’t make promises you can’t keep.
- I am not. I deserve the worst, but you deserve the truth. And I am telling you the truth.





-          I hate Barbara Palvin and you know that.
-          Yep.
-          …And you won’t comment..?
-          You have strong arguments for that. I have to understand and respect them.