Uhm... miało być coś innego. #19 miała być zupełnie inna. Ale jest to, co jest.
Już chyba wiecie, że nie mam do tego cierpliwości.. rozdział nie jest sprawdzony.
Dzięki, że jesteście. Wiele znaczą dla mnie kolejne wejścia, komentarze, pytania, rozmowy.. to bardzo miłe!
Dzisiaj nie umiem nic więcej powiedzieć. Miłego czytania.
Po
raz kolejny rozbrzmiał śmiech wokół mnie, gdy wszyscy troje z uwagą oglądali
niedawno nakręconą komedię, wyjątkowo głupią. Nie mogę powiedzieć tego samego o
sobie, bo jedyne co robiłam to uciszałam ich gestami i narzekaniem, bo
natężenie ich głosów nie pozwalało skupić mi się ani trochę na puszczonym z
płyty filmie.
- Annie, dlaczego się nie
śmiejesz? To było akurat zabawne! – Josh zwrócił mi uwagę a ja pokręciłam głową
i zachichotałam.
- Gdybyście nie komentowali
każdej kwestii albo spodni głównego bohatera, to bym słyszała każdą śmieszną
kwestię! – fuknęłam, a ramię trzymającego mnie blisko siebie Nialla tylko
wzmocniło uścisk, jego rozgrzane usta cmoknęły czubek mojej głowy. – Jeszcze
chwila
i przestanę z wami oglądać. – dodałam a zaraz potem siedzący po przeciwnej stronie kanapy Louis zaczął mimiką swojej twarzy naśladować moje oburzenie. – Hej, nie śmiej się ze mnie! – jęknęłam. On tylko parsknął śmiechem. – Niall? – zwróciłam się do niego oburzona. Spojrzał na mnie i widząc niezadowolenie w oczach, kierowany popołudniowym dobrym humorem musiał powstrzymać się od uśmiechu. Wyciągnął wolną rękę przez długość sofy i trzepnął winowajcę w głowę.
i przestanę z wami oglądać. – dodałam a zaraz potem siedzący po przeciwnej stronie kanapy Louis zaczął mimiką swojej twarzy naśladować moje oburzenie. – Hej, nie śmiej się ze mnie! – jęknęłam. On tylko parsknął śmiechem. – Niall? – zwróciłam się do niego oburzona. Spojrzał na mnie i widząc niezadowolenie w oczach, kierowany popołudniowym dobrym humorem musiał powstrzymać się od uśmiechu. Wyciągnął wolną rękę przez długość sofy i trzepnął winowajcę w głowę.
- Nie śmiej się z mojej
dziewczyny, Tomlinson. – dodał. Zadowolona odwróciłam głowę raz jeszcze w jego
stronę, patrząc na niego od dołu. Uśmiechnęłam się w podziękowaniu
i uspokajając gdzieś tam latające w brzuchu motyle, znów próbowałam skupić się na telewizorze.
i uspokajając gdzieś tam latające w brzuchu motyle, znów próbowałam skupić się na telewizorze.
Ponownie
nie udało mi się dobrze skoncentrować na dialogu, a oni już rechotali na całe
mieszkanie z taką częstotliwością, że ramię przytulające mnie do ciepłego ciała
całe drżało.
- Ugh, jesteście beznadziejni! –
podniosłam głos. Obróciłam się w miejscu, zdejmując tym samym nogi z
nałokietnika czarnej kanapy. Sięgnęłam po pustą szklankę, która stała na
stoliku i razem z nią wysunęłam się z ciepłej i wygodnej pozycji.
- Hej, gdzie idziesz? –
usłyszałam gdzieś za moimi plecami. – Zaraz będzie śmieszna scena!
- Już wolę kursować do kuchni po
picie, bo to mi zostało z waszej komedii, Louis! – odpowiedziałam mu i
pokazałam język. Zaczęłam oddalać się od nich, szurając skarpetkami po ciemnych
panelach podłogowych. Zanim jednak dotarłam do kuchni, blondyn zwrócił moją
uwagę:
- Telefon ci dzwoni. – odwróciłam
się i zauważyłam, jak ekran w jego ręku regularnie miga. Westchnęłam cicho.
Weszłam z powrotem do salonu i podeszłam do niego. Zerknęłam na urządzenie i
momentalnie szerzej otworzyłam oczy. Musiał widzieć wcześniej imię dzwoniącego
na ekranie, bo tylko obserwował moją reakcję.
Przyłożyłam
telefon do ucha i od razu przywitałam go jak najcieplejszym głosem na jaki było
mnie stać.
- Hej, Kacper.
- Cześć, mała. – odparł, zaraz
potem pociągając nosem. Mój starszy brat, opiekun, jedna z najbliższych mi
osób, protektor jeszcze zanim opuścił dom.. nigdy nie płakał. Co się więc teraz
mogło stać, że jego głos był taki przygnębiony, że aż bolało mnie w środku?
Przyspieszyłam kroku do kuchni, by pozbyć się otoczenia głośnych samców.
- Co się dzieje? – spytałam,
nalewając sobie wody z otwartej butelki do naczynia, które przyniosłam z pokoju
obok.
- Ania ja.. – zaczął drżącym
głosem. Urwał, nie mógł dokończyć zdania.
- Hej, spokojnie. Jestem twoją
młodszą siostrą, możesz mi powiedzieć. – próbowałam go zachęcić, coraz bardziej
zmartwiona jego stanem. Rzadko udawało nam się rozmawiać, a co dopiero na jakiś
tak poważny temat, na jaki się zanosiło. Słyszałam, jak bierze głęboki oddech
przez buzię.
- Matka mojego dziecka poroniła.
– powiedział, a ja popełniłam ogromny błąd sekundę temu, podnosząc szklankę z blatu
i przybliżając ją do ust. Upadła na kafelki z trzaskiem, jej zawartość
rozprysła się po meblach, a moja dłoń powędrowała do ust, by stłumić szloch.
Zareagowałam tak intensywnie, jak dawno na nic. Uderzyła mnie ta dawka
informacji z wielu przyczyn, które nagle rzuciły się na mnie jak na zwierzynę.
Miał kogoś, kogo musiał darzyć niesamowitym uczuciem, jeśli mówił o niej z
takim szacunkiem. Ta „ona” była w ciąży, którą straciła. Spotkała ją najgorsza
rzecz, jaka może czyhać na kobietę. Moja wrażliwość emocjonalna od razu się
obudziła i nie pozwalała na spokojniejszą reakcję, niż ta która nade mną
zapanowała. W słuchawce panowała cisza, z zastygłej pozycji wyrwał mnie jedynie
zatroskany głos tuż za mną.
- Wszystko w porządku? –
podskoczyłam, nieświadoma jego obecności. Pozwoliłam w końcu moim powiekom na
mrugnięcie, co spowodowało skapnięcie kilku łez. Nie patrzyłam na niego, gdy
odwróciłam się w stronę korytarza. Zostawiłam go z bałaganem, któremu sama
byłam winna bez dłuższego zastanowienia. Jak najszybciej potrafiłam minęłam
salon i wparowałam do sypialni, zamykając za sobą drzwi.
- Tak mi przykro.. – zaczęłam,
nie potrafiąc sformułować żadnych innych słów. – Kacper, tak bardzo mi przykro…
- szlochałam. Wiedziałam, że jedyne co robi to lekko kiwa głową. Często był
nieporadny, nie umiał znaleźć dobrych słów tak samo, jak ja w tamtej chwili,
więc jedynie kiwał głową. – W którym miesiącu była? – zdołałam wydusić z
siebie, gdy kilka łez spłynęło po policzkach. Usiadłam powoli na łóżku,
podsuwając jedną z nóg pod siebie. Oparłam bezsilnie głowę o ścianę i czekałam,
aż cokolwiek powie.
- Dochodziła do czwartego. Już
miała prawie połowę za sobą… - pociągnął znów nosem i słuchałam, jak cicho
płacze. Zawsze był wrażliwy, znajomi dziwili się, że taki rezolutny i nierobiący
nic produktywnego facet może posiadać takie pokłady miłości, troski,
wrażliwości. – Wiesz, jej ciąża sprawiła, że poczułem się w końcu potrzebny.
Może i pracowałem, zarobiłem na dom, nie wyszedłem źle na tym, że od was
odszedłem… ale nigdy wcześniej nie zdawałem sobie sprawy, że mogę być bardziej
potrzebny gdy mi powiedziała, że będę tatą… - mówił, otwierał się przede mną.
Bolało mnie to, co go spotkało. – Wreszcie mogłem być za coś odpowiedzialny i
udowodnić, że nie tylko chrzanię wszystko. – dodał, a ja bezwiednie powtórzyłam
jego gest i pokiwałam głową w zrozumieniu. Wiedziałam jednak, że on nie widzi
tego, a należy mu się pomoc, zasługuje na nią.
- Jak ma na imię? Twoja
dziewczyna. – spytałam, siląc się na jak najsłabsze drżenia w moim głosie.
- Paulina. I nawet jak ja mam jej
pomóc, sam nie umiem sobie z tym poradzić, a co dopiero ona może czuć… -
wiedziałam doskonale, co ona czuła. Ja dobrze nie poczułam jeszcze ciąży, a już
straciłam to, co najważniejsze. Niall widział, że się staram trzymać jak najlepiej,
ale to nie powstrzymało mojego instynktu macierzyńskiego od zepsucia moich
nocy, podczas których poduszka sama robiła się mokra od moich oczu.
- Czy ktokolwiek oprócz mnie wie?
- Nie, nie rozmawiałem jeszcze z
nikim i póki co nie chcę. Wiem, że tego możesz nie rozumieć, ale..
- Rozumiem, Kacper. Uwierz mi. –
odparłam pewnie, świadoma własnych słów.
- Jak? Przecież ty powiedziałabyś
o tym od razu. – dociekał, jego głos wciąż się łamał. Nie mogłam się już
wycofać z tego, do czego oboje powoli zmierzaliśmy w tej rozmowie.
- Nie powiedziałam o tym nikomu.
Możesz powiedzieć Paulinie, że jeśli
chce porozmawiać to jestem dla niej zawsze… dla was obojga. – odparłam. W tym
samym momencie kątem oka zauważyłam, jak drzwi od sypialni delikatnie się uchylają.
Nie wygoniłam jego przejętej postury, nie miałam podstaw. Wręcz potrzebowałam,
żeby był ze mną. Obszedł łóżko z drugiej strony i delikatnie usiadł na nim,
niepewnie wykonując każdy ruch. Widziałam, jak boi się moich załzawionych i
opuchniętych oczu jak i warg.
- Byłaś w ciąży? Ania, ja…
- W porządku, minęło już pół
roku. – odparłam, a serce mnie nagle mocniej zabolało. Kolejna fala mokrych
strużek pojawiła się na mojej twarzy i nie mogłam zrobić nic, by je zatrzymać.
Blondyn delikatnie położył się w poprzek łóżka i ułożył swoją głowę na moich
kolanach. Przez chwilę obawiał się, że go zepchnę. Nie zrobiłam tego wręcz
wplotłam wolną rękę w jego włosy, a wzrokiem zaczęłam błądzić po jego twarzy,
szukając co chwila ukojenia w jego błękitnym spojrzeniu. – Wiem, że to dla
ciebie trudne. Ale musisz jej pokazać, że jesteś z nią. Udowodnij jej, że jest
cały czas warta wszystkich najlepszych uczuć, pokaż jej ile dla ciebie znaczy.
To okropna tragedia, ale musisz to przetrwać, bo inaczej Paulina sobie nie da
rady.
Serce
mi się łamało na widok jej zapłakanej twarzy. Ręka, którą błądziła w moich
włosach tak bardzo szukała ukojenia i rozluźnienia emocji. Szlochy, które
wydostawały się z jej ust przestraszyły mnie. Dłonią delikatnie zacząłem
masować jej bok. Uniosłem lekko głowę i próbowałem dodać jej więcej otuchy,
całując ją w brzuch przez materiał białego podkoszulka. Jej oddech zadrżał, a
ona sama urwała w pół słowa, którego w ogóle nie rozumiałem. Dała ujście
kolejnym łzom a ja zachodziłem w głowę, co źle zrobiłem? Spojrzałem na jej
załzawione oczy i wróciłem do poprzedniej pozycji bojąc się, że znów wywołam
jej przykrą reakcję. Po tonie głosu rozumiałem, że powoli kończyła rozmowę. Nie
wiedziałem od początku, ile czasu ona zajmie; z tego co zauważyłem, nieczęsto dzwonił
do niej brat. Już w momencie gdy stłukła szklankę wiedziałem, że coś się stało.
Po przerażonym wyrazie twarzy miałem świadomość, że było to coś złego. Nie
tłumaczyłem się nawet chłopakom, po prostu poprosiłem ich o wyjście z
mieszkania i ostrożnie, nie hałasując posprzątałem w kuchni drobne odłamki
szkła.
Odsunęła
telefon od ucha i odłożyła go na szafkę nocną. Próbowałem cokolwiek odczytać z
jej wyrazu twarzy, ale za bardzo przepełniona była łzami i smutkiem, żebym
jakikolwiek jasny wniosek mógł wynieść. Przełknąłem ślinę i zdobyłem się na
naprawdę cichy szept:
- Co się stało? – przysunąłem
dłoń do jej twarzy i zacząłem wycierać kciukiem mokre ślady, które i tak za
chwilę tworzyły się od nowa. Nabrała ogromną ilość powietrza do płuc, wargi jej
zadrżały.
- Jego dziewczyna poroniła. –
odpowiedziała po chwili a ja czułem, jak moje serce zastyga w miejscu. To
dlatego tak bardzo płakała. Zwinęła usta i powstrzymywała się od szlochu,
widziałem. – Jest potwornie załamany, tak bardzo mi go szkoda. – wypuściła te
słowa razem z rzewnym płaczem. Podniosłem się z jej kolan i usiadłem obok.
Chwyciłem ją w ramiona i usadziłem sobie na udach, pozwoliłem żeby się we mnie
wtuliła. Schowała twarz w mojej szyi i łkała tak mocno, że nie mogłem nic
zrobić. Nie umiałem zabrać od niej tych łez, jedyne co to mocno ją do siebie
przyciskałem żeby wiedziała, że nie jest sama. – Należało mu się to dziecko,
mógł wszystkim udowodnić, że sobie poradzi ze wszystkim, że też coś potrafi. –
mówiła. Nie byłem w stanie chłodno przejść koło tego, co się stało. Wyobrażałem
sobie w jakim stanie musiał być Kacper i automatycznie na myśl przyszły mi
pierwsze trzy noce po tym, jak dowiedziałem się o straceniu własnego dziecka.
Było w jej małym, pięknym brzuchu przez niespełna 2 miesiące, dopiero oswajałem
się z tym faktem, a później z całych sił udawałem walecznego i niezłamanego tą
tragedią, żeby tylko jej samopoczucie było lepsze. Tak naprawdę trochę wysiłku
zajęło mi dojście do siebie, dlatego bolała mnie strata jej brata. – Była w
połowie ciąży. – wyszeptała jakby czytając w moich myślach.
Nie
kontrolowałem łzy, która wyciekła z mojego oka. Nie wytarłem jej, pozwoliłem
spłynąć na sam dół twarzy, by na skraju żuchwy kapnęła na moją koszulkę. To nie
było ze słabości a ze świadomości, jak wiele bólu sprawia taka strata. Objąłem
dokładniej jej wątłe ciało i o ile to możliwe bez złamania żadnych kości,
jeszcze mocniej i czulej przytuliłem ją do siebie. Zmuszony byłem pociągnąć
nosem, ale w tym momencie mnie to nie obchodziło. Chciałem, by w końcu miarowo
oddychała i szlochy zniknęły. W końcu powoli się uspokajała, ale oboje nie
zwalnialiśmy uścisku. Delikatnie co chwila masowałem jej plecy dłońmi nie
chcąc, żeby zaczęła się trząść z zimna lub po prostu płaczu.
- Are you crying, Niall? – zapytała w tym samym momencie, gdy
poprawiała swoją twarz na moim ramieniu.
- Yeah I am. – odpowiedziałem zgodnie z prawdą. – Poradzą sobie, Ann.
Wierzę w to. – dodałem, po czym pocałowałem jej policzek i znów pociągnąłem
nosem.
- Przykro mi. – mruknęła smutno.
- Wiem, kochanie. Mi też. – raz
jeszcze pocałowałem ją w policzek, a później w skrawek czoła, który nie był
schowany. – Może to nie był właściwy czas dla nich. Jeszcze będziemy ich
odwiedzać z pełnym bagażem prezentów dla mniejszej kopii twojego brata, zobaczysz.
– pocieszałem ją, ale również i siebie. Moje myśli tez potrzebowały oddechu i
jakiejkolwiek drabiny, która doprowadziłaby do wyjścia ze studni smutnych
wspomnień.
- Niall? – szepnęła po kilku
minutach kojącej ciszy, spośród której wyłapywałem jedynie nasze oddechy i
uderzenia serc.
- Hm? – mruknąłem dając jej znak,
że moja uwaga skupiona jest całkowicie na niej. Minęła kolejna chwila, zanim
cokolwiek z siebie wydusiła.
- Czy myślisz czasem o tym co się
stało? – spytała niepewnym głosem. Przełknąłem jak najciszej ślinę i postarałem
się dobrać jak najlepiej słowa.
- Myślę o wszystkim Annie. O
każdej sytuacji, z której oboje musieliśmy wybrnąć, najmniejszym
nieporozumieniu i tych większych kłótniach, o błędach, porażkach, sukcesach…
Wszystko mam w głowie a już tym bardziej
to. – odparłem i przeniosłem dłoń na jej brzuch. Wsunąłem ciepłe palce pod
materiał jej białej koszulki i zatrzymałem je na dolnej części brzucha,
opiewając ją ciepłym dotykiem. Zadrżała na mój ruch, ale nie cofnąłem go.
- Chciałabym, żeby wszystko było
takie, jakim być powinno. – usłyszałem. Pewien byłem, że mówiła to głównie do
siebie, dając głośne ujście myślom, które wystarczająco gniotły się w jej
głowie. Przeczucie mówiło mi, że na myśli miała sytuację swojego brata, naszą
sprzed kilku miesięcy oraz tę niedawną, której bezpośrednim prowokatorem byłem
ja.
- Obiecuję. – szepnąłem.
Odchyliła nieco głowę, by spojrzeć na mnie. Nie miała widocznie pojęcia, do
czego konkretnie się odnoszę. Jej spuchnięte oczy spowodowały, że moje serce
miało ochotę jeszcze trochę pokrwawić.
Zwinnym
ruchem chwyciłem ją i położyłem na łóżku, pochylając się tuż nad nią. Jej
niepewny wzrok spotkał moje spojrzenie.
- Przepraszam, że do tej pory nie
było właściwie. Że dwa miesiące temu było paskudnie, że…
- Niall… - chciała mi przerwać,
ściągnęła nawet brwi.
- Nie, Annie. Przepraszam za to.
I obiecuję, że będziesz jeszcze obserwować szczęście Kacpra. Ba, nie tylko
jego. Wszystkich, których kochasz. Osobiście dopilnuję, żebyś nie musiała
patrzeć na cierpienie bliskich, a Tobie samej nie przysporzę już żadnego. Wiem
to, bo jeśli do tego dopuszczę to znienawidzę siebie jeszcze bardziej, niż
miało to miejsce do tej pory. –
powiedziałem pewnie, a serce waliło mi w piersi ze względu na miarę słów. Tych,
które były na wagę złota i wyciągnąłem je prosto z głębi uczucia, jakim
darzyłem tę piękną dziewczynę.
Nie
odpowiadała nic, jedynie obserwowała mój wyraz twarzy z ogromną dokładnością. W
końcu przerwałem kolejną chwilę ciszy równie zdecydowanym tonem.
- I przyrzekam ci, Annie… -
zacząłem, a swoje ciało zsunąłem mniej więcej do połowy jej tak, by moja głowa
znalazła się na wysokości jej brzucha. Podpierając się jedną ręką na materacu,
drugą uniosłem i podsunąłem w górę jej ciała biały podkoszulek. Odsłoniłem tym samym
jej wrażliwą, delikatną skórę, na której niewielkie fale drgawek widoczne były
dla mojego wyczulonego wzroku. - … że któregoś dnia pojawi się tu drobna kopia
ciebie i mnie… - przysunąłem usta do brzucha i ucałowałem go dokładnie,
przymykając przy tym powieki. - …i po odpowiednim czasie urodzi się zdrowa,
pełna energii do życia i świadoma, że nie wolno jej popełnić takiego błędu, jak
ja w okresie Świąt Bożego Narodzenia. – pocałowałem ją raz jeszcze w to samo
miejsce, po czym delikatnie położyłem głowę na odkrytej skórze i jedyne co
czułem, to jak jej oddech z nierównego staje się miarowy, a jej dłoń powoli
wplątuje się w moje kosmyki włosów.
- Don’t
make promises you can’t keep.
- I am not. I deserve
the worst, but you deserve the truth. And I am telling you the truth.
-
I hate Barbara Palvin and you know that.
-
Yep.
-
…And you won’t comment..?
-
You have strong arguments for that. I have to understand and respect
them.